Czy człowiekowi może być coś w życiu doczesnym zbędne i jednocześnie niezwykle potrzebne? Tak. To miejsce ostatecznego spoczynku, cmentarz. W Warszawie jest ich niemało, i to od dawna. Trudno więc uwierzyć, że naród tak mocno związany z Polską jak Żydzi bardzo długo musiał starać się o kirkut. Istniał takowy, co prawda, już w XV w., lecz stosunkowo krótko, a nowy założono dopiero w XVIII stuleciu. Historia powstawania żydowskich nekropolii w polskiej stolicy jest o tyle fascynująca, co tragiczna, jako że w okrutnych latach II wojny okazywały się one ogniwem zbędnym w drodze do wieczności.
Szpital dziecięcy. Budowa takiej lecznicy w latach 20. XX w. była nie lada wyzwaniem. Formalności z nią związane załatwił w magistracie jeden człowiek, społecznik, inżynier Mojżesz Koerner. A zalążek tej placówki dwie rodziny żydowskie ufundowały już 30 lat wcześniej!
I wreszcie: dom modlitwy, synagoga. Ta najbardziej znana powstała przy ulicy Tłomackie w 1878 r. Była naprawdę wspaniała, nie uchroniło jej to jednak przed zagładą. Pod koniec powstania w getcie Jurgen Stroop osobiście zadbał o wysadzenie bożnicy w powietrze...
To tylko nieliczne przykłady wielkich wizji, pełnych rozmachu ich realizacji, niesamowitej wręcz solidarności dla pożytku publicznego – dokonywanych przez przedstawicieli narodu, który ostatecznie w swoim mieście padł ofiarą ludzkiego okrucieństwa.
Na szczęście dziś niektóre z tych gmachów, odbudowane bądź tylko upamiętniane, swymi nazwami przypominają twórców, fundatorów, budowniczych... To o nich są te kartki.