Trudno być dwudziestodwulatką. W dodatku taką, dla której każdy dzień ze zwariowaną rodziną jest wyzwaniem! Matka ciągle wynajduje nowe diety, sposoby na życie i zajęcia, a przy tym bezustannie kłóci się ze swoim mężem. Starszy brat utrzymuje kontakt głównie z komputerem, a młodszy, zwany Smarkiem, jest nieprzewidywalny w realizacjach swoich szalonych pomysłów i ma zdecydowanie zbyt dużo energii.

Na urodziny chłopcy sprawiają swojej siostrze nieoczekiwany prezent - psa Killera, który podejrzanie przypomina bestię z morza. A to dopiero początek niespodzianek. Okazuje się, że dziadkowie, który mieli się rozwodzić - zostali pojmani w Tajlandii w trakcie swojej drugiej podróży poślubnej. Tymczasem matka zdążyła już wpaść na pomysł przygarnięcia mężczyzny poznanego przez Internet. Czy tajemniczy autor przewodników turystycznych, zupełnie nieprzystojny (no, może trochę) okaże się seryjnym zabójcą?

Autorka określiła swoją powieść mianem „romantycznej groteski z dużą dozą absurdu". I rzeczywiście - z urokiem, niezwykłym humorem i dystansem opisuje rzeczywistość, która otacza nie tylko ją i jej bohaterkę, ale nas wszystkich.

- Sto lat, kochanie! - wykrzyknęła Matka, brutalnie zdzierając ze mnie kołdrę (oraz dwa koce) i podstawiając pod nos mdło wyglądający torcik czekoladowy.

- Wszystkiego najlepszego! - rzekł godnie Włodzimierz, na głowie poprawiając sobie seledynową spiczastą czapeczkę.

Gdzieś z tyłu mignęły mi sylwetki Michała i Smarka. Włodzimierz położył na łóżku prezent, opakowany w zniechęcająco czerwony papier. Ciekawe co tym razem, książka czy płyta?

No tak. Książka o płytach.

- Dzięki - mruknęłam, zastanawiając się, kogo mogłabym obdarować arcyciekawą, zapewne, pozycją „Koncerty organowe na nośnikach CD - klasyka kontra nowoczesność".

- Nie ma za co, wiem jak lubisz organy - zaćwierkał Włodzimierz uradowany.

- A to ode mnie - Matka postawiła obok mojego, niestety, jeszcze oddychającego

ciała, podejrzany przedmiot o niepokojących gabarytach, nieudolnie zawinięty w ten sam czerwony papier.

- No dalej, otwórz! - zaszczebiotała.

Boga nie ma. Są chwile, gdy dochodzę do takiego wniosku. Kobieta, która od dwudziestu dwóch lat utrzymuje, że nosiła mnie w swoim łonie przez dziewięć miesięcy i trzy tygodnie, obdarowała mnie różowym świecznikiem z cekinami, z którego zwisały w nienaturalnych pozycjach cztery aniołki.

Zapadła grobowa cisza.

fragment