Owen Yeates... Cholerny, cwany twardziel... Nieważne, czy nazywa się Rick Deckard i poluje na androidy, czy może Garret albo właśnie Yates... Ich rozpoznaje się z daleka: borsalino, prochowiec, spluwa zdolna zatrzymać szarżującego tyranozaura, niewyparzona morda i smykałka do pakowania się w niewyobrażalne kłopoty... Zwykle na kacu i bez fajek w kieszeni... Prywatny detektyw. Z prywatnym biurkiem w norze, która - choćby stanął na głowie i wdzięcznie podskoczył - zawsze śmierdzieć będzie pieprzonym antykwariatem. W tę sprawę wszedł tak, jak wskakuje się do pędzącego pociągu. Bez biletu, bez pojęcia jak się wszystko zaczęło, z perspektywą przyśpieszonego zgonu zanim cokolwiek się wyjaśni. Ludzie zmieniają się w sadystyczne bestie. Każdy trop urywa się w ryku detonacji. Ci, którzy mają coś do powiedzenia milczą. Z gardłem rozharatanym od ucha do ucha niewygodnie się konwersuje. Więc rusz tyłek zanim ci go odstrzelą!