W dniu 1 lutego 2017 r. upłynęło dokładnie 300 lat od rozpoczęcia i zakończenia bez wątpienia jednego z najdziwniejszych, a jed¬nocześnie najważniejszych sejmów dawnej Rzeczypospolitej – Sejmu Nieme¬go, który rozpoczął swe oficjalne obrady na Zamku Królewskim w Warszawie, w Sali Senatorskiej, o godz. 9.00, a zakończył już około 16.00 uchwaleniem traktatu warszawskiego, kończącego konfederację tarnogrodzką i wojnę do¬mową, a także znacznej liczby konstytucji, wprowadzających ważne reformy w państwie. Jak to było możliwe, aby dokonać tego w tak krótkim czasie? Sejm Niemy należy bez wątpienia do tych niezwykle kluczowych dla losów państwa wydarzeń, o których pamięć nie funkcjonuje właściwie i adekwatnie do ich znaczenia, a ich obraz redukowany jest często do mitów i półprawd. Sejm z 1717 r. został zapamiętany już przez współczesnych przede wszystkim z tego powodu, że trwał nadzwyczajne krótko, że podczas obrad dopuszczo¬no do głosu niewiele osób i odczytano jedynie gotowe już konstytucje, bez dalszego nad nimi dyskutowania. Nie pamięta się dziś, poza ścisłym gronem historyków zajmujących się epoką saską, że postanowienia Sejmu Niemego wypracowano w wyniku żmudnych i wielomiesięcznych negocjacji toczo¬nych pomiędzy przedstawicielami króla i skonfederowanej szlachty (naro¬du politycznego), z przerwami w dniach 12 czerwca 1716 – 30 stycznia 1717 r., najpierw w Lublinie, później krótko w Kazimierzu, a najdłużej w Warsza¬wie, w pomieszczeniach dawnego kolegium jezuitów koło kolegiaty św. Jana. Sejm Niemy dość fałszywie zapamiętano również jako rzekomo odbyty pod dyktatem rosyjskim – car Piotr I, zdaniem niektórych, miał wręcz podyktować treść konstytucji. Tymczasem rzeczywistość wydarzeń z 1716 i 1717 r. była całkiem inna, znacznie bardziej złożona i niezwykle pasjonująca.¬