„Gdzie ja jestem? Scenografia zerżnięta z Matrixa, dwa ogromne, stare, skórzane fotele, ustawione przy małym okrągłym stoliku, partia szachów w trakcie. Podłoga mlecznobiała. Dookoła nic, biało, pusto po horyzont. Naprzeciwko mnie siedzi koleś, na oko z dziewięćdziesiąt wiosen w metryczce, wiem, że ma na imię Piotr, ale skąd się znamy, pojęcia nie mam. Tlenione owłosienie, na głowie nowa ondulacja. Ma na sobie lnianą, szarą kieculkę, przewiązaną grubym sznurem w pasie. Stopy bose, zasandalone. Retro w stylu Jerycho. – Co jest, Gusto, przestraszyłeś się, że tym razem nie dam ci wygrać? – Cooo? – zupełnie jakbym się naćpał. Znam gościa, co więcej, czuję się bardzo spokojny i bezpieczny w jego towarzystwie. Sytuacja dosyć niestandardowa, choć u mnie wszystko, co niestandardowe, zalicza się do normy […]” – fragment książki

Autorka o sobie:
Dla trzyletniego synka jestem epicentrum wszechświata, przyjaciele mówią na mnie Latarka, sama siebie postrzegam jako kobietę na bezustannym zakręcie życiowym. Pochodzę z małej miejscowości. Do Warszawy przyjechałam dwanaście lat temu. Praca, studia, samotne rodzicielstwo, odgłosy betoniarki za oknem na terenie budowy… Trochę we mnie z Natalii. Długie nogi do samej ziemi oraz zamiłowanie do jedzenia. Gosi dałam dumną zbroję w obronie wrażliwego serca i umiłowanie do utrzymywania iluzji szczęśliwości. Moje przekonanie o wyjątkowości umysłu i nieprzeciętnej inteligencji wylądowało w charakterystyce Lucy. Ale najwięcej ze mnie w Gustawie Konradzie, głównym bohaterze i narratorze powieści. Altruizm, zaufanie do losu, który z nieprzejednaną konsekwencją serwuje codziennie kolejne zaskakujące niespodzianki, paradoksalnie trochę szowinistyczne usposobienie i odwaga brania odpowiedzialności za wszystko, co już za mną i co jeszcze przede mną. Cały wachlarz czynności zarobkowych, poszukiwanie właściwego miejsca na tym „łez padole” i niedokończona partia szachów ze Stwórcą…