Artur Frysztacki "Streszczenie powieści Inne Nowe Życie Krzysztofa Godka"   Idąc za pierwszym odruchem towarzyszącym czytaniu powieści INŻ należy zacząć być może od jej opisu w terminach negatywnych, ponieważ to, co najpierw rzuca się tutaj w oczy to brak typowych rekwizytów atrakcyjności prozy. Jest więc bohater, ale jest on taki sobie, właściwie mało przykuwający uwagę; jest historia, ale jakaś krzywa i donikąd nie zdążająca; jest wreszcie język, który nie dodaje skrzydeł czytelnikowi nastawionemu na sprawne poruszanie się w przedstawianym świecie. Zrezygnowanie z tych rekwizytów jest rezygnacją z obłapiania czytelnika i przekonywania go do siebie, ale jednocześnie wcale nie wydaje się żadnym programowym posunięciem, nastawionym na jakiś konkretny efekt, czy też odwołującym się do jakiejś z góry powziętej koncepcji całości. Koncepcje, efekty i programy to raczej te rzeczy, którymi autor INŻ-a wydaje się być już na wstępie znudzony i zmęczony. I być może powieść ta, jeśli już doszukiwać się jej psychologicznej genezy, powstała z przemęczenia i doskwierającej potrzeby zaczerpnięcia jakiegoś oddechu. Stąd może ów widoczny tutaj podstawowy charakter Innego-Nowego jako tego, które stara się nie myśleć za bardzo o swojej odrębności, ale raczej tylko intuicyjnie podążać za tą początkową niechęcią, tym impulsem świeżego oddechu. Podążać dokąd, za czym? – Nie ma tutaj przecież celu, ani kulminacji, ani żadnych globalnych rozwiązań, jak tylko te na bieżąco – wykluwające się w biegu, pojawiające się z zaskoczenia, równie prędko odnotowywane, jak i porzucane, by iść wciąż na przód. Głos, który przenika tę powieść to nie głos kogoś, kto wie i opisuje, lecz kogoś, kto nie wie i jedyne, co mu pozostaje to badać, rozglądać się, coś być może rozświetlić gdzieniegdzie by zaraz potem zamazać, coś przelotnie uchwycić niby w iluminacji, by zaraz porzucić to zająć się czym innym. I tak do rozdziału XII włącznie czytający śledzi drogę głównego bohatera od jego dotychczasowego życia „w świat” oraz jego spotkania z na wpół widmowymi ludźmi, z którymi tylko „opór, niemożność, niedostępność”. Rozdział XIII wprowadza nagłe, lecz wyczuwalne dopiero po jakimś czasie, tąpnięcie związane z przybyciem Szika do domu wujka, w którym leży ciało niedawno zmarłej starszej kobiety. Tąpnięcie to prowadzi do stopniowego zaniku osoby głównego bohatera – rozszczepienia i ulotnienia tego, co dotychczas stanowiło oś opowieści.  W miejsce Szika wyrasta świat obrazów, głosów, rozrysowanych miejsc, pieśni i sytuacji, które mieszają się ze sobą, nawarstwiają i osuwają, dręcząc cały czas czytelnika jakimś niepokojem, ale też porywając go swoją poezją. Sam Szik powróci pod koniec by znów „Iść. Już. Iść.” a nawet „Idzidzić”, patrzeć, słuchać, wrócić, albo iść dalej, zatoczyć koło, albo kontynuować swoją podróż wzdłuż nigdy niekończącej się linii prostej. Całość tej powieści jest niezwykłym poetyckim przeżyciem – osób, miejsc, całego świata, jego realności i nierealności, świata, który w ostatnim zdaniu tej historii podsumowany jest dojmującym westchnieniem: „Chociaż”.