Współczesna Warszawa. Do miasta przybywają tym samym pociągiem dwie kobiety, Iwanka Matwijenko i Zofia Wolska. Iwanka jest młodą wiolonczelistką z Ukrainy, w Polsce chce zarobić na dom, który dzielić ma z Mykołą, także muzykiem. Jej narzeczony przetarł już polskie szlaki - od jakiegoś czasu mieszka w Warszawie, pracuje w pizzerii, a wieczorami gra w knajpie. Iwance także marzy się praca zgodna z jej wykształceniem, ale oczywiście, będąc Ukrainką, może co najwyżej zarabiać jako sprzątaczka lub gosposia. Zofia to leciwa właścicielka podupadłego gospodarstwa rolnego. Opuszcza je, by odwiedzić najmłodszego syna, Bronka. To jedyny z trójki jej potomków, który poradził sobie w życiu. Teraz, już jako Bruno, ma piękną żonę i świetnie prosperującą firmę komputerową. Wkrótce losy obu kobiet skrzyżują się ponownie. Miłość i marzenia o lepszym życiu, zazdrość i pogarda. Kosmowska napisała przejmującą powieść. Ukrainka mówi więcej o życiu emigracji zarobkowej w Polsce niż raporty socjologów i dziennikarzy.

 

- Już i granica - szept handlarki przechodzi w lament.

- Bagaż panienki żaden, to może moją paczkę, tę torbę kraciastą na chwilę? Jedną sekundę potrzymać przy sobie, póki nie pójdą... Nużda ciężka z bachorami, na utrzymaniu je mam, po córce łajdaczce je mam, co poszła z chałupy gdzie nie wiadomo do dziś, bajstruki zostawiła... - rozbrzmiewa żebracza litania. - I męża mam, mójbożechorego, choreńkiego... A żyć jakoś trzeba... Choć odechciało się, ale, co robić, pańska wola, nasza dola, raz matka rodziła, raz umierać mamy...

(fragment)