Elli maszerowała nieśpiesznie, delektując się niespotykaną w tej części miasta ciszą i niesamowitą aurą przesyconą zapachem niedawno padającego deszczu. Ciepłe promienie jesiennego słońca igrały na jej twarzy złocistymi plamami. Postanowiła skręcić w wąską uliczkę i uświadomiła sobie, że mimo iż zna stare miasto, tędy idzie po raz pierwszy. Nie docierały tu ożywcze promienie słońca, a chłód i półmrok wzbudzały niepokój. Przyśpieszyła kroku, chcąc niezwłocznie wydostać się z tego ponurego miejsca. Na końcu uliczki ujrzała bladozieloną, odrapaną i pordzewiałą bramę. Coraz gęstsze od wilgoci powietrze ponaglało ją do przekroczenia jej progu, a puste okna zimnych kamienic wołały: „Wejdź wreszcie, nie wahaj się, zaspokój ciekawość”. Nie mogła oprzeć się pokusie i któregoś dnia, wiedziona ogromną siłą, wreszcie odważyła się pchnąć ciężkie wrota i zniknąć we wnętrzu kamienicy. Tamten dzień na zawsze przeklął jej życie. Prześladujące ją i jej bliskich potężne i podstępne demony coraz mocniej zaciskały na nich swoje macki, wnikając w ciało i ogarniając umysł… równocześnie wypełniając go nieznaną dotąd mocą.