To książka przede wszystkim dla podróżników, wędrowców marzących o odległych wyprawach w egzotyczne i odludne miejsca. Jest to niezwykle precyzyjny opis zdobycia bieguna, niemal dzień po dniu. Autor jeszcze przed wyprawą szczegółowo przedstawia problemy, jakie będzie musiał napotkać podczas wyprawy, i pomysły, jak je rozwiązać; gromadzi, nie bez trudności, potrzebny sprzęt i ludzi. Od czasu lądowania na Antarktydzie opisuje swoje zmagania z zimnem, śniegiem, psami i ekwipunkiem. Nie pozbawiony poczucia humoru, ciepły i koleżeński, wrażliwy na antarktyczne piękno, do wszystkich uczestników wyprawy ma bardzo ojcowski stosunek. Ale równocześnie jest stanowczy i choć dopuszcza dyskusję, wymaga absolutnego posłuszeństwa względem podjętej decyzji. Świetny organizator i jednocześnie archetyp ojca. Chyba te dwie cechy pozwoliły mu osiągnąć sukces. Wyprawa idzie tak sprawnie, że kiedy Norwegowie docierają na biegun, czytelnik zadaje sobie pytanie: co? już? tak łatwo? Wszyscy przeżyli i nikt nie nabawił się nawet poważnych odmrożeń. Tymczasem zupełnie niedaleko umierał kapitan Scott nie osiągnąwszy wymarzonego celu...