„Już sama granica cieszy, bo celnicy zaglądający do każdego przedziału rozmawiają po polsku. Potem jeszcze pół dnia w pociągu przez te ziemie niczyje aż do Katowic, no i moje tarnogórskie dachowe mieszkanie. Lubię je, bo czuję się w nim tak, jakbym wcale nie był w Tarnowskich Górach. Na czwartym piętrze jest się daleko od tego, co na dole, nie słychać samochodów, nie ma Internetu, domofon co prawda pociągnięty, ale nie podłączony, za to widok z okien sięga daleko na południe. Mogę patrzeć na pociągi towarowe i osobowe. Najbardziej nostalgiczne są osobowe wieczorami i w nocy. Widać wtedy podświetlone puste wagony, w których z rzadka ktoś siedzi. A że ten widok jest od południa, to wydaje mi się, że jadą gdzieś tam daleko na południe, choć tak naprawdę tylko do Katowic” – fragment książki

Z Katowic na Kretę droga w tej książce prowadzi opłotkami, pełna jest zakrętów i wspomnień, nawarstwień i czasowych zapętleń. Autor traktuje pojęcie podróży na tyle szeroko, że pozwala kolejnym zdarzeniom i miejscom kojarzyć się z coraz to nowszymi, nie przestrzega przy tym zasad kartografii i chronometru. Turystyczne i rekreacyjne wycieczki łączą się tu z realizacją zawodowych zobowiązań tłumacza, a obserwacje dotyczące ludzkiej natury przechodzą gładko w sądy o mocy socjologicznej.