Wiktor Janukowycz mógł przejść do historii jako wielki reformator. Podpisując umowę z Unią Europejską, pozbawiał opozycję wszelkich argumentów. Nie byłoby Majdanu. Kolejne wybory prezydenckie odbywałyby się bez prawdziwego konkurenta. Lider – jak mówił o sobie – dalej grałby według sprawdzonej zasady rodem z rosyjskiej grypsery: „kidaj łocha”, czyli porzuć frajera, gdy tylko przestanie być użyteczny. Reguły panujące w półświatku, które wyniósł z czasów burzliwej młodości, Janukowycz stosował w polityce. „Łochami” byli dla niego unijni przywódcy, oligarchowie, opozycja, Rosjanie, najbliżsi współpracownicy. Jedynym panem miał być on sam.

Przyglądając się z bliska kryminalnej logice tej władzy, łatwiej zrozumieć, dlaczego tak szybko się rozpadła. Zasada „kidaj łocha”, która wyniosła Janukowycza do władzy , była równocześnie źródłem jego upadku. Ta książka jest właśnie o tym. O tym jak car staje się „łochem”.

Czytałem z ogromnym zainteresowaniem, a czasem i z zapartym tchem, niczym dobry kryminał. Mimo że byłem świadkiem i w jakimś sensie uczestnikiem opisanych wydarzeń, dowiedziałem się dużo nowego. Dobra dziennikarska robota.

Jurij Andruchowycz