Birobidżan miał być dowodem na to, że rewolucyjna energia dotrze do najodleglejszych zakątków radzieckiego państwa. Że „ex nihilo" powstanie nowe żydowskie życie i żydowski socjalistyczny człowiek. Ambitny projekt wymagał jednak walki z naturą, planowania i uporu. Ale przede wszystkim ludzi: personelu zarządzającego, administracji, budowniczych. Ci, którzy chcieli wziąć udział w tym wielkim przedsięwzięciu, uciekali przed głodem, nędzą, brakiem perspektyw, antysemityzmem, opresją. Gonili marzenia o normalności. Chcieli mieć pracę i nadzieję.
Droga do Birobidżanu, stolicy Żydowskiego Obwodu Autonomicznego, była jednak bardzo daleka, a podróż okazała się pierwszym wyzwaniem dla tych, którzy uwierzyli w sens budowy żydowskiej autonomii. Potem było jeszcze trudniej. Osadnicy walczyli zarówno z niedającą się poskromić naturą i przeciwnościami losu, jak i z nowym porządkiem gospodarczym i ideologicznym. W opowieściach tych, którzy do Birobidżanu dotarli, nie ma mitu żydowskiej ojczyzny, słychać za to gorycz przegranej.
Dziś żydowskość jest w Birobidżanie „marką”. W tamtejszej filharmonii restaurację „w żydowskim stylu” otworzył Chińczyk. Na pamiątkę można sobie przywieźć talerzyk z menorą albo figurkę Żyda. Wyprodukowane w Chinach…

„Z białoruskich i ukraińskich sztetli jadą tysiące kilometrów, by karczować tajgę i budować nową ojczyznę. Ma to być żydowski kraj, ale wkrótce Izaak stanie się Igorem, Abram – Arkadijem, a Ruchele – Rozą. „Obrusiejut” całkowicie. Autorka prowadzi nas przez historię ziemi obiecanej w wersji sowieckiej, odsłaniając mechanizmy ukrywające się za hasłami internacjonalizmu i braterstwa narodów. Wnikliwie przygląda się dzisiejszej fasadowej «modzie na żydowskość» i wielokulturowości Birobidżanu. Może nam się to wydać niepokojąco znajome” – Aneta Prymaka-Oniszk