W pierwszej połowie siedemnastego stulecia Descartes należał jeszcze nie tyle do grona postępowych medyków, co raczej wizjonerów i planistów, torujących dla przyszłych pokoleń drogę prowadzącą do wyzwolenia od niedogodności nietrwałego ciała, której przeznaczeniem było nawiązanie przez człowieka ściślejszych relacji z całą przyrodą. To bowiem jest przewidywanym skutkiem działań z zakresu nauk, do których należą rozwiązania medyczne, że uzdrowione ciało ludzkie, nigdy nie będąc izolowane i stanowiąc genetycznie część całego materialnego uniwersum, ma zostać z nim lepiej zintegrowane. To owa nieograniczona fizyczna rozciągłość, której wspomniane ciało jest tylko fragmentem, stanowi dla Descartes’a jedyne pewne pole jego działań jako rzeczy myślącej. Mówiąc w skrócie: jako taka, dusza ludzka, z uwagi na swe naturalne uposażenie, jest zobowiązana do poświęcenia swojego czasu i zdolności na zaznajomienie się z warunkami umożliwiającymi przedłużanie zdrowia i życia materii, z jaką została połączona. Zjednoczona zaś jest z ciałem konkretnego człowieka, którego żywotne interesy zostają odtąd rozpoznane jako dające się szacować oraz diagnozować w pytaniu o to, jak się ów „człowiek cielesny” czuje. Dodajmy jeszcze jedno. Otóż, od chwili, kiedy możemy o sobie powiedzieć, że odczuwamy swoje ciało i się z nim utożsamiamy, przestaje ono być częścią materialnie rozumianego wszechświata, a zaczyna być naszą, palącą nas sprawą; tym, co określa nosze miejsce w przestrzeni tego świata, ale nie jako rzecz posiadającą rozmiary, lecz jako materię specyficznie odczutą, odczutą aż do bólu. W tym związku człowiek nie tylko nie łączy się już z resztą przedmiotów, ale nawet z którymkolwiek z innych ludzi. Jest sobie dany bez jakichkolwiek zapośredniczeń, ale dokonuje się to w objęciu wszechogarniającego go cierpienia, z którego może go uwolnić znający tajniki natury ciała lekarz.

Ze Wstępu: Dlaczego medycyna?