Opowieść, której kluczem jest odnalezienie drogi do samego siebie… Z pewnością zastanawiałeś się kiedyś, czy świat, który znasz, naprawdę jest najlepszym miejscem do życia. Zapewne zgodzisz się też ze stwierdzeniem, że każdy powinien żyć w harmonii ze sobą i innymi – jak doskonale wiesz, nie jest to łatwe. Zwróć więc uwagę na fakt, że w dużej mierze to religie nie odzwierciedlają tego, co w człowieczeństwie najważniejsze… Zatem jak znaleźć drogę, żeby żyć w pełni? Czy istnieje ktoś, kto udzieli niezbędnych wskazówek, aby osiągnąć ten upragniony cel? Pewne jest tylko jedno – że odnalezienie klucza do swojego wnętrza pozwala spojrzeć na świat bez okularów korygujących jego obraz. Powieść Marcina Ksela będzie dla każdego czymś zupełnie innym, jednak absolutnie każdy znajdzie tu słowa kierowane prosto do niego. A i teraz, mając ponad czterdzieści lat, wciąż nie wyrosłem z płaczu! Podczas manewrów „Anakonda” i po nich, gdy szedłem bardzo trudną drogą, rozpowszechniając wśród ludzi ideę zjednoczenia wszystkich religii świata, wiele razy płakałem w swoim pokoju, rozmawiając z Vigą, ale to ze wzruszenia i wdzięczności za wsparcie, jakie od Niej dostawałem. Droga, którą przeszedłem, była usłana tysiącami upadków, w których traciłem nadzieję na zjednoczenie. W swoich działaniach i myślach wołałem ludzi, by ktoś mnie usłyszał, kiedy wszyscy milczeli. Swoje nadzieje opisywałem na Facebooku, po prostu szarpałem się sam ze sobą w beznadziejnej sytuacji. To było jak uderzanie głową w mur i upadanie z powodu braku jakichkolwiek rezultatów!