Dwie siostry adopcyjne, Lisa-Xiu i Lin-Shi – urodzone w Chinach, a wychowane w Holandii – powracają do swojego macierzystego kraju. Ich rodzice, Dido Michielsen i Auke Kok, relacjonują tę niezwykłą podróż – nie tylko do obcego państwa, ale również do prawie całkowicie nieznanej przeszłości. We czworo odwiedzają domy dziecka, w których swego czasu przebywały dziewczynki. Autorzy z pełną otwartością opisują rodzące się emocje, zarówno swoje, jak i dzieci. Lisa-Xiu i Lin-Shi. Córki z Chin to ekspresyjna, pełna miłości opowieść, napisana lekkim piórem, sięgająca głębiej niż w geograficzny wymiar Chin. Jest to relacja z podróży duchowej dotykająca delikatnych kwestii: Co oznacza adopcja dziecka z zupełnie odmiennej kultury? Co oznacza bycie dzieckiem adoptowanym?

 

Dido Michielsen jest pisarką i dziennikarką. Pisze dla opiniotwórczych czasopism i gazet w Holandii, ale również dla prasy kobiecej, najchętniej z pozycji osoby zainteresowanej człowiekiem. Wydała wcześniej dwie książki o adopcji: pierwszą o procedurze adopcyjnej, a kolejną o problematyce rodzin adopcyjnych. Fascynuje ją znaczenie rodziny, a dokładniej – miłość matki biologicznej i adopcyjnej. Uważa, że rodzic adopcyjny ma zadanie nauczyć dzieci akceptacji faktu porzucenia. Wymaga to bezwarunkowej miłości i wyczucia, kiedy trzeba zachować dystans, aby stworzyć dzieciom możliwość kształtowania własnej przestrzeni. Zdaniem jej czytelników, jest to nie mniej ważna umiejętność również dla rodziców biologicznych.

 

Auke Kok zawsze chciał uchodzić za wszystkowiedzącego historyka, co zaowocowało książkami o historii piłki nożnej, pirackiej radiostacji radiowej i o zbrodniarzach wojennych. Odniosły one zasłużony sukces na rynku holenderskim. Tym razem ruszył na poszukiwanie odpowiedzi nie w archiwach i wywiadach, ale we własnym sercu. Uczucia jako materiał pisarski to jednak coś zupełnie innego. Odwiedził domy dziecka, z których pochodzą jego dzieci, miejsca, w których zostały porzucone jako niemowlaki. Podziwiając wysiłek swoich córek, który doprowadził je do duchowej harmonii, odkrył w sobie myśli, których nawet nie podejrzewał. Po raz pierwszy pisanie przyszło samo z siebie, jakby prowadziła go pomocna dłoń małych muz – jego najcenniejszego skarbu.

 

Warto sięgnąć po ten osobisty dziennik podróży. To opowieść o życiu niezwykłej rodziny i preludium do wspanialej przyszłości. Książka dodaje otuchy i przypomina o wartościach, o które warto wspólnie walczyć. Darek Olejniczak serwis Lektury Reportera, fragment recenzji „Niełatwo odnaleźć się w Chinach”