Gdy wreszcie Markowi Majewskiemu udało się dotrzeć na Zachodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych, San Francisco zafascynowało go swoimi kiermaszami ulicznymi. Zaczął je utrwalać na filmie z myślą o przyszłym albumie fotograficznym. Wielokrotnie − patrząc w wizjer kamery − komponował kadr na jedną stronę lub dwie strony, lub też na małą wstawkę w te zdjęcia. Album jest niezwykle unikalnym przykładem synchronizacji pracy fotografa i grafika.To, co tam widział, już samo w sobie było historią „Summer of Love”, która „przewaliła” się przez konserwatywne Stany jak tajfun. To tutaj − pod koniec lat 70., 80. − miała początek historia wolności gejów, którzy zjeżdżali na swój kiermasz uliczny z całego świata. Ten zamrożony, historyczny moment można zobaczyć w rozkładówce z kinem Castro, gdzie na markizie widnieje „double future”, „Boys in the band” i „Outrages” − sztandarowe gejowskie filmy tego okresu.  Marek  Majewski długo nie mógł znaleźć pomysłu na otwarcie rozdziału o Haight-Ashbury, aż na jednym z kiermaszów znalazł stare volvo ze zbitym przednim reflektorem (razem z VW to dwie byłe kultowe bryczki hippisów). Wtedy to zaskoczył w jego świadomości podtytuł do tego zdjęcia – tutaj, poza extazą na LSD, ktoś znalazł  „broken dreams”, które wykoleiły mu młodość właśnie na Haight-Ashbury. Dopełnieniem tej rozkładówki jest fotka starego hippa zapatrzonego gdzieś w perspektywę tłumu dzieci kwiatów i tutaj można przytoczyć refren ówczesnego szlagieru: „...jeśli jedziesz... do San Francisco, to włóż kwiaty w swoje włosy…”. Album „Hotel Kalifornia” może zainteresować kilka pokoleń Polaków, rówieśników autora, którzy nigdy nie mieli szansy, aby tam pojechać, również młodych, bo słyszeli o tym tylko z opowieści o dziwnej treści.