Wkraczacie w świat cudownie schorowanych pomysłów, nie musicie nawet zapinać pasów, tym zajmą się sanitariusze – po lekturze.

Bez znieczulenia to kilkadziesiąt mikroświatów składających się na obraz Polski odbity w źrenicach Juliusza Wojciechowicza. Świat przedstawiony daleki jest od obiektywizmu, językiem lepkim od porównań autor serwuje nam przekąski tak cholernie ciężkostrawne, że jeszcze długo odbijają się czkawką przemyśleń, nasze umysły łączą się na krótkie chwile z umysłami protagonistów, przez co jeszcze mocniej dostaje się czytelnikowi po głowie. Opowiadania, niczym płonące kielony wódy, spływają do gardeł, w pierwszej kolejności wywołując szok. Potem przychodzi czas na śmiech, refleksję, wstyd, a nierzadko złość lub po prostu smutek. Pozostawcie więc lepiej nadwrażliwość w realnym świecie.

 

Uwaga: środków znieczulających nie załączono.