Tak się tylko zdawało Białemu Kapitanowi- bohaterowi powieści, że osiągnął już swój cel. Wystarczyła krótka wzmianka prasowa, ujrzana przypadkiem w jednych z dzienników, aby odsunął on na bok dalekosiężne syberyjskie plany i wsiadł do pierwszego pociągu zdążającego w przeciwnym kierunku.Nie jest łatwo wskazać ludziom, pochłoniętym walką o bogactwo, drogę właściwą, opartą na prawdziwie chrześcijańskich wartościach.Kogo więc miała na myśli Elza, mówiąć: "Pogubiły się okręty zbłąkane, bezradne, rozmiotane przez dmę nordową po szerokim obliczu morza..."? Syberyjskich poszukiwaczy złota, czy może samego Białego Kapitana? "Najważniejsze podobieństwo bijące w oczy stanowi obojętność dużych, hałaśliwych, bogatych, rozpętanych w biegu miast dla nędzarzy, dla słabych i upadających ze znużenia, a jednocześnie najżywsze, niemal brutalne zainteresowanie się każdym człowiekiem, który nagle wybił się ponad tłum i od tego tłumu nic dla siebie nie żąda..."