Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Seks, sztuka i alkohol - ebook

Rok wydania:
2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
59,00

Seks, sztuka i alkohol - ebook

Andrzej Klim zabiera nas w podróż do barwnych lat sześćdziesiątych, kiedy w warszawskim SPATiF-ie dyskutowano Heideggera i szanse odzyskania niepodległości, Czesław Niemen koncertował w Stodole, a w sylwestrową noc Szampanskoje Igristoje lało się strumieniami. Pokazuje szerokie spektrum życia kulturalnego w ponurym PRL-u, zaprasza do kultowych miejsc, kabaretów, klubów studenckich, odsłania kulisty życia towarzyskiego w ośrodkach wypoczynkowych i sanatoriach, a także osobliwości rozrywek kultywowanych w kręgach dyplomatycznych.

Kategoria: Socjologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-01-21762-4
Rozmiar pliku: 10 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZAMIAST WSTĘPU

Światowe życie, szum i gwar,

Feerią neonów błyszczy mleczny bar!

Porcję leniwych zjadam a la fourchette

I syty, i szczęśliwy czuję się wnet!

Właśnie wpłaciłem pierwszą z rat,

Nową syreną jadę w wielki świat,

Mijając setki równie wytwornych aut,

Na bal spółdzielców czy działaczy raut!

Wszystkiego dotknąć, wszystko prawie wolno zjeść mi,

Każda kanapka warta chyba z pięć czterdzieści,

Tu wznoszę toast, ówdzie rzucam kilka zdań,

W krąg czeskie kolie i kreacje pięknych pań!

Cichnie przyjęcie, czeka mnie

W nowym segmencie kolorowy sen,

Zamawiam więc budzenie, wyłączam prąd,

By jutro znowu ruszyć w wielki monde!

Więc nie trzeba, proszę państwa – co tu kryć –

Robić kantów ani badylarzem być,

Czyś robotnik, czy literat, czy też kmieć –

Jeśli spojrzysz odpowiednio – możesz mieć:

Światowe życie, przygód sto,

Sweter z CeDeTu, metka z PKO!

Żubrówka równie dobra, jak Black and White

I jak z Broadwayu program – Warsaw by night!

Choć gwiazd z estrady śpiewał chór,

Że nie dla Ciebie samochodów sznur,

Ty się z pogardą krzywisz i prężysz tors –

Inne ma zdanie na ten temat ORS!

W południe kawka – po niej lepiej się pracuje,

W krąg przemysławki europejski zapach czujesz,

Dyskretny kelner na twój każdy gest się zgłasza,

Wieczorem PAGART na sto imprez cię zaprasza...

Po co ci więcej? Taką masz

Geograficzną długość, słowiańską twarz,

Więc się zachłyśnij aż do utraty tchu

Światowym życiem ze mną właśnie tu!

Światowym życiem ze mną właśnie tu!

Wojciech Młynarski, Światowe życie, fragment1
ALE WKOŁO JEST WESOŁO…

Kiedy Maria Dąbrowska obserwowała na niestniejącym już stołecznym Stadionie X-lecia występy młodych ludzi z całego świata w ramach V Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów, nie zdawała sobie sprawy z tego, że oto jest świadkiem zalążka rewolucji obyczajowej w Polsce. Wielka humanistka zanotowała w Dziennikach to, co ją zafrapowało: „Sam stadion, z delegacjami równie kolorowymi tak co do skóry, jak w strojach, też wyglądał nieludzko, jak zaczarowane jezioro kołyszących się barwnych fal. Słowem ludzkość w charakterze ornamentu, lecz ornamentu czego? I skąd w człowieku bierze się potrzeba stawania się ornamentem?”. Takich przemyśleń nie miało zapewne trzydzieści tysięcy młodych ludzi ze 120 krajów, którzy przyjechali na przełomie lipca i sierpnia 1955 roku do Warszawy przede wszystkim się bawić. Ci z Zachodu ciekawi byli ludzi z kraju zza „żelaznej kurtyny”, ci ze Wschodu – do czasu festiwalu nie wiedzieli, jak smakuje coca-cola, nie wiedzieli, jak zauważyła poetka Agnieszka Osiecka, że ulice podczas uroczystości można dekorować różnokolorowo, a nie tylko na czerwono.

Jacek Kuroń mówi wprost, że festiwal miał dla polskiej młodzieży znaczenie wręcz rewolucyjne, porównywalne z tym, jakie wywarły na świadomości politycznej Polaków relacje z życia najważniejszych prominentów partyjnych, ogłoszone na falach radia Wolna Europa przez zbiegłego na Zachód ubeka Józefa Światło. „Przyjechali ze świata kolorowi, młodzi ludzie, którzy tańczyli, śmiali się, byli gotowi dyskutować na każdy temat, nie bali się żadnych tabu. Festiwal (...) ujawnił całe zakłamanie i fałsz tego stylu życia, który był lansowany jako postępowy. Okazało się, że można być postępowym, a jednocześnie bawić się życiem, nosić kolorowe ubrania, słuchać jazzu, bawić się i kochać”.

Festiwal Młodzieży zrobił wyłom w polskiej obyczajowości w roku, w którym zmarł Albert Einstein, w Pradze stanął pomnik Stalina, Elvis Presley wystąpił po raz pierwszy w telewizji, ostatnie oddziały Armii Czerwonej opuściły Austrię, a General Motors jako pierwsza amerykańska korporacja osiągnął ponad miliard dolarów zysku.

W Polsce w tym czasie Adam Harasiewicz został zwycięzcą V Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, w Warszawie oddano do użytku Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina, Uniwersytet Poznański przemianowano na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza (w setną rocznicę śmierci wieszcza) i powstał Totalizator Sportowy.

Niecały rok później, w marcu 1956 roku, zmarł w Moskwie Bolesław Bierut, I Sekretarz KC PZPR (jak plotkowała warszawska ulica, zaszkodził mu „tajny referat” I Sekretarza KC KPZR Nikity Chruszczowa, wygłoszony na zjeździe sowieckich komunistów, w którym obciążył Stalina popełnionymi zbrodniami), a w czerwcu w Poznaniu władza ludowa wprowadziła w życie słowa premiera Józefa Cyrankiewicza o odrąbaniu ręki, którą na ową władzę podniósłby jakikolwiek szaleniec. I władza kazała strzelać do robotników, którzy wyszli na ulice, aby upomnieć się o godność i swoje prawa.

Jednak pięć miesięcy później nastąpił polski Październik – władzę jako I Sekretarz KC PZPR objął zwolniony z odosobnienia Władysław Gomułka. Entuzjazm ludzi był ogromny, Gomułka był symbolem odnowy, świat uważał go za charyzmatycznego przywódcę. Niektórzy zastanawiali się jednak, dlaczego premierem pozostał Józef Cyrankiewicz. Odpowiedź przyszła bardzo szybko – w roku 1964 w Komitecie Centralnym próżno byłoby szukać zwolenników październikowego kursu. Zostali sami twardogłowi. Zawiedzionemu odejściem od rewolucyjnych zmian społeczeństwu władza zaczęła podsuwać smakowite kąski. A to mieszkanie (co z tego, że mikroskopijne i ze ślepą kuchnią, skoro wcześniej w zniszczonym wojną kraju nie można było nawet o tym pomarzyć), a to talon na samochód (co prawda syrenkę, ale wcześniej dostępne były z rzadka wołgi i to tylko dla niektórych). Ludzie zaczęli rozglądać się za tym, jak owe wymarzone M3 wyposażyć, nie w głowie im była walka o „socjalizm z ludzką twarzą”. Kiedy więc w 1962 roku Tadeusz Różewicz opublikował dramat Świadkowie albo Nasza mała stabilizacja, przeniesienie tytułu na okres rządów Gomułki było tylko kwestią czasu. Jedni utożsamiali pojęcie „stabilizacja” z zastojem, inni – odczytywali pozytywne znaczenie tego pojęcia, przeszkadzał im jednak przymiotnik „mała” kojarzący się z niskim poziomem.

Jako tako nakarmione społeczeństwo, które nie musiało już stać w kolejkach po podstawowe artykuły, chciało się bawić. Szukało rozrywki innej niż dotychczas preferowane przez władze: tańce ludowe i pieśni masowe, inteligentnej, czerpiącej z wzorów zachodnich. Stąd wysyp kabaretów, fenomen Piwnicy pod Baranami i polskiego big-beatu. No i rozkwitł największy imprezowicz w Polsce – telewizja. Ale gdy społeczeństwo bawiło się, władza szykowała kolejny szok – antysemicką akcję w 1968 roku, która oprócz tego, że skrzywdziła tysiące Polaków pochodzenia żydowskiego, zmuszając ich do emigracji, była zapowiedzią tego, co miało nastąpić za dwa lata – końca epoki „małej stabilizacji”. Nadeszły inne czasy i inne rozrywki...2
NIE MA JAK POMPA

Przyjęcia, rauty, party z bardziej lub mniej oficjalnych okazji gromadziły całą „warszawkę” w miejscach, w których trzeba było się pokazać, lub u osób, u których trzeba było bywać, aby nie wypaść z towarzyskiego obiegu.

Szczytem marzeń towarzyskiego warszawskiego high life’u w latach sześćdziesiątych było zaproszenie do udziału w przyjęciach dyplomatycznych wydawanych przez ambasady różnych krajów z okazji świąt narodowych bądź wizyt znamienitych gości. Największą wartość miały zaproszenia z ambasad państw zachodnich: tam zjawiali się przedstawiciele towarzystwa i tego hołubionego przez władze PRL-u, i tego sekowanego. Do placówek dyplomatycznych krajów socjalistycznych osoby negujące obowiązujący system światopoglądowy nie były zapraszane.

W 1957 roku Warszawę odwiedził Ho Chi Minh, komunistyczny przywódca Wietnamu Północnego. Na przyjęcie, które wydał on w dawnym Pałacu Prymasowskim przy Senatorskiej, zaproszono oczywiście partyjnych i państwowych działaczy (jeśli zapraszali dyplomaci z bratnich państw socjalistycznych, to w tej kolejności) oraz luminarzy życia kulturalnego. Wśród tych ostatnich pojawił się pisarz, działacz i pieszczoch PRL-owskiej władzy Jarosław Iwaszkiewicz z małżonką Anną. Przyjęcie pisarzowi i eks-dyplomacie (przed wojną pracował przez pewien czas w polskim przedstawicielstwie w Danii) nie przypadło do gustu. „Przyjęcie nie było ładne. Oczywiście dlatego, że było ciasno: jedna tylko sala służąca zarazem za jadalnię i salę do konwersacji” – zanotował pisarz. Iwaszkiewiczowi nie podobała się również rozmowa z gospodarzem przyjęcia. Nazwał ją „banalną” i „emfatyczną”. Zachwyciła go natomiast własna... żona (co wydaje się tym bardziej zaskakujące, że preferencje erotyczne pisarza nie były tajemnicą). „Wyglądała w tym całym towarzystwie, jakby zeszła z księżyca. Nie pasowała do tego całego dobrze odżywionego, ordynarnego zebrania, wyglądała tak eterycznie i zarazem tak pięknie, że można było ją wziąć za anioła”. Ale Anna Iwaszkiewiczowa namówiła męża na udział w raucie nie dlatego, aby być podziwianą w kreacji autorstwa Józefiny Jędrzejczakowej, córki gospodyni Iwaszkiewiczów na Stawisku, lecz liczyła na spotkanie tam Władysława Gomułki. Towarzysz Wiesław jednak przyjęcia swoją obecnością nie zaszczycił.

Być może dlatego, że I sekretarz nie czuł się zbyt pewnie na dyplomatycznych salonach. Po Warszawie krążyła anegdota, trudno stwierdzić, czy prawdziwa, ale kapitalnie oddająca mentalność Gomułki. Podczas przyjęcia w ambasadzie francuskiej podano jako jedno z pierwszych dań owoce morza oraz misy z wodą z plastrami cytryny przeznaczone do umycia rąk. Towarzysz Wiesław, będąc spragniony, a nie znając etykiety, miał się owej wody po prostu napić. Po fakcie dyskretnie mu wytłumaczono, do czego owa woda z cytrusami służy. Kiedy więc pod koniec przyjęcia wniesiono poncz z pływającymi plastrami cytrusów, Gomułka w wazie z napitkiem umył ręce...

Iwaszkiewicz grymasił, że podczas dyplomatycznych przyjęć bywa zwykle ten sam zestaw gości. 8 czerwca 1961 roku, po raucie w ambasadzie Szwajcarii, zanotował: „Adam Nagórski, Tatarkiewiczowie, Lorentzowie, Szyfmanowie. Ktoś pewnie zapisuje w tej chwili: zawsze ci sami Iwaszkiewiczowie. Zadziwiająca trwałość »towarzystwa« mimo zmian ustrojów, wojen, przekształcenia się obyczajów”. Natomiast 26 października tego samego roku uczestniczył w śniadaniu wydanym w pałacu w Jabłonnie na cześć Elżbiety, królowej Belgów, i jej najmłodszej córki, księżniczki Marie-Jose. Zatrzymały się w Polsce, wracając z wizyty w Chinach i ZSRR. Iwaszkiewicz znał już królową Elżbietę – był przez nią przyjęty podczas wizyty w Belgii, a w roku 1955, kiedy królowa gościła w Polsce podczas V Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego, pełnił honory gospodarza i opiekuna dostojnego gościa. Wtedy to wydał na jej cześć w Stawisku śniadanie („jak wszyscy wiedzą, Iwaszkiewicz był snobem. Trzeba było komunizmu, żeby mógł gościć u siebie w domu na śniadaniu królową...” – żartował po latach wielki kompozytor Witold Lutosławski, biorący również udział w tym przyjęciu). Doszło wtedy do popełnienia faux pax wobec zasad zachowania się przy stole. Zamiast odpowiednich sztućców do jedzenia ryby (szeroki i tępy nóż), podano dwa widelce. Królowa, która nie wiedziała, do czego mają służyć owe dwa widelce, nie zaczynała jeść ryby, czekając na odpowiednie sztućce, a skoro gość honorowy nie zaczynał jeść, to nikomu przy stole nie wypadało...).

Dwaj adwersarze: Jarosław Iwaszkiewicz i publicysta oraz poseł i muzyk Stefan Kisielewski, uczestniczyli w tym samym przyjęciu w ambasadzie Francji z okazji święta narodowego 14 lipca 1969 roku. W swoich dziennikach żaden nie wspomina, czy spotkali się, obaj natomiast zgodnie raut skrytykowali. „Okropne było przyjęcie, skąpe do niemożliwości, z drzwiami do ambasady zamkniętymi na klucz i wszyscy na wygonie” – zanotował Iwaszkiewicz. „Ludzi straszne masy, przygotowali przyjęcie w ogrodzie, a tu deszcz lał jak z cebra. Czekaliśmy na wejście w ogonie blisko kilometrowym, płaszczy nie było gdzie kłaść, istna klęska żywiołowa” – odnotował Kisielewski. Obaj panowie wymieniają za to długą listę znajomych, których tam spotkali, oraz oficjeli. Na pierwszym miejscu – premiera Józefa Cyrankiewicza. Iwaszkiewicz ubolewa, że Cyrankiewicz go nie lubi i daje temu wyraz zachowaniem, Kisielewski podkreśla zaś, że „rzecz jasna” nie ukłonił się Cyrankiewiczowi. Cyrankiewicz za to ukłonił się, i nie tylko ukłonił, Krystynie Mazurównie, ówczesnej gwieździe polskiego tańca nowoczesnego. W ambasadzie znalazła się jako partnerka Krzysztofa T. Toeplitza, publicysty i pisarza. „W absolutnej ciszy Cyrankiewicz, który szedł na czele, rozejrzał się dookoła, po czym pewnym krokiem skierował się po murawie... tak, ku mnie! Podał mi rękę, skłonił się, jakby do ucałowania mojej urękawicznionej dłoni, a po bacznym przyjrzeniu się i wypowiedzeniu kilku banałów oddalił się, a z nim cała chmara oficjałów” – wspomina Mazurówna. Cała „warszawka” obecna na przyjęciu komentowała zachowanie premiera. Jedni mówili, że Cyrankiewicz pomylił Mazurównę z kimś innym, inni (to zapewne opinia „życzliwych” koleżanek), że tancerka miała być kolejną ofiarą łasego na kobiece wdzięki polityka, ale przyjrzał się jej z bliska i... zrezygnował. W pamięci tancerki został jej specjalnie na tę okazję przygotowany strój (sukienka z zasłony w kolorowy filmdruk: na szyi obcisły golfik, gołe ramiona, u dołu króciutka, dekolt w trapez, ale na wysokości brzucha pokazujący pośrodku pępek, do tego czarne rękawiczki powyżej łokci i wielki słomkowy kapelusz z Paryża) oraz menu (oliwki – „fuj! wydały mi się obrzydliwe! zupełnie nie słodkie!”, mikroskopijne kanapeczki – „to już lepsze mmm!” i ptasie mleczko „ach, jakie wspaniałe! wepchnęłam też, ile mogłam, do koronkowej torebeczki”).

Bywały i poważniejsze dyplomatyczno-towarzyskie skandale. Maria Dąbrowska sprowokowała taki podczas pobytu w roku 1956 w Sztokholmie na obradach Światowej Rady Pokoju, jak określiła to sama pisarka: „stypie” ruchu obrońców pokoju – organizacji skupiającej lewicujących artystów i naukowców. Dąbrowska była członkinią polskiej delegacji, natomiast w radzieckiej uczestniczyła pisarka Wanda Wasilewska, komunistka, współtwórczyni armii generała Berlinga, córka wielkiego polskiego polityka, patrioty i socjalisty Leona Wasilewskiego, która jeszcze przed II wojną światową jako ojczyznę wybrała sowiecką Rosję. W hotelu Carlton zaplanowano spotkanie towarzyskie, w którym, jak zapewniano Dąbrowską, mieli uczestniczyć tylko polscy delegaci. Kiedy pisarka przybyła do hotelu, wziął ją pod rękę Ostap Dłuski, działacz Ruchu Obrońców Pokoju, pytając: „Znasz Wandę Wasilewską?”. Dąbrowska jej nie znała, a co ważniejsze – nie miała zamiaru poznawać „tej renegatki” i, gwałtownie zabierając rękę, dała temu wyraz. „Usłyszałam, bardzo zdetonowana, że Anna mówi: »Zlituj się, Maryjko«, a Iwaszkiewicz: »Właśnie – to Jasia to urządziła. Miała być tylko polska delegacja«. W rezultacie kolacja odbyła się w nastroju jak u Dostojewskiego. Wasilewska siedziała o dwa miejsca ode mnie. Jarosław pił dużo i nazajutrz zachorował na serce (a teraz w Warszawie podobno opowiada, że to przeze mnie). (...) nazajutrz z satysfakcją stwierdziłam, że miałam rację, unikając zetknięcia się z Wasilewską” – opisuje incydent Dąbrowska. Otóż podczas obrad plenarnych do stolika polskiej delegacji podeszła właśnie Wasilewska i zwróciła się do Broniewskiej: „Chodź na kawę. Co wy tu siedzicie w tej Berezie. To przecież jest prawdziwa Bereza te sesje”. Te słowa – porównanie do sanacyjnego obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej – ogromnie oburzyły Dąbrowską.

Oficjalnym uroczystościom, jak jubileusze artystów, towarzyszyły spotkania towarzyskie. Ich rozmach zależał od uznania, jakim bohaterowie wydarzenia cieszyli się w oczach decydentów. Lucjan Rudnicki, pisarz i działacz ruchu robotniczego, 6 stycznia 1962 roku z okazji 80. urodzin doczekał się zaledwie zaproszenia na herbatkę do Belwederu. Wypił ją w towarzystwie ówczesnego Przewodniczącego Rady Państwa Aleksandra Zawadzkiego i kilku partyjnych notabli oraz kolegów po piórze, jak Jerzy Putrament, Władysław Broniewski i Jarosław Iwaszkiewicz.PRZYPISY

Dąbrowska M., Dzienniki powojenne 1955–1959, t. 3, Warszawa 1996, s. 36.

Osiecka A., Szpetni czterdziestoletni, Warszawa 1985, s. 49.

Kuroń J., Żakowski J., PRL dla początkujących, Wrocław 1995, s. 83.

Iwaszkiewicz J., Dzienniki 1956–1963, t. II, Warszawa 2010, s. 150–151.

Koper S., Kobiety władzy PRL, Warszawa 2012, s. 243.

Iwaszkiewicz J., dz. cyt., s. 466–467.

Jak Lutosławski jadł rybę z królową Elżbietą, https://www.polskieradio.pl/76/2605/Artykul/759336%2CJak-Lutoslawski-jadl-rybe-z-krolowa-Elzbieta .

Iwaszkiewicz J., Dzienniki 1964–1980, t. III, Warszawa 2011, s. 223.

Kisielewski S., Dzienniki, Warszawa 1996, s. 51.

Mazurówna K., Burzliwe życie tancerki, Warszawa 2010, s. 122, 124

Tamże, s. 122.

Dąbrowska M., dz. cyt., s. 101–102.

Tamże, s. 103.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: