Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ballada o pewnej panience - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 października 2017
Ebook
29,90 zł
Audiobook
29,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ballada o pewnej panience - ebook

Ballada o pewnej panience

Nowa książka Szczepana Twardocha.

Wszystkie najważniejsze opowiadania.

I nic więcej nie trzeba już mówić. Reszty dowiecie się sami.  

Spis treści:

1. Ballada o pewnej panience

2. Ballada o Jakubie Bieli

3. Ewa i duchy

4. Moje życie z Kim

5. W piwnicy

6. Gerd

7. Masara

8. Dwie przemiany Włodzimierza Kurczyka

9. Uderz mnie

10. Tak jest dobrze

11. Fade to: black

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-06615-7
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

BALLADA O PEWNEJ PANIENCE

Na pogrzeb mojej narzeczonej przyszedłem trochę jeszcze pijany, ale bardziej już na kacu, ubrany nieodpowiednio i w znakomitym humorze.

Ojciec zmarłej patrzył na mnie spode łba, bo winił mnie za jej śmierć – i miał rację, byłem tej śmierci winien. Odpowiadałem za śmierć jego kwiatuszka, światełka żywota jego, to przeze mnie to liliowobiałe ciało leży w niezasłużenie białej trumnie, to przeze mnie lakierowana biała trumna spoczywa w czarnym, przeszklonym karawanie, a konie na łbach niosą czarne pióropusze.

Zawsze kochała konie, kochała konie bardziej niż ludzi i nie mam tu przecież na myśli tylko samego siebie. Co do tego nigdy nie miałem złudzeń. Sypiała ze mną, oczywiście, zwłaszcza gdy sprawiłem jej drogi pierścionek zaręczynowy, chadzała ze mną na fajfy i bale, lubiła pokazywać się w mieście na prawym siedzeniu mojego odkrytego buicka, ale przecież oboje wiedzieliśmy, że mimo pierścionka żadnego ślubu nie będzie. Żadnych białych sukien, wzruszonych ciotek, znudzonego klechy.

Tylko, owszem, bardzo udana miłość cielesna w pewnej szczególnej formie, owszem, tańce, miłe towarzystwo, szampan i wódka, a pierścionek tylko po to, aby zawrzeć mordę ojcu, gdyby chciał przeszkadzać nam w schadzkach. Oraz dlatego że sobie tego pierścionka zażyczyła.

Nie oddała go, kiedy wszystko stało się jasne, i miała go na palcu w tej białej trumnie w czarnym karawanie, i zaraz razem z nią spocznie pierścionek w gliniastym grobie, ją zjedzą robaki, a pierścionek, drogi, z brylantem, tylko się zmarnuje.

Kochała więc konie, towarzystwo, pieniądze, zabawę do rana, sławnych aktorów, szampana i szczególny rodzaj miłości cielesnej i nie kochała ludzi. Nikogo.

Przekonany jestem, że nie kochała nawet rodziców. Trudno jej się dziwić, ojciec niemiecki ewangelik surowy jak Luter, matka jemu podobna, chociaż katoliczka, dewotka zapatrzona w proboszcza tak samo, jak córka jej w kinowych aktorów.

Rodzeństwa nie miała. Gdyby miała, to pewnie zagryzłaby w kołysce.

Nie myślcie tylko, że czuję się przez nią skrzywdzony. Byliśmy siebie warci, ja i ona. Emablowała pięknych aktorów na rautach, na które przyszła ze mną, emablowała ich otwarcie, na moich oczach, upokarzając mnie z rozmysłem – ja więc odpłacałem jej, jak mogłem, opowiadałem o moich prawdziwych lub zmyślonych miłosnych przygodach. Śmiała się, ale miałem nadzieję, że ją te moje miłostki bolą. Po to też się za nimi uganiałem, tracąc czas, pieniądze i witalną energię. Nawet nie po to, by ją zranić, bo nie wydawało mi się to możliwe. Po to, by nie pozostawać jej dłużnym.

Wieczór przed pogrzebem spędziłem w miłym towarzystwie moich wspólników. Było nas trzech: Loewe, Krupiński i ja. Zaprosiliśmy pięć wesołych dziewcząt, których zawodowo-rozrywkowy status nie był precyzyjnie określony – czasem brały pieniądze, czasem nie. Od nas zwykle nie, bo byliśmy na to zbyt bogaci. Nie brały, bo liczyły na coś więcej niż zapłata według cennika, nawet kiedy na trzech chłopa zapraszaliśmy ich pięć.

Wszystkie były piękne, urocze powabem należącym do zawodowych obowiązków, czyli najlepszym, godziły się bez kapryszenia na wszystko, czego od nich oczekiwano, i nie miały do siebie za grosz szacunku.

My, to znaczy Loewe, Krupiński i ja, nie szanowaliśmy ani ich, ani samych siebie, szanowaliśmy jednak siebie nawzajem. Nie nazwałbym naszej relacji przyjaźnią, bo nie mam zbyt dobrego zdania o przyjaźni. To, co łączyło naszą trójkę, było czymś o wiele lepszym niż przyjaźń.

Potrzebowaliśmy siebie i dawaliśmy sobie nawzajem to, czego potrzebowaliśmy, w naszej skromnej kancelarii i w życiu towarzyskim.

Loewe znał wszystkich stołecznych bogaczy, jadał z nimi kolacje i lancze, woził się ich limuzynami i siadywał w ich lożach w teatrze i w operze, i to on znajdował nam klientów, bo też tylko najbogatsi mogli sobie na nas pozwolić.

Krupiński, kapitan rezerwy, kawaler licznych orderów i weteran trzech ostatnich wojen z bolszewikami, zajmował się realizacją, dodawał nam również wiarygodności tam, gdzie jego Virtuti Militari, Krzyże Walecznych, medale za kampanie krymskie, inflanckie, białoruskie i kaukaskie wiarygodności były podstawą. Na tę okoliczność zachował oficerski mundur starego wzoru, bo przecież do marynarki tych orderów przypiąć nie sposób.

Ja zaś, mówiąc najprościej, byłem całego przedsięwzięcia pomysłodawcą i organizatorem. Ja, chłopiec z biednej, górniczej rodziny, pierwszy od pokoleń bez węglowego pyłu za paznokciami i w płucach.

Kosztowało mnie wiele wysiłku, by nie pójść w ślady dziadka, ojca, braci. Pierwsze prawdziwe pieniądze, większe niż to, co robotnik może odłożyć ze swojej pensji, zdobyłem jeszcze w rodzinnym mieście. Nie była to fortuna, ale pozwoliły mi one wynieść się z ciasnego mieszkanka rodziców w wielorodzinnym domu i po raz ostatni spojrzeć na patronackie, przykopalniane osiedle z czerwonej cegły, już z okna pociągu, z biletem w jedną stronę w kieszeni pierwszego porządnego garnituru.

Gimnazjum ukończyłem z wyróżnieniem, nie zawiodłem mojego patrona, właściciela kopalni, w której pracowali mój ojciec i jego bracia, i moi bracia. Przemysłowiec nazywał się Udo Heinrich Graf von Donnersmarck i ufundował dla mnie stypendium, osobiście zapoznawszy się z moją niezwykłą u górniczego dziecka inteligencją i wiedzą. Myślał może, że wyrośnie ze mnie drugi Godulla?

Nie wyrósł jednak.

Po maturze chciałem studiować, ale mój dobroczyńca miał wobec mnie inne plany. Uważał mnie za swoją własność, jak konia, którego osobiście ujeździł, albo psa, którego sam nauczył różnych sztuczek. Brakowało mu ludzi władających trzema językami, którymi mówiono w kopalni, a zdolnych przy tym do pracy biurowej. Obiecywał mi wielką przyszłość.

– Popracuj tu, chłopcze, lat dwadzieścia, a zrobię cię dyrektorem tej kopalni – mawiał, szczypiąc mnie pieszczotliwie w policzek.

Wierzyłem mu, był człowiekiem słownym, uczciwym i wielkiego serca. Dolą ludu przejęty głęboko, czynił, co mógł, by jej ulżyć, jeśli nie uszczuplało to jego stanu posiadania. Troska ta wynikała zarówno z jego głęboko chrześcijańskich przekonań, jak i ze strachu przed komunistycznymi agitatorami, którzy w kopalniach i hutach Donnersmarcka znajdowali posłuch o wiele mniejszy niż gdzie indziej.

Mnie uważał słusznie za jednostkę wybitną i przekonany był, także słusznie, że zajdę daleko. Po maturze więc nie zgodził się na mój wyjazd na studia, dał mi za to pracę w kopalnianej kasie, gdzie zostałem jednym z urzędników odpowiedzialnych za górnicze wypłaty.

Ojciec i matka pękali z dumy. Moja pierwsza pensja równała się ojcowskiej po jego dwudziestu latach ciężkiego znoju na dole. Całą, jak ojciec i bracia, oddałem matce, ta zaś wydzieliła mi skromne kieszonkowe, jak ojcu i braciom.

Nie chciałem jednak pracować na kopalni.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: