Damy srebrnego wieku - Kamil Janicki - ebook + książka

Damy srebrnego wieku ebook

Kamil Janicki

4,2

Opis

Królowe epoki przepychu i upadku – Kamil Janicki powraca do historii silnych kobiet! Kontynuacja bestsellerowych Dam złotego wieku, na jaką czekaliśmy!

XVII wiek był stuleciem nieskrępowanej wolności, ale tylko dla tych, którzy nosili szlacheckie kontusze. Jednak być może było to przede wszystkim stulecie wyjątkowych kobiet? W dużej mierze dzięki nim trudny wiek XVII nie przeszedł do historii jako epoka ostatecznego upadku, ale srebrny okres dziejów Rzeczypospolitej…

W swojej najnowszej książce Kamil Janicki z doskonałym wyczuciem napięć i dramatów snuje opowieść o potężnych i ambitnych Francuzkach na polskim tronie: Ludwice Marii Gonzadze – żonie Władysława IV i Jana Kazimierza, oraz wielkiej miłości Jana III Sobieskiego – Marii Kazimierze d’Arquien, zwanej Marysieńką.

Ludwika Maria namawiała drugiego męża, by wytrwał w oporze przeciw Szwedom nawet w najczarniejszych chwilach niszczycielskiego potopu. To ona wizytowała polskie szańce pod Warszawą, a gdy starcia zbrojne dobiegły końca, podjęła konieczną – ale też skazaną na porażkę – walkę o reformę kraju. Maria Kazimiera jako siedemnastoletnia panna na wydaniu wyszła za Jana Zamoyskiego, gdy jednak mąż niespodziewanie umarł (mając zaledwie 37 lat), nie minęły dwa tygodnie, a Maria Kazimiera i pan Sobieski potajemnie stanęli na ślubnym kobiercu. Stało się to nie tylko za zgodą, ale wręcz pod naciskiem królowej, która – w myśl zachowanej relacji niemieckiego szpiega – przyłapała ich nocą „na uczynku”.

Oto wciągająca biografia przedstawicielek najświetniejszych arystokratycznych rodów Francji, którym udało się trzeźwo, dalekosiężnie i wytrawnie zagrać bardzo trudną kartą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 490

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (26 ocen)
9
14
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opie­ka re­dak­cyj­na: MA­ŁGO­RZA­TA GA­DOM­SKA
Re­dak­cja: JO­AN­NA ZA­BO­ROW­SKA
Ko­rek­ta: EWA KO­CHA­NO­WICZ, MI­CHAŁ KO­WAL, Pra­cow­nia 12A
Pro­jekt wnętrza ksi­ążki, okład­ki i stron ty­tu­ło­wych: UR­SZU­LA GI­REŃ
Wy­bór ilu­stra­cji: KA­MIL JA­NIC­KI
Na okład­ce wy­ko­rzy­sta­no fo­to­gra­fię ze zbio­rów © Ala­my Stock Pho­to.
Re­dak­tor tech­nicz­ny: RO­BERT GĘBUŚ
© Co­py­ri­ght by Ka­mil Ja­nic­ki © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2022
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07774-0
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Dłu­ga 1, 31-147 Kra­ków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bez­płat­na li­nia te­le­fo­nicz­na: 800 42 10 40 e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl Ksi­ęgar­nia in­ter­ne­to­wa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

•   Dla Pani Mat­ki   •

.

ARIA URO­DZI­ŁA SIĘ, BY RZĄDZIĆ. Pro­blem w tym, że mia­ła rządzić Gre­ka­mi, a na świat przy­szła w środ­ko­wej Fran­cji. Pierw­szy dzień jej ży­cia przy­pa­dł 18 sierp­nia 1611 roku. Była czwar­tym z łącz­nie sze­ścior­ga dzie­ci swych ro­dzi­ców, ale pier­wo­rod­ną cór­ką. W epo­ce roz­mi­ło­wa­nej w prze­po­wied­niach i śle­po wie­rzącej w praw­dę za­pi­sa­ną w gwiaz­dach rzecz ja­sna na­tych­miast za­częto wró­żyć, co spo­tka nie­mow­lę w przy­szło­ści, i sta­wiać dla nie­go po­noć na­uko­we ho­ro­sko­py. We­dług jed­ne­go z pierw­szych Ma­ria mia­ła przy­wdziać ko­ro­nę i pod­po­rząd­ko­wać so­bie Gre­ków. Do­kład­nie ta­kiej wi­zji ocze­ki­wał prze­cież jej oj­ciec.

Dziew­czyn­ka na­le­ża­ła do jed­nej z naj­le­piej sko­li­ga­co­nych, naj­bar­dziej uty­tu­ło­wa­nych i naj­po­tężniej­szych ro­dzin we Fran­cji. Spo­śród wszyst­kich jej przod­ków do szó­ste­go po­ko­le­nia włącz­nie nie­mal jed­na trze­cia była sta­nu kró­lew­skie­go lub na­wet ce­sar­skie­go. Po­dob­na licz­ba ty­tu­ło­wa­ła się ksi­ążęta­mi. Ród, któ­ry mo­żna bez wa­ha­nia na­zwać też dy­na­stią, no­sił wło­skie na­zwi­sko Gon­za­ga. Od XIV stu­le­cia rządził po­ło­żo­ną na pó­łno­cy Ita­lii Man­tuą, a od XVI ta­kże Mont­fer­ra­tem, nie­mal gra­ni­czącym z Fran­cją. Dzi­ęki świet­nym ma­łże­ństwom przod­ków Ma­ria po­cho­dzi­ła od de­spo­tów Ser­bii, ba­nów Bo­śni, a na­wet – choć za po­śred­nic­twem bar­dzo od­le­głych an­te­na­tów – od Pa­le­olo­gów rządzących nie­gdyś im­pe­rium bi­zan­ty­ńskim.

Nad Se­kwa­nę ród Gon­za­gów zo­stał spro­wa­dzo­ny przez dziad­ka dziew­czyn­ki, Lu­dwi­ka Gon­za­gę. Młod­szy po­to­mek diu­ka Man­tui, nie­wi­dzący dla sie­bie przy­szło­ści w oj­czy­źnie, w 1565 roku po­ślu­bił dzie­dzicz­kę dwóch ty­tu­łów ksi­ążęcych – de Ne­vers oraz de Re­thel. Na miej­scu zro­bił osza­ła­mia­jącą ka­rie­rę. Nie tyl­ko do­łączył do gro­na pa­rów Fran­cji – nie­licz­nej, ary­sto­kra­tycz­nej śmie­tan­ki kra­ju – ale zo­stał też bli­skim do­rad­cą re­gent­ki Ka­ta­rzy­ny Me­dy­cej­skiej. Wi­ęk­szo­ść cza­su spędzał w Pa­ry­żu lub w pod­ró­żach od­by­wa­nych w in­te­re­sie dwo­ru. Jego ofi­cjal­na sie­dzi­ba znaj­do­wa­ła się jed­nak w bur­gundz­kim Ne­vers, sto­li­cy ksi­ęstwa Ni­ver­na­is, mie­ście sły­nącym z pi­ęk­nej por­ce­la­ny oraz z wiel­kiej licz­by ko­ścio­łów. Tam też re­zy­do­wa­ła po­ło­wi­ca ksi­ęcia, Hen­riet­ta de Clèves: wy­bit­na za­rząd­czy­ni, wręcz biz­ne­swo­man epo­ki re­ne­san­su, tak do­brze za­wia­du­jąca ma­jąt­kiem, że sta­ła się głów­ną kre­dy­tor­ką ro­dzi­ny kró­lew­skiej.

Nie­ma­łe am­bi­cje Lu­dwi­ka oraz Hen­riet­ty prze­jął i po­mno­żył ich syn, Ka­rol Gon­za­ga. Za­ło­żył we Fran­cji nowe ksi­ęstwo d’Ar­ches. Pró­bo­wał utwo­rzyć wła­sny za­kon ry­cer­ski. Włączył się też w re­be­lię prze­ciw­ko ko­lej­nej re­gent­ce, Ma­rii Me­dy­cej­skiej. Jego naj­wi­ęk­szym ma­rze­niem była jed­nak od­no­wa Bi­zan­cjum. Wie­rzył, że wła­sne ta­len­ty, cha­ry­zma i mgli­ste ko­li­ga­cje wy­star­czą mu, by usu­nąć Tur­ków znad Bos­fo­ru i za­si­ąść na kon­stan­ty­no­po­li­ta­ńskim tro­nie. Nie tyl­ko trak­to­wał swój cel zu­pe­łnie se­rio, ale wręcz uczy­nił z nie­go ży­cio­wą ob­se­sję. Oso­bi­ście bił się z Tur­ka­mi na Węgrzech, gdzie od­nió­sł po­wa­żne rany. Za swo­je pie­ni­ądze najął też pięć okrętów i opła­cił pięć ty­si­ęcy żo­łnie­rzy z my­ślą o wiel­kiej kru­cja­cie, jaką zdo­ła wy­wo­łać. Tur­cy nie ba­ga­te­li­zo­wa­li jego sta­rań, na­wet je­śli mie­li do czy­nie­nia tyl­ko z ksi­ęciem, czy­imś wa­sa­lem. Gdy grec­cy re­be­lian­ci za­częli ko­re­spon­do­wać z Ka­ro­lem Gon­za­gą, a ta­kże ty­tu­ło­wać go „kró­lem Pa­le­olo­giem”, Kon­stan­ty­no­pol wy­słał prze­ciw nim dwa­dzie­ścia ty­si­ęcy zbroj­nych.

Po raz pierw­szy Ka­rol otwar­cie zgło­sił swe pre­ten­sje do pur­pu­ry w roku 1612: nie­dłu­go po na­ro­dzi­nach cór­ki i po tym, jak prze­po­wie­dzia­no jej świe­tla­ną przy­szło­ść na dru­gim kra­ńcu Mo­rza Śró­dziem­ne­go. Pod­czas gdy ksi­ążę wcie­lał się w no­wo­żyt­ne­go krzy­żow­ca, opie­kę nad dziew­czyn­ką spra­wo­wa­ła mat­ka. Rów­nież ona była oso­bi­sto­ścią nie­po­spo­li­tą. Ka­ta­rzy­nę de May­en­ne z uzna­niem okre­śla­no jako fem­me de tête, ko­bie­tę z gło­wą. Była od­wa­żna, in­te­li­gent­na, ucho­dzi­ła też za jed­ną z naj­pi­ęk­niej­szych dam we Fran­cji. Jej uro­ko­wi nie był w sta­nie się oprzeć na­wet król Hen­ryk IV Bur­bon. Ad­o­ro­wał Ka­ta­rzy­nę tak upar­cie i nie­ustępli­wie, że para ksi­ążęca de Ne­vers, Re­thel i d’Ar­ches była zmu­szo­na na dłu­ższy czas usu­nąć się z Pa­ry­ża na pro­win­cję.

Głów­nym ry­sem cha­rak­te­ru Ka­ta­rzy­ny była jed­nak wy­jąt­ko­wa po­bo­żno­ść. Zda­niem wspó­łcze­sne­go ko­men­ta­to­ra ufun­do­wa­ła „bar­dzo wie­le świ­ątyń i klasz­to­rów w ró­żnych za­kąt­kach swych ziem”. Wspie­ra­ła też ko­le­gia je­zu­ic­kie, szpi­ta­le, przy­tu­łki. Przede wszyst­kim zaś po­sta­no­wi­ła od­dać dwie z trzech có­rek Ko­ścio­ło­wi. Be­ne­dyk­ta (uro­dzo­na w 1614 roku) i Anna (1616) mia­ły spędzić ży­cie w klasz­to­rach, chwa­ląc Boga. Tyl­ko naj­star­sza Ma­ria po­zo­sta­ła w sta­nie świec­kim. Jej prze­cież wró­żo­no wiel­ką przy­szło­ść.

Sama ksi­ężna nie mia­ła szan­sy prze­ko­nać się o tym, jak uło­ży­ły się losy któ­rej­kol­wiek z la­to­ro­śli. Zimą 1618 roku zna­na do­ma­tor­ka, od daw­na zra­żo­na do dwo­ru kró­lew­skie­go, dała się prze­ko­nać do udzia­łu w wiel­kim balu w Luw­rze. Wy­gląda­ła po­noć osza­ła­mia­jąco. Za­zi­ębi­ła się jed­nak i już nie zdo­ła­ła po­wró­cić do zdro­wia. Zma­rła 8 mar­ca w wie­ku za­le­d­wie trzy­dzie­stu trzech lat.

Ka­rol Gon­za­ga, do resz­ty opa­no­wa­ny swą idée fixe, od­dał dzie­ci pod opie­kę tu­to­rów oraz re­zy­du­jącej w Pa­ry­żu ciot­ki, ksi­ężnej Ka­ta­rzy­ny de Lon­gu­evil­le. Mali Gon­za­go­wie nie mu­sie­li miesz­kać kątem u krew­nych czy zna­jo­mych ksi­ęcia. Ta­kże w sto­li­cy byli u sie­bie. W re­pre­zen­ta­cyj­nym cen­trum mia­sta, nad samą Se­kwa­ną, wzno­sił się im­po­nu­jący ro­dzin­ny pa­łac – hôtel de Ne­vers. Dzia­łkę w ide­al­nym miej­scu, na le­wym brze­gu rze­ki, ku­pił już Lu­dwik Gon­za­ga, zresz­tą od sa­me­go kró­la. I choć ni­g­dy nie wsta­wio­no wszyst­kich prze­wi­dzia­nych skrzy­deł, po­sia­dło­ść im­po­no­wa­ła za­rów­no for­mą, jak i ska­lą. Strze­li­stą ce­gla­no-ka­mien­ną kon­struk­cję w naj­no­wo­cze­śniej­szym sty­lu zwie­ńczo­no stro­mym da­chem z ko­mi­na­mi tak wiel­ki­mi, że mu­sia­ły przy­wo­dzić na myśl wie­życz­ki daw­nych za­mczysk. Gó­ro­wa­ła ona wy­ra­źnie nad całą oko­li­cą, a pro­por­cje głów­ne­go pa­wi­lo­nu sta­no­wi­ły swo­iste od­bi­cie jed­ne­go z naj­pi­ęk­niej­szych skrzy­deł Luw­ru, Pa­vil­lon du Roi. Na ty­łach hôtel de Ne­vers znaj­do­wał się roz­le­gły ogród, we wnętrzu zaś wspa­nia­łe skle­pie­nia za­pro­jek­to­wa­ne przez wło­skich ar­chi­tek­tów i sta­no­wi­ące ab­so­lut­ną no­win­kę w Pa­ry­żu. Je­den z dwo­rzan Gon­za­gów, oby­ty w świe­cie i roz­mi­ło­wa­ny w sztu­ce Bla­ise de Vi­ge­nère, za­pew­niał, że z re­pre­zen­ta­cyj­ny­mi kom­na­ta­mi jego mo­co­daw­ców nie mo­gły się rów­nać na­wet an­tycz­ne ła­źnie Ka­ra­kal­li, naj­praw­dziw­szy cud Wiecz­ne­go Mia­sta.

Bry­łę pa­ła­cu po­dzi­wiał ka­żdy, komu przy­szło go­ścić we fran­cu­skiej sto­li­cy. Dom Gon­za­gów znaj­do­wał się nie­mal do­kład­nie na­prze­ciw­ko zam­ku kró­lew­skie­go. Od Luw­ru dzie­li­ło go dzie­si­ęć mi­nut pie­cho­tą, od ka­te­dry No­tre Dame nie­mal tyle samo. Po­tężny hôtel de Ne­vers, od­bi­ja­jący wszel­kie am­bi­cje i pre­ten­sje wiel­kich wła­ści­cie­li, do­mi­nu­je na dzie­si­ąt­kach daw­nych ry­cin i ma­lo­wi­deł uka­zu­jących Pont-Neuf – w cza­sach Ma­rii naj­now­szy most Pa­ry­ża, obec­nie zaś naj­star­szy za­cho­wa­ny. Pi­ęk­na prze­pra­wa, spi­na­jąca dwa brze­gi Se­kwa­ny oraz Île de la Cité, wy­spę, na któ­rej prze­szło dwa ty­si­ące lat temu za­częło się ro­dzić przy­szłe Mia­sto Świa­teł, na­dal zdo­bi fran­cu­ską sto­li­cę i ści­ąga mi­lio­ny tu­ry­stów, ob­ser­wu­jących stam­tąd pa­no­ra­mę za­byt­ko­wej me­tro­po­lii. Na miej­scu hôtel de Ne­vers dzi­siaj stoi jed­nak kwar­tał dzie­wi­ęt­na­sto­wiecz­nych do­mów. O daw­nej, zbu­rzo­nej po­sia­dło­ści Gon­za­gów przy­po­mi­na tyl­ko wąska śle­pa ulicz­ka bio­rąca od niej na­zwę – rue de Ne­vers.

Mali ksi­ążęta i ksi­ężnicz­ki do­ra­sta­li w do­stat­ku, a nie­obec­ny oj­ciec do­kła­dał sta­rań, by ich edu­ka­cja prze­bie­ga­ła we wła­ści­wym po­rząd­ku. Ka­ro­la Gon­za­gę in­te­re­so­wał przede wszyst­kim roz­wój sy­nów. Dla Fran­cisz­ka (uro­dzo­ne­go w 1606 roku), Ka­ro­la (1609) i Fer­dy­nan­da (1610) za­trud­nio­no całą gru­pę pre­cep­to­rów. Świet­ni spe­cja­li­ści za­po­zna­wa­li ich z re­to­ry­ką, li­te­ra­tu­rą, języ­ka­mi wło­skim i nie­miec­kim, ale też z ma­te­ma­ty­ką, ry­sun­kiem, ta­ńcem, jaz­dą kon­ną, ma­lar­stwem czy fech­tun­kiem. Cho­dzi­ło o wy­kre­owa­nie lu­dzi zdol­nych w przy­szło­ści za­rządzać ro­dzin­ny­mi wło­ścia­mi, bez po­tkni­ęć ob­ra­cać się na najświet­niej­szych dwo­rach, a ta­kże... dźwi­gać wy­ma­rzo­ną ko­ro­nę.

Pa­ry­ski hôtel de Ne­vers – sto­łecz­na re­zy­den­cja ro­dzi­ny Gon­za­gów. Ry­ci­na ze schy­łku XVI wie­ku.

Nie­za­le­żnie od świet­nych ho­ro­sko­pów do edu­ka­cji pierw­szej cór­ki ksi­ążę nie przy­wi­ązy­wał rów­nie wiel­kiej wagi. Nie­mniej Ma­ria, obec­na w kom­na­tach tego sa­me­go pa­ła­cu, gdzie od­by­wa­ły się lek­cje star­sze­go ro­dze­ństwa, nie­raz to­wa­rzy­szy­ła bra­ciom pod­czas na­uki. Chy­ba szcze­gól­nie przy­pa­dły jej do gu­stu pry­wat­ne warsz­ta­ty ma­lar­skie pro­wa­dzo­ne przez Da­nie­la Ra­be­la. Był to, jak wy­ja­śnia znaw­czy­ni fran­cu­skiej kul­tu­ry Ka­ro­li­na Tar­gosz, „szty­charz z upodo­ba­niem utrwa­la­jący kwia­ty i owa­dy, zręcz­ny ka­ry­ka­tu­rzy­sta”. Nie wy­da­je się, by Gon­za­gów­na po­sia­dła za jego spra­wą umie­jęt­no­ść szki­co­wa­nia żar­to­bli­wych syl­we­tek, świet­nie za to ry­so­wa­ła przed­mio­ty, zwłasz­cza ko­ściel­ne sprzęty i pa­ra­men­ty li­tur­gicz­ne. Bli­scy lu­dzie będą w przy­szło­ści chwa­lić ta­kże jej za­in­te­re­so­wa­nie na­uką o per­spek­ty­wie i zręcz­ne ręce.

Na roz­wój dziew­czyn­ki znacz­nie wi­ęk­szy wpływ od Ra­be­la wy­wa­rł czło­wiek, któ­re­go wpraw­dzie trud­no by­ło­by na­zwać pe­łno­praw­nym tu­to­rem, ale któ­ry miał w so­bie o wie­le wi­ęcej pa­sji i za­an­ga­żo­wa­nia niż ja­ki­kol­wiek na­uczy­ciel. W hôtel de Ne­vers poza dwo­rza­na­mi i słu­żbą miesz­kał też syn gu­wer­ne­ra ksi­ążęcych sy­nów. Mi­chel de Ma­rol­les do­pie­ro nie­daw­no prze­kro­czył dwu­dzie­sty rok ży­cia, już był jed­nak po­li­glo­tą, wiel­kim mi­ło­śni­kiem kla­sycz­nej li­te­ra­tu­ry, ab­sol­wen­tem je­zu­ic­kie­go ko­le­gium. Gdy Ma­ria li­czy­ła so­bie je­de­na­ście lat, po­sta­no­wio­no od­dać ją pod opie­kę tego obie­cu­jące­go mło­dzie­ńca.

Mi­chel ogrom­nie prze­jął się nową rolą. Nie tyl­ko dla ksi­ężnicz­ki, lecz ta­kże dla jej ro­dze­ństwa pi­sał wier­sze i ko­me­die, or­ga­ni­zo­wał przed­sta­wie­nia, do­kła­dał sta­rań, by w edu­ka­cję włączać ele­ment za­ba­wy. Za jego spra­wą mała Ma­ria po­sze­rza­ła ho­ry­zon­ty, po­chła­nia­ła je­den po dru­gim prze­kła­dy dzieł wiel­kich rzym­skich i grec­kich li­te­ra­tów. Z nie­zna­nych i trud­nych do wy­ja­śnie­nia po­wo­dów Ma­rol­les nie wpo­ił jej za to żad­ne­go języ­ka ob­ce­go, choć sam zaj­mo­wał się już w tym cza­sie tłu­ma­cze­nia­mi, ta­kże na zle­ce­nie Ka­ro­la Gon­za­gi. Ma­ria nie na­uczy­ła się sza­le­nie po­pu­lar­ne­go na dwo­rach Eu­ro­py nie­miec­kie­go ani mowy swo­ich wło­skich przod­ków. Mo­gła znać co naj­wy­żej ja­kieś pod­sta­wy ła­ci­ny. Ani jej, ani resz­ty ro­dze­ństwa nie uczo­no na­to­miast gre­ki – cho­ćby w ele­men­tar­nym za­kre­sie. I to mimo że ksi­ążę de Ne­vers roił so­bie, że wkrót­ce prze­nie­sie się do Kon­stan­ty­no­po­la.

Mło­dy Ma­rol­les nie tyl­ko uczył, ale też no­to­wał wszyst­ko, co go ota­cza­ło. Pro­wa­dził szcze­gó­ło­wy pa­mi­ęt­nik, któ­ry na­wet wy­dał dru­kiem. Jest to bez­cen­ne źró­dło wie­dzy o dwo­rze Gon­za­gów i o sa­mej Ma­rii. Na te­mat na­sto­let­niej ksi­ężnicz­ki po­cząt­ku­jący pre­cep­tor stwier­dził, że „do­sko­na­ło­ść przy­mio­tów umy­sło­wych, po­tęgu­jących się z dnia na dzień” łączy­ła się u niej z wy­jąt­ko­wą uro­dą. Pierw­szą po­chwa­łę ła­two zwe­ry­fi­ko­wać. Pa­sje roz­bu­dzo­ne przez Mi­che­la już sta­le będą to­wa­rzy­szyć Gon­za­gów­nie, czy­ni­ąc z niej w przy­szło­ści me­ce­na­skę sztu­ki, kul­tu­ry oraz ro­dzącej się w bó­lach no­wo­cze­snej na­uki. Skądi­nąd wia­do­mo, że ksi­ężnicz­ka zna­ła i ro­zu­mia­ła prze­ło­mo­wą teo­rię Mi­ko­ła­ja Ko­per­ni­ka. Mia­ła się też od­zna­czać, jak stwier­dził pe­wien dwo­rza­nin, „wy­na­laz­czym umy­słem”.

Kwe­stia wy­glądu na­stręcza wi­ęcej trud­no­ści. Na świet­nym dwo­rze Gon­za­gów nie bra­ko­wa­ło ma­la­rzy, a do­ra­sta­jąca Ma­ria nie­raz mu­sia­ła po­zo­wać im do por­tre­tów. Ża­den z tych wi­ze­run­ków się jed­nak nie za­cho­wał. Dys­po­nu­je­my ob­ra­za­mi i ry­ci­na­mi do­pie­ro z cza­sów, gdy ksi­ężnicz­ka była doj­rza­łą, prze­szło trzy­dzie­sto­let­nią ko­bie­tą. W wy­pad­ku nie­któ­rych por­tre­tów mo­żna co naj­wy­żej po­dej­rze­wać, że opie­ra­ły się na wcze­śniej­szych wzo­rach – twarz i syl­wet­ka ary­sto­krat­ki wy­gląda­ją bo­wiem wy­jąt­ko­wo mło­dzie­ńczo.

Ma­ria Gon­za­ga na mie­dzio­ry­cie z 1645 roku. Por­tret jest zna­ny w wie­lu zbli­żo­nych do sie­bie wa­rian­tach, zwy­kle nie­zbyt uda­nych.

Ze­sta­wia­jąc kon­ter­fek­ty z re­la­cja­mi lu­dzi zna­jących Ma­rię, ła­two do­jść do prze­ko­na­nia, że Ma­rol­les nie był w swych opi­niach od­osob­nio­ny. Gon­za­gów­nę po­wszech­nie uwa­ża­no za pan­nę pi­ęk­ną. Była wy­so­ka, zgrab­nie zbu­do­wa­na. Mia­ła, co bar­dzo ce­nio­no w tej epo­ce, re­gu­lar­ne rysy, a ta­kże zdro­we i bia­łe zęby (rzad­ko­ść na dwo­rach XVII stu­le­cia), ide­al­nie pro­sty nos oraz znie­wa­la­jący uśmiech. Jej cera była ja­sna, co ucho­dzi­ło za ozna­kę do­sto­je­ństwa i do­bre­go uro­dze­nia. Zda­niem części ko­men­ta­to­rów była ciem­ną blon­dyn­ką, inni uwa­ża­li, że mia­ła wło­sy kru­czo­czar­ne. Często wspo­mi­na­no jej pi­ęk­ne czar­ne oczy, na por­tre­tach za­wsze wy­ra­źnie uwy­dat­nio­ne i świ­dru­jące swym spoj­rze­niem.

Je­śli czy­mś Ma­ria nie mo­gła się po­chwa­lić, to zdro­wiem. W 1626 roku, gdy mia­ła pi­ęt­na­ście lat i wra­ca­ła z pod­ró­ży do Szam­pa­nii, bar­dzo po­wa­żnie się roz­cho­ro­wa­ła. Cha­rak­ter do­le­gli­wo­ści nie jest bli­żej zna­ny, symp­to­my były jed­nak tak nie­po­ko­jące, że już spo­dzie­wa­no się ry­chłej śmier­ci. Le­ka­rze wdro­ży­li wszel­kie mo­żli­we, na­wet naj­bar­dziej in­wa­zyj­ne te­ra­pie. Za­pew­ne tyl­ko spo­tęgo­wa­li pro­blem. Po­tem zaś to so­bie przy­pi­sa­li nie­ocze­ki­wa­ny suk­ces. Ma­ria z tru­dem i po­wo­li od­zy­ska­ła kon­dy­cję, choć osła­bie­nie i oba­wy o na­wrót cho­ro­by głębo­ko od­ci­snęły się na jej dal­szym ży­ciu. „Nie mo­gła od­da­wać się za­jęciom i roz­ryw­kom zbyt męczącym” – wy­ja­śnia hi­sto­rycz­ka Wan­da Wi­ęc­kow­ska-Mit­zner. – „Nie na­le­ża­ła więc do ko­biet często w owych cza­sach spo­ty­ka­nych, któ­re na rów­ni z mężczy­zna­mi lu­bi­ły po­lo­wa­nia i do­brze wła­da­ły bro­nią”. Za­miast ło­wów i wy­cie­czek na pro­win­cję po­chło­nęło ją ży­cie sa­lo­no­we. Czy też, by po­zo­stać w zgo­dzie z języ­kiem epo­ki, „ga­bi­ne­to­we”.

Od wiel­kich ary­sto­kra­tek XVII wie­ku ocze­ki­wa­no, że będą or­ga­ni­zo­wać uczo­ne dys­pu­ty, spra­szać inne wy­so­ko uro­dzo­ne pa­nie, opła­cać po­etów, pi­sa­rzy i tłu­ma­czy. Te skrom­nie okre­śla­ne „kó­łka”, czy też „ga­bi­ne­ty”, sta­no­wi­ły kul­mi­na­cję in­te­lek­tu­al­ne­go i kul­tu­ral­ne­go ży­cia Pa­ry­ża. Do najświet­niej­szych z nich mo­gli się do­stać tyl­ko wy­bra­ńcy, a by­wa­nie w szcze­gól­nie ce­nio­nym ga­bi­ne­cie sta­no­wi­ło wy­ró­żnie­nia na­wet dla diu­ków czy człon­ków ro­dzi­ny kró­lew­skiej. Z ko­lei mło­dym dziew­czętom wła­śnie te spo­tka­nia, ara­nżo­wa­ne i pro­wa­dzo­ne przez damy będące wzo­ra­mi kla­sy i to­wa­rzy­skie­go wy­ro­bie­nia, da­wa­ły klu­czo­wą oka­zję do po­sze­rza­nia edu­ka­cji.

Je­den z wie­lu sto­łecz­nych ga­bi­ne­tów pro­wa­dzi­ła ciot­ka i opie­kun­ka Ma­rii, ksi­ężna de Lon­gu­evil­le. Nie było to kó­łko naj­bar­dziej ce­nio­ne czy wpły­wo­we, ale też nie po­mi­ja­no jego ist­nie­nia mil­cze­niem. Na ar­ty­stycz­nych wie­czor­kach u diu­sze­sy by­wał brat sa­me­go kró­la, ksi­ążę Or­le­anu Ga­ston – nie tyl­ko przed­sta­wi­ciel domu pa­nu­jące­go, lecz ta­kże na­stęp­ca tro­nu, jako że mo­nar­cha wci­ąż nie miał żad­ne­go po­tom­ka.

Ga­ston w 1627 roku li­czył so­bie dzie­wi­ęt­na­ście lat. Był emo­cjo­nal­ny, ko­chli­wy, nie­prze­wi­dy­wal­ny... i świe­żo owdo­wia­ły. W re­zy­den­cji ksi­ężnej de Lon­gu­evil­le ze­tknął się zaś z pi­ęk­ną i tyl­ko o dwa lata młod­szą Ma­rią Gon­za­gą. W pry­wat­nym pa­mi­ęt­ni­ku opie­wał uro­dę dziew­czy­ny, a ta­kże pod­kre­ślał, że była „cno­tli­wa i bar­dzo udu­cho­wio­na”. Tra­fio­ny strza­łą Amo­ra pi­sał dla niej so­ne­ty, ubie­gał się o jej względy. Wresz­cie po­sta­no­wił, że ją po­ślu­bi. I to bez py­ta­nia ko­go­kol­wiek o zda­nie.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

• Źró­dła ilu­stra­cji

Bi­blio­te­ka Na­ro­do­wa / Po­lo­na, do­me­na pu­blicz­na: s. 27

Wi­ki­me­dia Com­mons, do­me­na pu­blicz­na: s. 24