Plan na lato: polubić siebie - Jenna Guillaume - ebook

Plan na lato: polubić siebie ebook

Jenna Guillaume

4,5

Opis

Kojarzycie filmy, w których nastolatki przeżywają wakacje życia? Cóż, dla Maisie to lato takie nie będzie… A może jednak?

„— Leila, w porządku. Wiem, że nie jestem piękna. Jestem gruba.

— A gdzie tu sprzeczność? — spytała z uśmiechem”.

Szesnastoletnia Maisie właśnie rozpoczyna rodzinne wakacje, które w tym roku zapowiadają się wyjątkowo fatalnie. Tata musiał zostać w pracy, więc Maisie jest skazana na towarzystwo mamy wiecznie krytykującej jej wygląd, nieznośnie idealnej siostry, jej nowej dziewczyny (trochę mniej idealnej) i najlepszej przyjaciółki Anny. To ostatnie byłoby akurat całkiem w porządku, gdyby nie fakt, że... Anna wpadła w oko Sebastianowi, w którym Maisie jest zakochana na zabój. Cóż, to lato będzie ciężkie.

Jakby tego wszystkiego było mało, Sebastian zabiera ze sobą Beamera, najbardziej wkurzającego kumpla, jakiego można sobie wyobrazić, a ta sadystyczna franca, pani Singh, zadała pracę domową na każdy dzień wakacji.

Plan na przetrwanie jest prosty: Nie kąpać się w morzu. Nie opalać się. Ukrywać jak najwięcej ciała.

Edit. Plan był prosty. Dopóki nowa przyjaciółka, Leila, nie namówiła Maisie na udział w konkursie na Miss Nasto-Lata.

Do zapamiętania:

· Konkurs na Miss Nasto-Lata to ostatnie miejsce, w którym usłyszysz: „Jasne, nie musisz zakładać kostiumu kąpielowego”.

· Nie wszystko jest tak żenujące, jak się wydaje. Chyba że nazywasz się Maisie Martin.

· Kiedy czujesz, że rodzice nie mówią ci prawdy, to prawdopodobnie NIE MÓWIĄ CI PRAWDY.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 247

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: What I Like About Me
Opieka re­dak­cyjna: DO­MI­NIKA WRE­SIŁO
Re­dak­cja: MA­RIA ROLA
Ko­rekta: JU­LITA CI­SOW­SKA, ANETA TKA­CZYK, KRY­STYNA ZA­LE­SKA
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: ANNA JAM­RÓZ
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
Co­py­ri­ght © Jenna Gu­il­laume 2019 All ri­ghts re­se­rved © Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion by Ma­tylda Bier­nacka © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07868-6
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla babci, która na­uczyła mnie ko­chać opo­wie­ści.

Dla mamy, która po­wie­działa, że­bym na­pi­sała swoją.

I dla Chrisa, który pro­sił o wię­cej.

So­bota, 16 grud­nia

Jedna rzecz, którą dziś od­kry­łam.

1. Moja matka to dia­beł wcie­lony, który po­sta­no­wił zruj­no­wać mi ży­cie.

Źró­dło: Fak­tycz­nie za­mie­rza mnie zmu­sić do co­dzien­nego pi­sa­nia w tym cho­ler­nym dzien­niku. Po­wie­działa, że bę­dzie go spraw­dzać co rano! W CZA­SIE WA­KA­CJI. Tak się wła­śnie dzieje, kiedy wa­sza mama jest na­uczy­cielką. Za­wsze trzyma ze swo­imi. Aha, obie­cała nie czy­tać tego, co na­pi­szę, tylko za­glą­dać, czy  c o k o l w i e k  na­pi­sa­łam – jakby to czy­niło z niej świętą. Ale ja już znam jej praw­dziwe ob­li­cze – i ono zieje ogniem. A po­nie­waż w te wa­ka­cje pla­nuję spa­lić się wy­łącz­nie na słońcu, będę mu­siała ro­bić, co mi każe. Nie ozna­cza to jed­nak, że na­pi­szę co­kol­wiek war­tego od­da­nia. Ha, ha! Już ja po­każę i ma­mie, i pani Singh – dwie pie­cze­nie na jed­nym ogniu. (Przy jed­nym ogniu? W jed­nym ogniu?!)

*

Cześć, Dzien­niku Od­kryć. Jakże miło mi cię znów spo­tkać. Tak, ja też się tego nie spo­dzie­wa­łam. Są­dzi­łam, że z nami ko­niec. Ka­put. Ka­plica. Ale moja matka ma od­mienne zda­nie, a ja wy­ko­rzy­sta­łam już cały ży­ciowy za­pas buntu za jed­nym po­dej­ściem, kiedy rzu­ci­łam ta­niec, więc je­stem w za­sa­dzie ska­zana na wy­ko­ny­wa­nie jej po­le­ceń, przy­naj­mniej do osiem­dzie­sią­tego czwar­tego roku ży­cia lub do­póki nie umrze – w za­leż­no­ści od tego, co wy­da­rzy się naj­pierw. (Ob­sta­wiam, że to pierw­sze, bo matka, jak wspo­mnia­łam, jest dia­błem wcie­lo­nym i pew­nie bę­dzie żyła wiecz­nie).

Ale ja je­stem bo­jow­niczką o wol­ność i upra­wiam par­ty­zantkę (słowo to NIE po­cho­dzi od „party”, o czym prze­ko­na­łam się bo­le­śnie w ze­szłym roku na hi­sto­rii, ups), i po­tra­fię na swój wła­sny mały spo­sób sta­wiać opór. Na przy­kład, mama ka­zała mi pi­sać co­dzien­nie w dzien­niku, ale nie po­wie­działa, co mam pi­sać. Dla­tego wy­peł­nię go kom­plet­nymi bzdu­rami. Tylko pa­trz­cie.

Bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, la­lala, la­lala, la­la­lala, ręka za­czyna mi się mę­czyć, prawdę mó­wiąc, bla, bla, bla, bla, bla, bla.

Mama mnie ob­ser­wuje. Są­dzi, że na­prawdę od­ra­biam za­da­nie. Ha, ha! Ha­ha­ha­ha­haha!

Tłumy sza­leją! [klask, klask, klask, klask] Ej, pa­mię­ta­cie tę ry­mo­wankę?

„Moja mama, twoja mama żyją po są­siedzku, kłócą się co drugi wie­czór, kto ma lep­sze dziecko. Dziew­czyny są sexy, bo piją pepsi, a silne chło­paki, bo je­dzą ziem­niaki”.

Py­ta­nie: w jaki spo­sób pi­cie pepsi spra­wia, że ktoś jest sexy? Bo wy­pi­łam jej całe mo­rze i po­wiem wam, że z całą pew­no­ścią nie można by mnie na­zwać sexy. Anna z ko­lei ni­gdy nie tyka tego na­poju, a jest stu­pro­cen­tową La­ską przez duże L. Wie­cie: taką, która ema­nuje sek­sow­no­ścią, która ocieka pew­no­ścią sie­bie, która spra­wia, że chło­pa­kom jak w kre­sków­kach oczy wy­cho­dzą z or­bit, a ję­zyki opa­dają na zie­mię, gdy tylko ich mija, która jest tak cał­ko­wi­cie  s o b ą  i ma za­bój­czą twarz, a do tego bo­skie ciało. Nie py­taj­cie mnie, czemu się ze mną przy­jaźni. Ja je­stem w za­sa­dzie jej prze­ci­wień­stwem, cho­ciaż uro­dziła mnie La­ska, która uro­dziła już inną La­skę, a po­tem ja­kimś cu­dem po­ja­wi­łam się ja. Jak w tym sta­rym fil­mie Bliź­niacy, w któ­rym Ar­nold Schwa­rze­neg­ger do­staje do­bre geny, a Danny De­Vito ja­kiś zle­pek resz­tek. Moja sio­stra Eva to Ar­nold Schwa­rze­neg­ger, a ja to zle­pek De­Vito.

Tak czy ina­czej... Bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla.

Po­winno styk­nąć.

Nie­dziela, 17 grud­nia

Dwie rze­czy, które dziś od­kry­łam.

1. Nie je­stem tak do­bra w ru­chu oporu, jak są­dzi­łam.

Źró­dło: Te wszyst­kie „bla” z wczo­raj zwró­ciły uwagę mamy, która za­gro­ziła, że prze­czyta cały dzien­nik od de­ski do de­ski, je­śli nie za­cznę trak­to­wać go po­waż­nie. „Prawo do pry­wat­no­ści wiąże się z za­ufa­niem, a ty mu­sisz na to za­ufa­nie za­słu­żyć, Ma­isie. I nie prze­wra­caj oczami”. [Tu­taj wsta­wiam prze­wra­ca­nie oczami]. Do­bra, mu­szę skoń­czyć z tymi bzdu­rami i przy­naj­mniej  s p r a w i a ć  w r a ż e n i e, że ro­bię to tak, jak na­leży. Treść może być bzdurna, tylko nie forma. No pro­szę, już mi le­piej idzie.

2. Zna­cie te wszyst­kie filmy, w któ­rych na­sto­latki prze­ży­wają WA­KA­CJE ŻY­CIA? Te wa­ka­cje nie będą ra­czej do ta­kich na­le­żały.

Źró­dło: Wszystko, co wy­da­rzyło się od wczo­raj.

*

To znowu ja, Dzien­niku Od­kryć! Mogę mó­wić do cie­bie „Stary”, skoro bę­dziemy  n a j l e p s z y m i  p r z y j a c i ó ł m i  i ta­kie tam? Ty mo­żesz na­zy­wać mnie Ma­isie. Nie­któ­rzy mó­wią na mnie Ma­ise, wy­ma­wiane jak „maze”, czyli la­bi­rynt, bo je­stem za­gadką, którą na­leży roz­wią­zać, za­nim uda się do­trzeć do ukry­tego w jej wnę­trzu skarbu. No do­bra, to nie tak – to po pro­stu skrót od Ma­isie, i tyle. Mama na­zywa mnie Missy-May, nie mam po­ję­cia dla­czego, a tata – Emi­nem, bo uważa się za prze­za­baw­nego go­ścia. (Nie mó­wię mu tego, ale cza­sem na­prawdę taki bywa). Wiesz co? Mów do mnie, jak chcesz, albo jesz­cze le­piej – nie mów w ogóle, bo je­steś pu­stym dzien­ni­kiem i nie umiesz tak na­prawdę mó­wić.

Oczy­wi­ście mo­gła­bym wy­peł­nić cię sło­wami, które z pew­no­ścią umoż­li­wi­łyby ci po­wie­dze­nie cze­goś.

Ale co by to miały być za słowa?! Jak już wy­żej wspo­mi­na­łam (na­wia­sem mó­wiąc – do­sko­nały zwrot do wy­ko­rzy­sta­nia w szkol­nym za­da­niu, żeby spra­wiać wra­że­nie, że wiem, o czym mó­wię), mama po­ła­pała się wczo­raj w moim spryt­nym pla­nie. Co ozna­cza, że dziś mu­szę dzia­łać ina­czej. Po­dej­rze­wam, że mo­gła­bym za­cząć spi­sy­wać rów­nież wspo­mi­nane wy­żej wszystko, co wy­da­rzyło się od wczo­raj. To za­ję­łoby sporo miej­sca.

Na po­czą­tek, więk­szość wczo­raj­szego dnia była do­syć nudna. Dużą jego część spę­dzi­ły­śmy w au­cie – mama, Anna i ja. (Eva do­leci z Mel­bo­urne, gdzie stu­diuje ta­niec – jakby nie ro­biła tego przez całe swoje cho­lerne ży­cie. Przy­je­dzie za parę dni ze swoją nową dziew­czyną Bess. Całe szczę­ście, że nie spę­dzają Bo­żego Na­ro­dze­nia z  j e j  ro­dziną). Tak czy ina­czej, prze­sie­dzia­ły­śmy kilka dłu­gich go­dzin w sa­mo­cho­dzie, a mama usi­ło­wała roz­ma­wiać z nami o szkole i przy­szło­ści, a co naj­gor­sze, także o chłop­cach, więc Anna wło­żyła słu­chawki i uda­wała, że śpi, gdy tym­cza­sem ja rzu­ca­łam ma­mie mor­der­cze spoj­rze­nia, do­póki nie uci­chła i nie za­częła od­po­wia­dać mi tym sa­mym.

Cał­kiem nie­źle do­ga­du­jemy się w ję­zyku mor­der­czych spoj­rzeń. Oto wolne tłu­ma­cze­nie:

Ja: Mamo, prze­stań z nami ga­dać, jak­byś była na­szą przy­ja­ciółką. Bo nią nie je­steś.

Mama: Sta­ram się roz­luź­nić at­mos­ferę.

Ja: Jesz­cze bar­dziej ją usztyw­niasz.

Mama: Tro­chę sza­cunku, Ma­isie Mar­tin. Je­śli bę­dziesz się w dal­szym ciągu tak za­cho­wy­wała, to za­mknę cię na całe wa­ka­cje w po­koju i nie bę­dziesz mo­gła w ogóle z nich sko­rzy­stać.

Ja: Pro­szę, zrób to. Szcze­rze mó­wiąc, by­łoby cu­dow­nie. Mo­gła­bym ca­łymi dniami oglą­dać Net­flixa.

Mama: Wła­śnie zda­łam so­bie sprawę, że by­ła­byś tym za­chwy­cona, dla­tego sto­sow­niej­szą karą bę­dzie, je­śli spę­dzisz ze mną całe lato, tak że­bym miała cię na oku. Mo­żemy pójść ra­zem na de­pi­la­cję bi­kini! Ide­al­nie!

Ja: Nie zro­bi­ła­byś tego.

Mama: A jakże.

Ja: ...

Mama: ...

Ja: [od­wra­cam wzrok, po­ko­nana].

Mama: [uśmie­cha się zwy­cię­sko, za­do­wo­lona z sie­bie].

Anna: [chra­pie, bo już nie udaje, że śpi, tylko na­prawdę za­snęła].

Tak. Mniej wię­cej tak upły­nęła nam ośmio­go­dzinna jazda. Po dro­dze tata na­pi­sał kilka razy, że już za nami tę­skni i ża­łuje, że go z nami nie ma. Na te wia­do­mo­ści mama tylko prze­klęła pod no­sem.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki