Wiara Słowian - Tomasz Kosiński - ebook

Wiara Słowian ebook

Tomasz Kosiński

3,3

Opis

Wierzenia Słowian z czasów przedchrześcijańskich ze względu na niedostatek przekazów i zabytków w dużym stopniu pozostają dla nas zagadką przeszłości. Naukowcy zajmujacy się tym tematem, zamiast odkrywać prawdę, często negowali znaczenie tego, co udało się zachować. Nie wiadomo, czy po prostu błądzili, czy też pisali na polityczne zamówienie, wpisujac się w germanofilski trend deprecjonowania wszystkiego co słowiańskie. Do dziś w Polsce w oficjalnym obiegu panuje przekonanie, że mitologia Słowian była uboga i wtórna, wierzenia prymitywne, a kultura zacofana. Nic bardziej mylnego!

Wiara Słowian” - najnowsza książka Tomasza J. Kosińskiego (autora poczytnych książek „Rodowód Słowian”, „Runy słowiańskie” czy „Bogowie Słowian”), traktuje o kapłanach, światyniach, kultach, obrzędach, magii, wróżbach, czarach w życiu naszych pogańskich przodków. Autor pisze, że dla nich „wiarą było także poczucie wspólnoty, emocjonalne sacrum, doświadczenie więzi z Wszechświatem i naturą, bóstwami i przodkami. Odkrywanie prawdy o dziejach i tradycji przedchrześcijańskiej Słowiańszczyzny to nie obciach, jak niektórym wmówiono i nadal się wmawia. To nasze bogate dziedzictwo, z którego czerpali garściami inni. Warto się nad nim pochylić, a każdy, kto to zrobi świadomie i wnikliwie, zrozumie, kim jesteśmy i jak wielka, pozytywna energia ukryta jest w wiedzy i wierze Słowian”.

Książka zawiera liczne ilustracje, schematy i obszerną bibliografię.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 513

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (13 ocen)
4
2
2
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




PRZEDMOWA

Przedmowa

Życie, a tym bardziej wierzenia dawnych Słowian, zwłaszcza w okresie przedchrześcijańskim, ze względu na niewielką liczbę zachowanych przekazów drukowanych i archeologicznych pozostają dla nas w dużym stopniu zagadką przeszłości. Jest to wciąż przedmiot badań: religioznawców, historyków, archeologów, etnografów, językoznawców, antropologów religii i innych naukowców, którzy różnymi metodami próbowali rekonstruować słowiański panteon oraz podstawy rodzimego kultu.

W 1808 roku Josef Dobrovski w swej przedmowie do pracy Slavia napisał sławne zdanie: Nic nie wymaga bardziej krytycznej rewizji i naprawy w obrębie wiedzy o starożytnościach słowiańskich jak mitologia.

Niestety większość naszych uczonych, podobnie jak Dobrovski, ogranicza się do krytykowania spraw związanych z mitologią czy wiarą słowiańską, których po prostu nie rozumieją. Jedni przepisują od drugich, powtarzając te same schematy myślowe. Im więcej krytyki i podważania źródeł, tym większy mir w branży.

Trend ten zapoczątkował u nas Aleksander Brückner, a za nim poszli inni wątpiący, m.in.: Stanisław Urbańczyk, Henryk Łowmiański, Jerzy Strzelczyk, Leszek Moszyński i ostatnio Dariusz Andrzej Sikorski. Każdy, kto wychodzi poza ten schemat, jest napiętnowany. Dlatego praca nad poznaniem i zrozumieniem słowiańskich wierzeń zamiast się rozwijać, to się cofa. Takim autorom jak Kazimierz Szulc, który przecież w czasach Brücknera (zabory) prosto objaśnił podstawę słowiańskiej wiary opartej na kulcie Słońca, Księżyca i Ziemi, przypięto etykietę nawiedzonego oszołoma, słowianofila oderwanego od rzeczywistości. A tą rzeczywistością naukową było służenie zaborcom i uczestniczenie w procesach germanizacji i rusyfikacji. Narzędziem tej polityki było m.in. innymi gmatwanie historii i mitologii Słowian, aby zniechęcić naukowców i społeczeństwo doby Kulturkampfu do podejmowania niewygodnych dla zaborców tematów.

Minęło wiele lat, ale w polskiej nauce niewiele się zmieniło w tej kwestii. Niestety wygląda to nie tylko na zaklęty krąg, ale celowe działanie, w którym uczestniczą grupa mącicieli i rzesza pożytecznych powielaczy powtarzających za nimi przygotowane dogmaty, wymysły i przekłamania.

Można by zgodzić się z Dobrovskim tylko w tym sensie, że krytycznej rewizji i naprawy wymagają liczne przekłamania wprowadzone do wiedzy o mitologii i wierzeniach Słowian przez takich naukowców jak on i większość jego kolegów po fachu, którzy rozpatrywali ten temat, ograniczając się jedynie do analizy skąpych źródeł historycznych lub mniej czy bardziej udanych rozważań etymologicznych.

Według definicji, jaką przyjmował Kazimierz Moszyński, który niestety był ślepo zapatrzony w filogermańskie teorie Gustafa Kossinny i Kazimierza Godłowskiego, religia to kult, magia, wróżbiarstwo, mity, wierzenia. Przy czym mit teoretycy religii definiują jako „sakralną opowieść”, jednoznacznie wskazując na konieczność traktowania mitologii jako dziedziny religii.

Oficjalna nauka wydaje się jednak pełnić podobną do religii funkcję systemu władzy nad ludźmi, której uświęcony instytucjonalnie autorytet paraliżuje niezależne myślenie. Osobiście mam uprzedzenia do wszelkich systemów religijnych, które, jak pokazała historia, często funkcjonują w oderwaniu od swojej wiary założycielskiej i nie służą wszystkim wyznawcom, a jedynie grupie uprzywilejowanego duchowieństwa i flirtującej z nim władzy.

Wierzenia pogan, nie tylko zresztą Słowian, często określane są terminem „religia” (łac. religare), gdzie „re” znaczy ponowne, a „ligare” – związanie się domyślnie z bogiem. Dotyczy to tzw. religii objawionej przez proroka, który umożliwia to powtórne zjednoczenie z bóstwem poprzez jego pośrednictwo oraz ustalenie dogmatów i prawd wiary. Z tej racji, że u Słowian nic takiego nie miało miejsca, nie możemy ich wierzeń nazywać religią. Ich wiara ma charakter pierwotnej więzi z bogiem i jest oparta na wiedzy o wszechświecie, przyrodzie i uniwersalnych prawach, a nie jakimś proroczym kanonie i wtórnym połączeniu z bóstwem. Nazywanie więc słowiańskich wierzeń – wedyzmem – wydaje się tu najbardziej właściwe.

Dlatego swoją publikację zatytułowałem akurat Wiara Słowian, bo moim zdaniem wiara i religia mają różne podłoże przedmiotowe, ładunek moralny i odmienne przesłanie. W tym ujęciu mitologia, obrzędowość i magia są częścią wiary, a religia jedynie systemem organizacyjnym, który się na tej wierze opiera. Zatem to religia jest podrzędna wobec wiary, a nie odwrotnie.

Aby lepiej zrozumieć takie rozróżnienie, wystarczy przyjrzeć się zmianom, jakie zaszły w zakresie pewnych istotnych rytuałów, będących wyrazem wiary ludzi w podległość wyższym siłom, które należy sobie wciąż zjednywać. Przykładem może być zaklinanie deszczu należące do podstawowych obrzędów magicznych, które istnieją w wielu kulturach. Wystarczy przypomnieć sobie, jak kilka lat temu w czasie klęski suszy modlono się o deszcz w polskim parlamencie. Jak zaraz po tym ulewy wywołały powódź, trzeba było błagać Boga, by się zlitował. W tym zakresie, jak widać, wierzenia ludu są niezmienne, tylko religie jako systemy i pewnego rodzaju osnowa się zmieniają.

Oczywiście wraz z tego typu zmianami mogą pojawiać się nowe elementy, ale wydaje się, że podstawa wiary pozostaje nienaruszona. Widać to wyraźnie na przykładzie polskiego katolicyzmu, który mimo tysiąca lat chrystianizacji pogańskich Słowian nie zdołał wykorzenić dawnych wierzeń i tradycji, więc przyjęto wiele nakładek, zaadaptowano starą obrzędowość, nadając jej nowy, chrześcijański aspekt, a licznym bogom przypisano imiona odpowiadających im świętych. Dlatego można w pewnym sensie stwierdzić, że religia jest nowa, ale wiara stara.

Wiara rodzima to: religia, mity, obrzędy i magia, ale także tradycja, poczucie wspólnoty, emocjonalne sacrum, doświadczanie więzi z bóstwem i przodkami. Słowiańskie wierzenia i mitologia nie ustępują innym, czy się to komuś podoba, czy nie. Naukowcy, którzy zajmowali się tym tematem, zamiast odkryć prawdę o wierze naszych przodków, w dużym stopniu pognębili to, co udało się zachować. Nie wiadomo, czy pisali na polityczne zamówienie swoich mocodawców, czy też wykazywali złą wolę, pragnąc wpisać się w germanofilski trend deprecjonowa-nia wszystkiego co polskie i słowiańskie. W każdym razie do dzisiaj w oficjalnym obiegu w naszym kraju funkcjonuje przekonanie, że mitologia słowiańska jest uboga i wtórna, wierzenia prymitywne, a kultura zacofana.

Najdziwniejsze jest to, że piewcami takiej narracji są sami Polacy, którzy nie potrafią dostrzec prawdy o swoim dziedzictwie. Dziwią się temu bardzo inne narody słowiańskie. Pytają, co z nami jest nie tak. Czemu wstydzimy się słowiańskich korzeni, jednocześnie gloryfikując obcą kulturę wikingów. Dlaczego wciąż mamy kompleks rzekomo wyżej rozwiniętych kulturowo Germanów. Nie ma już zaborów ani dyktatu komuny, ale w wielu głowach widocznie wciąż pokutuje sposób myślenia zaprogra-mowany w tamtych czasach, sprowadzający się do powtarzania utartych schematów myślowych sprzed lat.

Europejczyk zresztą nie roztrząsa przeszłości, tylko skupia się na walce o ideały jutra, w tym przede wszystkim stworzeniu multikulturowego społeczeństwa bez narodów i religii. Dlatego nie ma co liczyć na to, że nasze dzieci będą się uczyć w szkole o mitologii słowiańskiej czy wierzeniach przodków. Ani klerowi, ani liberałom nie jest to na rękę. W zamian serwowane nam są obce kulturowo wzorce. To współczesny podbój kulturowy, któremu ulegamy po raz kolejny. Mamy oglądać seriale o wikingach, ale nie o słowiańskich chąśnikach, czytać bajki o złej czarownicy z baśni braci Grimm, a nie o Szewczyku Dratewce, poznawać legendy o skarbie Nibelungów, a nie o sprytnym Leszku, analizować mity o Odynie lub Odyseuszu, a nie o Kraku, Wandzie czy Lechu.

Odkrywanie prawdy o naszych dziejach, wierzeniach, tradycji przedchrześcijańskiej Słowiańszczyzny to nie powód do wstydu, jak niektórym z nas wmówiono i nadal się wmawia. To nie żadne „ubeckie rzygowiny”, jak to niedawno podsumował znany publicysta klerykalno-narodowy Stanisław Michalkiewicz. To nasze bogate dziedzictwo, z którego czerpali garściami inni. Warto się nad nim pochylić, a każdy, kto to zrobi świadomie i wnikliwie, zrozumie, kim jesteśmy i jak wielka, pozytywna energia ukryta jest w wiedzy i wierze naszych przodków.

Warto tu zwrócić uwagę na nazewnicze podobieństwo między słowami Wera i Weda. W moim przekonaniu wiara nie może istnieć bez wiedzy, jak i odwrotnie. Razem stanowią drogę do poznania.

W napisach Achemenidów słowo wiara brzmi var i varena, co wskazuje na ich związki językowe ze Słowianami albo wspólny rodowód indoeuropejski. Co więcej, widać podobieństwa nazewnicze między wiarą (wierzeniem) a warem (warzeniem). Awestyjski mit o powstaniu świata z wielkiego waru może mieć zatem przełożenie na pochodzenie słowa wiara.

U Litwinów mamy zapis wera, a u Rusinów wiera, co z kolei jest przykładem licznych podobieństw w ramach bałto-słowiańskiej wspólnoty językowej i kulturowej.

Możemy też poczynić rozróżnienie, rozumiejąc, że wiara jest wewnątrz nas, a religia na zewnątrz, ponieważ wiara to światopogląd, a religia to obrzędowość.

Według kontrowersyjnego, acz często niezwykle inspirującego Trehlebowa, wera to weda o Ra, czyli pierwotnym świetle. Natomiast religia to religia, czyli, jak wynika z samej nazwy, to coś wtórnego, jakby druga liga. Dlatego wiara jest jedna, a religii może być wiele. Dawna wiara naturalna: to kult Ra, światła, Słońca, ognia, zwanego też Belem, jasnością. Radość to, jak wynika z nazwy, stan pełni, nasycenia (dość) Ra.

Szczęście to z kolei całość złożona „z części”, dlatego cel pochodzi właśnie od wyrazu cały. Celem człowieka jest osiągnięcie stanu pełni Ra, radości. Natomiast osiągnięcie celu, jakim jest szczęście, to drobiazgowa robota przypominająca układanie puzzli.

Nietrudno też zauważyć, że Dewa to anagram Weda, a Dewan to anagram Wenda, natomiast Dewena to anagram Weneda. Wszystkie te słowa są związane z wiarą i wiedzą. Dawniej słowo *dev odnoszono do duchów, bóstw (nie różnicując ich na dobre i złe), a weda to wiedza. Od ich anagramów powstały imiona Dziewanny i Wandy oraz ludu Wenedów.

Przesłanie mojej książki brzmi: Wiedza o wierze i wiara w wiedzę. Kto zrozumie te zależności, ten powinien odkryć na nowo prawdziwe oblicze wierzeń naszych przodków.

Zdaniem Aleksandra Hiniewicza, zwierzchnika starowierców inglingów, ich religią jest rodoteizm, bo wszystko pochodzi od Roda. To przekazywanie wiedzy z pokolenia na pokolenie. Taka wiedza rodowa jest najbardziej wiarygodna, bo ojciec najczęściej nie ma powodu uczyć syna kłamliwych prawd. Reszta jest przy Rodzie. Słowo „ingli” tłumaczą oni jako boski ogień, energię.

Natomiast Paweł Stelmach w swoich Księgach rodu słowiańskiego (1889) nazywa wierzenia Słowian – bogowiedzą. Równie ciekawie tłumaczy on na polski pojęcia mitologia – bajosłowie i teologia – bogosłowie.

Kilku serbskich religioznawców używa z kolei terminu svetosavlie – świętosawie (od św. Sawy prezentującego narodowo-mesjanistyczne poglądy), które ma lepiej oddawać naturę słowiańskiej wiary aniżeli określenie prawosławie, dopatrując się w obecnym kulcie licznych elementów kontynuacji1.

Za to według Rudolfa Steinera, autora książki Kronika Akasza (1915), w najdawniejszych czasach pielęgnowano nie religię, ale „bożą mądrość i sztukę”. Człowiek pierwotny odczuwał wpływ przyrody na swoje życie jako bezpośredni dar bożych sił świata. Steiner nazywa to „religią woli”. Według zwolenników idei Akaszy, czyli kronik ludzkiego losu i życia na Ziemi, dostępnych wybrańcom potrafiącym wejść na wyższy poziom świadomości, rozwój ludzkości przebiegał jednotorowo, stopniowo i pod kierunkiem boskich wysłanników Manu. Kolejne rasy, takie jak lemuriańska, atlantycka i aryjska, miały inne umiejętności i osiągnęły inne stopnie rozwoju, a także w odmienny sposób doświadczały kontaktu z bóstwem. Steiner wyróżnia bogów księżycowych i słonecznych2.

Może to fantastyczne bajanie, ale czyż nie warto poznawać różnych teorii i opinii, by na ich podstawie ukształtować swój światopogląd, mieć własne zdanie o rzeczach najważniejszych, mieć pewną wiedzę, a nie polegać tylko na przekonaniach, które nie wystarczą, by poznać prawdę o świecie, bogach i nas samych.

Kult przyrody, Słońca, Księżyca, gwiazd, ognia, wiatru, wody, to kult życia, szacunek do dzieła bogów. To religia naturalna człowieka, rozumiejącego, gdzie się znajduje i jakim zasadom podlega. On wie, a nie tylko wierzy w objawioną przez kogoś „prawdę”. Nie musi znać „świętych ksiąg”. Wszędzie dostrzega i czuje swoich bogów. Co więcej, może pokazać ich palcem, wskazując na Słońce (ślące życiodajne światło), Księżyc (oświetlający noc i regulujący procesy życiowe na Ziemi), Wielką Matkę Ziemię (po której stąpa, która karmi go, daje życie i je odbiera), wielki dąb (siedzibę dewów), górę (ołtarz bogów) czy strumień pod jego domem (gwarantujący przeżycie). To boskie przejawy, ale jakże bliskie ludziom.

Nie jest jednak tak, jak wydawało się chrześcijańskim pisarzom, że Słowianie czcili stworzenie ponad stwórcę3. Co prawda, Halina Łozko, związana z Narodową Akademią Nauk Ukrainy, a jednocześnie pierwsza po wiekach przerwy wołchwyni odradzającej się rodzimej wiary ukraińskiej, uważa, że charakterystyczną osobliwością ukraińskiej mitologii jest jej panteizm (z gr. *pan – wszystko, *teo – bóg), czyli religijno-filozoficzne twierdzenie, że bóg utożsamia się z przyrodą4. W tym rozumieniu bóg jest naturą, a nie bytuje poza nią jako swym dziełem.

Jeśli nieskończony wszechświat uznamy za przyrodę, to można się z tym zgodzić. Nasi przodkowie bowiem zdawali sobie sprawę, że nasz świat nie jest jedynym ze światów. Mieli bogów nieba i ziemi. Rozumieli zasadę życia, opartą na cykliczności i grze przeciwieństw, dlatego nie wartościowali boskich spraw i bytów. Nie mieli dobrych i złych bogów, ale białych i czarnych. Tak jak dzień jest jasny, a noc jest ciemna, choć nie znaczy to, że jest zła. Jest koniecznością, by dać odpocząć Słońcu, tak jak zima daje odpocząć Matce Ziemi.

Religia naturalna to świadomość nieuchronności zdarzeń, ale też wypełnianie swojej powinności wobec otaczającego nas świata i innych ludzi. To walka z przeciwnościami, które są czymś normalnym. Nie zawsze musimy wygrywać. Bogowie też często przegrywają, nie są doskonali. Toczą oni również wojny. To zaklęty krąg życia i śmierci. Boski i ludzki. Gwiazdy też się rodzą, żyją, dając światło, po czym umierają pożerane przez czarne dziury, które mogą być przejściem do innego świata.

Religia dawnych Słowian to wiara przyrodzona, czyli związana z przyrodą, ale i z rodem (przodkami) oraz kultem bogów, w tym Swaroga jako stworzyciela Słońca, Księżyca i Ziemi, a tym samym życia na niej. Naturę szanowano jako dzieło boskie, nie samą w sobie ani też bardziej niż bogów, którzy ją stworzyli i wciąż nad nią panują, w przeciwieństwie zresztą do ludzi, którzy wobec żywiołów czują się często bezradni.

To wśród lasów, bagien, nad jeziorami, morzami i w górach, wytworzyła się rodzima religia przyrody. Ona nie jest Rodem, ale jest przy nim (przy Rodzie). Nie powstała na stepach czy wśród lodowców, w strefach o innym klimacie i odmiennych uwarunkowaniach społeczno-kulturowych. Ukształtowała się tutaj, zmieniając się i rozwijając wraz z jej wyznawcami. Dlatego słowiańska wiara jest jedyna w swoim rodzaju, nie jest zapożyczona, narzucona, wymyślona przez jakiegoś proroka, ale naturalna, prawdziwa, nasza.

Warto też wyjaśnić, co rozumiem pod pojęciem Słowianie, których wiarę chciałbym tu bliżej przedstawić. W swojej pracy używam czasem według mnie równorzędnej nazwy „Sławianie”, w wersji bardziej pierwotnej, gdyż dawniej zwano nas Sławianami właśnie, a nie Słowianami.

Przyjmuję zatem, że Sławianie byli ludźmi obdarzonymi sławą ze względu na swe dokonania, posiadaną wiedzę i obyczaje. „Sława” jest jednak mocno związana ze słowami, gdyż „sławić” znaczy przecież wypowiadać dużo słów na czyjś temat. Wiemy też, że Słowianie lubili zabawy słowem i dlatego mamy tak bogate słownictwo, a nasz język polski jest jednym z najtrudniejszych języków świata. Być może wraz z upowszechnianiem się kultury słowiańskiej wśród innych ludów (slawizacja Sarmatów, Bułgarów czy części Germanów) zaczęto używać właśnie takiej a nie innej nazwy na określenie sławnych ludzi słowa (wiedzy).

Pamiętamy relację o dwóch Sławianach wyprawionych z poselstwem do Awarów, złapanych w VI w. n.e. przez żołnierzy cesarza bizantyńskiego Maurycego, którzy mieli przy sobie tylko gęśle i twierdzili, że są prostymi ludźmi nieznającymi broni, co było w tym przypadku oczywiście nieprawdą, sprytnym kamuflażem i szpiegowskim wybiegiem. Być może tak żyli kiedyś, spokojnie i szczęśliwie, ale w obliczu wojującego chrześcijaństwa musieli zmienić swoje obyczaje i na powrót stać się wojami, jak ich dawni przodkowie, którzy niegdyś podbili Europę. Naiwny cesarz im uwierzył, ugościł na dworze i nie widząc w nich zagrożenia, puścił wolno. Zdobytą w ten sposób wiedzę wykorzystali oni później w wojnach z Bizancjum.

Być może to po tym incydencie, opisanym przez Teofilakta Simokatę, zaczęto używać nowego określenia na jeńców – sclave, gdyż w tychże pochwyconych Sławianach nie dostrzeżono wojowników, mimo iż byli silni i rośli, co wprawiło w zdumienie cały dwór cesarski. To chyba wyjątkowy przypadek w dziejach cesarstwa bizantyjskiego, że pojmani w niewolę jeńcy nie stali się niewolnikami (servus), tylko zostali puszczeni wolno.

Wiele wskazuje na to, że słowo sclavus pierwotnie oznaczało słowiańskiego doradcę lub najemnika na usługach Rzymu, jak np. Stylichon, w okresie w miarę pokojowej koegzystencji tego imperium ze Słowiańszczyzną. Może to właśnie odróżniało pierwotnie określenia sclavus i servus, które z czasem i zapewne celowo zaczęto traktować jako synonimy. Z pewnością można stwierdzić jednak, że etnonim Sławianie nie powstał od słowa sclave, ale odwrotnie. Prawdopodobnie był to jeden z wielu małych elementów antysłowiańskiej polityki, powstałej na skutek sporów terytorialnych (m.in. Bawaria, Panonia, Dacja).

W każdym razie z czasem zaczęto nazywać Sławian także Słowianami, a zamiast Sklawenii powstała późniejsza Słowenia, no i naszym sąsiadem jest Słowacja, a nie Sławacja.

Możliwe zresztą, że etnonimy Słowianie/Sławianie5 wywodzą się od „wiana Słońca/Słańca”. A to by oznaczało, że jesteśmy dziećmi Słońca pod obiema nazwami, więc nie ma znaczenia, której z nich używamy. Możemy więc stosować wymiennie nazwy Słowianie i Sławianie bez żadnego uszczerbku dla prawdy historycznej. Kłótnie w tej materii uważam zatem za bezcelowe. W całym materiale używam zresztą obu tych synonimicznych etnonimów.

Niniejsza praca składa się z siedmiu rozdziałów. W pierwszym z nich przedstawiam rys historyczny obejmujący skrótowe przedstawienie etnogenezy Słowian dla właściwego zrozumienia tematu oraz rozwój wierzeń następujący wraz ze zmianami społeczno-gospodarczymi. Dalej dokonuję przeglądu źródeł i poruszam problemy związane z ich analizą i dostępnością. W trzecim rozdziale omawiam podstawy słowiańskiej mitologii, gdzie podaję skrótowo podstawowe mity. W dwu kolejnych rozdziałach zajmuję się słowiańską kosmogonią, kosmologią i eschatologią oraz przedstawiam system wierzeń.

W dalszej części opisuję różne obrzędy religijne i magiczne, rolę kapłanów, miejsca kultu, posągi i idole, składanie ofiar, wróżby, obrządki pogrzebowe, znany w słowiańskich przekazach wampiryzm czy też postępowanie w przypadku zarazy. Zamieszczam też wykaz świąt i cyklicznych obrzędów, o których więcej jednak przeczytać będzie można w mojej kolejnej publikacji pt. Kultura dawnych Słowian.

Na koniec przedstawiam swój proces rekonstrukcji słowiańskiego panteonu oraz jego efekty w postaci schematu hierarchii bóstw. Jeśli chodzi natomiast o opisy poszczególnych bogów, to ze względu na obszerny materiał, jaki udało mi się zebrać na ten temat, poświęciłem mu więcej miejsca w poprzedniej mojej książce Bogowie Słowian (2019), która stanowi niezbędne uzupełnienie niniejszej pracy.

Niestety ze względu na ograniczenia związane z objętością książki musiałem tutaj pominąć obszerny temat chrystianizacji Słowian, który dość dokładnie omówił wcześniej Henryk Łowmiański6 i inni autorzy, a także kwestie związane z wpływami religijno-kulturowymi pomiędzy Słowianami i różnymi ludami, do czego wrócę w mojej kolejnej publikacji. Korzystam jednak czasem z metody porównawczej w celu przedstawienia pewnych zjawisk jako wspólnego dziedzictwa ludów indoeuropejskich.

Jak zwykle załączam bogatą bibliografię przedmiotu, z której korzystałem, oraz liczne przypisy z odniesieniami do autorów podejmujących podobne tematy omawiane w niniejszej publikacji.

Swoją pracę dedykuję Zorianowi Dołędze-Chodakowskiemu (właściwie Adamowi Czarnockiemu), który akurat używał nazwy „Sławianie”, wywodząc ją od sławy i przytaczając na poparcie swej tezy liczne argumenty językowe. Był pasjonatem dawnej Słowiańszczyzny, wędrownym romantykiem, poganinem, Sławianinem, „duszą północną”. Przez wielu uznawany był za wariata, który odrzucał „dobrego boga”, szukając po wioskach zapomnianych wierzeń. Podziwiam jednak jego pasję i podejście do tematu oraz ogromną pracę, jaką wykonał, która pozostaje wciąż mało znana i niedoceniana. Mnie jednak swego czasu bardzo zainspirował, jak inni jemu podobni „szaleńcy”, w stylu: Stanisława Szukalskiego, Tadeusza Wolańskiego, Józefa Kostrzewskiego czy Kazimierza Szulca.

Redagując w 2008 roku 17. numer kwartalnika „Dedal”, poświęcony w całości kulturze słowiańskiej, przy podsumowaniu działań naszej redakcji i mojej fundacji Regionalis w zakresie organizacji: Świętokrzyskich Dni Kupały, Świętojanek, Festiwalu Kultury Słowiańskiej SLAVIA i innych inicjatyw popularyzujących tradycje i kulturę dawnej Słowiańszczyzny w słowie od redakcji pisałem: Jak widać, kultura słowiańska wraca do łask. I dobrze. Bo czymże jest człowiek bez korzeni? Wszak wszyscy jesteśmy Słowianami7. Minęło 12 lat i chyba było to nazbyt optymistyczne stwierdzenie, ale na szczęście widać, że budzenie się Słowian trwa.

Mam nadzieję, że również niniejsze opracowanie przyczyni się do uporządkowania wiedzy o słowiańskich wierzeniach, a niektóre moje wnioski być może staną się przyczynkiem do dyskusji i dalszych badań, co będzie dla mnie wystarczającą satysfakcją za trud włożony w jego powstanie.

Tomasz J. Kosiński

Arkadia (Filipiny), styczeń 2020

1 J. Popović, Svetosavlje kao filozofija života, fototipsko izdanje, Valjevo 1993; P.N. Viduša, Svetosavlje protiv krstjana, 2016. [wróć]

R. Steiner, Kronika Akasza, tłum. J. Rundbaken, Warszawa 1915. [wróć]

S. Rosik, Udział chrześcijaństwa w powstaniu policefalnych posągów kultowych u Słowian zachodnich, Wrocław 1995. [wróć]

H. Łozko, Rodzima wiara ukraińska, Toporzeł, Wrocław 1997. [wróć]

Etnonim Slavani może według mnie oznaczać też Slaw+Wani, czyli Sławnych Wanów, a pierwotnie S+la+Wani, tj. „ludzi z nad jeziora Wan”, ale to już temat na oddzielną rozprawę. [wróć]

H. Łowmiański, Religia Słowian i jej upadek (w. VI–XII), Warszawa 1979. [wróć]

„Dedal – Świętokrzyski Magazyn Kulturalno-Artystyczny”, rocznik 5 (2008), nr 2 (17) – „Kultura słowiańska”, pod red. T. Kosińskiego. [wróć]

RYS HISTORYCZNY

Rys historyczny

Dzięki metodzie porównawczej przyjęto kiedyś, że Słowianie należą do wielkiej grupy zwanej Indoeuropejczykami, jednak rozwój ich wierzeń na przestrzeni wieków nadal pozostaje przedmiotem badań. Aby rekonstruować wierzenia Słowian, należy wszakże najpierw ustalić, kim oni byli, skąd pochodzą, jakie mają związki kulturowe. A na ten temat istnieje mnóstwo najróżniejszych teorii.

Wiele wskazuje na to, że etnos słowiański tworzył się na bazie ludności autochtonicznej (Staroeuropejczycy), zamieszkującej tereny Bałkanów od ponad 7–10 tys. lat, a potem od ok. 4 tys. lat na obszarze Odrowiśla (badania etnogenetyczne m.in.: Underhilla, Klyosowa, Tomezzoliego, Mallory’ego czy Grzybowskiego). Nie bez znaczenia był tutaj też udział napływowych Wenetów (ok. 2500–3000 lat temu) i później scyto-sarmackiej ludności koczowniczej (hp R1a) z różnych okresów (Tadeusz Sulimirski), zapewne też z niewielką domieszką zeslawizowanych ludów celtyckich, protobułgarskich i teutońskich. Więcej o tym pisałem w książce Rodowód Słowian (2017).

Co ważne, nazwa Sklawenia po podboju przez nich Bałkanów i napadach na Bizancjum przeniesiona została przez chrześcijańskich historyków na wszystkie ludy o ario-słowiańskich korzeniach zamieszkujące Europę Środkowo-Wschodnią. Za Słowian ze względu na wspólnotę rodową, językową i kulturową zaczęto uważać ludy: Wenedów, Antów, Sklawenów (m.in. Jordanes) oraz sarmackie szczepy Serbów i Chorwatów (Prokopiusz pisał, że pochodzą oni z północy, a nie ze wschodu). Zatem można śmiało stwierdzić, że to nie Słowianie pojawili się w Europie w VI wieku n.e., ale tylko sama nazwa Sklaweni (Sławeni) została dopiero wtedy odnotowana w historiografii.

Mimo iż w żadnym dokumencie źródłowym nie ma wzmianki o migracji Słowian ze wschodu na tereny Odrowiśla w tym okresie, to akurat historycy są największymi zwolennikami teorii allochtonicznej tylko dlatego, że pierwsze relacje o pobycie Słowian pod taką nazwą etniczną pojawiają się w źródłach bizantyjskich w V–VI w. n.e., czyli zgodnie z pokrętną logiką naszych akademików, skądś musieli wtedy przyjść. Nie wiedzieć czemu, nasze tęgie głowy nie biorą pod uwagę możliwości wcześniejszego funkcjonowania tych ludów pod innymi nazwami, o czym pisał m.in. Jordanes.

Uczonych trudno przekonać, że charakter prasłowiański miały grupy plemienne zamieszkujące tereny Europy Środkowo-Wschodniej i Bałkany już w okresie starożytnym, jak chociażby Wenedowie, co ewidentnie potwierdzają dawni kronikarze. Historycy nie przyjmują też niestety do wiadomości ustaleń swoich kolegów z innych dziedzin, antropologów (m.in. Jan Czekanowski), etnogenetyków (m.in. Tomasz Grzybowski, P. Underhill) i części archeologów (m.in. Józef Kostrzewski, Witold Hensel) oraz lingwistów (m.in. Mikołaj Rudnicki, Witold Mańczak, Mario Alinei, Frederik Kortland), a także średniowiecznych i późniejszych kronikarzy (uznawanych nie zawsze słusznie za bajarzy), wciąż pytając tylko o pierwotne źródła pisane.

Dziwnym trafem argumentem, który ma przesądzać o uznawaniu na przykład Kadłubka za bajarza, a nie historyka, jest powoływanie się przez niego na listy Aleksandra Macedońskiego do Arystotelesa w sprawie walk w Krakowie i pod Łysą Górą. Jakoś nie przeszkadza to tym samym historykom poważnie traktować niemieckiego kronikarza Adama z Bremy, który pisał o Amazonkach i ich psiogłowych dzieciach, powołując się na ich listy do… Aleksandra Wielkiego (sic!)1. Owe listy przytaczane są też w źródłach czeskich.

Takie hermetyczne podejście do historii wydaje się być ugruntowane dogmatycznym programowaniem elit naukowych w okresie germanizacji z polityką Kulturkampfu na czele. Ci, którzy nie śpiewali jednym chórem z zaborcami, musieli zamilknąć. Smutne jest to, że mimo upływu tak wielu lat i tylu zawirowań historycznych dziś te filogermańskie postawy mentalne wciąż dominują w naszym zakompleksionym i upolitycznionym środowisku naukowym, traktującym wybiórczo stare fakty i ustalenia badaczy z różnych dziedzin oraz ignorującym wyniki prac z zakresu paleogenetyki czy antropologii.

Na przykład dr hab. Mariusz Kowalski twierdzi, że Ariowie, którzy założyli cywilizacje indyjską i irańską, wywodzili się z ziem polskich (kultura amfor kulistych 3000–2500 p.n.e.) i byli pod względem genetycznym najbliżsi dzisiejszym Polakom2.

Oficjalna historiografia wciąż ma jednak duży problem z absorbcją tego typu poglądów. Akademicy i zwolennicy filogermańskiej wersji historii zarzucają takim autorom jak dr hab. Mariusz Kowalski czy dr Piotr Makuch (więzi Słowian z Sarmatami) turbosłowiaństwo i nieodpowiedzialne zapatrzenie w lechickie teorie, jakby zapominając o dziesiątkach dawniejszych kronikarzy i autorów, którzy pisali o dziedzictwie Lechii i Lechitach, jak Kadłubek, Długosz i wielu innych.

Nawet po drugiej wojnie światowej antropolog Jan Czekanowski i językoznawca Mikołaj Rudnicki głosili istnienie imperium lechickiego obejmującego zarówno Połabian, jak i plemiona protopolskie. Według Rudnickiego pod koniec VIII wieku nastąpił zmierzch federacji lechickiej i rozdrobnienie plemion na skutek gnuśnych rządów Popiela i ekspansji Karola Wielkiego3.

Jakby celowo zapomina się o tym, że na podstawie własnych badań językoznawczych Jacob Grimm uznał, iż de facto wcześniejszym potwierdzeniem istnienia etnonimu Sławianie jest nazwa Swewowie (Sławowie), która według tego ojca niemieckiej lingwistyki ma wyraźnie rodowód słowiański.

Mario Alinei przekonuje z kolei, że protosłowiański charakter miały już naddunajskie kultury: starčevska i późniejsza Vinča oraz Baden. To czasy o 4 tys. lat wcześniejsze, zanim pojawiły się w Europie grupy protoceltyckie i protoiliryjskie. Alinei dowodzi też istnienia licznych zapożyczeń słowiańskich w językach sąsiednich. Twierdzi również, że: Całkowicie absurdalną tezę o tak zwanym późnym przybyciu Słowian do Europy należy zastąpić scenariuszem słowiańskiej ciągłości z paleolitu (M. Alinei, F. Benozzo, 2016).

Z kolei holenderski uczony Frederik Kortland stawia tezę, że to w ramach indoeuropejskiej kultury ceramiki sznurowej (2900–1800 p.n.e.) mogło dojść do podziału języka PIE na dwie grupy:

satemową

– charakterystyczną dla języków słowiańskich (oraz bałtyckich, indoirańskich, ormiańskiego i albańskiego);

ketumową

– właściwą językom germańskim, romańskim i grece.

Już wtedy obszar między dorzeczem Łaby a Wisłą mieli zajmować Wenedowie.

Kortland jednoznacznie stwierdza, iż nie ma śladów obecności germańskiej (protoniemieckiej) na wschód od Łaby ani ówczesnych kontaktów między ludami germańskimi (teutońskimi) a protosłowiańskimi czy bałtyjskimi. Uważa też, że to wtedy nastąpiła migracja lechicka (późniejsi Polacy + Pomorzanie + Połabianie), która wraz z ekspansją wenedzką dała podstawę etnosowi słowiańskiemu. Uznaje on zatem, że Słowianie wywodzą się od wspólnoty Wenedów i Lechitów, powstałej po rozłączeniu bałto-słowiańskiej grupy językowo-kulturowej.

Kto wie, czy zatem etnonim Slowene nie oznacza „z łona Wenów”, czyli potomków Wenedów (szlachetnych Wanów ze skandynawskich sag).

Podobnie z ceramiką sznurową wiązał wspólnotę prasłowiańską Witold Hensel (1979) i kilku innych uczonych.

O dziedzictwo Lechitów (przodków Polaków) i etnogenezę Słowian wciąż toczą się spory. Przeciw lechickiej teorii o istnieniu przed państwem Piastów jakiegoś większego, słowiańskiego organizmu protopaństwowego (poza księstwem Samona i Wielkimi Morawami, Rusią Kijowską, Bohemią oraz zeslawizowanym Kaganatem Bułgarskim), na razie jednak opowiada się gros historyków i archeologów. Znaczna część z nich nadal obstaje też przy starej Kossinnowskiej teorii allochtonicznej, mówiącej o przybyciu Słowian nad Wisłę w VI wieku n.e., ale większość antropologów i etnogenetyków oraz spore grono językoznawców dowodzi teorii autochtonicznej, czyli zasiedzenia Prasłowian na Bałkanach i obszarze Odrowiśla od tysięcy lat.

Amulet szamański, wykonany z meteorytu, znaleziony w 2013 roku przez archeologów ze Szczecina w domostwie człowieka jaskiniowego w Bolkowie nad jeziorem Świdwie na Pomorzu Zachodnim. Datowany na 9000 lat (epoka kamienna). Fot. T. Galiński/IAE4

Z tej racji, że o wierzeniach Prasłowian z okresu przedhistorycznego wiemy jeszcze mniej niż o samych Słowianach z czasów późnostarożytnych i wczesnośredniowiecznych, w niniejszym opracowaniu zajmiemy się głównie tymi ostatnimi.

Kilku religioznawców, jak Borys Rybakow, Andrzej Wierciński czy Włodzimierz Szafrański, słusznie zauważa, że rozwój praktyk religijnych ewoluował wraz ze zmianami społeczno-gospodarczymi. Te procesy są również widoczne, gdy przyglądamy się wierzeniom naszych przodków.

Pierwsze przejawy religii według uczonych wyodrębniły się w ramach kultury orynieckiej (ok. 30 tys. lat temu) w formie totemizmu. Wspólnotę plemienną jednoczył totem, symboliczny protoplasta rodu. Wierzono w ścisły związek człowieka z przyrodą, a totemem mogło być także zwierzę, które żyło w każdym członku klanu. Każdy czuł się częścią totemu. Spożycie zwierzęcia totemicznego miało umożliwić przejęcie jego siły.

Szaman z czasów przedhistorycznych

Z wierzeniami totemistycznymi związany był kult bydła rogatego, czego potwierdzeniem są groby zwierząt oraz motywy plastyczne wołu i barana.

Totemizm był obecny aż do przybycia Indoeuropejczyków, którzy przynieśli ze sobą kult realnych przodków rodu zamiast mitycznego protoplasty w postaci zwierzęcia.

Szamański totemizm przekształcił się w wiarę mocy opiekuńczej zwierząt, roślin i różnych zjawisk. U Celtów wyrażał się w kulcie dzika, a u Słowian – wilka.

Ludzi grzebano w pozycji wyprostowanej lub skurczonej, zostawiając w grobie: sprzęt łowiecki, ozdoby czy kły mamutów. Zmarłych posypywano ochrą (Morawy, Rosja). Pochówek często miał miejsce w pobliżu domostw, co mogło być związane z kultem przodków. Wierzono, że życie pozagrobowe jest kontynuacją życia doczesnego, a kontakty z duchami zmarłych pozwalają utrzymywać z nimi więź rodową oraz zapewniają moc opiekuńczą.

Odrys pochówku szamana (w środku), mającego na głowie wyobrażenie łosiej głowy, z żonami po bokach, na Wyspie Jeleniej5

Pierwsze grupy zbieraczy i myśliwych poza totemizmem kultywowały też animizm. Las był wielkim skarbcem, a wszystkie żywe stworzenia posiadać miały dusze (lele, lelki), podobnie jak ludzie, tworząc wspólnie wielki organizm więzi duchowych.

Wraz z „rewolucją neolityczną” i jej osiadłym trybem życia nastąpiło przejście od systemu zbieracko-łowieckiego na gospodarkę rolniczo-hodowlaną. Wiązało się to również ze zmianą systemu wierzeń, w których coraz większą rolę zaczął odgrywać kult sił przyrody decydujących o urodzaju, a także życiu człowieka oraz zwierząt hodowlanych i dziko żyjących na łonie natury6.

Idol szygirski wykonany z kłody modrzewiowego drewna datowanego na 11 600 lat, co czyni go najstarszą drewnianą rzeźbą na świecie7

To wtedy na podstawie obserwacji zjawisk przyrodniczych i cykliczności ciał niebieskich, w tym Słońca i Księżyca, zaczęto konstruować pierwsze kalendarze, niezbędne do przewidywania pogody, tak ważnej dla społeczności rolniczej.

Idol szygirski (fragment), fot. Wikimedia Commons

W miejscowości Dzielnica na Opolszczyźnie widać trwałość osadniczą aż do epoki brązu. Odkryto tam też dowody na najstarszą w Europie uprawę żyta sprzed 6000 lat, a także pszenicy, jęczmienia oraz lnu. To czasy, zanim do Egiptu dotarła ludność potrafiąca uprawiać rolę i hodować zwierzęta. Archeolodzy znaleźli też na tym stanowisku glinianą figurkę kobiety z wyraźnie podkreślonymi narządami rodnymi, co świadczy o kulcie płodności.

W społeczności prowadzącej spokojne życie w małych osadach wczesnego i środkowego neolitu kobiety odgrywały dominującą rolę jako rodzicielki, karmicielki i opiekunki plemienia, zajmując się m.in. zbieractwem, ziołolecznictwem i domostwem. W centrum symbolicznego postrzegania świata była polimorficzna postać Wielkiej Bogini – Matki Ziemi.

Andrzej Wierciński przedstawia zbiór czynników społeczno-kulturowych, które sprzyjały jej intronizacji:

przypuszczalnie to kobieta była wynalazczynią rolnictwa w związku z jej udziałem w intensywnym zbieractwie ziaren dzikich traw zbożowych, skąd był jeden krok do pierwszych intencjonalnych zasiewów, po obserwacjach flory przyobozowej (np. wykiełkowanie z jam zasobowych);

upowszechnienie się rolnictwa wczesnego okresu, przy zanikaniu wielkiej fauny plejstoceńskiej, prowadziło do spadku roli myślistwa, co łącznie z osiadłym i pokojowym jeszcze trybem życia warunkowało spadek prestiżu społecznego mężczyzny;

następuje zwiększenie się zapotrzebowania na wielorództwo kobiet połączone ze stabilizacją domu rodzinnego o dużej liczbie dzieci i w ogóle na płodność pól uprawnych i zwierząt hodowlanych; zachowania erotyczne ulegają przeto derepresji i rozwija się obrzędowość chtoniczna i orgiastyczna;

magia agrarna i płodnościowa w sposób naturalny symbolicznie wiąże kobietę z Ziemią, Księżycem i wodą, który to żywioł nabiera ogromnego znaczenia w rolnictwie;

następuje wzrost roli cykliczności klimatycznej i pogodowej w związku z początkowo niewielką liczbą cyklów wegetacyjnych uprawianych roślin, co automatycznie kojarzy się z cyklicznością kobiecą, też związaną z płodnością;

w rezultacie wytwarza się matrylinearny system zarządzania typu Świętego Królestwa, w którym dominującą rolę odgrywa Królowa Matka, a jej falliczny małżonek, jako Święty Król, przeznaczony jest na cykliczną ofiarę magii agrarnej.

Wierciński dodaje, że rozwijają się wtedy misteryjne kulty Wielkiej Bogini wraz ze stosowną inicjacją przepojoną elementami orgiastycznymi. Przewodzą temu wszystkiemu kolegia kapłanek-wieszczek, być może prowadzących też stosowne obserwacje astronomiczne bardziej skomplikowanych cyklów lunarnych. Możliwe, że w czasach późniejszych część z nich przeistoczyła się w bardziej zmilitaryzowaną elitę typu Amazonek8.

W okresie pierwotnym (matriarchat) postać Matki Świata (Magna Mater) obejmowała skojarzenia z Ziemią, Księżycem i wodą. Kult lunarny symbolizowany był przez motyw półksiężyca, znak podwójnego topora i bydlęce rogi. Jego reprezentacją była postać boskiej krowy, zapewniającej dostatek społeczności zajmującej się hodowlą zwierząt. Widoczne też są powiązania tego kultu z innymi symbolami: wężem, ptakiem wodnym, gołębicą, kozą, pszczołą itd.

Natomiast mężczyzna występował przede wszystkim w roli „ojca zapładniacza” i kochanka, przez co widać jego nawiązania do byka, kozła lub barana. Sporo przekonujących danych archeologicznych potwierdzających taką symbolizację przytacza Marija Gimbutas (1974)9.

Figurka Bogini Matki z Dolnych Vestonic, fot. Petr Novák/Wikimedia Commons, lic. CC-BY-SA 2.5

Pierwsze figurki kobiet, tzw. paleolityczne Wenus, pojawiły się w kulturze graweckiej (34–22 tys. lat temu), jak np. Wenus z Dolnych Vestonic na Morawach (najstarszy znany wyrób ceramiczny na świecie).

W Europie znaleziono do tej pory ok. 50 figurek tzw. Wenus, czyli przedstawiających Boginię Rodzicielkę. Chyba najlepiej rozpoznawalną z nich jest Wenus z Willendorfu. Natomiast na naszych ziemiach najbardziej znane są wyobrażenia Wenus z Modlnicy, Raciborza, Wilczyc koło Sandomierza, Jaskini Obłazowej (odkryte w 2017 roku) oraz z Dzierżysławia na Górnym Śląsku.

Najstarsze wyobrażenie kobiety z okresu neolitu (ok. 5500 roku p.n.e.) znalezione w Modlnicy w pobliżu Krakowa

Wraz z opanowywaniem przyrody i rozwojem sił wytwórczych człowiek zaczął odchodzić od dominującego w pierwotnym okresie kultu zwierząt i elementów naturalnych, stopniowo je personifikując, co miało przełożenie na powstanie znanych nam wyobrażeń wielu istot fantastycznych o antropomorficznych cechach. W ten sposób praktykowany od początków starożytności kult zmarłych przodków uległ istotnemu przekształceniu, a duchom uosabiającym przyrodę nadano wtedy ludzki wygląd, co według Włodzimierza Szafrańskiego nastąpiło pod wpływem iliryjskiego południa.

Figurka gliniana z IV tysiąclecia p.n.e. z Raciborza na Śląsku
Figurka z Deszczna pod Gorzowem

W okresie rozkładu wspólnoty pierwotnej kształtował się również kult plemiennego wodza, który jest najczęściej apoteozą opiekuna rodu, podniesionego do rangi antropomorficznie wyobrażanego bóstwa. Wraz z kultem przodków, pradawnym kultem totemu i z kultem duchów przyrody kult przywódcy rodu zaczął stanowić zwartą całość wierzeń. Bóstwa przedstawiane są wówczas właśnie pod postacią władcy, ale również boga-zwierzęcia i boga-Słońca.

Szafrański zauważa, że to wtedy pojawiło się wyobrażenie bóstwa słonecznego w postaci ludzkiej, czego przykładem jest figurka mężczyzny z Glinian pod Wołowem na Śląsku. Także kult płodnej przyrody zaczął być wyrażany pod postacią kobiety-matki, którą przedstawia figurka z Deszczna pod Gorzowem.

Wyobrażenia ludowe Słońca wędrującego po niebie w wozie w asyście ptaków, symboli odrodzenia, reprodukcja za: B.A. Rybakow, Jazyczestwo driewnych Slawian, Moskwa 1981

Jeśli dodamy tutaj znany już z tego okresu kult Księżyca i wspomnimy o wielkim szacunku dla ogniska domowego, co było związane z rozwojem patriarchalnej wspólnoty rodzinnej, to otrzymamy obraz systemu prasłowiańskich wierzeń opartych głównie na kulcie sił przyrody i czci zmarłych.

Wraz z umacnianiem się pozycji wodza plemiennego, a w konsekwencji – patriarchatu, to Słońce staje się najważniejszym bogiem, przejmując atrybuty wcześniejszej Wielkiej Bogini Matki, bogini życia, płodności i urodzaju, doprowadzając de facto do upadku matriarchatu. Stało się to w okresie przechodzenia od epoki kamiennej do epoki brązu, ok. XIII–XII w. p.n.e.10. Wtedy też możemy mówić o krystalizowaniu się Prasłowiańszczyzny.

Wyobrażenie kobiety z rogiem, reprodukcja za: B.A. Rybakow, Jazyczestwo driewnych Slawian, Moskwa 1981

Wraz z kultem solarnym nastąpiła też zmiana obrządku pogrzebowego ze szkieletowego (inhumacja) na ciałopalny (kremacja). Ciała zmarłych spalano na stosie, a prochy umieszczano w glinianych popielnicach. Rozwinął się też jeszcze bardziej kult ptaków jako przewoźników dusz, uwalnianych podczas spalania ciał. Wierzono wtedy nie tylko w życie pozagrobowe, ale najpewniej także w wędrówkę dusz (reinkarnację).

Ogień uważany był za boskiego wysłannika Słońca. Jego rola wzrosła wraz z rozwojem gospodarki rolnej opartej na technice żarowej (wypalanie lasów pod uprawy), a także metalurgii miedzi i brązu. To on stał się motorem napędowym ówczesnej cywilizacji. Dlatego bóstwo solarne zepchnęło na dalszy plan dotychczasowy kult księżycowy. Pojawiły się zatem i nowe symbole: tarczy słonecznej brązowej i złotej na kultowym wozie (ruch cykliczny Słońca po niebie), krzyż równoramienny, koło szprychowe, krzyż w kole, swastyka (wirujący krzyż) i jej trzyramienna wersja – trykwert.

Osiadły tryb życia, związany z rolnictwem, stał się podstawą cywilizacji zurbanizowanej, która ostatecznie zerwała harmonijną więź człowieka z jego otoczeniem naturalnym, co oczywiście odbiło się na zmianie ustroju społecznego i spowodowało przejście od matriarchatu (dominującego w społeczności rolniczej) do patriarchatu (mężczyźni jako obrońcy osad i ich budowniczowie). W ten sposób pojawił się też kult bogów wojny, a Wielką Boginię zastąpił lub zdeprecjonował wojowniczy męski bóg nieba, gromu i Słońca.

W VII–V wieku p.n.e. obserwowany jest miejscowo w Europie Środkowej częściowy powrót do obrządku szkieletowego. Niektórzy badacze uważają, że ówczesny pochówek szkieletowy w tzw. grobach książęcych ma związek z celtyckim druidyzmem11. Naukowcy mówią o dość istotnym wpływie Celtów w okresie wczesnorzymskim, od których zaczerpnięto techniki metalurgiczne i inne rodzaje rzemiosła oraz uprawy roli. To im przypisuje się rozwój centrum kultowego na Ślęży i budowę tam kamiennych rzeźb kultowych oraz wałów. Te kamienne konstrukcje nie miały walorów obronnych, ale symbolicznie otaczały wierzchołki tych szczytów, na których znajdowały się miejsca kultowe12.

W obliczu ekspansji koczowniczych plemion ze wschodu Prasłowianie musieli zmienić swoje zwyczaje i z grupy spokojnych rolników wyodrębnić wojowników, którzy stawią czoło najazdom nie tylko Celtów, ale i Scytów oraz Sarmatów, a później także Gotów, Hunów i Awarów.

Sulimirski uważa, że Sarmaci podbili Słowian i stąd tyle pojęć religijnych zostało im narzuconych. Nie były to według niego pożyczki sąsiedzkie, jak sądzi z kolei wielu językoznawców, co wymaga z pewnością dalszych badań13.

W sferze wierzeń jako odzwierciedlenie konieczności prowadzenia ciągłych działań wojennych tworzy się klasa książęca, a tym samym pojawia się kult silnych władców i bohaterów. Dochodzi wtedy do rozdziału władzy świeckiej i duchowej, za które odpowiadają oddzielnie książę i kapłan.

Wiece coraz częściej muszą wybierać naczelników na czas wojny, co potwierdza relacja Jordanesa o ukrzyżowaniu przez Gotów wodza Antów Boza i 70 członków starszyzny rodowo-plemiennej. Ustrój wspólnoty pierwotnej przybiera u Słowian formę demokracji wojennej, co doprowadza do wykształcenia się wczesnoklasowych ustrojów społecznych.

Wojewoda (wódz), wcześniej wybierany tylko na czas wojny, musi teraz być w ciągłym pogotowiu, co powoduje wykształcenie się trzech klas: władczej, kapłańskiej i wytwórczej. Zauważa się silniejszy kult bóstw patronujących działaniom wojennym, zwłaszcza na Połabiu, gdzie większość znanych wyobrażeń bogów ma wojskowe atrybuty (miecze, zbroje, włócznie). Wydaje się, że szczególną czcią obdarzano tzw. bóstwa klasowe, rolnicy więc większą uwagę skupiali na pielęgnowaniu obrzędów i składaniu ofiar bogom odpowiadającym za gospodarkę rolną aniżeli bóstwom wojennym, które były czczone głównie przez warstwę rycerską.

Możliwe, że pojawienie się ponownie grobów szkieletowych, tzw. książęcych, już kilka wieków p.n.e., związane było nie z oddziaływaniem celtyckim, ale z napływem na te tereny ludów scyto-sarmackich i huno-awarskich, które chowały swoich wodzów i członków elity plemiennej bez spalania i często wraz z koniem. Być może wynikało to z wiary, że tak zacne osoby, podobnie jak szamani, nie muszą podlegać kremacji, czyli oczyszczeniu ciała przez święty ogień, aby ich dusza mogła ulecieć w zaświaty. W uznawanej za prasłowiańską kulturze łużyckiej nadal jednak stosowany jest obrządek ciałopalny, choć z pewnymi modyfikacjami w zakresie obrzędu pogrzebowego.

Patriarchalne plemiona słowiańskie, żyjące pod koniec ostatniego tysiąclecia p.n.e. i w pierwszych stuleciach n.e. w ustroju demokracji wojennej, przeżywają kryzys ustroju wspólnoty pierwotnej, co doprowadza do wykształcenia się wczesnoklasowych ustrojów społecznych.

Rzym handluje ze Słowianami, kupując m.in. nadwyżki zboża, bursztyn (Pomorze, Sambia), metale (czeskie Rudawy, dolnośląski ośrodek miedziowy), sól z solanek (Wieliczka, Bochnia), wyroby żelazne z kilku ośrodków dymarskich z terenu Odrowiśla (świętokrzyskie i mazowieckie centra wyrobu żelaza), ceramikę, skóry, futra i inne wyroby.

Dzięki ożywionej produkcji i handlowi bogacą się bardzo starszyzna rodowa, naczelnicy plemion i wodzowie drużyn wojennych, czego potwierdzeniem może być zdaniem Szafrańskiego fakt, że w ówczesnych nekropoliach kultury przeworskiej pojawiają się, odróżniające się od grobów jamowych, groby szkieletowe, tzw. książęce, niezwykle bogato wyposażone, zwłaszcza w kosztowne importy rzymskie, w których chowano wybitnych przedstawicieli starszyzny plemiennej. Uznawane one są za groby kapłanów, którzy mieli odgrywać jednocześnie rolę naczelników plemiennych, wodzów, skupiając w jednej osobie pełnię władzy świeckiej i religijnej.

W ten sposób następuje stopniowe rozwarstwienie i ukształtowanie się społeczeństwa klasowego. Pojawia się własność ziemska, budowane są miasta, tworzą się państwa rządzone przez klasę posiadaczy ziemskich, co jest początkiem ustroju feudalnego. Rozwija się rzemiosło z produkcją towarową na rynek nie tylko lokalny. Jak uważa, Szafrański: W tej nowej rzeczywistości społeczno-gospodarczej dawne wierzenia stają się anachronizmem i zaczynają powoli ulegać przeobrażeniom, ażeby dostroić się do nowej sytuacji.

W III–IV wieku n.e. w cesarstwie rzymskim rywalizują trzy religie: mitraizm (kult solarny), manicheizm (dualizm dobra i zła) i chrystianizm (monoteizm). Prawdopodobnie kult Mitry został przywleczony do Słowian zachodnich przez Wandalów po oblężeniach Rzymu (wizerunki Mitry na kamieniach Hagenowa). Irańska idea walki dobra ze złem (zoroastryzm) dotarła na tereny Słowiańszczyzny wraz ze Scytami i potem z chrześcijaństwem, jednak nie wydaje się, aby kiedykolwiek zastąpiła mniej waleczną wersję dualnego podziału świata na jasną i ciemną stronę, co bardziej przypominało filozofię hinduską czy chińskie ying i yang.

Lubor Niederle przekonywał, że dualizm dobra i zła był obcy religii słowiańskiej, wątpił też w podział bóstw na zasadzie etycznej, gdyż większość z nich przejawiała cechy dobre i złe w naszym dzisiejszym rozumieniu. Opis Helmolda o czarnym bogu zwanym diabłem i białym dobrym bogu to typowa interpretacja chrześcijańska. Nie można odrzucać jednak istnienia białego i czarnego boga czczonych u Słowian, ale trzeba je inaczej interpretować niż po chrześcijańsku, o czym będzie mowa dalej.

Według Szafrańskiego religia Słowian wczesnośredniowiecznych była kultem uosobionej przyrody, ożywionych ciał niebieskich i zjawisk atmosferycznych, z wyraźnie dominującym prastarym kultem płodnej Matki Ziemi. Powszechny był także dawny kult solarny ognia niebieskiego, Słońca, spersonifikowany w męskie bóstwo traktowane jako Bóg Stwórca i pan nieba. Jednocześnie czczono ziemski ogień oraz – jak wskazują na to wzmianki Prokopa z Cezarei, Thietmara, Herborda i Helmolda – istniał też kult drzew, gajów i wód: rzek, jezior i źródeł. Wymienić tu też trzeba kult całej masy drobnych duszków, ubożąt domowych, opiekunów gospodarstwa domowego pomagających lub szkodzących człowiekowi, których przychylność usiłowano sobie zjednać, zostawiając im resztki jedzenia po spożytym posiłku, a także wszelkiego rodzaju demony leśne, polne, wodne, jak wiły, rusałki, krasnoludki, wodniki, południce, latawce itp., itd.

Do upadku Rzymu, a tym samym kryzysu także na naszych ziemiach wskutek załamania handlu i braku zamówień na wiele towarów importowanych z terenów Słowiańszczyzny, przyczynili się w dużym stopniu Wandalowie (mogący być sojuszem wojskowym Wenedów i Alanów, czyli Wend + Al) oraz Goci (uznawani przez niektórych za Bałtów), którzy tworząc swoje państwo nad Morzem Czarnym, wchodzili w związki międzykulturowe z miejscową ludnością słowiańską, a także sarmackimi Alanami. Temu wielokulturowemu organizmowi państwowemu położył kres najazd Hunów w 375 roku, sprzymierzonych z Antami i innymi ludami uznawanymi za słowiańskie. Jerzy Gąssowski zakłada, że być może to właśnie Hunowie przynieśli na nasze tereny kult bóstw w formie jedno- i wielotwarzowych palów, który mogli przywlec z północnych Indii, pustoszonych przez nich w V wieku n.e. To ze wschodu miała też przyjść tradycja budowania rzeźb nagrobnych z wizerunkami bóstw-przodków, tzw. bab, być może zapożyczona wcześniej od ludów scyto-sarmackich14. Dlatego część uczonych uznaje Światowida ze Zbrucza za wyrób niesłowiański (w myśl tych teorii byłoby to dzieło ludów koczowniczych, może Pieczyngów), choć pomijają możliwość absorpcji przez plemiona słowiańskie takiej formy przedstawień bóstw od tychże napływowych ludów. Rzeźby wielotwarzowe, zarówno z Wołynia, jak i Połabia, zapewne są już dziełem słowiańskich twórców, a obecne na tzw. babach (znanych m.in. z Pomorza, gdzie naukowcy nie zlokalizowali pobytu plemion stepowych) motywy rogu i miecza, które występowały w symbolice lechickiej, a później postsarmackiej w okresie Rzeczypospolitej Obojga Narodów, świadczą o ich dość wczesnej adaptacji.

Hunowie spustoszyli Europę, lecz po śmierci Atylli, na którego cześć, jak czytamy w Getice Jordanesa z 551 roku (na podstawie przytoczonej Pieśni Hunów Priscosa Panitesa), wyprawiono „strawę” – słowiańską ucztę dziękczynną, ostatecznie rozproszyli się i zostali wchłonięci później przez miejscowe wspólnoty plemienne. Podobny los spotkał wcześniej ekspansywne ludy sarmackie. Kto wie, czy tzw. Biali Hunowie, nie stanowili później części elity rycerskiej Lechitów, obok Sarmatów właśnie.

W VI wieku pojawili się w Europie Środkowej Awarowie, podbijając kilka ludów słowiańskich zamieszkujących m.in. Panonię i Wołyń. Wtedy też w ramach nowej europejskiej zawieruchy z nadkarpackich terenów ruszyły na południe grupy słowiańskich Sklawinów (Sławinów), którzy wraz ze spokrewnionymi Antami walczyli w VI i VII wieku przeciw Bizancjum jako sojusznicy Awarów, a potem także Bułgarów, przybyłych w tym okresie znad Morza Azowskiego. Pod koniec VI stulecia Słowianie zasiedlali już całe Bałkany, Peloponez, docierali także do Azji Mniejszej, a nawet do Syrii.

W 623 roku na terenie Czech i Moraw powstało ponadplemienne, słowiańskie państwo Samona, sięgające aż po środkową Łabę, toczące z powodzeniem boje z Awarami i Frankami. Jego kontynuatorem w pierwszej połowie IX wieku stało się Państwo Wielkomorawskie, skutecznie opierające się agresji frankońskiej. Uległo ono jednak naporowi Madziarów w 906 roku. To na Morawach Cyryl i Metody przeprowadzili udaną misję chrystianizacyjną, chrzcząc władców morawskich i ich dwór, co wywołało konflikt interesów z Kościołem katolickim.

Jak twierdzą naukowcy, w VII wieku (inne teorie mówią o wcześniejszym okresie) część Słowian zachodnich przeszła na Zaodrze, Połabie i Pomorze Zachodnie, tworząc tam związki plemienne: Obodrytów, Wieletów, Wagriów i Serbów Łużyckich. Musieli jednak walczyć wciąż z Sasami i Frankami oraz Duńczykami, wchodząc w trudne sojusze z dotychczasowymi wrogami w kolejnych wojnach, niestety toczonych także między sobą w ramach słowiańskiej walki większych wspólnot plemiennych o dominację nad pozostałymi oraz zachowanie lub powiększenie wpływów nad poszczególnymi terenami: Zaodrza, Połabia, Łużyc i Pomorza Zachodniego. Niektóre grupy podejmowały też działania ekspansywne, co doprowadziło do tego, iż pod koniec VIII wieku Karol Wielki wzniósł gigantyczną linię umocnień obronnych Limes saxonicus (między Saksonią a państwem Obodrzyców) i Limes sorabicus (oddzielającą państwo Franków od Łużyczan) dla zabezpieczenia się przed najazdami Słowian.

Pod koniec VII wieku w Mezji nad dolnym Dunajem osiedlili się turkijscy Bułgarzy, którzy dość szybko ulegli całkowitej slawizacji, wyciągając, jak widać, słuszne wnioski z faktu wcześniejszej przymusowej slawizacji ludów scyto-sarmackich i po części zapewne huńskich na skutek upadku ich potęgi wojskowej. W połowie IX wieku słowiańskie państwo Bułgarów stało się jedną z ówczesnych potęg europejskich.

W roku 865 bułgarski car Borys zdecydował się na przyjęcie chrześcijaństwa. Książęta wielkomorawscy zostali ochrzczeni już w roku 822, a w roku 845 przyjęło chrzest 14 książąt czeskich w Ratyzbonie. W Polsce nastąpiło to dopiero w roku 966, choć chrzest księcia Wiślan, co potwierdzają źródła, mógł odbyć się już pod koniec IX wieku. Na Rusi Włodzimierz ochrzcił się natomiast w roku 988.

Książę Polan Mieszko I obala pogańskie posągi według XIX-wiecznego wyobrażenia

W dorzeczu Odry i Wisły w X wieku ukształtowało się ponadplemienne, potężne państwo polskie, a na wschodzie wyrosło państwo ruskie, które bogaciło się na kontaktach handlowych z Bizancjum. Oba podmioty polityczne w drugiej połowie X wieku przyjęły chrześcijaństwo jako religię państwową, głównie zresztą elit, zezwalając na prowadzenie misji chrystianizacyjnych na ich ziemiach, a także uczestnicząc w tego typu działaniach na terenach sąsiednich. Polacy weszli tym samym w konflikt polityczno-religijny z Pomorzanami i plemionami łużycko-połabskimi.

W obliczu ciągłych zagrożeń wojennych i misji chrystianizacyjnych ze strony Duńczyków, Sasów, Polaków i innych ochrzczonych plemion słowiańskich, wspierających zakusy Świętego Cesarstwa Rzymskiego, a tym samym ryzyka politycznych ustępstw ze strony panujących książąt i przekupywania ich, wśród Słowian połabskich nastąpiło osłabienie władzy książęcej i zastąpienie jej przez kolegium kapłańskie sprawujące władzę teokratyczną skupioną wokół centralnego bóstwa.

Wraz z podjęciem misji chrystianizacyjnych nastąpił kolejny zwrot w systemie wierzeń, a wiele pomniejszych bóstw w ukształtowanym politeizmie – zwłaszcza na Połabiu wobec wojennych zagrożeń ze strony agresywnych sąsiadów – zyskało atrybuty i funkcje militarne.

Z racji konieczności intensywnej walki obronnej z naporem chrześcijańskich krucjat na Połabie tamtejsze bóstwa słowiańskie musiały podołać nowej roli, stając się bogami wojny, wróżby i powodzenia. Bóstwa płodności i urodzaju stały się patronami odważnych, krzepkich wojów. Boginie Matki słały swych synów w bój, pełniąc nad nimi funkcje ochronne. Dlatego pojawiały się na sztandarach (stanicach).

Chyba słusznie zauważa Jerzy Gąssowski, że ze względu na te okoliczności kult Słowian połabskich nie może być reprezentatywny dla pozostałych części Słowiańszczyzny, która przyjęła chrzest o kilka wieków wcześniej i większość bóstw, zamiast ewoluować wraz ze zmianą sytuacji politycznej, została zastąpiona nakładkami w postaci kultu świętych15. Wśród ludu zamiast panteonu bóstw utożsamianych z siłami natury i obiektami astronomicznymi mającymi wpływ na życie na Ziemi (Słońce, Księżyc) rozbudowano w tym okresie demonologię, która akurat u Połabian była dość uboga, a silny był u nich natomiast kult bogów plemiennych wyższego rzędu (bóg-przodek utożsamiany najczęściej z posłańcem Słońca – boga najwyższego). Dlatego boga Redarów (najpewniej czczonego także u innych plemion połabskich, łużyckich, czeskich i polskich, o czym świadczą choćby przekazy etnograficzne i nazwy miejscowe) – Radegasta zwano Swarożycem, czyli synem Swaroga.

Jak pisał Helmold, u Słowian, ile było plemion, tylu bogów, co można rozumieć, tak że każdy lud czcił własne bóstwa. Równie dobrze mogą to być jednak tylko inne, lokalne, plemienne nazwy jednego, wspólnego wszystkim Połabianom i Pomorzanom bóstwa naczelnego i jego bóstw pomocniczych. Tym naczelnym bogiem był zapewne Świętowit ze swoją twórczą mocą Swarogiem – panem ognia niebiańskiego oraz stworzycielem Słońca, Ziemi i Księżyca, uznawanych za bóstwa towarzyszące, innymi słowy – najwyższą rodzinę bogów.

Z kolei na Rusi zdaniem Łowmiańskiego politeizm (wielobóstwo) zaczął się kształtować dopiero w wieku X, już w warunkach ustroju państwowego. W epoce plemiennej była to polidoksja16 uwieńczona prototeizmem17, który wyrażał się w kulcie Peruna jako bóstwa nieba, władającego piorunami. Możliwe, że pod wpływem chrześcijaństwa powstały wówczas pierwsze antropomorficzne wyobrażenia bogów oraz świątynie im poświęcone.

Jednak bogowie przodków okazali się zbyt słabi, by bronić słowiańskich wyznawców przed wrogami i dlatego książę Rusi Włodzimierz ogłosił swego rodzaju konkurs na nową religię państwową, która zapewniłaby mu odpowiednią siłę i zwycięstwo w konfrontacji z nową rzeczywistością polityczno-ekonomiczną. Przyjmując chrześcijaństwo, podobnie jak Mieszko I, zapewniał on sobie przywilej bycia sprzymierzeńcem cesarstwa i względny spokój.

Tak się akurat składa, że syn tegoż Mieszka, zapalczywy chrześcijanin, Bolesław Chrobry, mimo przyjęcia i propagowania nowej wiary, często zresztą drastycznymi metodami (wybijanie zębów za łamanie postu, zgniatanie jąder za zdradę małżeńską, palenie starych ksiąg oraz burzenie pogańskich świątyń i idoli), wojował na powrót z cesarstwem, które nie widziało nic zdrożnego w sojuszu z pogańskimi Wieletami przeciwko ochrzczonemu królowi Polski. Pisał o tym św. Brunon z Kwerfurtu na początku XI wieku, wypominając cesarzowi Henrykowi, że paktował ze Swarożycem przeciwko chrześcijaninowi Bolesławowi Chrobremu18.

W misjach zbrojnych pod znakiem krzyża chodziło zatem głównie o ekspansję terytorialną, podboje, grabież i zdobycie wpływów, a nie tylko o krzewienie nowej wiary, co miało być tylko przykrywką i pretekstem do tego typu działań.

Cesarstwo w przymierzu z Sasami w 1068 roku najechało ziemie Lutyków burząc świątynię Swarożyca w Retrze (Radogoszczy), a Duńczycy w sto lat później zniszczyli świątynię Swantewita w Arkonie, będącą ostatnim bastionem oficjalnego kultu starej wiary.

W starciu z ekspansją wojującego chrześcijaństwa religia naturalna i pokojowe podejście do świata i innych musiały skapitulować. Nastąpił okres tzw. dwuwiary, gdyż lud związany z dawnymi wierzeniami nie był w stanie przyswoić sobie nowego systemu religijnego.

Głowy, najprawdopodobniej pochodzące z rozebranej świątyni pogańskiej, wmurowane w północną ścianę (strona zła) kościoła romańskiego z końca XII wieku w Inowrocławiu. Tam też znajduje się wizeruek skrzydlatego lwa/psa (Simargla?), co stanowi przykład adaptacji elementów pogańskich do celów chrystianizacyjnych

Przez pierwsze wieki chrześcijaństwo w krajach słowiańskich było praktycznie religią możnowładców. Wśród ludności wiejskiej wciąż istniał kult przyrody i uosabiających ją bóstw, tylko pod nowymi imionami (Boga Ojca, Bożyca – Jezusa, Matki Boskiej – Marii i świętych). Rozwinęła się też wtedy demonologia ludowa, a straszydeł przybyło w związku z przymusowym przejściem z obrządku ciałopalnego na szkieletowy (inhumacja). Lud obawiał się, że niespalone ciała więżą duszę, która wciela się w upiory i demony, gnębiące za to ludzi.

Wizerunek skrzydlatego lwa/psa (Simargla?) na jednym z kamieni północnej ściany XII-wiecznego kościoła w Inowrocławiu

Jerzy Treder podaje, że ze względu na znaczący wpływ chrześcijaństwa na rodzime wierzenia słowiańskie, w tym głównie kształtowanie się demonologii, obecnie możemy mówić o demonologii chrześcijańskiej19.

Proces chrystianizacji był trudny i żmudny, zwłaszcza wśród konserwatywnego ludu, który nie nawykł do zmian, poddanego nowym obciążeniom wobec kasty duchownych i feudalnemu wyzyskowi.

Wizerunek Trójcy Świętej przypominający pomorskiego boga Trygława, szkoła holenderska, ok. 1500 r. Papież Urban VIII w 1628 roku zabronił takich wyobrażeń jako heretyckich

Jerzy Gąssowski przypuszcza, że herezja bogomilców, m.in. występująca przeciwko możnym tego świata, głosząca antyfeudalne hasła, miała duży wpływ na ukształtowanie się także na pewnych słowiańskich terenach, zwłaszcza wśród ludu i niektórych przedstawicieli mniej konserwatywnego duchowieństwa, poglądów opozycjonistycznych, głównie wobec ucisku wsi przez posiadaczy ziemskich i wpływowy kler. Na Zachodzie na tym gruncie powstały grupy albigensów i waldensów, a na Bałkanach i Rusi sekty ekstatyczne, takie jak ruscy „chłyści”, w których praktykowano m.in. chodzenie boso po rozżarzonych węglach, sięgając tym samym do tradycji z początków średniowiecza. Był to swoisty kompromis między chrześcijaństwem a pogaństwem20.

Wielu religioznawców, archeologów i historyków zauważa, że pogańskie elementy były wciąż silne, zwłaszcza wśród mas chłopskich, jeszcze nawet w XIV–XV wieku. Przykładowo Jerzy Gąssowski podawał, że w poradniku dla śląskich spowiedników, tzw. Katalogu Magii Rudolfa z Rud Raciborskich, wymieniono liczne pogańskie zabiegi kultowe i magiczne, zwalczane przez Kościół w XIII wieku. Wiadomo też, że jeszcze w XV wieku opaci świętokrzyskiego klasztoru uskarżali się na pogańskie obrzędy, które miały zakłócać powagę Zielonych Świąt, a księża nawet w XIX wieku zwalczali zwyczaj palenia ogni sobótkowych na szczytach Łysogór21.

Mówił o tym także ostatnio znany archeolog Przemysław Urbańczyk, stwierdzając: Chrześcijaństwo na ziemiach polskich było początkowo religią elit; zmiana obrządku pogrzebowego z pogańskiego [ciałopalenie] na chrześcijański [pochówek grzebalny] w większej skali widoczna jest dopiero w XI w. […] groby czysto pogańskie są jeszcze w XIV w., a niektóre odkrycia na peryferiach sugerują nawet XV wiek22.

W każdym razie rodzima wiara została pokryta chrześcijańską kotarą, zmieniła się etyka, postrzeganie świata i stosunek do innych ludzi oraz samego siebie. Krzysztof Pieczyński, znany polski aktor, powiedział kiedyś, że: Kościół przysłonił Słońce i od tej pory żyjemy w cieniu Kościoła.

Słusznie zauważył też Jan Sas-Zubrzycki, że chrześcijanie nazywają ludzi dawnych barbarzyńcami, a jednak ci nieokrzesani posiadali o wiele lepsze pojęcia o niebie i ziemi, jak my sami, wychowani tylko na książkach szkolnych. Dla pogan, zwłaszcza dla Sławjan, księgami były prawdy tkwiące na niebie i żyjące w otoczeniu23.

Nie wszystko jednak zginęło, a wiele dawnych wierzeń przetrwało w obrzędach rodzinnych i obchodach świąt związanych z kultem przyrody. Rafał Merski pisał niedawno w swojej książce: Śmiem twierdzić, że byliśmy, a w sumie to jesteśmy nadal, narodem bardzo „pogańskim”, związanym nieświadomie z religią etniczną. Jesteśmy nacją o bardzo tradycjonalistycznym charakterze. Można to zaobserwować w naszym przywiązaniu do świąt, tak bardzo przecież spójnych z naszym słowiańskim kalendarzem. My, wyznawcy słowiańskiej religii, przywracamy właściwe znaczenie tych świąt, ich magicznego i świętego oblicza. Ta rodzima część naszego istnienia biegnie poprzez nasze dzieje dwutorowo. Pierwszy tor to ten wyżej wymieniony, nieświadomy, gdzie praktyki religijne pogańskiej wiary wplecione zostały w nowy system wartości. Drugim torem toczy się walka o przywrócenie prawdy i uświadomienie znaczenia obchodzonych świąt oraz odprawianych, związanych z nimi obrzędów. Ta droga rozpoczęła się w renesansie, gdy pragnienie poznania prawdy i szacunku dla własnych tradycji pchnęło ludzi wykształconych do poszukiwania odpowiedzi na pytanie: skąd się wywodzimy i jaka jest naprawdę nasza tożsamość?24.

Katolicyzm kojarzył się z katowaniem, czyli kultem cierpienia i okrucieństwem zadawanym innowiercom. Jak słusznie napisał Marski Tleledrag, chrześcijaństwo w Polsce wśród ludu ugruntowała dopiero święta inkwizycja prześladowaniami wiedźm (mających wiedzę, dawniej „wiedma”), znachorów (znających choroby), heretyków i bałwochwalców. Wcześniej była to głównie religia aparatu władzy, a powszechnie obowiązywała raczej zasada: Możesz sobie i diabła czcić, bylebyś dziesięcinę płacił25.

Co jednak ważne, we współczesnej katechizacji chrześcijańskiej można zaobserwować coraz częściej powrót do idei Boga jako uosobienia natury. Pisze o tym chociażby ks. Maciej Ostrowski, duszpasterz turystów i pielgrzymów26. Tym samym dawne, wojujące z pogańskimi kultami przyrody, chrześcijaństwo w pewnym sensie rehabilituje wiarę naszych przodków i zdaje się stanowić jej kontynuację. Wiem, że dla wielu osób z obu stron religijnej bariery, czyli konserwatywnych katolików oraz nawiedzonych rodzimowierców, jest to nie do zaakceptowania. Osobiście uważam jednak, że to dobra droga do poszukiwania tego, co nas łączy, a nie dzieli, a przez to wzajemnego szacunku i zrozumienia, zamiast wrogości i nietolerancji.

To zbliżenie ideowe do jedynego Boga utożsamianego z przyrodą, zwłaszcza przy odwiecznym pielęgnowaniu w polskiej wersji chrześcijaństwa rodzimej tradycji przesiąkniętej pogańskimi zwyczajami, może być dla wielu formą religijnej ewolucji. W jakim kierunku będzie jednak ona zmierzać, zależy od nas samych.

Warto też zwrócić uwagę, że etnonim Słowianie (Sławianie) mimo wielkich zawieruch dziejowych przetrwał do dziś przez co najmniej 1500 lat. Nie ma walecznych: Scytów, Sarmatów, Hunów, Awarów czy Gotów. Słowianie są i mają się dobrze. To inne wielkie ludy uległy slawizacji i teraz zwiemy ich Słowianami. Nie powiodły się różne próby zniszczenia i zniewolenia słowiańskich narodów. Zromanizowano, co prawda, swego czasu Daków i Traków, później zgermanizowano Słowian połabskich i Prusów, ale po wielu zawieruchach historii Słowianie zajmują obecnie dwie trzecie Europy i sporą część Azji, gdzie dominują powierzchniowo, liczebnie i językowo. Warto zatem ich bliżej poznać, choć w naszych podręcznikach szkolnych nie znajdziecie zbyt wiele na temat ich najdawniejszej historii, a prawie nic na temat ich pogańskich wierzeń.

Adam z Bremy, ks. II 22, według G. Labudy, Słowiańszczyzna pierwotna, Warszawa 1954. [wróć]

M. Kowalski, Ariowie, Słowianie, Polacy. Pradawne dziedzictwo Międzymorza, Biblioteka Wolności, Warszawa 2017. [wróć]

M. Rudnicki, Prasłowiańszczyzna – Lechia – Polska, t. II, Poznań 1961. [wróć]

J. O’Callaghan, Talisman made from a 9,000 year-old meteorite found inside a prehistoric shaman’s hut, https://www.dailymail.co.uk/, 9 July 2014. [wróć]

B.A. Rybakow, Jazyczestwo driewnych Slawian, Moskwa 1981. [wróć]

W. Szafrański, Religia Słowian, z książki Zarys dziejów religii pod redakcją komitetu J. Keller, W. Kotański, W. Tylach, B. Kupis, Iskry 1988. [wróć]

A. Stando, Tajemnicza słowiańska statua znaleziona na Syberii. Jest dwa razy starsza od piramid, https://tech.wp.pl/, 27-04-2018. [wróć]

A. Wierciński, Magia i religia. Szkice z antropologii religii, Kraków 2000. [wróć]

M. Gimbutas, The Gods and Goddesses of the Old Europe, 7000–3500 B.C., University Califomia Press, Los Angeles 1974. [wróć]

Mitologie świata. Słowianie, red. J. Gąssowski, Kraków 2007. [wróć]

J. Gąssowski, Kult religijny, [w:] Mały słownik kultury dawnych Słowian, pod red. L. Leciejewicza, Warszawa 1990. [wróć]

B. Gediga, Śladami religii Prasłowian, Warszawa 1976. [wróć]

T. Sulimirski, Sarmaci, Warszawa 1979. [wróć]

J. Gąssowski, Kult religijny.[wróć]

J. Gąssowski, Kult religijny.[wróć]

Polidoksja – wierzenia ludów przedklasowych złożone z czterech form: magii, wiary w dusze zmarłych, kultu przyrody i demonologii. [wróć]

Prototeizm – kult nieba materialnego przemieniający się w kult bóstwa. [wróć]

S. Urbańczyk, Religia pogańskich Słowian, Kraków 1947. [wróć]

J. Treder, Frazeologia kaszubska a wierzenia i zwyczaje na tle porównawczym, Wejherowo 1989. [wróć]

J. Gąssowski, Kult religijny.[wróć]

J. Gąssowski, Kult religijny. [wróć]

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C33728%2Cprof-urbanczyk-chrzescijanstwo-na-ziemiach-polskich-bylo-poczatkowo-religia. [wróć]

J. Sas-Zubrzycki, Bogoznawstwo Słowian. Dzwon wolności, Katowice 1925. [wróć]

R. Merski, Słowiańskie dziedzictwo. Rodzima religia i filozofia, 2010. [wróć]

T.S. Marski Tleledrag, Księga Popiołów.[wróć]

M. Ostrowski, Przyroda jako miejsce spotkania z Bogiem, [w:] „Paedagogia Christiana” nr 2/28, Kraków 2011. [wróć]

PRZEGLĄD ŹRÓDEŁ I LITERATURY TEMATU

Przegląd źródeł i literatury tematu

W dostępnej historiografii niewiele jest informacji o słowiańskich bogach i dlatego funkcjonuje obiegowe twierdzenie, że brakuje nam pewnych i wiarygodnych źródeł historycznych. Jednak w mojej opinii, mimo niszczenia dokumentów z powodów religijno-politycznych od czasów Mieszka I aż do współczesnych, zachowało się ich i tak wystarczająco dużo, by pokusić się o opisanie wierzeń naszych przodków oraz odtworzenie słowiańskiego panteonu, zwłaszcza gdy uzupełnimy je wiedzą z innych dziedzin, jak językoznawstwo, archeologia czy etnografia, zgodnie z postulowaną m.in. przez Aleksandra Gieysztora zasadą komparatystyki, czyli wielodyscyplinarności badań.

Hiperkrytyczne podejście Aleksandra Brücknera i pesymistyczna postawa Stanisława Urbańczyka czy Henryka Łowmiańskiego oraz innych badaczy, którzy ograniczali się jedynie do analizy dokumentów pisanych, jak to czyniło do niedawna wielu badaczy religii Słowian, mogło doprowadzić do smutnego wniosku, który wyciągnął Urbańczyk, że: Historia badań nad religią Słowian jest historią rozczarowań1.

Nie zgadzał się z nim Aleksander Gieysztor, który był w Polsce pionierem nowoczesnych badań religioznawczych i jako jeden z pierwszych wskazywał na inne poza kronikami źródła, w tym dobrze zachowaną i bogatą w krajach słowiańskich kulturę ludową (legendy, podania, modły, przyśpiewki itp.).

Dzięki nowej mitologii porównawczej i metodom semiotyczno-strukturalistycznym, stosowanym na pograniczu folkloru i językoznawstwa, mimo wspomnianych wcześniej trudności rekonstrukcja słowiańskich wierzeń wydaje się możliwa. Zwłaszcza mając na uwadze dokonania Mircea Eliade, Georgesa Dumézila, Wiaczesława W. Iwanowa i Władimira N. Toporowa oraz innych uczonych, którzy nie ograniczali się w swoich badaniach jedynie do metod filologicznej i historycznej. W nowej mitologii porównawczej, znanej z pism Dumézila, stosuje się układ otwarty oparty na wariantach lokalnych i uwzględniający rozwój historyczny poszczególnych ludów. Dlatego należy wprowadzić religię ludów słowiańskich w krąg komparatystyki.

To dzięki różnym dziedzinom, zwłaszcza etnografii, antropologii kultury i semiotyce, zaczynamy doceniać religioznawczy walor kultury ludowej. Folklor, tak lekceważony od lat przez historyków religii, zawiera w sobie wiele wartościowych dla religioznawców mitów ukrytych w obrzędach, podaniach, bajkach, eposach, przysłowiach czy nazwach osobowych i miejscowych. Wydaje się, że to właśnie tam wciąż tkwi nie w pełni poznana wiedza o słowiańskich wierzeniach i obrzędach religijnych. Kopalnią informacji w tym zakresie są oczywiście prace Kazimierza Moszyńskiego i Zoriana Dołęgi-Chodakowskiego, a w mniejszym stopniu także Oskara Kolberga.

Podobne podejście prezentuje Andrzej Szyjewski, który także zdecydowanie odcina się od arcykrytycznej postawy Brücknera i jego pochopnych wniosków, niestety wciąż przytaczanych w różnych opracowaniach na temat starosłowiańskiej religii.

Zgodziłbym się tutaj z Andrzejem Szyjewskim i Aleksandrem Gieysztorem, że stosując nową metodologię, uwzględniającą m.in. etnografię i religioznawstwo porównawcze, możemy pokusić się o bardziej wiarygodną rekonstrukcję słowiańskiej mitologii. Osobiście do tego zestawu badań dodałem analizę językową run słowiańskich, w których odnalazłem mnóstwo wiedzy na temat wiary naszych przodków, o czym wspominałem w mojej książce Runy słowiańskie (2019).

Jednym z głównych problemów w zakresie badań wiaroznawczych Słowiańszczyzny jest według mnie zebranie jak największej liczby poświadczeń źródłowych, nie tylko w formie dokumentacyjnej czy archeologicznej, ale także poprzez analizę kultury niematerialnej, tradycji ludowej, folkloru oraz wniosków z badań w wielu dziedzinach, w tym także językowych. Należałoby też uporządkować mity, obrzędy i podania, zwłaszcza oddzielić te, które mają starosłowiański charakter, od tych, co opowiadają chrześcijańskie i inne historie. Na tej podstawie możemy się dopiero pokusić o ustalenie wiarygodnego i logicznego systemu wierzeń oraz przedstawienie czytelnej hierarchii bogów wraz z opisem ich funkcjonalności.

Należy przyjąć, że wiara żyje i rozwija się wraz z przemianami następującymi w danej wspólnocie społecznej. Jednak trzeba też umiejętnie oddzielić wierzenia od typowej fantastyki uprawianej chociażby przez środowiska pasjonatów dawnej wiary, takich jak ingliści, czy ewidentne fałszerstwa, na jakie wyglądają tzw. Santi Wedy.

Z drugiej strony istnieje potrzeba weryfikacji tzw. łatek oszustwa przypinanych wielu znaleziskom z politycznych pobudek, jak idole prilwickie, kamienie Hagenowa czy kamienie mikorzyńskie, co wstępnie uczyniłem w swoich dwóch poprzednich książkach Słowiańskie skarby. Tajemnice zabytków runicznych z Retry (2018) i Runy słowiańskie (2019). Niewygodne fakty i odkrycia zbyt szybko wrzucane są do jednego worka z napisem „fałszerstwa”, w którym być może słusznie znajdują się różne spreparowane przez mistyfikatorów publikacje i dokumenty, jak Kronika Prokosza, Księga Welesa czy rękopisy Hanki. Dlatego należy oddzielić ziarno od plew.

Jednocześnie nie można zapomnieć też o uwiarygodnieniu etnogenezy Słowian z uwzględnieniem nowych badań archeogenetycznych, co starałem się ogólnie omówić w książce Rodowód Słowian (2017), a ostatnio uczyniło to już bardziej szczegółowo kilku innych autorów, jak Mariusz Kowalski (2017)2 i Bogusław Dębek (2018)3.

Źródła pisane

W badaniach nad wierzeniami Słowian bardzo poważnym problemem jest lekceważenie zachowanych źródeł pisanych. Aleksander Brückner starał się przekonywać: Wobec takiego braku źródeł nie składajmyż winy na mity słowiańskie: że ich nie znamy, z tego bynajmniej jeszcze nie wynika, że bogatszych nie było; z germańskimi (jeżeli nordyckie wyłączymy) nie lepiej, chociaż Tacyt nierównie więcej o nich wiedział niż Prokopiusz o słowiańskich4.

Jednocześnie ów Brückner zbrukał panteon Długosza, a tym samym podważył wyjątkowe i udokumentowane dziedzictwo słowiańskich wierzeń. Sam co prawda jako jeden z nielicznych polskich religioznawców starał się szukać jedynie odsłowiańskich etymologii znanych mu teonimów rodzimych bóstw, jednak nazbyt często konfabulował i podawał mało wiarygodne wyjaśnienia teonimów, jakby na przekór innym autorom. Z uwagi na upór w wyznawaniu własnych teorii podważających istnienie wielu słowiańskich bóstw nie mógł on zaakceptować też autentyczności słowiańskich artefaktów (idole prilwickie, kamienie Hagenowa, kamienie mikorzyńskie) z wizerunkami bogów, których sam nie uznawał (Prowe, Podaga itd.).

Niestety, zdanie Brücknera w tej kwestii zaważyło też na opinii wielu innych uczonych, co w rzeczywistości zamknęło temat run słowiańskich i istnienia panteonu Długosza oraz innych bóstw na długie lata. Trudno się temu dziwić skoro na początku swojej Mitologii słowiańskiej autor ten pisał: Mity słowiańske same do mitu raczej należą.

Poglądy Brücknera trafiły jednak na podatny grunt na Zachodzie, zwłaszcza we Włoszech i w Niemczech, gdzie się miał niebawem narodzić faszyzm i nazizm. Autor ten wydał swoje prace w obu tych językach narodowych: włoskim (1923) i niemieckim (1926), przez co zapewne są popularne za granicą do dziś5.

Jan Sas-Zubrzycki pisał ze smutkiem, że w książkach Brücknera (Mitologia słowiańska i Mitologia polska) jest pełno naigrawań się z Miechowity, Długosza, Kromera i Kadłubka: Wszyscy ci pisarze polscy są już tak ośmieszeni w oczach tego twórcy, że nie można się dziwić rozpowszechnieniu niewiary polskiej w rzeczy własne […]. Czytając stronice prac p. Brücknera, nie można oprzeć się złudzeniu, iż droga dziwnego kierowania myśli swoich ma siły nadzwyczajne dla bronienia każdego zdania i poglądu obcego, choćby najdziwaczniejszego, a wobec polskości zdaje się wrogo stanął jakby z przygotowania się do takiego stanowiska […]. Dzieła pana Brücknera uprzątnęły wiele wiele rumowiska, ale… niczego nie okazały i niczego nie udowodniły.

Dalej autor ten dodaje: Jeżeli tak dalej pójdzie, to ani strzępków nie ocalimy z dawnych arcydzieł dziejów polskich. Na ogół czytamy rozprawy wytykające błędy i niedorzeczności latopisów polskich. Nie ma narodu, który by tak deptał nogami skarby piśmiennictwa swojego, jak to czyni naród polski.

Andrzej Szyjewski natomiast pisał nie tak dawno o Brücknerze: Ciężki język, upodobanie do dygresji oraz przestarzały aparat naukowy czynią z jego prac dziś jedynie ciekawostkę bibliograficzną, choć przez pół wieku stanowiły one jedyny polski wkład w wiedzę o mitologii słowiańskiej.

Podobnie sceptyczną postawę wobec źródeł pisanych oraz miejscami przesadzoną i nieuzasadnioną krytykę jak Czech Lubor Niederle, Rosjanin Mikołaj Gałkowski, a w Polsce Stanisław Urbańczyk, Leszek Moszyński, Henryk Łowmiański czy Jerzy Strzelczyk prezentował Vatroslav Jagić, chorwacki współtwórca fundamentów slawistyki historycznej i językoznawczej, który był gotów oddać całe piśmiennictwo naukowe na temat mitologii słowiańskiej w zamian za kilka nowych i pewnych tekstów źródłowych z tego zakresu.

Także Mircea Eliade stwierdził, że próba odtworzenia historii religii słowiańskiej jest skazana na niepowodzenie6. Nam jednak nie chodzi o rekonstrukcję krok po kroku rozwoju religii słowiańskiej, ale uchwycenie jej istoty, podstaw wiary, zrozumienie duchowości naszych przodków.

Jakoś mało kto zwraca jednak uwagę na to, że zasób źródeł do poznania religii Germanów (jedynie krótkie wzmianki u Tacyta) czy Celtów (druidzi nie mieli ksiąg i przekazywali całą swoją wiedzę ustnie jako tajemną) jest równie skromny. Pewne informacje mamy od pisarzy chrześcijańskich i obarczone są one interpretatio christiana. Jeszcze gorzej jest z poświadczeniami religii Bałtów, które znamy z późnych źródeł, dopiero od XVI wieku.

Jak słusznie jednak zauważa Leszek Kolankiewicz, idąc za Henrykiem Łowmiańskim, skuteczna chrystianizacja Polski następowała dopiero na przełomie XII i XIII wieku, trwając przynajmniej do wieku XV, co może znacząco uwiarygadniać staropolskie źródła. Autor ten podejmuje się również szczegółowej analizy imion bóstw prapolskich, wykazując ich poprawny i niezwykle archaiczny źródłosłów. Nie pozostawia też na Brücknerze suchej nitki: […]