Festung Küstrin1945 - Andrzej Toczewski - ebook

Festung Küstrin1945 ebook

Andrzej Toczewski

4,0

Opis

Bitwa o Kostrzyn przybrała od początku niezwykle zażarty charakter i trwała dwa miesiące. Stała się częścią składową walk 1 Frontu Białoruskiego o przełamanie i zdobycie linii środkowej Odry. W hitlerowskich koncepcjach obrony doniosłą rolę odgrywały twierdze, które według goebbelsowskiej propagandy miały pełnić funkcję swego rodzaju "łamaczy fal". Zadaniem ich było związanie jak największej liczby nacierających wojsk radzieckich, a co za tym idzie zyskanie na czasie. W walkach o Kostrzyn brały udział wydzielone jednostki z trzech armii 1 Frontu Białoruskiego. Jako pierwsze zaatakowały miasto z marszu 30 stycznia 1945 r. oddziały 2 armii pancernej gwardii, lecz próba ta mimo początkowego sukcesu nie udała się. Kostrzyn leżał w pasie działania 5 armii uderzeniowej, toteż jej oddziały toczyły dalsze boje o zdobycie miasta. Natężone walki prowadzono w dniach 6-12 marca. Przyniosły one połowiczny sukces, ponieważ zdobyto tylko wschodnią część miasta - dzielnicę Nowe Miasto. Decydujący udział w bitwach o Stare Miasto i twierdzę miały wojska 8 armii gwardii, które 30 marca pokonały ostatni punkt oporu wroga i zdobyły Kostrzyn.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 261

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (6 ocen)
2
2
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

WSTĘP

Na początku lutego 1945 roku uwaga całego świata była sku­piona na kie­runku dzia­łań wojsk 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego, które w tych dniach osią­gnęły rubież Odry i zgod­nie z pier­wot­nym pla­nem miały kon­ty­nu­ować ude­rze­nie na sto­licę III Rze­szy.

Otwie­ra­jąc w dniu 4 lutego 1945 roku obrady Wiel­kiej Trójki w Jał­cie, pre­zy­dent USA Fran­klin Roose­velt, nie kry­jąc nie­cier­pli­wo­ści, popro­sił już na początku swo­jej powi­tal­nej mowy o przed­sta­wie­nie przez stronę radziecką aktu­al­nej sytu­acji na fron­cie wschod­nim. Doko­nał tego zastępca szefa Sztabu Gene­ral­nego Armii Czer­wo­nej gene­rał armii Alek­siej Anto­now, który poin­for­mo­wał, że do 1 lutego, to zna­czy w ciągu 18 dni natar­cia, woj­ska radziec­kie na kie­runku głów­nego ude­rze­nia posu­nęły się o bli­sko 500 km i poko­nu­jąc na dobę 25–40 km osią­gnęły rzekę Odrę na odcinku od Kostrzyna do ujścia Nysy Łużyc­kiej. W dal­szej czę­ści wystą­pie­nia Anto­now rela­cjo­no­wał, iż Niemcy będą zapewne bro­nić Ber­lina, w związku z czym posta­rają się powstrzy­my­wać posu­wa­nie się wojsk radziec­kich na rubieży rzeki Odry, orga­ni­zu­jąc tu obronę z wyco­fu­ją­cych się jed­no­stek oraz odwo­dów, prze­rzu­ca­nych z Nie­miec, Europy Zachod­niej i Włoch.

Począ­tek 1945 roku był na pewno jed­nym z prze­ło­mo­wych okre­sów w dzie­jach Europy i naszego narodu. Poprze­dziły go zimowe przy­go­to­wa­nia do gene­ral­nego szturmu na kie­runku ber­liń­skim. Przy­go­to­wa­nia te roz­po­częto już w końcu paź­dzier­nika 1944 roku, kiedy to woj­ska radziec­kie, w wyniku zwy­cięstw odnie­sio­nych latem i jesie­nią, wyszły nad dolny Nie­men, Narew i środ­kową Wisłę, a także wkro­czyły do Sło­wa­cji i na tery­to­rium Węgier. Kiedy ruszyła znad Wisły nawał­nica radziec­kiej ofen­sywy zimo­wej, nie było już wów­czas tajem­nicą, iż klę­ska III Rze­szy jest tylko kwe­stią czasu. W wyniku potęż­nych pan­cer­nych ude­rzeń pod­czas pierw­szych dni szturmu zostały roz­bite główne siły bro­nią­cych się roz­pacz­li­wie wojsk nie­miec­kich i kolejne dni sta­no­wiły pasmo cięż­kich cio­sów zada­wa­nych im przez Armię Radziecką.

Natar­cie wojsk radziec­kich znad Wisły było tak sku­teczne i bły­ska­wiczne, iż wie­czo­rem ostat­niego dnia stycz­nia czo­łowe oddziały wyszły nad Odrę w rejo­nie Kostrzyna i uchwy­ciły nie­wielki przy­czó­łek na lewym brzegu rzeki. W dniu tym roz­po­częły się rów­nież walki o zdo­by­cie Kostrzyna, jed­nego z więk­szych bastio­nów, jaki znaj­do­wał się na dro­dze do sto­licy hitle­row­skich Nie­miec. Poni­żej, nad Odrę w rejo­nie Frank­furtu wyszły kolejne oddziały, roz­po­czy­na­jąc walki o to mia­sto i przy­czółki słu­bic­kie.

Bitwa o Kostrzyn przy­brała od samego początku nie­zwy­kle zażarty cha­rak­ter i trwała dwa mie­siące. Stała się czę­ścią skła­dową walk 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego o prze­ła­ma­nie i zdo­by­cie linii środ­ko­wej Odry — rzeki, która zaj­muje szcze­gólne miej­sce w dzie­jach Sło­wiańsz­czy­zny i narodu pol­skiego.

W hitle­row­skich kon­cep­cjach obrony donio­słą rolę odgry­wały twier­dze, które według goeb­bel­sow­skiej pro­pa­gandy miały peł­nić funk­cję swego rodzaju „łama­czy fal”. Zada­niem ich było zwią­za­nie jak naj­więk­szej liczby nacie­ra­ją­cych wojsk radziec­kich, a co za tym idzie — zyska­nie na cza­sie. Kon­cep­cje te sta­no­wiły oczy­wi­ście tylko spe­ku­la­cje, bowiem, jak już wcze­śniej wyka­zały doświad­cze­nia I wojny świa­to­wej, przy­dat­ność twierdz była nikła lub jesz­cze czę­ściej żadna.

W okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym sta­rano się zerwać z obo­wią­zu­jącą wcze­śniej fran­cu­ską dok­tryną wojenną o roli twierdz, przyj­mu­jąc za obo­wią­zu­jący nowy sys­tem rejo­nów umoc­nio­nych, które czę­sto wchła­niały zacho­wane twier­dze. Rów­nież dowódz­two nie­miec­kie, tam gdzie było to moż­liwe, wyko­rzy­sty­wało twier­dze jako ele­ment mak­sy­mal­nie roz­le­głych obsza­rów umoc­nio­nych. Lecz takie roz­wią­za­nia oka­zały się w prak­tyce naj­czę­ściej nie­re­alne z powodu braku odpo­wied­nich sił do obsa­dze­nia gar­ni­zo­nów. Stąd „łama­cze fal” sta­wały się kolejno w szyb­kim tem­pie kotłami, któ­rych los był z góry prze­są­dzony.

By zdo­być w 1945 roku Ber­lin, wpierw trzeba było uchwy­cić Odrę wraz z jej twier­dzami. Szcze­gólna rola, jaka przy­pa­dła środ­ko­wej Odrze w nie­miec­kim sys­te­mie obrony, wyni­kała z pla­nów hitle­row­skiego dowódz­twa, które zakła­dało, iż rzeka ta miała być główną linią oporu III Rze­szy. Odra była bowiem ostat­nią poważną prze­szkodą dla nacie­ra­ją­cych wojsk radziec­kich nie tylko ze względu na jej sze­ro­kość, lecz rów­nież z tego powodu, że sta­no­wiła ona ufor­ty­fi­ko­waną rubież. Z ope­ra­cyj­nego punktu widze­nia był to nie­wąt­pliwy klucz do Ber­lina. Prze­ła­ma­nie obrony nie­miec­kiej na Odrze, a zwłasz­cza opa­no­wa­nie tego odcinka, na któ­rym mie­ściły się dwie twier­dze: Kostrzyn i Frank­furt, ozna­czało „ope­ra­cyjne otwar­cie bram sto­licy hitle­row­skich Nie­miec”1.

Bar­dzo ważną rolę w obro­nie ber­liń­skiego kie­runku stra­te­gicz­nego wyzna­czono twier­dzy kostrzyń­skiej, nie bez powodu nazy­wa­nej czę­sto ber­liń­ską bramą. Ten stary sło­wiań­ski gród obronny, zbu­do­wany około 960 roku przez Mieszka I, od wie­ków peł­nił donio­słą funk­cję w cza­sie dzia­łań mili­tar­nych na tym obsza­rze. Zna­cząca rola przy­pa­dła rów­nież w tych dniach Frank­fur­towi, leżą­cemu 33 km poni­żej Kostrzyna, dru­giemu waż­nemu mia­stu nad środ­kową Odrą, które rów­nież uzy­skało sta­tus twier­dzy. Skła­dała się ona z lewo­brzeż­nej głów­nej czę­ści mia­sta i przed­mie­ścia Dam­mvor­stadt, dzi­siej­szych Słu­bic, w daw­nych cza­sach sta­no­wią­cych sło­wiań­ski gród Śli­wice.

Spo­glą­da­jąc z per­spek­tywy mija­ją­cego tysiąca lat naszej pań­stwo­wo­ści na dzie­jową rolę obron­nego sys­temu Odry, należy pamię­tać o wiel­kiej praw­dzie, zawar­tej w sło­wach zna­ko­mi­tego histo­ryka prof. Zyg­munta Woj­cie­chow­skiego, iż „dzieje Pol­ski zaczęły się nad Odrą”2. To tu wła­śnie przez kilka stu­leci naszej histo­rii ście­rały się ze sobą dwa potężne żywioły — ger­mań­ski i sło­wiań­ski. Areną tych walk była czę­sto Zie­mia Lubu­ska. Tak jak nie­mal wszyst­kie naj­waż­niej­sze wyda­rze­nia naszych naj­star­szych dzie­jów pań­stwo­wych wiążą się bez­po­śred­nio z tym regio­nem, tak naj­now­sze dzieje narodu pol­skiego zwią­zane są z powro­tem nad starą pia­stow­ską gra­nicę3.

Bitwy i walki toczone przez woj­ska radziec­kie o wyzwo­le­nie Ziemi Lubu­skiej i zdo­by­cie środ­ko­wej Odry były wyjąt­kowo zacięte i krwawe. Nale­żały do naj­cięż­szych, jakie armia radziecka sto­czyła na zie­miach pol­skich. Dowódz­two wroga zamie­rzało w wal­kach nad Odrą wyczer­pać i osła­bić nacie­ra­jące woj­ska radziec­kie, by zapew­nić sobie czas na prze­gru­po­wa­nie nowych sił i stwo­rze­nie warun­ków do wyko­na­nia prze­ciw­u­de­rzeń. Hitle­rowcy jasno zda­wali sobie sprawę z tego, że jeżeli woj­ska radziec­kie prze­ła­mią linię Odry, stwo­rzą sobie dogodne warunki do spraw­nej reali­za­cji koń­co­wego celu wojny, jakim było uzy­ska­nie powo­dze­nia na kie­runku ber­liń­skim i zdo­by­cie sto­licy III Rze­szy. Dla­tego też tak ogromne zna­cze­nie miało dla Niem­ców utrzy­ma­nie kostrzyń­skiej twier­dzy, która panu­jąc nad stra­te­gicz­nymi dro­gami pro­wa­dzą­cymi do Ber­lina umac­niała obronę linii Odry. Powie­rze­nie dowódz­twa twier­dzy osła­wio­nemu „katowi War­szawy” Gruppenführerowi SS Hein­zowi Reine­far­thowi świad­czyło o wadze, jaką przy­wią­zy­wali Niemcy do jej utrzy­ma­nia.

Głów­nym zada­niem armii radziec­kiej w 1945 roku było jak naj­szyb­sze cał­ko­wite roz­gro­mie­nie III Rze­szy, stąd dla dowódz­twa 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego zdo­by­cie, utrzy­ma­nie i posze­rze­nie przy­czół­ków po oby­dwu stro­nach Kostrzyna miało kapi­talne zna­cze­nie ze względu na przy­go­to­wane ude­rze­nie na Ber­lin. Wyko­na­nie tego zada­nia było uza­leż­nione w istotny spo­sób od zdo­by­cia kostrzyń­skiej twier­dzy.

W wal­kach o Kostrzyn brały udział wydzie­lone jed­nostki z trzech armii 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego. Jako pierw­sze zaata­ko­wały mia­sto z mar­szu 30 stycz­nia 1945 roku oddziały 2 Armii Pan­cer­nej Gwar­dii, lecz próba ta, mimo począt­ko­wych suk­ce­sów, nie powio­dła się. Kostrzyn leżał w pasie dzia­ła­nia 5 Armii Ude­rze­nio­wej, toteż jej oddziały toczyły dal­sze boje o zdo­by­cie mia­sta. Natę­żone walki pro­wa­dzono w dniach 6–12 marca. Przy­nio­sły one poło­wiczny suk­ces, ponie­waż zdo­byto tylko wschod­nią część mia­sta — dziel­nicę Nowe Mia­sto. Decy­du­jący udział w bitwach o Stare Mia­sto i twier­dzę miały woj­ska 8 Armii Gwar­dii, które 30 marca poko­nały ostatni punkt oporu wroga i zdo­były Kostrzyn. Wiele nowych usta­leń o tych wal­kach wnio­sły opra­co­wa­nia Tony’ego Le Tis­siera i Nic­lasa Sen­ner­tega4.

Dłu­żej, bo 82 dni trwały walki pro­wa­dzone przez 33 i 69 Armię o zdo­by­cie Frank­furtu nad Odrą. Osta­tecz­nie twier­dza wraz ze słu­bic­kim przed­mo­ściem po cięż­kich wal­kach została zajęta 23 kwiet­nia.

Kiedy z przy­czół­ków odrzań­skich do szturmu na Ber­lin ruszyły oddziały pol­skie i radziec­kie, nad Odrą stały już wko­pane przez żoł­nie­rzy 1 Armii Woj­ska Pol­skiego pierw­sze słupy gra­niczne, a na gru­zach twier­dzy kostrzyń­skiej powie­wały dum­nie dwie flagi: czer­wona i biało-czer­wona. Pierw­szą zawie­sili zwy­cięzcy, a drugą pol­scy kole­ja­rze, któ­rzy zaraz po zakoń­cze­niu walk o mia­sto przy­stą­pili do odbu­dowy kostrzyń­skiego węzła kole­jo­wego.

Doko­ny­wał się ostatni akt II wojny świa­to­wej. 25 kwiet­nia 1945 nastą­piło histo­ryczne spo­tka­nie sił anglo-ame­ry­kań­skich i radziec­kich koło Tor­gau. Naza­jutrz Rosja­nie roz­po­częli ostrzał Kan­ce­la­rii Rze­szy w Ber­li­nie. 30 kwiet­nia Hitler popeł­nił samo­bój­stwo. Trzy dni póź­niej, 2 maja, załoga Ber­lina ska­pi­tu­lo­wała, w chwilę potem nad mia­stem powie­wały sztan­dary zwy­cięz­ców. 8 maja osta­tecz­nie ska­pi­tu­lo­wała III Rze­sza. Tym samym dopeł­nił się wyrok histo­rii.

Kie­ru­nek Ber­lin

KIE­RU­NEK BER­LIN

SYTU­ACJA I ZAMIARY WAL­CZĄ­CYCH STRON

Na początku 1945 roku hitle­row­ska III Rze­sza zna­la­zła się u progu osta­tecz­nej klę­ski. Dru­zgo­cące ude­rze­nie radziec­kich sił zbroj­nych i porażki na fron­cie zachod­nim zna­czyły rok 1944 jako jedno pasmo cięż­kich cio­sów zada­wa­nych siłom nie­miec­kim, któ­rych bez­pow­rotne straty w okre­sie od 22 czerwca 1941 roku do 30 listo­pada 1944 roku wynio­sły ogó­łem 6 793 825 żoł­nie­rzy, z czego na front wschodni przy­pa­dło 5 469 719. Wiel­kim suk­ce­sem Armii Czer­wo­nej oraz dzia­ła­ją­cej u jej boku 1 Armii Woj­ska Pol­skiego było w 1944 roku wyj­ście sze­ro­kim fron­tem nad Wisłę i zdo­by­cie przy­czół­ków, z któ­rych wio­dła w linii pro­stej naj­krót­sza droga na Ber­lin poprzez Poznań i Kostrzyn nad Odrą.

Dowódz­two radziec­kie, przy­go­to­wu­jąc się do kolej­nego ude­rze­nia w kie­runku zachod­nim, które miało przy­nieść wyzwo­le­nie pozo­sta­łych ziem pol­skich, skon­cen­tro­wało olbrzy­mie siły i środki. Decy­du­jącą rolę w owym ude­rze­niu powie­rzono woj­skom 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego i 1 Frontu Ukra­iń­skiego. Miały one w swoim skła­dzie łącz­nie 163 dywi­zje, 32 143 działa i moź­dzie­rze, 6460 czoł­gów i dział pan­cer­nych oraz 4722 samo­loty. Ogó­łem oba fronty liczyły 2,2 mln ludzi.

Ześrod­ko­wa­nie tak dużych sił pozwo­liło stro­nie radziec­kiej stwo­rzyć na kie­runku war­szaw­sko-ber­liń­skim wie­lo­krotną prze­wagę nad prze­ciw­ni­kiem. Wyno­siła ona: w sile żywej — 5,5 razy, w dzia­łach i moź­dzier­zach — 7,8, w czoł­gach — 5,7, w samo­lo­tach — 17,6. Prze­ciętna gęstość ope­ra­cyjna obu fron­tów była tak znaczna, że dywi­zja pie­choty zaj­mo­wała 3–7 km frontu, a nasy­ce­nie arty­le­rią i woj­skami pan­cer­nymi docho­dziło do 64 dział i moź­dzie­rzy oraz 12 czoł­gów i dział pan­cer­nych na 1 km frontu. Obok ilo­ścio­wego wzro­stu sprzętu wojen­nego i uzbro­je­nia Armii Radziec­kiej, popra­wiła się jego jakość: zwięk­szył się znacz­nie udział arty­le­rii cięż­kiej, w jed­nost­kach pan­cer­nych wzro­sła liczba czoł­gów śred­nich i cięż­kich, lot­nic­two zaś otrzy­mało nowe, ulep­szone samo­loty.

Decy­du­jącą rolę w pla­no­wa­nych dzia­ła­niach miały ode­grać woj­ska 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego. Był to naj­więk­szy zwią­zek stra­te­giczno-ope­ra­cyjny Armii Czer­wo­nej, który w przeded­niu ofen­sywy liczył 1 119 838 ofi­ce­rów i żoł­nie­rzy, z czego 809 648 osób w oddzia­łach linio­wych, a pozo­stała część w for­ma­cjach tyło­wych. Rów­nie impo­nu­jąco przed­sta­wiała się liczba przy­dzie­lo­nych środ­ków. Ogó­łem w dys­po­zy­cji frontu były 2102 czołgi, 1279 dział pan­cer­nych i około 20 000 róż­nego rodzaju dział. Była to broń spraw­dzona w dotych­cza­so­wych wal­kach, a nie­które jej rodzaje są uwa­żane powszech­nie za naj­lep­sze spo­śród sto­so­wa­nych w okre­sie II wojny świa­to­wej.

W skład wojsk 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego wcho­dziło 8 armii ogól­no­woj­sko­wych, 2 armie pan­cerne, armia lot­ni­cza i 6 samo­dziel­nych kor­pu­sów:

— 3 Armia Ude­rze­niowa pod dowódz­twem gen. lejtn. Niko­łaja Simo­niaka;

— 5 Armia Ude­rze­niowa pod dowódz­twem gen. lejtn. Niko­łaja Bie­rza­rina5;

— 8 Armia Gwar­dii pod dowódz­twem gen. płk. Wasi­lija Czuj­kowa;

— 33 Armia pod dowódz­twem gen. płk. Wia­cze­sława Cwie­ta­jewa;

— 47 Armia pod dowódz­twem gen. mjr. Franza Pier­cho­ro­wi­cza;

— 61 Armia pod dowódz­twem gen. płk. Pawieła Bie­łowa;

— 69 Armia pod dowódz­twem gen. płk. Wła­di­mira Koł­pak­czi;

— 1 Armia Woj­ska Pol­skiego pod dowódz­twem gen. dyw. Sta­ni­sława Popław­skiego;

— 1 Armia Pan­cerna Gwar­dii pod dowódz­twem gen. płk. Micha­iła Katu­kowa;

— 2 Armia Pan­cerna Gwar­dii pod dowódz­twem gen. płk. Sie­miona Bog­da­nowa;

— 16 Armia Lot­ni­cza pod dowódz­twem gen. płk. Sier­gieja Rudenki;

— 2 Samo­dzielny Kor­pus Kawa­le­rii Gwar­dii pod dowódz­twem gen. lejtn. Wła­di­mira Kriu­kowa;

— 7 Samo­dzielny Kor­pus Kawa­le­rii Gwar­dii pod dowódz­twem gen. lejtn. Iwana Kiri­czenki;

— 11 Samo­dzielny Kor­pus Pan­cerny Gwar­dii pod dowódz­twem gen. mjr. Iwana Jusz­czuka;

— 4 Samo­dzielny Kor­pus Arty­le­rii Prze­ła­ma­nia pod dowódz­twem gen. lejtn. Niko­łaja Igna­towa;

— 6 Samo­dzielny Kor­pus Arty­le­rii Prze­ła­ma­nia pod dowódz­twem gen. mjr. Pio­tra Roża­no­wi­cza.

Dowódcą 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego został mia­no­wany 16 listo­pada 1944 roku marsz. Związku Radziec­kiego Gie­or­gij Kon­stan­ty­no­wicz Żukow. Był on jed­no­cze­śnie pierw­szym zastępcą Naczel­nego Wodza Armii Czer­wo­nej, co szcze­gól­nie pod­kre­ślało zna­cze­nie i rolę, jaką miały ode­grać w naj­bliż­szych zma­ga­niach woj­ska 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego. W jego szta­bie zna­leźli się ofi­ce­ro­wie o ogrom­nym doświad­cze­niu i wyso­kich umie­jęt­no­ściach woj­sko­wych. Człon­kiem Rady Wojen­nej Frontu był gen. lejtn. Kon­stan­tin Tie­le­gin, sze­fem sztabu — gen. płk. Michaił Mali­nin, kwa­ter­mi­strzem — gen. lejtn. Niko­łaj Anti­pienko, dowódcą arty­le­rii — gen. płk Wasi­lij Kaza­kow, dowódcą wojsk pan­cer­nych i zme­cha­ni­zo­wa­nych — gen. płk Alek­siej Prosz­la­kow.

Trzeba rów­nież pod­kre­ślić, iż w tym okre­sie nastą­piły ogromne zmiany w sto­sun­kach poli­tycz­nych wal­czą­cych stron. Dzięki zwy­cię­stwom i kon­se­kwent­nej poli­tyce wzrósł nie­po­mier­nie mię­dzy­na­ro­dowy auto­ry­tet ZSRR. Na początku 1945 roku ze Związ­kiem Radziec­kim utrzy­my­wało sto­sunki dyplo­ma­tyczne już 41 państw, pod­czas gdy bez­po­śred­nio przed wybu­chem wojny tylko 25. Wyzwo­le­nie całego tery­to­rium pań­stwa pozwa­lało w coraz więk­szym zakre­sie wyko­rzy­sty­wać na potrzeby wojny jego bogate zasoby. „Zaple­cze — jak pisał gen. Sier­giej Szte­mienko — w pełni i w spo­sób pla­no­wany zaspo­ka­jało już potrzeby frontu, co pro­wa­dziło do sta­łego wzro­stu ilo­ścio­wego i jako­ścio­wego sprzętu wojen­nego i uzbro­je­nia armii radziec­kiej”6.

Tym­cza­sem na początku 1945 roku Niemcy popa­dły w głę­boki kry­zys woj­skowy i poli­tyczny. Utrata ogrom­nych, oku­po­wa­nych dotąd tery­to­riów na wscho­dzie i zacho­dzie gwał­tow­nie zmniej­szała poten­cjał woj­skowo-eko­no­miczny III Rze­szy. Izo­la­cja Nie­miec na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej stała się fak­tem. W końcu 1944 roku utrzy­my­wało z nimi sto­sunki dyplo­ma­tyczne tylko 9 państw, pod­czas gdy przed napa­ścią na ZSRR — 41. Przy­go­to­wu­jąc obronę wła­snego tery­to­rium, hitle­rowcy usi­ło­wali wcią­gnąć do walki zbroj­nej całą lud­ność zdolną do nosze­nia broni. W tym celu w paź­dzier­niku 1944 roku wła­dze III Rze­szy ogło­siły dekret o utwo­rze­niu Volks­sturmu (pospo­lite ludowe rusze­nie), w myśl któ­rego do woj­ska powo­łano wszyst­kich Niem­ców w wieku 16–60 lat zdol­nych do nosze­nia broni.

Sys­te­ma­tyczne bom­bar­do­wa­nie obiek­tów woj­sko­wych i gospo­dar­czych oraz wzra­sta­jące trud­no­ści zaopa­trze­niowe, zwłasz­cza jeśli cho­dzi o żyw­ność, spra­wiły, że wśród lud­no­ści cywil­nej coraz powszech­niej­sze sta­wało się prze­ko­na­nie o bez­sen­sow­no­ści dal­szego pro­wa­dze­nia wojny. Hitler nie zamie­rzał jed­nak uznać się za poko­na­nego. Szu­ka­jąc wyj­ścia z kata­stro­fal­nej sytu­acji, dążył do prze­dłu­że­nia wojny, by w ten spo­sób zyskać na cza­sie i wyko­rzy­stać wszel­kie moż­li­wo­ści zapo­bie­że­nia osta­tecz­nej klę­sce. Można przy­pusz­czać, że zba­wien­nym czyn­ni­kiem, nie­cier­pli­wie ocze­ki­wa­nym przez hitle­row­skie koła rzą­dzące, miała być „cudowna broń”, powszech­nie wyko­rzy­sty­wana jako argu­ment w goeb­bel­sow­skiej pro­pa­gan­dzie.

Mimo utraty wielu tery­to­riów i ogrom­nych strat ponie­sio­nych w ubie­głych latach, armia nie­miecka na początku 1945 roku była jesz­cze wciąż potężna. Liczyła w sumie 7,5 mln ludzi. Niemcy dys­po­no­wali 299 dywi­zjami, w tym 33 pan­cer­nymi i 16 zmo­to­ry­zo­wa­nymi, oraz 31 bry­ga­dami. Na fron­cie radziecko-nie­miec­kim, cią­gną­cym się w stycz­niu 1945 roku przez tery­to­rium Litwy, Łotwy i Prus Wschod­nich, Pol­ski, Cze­cho­sło­wa­cji i Jugo­sła­wii, dłu­go­ści 2200 km, wal­czyło 10 nie­miec­kich armii ogól­no­woj­sko­wych, 4 armie pan­cerne i 3 floty powietrzne — ogó­łem 169 dywi­zji, w tym 22 pan­cerne i 9 zmo­to­ry­zo­wa­nych, oraz 20 bry­gad. Na fron­cie tym oprócz armii nie­miec­kich wal­czyło także 16 dywi­zji węgier­skich. W sumie hitle­rowcy skon­cen­tro­wali tu 185 dywi­zji i 20 bry­gad, które liczyły 3,1 mln ludzi. Woj­ska te miały na uzbro­je­niu 28 500 dział i moź­dzie­rzy, 3950 czoł­gów i dział pan­cer­nych oraz 1960 samo­lo­tów bojo­wych. Róż­nego rodzaju odwody i for­ma­cje tyłowe liczyły 2 133 000 ludzi, 2700 dział, 5390 czoł­gów i dział pan­cer­nych oraz 3270 samo­lo­tów bojo­wych. Ponadto na fron­cie zachod­nim i we Wło­szech wal­czyło 107 dywi­zji nie­miec­kich. Pozo­stałe związki tak­tyczne roz­miesz­czano w kra­jach oku­po­wa­nych i w Niem­czech.

Jak więc widać, Niemcy u progu 1945 roku dys­po­no­wały jesz­cze dużymi siłami woj­sko­wymi, zwłasz­cza na fron­cie wschod­nim, któ­rymi przy cią­gle roz­bu­do­wy­wa­nym sys­te­mie obron­nym, zarówno sta­łym, jak i polo­wym, mogły sta­wiać przez dłuż­szy czas sku­teczny opór woj­skom alian­tów. Było to realne rów­nież i dla­tego, że hitle­rowcy doma­gali się od spo­łe­czeń­stwa i armii walki do ostatka, ogła­sza­jąc Niemcy „oblę­żoną twier­dzą nie do zdo­by­cia”.

Tak Zwią­zek Radziecki, jak i hitle­row­skie Niemcy przy­go­to­wy­wały plany pro­wa­dze­nia dal­szych dzia­łań wojen­nych w 1945 roku. Jak wspo­mina marsz. Żukow, „[radziecka] Kwa­tera Główna posta­no­wiła przy­go­to­wać i zre­ali­zo­wać na początku 1945 roku na wszyst­kich kie­run­kach stra­te­gicz­nych potężne ope­ra­cje zaczepne, któ­rych celem było wyko­na­nie nastę­pu­ją­cych pod­sta­wo­wych zadań: roz­bić wschod­nio­pru­skie zgru­po­wa­nie i opa­no­wać Prusy Wschod­nie; roz­gro­mić nie­przy­ja­ciela w Pol­sce, Cze­cho­sło­wa­cji, na Węgrzech i w Austrii; wyjść na rubież: ujście Wisły–Byd­goszcz–Poznań–Wro­cław–Moraw­ska Ostrawa–Wie­deń. Zasad­ni­czy wysi­łek w tej ostat­niej kam­pa­nii posta­no­wiono sku­pić na kie­runku war­szaw­sko-ber­liń­skim, w pasie natar­cia 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego”7.

Radziecki Sztab Gene­ralny, licząc na szyb­kie zakoń­cze­nie wojny, pla­no­wał roz­po­czę­cie dzia­łań na początku 1945 roku. Jak napi­sał we wspo­mnie­niach szef jego Zarządu Poli­tycz­nego gen. Szte­mienko: „W ostat­nich trzech dniach paź­dzier­nika i na początku listo­pada 1944 roku dokład­nie okre­ślono kie­runki ude­rzeń fron­tów, pasy ich natar­cia, głę­bo­kość zadań bliż­szych i następ­nych. Wtedy skal­ku­lo­wano rów­nież z grub­sza mini­malny czas potrzebny do osta­tecz­nego roz­gro­mie­nia hitle­row­skiej machiny wojen­nej. Przy­pusz­czano, że można to osią­gnąć w ciągu 45 dni dzia­łań zaczep­nych na głę­bo­kość 600–700 km w dwóch kolej­nych eta­pach bez pauz ope­ra­cyj­nych mię­dzy nimi. […] Opra­co­wu­jąc myśl prze­wod­nią kam­pa­nii 1945 roku, Kwa­tera Główna nie orga­ni­zo­wała spe­cjal­nej narady dowód­ców fron­tów, jak to nie­jed­no­krot­nie czy­niła w prze­szło­ści. […] Tym razem wzy­wało się oddziel­nie dowód­ców fron­tów do Sztabu Gene­ral­nego. Z każ­dym z nich oma­wiano wszyst­kie szcze­góły ope­ra­cji danego frontu, a następ­nie już uzgod­nione poglądy refe­ro­wano Kwa­te­rze Głów­nej”8.

W takich warun­kach zro­dziła się śmiała kon­cep­cja, by głę­bo­kim ude­rze­niem prze­ła­mać cen­tralny odci­nek frontu radziecko-nie­miec­kiego, roz­bić ugru­po­wa­nia wroga i kon­se­kwent­nym dzia­ła­niem zdo­być sto­licę III Rze­szy. W wyniku pro­wa­dzo­nych pod tym kątem prac szta­bo­wych powstał ogólny zamiar prze­pro­wa­dze­nia kam­pa­nii w 1945 roku, która w dwóch kolej­nych eta­pach miała dopro­wa­dzić do osią­gnię­cia nastę­pu­ją­cych celów:

— w pierw­szym eta­pie zamie­rzano prze­ła­mać i roz­ciąć front obrony nie­przy­ja­ciela, zdez­or­ga­ni­zo­wać komu­ni­ka­cję i łącz­ność oraz współ­dzia­ła­nie mię­dzy poszcze­gól­nymi zgru­po­wa­niami i wsku­tek tego znisz­czyć jego pod­sta­wowe siły (głę­bo­kość dzia­łań została prze­wi­dziana do rubieży: Byd­goszcz–Poznań–Wro­cław–Wie­deń);

— w dru­gim eta­pie chciano prze­ła­mać nie­miec­kie umoc­nie­nia nad byłą gra­nicą z Pol­ską, opa­no­wać z mar­szu linię Odry i osta­tecz­nie roz­bić woj­ska hitle­row­skie oraz zdo­być Ber­lin, który w myśl tych zało­żeń powi­nien być zajęty zde­cy­do­wa­nym wypa­dem 15–16 lutego.

Należy zwró­cić w tym momen­cie uwagę na bar­dzo istotny szcze­gół, o któ­rym tak pisał marsz. Żukow: „W tym cza­sie Ber­lin znaj­do­wał się w jed­na­ko­wej nie­mal odle­gło­ści zarówno od frontu radziec­kiego, jak i zachod­niego. Nie­przy­pad­kowo też Chur­chill w swo­ich pamięt­ni­kach nie­jed­no­krot­nie wspo­mi­nał o Ber­linie jako obiek­cie, który pra­gnęły zająć woj­ska sojusz­ni­cze, mimo że zdo­by­cie Ber­lina, zgod­nie z umową mię­dzy przy­wód­cami rzą­dów, nale­żało do zadań wojsk radziec­kich”9.

Radziecka Kwa­tera Główna zapla­no­wała kam­pa­nię 1945 roku jako już ostat­nią na kie­runku ber­liń­skim. Naj­bar­dziej szcze­gó­łowo został opra­co­wany plan pierw­szego jej etapu. Osta­teczne spre­cy­zo­wa­nie zadań poszcze­gól­nych fron­tów w dru­gim eta­pie kam­pa­nii uza­leż­niono od roz­woju sytu­acji i zakresu zre­ali­zo­wa­nych zało­żeń ope­ra­cji.

Z pla­nów Kwa­tery Głów­nej wynika, że dowódz­two radziec­kie przy­pusz­czało, iż Odra ode­gra nie­wielką rolę jako rubież obronna. Zało­że­nia te w póź­niej­szym okre­sie oka­zały się bar­dzo mylne, co zmu­siło stronę radziecką do wery­fi­ka­cji, a następ­nie zmiany pla­nów dzia­łań na kie­runku ber­liń­skim. Plan ope­ra­cji osta­tecz­nie został zatwier­dzony w końcu listo­pada 1944 roku. W począt­kach grud­nia pod bez­po­śred­nim kie­row­nic­twem marsz. Żukowa prze­pro­wa­dzono szta­bową grę wojenną na szcze­blu armij­nym, a następ­nie na szcze­blu kor­pu­sów i dywi­zji. Od tego momentu woj­ska 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego roz­po­częły bez­po­śred­nie przy­go­to­wa­nia do ope­ra­cji.

Przy­go­to­wa­nia do ude­rze­nia z cen­tral­nego odcinka frontu pro­wa­dzono z zacho­wa­niem olbrzy­miej ostroż­no­ści. Jed­no­cze­śnie czy­niono pozo­ro­wane prze­gru­po­wa­nia na skrzy­dłach frontu, które miały na celu dez­orien­ta­cję Niem­ców. Poczy­na­nia te odnio­sły pożą­dany sku­tek, bowiem Niemcy zaczęli osła­biać cen­tralny odci­nek frontu, wycho­dząc z zało­że­nia, że ewen­tu­alny radziecki atak nastąpi na pół­noc­nym i połu­dnio­wym odcinku frontu. O takich prze­wi­dy­wa­niach mówi mel­du­nek Oddziału Roz­po­znaw­czego Naczel­nego Dowódz­twa Sił Zbroj­nych (OKW), kie­ro­wa­nego przez gen. Rein­harda Geh­lena, z 5 grud­nia 1944 roku: „Na pod­sta­wie wszyst­kich zebra­nych danych […] potwier­dza się goto­wość prze­ciw­nika do ocze­ki­wa­nych głów­nych jego ope­ra­cji, z roz­po­czę­ciem któ­rych należy się liczyć już wkrótce wraz z nasta­niem odpo­wied­niej pogody, a mia­no­wi­cie: 1. Ope­ra­cja zaczepna na obsza­rze Węgier, Sło­wa­cji, połu­dnio­wej Pol­ski z celem: ude­rze­nie z obszaru Węgier i sprzed frontu Grupy Armii «A», obej­ście Kar­pat, szyb­kie osią­gnię­cie Bramy Wie­deń­skiej i Moraw­sko-Gór­no­ślą­skiego Okręgu i stąd wspólne dotar­cie do wschod­nich Czech; 2. Ope­ra­cja zaczepna prze­ciwko nie­miec­kiej Gru­pie Armii «Śro­dek» na obsza­rze Prus Wschod­nich i Zachod­nich z celem: z rejonu War­szawy i na pół­noc gra­nicy Prus Wschod­nich opa­no­wać zachod­nią część Prus Wschod­nich i dolną Wisłę, znisz­czyć znaj­du­jące się w Pru­sach Wschod­nich nie­miec­kie siły i w kon­se­kwen­cji otwo­rzyć drogę do Niziny Północnonie­miec­kiej”10.

Należy sądzić, że strona nie­miecka, zakła­da­jąc powyż­szy prze­bieg wyda­rzeń, brała pod uwagę nie tylko dane z roz­po­zna­nia o dys­lo­ka­cji wojsk radziec­kich, ale rów­nież ist­nie­jący sys­tem wła­snych umoc­nień, które były naj­sil­niej roz­bu­do­wane wła­śnie na kie­runku ber­liń­skim. Powstał tu bowiem zawczasu przy­go­to­wany sys­tem umoc­nień inży­nie­ryj­nych, który cią­gnął się na głę­bo­kość 600 km.

Na pod­sta­wie powyż­szej oraz wcze­śniej­szych ocen Hitler stwier­dził, że naj­bar­dziej zagro­żony jest kie­ru­nek buda­pesz­teń­sko-wie­deń­ski. Gdy na początku stycz­nia 1945 roku Geh­len odkrył praw­dziwe zamiary radziec­kie co do kie­runku głów­nego ude­rze­nia, Hitler uznał, że są to dez­in­for­ma­cje nie mające nic wspól­nego z prawdą. Nikłe wyniki przy­nio­sły rów­nież zabiegi szefa Sztabu Gene­ral­nego Wojsk Lądo­wych (Obe­rkom­mando des Heeres — OKH), gen. Heinza Gude­riana, który był fak­tycz­nym dowódcą frontu wschod­niego, by wzmoc­nić cen­tralny odci­nek frontu radziecko-nie­miec­kiego. Gude­rian, ostrze­gany przez szefa wywiadu nie­po­myśl­nymi mel­dun­kami, zażą­dał od Hitlera, żeby kosz­tem wyco­fa­nia czę­ści sił z frontu zachod­niego skon­cen­tro­wać w rejo­nie pomię­dzy Łodzią a Ino­wro­cła­wiem silną armię odwo­dową, która byłaby ewen­tu­al­nie zdolna do powstrzy­ma­nia ude­rze­nia radziec­kiego na tym kie­runku. Żąda­nie to spo­tkało się z kate­go­ryczną odmową Hitlera, który suge­stie o moż­li­wo­ści radziec­kiej ofen­sywy w naj­bliż­szym okre­sie okre­ślił jako naj­więk­szy blef od cza­sów Czyn­gis-chana. Zresztą było już i tak za późno, bowiem woj­ska radziec­kie koń­czyły ostat­nie przy­go­to­wa­nia do ofen­sywy stycz­nio­wej.

Brak jed­no­li­tych kon­cep­cji dzia­łań wśród dowód­ców nie­miec­kich stał się powo­dem dal­szych nie­kon­se­kwen­cji. Jedyną prze­wod­nią tezą tych kon­cep­cji było pod­kre­śle­nie koniecz­no­ści pro­wa­dze­nia upo­rczy­wej obrony na wszyst­kich fron­tach w celu prze­dłu­że­nia wojny do czasu zmiany sytu­acji poli­tycz­nej na korzyść Nie­miec. Nie­któ­rzy poli­tycy nazi­stow­scy, licząc na zaostrze­nie sprzecz­no­ści w łonie koali­cji anty­hi­tle­row­skiej, czy­nili sta­ra­nia, by dopro­wa­dzić do zawar­cia odręb­nego pokoju z mocar­stwami zachod­nimi. Jak napi­sał Danił Pro­ek­tor: „W świa­do­mo­ści Hitlera i jego naj­bliż­szego oto­cze­nia prze­ko­na­nie o nie­uchron­nej klę­sce prze­pla­tało się z nadzieją na korzystny zwrot w biegu wyda­rzeń. […] Absur­dalne ana­lo­gie pomię­dzy koali­cją anty­hi­tle­row­ską a soju­szem euro­pej­skim w okre­sie wojny sied­mio­let­niej słu­żyły nazi­stow­skiej biu­ro­kra­cji par­tyj­nej za orien­ta­cję stra­te­giczną. Woj­skowi nie bar­dzo wie­rzyli w cud, ale pomysł prze­cią­ga­nia wojny podo­bał im się ze względu na swoją pro­stotę. Zresztą innego wyj­ścia z sytu­acji nie widzieli, więc prze­cią­gali wojnę jak tylko mogli, pocie­sza­jąc się, że «Führer wie lepiej»”11.

Ugru­po­wa­nie ope­ra­cyjne wojsk nie­miec­kich na kie­runku ber­liń­skim było bar­dzo płyt­kie. Wyni­kało to zarówno z braku sił do sku­tecz­niej­szego obsa­dze­nia tego odcinka frontu, jak i z przy­ję­cia błęd­nych kon­cep­cji przez dowódz­two. Zresztą strona nie­miecka w tym okre­sie nie miała już moż­li­wo­ści uzy­ska­nia odwo­dów, co wyni­kało z okre­ślo­nej sytu­acji, mię­dzy innymi prze­zna­cze­nia rezerw do roz­po­czę­tego 16 grud­nia 1944 roku natar­cia w Arde­nach i wsz­czę­tego w stycz­niu 1945 roku prze­ciw­u­de­rze­nia na Węgrzech. Odtwo­rze­nie tych odwo­dów mogło zostać doko­nane tylko drogą prze­gru­po­wań mię­dzy dzia­ła­ją­cymi na fron­cie wschod­nim gru­pami armii oraz wewnątrz tych grup, było to już jed­nak nie­re­alne ze względu na brak czasu.

POL­SCY ZWIA­DOWCY NAD ODRĄ

Zbie­ra­niem danych o tyłach nie­miec­kich w pasie dzia­łań poszcze­gól­nych fron­tów zaj­mo­wały się Oddziały Roz­po­znaw­cze przy szta­bach fron­tów. W 1 Fron­cie Bia­ło­ru­skim Oddzia­łem Roz­po­znaw­czym kie­ro­wał gen. Piotr Czek­ma­zow i jego zastępca płk Alek­san­der Roma­now­ski („Bie­łow”), który był jed­no­cze­śnie odpo­wie­dzialny za ope­ra­cyjne dowo­dze­nie gru­pami spa­do­chro­no­wymi, tzw. roz­po­zna­nie stra­te­giczne. Szko­le­niem i przy­go­to­wa­niem zwia­dow­ców zaj­mo­wał się płk Wita­lij A. Nie­kol­ski. W ludo­wym Woj­sku Pol­skim zada­nie to wziął na sie­bie II Oddział (infor­ma­cyjny) Sztabu Głów­nego. Oddział ten na pod­sta­wie roz­kazu Naczel­nego Dowódz­twa Woj­ska Pol­skiego nr 8 z 20 sierp­nia 1944 roku zmie­nił nazwę na roz­po­znaw­czy (wywia­dow­czy). Jego pra­cami kie­ro­wał płk N. Goło­śnicki.

Wywia­dow­cze grupy spa­do­chro­nowe były wysy­łane nie tylko przez sztaby fron­tów, ale rów­nież przez inne ośrodki dys­po­zy­cyjne, jak np. Pol­ski Sztab Par­ty­zancki. Dzia­łal­ność tych grup miała cha­rak­ter głę­bo­kiego wywiadu i roz­po­zna­nia ope­ra­cyjno-stra­te­gicz­nego, pro­wa­dzo­nego na potrzeby szta­bów fron­tów radziec­kich. Zrzu­tów doko­nano na obsza­rach wcho­dzą­cych w skład ziem wcie­lo­nych do Rze­szy lub pozo­sta­ją­cych w gra­ni­cach pań­stwa nie­miec­kiego do 1939 roku. Prze­pro­wa­dzono je w rejo­nach o klu­czo­wym zna­cze­niu stra­te­gicz­nym.

W skład grup spa­do­chro­no­wych wcho­dzili w więk­szo­ści ludzie mło­dzi (19–26 lat). Wielu pocho­dziło z Łodzi, gdzie mie­ścił się ośro­dek szko­le­niowy II Oddziału. Ćwi­cze­nia tere­nowe odby­wały się w lasach pod Tuszy­nem i Żero­mi­nem. Ważną część skła­dową grup sta­no­wili Polacy ze Ślą­ska i Pomo­rza, któ­rzy uprzed­nio zostali wcie­leni do Wehr­machtu i prze­szli na stronę radziecką. Znali oni język nie­miecki, gwarę woj­skową, regu­la­miny i zwy­czaje panu­jące w armii nie­przy­ja­ciela. Dowo­dze­nie poszcze­gól­nymi gru­pami desan­to­wymi powie­rzano prze­waż­nie byłym par­ty­zan­tom.

Zada­nia sta­wiane zwia­dow­com były nastę­pu­jące: usta­le­nie dys­lo­ka­cji jed­no­stek armii nie­miec­kiej, rejo­nów kon­cen­tra­cji wojsk, ich liczeb­no­ści i uzbro­je­nia, obser­wo­wa­nie ruchów wojsk, roz­po­zna­nie lot­nisk i typów bazu­ją­cych tam samo­lo­tów, maga­zy­nów woj­sko­wych i zakła­dów zbro­je­nio­wych, a w miarę moż­li­wo­ści także pro­wa­dze­nie akcji dywer­syj­nych.

Grupa wywia­dow­cza była małą jed­nostką woj­skową, dzia­ła­jącą w spe­cy­ficz­nych warun­kach, które narzu­cały okre­ślone formy reali­za­cji zadań. Dowódcy i ich zastępcy poza swo­imi obo­wiąz­kami wyko­ny­wali też czyn­no­ści wywia­dow­ców. Wszy­scy człon­ko­wie grupy mieli wyraź­nie przy­dzie­lone zada­nia. Dowódca na spe­cjal­nej odpra­wie przed zrzu­tem zapo­zna­wany był z zada­niami oddziału, rejo­nem dzia­ła­nia, otrzy­my­wał ogólne wia­do­mo­ści o sytu­acji na obsza­rze zrzutu. Dosta­wał rów­nież dokładne mapy terenu. W skład każ­dej grupy wcho­dził radio­te­le­gra­fi­sta wypo­sa­żony w radio­sta­cję dale­kiego zasięgu typu „Sie­wier”. Zwia­dowcy oprócz środ­ków łącz­no­ści otrzy­my­wali pisto­lety auto­ma­tyczne, broń krótką, gra­naty, zapa­sowe bate­rie do radio­sta­cji, mate­riał minier­ski, środki opa­trun­kowe i lekar­stwa oraz zapas żyw­no­ści.

Zrzuty grup doko­ny­wane były prze­waż­nie przez samo­loty typu Li-2. Samo­loty uży­wane do desan­to­wa­nia grup wywia­dow­czych nale­żały do 5 eska­dry do zadań spe­cjal­nych, pod­le­ga­ją­cej Zarzą­dowi Roz­po­znaw­czemu Sztabu Gene­ral­nego Armii Radziec­kiej. Samo­loty tej eska­dry mogły doko­ny­wać zrzu­tów wywia­dow­ców w odle­gło­ści ponad 1500 km od bazy, tj. na głę­bo­kim zaple­czu wroga. Maszyny, które doko­ny­wały zrzu­tów grup nad środ­kową Odrą, star­to­wały z Bia­łej Pod­la­skiej. Dużym nie­bez­pie­czeń­stwem dla samo­lo­tów trans­por­tu­ją­cych skocz­ków był ogień nie­miec­kiej arty­le­rii prze­ciw­lot­ni­czej na linii frontu. Zrzut prze­pro­wa­dzano w miej­scu pozwa­la­ją­cym na szyb­kie sku­pie­nie się oddziału oraz odna­le­zie­nie pojem­nika ze sprzę­tem i żyw­no­ścią.

Ośro­dek łącz­no­ści radio­wej z gru­pami wywia­dow­czymi, będący jed­no­cze­śnie punk­tem dys­po­zy­cyj­nym, znaj­do­wał się w Brze­ściu nad Bugiem, a po zakoń­cze­niu ope­ra­cji wiślań­sko-odrzań­skiej w Kut­nie. Na czę­sto­tli­wo­ści uży­wa­nej przez radio­sta­cje grup wywia­dow­czych pro­wa­dziła też nasłuch „Cen­trala” w Moskwie, pod­le­gła Zarzą­dowi Roz­po­znaw­czemu Sztabu Gene­ral­nego Armii Radziec­kiej.

Pierw­szymi, któ­rzy zna­leźli się nad środ­kową Odrą, byli żoł­nie­rze grupy wywia­dow­czej por. Cze­sława Sze­la­chow­skiego, nie­gdyś dowódcy kom­pa­nii pol­skiej dzia­ła­ją­cej w par­ty­zantce na Pole­siu. Grupa liczyła 6 osób. W jej skład poza dowódcą weszli: zastępca dowódcy st. sierż. Paweł Gałę­ziok, sierż. Alojzy Macura, plut. Jan Cygan, plut. Wal­ter Duda i radio­te­le­gra­fi­sta kpr. Fran­ci­szek Sawicki. Grupę tę sfor­mo­wano w listo­pa­dzie 1944 roku wraz z innymi gru­pami tego typu. Zwia­dowcy zostali odko­men­de­ro­wani na czas wyko­ny­wa­nia zada­nia do radziec­kiej jed­nostki desan­to­wej, która pod­le­gała płk. „Bie­ło­wowi”. Z Jast­kowa oddział prze­wie­ziono do Brze­ścia, a po kilku dniach do Bia­łej Pod­la­skiej.

Począt­kowo grupę zamie­rzano zrzu­cić w oko­licy Byto­mia, na tere­nie, z któ­rego pocho­dzili jej żoł­nie­rze. Zakon­spi­ro­wani człon­ko­wie grupy mieli pra­co­wać w zakła­dach prze­my­sło­wych, w miarę moż­li­wo­ści orga­ni­zo­wać siatkę wywia­dow­czą i prze­ka­zy­wać zebrane wia­do­mo­ści gospo­dar­cze, poli­tyczne oraz woj­skowe do sztabu 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego. Krótko przed wyjaz­dem na lot­ni­sko w Bia­łej Pod­la­skiej zda­nie zmie­niono. Grupę posta­no­wiono skie­ro­wać w oko­lice Kostrzyna nad Odrą, gdzie miała pro­wa­dzić dzia­łal­ność wywia­dow­czo-dywer­syjną w związku z bli­skim roz­po­czę­ciem ofen­sywy stycz­nio­wej. Pole­cono jej obser­wo­wać ruch pocią­gów węzła kostrzyń­skiego, usta­lić roz­miesz­cze­nie maga­zy­nów, lot­nisk polo­wych, jed­no­stek nie­miec­kich oraz pro­wa­dzić dywer­sję. Gru­pie przy­szło więc dzia­łać w szcze­gól­nie trud­nych i nie­bez­piecz­nych warun­kach, na zupeł­nie nie­zna­nym i wro­gim tere­nie Rze­szy. Jak pisał dowódca grupy: „Wia­do­mość ta szcze­gól­nie odbiła się na Ślą­za­kach (byli nimi wszy­scy poza Sze­la­chow­skim i Sawic­kim). Mówili, że co innego jechać na tereny pol­skie i do tego w swoje strony, a inna zupeł­nie sprawa jechać na obce tereny wśród wro­gów… Ja oso­bi­ście nie mniej od nich to prze­ży­wa­łem, ale nie było czasu na dal­szą dys­ku­sję, gdyż pod­je­chał samo­chód i trzeba było szybko jechać na lot­ni­sko. Zała­do­wa­li­śmy się do samo­lotu, a inspek­tor radziecki udzie­lił nam ostat­nich wska­zó­wek”12.

Samo­lot szczę­śli­wie minął linię frontu nad Wisłą i skie­ro­wał się na zachód. Pomię­dzy Sulę­ci­nem a Rze­pi­nem została desan­to­wana inna grupa ppor. Kisiela, następ­nie w rejo­nie Słońsk–Ośno grupa por. Sze­la­chow­skiego. Pierw­szy ska­kał dowódca oddziału. Domnie­mana polana oka­zała się zamar­z­nię­tym jezio­rem. Sierż. Macura wylą­do­wał na brzegu jeziora, gdzie zała­mał się pod nim lód. Od uto­nię­cia ura­to­wała go szybka pomoc kole­gów. Z kolei zastępca dowódcy zawisł na wyso­kim drze­wie. Po uwol­nie­niu go nie można było ścią­gnąć spa­do­chronu, który pozo­stał na drze­wie i sta­no­wił oczy­wi­sty dowód, że wylą­do­wał tam desant.

Zrzut ten nastą­pił w nocy pod koniec listo­pada 1944 roku. Rano Niemcy odkryli, że wylą­do­wali spa­do­chro­nia­rze, i po śla­dach roz­po­częli pościg. Uła­twiała go gruba war­stwa śniegu, nie pozwa­la­jąca zatrzeć śla­dów. Po podzie­le­niu mate­ria­łów wybu­cho­wych, amu­ni­cji, aku­mu­la­to­rów do radio­sta­cji i żyw­no­ści na cztery czę­ści, scho­wano je w róż­nych punk­tach. Grupa sta­rała się jak naj­szyb­ciej odda­lić od miej­sca zrzutu, ale z każ­dego kie­runku docho­dziły odgłosy nie­miec­kiej pogoni, zaci­ska­ją­cej krąg. Było to powo­dem chwi­lo­wego zała­ma­nia się żoł­nie­rzy i tylko dzięki posta­wie dowódcy oraz jego dużemu doświad­cze­niu grupa zdo­łała unik­nąć schwy­ta­nia. Ogniem broni maszy­no­wej żoł­nie­rze por. Sze­la­chow­skiego prze­ła­mali pier­ścień obławy, następ­nie dotarli do małej wsi, gdzie zdo­byli sanie z zaprzę­giem, co pozwo­liło im na ode­rwa­nie się od pościgu. Powstałą sytu­ację tak wspo­mina por. Sze­la­chow­ski: „W cza­sie ucieczki, jesz­cze przed zdo­by­ciem koni, porzu­ci­li­śmy wszystką cie­płą odzież, zapasy żyw­no­ści i inne cięż­sze przed­mioty, z wyjąt­kiem broni i radio­sta­cji. Kiedy zatrzy­ma­li­śmy się w lesie, już po paru minu­tach każdy drżał z zimna, bo w cza­sie ucieczki nie tylko koszule, ale i mun­dury były na nas mokre. […] Nastrój w gru­pie z minuty na minutę pogar­szał się. […] Nie bacząc na nie­bez­pie­czeń­stwo kaza­łem roz­pa­lić mały ogień. W tym cza­sie samo­loty nie­miec­kie patro­lo­wały las i łatwo mogły nas wytro­pić. Rano połą­czy­li­śmy się drogą radiową z fron­tem, poda­jąc swoją sytu­ację, po czym wyru­szy­li­śmy na roz­po­zna­nie terenu”13.

W trak­cie roz­po­zna­nia grupa zła­pała nie­miec­kiego leśni­czego, który spraw­dzał paśniki dla zwie­rząt. Ze stra­chu zgo­dził się na współ­pracę, za co otrzy­mał tytu­łem zaliczki 1000 marek. Polacy nato­miast dostali koce i żyw­ność, cie­płą her­batę i lokum w zie­miance koło leśni­czówki. W nocy skocz­ko­wie, roz­po­znaw­szy zamiary Niemca, opu­ścili swoją kry­jówkę i udali się do lasu. Było to szczę­śliwe posu­nię­cie, bowiem leśni­czy zawia­do­mił poli­cję. Zwia­dowcy spali odtąd w lesie na spa­do­chro­nach i nimi się przy­kry­wali, przy­sy­pu­jąc je war­stwą śniegu. Był to okres sro­giej zimy, tem­pe­ra­tury docho­dziły do -15°. Bar­dzo rzadko roz­pa­lali ogni­ska, nie­ogo­leni, nie­myci, przez dłuż­szy czas nie zmie­niali bie­li­zny.

W tych trud­nych i nie­bez­piecz­nych warun­kach grupa przy­stą­piła do dzia­ła­nia, bowiem „dowódz­two drogą radiową sta­wiało zada­nia i żądało ich wyko­na­nia. Zada­nia otrzy­my­wa­li­śmy różne. Przez dobę lub dłu­żej trzeba było liczyć ilość pocią­gów jadą­cych w kie­runku wschod­nim i ich przy­pusz­czalny ładu­nek. Wyśle­dzić składy amu­ni­cji i paliwa. Podać nowo powstałe lot­ni­ska, ile i jakie jed­nostki woj­skowe znaj­dują się w rejo­nie naszego dzia­ła­nia. Skąd dane jed­nostki przy­były, jak długo kwa­te­rują”14.

Wywia­dowcy wylą­do­wali w mun­du­rach ludo­wego Woj­ska Pol­skiego, ale byli rów­nież zaopa­trzeni w ubra­nia cywilne, które miały znaki nie­miec­kich firm kra­wiec­kich oraz doku­menty wydane na inne nazwi­ska. Ponie­waż w cywil­nych ubra­niach, a tym bar­dziej pol­skich mun­du­rach trudno było wyko­ny­wać posta­wione zada­nia, zde­cy­do­wano zdo­być mun­dury nie­miec­kie. Zaczęto polo­wać na dro­gach na żoł­nie­rzy prze­ciw­nika. Od nie­któ­rych zła­pa­nych żoł­nie­rzy, a szcze­gól­nie od ofi­ce­rów z gar­ni­zonu kostrzyń­skiego, uzy­skano cenne wia­do­mo­ści. Te udane dzia­ła­nia były powo­dem zmiany dotych­cza­so­wych metod zdo­by­wa­nia infor­ma­cji. Po uję­ciu nie­miec­kiego patrolu dowia­dy­wano się, jakie posta­wiono mu zada­nie, a następ­nie żoł­nie­rze grupy pod­szy­wali się pod ów patrol. Ten spo­sób zdo­by­wa­nia infor­ma­cji stał się pod­sta­wową formą dal­szej dzia­łal­no­ści wywia­dow­ców. Dla pew­no­ści, że otrzy­mane tą drogą infor­ma­cje są praw­dziwe, schwy­ta­nych żoł­nie­rzy wroga prze­słu­chi­wano osobno, tak by można było skon­fron­to­wać ich zezna­nia. W ten spo­sób uzy­ski­wano dane o twier­dzy kostrzyń­skiej.

Kostrzyn nale­żał do bar­dzo waż­nych bastio­nów na przed­polu Ber­lina. W razie potrzeby mógł stać się groź­nym punk­tem oporu. Strona radziecka nie miała aktu­al­nych infor­ma­cji o Kostrzy­nie. Tajne opra­co­wa­nie Sztabu Gene­ral­nego Armii Radziec­kiej z jesieni 1944 roku, przed­sta­wia­jące dane wywiadu o umoc­nie­niach na wschod­nich gra­ni­cach Nie­miec, zawie­rało nastę­pu­jącą notatkę: „Kostrzyn jest starą twier­dzą i węzłem 7 linii kole­jo­wych oraz licz­nych szos i dróg wod­nych. Poło­żony w obszer­nej nizi­nie przy ujściu Warty do Odry, osła­nia prze­prawy przez te rzeki. Przed I wojną świa­tową […] twier­dza skła­dała się z czte­rech for­tów odda­lo­nych od cen­trum mia­sta o 5–10 km, sta­rych wałów i pew­nej liczby poje­dyn­czych umoc­nień. Po woj­nie budowle obronne wyko­rzy­sty­wano jako składy. Przed 1939 rokiem twier­dza została zmo­der­ni­zo­wana. Danych o obec­nym jej sta­nie nie posia­damy”15.

Ten brak infor­ma­cji o naj­waż­niej­szym węźle stra­te­gicz­nym nad środ­kową Odrą był powo­dem przy­sła­nia tu pol­skich żoł­nie­rzy-zwia­dow­ców. Dzięki nim dowódz­two 1 Frontu Bia­ło­ru­skiego otrzy­mało wiele istot­nych danych na temat roz­lo­ko­wa­nia skła­dów amu­ni­cji i paliw, lot­nisk polo­wych oraz jed­no­stek woj­sko­wych wcho­dzą­cych w skład gar­ni­zonu kostrzyń­skiego.

W pierw­szej poło­wie stycz­nia, zgod­nie z otrzy­ma­nym roz­ka­zem, zwia­dowcy zaczęli roz­po­zna­wać umoc­nie­nia Kostrzyna i stan przy­go­to­wań do obrony tego mia­sta. Uda­jąc robot­ni­ków, pol­scy żoł­nie­rze kil­ka­krot­nie dotarli do mia­sta, gdzie sta­rali się zdo­być jak naj­wię­cej infor­ma­cji, które nie­zwłocz­nie prze­ka­zy­wano „Cen­trali”. W dzia­ła­niu grupy naj­więk­sze zagro­że­nie stwa­rzała praca radio­sta­cji. Po nada­niu dwóch lub trzech mel­dun­ków trzeba było zmie­niać miej­sce postoju, bowiem Niemcy wykry­wali jej pracę i przy­stę­po­wali do namia­rów. Znak wywo­ław­czy i szyfr znał tylko dowódca i radio­te­le­gra­fi­sta kpr. Sawicki, który wspo­mina, że „szyfr był odpo­wied­nią, skom­pli­ko­waną kom­bi­na­cją licz­bową pod­sta­wioną pod wyraz «fura­żerka». Depe­sze były nada­wane klu­czem tele­gra­ficz­nym, naj­czę­ściej w nocy. Sły­szal­ność odbie­ra­nych dys­po­zy­cji była bar­dzo różna. Grupa nie mogła pozwo­lić sobie na pod­słuch audy­cji radio­wych ze względu na koniecz­ność oszczę­dza­nia bate­rii, które i tak w niskiej tem­pe­ra­tu­rze czę­sto zawo­dziły i trzeba było ogrze­wać je wła­snym cia­łem. Kiedy bate­rie zupeł­nie się wyczer­pały, udano się na miej­sce zrzutu, gdzie stwier­dzono, że dwie kry­jówki Niemcy zna­leźli, lecz pozo­stałe dwie były nie­na­ru­szone. Godziny nada­wa­nia umó­wiono z góry, ponie­waż jed­nak nie zawsze można było je pla­nowo reali­zo­wać, «Cen­trala» znaj­do­wała się na cią­głym pod­słuchu”16.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

A. Toczew­ski, Bitwa o Odrę, Zie­lona Góra 2010. [wróć]

Z. Woj­cie­chow­ski, Poli­tyczne zna­cze­nie Odry w cza­sach histo­rycz­nych, [w:] Mono­gra­fia Odry, Poznań 1948, s. 1. [wróć]

A. Toczew­ski, Histo­ria Ziemi Lubu­skiej, Zie­lona Góra 2008. [wróć]

T. Le Tis­sier, Kostrzyn 1945. Przed­pie­kle Ber­lina, War­szawa 2011; T. Le Tis­sier, Żukow na linii Odry. Roz­strzy­ga­jąca bitwa na przed­po­lach Ber­lina, Wro­cław 2011; N. Sen­ner­teg, Kat War­szawy, War­szawa 2009. [wróć]

W marcu 1945 r. pod­czas walk o Kostrzyn awan­so­wany został do stop­nia gen. płk. [wróć]

S. Szte­mienko, Jak pla­no­wano ostat­nią zwy­cię­ską kam­pa­nię w woj­nie z Niem­cami hitle­row­skimi, „Myśl Woj­skowa” 1965, nr 7, s. 25. [wróć]

G. Żukow, Wspo­mnie­nia i reflek­sje, War­szawa 1973, s. 585. [wróć]

S. Szte­mienko, Sztab Gene­ralny w latach wojny, War­szawa 1969, s. 340–341. [wróć]

G. Żukow, op. cit., s. 585–586. [wróć]

Doku­ment nr 4404/44 Oddziału „Woj­ska Obce Wschód” OKH z 5 XII 1944 r. Tekst ten, jak i pozo­stałe nie­miec­kie doku­menty źró­dłowe przy­ta­czane w dal­szych czę­ściach pracy zostały udo­stęp­nione auto­rowi przez płk. prof. dr. hab. Tade­usza Sawic­kiego z Woj­sko­wego Insty­tutu Histo­rycz­nego lub są cyto­wane na pod­sta­wie jego licz­nych opra­co­wań. [wróć]

D.M. Pro­ek­tor, Agre­sja i kata­strofa. Kie­row­nic­two woj­skowe faszy­stow­skich Nie­miec w dru­giej woj­nie świa­to­wej, War­szawa 1974, s. 610. [wróć]

Pamięt­nik Cze­sława Sze­la­chow­skiego zło­żony w Woj­sko­wym Insty­tu­cie Histo­rycz­nym, sygn. III/63/37, s. 79. [wróć]

Tamże, s. 84–85. [wróć]

Tamże, s. 88. [wróć]

Cyt. za: T. Sawicki, Wybrane ope­ra­cje Armii Radziec­kiej w Wiel­kiej Woj­nie Naro­do­wej 1941–1945, War­szawa 1978, s. 283. [wróć]

Rela­cja udzie­lona auto­rowi przez Fran­ciszka Sawic­kiego. [wróć]