Goebbels. Dzienniki 1923-1939 - Joseph Goebbels - ebook

Goebbels. Dzienniki 1923-1939 ebook

Joseph Goebbels

0,0
70,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

W jaki sposób Joseph Goebbels (1897-1945), niesławny minister propagandy i oświecenia publicznego III Rzeszy, a w ostatnich godzinach życia jej kanclerz, doszedł do swych poglądów i osiągnął taką pozycję w czasach rządów Hitlera? Jak kształtował i realizował politykę nazistów? Jedyne w swoim rodzaju, tyleż pasjonujące, co wstrząsające studium psychologiczne, kopalnia wiedzy o kulisach władzy i wyjątkowy przyczynek do zrozumienia mechanizmów hitlerowskiej propagandy. Wyboru z 29 tomów dzienników Goebbelsa, ze specjalnym uwzględnieniem spraw polskich, dokonał znany polski historyk, profesor Eugeniusz Cezary Król.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: Die Tagebücher von Joseph Goebbels, K.G.Saur Verlag, München 1987, 1997–2006

Wydawca: Daria Kielan, Magdalena Hildebrand Redaktor prowadzący: Tomasz Jendryczko Redakcja i indeks: Ryszarda Witkowska-Krzeska Redakcja techniczna: Lidia Lamparska Korekta: Maciej Korbasiński

Projekt okładki i strony tytułowych: PEKAESZ Ilustracja na okładce: Universal History Images/Getty Images

Copyright © for the Goebbels Diaries by Cordula Schacht Copyright © for the Polish edition by Dressler Dublin Spółka z o.o., Ożarów Mazowiecki 2021 Copyright © for the Polish translation by Eugeniusz Cezary Król, 2013, 2021

ISBN 978-83-11-16957-9 Wydanie II

Wydawnictwo Bellona ul. Hankiewicza 2 02-103 Warszawa tel. +48 22 620 42 91 www.bellona.pl www.facebook.com/Wydawnictwo.Bellona

Księgarnia internetowa: www.swiatksiazki.pl

Dystrybucja Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. (+48 22) 733 50 31/32 e-mail: [email protected] www.dressler.com.pl

Joseph Goebbels i jegoDzienniki

Autor wyboru i tłumaczenia zdaje sobie sprawę, że pierwszą reakcją na wydanie Dzienników Josepha Goebbelsa w Polsce może być zdziwienie, a nawet oburzenie. Jak to? Tłumaczyć i publikować jakąś pisaninę tego arcykłamcy, który ma już ustalone miejsce w dwudziestowiecznej historii świata jako symbol cynizmu i manipulacji? Czy nie jest to przypadkiem swoista forma jego rehabilitacji, zbędna chęć nadania ludzkich cech tej postaci, wyzutej z wszelkiej moralności, służącej świadomie, wiernie i ze wszystkich sił Adolfowi Hitlerowi, kanclerzowi i wodzowi Trzeciej Rzeszy, twórcy i eksponentowi jednego z najbardziej zbrodniczych systemów politycznych w dziejach ludzkości?

O żadnej rehabilitacji i wybielaniu nie ma mowy, a powody przemawiające za udostępnieniem Dzienników Josepha Goebbelsa polskim czytelnikom są ważne i różnorodne. Decyduje o tym przede wszystkim istotne miejsce, które Joseph Goebbels zajmował w narodowosocjalistycznej elicie władzy, a z biegiem czasu coraz wyższa pozycja w centrum decyzyjnym hitlerowskiego państwa.

1. Autor

Na temat Josepha Goebbelsa powstała już wcale pokaźna biblioteka wydawnictw książkowych1, ukazały się liczne filmy, zbiory fotografii, słuchowiska radiowe i przekazy internetowe. Nie ma więc potrzeby wdawania się w szczegóły jego biografii. Czytelnik może odwołać się do obecnych na polskim rynku księgarskim obszernych opracowań tego typu2. Z pewnością jednak warto w tym miejscu przywołać kluczowe momenty jego życia, zwłaszcza te, które wyznaczają drogę kariery i – jakkolwiek zabrzmiałoby to prowokacyjnie – zawodowego sukcesu.

Joseph Goebbels, urodzony w 1897 roku w nadreńskim miasteczku Rheydt (obecnie część aglomeracji Mönchengladbach), nie dorastał w szczególnie sprzyjających warunkach. Rodzice, dysponujący skromnymi możliwościami materialnymi, reprezentujący surowe, katolickie zasady, wychowywali go zgodnie z obowiązującym wówczas modelem autorytarnym. Przeznaczano go na księdza. Przez naturę wyposażony w mizerną posturę, liczący sobie raptem 165 cm wzrostu, szczupły i wątły, zachorował w dodatku w późnym dzieciństwie na zapalenie szpiku kości w prawej nodze. Skutkowało to trwałym niedowładem kończyny, co na całe życie stało się powodem komplikacji zdrowotnych, a także – co może jeszcze bardziej dotkliwe – wielu kompleksów. Nie mógł z racji swojego kalectwa uczestniczyć w grach i zabawach rówieśników, nie mógł też, ku swojemu głębokiemu rozczarowaniu, wziąć udziału w wojnie światowej, o czym marzyło wielu młodych Niemców, spoglądających na ówczesny świat w nacjonalistycznym upojeniu.

Chromy młodzieniec zwrócił się więc ku tej sferze, w której mógł zabłysnąć: w szkole średniej należał do najlepszych uczniów, zadziwiał oczytaniem i dobrymi wypracowaniami. Od 1917 roku odbywał na kilku uczelniach studia germanistyczno-historyczne, które ukończył z trudem, cierpiąc na permanentny brak gotówki, często dosłownie przymierając głodem. Mimo to w listopadzie 1921 roku zdołał na renomowanym uniwersytecie w Heidelbergu obronić z bardzo dobrym wynikiem rozprawę doktorską, poświęconą Wilhelmowi von Schützowi, jednemu z mniej znanych niemieckich pisarzy epoki romantyzmu.

Świeżo upieczony „Herr Doktor” musiał jednak od razu zmagać się z wieloma trudnościami, których nie szczędziła mu otaczająca rzeczywistość. Galopująca inflacja i rosnące bezrobocie, ustawiczne konfrontacje skrajnie prawicowych i lewicowych bojówek, niestabilne rządy bardzo niepopularnej społecznie Republiki Weimarskiej, rządy francuskich okupantów w rodzinnej Nadrenii – wszystko to przygnębiało i zniechęcało dwudziestokilkuletniego doktora nauk humanistycznych. Niepowodzeniem kończyły się próby znalezienia pracy w charakterze dziennikarza, nie udał się debiut literacki, a załatwiona z niemałym trudem przez jedną z sympatii Goebbelsa skromna posada urzędnika bankowego w Kolonii została przez niego porzucona zaledwie po kilku miesiącach. W chwilach głębokiej frustracji i przymusowej bezczynności, nękany atakami nieubłaganego Erosa rozmyślał o samobójstwie, snuł plany emigracji do... Indii, a także zaczytywał się w rozlicznych lekturach, poczynając od Oswalda Spenglera i Houstona Stewarta Chamberlaina przez niemieckich klasyków aż po Lwa Tołstoja, Nikołaja Gogola i Fiodora Dostojewskiego. Zwłaszcza ten ostatni pisarz wciągał go swoją sugestywną prozą w świat „świętej Rosji”, rozumianej jako kraj idealnego socjalizmu, oczywiście uwolnionego od barbarzyńskich bolszewików, ale także od skołtuniałego mieszczaństwa i „zażydzonego” kapitału. Goebbels stawał się z wolna wojującym ateistą i antysemitą. Postrzegał się też jako socjalista o nacjonalistycznym zabarwieniu, odrzucający wszelką formę internacjonalizmu, czy to w wydaniu komunistycznym (ze stolicą w Moskwie), katolickim (Watykan) czy też syjonistycznym (Jerozolima– Nowy Jork). W jego myślowych konstrukcjach centralne miejsce zajmowała postać przywódcy – specyficzna kombinacja wyidealizowanego ojca, mitycznego wodza Germanów i władcy o cechach Fryderyka Wielkiego.

Na razie jednak zgnębiony i zakompleksiony Nadreńczyk trafił w połowie 1924 roku w Elberfeldzie (przedmieście Wuppertalu) do środowiska zwolenników specyficznej odmiany niemieckiego nacjonalizmu, zwanej volkizmem. Był to nurt zbliżający się do narodowego socjalizmu, a z biegiem czasu przechodzący w dużej części na jego pozycje. W związku z zakazem działalności Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej (NSDAP) po nieudanym puczu monachijskim Hitlera w 1923 roku tworzono organizacje zastępcze. Jedną z nich była Niemiecko-Volkistowska Partia Wolności (DVFP). Jej lokalny przywódca, Friedrich Franz von Wiegerhaus, zaproponował Goebbelsowi od października 1924 roku współpracę przy wydawaniu gazety „Völkische Freiheit”.

Istotną przemianę w dotychczasowej, niezbyt radosnej egzystencji niedoszłego duchownego z Rheydt przyniósł nieco wcześniej sierpień 1924 roku. Goebbels, namówiony przez swojego przyjaciela, postanowił pojechać na dwudniowy zjazd ugrupowania o nazwie Narodowosocjalistyczny Ruch Wolnościowy Wielkich Niemiec (NSFBGD), działającego również w zastępstwie NSDAP. Miejsce zjazdu – Weimar – przywoływało na pamięć wybitnych romantyków niemieckich: Johanna Wolfganga von Goethego i Friedricha Schillera. Równocześnie jednak przypominało o miejscu narodzin systemu państwowego, którego Goebbels serdecznie nienawidził.

Pobyt w Weimarze w dniach partyjnego zjazdu okazał się punktem zwrotnym w karierze życiowej Goebbelsa. Zetknął się on z masową demonstracją zwolenników skrajnej, nacjonalistycznej prawicy. Jej hałaśliwy entuzjazm i butna wola działania zrobiły na nim wielkie wrażenie, wyrwały go ze stanu odrętwienia, w którym pozostawał od czasu obrony doktoratu. Znalazł też wyczekiwanego przezeń przywódcę. Pod nieobecność Hitlera, odsiadującego jeszcze karę więzienia w bawarskiej twierdzy Landsberg nad Lechem, stał się nim rubaszny i zwalisty farmaceuta Gregor Straßer, odgrywający czołową rolę w ówczesnym kierownictwie ruchu nazistowskiego.

Pod okiem Gregora Straßera „mały doktor”, jak zaczęto nazywać Goebbelsa w środowisku narodowych socjalistów, zarządzał okręgiem NSFBGD Nadrenia-Północ. Redagował też pismo „Nationalsozialistische Briefe”, w którym, zgodnie z koncepcją braci Gregora i Ottona Straßerów, znajdowała odbicie wizja „lewicowego” narodowego socjalizmu, antysemickiego i antymarksistowskiego, ale też populistycznego i programowo antykapitalistycznego.

Po odtworzeniu struktury NSDAP przez uwolnionego z więzienia Hitlera doszło do jego pierwszego spotkania z Goebbelsem. Odbyło się ono 12 lipca 1925 roku w Weimarze podczas narady gauleiterów z północnych Niemiec. Rozmowa była krótka i zdawkowa. Dłużej konferowano 4 listopada 1925 roku w Brunszwiku, gdzie obradował regionalny zjazd NSDAP.

„Akurat je śniadanie – zanotował 6 listopada Goebbels. – Już podnosi się od stołu i staje przed nami. Ściska mi dłoń. Jak stary przyjaciel. I te wielkie, niebieskie oczy. Jak gwiazdy. Cieszy się, że mnie widzi. Nie posiadam się ze szczęścia. Wycofuje się na dziesięć minut, po czym ma już swoje wystąpienie przygotowane co do szczegółu. Jadę na zgromadzenie i przemawiam przez dwie godziny. Wielkie owacje, potem okrzyki «Niech żyje» i oklaski. On jest obecny. Ściska mi dłoń. Jest jeszcze całkowicie wyczerpany wygłoszeniem swojej wielkiej mowy. Potem znów przemawia przez pół godziny. Dowcipnie, ironicznie, z humorem, sarkazmem, na poważnie, żarliwie i namiętnie. Ten człowiek ma wszystko, aby być królem. Urodzony trybun ludowy. Przyszły dyktator”.

Mimo infantylnego oczarowania Goebbels, formalnie członek NSDAP od końca lutego 1925 roku, trzymał jeszcze stronę braci Straßerów i opowiadał się za ich „socjalistyczną” wizją ruchu nazistowskiego. Tymczasem w relacjach przywódca NSDAP–Straßerowie stopniowo rosło napięcie. Goebbels stał się świadkiem konfrontacji obu punktów widzenia – Straßerowskiego i Hitlerowskiego – podczas narady przywódców w Bambergu w lutym 1926 roku. Starcie wygrał bezapelacyjnie Hitler, ale Goebbels nie krył w Dziennikach swojego głębokiego rozczarowania:

„Przemawia Hitler – zapisał pod datą 15 lutego 1926 roku. – 2 godziny. Jestem jak uderzony obuchem. Jakiż to Hitler! Reakcjonista? Bajecznie niezręczny i niepewny swego. Kwestia rosyjska: całkowicie obok tematu. Włochy i Anglia to naturalni sojusznicy. Zgroza! Nasze zadanie to zmiażdżenie bolszewizmu. Bolszewizm to żydowska sprawka! Musimy przejąć dziedzictwo Rosji. 180 milionów [mieszkańców]! Odszkodowanie dla książąt! Prawo musi pozostać prawem. Również w stosunku do książąt. Problemu własności prywatnej nie naruszać! [sic!]. Straszne!”.

Autora Dzienników zabolał szczególnie postulat odstąpienia od zamiaru wywłaszczania bez odszkodowania majątków rodów książęcych, a także bezceremonialne potraktowanie sprawy Rosji. Tej Rosji, której wyidealizowany wizerunek wytworzył sobie na podstawie lektury dzieł rosyjskich klasyków. Spotkanie w Bambergu było dla Goebbelsa gorzkim doświadczeniem, niemniej jednak w jego umyśle zakiełkowała już niepewność: Straßer czy Hitler? Przez pewien czas bierze jeszcze aktywny udział w działalności przywódców północno-zachodniej organizacji NSDAP, ale coraz bardziej dostaje się pod wpływ wodza z Monachium. Ten, umiejętnie wykorzystując próżność Goebbelsa, przekonuje go ostatecznie do siebie i swojej wizji programowej narodowego socjalizmu. Opór „małego doktora” słabnie, zwłaszcza po wizycie w stolicy Bawarii w kwietniu 1926 roku, kiedy to Hitler stosuje w swojej służbowej siedzibie skuteczną kombinację pochlebstw i wielkopańskiego przepychu. Bodaj najtrudniej przychodzi Goebbelsowi pogodzić się z Hitlerowską koncepcją „rosyjskiego śmiertelnego wroga”; ten wątek da jeszcze o sobie znać w szczególny sposób po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej w czerwcu 1941 roku.

Wreszcie jednak kości zostają rzucone. „Adolfie Hitlerze – zapisał autor Dzienników po wyjeździe z Monachium – kocham cię, ponieważ jesteś wielki i prosty zarazem. To jest to, co nazywa się geniuszem”. A w lipcu 1926 roku dodaje: „On jest geniuszem. Z całą pewnością twórczy instrument boskiego losu. Stoję przed nim wstrząśnięty. Taki on jest: jak dziecko, kochany, dobry, miłosierny. Jak kot przebiegły, mądry i zwinny, jak lew gigantyczny i ryczący. Swój chłop, mężczyzna”. Po takim egzaltowanym wyznaniu trudno się dziwić, że stosunek Goebbelsa do Hitlera będzie odtąd przypominał średniowieczną relację seniora i wasala: całkowite podporządkowanie się i bezkrytyczna gotowość do służby. Jeśli nawet w kolejnych latach pojawiały się wątpliwości co do sensu posunięć Hitlera, jego wierny paladyn będzie to sobie tłumaczył na różne sposoby, dochodząc zwykle do wniosku, że osoba genialna wie lepiej i widzi dalej...

W połowie 1926 roku grupa skupiona wokół braci Straßerów poniosła więc stratę o dalekosiężnych skutkach. Goebbels, sprawujący nadal urząd szefa kierownictwa okręgu NSDAP Nadrenia-Północ, przekształconego następnie w okręg Ruhry, opowiedział się definitywnie po stronie Hitlera. Niezależnie od podtekstów psychologicznych obu tych ludzi połączyła świadomość wspólnoty celów i obustronnej użyteczności. Przywódca narodowych socjalistów pozyskał współpracownika, którego energia i zdolności mogły, jak nie bez racji przypuszczał, przyśpieszyć realizację jego zamierzeń politycznych. Goebbels, mimo początkowych różnic w poglądach, dostrzegł w Hitlerze spełnienie tęsknot za „prawdziwym wodzem”, zbudowane na gruncie poszukiwań ojcowskiego autorytetu.

Z prywatnych zapisków wynika, że Goebbelsowi zacierała się ustawicznie granica między trzeźwą analizą a sferą wiary i zwykłym chciejstwem. Szybko i daleko odszedł od tradycji katolickiego domu, religię traktował relatywistycznie i oportunistycznie, być może w podświadomej reakcji na surowość domowych zasad. W tym zapewne trzeba upatrywać psychologicznych źródeł skłonności do afirmacji, a nawet deifikacji swojego wodza, co daje się zauważyć w postawie Goebbelsa od połowy lat dwudziestych.

Proces identyfikacji z Hitlerem oznaczał również przejmowanie elementów jego „światopoglądu”, w tym także skrajnego antyslawizmu i antysemityzmu. Początkowo właściwie niewiele wiedział o Słowianach, w tym o Polakach, których postrzegał przez pryzmat rozpowszechnionego w Niemczech od dawna stereotypu typu polnische Wirtschaft. Natomiast z obywatelami Niemiec pochodzenia żydowskiego jego rodzina utrzymywała normalne, dobrosąsiedzkie kontakty. Jedna z sympatii młodego Goebbelsa wywodziła się ze związku Niemca z Żydówką, on sam podczas studiów miał do czynienia z profesorami pochodzenia żydowskiego, pod kierunkiem jednego z nich napisał rozprawę doktorską.

Oprócz antysemickich lektur kluczową rolę odegrało w tym względzie zetknięcie się z przywódcą narodowych socjalistów. Wprawdzie początkowo antysemityzm obu wypływał z odmiennych założeń: u Goebbelsa z ekonomicznych, „antykapitalistycznych”, u Hitlera z rasowych, biologicznych. Z upływem czasu jednak te różnice zacierały się, dochodziło do zgodnego współdziałania, którego zbrodniczym efektem miała być zagłada Żydów w Niemczech oraz w krajach okupowanych przez Trzecią Rzeszę i jej sojuszników.

Na razie, w październiku 1926 roku, Hitler podpisał swojemu entuzjaście z Rheydt nominację na kierownika okręgu NSDAP w Berlinie. Przywódca nazistów spodziewał się, że nowy gauleiter powiększy liczebnie miejscową, liczącą jedynie około pięciuset członków organizację, a także – co za tym idzie – istotnie wpłynie na jej aktywność. Głównymi przeciwnikami, których potraktowano od razu jak śmiertelnych wrogów, byli komuniści – ich liczbę szacowano wówczas na prawie 10 tysięcy – oraz mieszkańcy pochodzenia żydowskiego; w 1926 roku jedna trzecia półmilionowej populacji niemieckich Żydów skupiała się w ponadczteromilionowym tzw. Wielkim Berlinie.

Nowy gauleiter nie zawiódł oczekiwań swojego protektora. W ciągu kilku lat berlińska organizacja NSDAP wyrosła na jedną z najsilniejszych w Niemczech. Zdobyła rozgłos licznymi akcjami o dużym rozmachu i sprawności, a także brutalności. W użyciu znalazły się różne środki masowego oddziaływania: propaganda bezpośrednia w postaci przemarszów lub przejazdów ulicznych, manifestacje w salach i na stadionach, połączone z dystrybucją podżegających plakatów i ulotek, kampanie prasowe, druk broszur i większych publikacji. Temu wszystkiemu towarzyszyły efekty wizualne (łopoczące flagi i szturmówki, jednolite stroje) i akustyczne (skandowanie haseł z użyciem magafonów, zbiorowy śpiew, okolicznościowe przymówienia). Nieodłącznym elementem działań propagandowych stała się obecność bojówek partyjnych (SA, później także SS), wszczynających burdy uliczne i prowokujących przeciwników politycznych. Celem akcji propagandowo-terrorystycznych byli również przedstawiciele władz Berlina i weimarskiego establishmentu. Wśród najbardziej atakowanych znaleźli się minister spraw zagranicznych Gustav Stresemann i wiceprezydent stołecznej policji Bernhard Weiß, socjaldemokratyczny polityk żydowskiego pochodzenia. Usiłował on ograniczać coraz bardziej agresywne poczynania nazistów za pomocą środków prawnych demokratycznego państwa, jednak coraz częściej musiał okazywać swoją bezsilność.

Goebbels jako gauleiter Berlina, wspomagany przez sztab współpracowników, był niezmordowanym i pełnym inwencji inicjatorem przedsięwzięć propagandowych. W 1930 roku objął dodatkowy i bardzo ważny urząd kierownika Urzędu Propagandy Rzeszy NSDAP. Zastąpił na tym stanowisku Gregora Straßera, którego pozycja w nazistowskiej grupie przywódczej stawała się coraz słabsza. Nieco wcześniej, w 1928 roku, Goebbels został z ramienia partii narodowosocjalistycznej wybrany do Reichstagu; godność tę sprawował formalnie aż do maja 1945 roku. Rola deputowanego do niemieckiego parlamentu bardzo zwiększyła jego możliwości działania. Pozwoliła mu też, ze względu na uzyskany immunitet, uwolnić się od odpowiedzialności karnosądowej z tytułu licznych przestępstw i wykroczeń, jakich dopuścił się w mowie, piśmie i uczynkach, przewodząc aktom terroru i oszczerczej lub zniesławiającej propagandzie.

Odegrał przy tym kluczową rolę w przygotowaniach NSDAP do wyborów parlamentarnych w 1930 i 1932 roku, a także do wyborów prezydenckich w 1932 roku. Stał się architektem kampanii parlamentarnej i prezydenckiej Hitlera, wykreował go na wodza-Führera, był też autorem bezprecedensowego pomysłu „lotów nad Niemcami” (Deutschlandflüge). Przywódca NSDAP przemierzył w lipcu 1932 roku tysiące kilometrów w powietrzu, lądując i biorąc udział w wiecach wyborczych w ponad 50 miastach. Można bez cienia przesady stwierdzić, że aktywność stale rozrastającego się aparatu propagandy NSDAP, w tym zwłaszcza niespożyta energia, pomysłowość, bezwzględność i organizacyjne talenty Goebbelsa, walnie przyczyniła się, naturalnie oprócz innych istotnych czynników, do zwycięstw wyborczych narodowych socjalistów oraz w konsekwencji do przejęcia władzy w Niemczech.

Trzydziestego stycznia 1933 roku Goebbels zapisał: „Bez przerwy obserwujemy z okna wyjście z Kancelarii Rzeszy. Tam musi ukazać się Führer. Po jego twarzy będzie można poznać, czy się udało. Godziny dręczącego oczekiwania. W końcu samochód skręca na rogu przy wejściu. Masy krzyczą i pozdrawiają. Wygląda na to, że przeczuwają, iż dokonuje się wielki zwrot, a może nawet już się dokonał. Idzie Führer! Po paru minutach jest u nas w pokoju. Nie mówi nic, również my nic nie mówimy. Lecz jego oczy są pełne łez. Stało się! Führer został powołany na kanclerza Rzeszy. Złożył już przysięgę na ręce prezydenta Rzeszy. Wielkie rozstrzygnięcie zapadło. Niemcy stoją przed swoim historycznym zwrotem”.

W atmosferze pełnej nacjonalistycznego uniesienia, przy jednoczesnych objawach politycznej ślepoty czołowych partii niemieckich, zainaugurowano dzieje hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy. Nikt, łącznie z autorem Dzienników, nie przypuszczał, że jest to także preludium do wielkiej europejskiej katastrofy, której konsekwencje uderzą z wielką siłą również w same Niemcy.

W marcu 1933 roku w składzie rządu, sformowanego przez kanclerza Hitlera, znalazł się Goebbels jako najmłodszy minister. Przypadło mu w udziale Ministerstwo Oświecenia Narodowego i Propagandy (RMVP) – rozległa i nieustannie rozrastająca się instytucja, która zgodnie z ogromnymi ambicjami jej szefa obejmowała niemal wszystkie dziedziny życia społecznego i kulturalnego, nie omijając sfery prywatności jednostek.

Koncepcja Goebbelsowskiego resortu miała wymiar iście totalny. Pod kontrolą znalazły się: sztuki piękne, muzyka, film, teatr, radio (wraz z raczkującą telewizją), a także działania promocyjne w zakresie polityki narodowościowej i rasowej, nie wspominając już o rozpowszechnianiu informacji i komentarzy na temat polityki władz Rzeszy i programu rządzącej monopartii. Nowe ministerstwo dotknęła wkrótce typowa choroba biurokratycznego rozrostu. Minister zarzekał się wprawdzie, że nigdy nie zatrudni więcej niż tysiąc pracowników, tymczasem jednak, o ile w kwietniu 1939 roku w RMVP pracowało 1356 osób, o tyle w lipcu 1941 roku – w momencie ilościowej kulminacji – było ich już blisko dwa tysiące. Odpowiednio rozrastały się struktury resortu: od siedmiu departamentów w 1933 roku do siedemnastu w 1942 roku.

Hasło „oświecenia narodowego”, za którym krył się program metodycznej indoktrynacji w duchu nazistowskim, realizowano we współpracy z uczelniami wyższymi i szkołami, a ponadto z organizacjami nauczycielskimi, studenckimi, młodzieżowymi i branżowymi. W celu wzmocnienia skuteczności działań propagandowych i indoktrynacyjnych zintegrowano z RMVP struktury okręgowe Kierownictwa Propagandy Rzeszy (RPL), przekształcając je w Placówki Krajowe (LS) resortu, a od 1937 roku w Urzędy Propagandy Rzeszy (RPÄ). Do zadań RPÄ należała realizacja decyzji i instrukcji RMVP w ścisłym współdziałaniu z władzami okręgów NSDAP.

Trzecim składnikiem obszaru kompetencji Goebbelsa jako szefa resortu oświecenia narodowego i propagandy stała się od listopada 1933 roku Izba Kultury Rzeszy (RKK). Dzieliła się ona na izby przedmiotowe: Muzyki (RMK), Piśmiennictwa (RSK), Teatru (RTK), Sztuk Pięknych (RKBK), Prasy (RPK), Filmu (RFK) i Radia (RRK); ta ostatnia izba działała jedynie do listopada 1939 roku. Oficjalny slogan, że RKK stanowi formę samorządu środowisk kulturotwórczych, był w zasadzie fikcją i służył przyciąganiu ludzi kultury do imprez z propagandowym, państwowotwórczym podtekstem. RKK firmowała przedsięwzięcia kulturalne, organizowała wystawy, kiermasze, rozdawała nagrody. Ścisłe powiązanie tej instytucji z RMVP było oczywiste, czołowi funkcjonariusze izb RKK sprawowali równocześnie funkcje w odpowiednich departamentach resortu. Sam Goebbels występował w trzech postaciach: jako minister, kierownik aparatu RPL i prezydent RKK. Izba Kultury Rzeszy stanowiła w praktyce przybudówkę RMVP, służąc przede wszystkim celom kontrolno-reglamentacyjnym. Jedynie członkowi stosownej izby RKK wolno było wykonywać publicznie swoje czynności, na przykład reżyserować filmy, występować w teatrze albo publikować książki. Na członkostwo mogli liczyć wyłącznie twórcy „czyści” rasowo i politycznie. O ile da się zauważyć podobieństwo koncepcji RKK do rozwiązań o charakterze korporacyjnym w faszystowskich Włoszech, o tyle z całą pewnością włoscy faszyści zapożyczyli formułę RMVP, tworząc w maju 1937 roku swoje Ministerstwo Kultury Popularnej (Ludowej).

Zwykle się uważa, że Goebbels całkowicie zdominował życie społeczno-kulturalne w Trzeciej Rzeszy, tworząc swoiste megaministerstwo z podległymi mu instytucjami wspomagającymi. W znacznym stopniu odpowiadało to stanowi faktycznemu; mogła o tym świadczyć dynamika i rozległość prac resortu oświecenia narodowego i propagandy. Jednakże w trakcie bieżących działań Goebbels – minister, kierownik i prezydent w jednej osobie – natrafiał na istotne bariery. Stawiali je, niekiedy bardzo uporczywie i skutecznie, inni członkowie nazistowskiej elity władzy, zazdrośni o swoje strefy wpływów. Hermann Göring jako premier Prus strzegł swojej wyłączności na zarządzanie pruskimi, w tym berlińskimi, teatrami. Joachim von Ribbentrop upominał się stale u Führera o prawo do decydowania w sprawie propagandy na zagranicę. Bernhard Rust próbował ograniczać ekspansję RMVP na teren szkolnictwa i oświaty. Władze Wehrmachtu chciały same kształtować propagandę wojskową. Zastępca Hitlera, Rudolf Heß, a potem jego następca jako szef Kancelarii Partii Martin Bormann sprzeciwiali się indoktrynacji szeregów partyjnych z udziałem resortu propagandy.

W poliarchicznym, wieloośrodkowym układzie nazistowskiego aparatu władzy rolę bezapelacyjnego arbitra odgrywał Hitler. Goebbels zwykle, choć nie zawsze, znajdował posłuch, gdyż jego użyteczność z punktu widzenia zamierzeń dyktatora Trzeciej Rzeszy nie była kwestionowana. Tak było w przypadku wymordowania w czerwcu 1934 roku w czasie tak zwanej nocy długich noży części przywództwa Oddziałów Szturmowych (SA) z Ernstem Röhmem na czele; minister propagandy służył intensywną kampanią prasową i radiową, usprawiedliwiającą zbrodnicze bezprawie, które dotknęło również jego dawnego szefa – Gregora Straßera.

Z podobną energią angażował się w zleconą przez Hitlera w 1937 roku nagonkę na „sztukę zwyrodniałą”. Przeprowadzał konfiskatę uznanych za niezgodne z niemieckim duchem i gustem obrazów i rzeźb, organizował wystawy tego rodzaju dzieł, stawiając ich twórców pod pręgierzem odpowiednio urobionej opinii publicznej.

Nie próżnował też, gdy chodziło o swoiste porządkowanie środków masowego oddziaływania. Rzecz dotyczyła poddania ich kontroli nazistowskiego państwa, a ściśle biorąc RMVP. Dążąc do tego celu, Goebbels doprowadził między innymi do przejęcia w 1937 roku kluczowej dla niemieckiej kinematografii wytwórni filmowej Ufa. Jej dotychczasowy właściciel, prawdziwy magnat na rynku środków masowego przekazu Alfred Hugenberg, notabene niedawny sojusznik polityczny nazistów, ułatwiający im drogę do władzy, został zmuszony do sprzedaży wytwórni za niezbyt wygórowaną cenę. W ręce państwa nazistowskiego dostało się więc bardzo ważne narzędzie propagandy totalnej. W przekonaniu Hitlera, podobnie zresztą jak Stalina i Mussoliniego, film dokumentalny i fabularny, a także kronika filmowa należały wraz z prasą i radiem do głównych instrumentów masowego oddziaływania. Nic więc dziwnego, że tym dziedzinom życia publicznego szef RMVP poświęcał wiele uwagi, nadzorując osobiście proces powstawania filmów, a także wydając wytyczne dla redaktorów naczelnych gazet i czasopism oraz wydawców audycji radiowych.

Tym, co szczególnie angażowało jego uwagę jako ministra propagandy, kierownika RPL i prezydenta RKK, było systematyczne prześladowanie ludności żydowskiej w Niemczech. Goebbels organizował bandyckie ataki bojówek nazistowskich, a także akcje bojkotu sklepów i przedsiębiorstw żydowskich. Przygotowywał też z udziałem mianowanego w 1935 roku prezydenta policji w Berlinie Wolfa Heinricha Helldorfa plan usunięcia ze stolicy Niemiec jej żydowskich mieszkańców. Wspierał za pomocą zglajchszaltowanych środków masowego przekazu wejście w życie w 1935 roku osławionych „ustaw norymberskich”, narzucających niemieckim Żydom status obywateli drugiej kategorii. Więcej nawet – szef resortu propagandy i oświecenia narodowego realizował „odżydzanie” RKK, wykorzystując ostrzejsze kryteria rasowe aniżeli „ustawy norymberskie”. Był też bez wątpienia inicjatorem antyżydowskiego pogromu w listopadzie 1938 roku, nazywanego eufemistycznie „nocą kryształową” od notorycznego tłuczenia przez bojówki SA i SS, przy całkowicie biernej postawie policji, szyb wystawowych w sklepach, które należały do żydowskich właścicieli. Wtedy też z inspiracji Goebbelsa dokonuje się ostateczne usunięcie niemieckich Żydów poza nawias nazistowskiego państwa: nie mogą oni posyłać swoich dzieci do „niemieckich” szkół, nie wolno im chodzić do kin i teatrów, nie mogą posiadać i prowadzić samochodów, mają zakaz jazdy na rowerach. W Berlinie szykany są jeszcze bardziej dotkliwe. Żydom zabrania się ponadto chodzenia do cyrku i do zoo, zamknięte są dla nich baseny i plaże. Rozwija się proceder usuwania żydowskich podnajemców z większych i lepszych mieszkań.

Znaczną część publicznej aktywności minister i partyjny gauleiter poświęcał na spotkania z zagranicznymi politykami i mężami stanu. Pracował usilnie nad urzeczywistnieniem sojuszu niemiecko-włoskiego, w dalszej perspektywie uzupełnionego o partnera japońskiego. Starał się o osłabienie wpływów Francji i Wielkiej Brytanii. Nie bardzo wierzył w upragnione przez Hitlera przymierze niemiecko-brytyjskie, tym bardziej że do realizacji zabrał się jego zdeklarowany przeciwnik i konkurent w nazistowskiej elicie władzy Joachim von Ribbentrop.

Do grona zagranicznych rozmówców szefa RMVP zaliczał się również polski poseł, a później ambasador w Niemczech Józef Lipski. Nie wynikało to ze szczególnej sympatii do Polaków, Goebbels Polski nie znał i nie lubił. Było to przede wszystkim działanie na rzecz podjętej przez Hitlera w połowie lat trzydziestych inicjatywy wciągnięcia Rzeczypospolitej w orbitę wpływów Trzeciej Rzeszy. W konsekwencji miało to zaowocować, po spełnieniu żądań terytorialnych (przyłączenie do Niemiec Wolnego Miasta Gdańska), logistycznych (eksterytorialna autostrada i linia kolejowa przez korytarz pomorski) i ideologicznych (wstąpienie Polski do paktu antykominternowskiego), przyznaniem Rzeczypospolitej statusu „junior-partnera” i podjęciem wspólnej wyprawy na Wschód. Aby osiągnąć ten cel, Goebbels złożył w czerwcu 1934 roku kilkudniową wizytę w Warszawie i Krakowie, spotkał się z marszałkiem Piłsudskim i czołowymi politykami polskimi. Późniejsze kontakty z ministrem spraw zagranicznych Józefem Beckiem i ministrem sprawiedliwości Witoldem Grabowskim, a także ożywiona współpraca polsko-niemiecka na różnych polach, przede wszystkim w sferze kultury, napełniły go ostrożnym optymizmem. Zarówno on, jak i Hitler nie mogli sobie wyobrazić, że Polska odrzuci tak wspaniałomyślną i korzystną dla siebie ofertę.

Równolegle szef RMVP brał czynny udział w propagandowych przygotowywaniach do anszlusu Austrii, a także w osaczaniu Czechosłowacji. Uznawał to państwo, tak samo jak jego zwierzchnik, za twór sztuczny i „sezonowy”. Działał w sposób przebiegły i cyniczny, wychodząc z założenia – jak się niebawem okazało słusznego – że sojusznicy Pragi poświęcą ją na ołtarzu polityki appeasementu. Nieco inaczej niż Hitler, który utyskiwał, że nie udało się w całości rozwiązać problemu czechosłowackiego, Goebbels był zadowolony z częściowego sukcesu: wchłonięcia czeskich Sudetów i doprowadzenia do konferencji monachijskiej w październiku 1938 roku. Przy tej okazji nie ukrywał satysfakcji, że do gry przystąpiła także Polska. Zajęcie przez Warszawę spornego w stosunkach polsko-czechosłowackich obszaru Zaolzia dostarczyło propagandzie Rzeszy pretekstu do uwiarygodnienia własnej agresji.

W kolejnych miesiących aktywność wewnętrzna i zagraniczna ministra propagandy słabnie. Burzliwy romans z czeską aktorką Lidą Baarovą spowodował bardzo poważny kryzys w jego małżeństwie z poślubioną w 1931 roku Magdą z domu Behrend, która dla związku z „małym doktorem”, a zdaniem wielu obserwatorów po to tylko, aby znaleźć się bliżej uwielbianego przez siebie Führera, rozwiodła się z bogatym przymysłowcem Güntherem Quandtem.

Goebbels utracił na pewien czas zaufanie Hitlera. Nie brał wiosną 1939 roku czynnego udziału w ważnych wydarzeniach, przede wszystkim w akcji przejmowania litewskiej Kłajpedy i w ostatecznym rozbiorze państwa czechosłowackiego. Powrócił do łask na krótko przed agresją na Polskę, w lecie 1939 roku kierował z wielką energią akcją propagandową przeciwko wschodniemu sąsiadowi Rzeszy. Obserwował też wraz z Hitlerem, zaproszony do jego rezydencji Berghof w Alpach Salzburskich, ostatnią fazę procesu zbliżenia niemiecko-radzieckiego. W sierpniu 1939 roku przybierze ono w efekcie tajnych negocjacji w Moskwie złowróżbną dla Polski i całej Europy Środkowo-Wschodniej postać paktu Ribbentrop–Mołotow.

Wybuch II wojny światowej dał ministrowi oświecenia narodowego i propagandy Rzeszy dogodną sposobność do wykazania się sprawnością podległych mu ludzi i instrumentów masowego oddziaływania. Treści emitowane przez niemieckie środki przekazu zostały poddane drobiazgowej kontroli i reglamentacji, szef resortu RMVP wkroczył z sukcesem na obszar propagandy zagranicznej i wojskowej. Powołane jeszcze jesienią 1938 roku, w związku z kryzysem sudeckim, Kompanie Propagandowe (PK) Wehrmachtu – specjalnie wyposażone oddziały, składające się z wykwalifikowanych dziennikarzy, fotografów i filmowców – zostały znacznie rozbudowane. Podlegały one wprawdzie pod względem organizacyjnym Naczelnemu Dowództwu Wehrmachtu (OKW), ale merytoryczną pieczę sprawowało nad nimi kierownictwo RMVP. Rola PK nieustannie rosła, w lecie 1941 roku osiągnęły one liczebność 15 tysięcy oficerów i żołnierzy, stając się odrębnym rodzajem wojsk.

Z treści komunikatów zamieszczanych w niemieckich środkach przekazu w pierwszych latach wojny – w Polsce, na froncie zachodnim i w początkowej fazie walk na terenie ZSRR – wybijał się nieskrywany triumfalizm. Czytelnicy gazet oraz wydawanych w wysokich nakładach książek i broszur, a także słuchacze radia, widzowie kronik i filmów dokumentalnych, wreszcie nieliczni jeszcze odbiorcy telewizji mieli podzielać niezachwiane przekonanie o dominacji Wehrmachtu i formacji Waffen-SS na europejskim teatrze działań wojennych. Propagowano wiarę w powodzenie planów Hitlera uczynienia z Trzeciej Rzeszy potęgi w wymiarze globalnym. Sławiono też zwartość i spoistość koalicji prohitlerowskiej, a w niej przede wszystkim faszystowskich Włoch i militarystycznej Japonii.

Propaganda Trzeciej Rzeszy w okresie II wojny światowej, kształtowana pod przemożnym wpływem szefa RMVP, wykorzystywała w szerokim zakresie motyw nienawiści rasowej. Urzeczywistnił się on z całą mocą na ziemiach polskich jesienią 1939 roku. Instrukcja nr 1306 dla niemieckich środków przekazu z 24 października 1939 roku, a więc niedługo po zakończeniu działań militarnych w Polsce, a tuż przed zaprowadzeniem na jej terytorium reżimu okupacyjnego, stanowiła między innymi:

„[...] Dla wszystkich w Niemczech, aż do ostatniej dziewki od krów, musi stać się jasne, że polskość równa się podczłowieczeństwu. Polacy, Żydzi i Cyganie znajdują się na tym samym szczeblu ludzkiej niepełnowartościowości. [...] Nie ma jednak powodu, aby publikować głębsze rozważania i artykuły przewodnie o braku kultury w Polsce i o polskim podczłowieczeństwie. Taki lejtmotyw powinien pobrzmiewać w sposób hasłowy i pojawiać się incydentalnie w postaci pojęć «polska gospodarka», «polski upadek» i podobnych, aż każdy Niemiec będzie miał utrwalone w podświadomości, że każdego Polaka – obojętnie, czy to robotnika rolnego, czy intelektualistę – należy uznawać za robactwo. [...]”.

Wątek rasowy, przybierający zarówno postać biologicznego antysemityzmu, jak i antyslawizmu, zostanie po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej w czerwcu 1941 roku uzupełniony o silne akcenty antykomunistyczne i antyradzieckie. Do tego dojdą jeszcze, w miarę kształtowania się koalicji antyhitlerowskiej, hasła antyplutokratyczne, skierowane przeciwko Wielkiej Brytanii i USA. We wszystkich przypadkach wspólnym mianownikiem, uniwersalizującym poczynania propagandy Trzeciej Rzeszy, pozostanie postać „wiecznego Żyda”, prezentowanego w trzech wersjach: wschodnioeuropejskiego ortodoksy, zachodnioeuropejskiego, zasymilowanego bogatego przemysłowca i bankiera oraz radzieckiego komisarza w nieodłącznej skórzanej kurtce i czapce z czerwoną gwiazdą.

Za kulisami propagandowych kampanii nienawiści rozgrywał się dramat ludobójstwa na mieszkańcach ziem okupowanych, w tym przede wszystkim zagłady Żydów. Goebbels był zdecydowanym rzecznikiem Holokaustu, znał jego przebieg i charakter, o czym świadczy choćby notatka w Dziennikach z 27 marca 1942 roku: „Z Generalnego Gubernatorstwa, poczynając od Lublina, przesuwa się teraz Żydów na Wschód. Stosuje się przy tym dość barbarzyńską i niedającą się bliżej opisać procedurę, tak iż z Żydów niewiele już pozostanie. Generalnie biorąc, można stwierdzić, że 60% spośród nich trzeba zlikwidować, a tylko jeszcze 40% użyje się do pracy. Były gauleiter Wiednia [Odilo Globocnik], który tę akcję przeprowadza, postępuje z pewną powściągliwością, a także w sposób, który nie zwraca zbytniej uwagi. To, co Führer wyprorokował im [Żydom] na drogę po wywołaniu przez nich nowej wojny, zaczyna się urzeczywistniać w najbardziej potwornej postaci. Nie wolno w tych sprawach popadać w sentymentalizm. Żydzi nas zniszczą, jeśli my się przed nimi nie wybronimy. To jest walka na śmierć i życie między rasą aryjską i żydowskim bakcylem. Żaden inny rząd i żaden inny reżim nie mogłyby zaangażować tyle siły, aby generalnie rozwiązać ten problem. Również i w tej kwestii Führer pozostaje niewzruszonym szermierzem i rzecznikiem radykalnego rozwiązania, które odpowiada powadze sytuacji i dlatego wydaje się nieuniknione. Bogu dzięki mamy teraz podczas wojny cały szereg możliwości, które byłyby dla nas niedostępne w czasie pokoju. Musimy je wykorzystać”.

I ten zamiar stał się niestety faktem. Minister propagandy Rzeszy nieustannie zagrzewał Hitlera do realizowania ekstremalnego kursu w dziedzinie totalitarnej inżynierii etnicznej. Sprzyjał przesiedleniom i wysiedleniom na wielką skalę, z jego też inspiracji doszło w marcu 1943 roku do deportacji niemal wszystkich żydowskich mieszkańców Berlina do obozów zagłady.

Klęska stalingradzka, o której nieuchronnym zbliżaniu się ludność Trzeciej Rzeszy dowiedziała się ze środków przekazu bardzo późno, bo dopiero w styczniu 1943 roku, oznaczała ważną cezurę w działalności ministra oświecenia narodowego i propagandy Rzeszy. Osiemnastego lutego 1943 roku zainscenizował on w berlińskim Pałacu Sportu manifestację pod hasłem „Czy chcecie wojny totalnej?”. Starannie dobrana publiczność zareagowała z wielkim, wręcz histerycznym entuzjazmem. Goebbels wygłosił wtedy jedno ze swoich najbardziej udanych przemówień. Był to bez wątpienia znaczący sukces, który jednak nie od razu przyniósł oczekiwane efekty praktyczne. Problem „totalnego przywództwa wojennego” zaprzątał jego uwagę już od drugiej połowy 1942 roku, kiedy to pojął, że wojna na Wschodzie znalazła się w krytycznym punkcie, a może nawet w ogóle nie da się jej wygrać. Naciskał na Hitlera, aby ten zgodził się na dwie, zdaniem szefa nazistowskiej propagandy, strategiczne decyzje.

Po pierwsze – chodziło o uwzględnienie w polityce wobec narodów Związku Radzieckiego instrumentów natury politycznej, które zastąpiłyby w pewnej mierze politykę ślepego terroru i grabieży. Goebbels, pomny swoich wcześniejszych wyobrażeń o „świętej Rosji”, uznawał za możliwe i konieczne pozyskanie do współpracy z Niemcami znacznej części obywateli ZSRR, w szczególności nierosyjskiej proweniencji, na gruncie ich antykomunistycznego i antystalinowskiego nastawienia. Po drugie – rosnący deficyt wydolności militarnej Trzeciej Rzeszy miałby być niwelowany za pomocą rygorystycznej akcji werbunkowej i drastycznych posunięć oszczędnościowych w polityce wewnętrznej.

Celu pierwszego szef RMVP nie osiągnął. Hitler ciągle nosił się z zamiarem korekt w polityce wschodniej, ale w gruncie rzeczy niewiele się pod tym względem zmieniło aż do końca wojny. Nadal dominowały terror i bezwzględna eksploatacja ziem okupowanych, ewentualne zmiany odkładano na czas po „ostatecznym zwycięstwie”. Charakterystycznym objawem tego nastawienia, przy zachowaniu zasady pars pro toto, było podejście dyktatora Trzeciej Rzeszy do Polski. Dziesiątego listopada 1944 roku, a więc w momencie, gdy sytuacja Trzeciej Rzeszy była już beznadziejna, Goebbels zapisał w Dziennikach: „Führer zdecydował, że w naszej polityce w Polsce – uwzględniając również wydarzenia w Warszawie [Powstanie Warszawskie] – nie powinno dojść do istotniejszych zmian. Polityka w sprawie polskiej nie ulega przecież, całościowo biorąc, modyfikacjom od 1939 roku, nawet jeśli tu i ówdzie musieliśmy w niej dokonać pewnych korekt. To całkiem słuszne, że w danym momencie nie wprowadzamy do naszej generalnej polityki wojennej żadnych zmian. W obecnej sytuacji mogłoby bowiem powstać podejrzenie, że jest to oznaka naszej słabości”.

Co się zaś tyczy kwestii drugiej, to idea „wojny totalnej” torowała sobie z trudem drogę w niemieckiej rzeczywistości lat 1942–1943. Hitler był właściwie „za”, ale bierny opór stawiali niektórzy prominenci, jak na przykład Göring, a także gauleiterzy NSDAP. Ci ostatni obawiali się, że wprowadzenie większych od już istniejących z powodu wojny ograniczeń w zakresie konsumpcji i rozrywki spowoduje pogorszenie ich własnego statusu oraz wywoła niezadowolenie podwładnych. Tak na dobrą sprawę to dopiero klęski stalingradzka i kurska, a jeszcze bardziej utworzenie przez aliantów zachodnich drugiego frontu w północnej Francji w czerwcu 1944 roku oraz nieudany zamach na Hitlera w lipcu 1944 roku doprowadziły do zdecydowanego zwrotu w sytuacji. Dwudziestego piątego lipca 1944 roku Goebbels uzyskał wreszcie tytuł „generalnego pełnomocnika do spraw totalnego wysiłku wojennego” z prawem nieograniczonego dostępu do Führera i kanclerza Rzeszy.

Oznaczało to, że minister RMVP wywindował się na pozycję numer dwa w nazistowskiej elicie władzy, dystansując zarówno Hermanna Göringa, jak i Joachima von Ribbentropa czy Alfreda Rosenberga. Dawny zastępca Hitlera w strukturze NSDAP, Rudolf Heß, był już od dawna wyeliminowany po swoim sensacyjnym locie do Szkocji w lecie 1941 roku. Pozostawali jeszcze jako ważni rywale do łask Hitlera Martin Bormann, szef Kancelarii NSDAP, i Heinrich Himmler, nadzorca policyjnego imperium Trzeciej Rzeszy. Rola tego drugiego będzie jednak w latach 1944–1945 coraz bardziej ograniczana z powodu nieudolności dowódczej na polu walki, a także w związku z nieuzgodnionymi z Hitlerem próbami porozumiewania się z przedstawicielami strony przeciwnej.

Goebbels stał się w schyłkowej fazie II wojny światowej nieomal panem życia i śmierci mieszkańców Rzeszy. Decydował o daleko idących restrykcjach dotyczących codziennej, coraz trudniejszej egzystencji, wzmagał procedury oszczędnościowe, brutalnie zabiegał o rekrutów i intensyfikację produkcji zbrojeniowej. Osiągnął na tym polu, kosztem wielkich wyrzeczeń wielu Niemców, niewątpliwe sukcesy. Przykładowo biorąc, jedynie w okresie od lipca do października 1944 roku liczba zakwalifikowanych na front zwiększyła się o prawie

700 tysięcy osób. W tym samym czasie stan zatrudnionych w przemyśle zbrojeniowym osiągnął do października 1944 roku liczbę ponad 6,2 mln osób. Był to moment kulminacyjny, później poziom zatrudnienia zaczął nieubłaganie spadać.

Wielką troską Goebbelsa jako gauleitera Berlina były nasilające się naloty alianckie na stolicę Rzeszy i inne większe miasta niemieckie. Naloty powodowały ogromne straty osobowe i materialne. Gauleiter Berlina dwoił się i troił, organizując obronę przeciwlotniczą, z biegiem czasu jednak coraz mniej skuteczną. Jako jeden z nielicznych prominentów nazistowskich nie wahał się odwiedzać miejsc dotkniętych skutkami bombardowań. Dodawał zrozpaczonym ludziom otuchy, decydował na miejscu o doraźnej pomocy. Przy tej okazji dbał o własny wizerunek polityka odważnego i współczującego.

Równocześnie intensyfikował działania propagandowe. Dominowały w nich teraz hasła oporu za wszelką cenę, zarówno na froncie, jak i wewnątrz Rzeszy. „Nasze mury pękają, ale nasze serca – nie!” – głosił jeden z rozpowszechnianych wówczas sloganów. Mnożyły się też groźby kierowane przeciwko zdrajcom, dezerterom i defetystom, a więc wszystkim tym, którzy choćby w najmniejszym stopniu zdradzali się ze swoimi wątpliwościami co do sensu dalszej obrony chylącej się ku upadkowi Rzeszy. Sposób prezentowania wizerunku wroga, nadciągającego zarówno ze wschodu, jak i zachodu, przybrał postać diabolicznej hipertrofii. W przekazach propagandowych wywoływano wobec koalicji antyhitlerowskiej nastroje skrajnej nienawiści i determinacji. Straszono, że wkraczające armie alianckie urządzą bezbronnym cywilom, jeśli nie podejmą oni desperackiej obrony, krwawą masakrę. Dla osiągnięcia tego celu odnotowywano na przykład i odpowiednio eksponowano przypadki zniszczeń, zabójstw i gwałtów, jakich dopuszczali się żołnierze Armii Czerwonej po przekroczeniu granicy Rzeszy w Prusach Wschodnich. W nieodległej przyszłości Niemców czekało jakoby biologiczne wyniszczenie lub przynajmniej trwała dezintegracja narodu i państwa.

Uwolnienie od tej perspektywy miała przynieść „cudowna broń”, przede wszystkim pociski dalekiego zasięgu (V-1) i rakiety (V-2), a także udoskonalone czołgi, samoloty odrzutowe oraz – w dalszej kolejności – broń jądrowa. Wieści na temat sukcesów V-1 i V-2, powodujących zniszczenia na Wyspach Brytyjskich i w północnej Francji, gościły przez wiele miesięcy w niemieckich środkach przekazu w końcowym okresie wojny. Gdy brakowało podstaw do optymizmu, pozostawała wiara w Führera, jego geniusz strategiczny i dotychczasowe sukcesy, osiągane często wbrew trzeźwym prognozom. Tą wiarą karmił się także sam Goebbels, odbywający w latach wojny coraz częstsze i dłuższe narady z Hitlerem. Po ich zakończeniu zapisywał z dumą w Dziennikach: „Znowu podładowałem moje akumulatory”.

Mimo tajonego z trudem rozczarowania do Hitlera, wywołanego przede wszystkim brakiem jego gotowości do zmian w polityce wobec ludności ZSRR, a także niechęcią do podjęcia poważniejszych zabiegów na rzecz zapobieżenia zabójczej dla Trzeciej Rzeszy wojnie na dwa fronty, przekonanie Goebbelsa o szczęśliwej gwieździe swojego przywódcy pozostało niewzruszone aż do końca. Dwudziestego drugiego kwietnia 1945 roku minister propagandy i pełnomocnik do spraw wojny totalnej wprowadził się wraz z żoną i sześciorgiem dzieci do bunkra pod Kancelarią Rzeszy. Dwudziestego dziewiątego kwietnia 1945 roku o godz. 1.00 był świadkiem na ślubie Adolfa Hitlera i jego wieloletniej przyjaciółki Evy Braun. W niespełna 24 godziny później nowożeńcy popełnili samobójstwo. Na krótko przedtem Hitler mianował „małego doktora” kanclerzem Rzeszy.

I tak oto spełniły się marzenia Goebbelsa. Namaszczony przez swojego Führera, stał się pierwszą osobą w państwie, co prawda tylko na jeden dzień. Pierwszego maja 1945 roku żona ministra propagandy spowodowała śmierć swoich dzieci. Zaraz potem małżonkowie Goebbels zażyli ampułki z cyjankiem potasu. Po działalności Josepha z Rheydt pozostał trwały, złowrogi ślad w najnowszych dziejach Niemiec, Europy i – pośrednio – całego świata. No i Dzienniki – jedno z najobfitszych źródeł tego typu kiedykolwiek napisanych.

2.Dzienniki

Goebbels zaczął pisać Dzienniki w październiku 1923 roku3. Za wprowadzenie posłużyły Kartki wspomnień (Erinnerungsblätter), w których znalazł się skrótowy zapis dziejów rodziny i najważniejszych wydarzeń od urodzin w 1897 roku do połowy października 1923 roku. Był to dla autora czas uzyskania doktoratu, nieudanej próby podjęcia pracy w charakterze urzędnika bankowego, ubóstwa i wielkiej frustracji, a dla całych Niemiec okres zamieszania politycznego i hiperinflacji, czyli ogromnego, niekontrolowanego spadku realnej wartości marki.

Właściwy Dziennik był pisany z dużą regularnością, do rzadkości należały przerwy ponaddwu-, trzydniowe. W latach 1923–1941 Goebbels umieszczał własnoręcznie swoje notatki w brulionach z twardą okładką o formacie około 15,5 cm x 22 cm i 17,5 cm x 21 cm, a więc mniej więcej A5. Zachowało się 14 (na 24 napisanych) brulionów, wypełniało je pismo drobne, ściśnięte i bardzo trudno czytelne. Część rękopiśmienna Dzienników to w przeliczeniu prawie 7 tysięcy znormalizowanych stron4. Przeważał w nich zapis zwięzły i skrótowy, często w formie równoważników zdań, z silnym podkreśleniem stanów emocjonalnych, zwłaszcza tych, które dotyczyły życia prywatnego i związków intymnych. Z upływem lat, gdy Goebbels rozpoczął działalność w szeregach NSDAP, a potem ją intensyfikował, bieżące kwestie polityczne zajmowały coraz więcej miejsca. Od przejęcia władzy przez narodowych socjalistów w Niemczech i usadowienia się Goebbelsa w fotelu ministra oświecenia narodowego i propagandy Rzeszy spektrum spraw publicznych ogromnie się poszerzyło. Sprawy prywatne zeszły na plan dalszy. Pozostawały jednak stale obecne, a w momentach szczególnych, na przykład kiedy doszło do kryzysu małżeńskiego w latach 1937–1939, znowu było ich więcej. Do lipca 1941 roku objętość zapisków dziennych na ogół nie przekraczała dwóch znormalizowanych stron, czyli była stosunkowo niewielka.

Przełom dokonał się po agresji Trzeciej Rzeszy na Związek Radziecki, ściśle biorąc od 9 lipca 1941 roku. Goebbels zatrudnił stenografa, Richarda Ottego, któremu niemal dzień w dzień dyktował coraz większą porcję notatek, przepisywanych następnie na maszynie ze specjalnie powiększoną czcionką. Liczba dziennych zapisków, które przybrały odtąd charakter rozbudowanych analiz, przekraczała często kilkanaście stron, a gdy odbywały się spotkania z Hitlerem – notabene coraz częstsze – dochodziła nawet do stron kilkudziesięciu! Ponadto każdą z notatek poprzedzała – również od 9 lipca 1941 roku – część wstępna, zawierająca opis aktualnej sytuacji militarnej. Materiału faktograficznego, redagowanego następnie przez autora Dzienników, dostarczał regularnie oficer łącznikowy RMVP z OKW. Skąd w latach wojny i rosnących obowiązków służbowych minister propagandy brał na to wszystko czas? Zaznaczyć trzeba, że chodzi tu o liczby niebagatelne: 36 tysięcy stron maszynopisu, z których zachowało się, przynajmniej według aktualnego stanu rzeczy, blisko 35 tysięcy stron!

Ostatni znany zapis w Dziennikach pochodzi z 10 kwietnia 1945 roku; była to jedynie część dotycząca sytuacji militarnej. Wiadomo też o ostatniej, niezachowanej notatce, sporządzonej na kilka godzin przed samobójczą śmiercią 1 maja 1945 roku5. Jednodniowy kanclerz Rzeszy miał wtedy uderzyć w tony patetyczne, stawiając Hitlera za wzór dla kolejnych pokoleń Niemców, zobowiązanych do walki na śmierć i życie z „internacjonalnym wrogiem”.

Najprawdopodobniej w listopadzie 1944 roku Goebbels postanowił uporządkować swoje zapiski rękopiśmienne. Richard Otte otrzymał polecenie ich odczytania i przeniesienia na strony maszynopisu. Udało mu się to zrobić w stosunku do dwóch ostatnich brulionów, obejmujących okres od 21 listopada 1940 roku do 8 lipca 1941 roku. Dalszych prac Otte musiał zaniechać, gdyż jego przełożony postanowił zadbać o utrwalenie swojego dzieła w sposób szczególny. Goebbels nawiązał kontakt z jednym z pionierów raczkującej jeszcze wtedy techniki utrwalania zdjęć na mikrofiszach. Był nim dr Joseph Goebel (sic!). Zgodnie ze zleceniem ministra propagandy na przełomie 1944 i 1945 roku powstało około 954 szklanych płytek6 o wymiarach 9 x 12 cm, zawierających około 42 tysięcy mikrozdjęć maszynopisowych stron Dzienników.

W połowie kwietnia 1945 roku Otte wraz z oficerem łącznikowym Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych (OKH) z RMVP, majorem Rudolfem Balzerem, zakopali na rozkaz Goebbelsa zbiór szklanych płytek, ułożonych w 77 tekturowych pudełkach firmy Agfa i zapakowanych w metalową skrzynię, w pobliżu autostrady prowadzącej do Poczdamu7. Po upływie niespełna roku, w marcu 1946 roku, nienaruszona skrzynia została odkopana przez wspólną ekspedycję radziecko-francuską. Miejsce ukrycia wskazał Francuzom najprawdopodobniej sam Otte, który przez następne lata służył władzom okupacyjnym w Niemczech jako ważny świadek wydarzeń w Trzeciej Rzeszy, ze specjalnym uwzględnieniem jego kontaktów z ministrem propagandy. Doczekał się swoistej nagrody: uchodząc za najszybszego stenografa w Niemczech (350 sylab na minutę), kierował w latach pięćdziesiątych biurem stenograficznym landtagu Dolnej Saksonii, a następnie, aż do 1971 roku – Bundestagu.

Tymczasem rozgorzał spór o podział łupu. Ostatecznie strona francuska uzyskała tylko niewielką część: cztery pudełka z 60 płytkami, w tym jedynie 19 płytek zawierało strony Dzienników od 18 sierpnia do 21 września 1941 roku. Reszta „francuskich” płytek to mikrozdjęcia protokołów konferencji prasowych z lat 1940–1942, organizowanych przez Goebbelsa w RMVP. Wszystko znalazło się w archiwum MSZ Francji, natomiast lwia część wykopaliska z lasu pod Poczdamem powędrowała do Moskwy. W latach 1946–1962 zbiór pudełek składowano w archiwum MSZ ZSRR. Od sierpnia 1962 roku stał się pilnie strzeżoną jednostką tzw. Archiwum Specjalnego przy Radzie Ministrów ZSRR.

Innym torem potoczyły się losy brulionów z odręcznymi zapiskami Goebbelsa i ich kontynuacji maszynopisowej. W końcu kwietnia 1945 roku Otte otrzymał od Goebbelsa, który przebywał już z rodziną w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy, polecenie zniszczenia całego zbioru rękopiśmienno-maszynopisowego. Posłuszny urzędnik nawet przystąpił do pracy, ale działając pod presją czasu, nie mógł już wykonać polecenia. Ministerialna niszczarka okazała się mało wydajna, próby wrzucania grubego, dobrej jakości papieru do pieca centralnego ogrzewania szybko zagroziły jego zatkaniem. Richard Otte wyjechał z oblężonego Berlina, a znaczna większość papierowego zapisu Dzienników pozostała na miejscu bez dozoru.

Charakterystyczne, że maszynopisowy oryginał Dzienników, spoczywający w aluminiowych skrzyniach na terenie Kancelarii Rzeszy, nie zwrócił początkowo uwagi oddziałów Armii Czerwonej, zajmującej w maju 1945 roku stolicę Niemiec. Bezpańskie materiały wpadły w ręce różnych osób. Jedną z nich była niejaka Else Goldschwamm, która oddelegowana na rozkaz władz radzieckich do prac porządkowych w byłej Kancelarii Rzeszy wyjęła z aluminiowych skrzyń pięćset stron maszynopisu. Obejmowały one zapisy z końca września 1942 roku oraz z połowy lutego i z jednego dnia czerwca 1943 roku. Po kilkunastu latach, w 1961 roku, przekazała ona swoją zdobycz do Instytutu Historii Najnowszej (IfZG) w Monachium. Z jej wyjaśnień wynikało, że do aluminiowych skrzyń tak jak ona mogło sięgnąć sporo innych osób z grupy porządkowej. W ten sposób uległa rozproszeniu, a także zniszczeniu znaczna część maszynopisowego zapisu Dzienników.

Co się tyczy losu brulionów z odręcznymi zapiskami ministra propagandy Trzeciej Rzeszy, to najważniejszy ślad prowadzi do radzieckiej dziennikarki Jeleny Rżewskiej. Należała ona do grupy specjalistów wysłanych tuż po zakończeniu wojny z Moskwy do Berlina w celu identyfikacji i zabezpieczenia szczątków Hitlera i Goebbelsa. Rżewska natknęła się w Kancelarii Rzeszy na wielką stertę papierów, w tym na 13 grubych zeszytów, zawierających charakterystyczne, słabo czytelne notatki „małego doktora” z Rheydt. Napisała w swojej książce, wydanej w latach sześćdziesiątych w NRD8, że zbiór odesłano do sztabu 1. Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej. Po latach stało się jasne, że ostatecznie 13 brulionów z rękopiśmiennymi zapiskami Goebbelsa trafiło, tak jak szklane mikrofisze, do specarchiwum przy Radzie Ministrów ZSRR.

Jeden z brulionów, tzw. dziennik elbersfeldzki z przełomu 1925 i 1926 roku, dostał się w ręce Amerykanów i wylądował ostatecznie w Hoover Institution on War, Revolution and Peace na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii9. Podobnie stało się z dużym fragmentem maszynopisowym z lat 1942–1943, obejmującym blisko 7 tysięcy stron. W końcu 1946 roku amerykański oficer wywiadu i kontrwywiadu (CIC) w Berlinie, William F. Heimlich, zakupił go od tamtejszego handlarza makulaturą. Ten zbiór, zresztą po dużych kontrowersjach natury prawnej i finansowej, stał się podstawą wydania książkowego w USA, a nieco później w Szwajcarii10.

Należy jeszcze wspomnieć o trzecim znanym, większym fragmencie Dzienników szefa RMVP, a mianowicie o znalezisku funkcjonariusza CIC Erica C. Mohra. W listopadzie 1945 roku, wędrując po zniszczonych i splądrowanych wnętrzach Kancelarii Rzeszy, odkrył on plik blisko 600 stron maszynopisowych, zadrukowanych charakterystyczną, powiększoną czcionką. Był to Goebbelsowski zapis z sierpnia 1941 roku oraz z maja i czerwca 1942 roku. Opuszczając Niemcy w 1947 roku, Mohr przekazał zbiór swoim przełożonym. Wiadomo, że jesienią 1973 roku dokument ten znajdował się w amerykańskich National Archives w College Park. W 2003 roku nie można było go już jednak odnaleźć ani pod starą, ani pod nową sygnaturą.

Upłynęło ćwierć wieku bez nowych informacji o losie Dzienników Goebbelsa. Badacze historii najnowszej i jej miłośnicy utwierdzali się w przekonaniu, że niczego więcej na tym polu nie należy oczekiwać. Tymczasem w 1972 roku wybuchła sensacja: pewien pośrednik zaoferował znanemu wydawnictwu zachodnioniemieckiemu Hoffmann und Campe zakup nieznanych dotąd zapisków ministra propagandy Trzeciej Rzeszy. Obejmowały one 20 tysięcy stron Dzienników w formie mikrofilmu, wykonanego jednak niedbale pod względem technicznym. Ponadto – co znamienne – były to fragmenty z różnych okresów, powybierane tak, że omijały ważne momenty historyczne, na przykład genezę II wojny światowej, w tym okoliczności prowadzące do podpisania paktu Ribbentrop–Mołotow w sierpniu 1939 roku. Powyższe usterki wzbudziły w środowisku historyków i dziennikarzy niepokój i nieufność co do autentyczności oferowanego materiału.

Nie odwiodło to jednak wydawnictwa Hoffmann und Campe od powziętego zamiaru: w październiku 1972 roku oficyna zakupiła mikrofilm, a rok później, na konferencji prasowej, urządzonej podczas Międzynarodowych Targów Książki we Frankfurcie nad Menem, zapowiedziała kilkutomową edycję Dzienników Goebbelsa. Podczas tych samych Targów Książki wystąpił jednak bankier szwajcarski, nazwiskiem François Genoud, który nie dość, że przedstawił się jako wielbiciel nazistowskiego ministra oświecenia narodowego i propagandy, to jeszcze pokazał dokumenty, świadczące o jego prawie do dysponowania Dziennikami Goebbelsa11. Jednocześnie dwa duże wydawnictwa amerykańskie – David McKay i bantam books – powiadomiły o nabyciu od wspomnianego wyżej anonimowego pośrednika praw do wydania na rynku amerykańsko-kanadyjskim Dzienników ministra propagandy z lat II wojny światowej. Ciągle jednak nie było jasne, jak oferowany w Europie i Ameryce Północnej mikrofilm ma się do materiału oryginalnego. Ponawiane przez wydawców żądania okazania choćby niewielkiej części autentycznego źródła, z którego został wykonany mikrofilm, natrafiały na weto tajemniczego pośrednika.

W atmosferze coraz większego zamieszania wydawnictwo Hoffmann und Campe zdołało jeszcze opublikować tom, obejmujący zapiski Goebbelsa z 1945 roku12. Z dalszych wydań jednak zrezygnowało, głównie z powodu komplikacji formalnoprawnych, a także ze względu na duże trudności związane z odczytaniem rękopiśmiennej części Dzienników.

Uporczywa odmowa przedstawienia dowodów na autentyczność mikrofilmu z 20 tysiącami stron Dzienników wynikała z prozaicznego powodu. Po wielu latach okazało się, że oferta sprzedaży wysłana na Zachód była efektem wspólnego planu służb specjalnych ZSRR (KGB) i NRD (MfS). Chodziło z jednej strony o działania destabilizujące RFN; tak sobie w Moskwie i Berlinie Wschodnim wyobrażano skutki opublikowania dużych fragmentów Dzienników szefa propagandy Trzeciej Rzeszy. Z drugiej strony nie bez znaczenia były widoki na zrobienie lukratywnego interesu; „anonimowy” pośrednik zażądał 200 tysięcy marek zachodnich i najprawdopodobniej tyle od wydawnictwa otrzymał. Jednak ujawnienie dowodów w postaci oryginalnych stron Dzienników albo brulionu z odręcznymi zapiskami, albo wreszcie szklanej płytki z mikrozdjęciami oznaczałoby groźbę odkrycia prawdziwego miejsca przechowywania całego zbioru, a tego władze ZSRR chciały w danym momencie uniknąć.

Nieudolnie przeprowadzona akcja KGB i MfS miała także ten skutek, że władze bezpieczeństwa NRD postanowiły całkowicie utajnić wyniki własnych poszukiwań Dzienników Goebbelsa. Takie poszukiwania przeprowadzono w latach 1971–1974, penetrując podziemne bunkry w centrum Berlina, między innymi poważnie zniszczony „bunkier Führera” pod dawną Kancelarią Rzeszy u zbiegu Voßstraße i Wilhelmstraße. Obszar ten znajdował się po wschodniej stronie miasta, już na terenie „strefy śmierci” między granicą Berlina Zachodniego i Wschodniego. Formalnym, ściśle poufnym powodem tych zabiegów miało być ustalenie, czy z dawnych nazistowskich bunkrów nie prowadzą jakieś podziemne tunele w kierunku Berlina Zachodniego. Tuneli nie stwierdzono, ale przy okazji odkryto duże ilości papierowej dokumentacji postnazistowskiej. Jak się okazało, było tam także około 16 tysięcy stron maszynopisu Dzienników Goebbelsa z lat 1942–1945, spoczywających w dziewięciu aluminiowych skrzyniach. Kierownictwo MfS uznało jednak jesienią 1979 roku, że nowe, jakkolwiek na to patrzeć – sensacyjne znalezisko należy zamknąć w Centrum Dokumentacji Państwowej Administracji Archiwalnej MSW i ograniczyć do nielicznych wyjątków możliwość dostępu.

Wiadomość o odkryciu dziewięciu skrzyń w Berlinie Wschodnim rozeszła się jednak szeroko, docierając także do RFN. Na przełomie 1979 i 1980 roku dyrektor Instytutu Historii Najnowszej (IfZG) w Monachium, profesor Martin Broszat13, spotkał się dwukrotnie w Berlinie Wschodnim z profesorem Wolfgangiem Schumannem14 z Centralnego Instytutu Historycznego Akademii Nauk NRD. Rozmowy dotyczyły również sprawy Dzienników Goebbelsa. Gość z Monachium spytał, czy byłoby możliwe dokonanie porównań mikrofilmu znajdującego się w posiadaniu wydawnictwa Hoffmann und Campe z materiałem będącym w dyspozycji strony enerdowskiej. Wolfgang Schumann zareagował niechętnie, ale zgłosił inną, raczej niespodziewaną propozycję. Zasugerował mianowicie, że jego zdaniem bardziej realna będzie sprzedaż źródła interesującego stronę zachodnioniemiecką aniżeli jakieś tam porównania. Oczywiście musi zostać zaakceptowana odpowiednia cena: 200 tysięcy marek zachodnich, czyli tyle, ile zapłaciło wcześniej wydawnictwo Hoffmann und Campe.

Martin Broszat ofertę odrzucił, a władze NRD tym bardziej uszczelniły barierę chroniącą własny zasób Dzienników przed ciekawskimi historykami. Wiosną 1982 roku zaczęto też myśleć w Berlinie Wschodnim o enerdowskiej edycji tego źródła. Z inicjatywy profesora Schumanna wybrano nawet kandydatów na redaktorów tego wydawnictwa, ale pomysł odrzucił odpowiedzialny członek Komitetu Centralnego SED, profesor Kurt Hager. Oświadczył on, że „edycja tego rodzaju demagogii nazistowskiej nie odpowiada politycznym zasadom kierownictwa SED”. Po takim dictum pomysł samodzielnego wydania Dzienników Goebbelsa w NRD nie miał już racji bytu.

Z realizacji podobnego pomysłu nie zrezygnowali jednak naukowcy z monachijskiego IfZG. W połowie 1986 roku, a więc gdy socjalistyczna NRD chyliła się ku upadkowi, profesor Broszat i doktor Elke Fröhlich, jego żona, a jednocześnie kierowniczka projektu edycji Dzienników Goebbelsa w Monachium, uzyskali w Berlinie Wschodnim zgodę na prace porównawcze. Przy tej okazji goście z Monachium dowiedzieli się o dziewięciu aluminiowych skrzyniach i ich zawartości. Radość z odkrycia mącił fakt, że zbiory były w bardzo złym stanie. Zapisy na papierze, poddane długotrwałemu działaniu wilgoci, nie dawały się w wielu miejscach odczytać. Analiza udostępnionych materiałów pozwoliła ponadto stwierdzić, że brakuje w nich bardzo poszukiwanych dziesięciu brulionów z odręcznymi zapiskami Goebbelsa. Wszystko też wskazywało, że nie została sporządzona kopia maszynopisowa (drugiego egzemplarza maszynopisu) Dzienników, co z dużą stanowczością twierdził stenograf Richard Otte.

Jesienią 1987 roku ukazała się czterotomowa edycja fragmentów Dzienników Goebbelsa. Przygotował ją IfZG w Monachium w głównej mierze na podstawie dokumentacji zakupionej przez wydawnictwo Hoffmann und Campe15. Monachijskiemu instytutowi udało się wprawdzie podpisać umowę z państwową administracją archiwalną NRD na wykorzystanie zawartości aluminiowych skrzyń, w szczególności dotyczących 1944 roku, ale do przekazania już sfilmowanych kopii ostatecznie nie doszło. Zamiast tego przez środki masowego przekazu RFN przetoczyła się fala ożywionej dyskusji, w której oprócz przedstawicieli IfZG i Archiwum Federalnego w Koblencji (BAK) wzięli udział politycy, dziennikarze i... potencjalni autorzy konkurencyjnej edycji Dzienników Goebbelsa.

Spory zakończył upadek Muru Berlińskiego w listopadzie 1989 roku. W konsekwencji tego historycznego wydarzenia dokumentacja dotycząca Josepha Goebbelsa i jego Dzienników, zgromadzona w MfS NRD, stała się dostępna dla naukowców, w tym również dla IfZG. Kolejnym niezwykle ważnym dla prezentowanej sprawy wydarzeniem stał się przyjazd Elke Fröhlich do Moskwy w marcu 1992 roku. Umożliwiono jej wgląd w zachowaną tam spuściznę diarystyczną ministra oświecenia narodowego i propagandy Rzeszy. Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat...

Najważniejszym nowym elementem była oczywiście obecność szklanych mikrofisz, zawierających niemal komplet zdjęć stron z rękopisu (1923–1941) i maszynopisu (1941–1945) Dzienników Goebbelsa. Dawało to szansę na pełną edycję Dzienników, tym bardziej że kierownictwo IfZG podpisało stosowną umowę z Komitetem do spraw Archiwalnych rządu Federacji Rosyjskiej. Partner rosyjski zobowiązał się, zapewne za sowitą opłatą, do wyrażenia zgody na skopiowanie wszystkich będących w jego posiadaniu tekstów diarystycznych Goebbelsa, a także do ich naukowej edycji wraz z IfZG i BAK16.

Tymczasem jednak do gry przystąpił angielski historyk David Irving, pracujący od kilku już lat nad własną biografią Goebbelsa. W czerwcu 1992 roku wybrał się również do Moskwy, gdzie – zapewne także niebezinteresownie – udało mu się otrzymać kopie bądź samemu skopiować około 500 stron Dzienników nazistowskiego ministra propagandy17. Były to fragmenty dotąd nieznane i niepublikowane w żadnym wydaniu książkowym, na przykład fragmenty dotyczące pożaru Reichstagu w 1933 roku, tzw. puczu Röhma w 1934 roku czy też okresu przed i po wybuchu II wojny światowej w 1939 roku. Najbardziej sensacyjne wyjątki z tego zbioru opublikowały w lipcu 1992 roku angielska gazeta „The Sunday Times” i niemiecki tygodnik „Der Spiegel”.

Jak można się domyślać, moskiewska wyprawa Irvinga nie wzbudziła entuzjazmu w IfZG i BAK. Doszło nawet do stanu małej wojny między zainteresowanymi stronami, mimo iż angielski historyk przesłał kopie swojej zdobyczy z Moskwy do archiwum w Koblencji18. Z czasem obie strony zawarły rozejm, ale jednak nie w takim stopniu, aby kierowniczka projektu monachijskiego, Elke Fröhlich, uznała za celowe wspomnieć o osobie Irvinga w tekście odredakcyjnym, towarzyszącym pełnej edycji Dzienników Goebbelsa.

W 1992 roku zaistniał jeszcze jeden istotny fakt wydawniczy. Niemiecki historyk Ralf Georg Reuth, który już w 1990 roku wydał własną wersję biografii Goebbelsa19, opublikował pięciotomowe, „kieszonkowe” wydanie Dzienników ministra propagandy20. Bazowało ono na edycji Fröhlich z 1987 roku oraz na materiałach postenerdowskich, które znajdowały się już w BAK bądź w placówce zamiejscowej tego archiwum w Poczdamie. Edycję Reutha uzupełniło dostarczone grzecznościowo przez Irvinga sto stron Dzienników, pochodzące z archiwum moskiewskiego21.

W ten sposób dobiegały końca powojenne dzieje Dzienników Goebbelsa. Opowieść o nich mogłaby posłużyć za materiał do sensacyjnego serialu telewizyjnego czy też pasjonującego reportażu prasowego. Ostatnim mocnym akordem tej historii stało się rozpoczęcie w 1992 roku prac w Instytucie Historii Najnowszej w Monachium, zmierzających do pełnej edycji Dzienników. Oparto ją na udostępnionych po wielu latach zbiorach, które spoczywały najpierw w Archiwum Specjalnym przy Radzie Ministrów ZSRR, a od początku lat dziewięćdziesiątych znajdują się w Centrum Przechowywania Zbiorów Historyczno-Dokumentalnych, stanowiącym oddział Państwowego Rosyjskiego Archiwum Wojskowego w Moskwie. Oprócz zakrojonych na szeroką skalę prac wydawniczych konieczne okazało się uporządkowanie kwestii prawnych. W 1992 roku został osiągnięty kompromis z François Genoudem, reprezentującym roszczenia rodziny Goebbelsa, w tym zwłaszcza potomków jego siostry, Marii Kimmich. Pełnomocnik zaakceptował prawa IfZG do naukowej edycji Dzienników, niezależnie od możliwości wydań komercyjnych, na których, jak w przypadku publikacji Reutha, mogliby finansowo skorzystać spadkobiercy ministra propagandy Trzeciej Rzeszy.

Przez lata 1993–2006 trwała w Monachium edycja całości zbioru, obejmującego łącznie 24 tomy w 29 woluminach; trzy pierwsze tomy zostały podzielone na mniejsze fragmenty. Łącznie w tych 29 woluminach znalazło się 13 720 stron druku z tekstem Dzienników22. 5198 stron przypadło na notatki odręczne (część I, tomy 1–9 – Aufzeichnungen, 1923–1941), a 8522 strony na maszynopis (część II, tomy 1–15 – Diktate, 1941–1945, wraz z opisem sytuacji militarnej). Generalnie biorąc, mieści się w tych liczbach blisko 98% napisanego lub podyktowanego przez Goebbelsa materiału diarystycznego. Ujmując rzecz bardziej szczegółowo, w edycji monachijskiej wykorzystano przede wszystkim następujące materiały źródłowe, znajdujące się na szklanych mikrofiszach:

A. Zawartość 150 płytek – treść 24 brulionów zapisanych odręcznie (10 oryginałów papierowych, nr 1–3, 5–10 i 22, jak dotąd nie odnaleziono bądź zostały zniszczone).

1. Dziennik, 1897–październik 1923 (Kartki wspomnień); płytki 1–2.

2. Dziennik, 17 października 1923–25 czerwca 1924; płytki 3–6.

3. Dziennik, 27 czerwca 1924–9 czerwca 1925; płytki 7–10.

4. Dziennik, 9 czerwca 1925–8 listopada 1926 (tzw. Dziennik elbersfeldzki); płytki 11–15.

5. Dziennik, 8 listopada 1926–21 lipca 1928; płytki 16–22.

6. Dziennik, 22 lipca 1928–7 sierpnia 1929; płytki 23–28.

7. Dziennik, 8 sierpnia 1929–31 grudnia 1930; płytki 29–36.

8. Dziennik, 1 stycznia 1931–19 lutego 1932; płytki 37–44.

9. Dziennik, 20 lutego 1932–23 października 1933; płytki 45–52.

10. Dziennik, 23 października 1933–28 czerwca 1935; płytki 53–60.

11. Dziennik, 17 grudnia 1935–14 września 1936; płytki 61–64.

12. Dziennik, 15 września 1936–12 lutego 1937; płytki 65–68.

13. Dziennik, 13 lutego 1937–25 czerwca 1937; płytki 69–73.

14. Dziennik, 26 czerwca 1937–7 listopada 1937; płytki 73–76.

15. Dziennik, 7 listopada 1937–10 lutego 1938; płytki 77–80.

16. Dziennik, 11 lutego 1938–26 października 1938; płytki 81–90.

17. Dziennik, 26 października 1938–8 października 1939; płytki 91–100.

18. Dziennik, 9 października 1939–15 maja 1940; płytki 101–110.

19. Dziennik, 16 maja 1940–20 listopada 1940; płytki 111–120.

20. Dziennik, 21 listopada 1940–23 maja 1941; płytki 121–130.

21. Dziennik, 24 maja 1941–8 lipca 1941; płytki 131–134.

22. Dziennik, 22 maja 1932–17 grudnia 1935 (Ferie i podróże); płytki 135–140.

23. Dziennik, 9 kwietnia 1936–30 maja 1939 (Schwanenwerder); płytki 141–146.

24. Dziennik, 29 października 1936–11 grudnia 1939 (Dom nad jeziorem Bogensee); płytki 147–150.

B. Zawartość 785 płytek–strony maszynopisu.

1. Stenogramy, 9 lipca–31 grudnia 1941; 60 płytek.

2. Stenogramy, 1 stycznia–31 grudnia 1942; 152 płytki.

3. Stenogramy, 1 stycznia–28 lutego 1943; 38 płytek.

4. Stenogramy, 1 marca–31 grudnia 1943; 226 płytek.

5. Stenogramy, 1 stycznia–31 sierpnia 1944; 166 płytek.

6. Stenogramy, 1 września–31 października 1944; 38 płytek.

7. Stenogramy, 1 listopada–31 grudnia 1944; 40 płytek.

8. Stenogramy, 1 stycznia–11 kwietnia 1944; 65 płytek.

Niezależnie od tych 935 płytek (150 + 785) do dyspozycji monachijskich wydawców pozostawało 14 (13 w Moskwie i 1 na Uniwersytecie Stanforda) oryginalnych brulionów z lat 1932–1941 zapisanych odręcznie oraz kilkadziesiąt tysięcy stron maszynopisu w postaci papierowej i mikrofilmowej. Ogromną pracę redakcyjną zwieńczyło w latach 2007–2008 opublikowanie części III wydawnictwa. Znalazły się w niej różnorodne materiały uzupełniające, a więc: wprowadzenie, uwagi edytorskie, bibliografia oraz trzy indeksy – geograficzny, osobowy i rzeczowy23. Zakończenie prac to wielki, choć bardzo rozciągnięty w czasie sukces wydawniczy Instytutu Historii Najnowszej w Monachium, w tym zwłaszcza kierowniczki projektu Elke Fröhlich i jej kilkudziesięciorga współpracowników.

Do obiegu naukowego trafił wreszcie niemal pełny zbiór Dzienników Josepha Goebbelsa – źródła, które zarówno ze względów ilościowych, jak i merytorycznych zasługuje na baczną uwagę historyków dziejów najnowszych i miłośników memuarystyki.

3. Charakterystyka źródła

Pierwszą kwestią, którą trzeba przedstawić i rozstrzygnąć, to problem autentyczności Dzienników. Podejrzenia, że jest to materiał niewiarygodny, towarzyszyły właściwie każdemu odkryciu kolejnych fragmentów tego źródła. Największe wątpliwości pojawiły się w związku z aktywnością tajemniczego „pośrednika”, kamuflującego wspólną akcję KGB i MfS w 1972 roku. Nie mniejsze wątpliwości były w 1983 roku z okazji zdemaskowania rzekomych dzienników Adolfa Hitlera24. Generalnie jednak pojawianie się z biegiem czasu różnych fragmentów Dzienników i ich wzajemna „przystawalność” pod względem treści i formy przemawiały za wiarygodnością źródła. Wiadomo też było od różnych świadków, że Goebbels pisywał regularnie swoje memuary, a tego, iż robił to Hitler, nikt nie poświadczał.

Ostatecznie autentyczność Dzienników potwierdziło ujawnienie w 1992 roku zbiorów szklanych mikrofisz w Moskwie. Redakcja pełnego wydania Dzienników dokonała zresztą, tak na wszelki wypadek, wielu dodatkowych ekspertyz i obecnie żaden z poważnych znawców problematyki nie zgłasza wątpliwości. Czasami jedynie można spotkać się z głębokim niedowierzaniem, czy jeden człowiek, w dodatku jak Goebbels obciążony z roku na rok coraz liczniejszymi obowiązkami służbowymi, byłby zdolny wyprodukować tak ogromny zbiór zapisów. A jednak...

Dzienniki ministra propagandy Trzeciej Rzeszy nie mają sobie równych, jeśli porównać je z innymi przykładami memuarystyki, choćby tylko w XX wieku. Nie wypada przeprowadzić takiej komparatystyki w odniesieniu do wybitnych i rozległych dzieł diarystycznych pisarzy i innych reprezentantów świata kultury25. Gdyby ograniczyć się do dwudziestowiecznych polityków, to na myśl przychodzi jedynie obfita twórczość Winstona Churchilla, ale dotyczy ona innego gatunku – na poły wspomnień, na poły opracowania historycznego26. Klasyczny dziennik pisywał minister spraw zagranicznych faszystowskich Włoch, Galeazzo Ciano27, na gruncie Trzeciej Rzeszy powstał wielotomowy, liczący około 10 tysięcy stron dziennik czynności służbowych Hansa Franka, gubernatora okupowanych ziem polskich28. Wiadomo też o istnieniu pewnej, choć niewielkiej aktywności diarystycznej innych prominentów narodowego socjalizmu: Hermanna Göringa, Heinricha Himmlera, Alfreda Rosenberga, a także Alberta Speera29. Dzienniki prowadzili też generałowie Wehrmachtu: Franz Halder i Alfred Jodl30.

Gdyby szukać dalszych porównań, odnoszących się do diarystyki czasów Trzeciej Rzeszy, to należałoby jeszcze pamiętać o trzech obszernych, choć z gruntu odmiennych zapisach. Chodzi o świadectwa pisarza politycznego Ernsta Jüngera31, szczegółowe, wieloletnie notatki niemiecko-żydowskiego romanisty i lingwisty Victora Klemperera32 – wstrząsający obraz egzystencji człowieka wyrzuconego z powodów rasowych poza nawias społeczeństwa i państwa – a także dzienniki i listy do rodziny Wilma Hosenfelda33, oficera Wehrmachtu, rozsławionego oscarowym filmem Romana Polańskiego, który przeniósł na ekran wspomnienia kompozytora i pianisty Władysława Szpilmana. Żaden jednak z przytoczonych przykładów nawet nie zbliżył się do rozmiarów Goebbelsowskiego wyczynu.

Co zatem popychało Goebbelsa do tak w końcu przecież poważnego, regularnego i długotrwałego wysiłku intelektualnego? Przede wszystkim wypływało to z jego cech charakteru. Był to człowiek władający biegle piórem, a przy tym pedantyczny, dobrze zorganizowany i punktualny. Trzymał się ściśle przestrzeganego porządku dnia. Na pisanie Dzienników początkowo przeznaczał godziny wieczorne, od końca lat dwudziestych był to wczesny ranek, od lipca 1941 roku, kiedy zaczął dyktować i sporządzać maszynopis, spotykał się ze stenografem Richardem Ottem przed zakończeniem urzędowania w RMVP. Zdyscyplinowanie i wewnętrzna koncentracja nie wszystko jednak wyjaśniają. Dodać należy, że przy pisaniu Dzienników ich autorowi towarzyszyło określone nastawienie psychiczne i jasno wytknięte cele. W pierwszej połowie lat dwudziestych była to chęć rozładowania frustracji wywołanych trudną sytuacją życiową, swoista spowiedź wobec „kochanej księgi”. Miało to być także narzędzie, które ułatwiało mu proces samodoskonalenia.

Po 1926 roku, kiedy Goebbels objął stanowisko gauleitera NSDAP w Berlinie, diarystyczne zapiski dawały świadectwo rosnącego znaczenia wysokiego rangą funkcjonariusza ruchu narodowosocjalistycznego, a także sprawności aparatu propagandy, którym kierował w okresie walki o władzę w Niemczech. Z drugiej strony Dzienniki pozwalały odreagować codzienne napięcia. Były też rodzajem ucieczki od rzeczywistości, okazją do udzielania sobie absolucji i błogosławieństwa na dzień, który się rozpoczynał. Tego rodzaju religijna frazeologia nie została tu użyta przypadkowo. Autor zapisków, odchodząc w latach dwudziestych od wyznania rzymskokatolickiego, zachowywał przez dłuższy czas nawyk posługiwania się zwrotami stylistycznymi typowymi dla języka Kościoła.

Po objęciu władzy w Niemczech przez narodowych socjalistów i rozpoczęciu urzędowania Goebbels jako minister oświecenia narodowego i propagandy Rzeszy, a także szef Kierownictwa Propagandy Rzeszy i zarazem prezydent Izby Kultury Rzeszy zaczął kierować się dodatkowymi motywami przy pisaniu Dzienników. Ich duży fragment odnoszący się do ostatniej fazy przed dojściem do władzy i jej objęcia, wydany drukiem w 1934 roku, przyniósł niebagatelny dochód i popularność34. Autor zapisków wyobraził sobie, że przypadła mu rola kronikarza ruchu nazistowskiego i dziejów Trzeciej Rzeszy. Zaczął traktować dziennik jako podwalinę niemieckiej historii XX wieku. Do jej napisania Goebbels miał się zabrać po „ostatecznym zwycięstwie”. Nie można jednak zaprzeczyć, że autor w trakcie pisania zdawał się często zapominać o tym przesłaniu, dając upust swoim osobistym emocjom.

Gromadzenie notatek oznaczało pomnażanie kapitału. W październiku 1936 roku, w ślad za niewątpliwą sugestią Hitlera, zostały zakupione „na pniu” przez Maxa Amanna35, szefa wydawnictwa Franz Eher. Miały się ukazać dwadzieścia lat po śmierci autora.

Te oba względy – ideowo-propagandowy i materialny – stały się zapewne podstawową przyczyną, oprócz powodów wskazanych powyżej, z jednej strony – regularności i rosnącej obfitości zapisów, z drugiej zaś uporczywych starań autora o ich bezpieczne przechowywanie i zabezpieczenie na przyszłość. W marcu 1941 roku zanotował w Dziennikach: „Umieszczam moje dzienniki, 20 grubych tomów, w podziemnym skarbcu Banku Rzeszy. Są zbyt cenne, aby mogły paść ofiarą ewent.[ualnego] ataku bombowego. Opisują moje całe życie i nasz czas. Jeśli los przeznaczy mi na to parę lat, to będę chciał je opracować dla późniejszych generacji. Spotkają się zapewne z niejakim zainteresowaniem”.

Wiadomo już z dalszych dziejów Dzienników, że minister propagandy Trzeciej Rzeszy nie dostał szansy na ich późniejsze „opracowanie”. I całe szczęście. Dzięki temu powojenny czytelnik otrzymał tekst pierwotny, pozbawiony nieuniknionej manipulacji, cenzurowania i korygowania ocen post factum36. Nie znaczy to oczywiście, że należy zapominać, iż chodzi tu, jak w przypadku każdego źródła osobistego (dziennik, pamiętnik, wspomnienie, relacja, wywiad), o dzieło subiektywne, wymagające dużej ostrożności interpretacyjnej.

Jak zatem oceniać realną wartość tego ogromnego pod względem ilościowym zapisu kilkudziesięciu lat aktywnego życia jednego z najbardziej prominentnych funkcjonariuszy reżimu hitlerowskiego? Czy zapis ten zawiera jakieś ważne elementy tematyczne i czy jego zawartość może wpłynąć na rewizję bądź uzupełnienie dotychczasowej wiedzy o dziejach najnowszych Niemiec? Na ogół poważni historycy Trzeciej Rzeszy zgadzają się, że jest to źródło jedyne w swoim rodzaju pod względem poznawczym. Różnica zdań pojawia się wtedy, gdy przychodzi oceniać konkretne walory z punktu widzenia własnych zainteresowań badawczych i wyobrażeń warsztatowych. Rozpiętość stanowisk wyznacza z jednej strony pogląd o czysto ilustracyjnym charakterze zawartości Dzienników, z drugiej zaś o poważnym wkładzie zawartych w nich informacji w dotychczasowy stan wiedzy na temat narodowego socjalizmu w Niemczech37.

Już pobieżna lektura Dzienników pozwala wyodrębnić węzłowe punkty ich treści. Dominuje bez wątpienia kwestia stosunku autora do Hitlera. W początkowej fazie współpracy tych postaci, jeszcze na początku lat trzydziestych, można odnaleźć w zapiskach Goebbelsa krytyczne wzmianki pod adresem przywódcy ruchu nazistowskiego. Szef aparatu propagandy NSDAP zarzucał wodzowi lenistwo, atrofię woli i zaściankowość. Również prywatna opinia o Mein Kampf nie wypadła po kolejnej lekturze zbyt korzystnie38.

Mimo wszystko jednak lojalność Goebbelsa pozostała niezachwiana. W latach trzydziestych utrwalał się wręcz bałwochwalczy, pełen uległości stosunek do Hitlera. Minister RMVP pojmował narodowy socjalizm przez pryzmat osobowości Führera, widział sens swojego działania w realizacji jego zamierzeń. Spotkania z nim, zarówno służbowe, jak i na gruncie prywatnym, relacjonowane w Dziennikach bardzo często i szczegółowo, zwłaszcza w okresie II wojny światowej, były dla Goebbelsa jak narkotyk czy też akumulator pobudzający do nieustannej aktywności. Wielokrotnie powtarzał w swoich zapiskach: „Moja broń nazywa się Hitler”. Skwapliwie odnotowywał oznaki przychylności wodza, a krytykę przyjmował potulnie niczym skarcone dziecko.

Wyidealizowana postać Führera zajmowała centralne miejsce w Dziennikach, a co za tym idzie – w systemie propagandy i indoktrynacji Trzeciej Rzeszy. Niezależnie od funkcji propagandowych, wiara w charyzmatyczny mit Führera była oczywiście potrzebna samemu Goebbelsowi, ale jako bystry obserwator rzeczywistości miewał on jednak chwile zwątpienia. W jego zapiskach znajdowały więc odbicie obawy związane z przebiegiem wydarzeń wojennych. Niepokoił go już rozwój wydarzeń związanych z kryzysem sudeckim w 1938 roku, lękiem napawał bieg wypadków z wiosny i lata 1939 roku. Ulgę przyniósł „genialny ruch” Führera podczas negocjacji radziecko-niemieckich w sierpniu 1939 roku, ale niepewność powróciła po przystąpieniu do wojny Wielkiej Brytanii i Francji na początku września 1939 roku.

Oznaki wyraźnego odprężenia autora można odnaleźć w jego Dziennikach w związku z pomyślnym przebiegiem kampanii wojennej w Polsce i bezczynnością jej zachodnich aliantów. Nieudany zamach na Hitlera w monachijskiej piwiarni w listopadzie 1939 roku utwierdził szefa RMVP w przekonaniu, że Führer znajduje się „pod opieką Wszechmogącego”. Odtąd każdy sukces polityki wojennej Hitlera stanowił dla Goebbelsa dowód na działanie sił nadprzyrodzonych. Kiedy na nowo pozyskał przychylność Führera, utraconą z powodu burzliwego romansu z czeską aktorką, wyraźnie wzrosło jego poczucie pewności siebie. Hitler, nie tak jak w sprawie wojny z Polską, poinformował go bardzo wcześnie o zamiarze agresji na ZSRR, a nawet – czego na ogół nie czynił – o planowanych celach wojennych na Wschodzie. Wreszcie Goebbels dostąpił nie lada zaszczytu, o czym z dumą doniósł w Dziennikach. Dwudziestego drugiego czerwca 1941 roku o godzinie 5.30 odczytał przez radio proklamację Hitlera o wszczęciu działań wojennych przeciwko Związkowi Radzieckiemu.

Gdy jednak przybliżał się zapowiedziany przez Führera czteromiesięczny termin rozstrzygnięcia na Wschodzie, diarystyczne komentarze szefa propagandy Rzeszy stawały się coraz bardziej powściągliwe. Gwałtownie zareagował na hurraoptymistyczną wiadomość, kolportowaną w październiku 1941 roku przez rzecznika prasowego rządu Rzeszy, Ottona Dietricha, jakoby po rozgromieniu grupy wojsk marszałka Siemiona Timoszenki kampania wschodnia była już przesądzona. Goebbels stosował w tym względzie dwie miary. Zahamowanie tempa ofensywy na Wschodzie u schyłku 1941 roku bagatelizował, jednocześnie jednak występował przeciwko podnoszeniu poziomu oczekiwań społecznych na rychły koniec wojny ze Związkiem Radzieckim.

Przełomem, uwidocznionym również na stronach Dziennika