Burze na wschodzie - Tomasz Bohun - ebook

Burze na wschodzie ebook

Tomasz Bohun

2,5

Opis

Tomasz Bohun, historyk, redaktor Magazynu Historycznego „Mówią wieki”, znawca dziejów Europy Wschodniej i wojskowości, w sposób popularny przedstawia konflikty zbrojne pomiędzy Polską (Rzecząpospolitą) a Rosją (Państwem Moskiewskim) w minionych sześciu stuleciach, począwszy od XV-XVI stulecia (apogeum w tym okresie stanowiło wielkie zwycięstwo oręża polsko-litewskiego pod Orszą w 1514 roku) aż po rok 1939.

Nie brakuje ważnych i ciekawych epizodów, takich jak: interwencja zbrojna Rzeczypospolitej w czasie rosyjskiej Wielkiej Smuty, tłumienie przez Rosję polskich powstań narodowych w XVIII i XIX wieku, wojna polsko-sowiecka z lat 1919-1920 czy obrona Kresów Wschodnich przed agresją Armii Czerwonej 17 września 1939 roku. Jak pisze autor, „przegląd kluczowych konfliktów i bitew polsko-rosyjskich zawiera nie tylko ich dzieje militarne, ważną jego część stanowią także ich następstwa – polityczne i społeczne”.

Publikacja zawiera liczne mapy i ilustracje. Stanowi doskonałe kompendium wiedzy na temat wielowiekowych zmagań o prymat w Europie Wschodniej, a potem o wyrwanie Polski z zaborczych łap wschodniego sąsiada i ocalenie odzyskanej niepodległości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 214

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,5 (2 oceny)
0
0
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Valril

Z braku laku…

Jestem na nie. Dla laika to mało ciekawa opowieść. Dla kogoś kto zna historię z kolei - to temat potraktowany zbyt pobieżnie. Książka dla nikogo.
00

Popularność




Wstęp

Wstęp

Przez wieki – od XVI do XX stu­le­cia – rela­cje pol­sko-moskiew­skie (rosyj­skie) były kształ­to­wane przez kolejne kon­flikty. Wystar­czy wspo­mnieć, że mniej wię­cej od prze­łomu XV i XVI wieku do 1634 roku, kiedy Rzecz­po­spo­lita i pań­stwo moskiew­skie pod­pi­sało pierw­szy w histo­rii pokój tzw. pola­now­ski, oba pań­stwa były w sta­nie per­ma­nent­nej wojny prze­ry­wa­nej doraź­nymi rozej­mami. Do końca XVI wieku były to kon­flikty lokalne o domi­na­cję na klu­czo­wych odcin­kach gra­nicz­nych lub odcię­cie Pań­stwa Moskiew­skiego od wybrzeży Bał­tyku (wyprawy moskiew­skie Ste­fana Bato­rego). Dopiero na prze­ło­mie XVI i XVII stu­le­cia kry­zys wewnętrzny w Moskwie (smuta) dopro­wa­dził do inge­ren­cji Rze­czy­po­spo­li­tej w jej sprawy wewnętrzne: w wyniku wojny z lat 1609−1618 roku pań­stwo pol­sko-litew­skie odzy­skało regiony pogra­niczne o stra­te­gicz­nym zna­cze­niu (m.in. twier­dzę smo­leń­ską), a przed kró­le­wi­czem Wła­dy­sła­wem Wazą sta­nęła realna per­spek­tywa obję­cia tronu moskiew­skiego.

Wła­śnie dopiero Wła­dy­sław IV po zwy­cię­skiej woj­nie smo­leń­skiej w latach 1632−1634 pod­jął próbę znor­ma­li­zo­wa­nia sto­sun­ków ze wschod­nim sąsia­dem. Za cenę pokoju i cesji gra­nicz­nych na korzyść Pań­stwa Moskiew­skiego chciał nie tylko wcią­gnąć cara Alek­sego Michaj­ło­wi­cza do anty­tu­rec­kiego soju­szu, ale i trwale unor­mo­wać sto­sunki bila­te­ralne. Pokój prze­trwał do 1654 roku, kiedy w przed­dzień potopu szwedz­kiego woj­ska moskiew­skie doko­nały inwa­zji na Wiel­kie Księ­stwo Litew­skie i Ukra­inę.

Do lat osiem­dzie­sią­tych XVII wieku Rzecz­po­spo­lita toczyła wojny z Rosją ze zmien­nym szczę­ściem. Dopiero w 1686 roku – para­dok­sal­nie nie tak długo po jed­nym z naj­więk­szych w histo­rii zwy­cięstw pol­skiego oręża, wik­to­rii wie­deń­skiej Jana III – został jej narzu­cony nie­ko­rzystny pokój, tzw. Grzy­muł­tow­skiego.

Tra­giczny dla Rze­czy­po­spo­li­tej oka­zał się koniec XVIII wieku: próby prze­pro­wa­dze­nia głę­bo­kich reform zostały przy­pła­cone kata­strofą roz­bio­rów. Nie­wiele bra­ko­wało, aby Rosja­nie już na wstę­pie udła­wili się „pol­skim kotle­tem” – wojna 1792 roku oraz insu­rek­cja kościusz­kow­ska drogo kosz­to­wały rosyj­skiego zaborcę.

Wol­ność, nie­stety chwi­lowa, nade­szła z Napo­le­onem. Mgnie­nie Księ­stwa War­szaw­skiego poka­zało jed­nak, że pol­ski oręż nie zardze­wiał: pol­scy żoł­nie­rze wyka­zali się nie­mal na wszyst­kich fron­tach wojen epoki napo­le­oń­skiej, zwłasz­cza w epo­pei 1812 roku.

Wiek XIX to czas powstań naro­do­wych. Naj­więk­sze szanse Polacy mieli w 1830 i 1831 roku: było woj­sko, był zapał, zabra­kło wybit­nych dowód­ców. Tra­ge­dią oka­zało się powsta­nie stycz­niowe, które ze sta­dium wojny par­ty­zanc­kiej nie wyszło, bo nie mogło, na poziom wojny naro­do­wej.

Do kolej­nego pol­sko-rosyj­skiego star­cia doszło w latach 1919–1920. Tyle że nie był to już kla­syczny kon­flikt mię­dzy­na­ro­dowy: hasłem idą­cych na War­szawę bol­sze­wi­ków był eks­port rewo­lu­cji, a to sta­wiało pod zna­kiem zapy­ta­nia nie tylko pod­stawy pań­stwo­wo­ści, ale też fizyczny byt dużej czę­ści pol­skiego spo­łe­czeń­stwa Na szczę­ście do tra­ge­dii nie doszło. Ogól­no­na­ro­do­wym wysił­kiem pod wodzą Józefa Pił­sud­skiego Pol­ska obro­niła się przed grozą bol­sze­wicką.

Prze­gląd klu­czo­wych kon­flik­tów i bitew pol­sko-rosyj­skich zawiera nie tylko ich dzieje mili­tarne, ważną jego część sta­no­wią także ich następ­stwa, poli­tyczne i spo­łeczne. Na kar­tach tej książki prze­wi­jają się wodzo­wie i władcy, ale rów­nież jeńcy i lud­ność ziem, przez które prze­ta­czały się wojenne nawał­nice.

I. Orszański pogrom (1514)

I. Orszań­ski pogrom (1514)

Za cza­sów Kazi­mie­rza Jagiel­loń­czyka wschod­nia gra­nica Wiel­kiego Księ­stwa Litew­skiego bie­gła od Karaułu nad Morzem Czar­nym do Narwy na wybrzeżu Bał­tyku – w linii pro­stej było to około 1300 km. Naj­bar­dziej wysu­nię­tym na wschód księ­stwem, które utrzy­my­wało przy­ja­zne sto­sunki z Litwą, był Twer. Knia­zio­wie Gliń­scy z linii smo­leń­skiej, wła­da­jący na Hlince, albo Kozłow­scy lub Żyliń­scy w księ­stwie wia­ziem­skim mieli bli­żej do Moskwy, która prze­ja­wiała ambi­cje domi­na­cji nad całą Rusią niż do Wilna – jakieś 120–200 km.

W latach sie­dem­dzie­sią­tych XV wieku książę moskiew­ski Iwan III Srogi zaczął prze­ku­wać w czyn ideę zbie­ra­nia ziem ruskich. Gdy objął wła­dzę w 1462 roku, jego pań­stwo liczyło 430 tys. km kw., a w momen­cie wstą­pie­nia na tron jego wnuka Iwana IV Groź­nego było już ponad sze­ścio­krot­nie więk­sze – miało powierzch­nię 2800 tys. km kw. Za pano­wa­nia Iwana III nie­po­mier­nie wzrósł także pre­stiż Pań­stwa Moskiew­skiego, które prze­jęło spu­ści­znę ide­olo­giczną po Bizan­cjum, dobi­tym przez Tur­ków w 1453 roku. Książę moskiew­ski poślu­bił Zofię, bra­ta­nicę ostat­niego cesa­rza bizan­tyń­skiego Kon­stan­tyna XI Pale­ologa, i zaadap­to­wał atry­buty bizan­tyń­skiej ide­olo­gii pań­stwowej – m.in. na pie­częci wiel­kok­sią­żę­cej roz­po­starł skrzy­dła dwu­głowy orzeł. Komu­ni­kat był bar­dzo wyraźny: po upadku Rzymu i Bizan­cjum Moskwa stała się trze­cim Rzy­mem, sto­licą i pro­tek­torką reli­gii grec­kiej (pra­wo­sław­nej). Było jasne, że moskiew­scy Rury­ko­wi­cze mają chrapkę na całą Ruś, a więc i na tę jej część, która wcho­dziła w skład Litwy.

Na pierw­szy ogień poszła repu­blika nowo­grodzka – naj­więk­szy orga­nizm pań­stwowy na Rusi, obej­mu­jąca dzi­siej­szą pół­nocno-zachod­nią Rosję. Moskiew­ska pro­pa­ganda sta­wiała pod zna­kiem zapy­ta­nia nie tylko nie­pod­le­głość Nowo­grodu Wiel­kiego, ale także jego ustrój poli­tyczny. Moskwi­cini argu­men­to­wali, że ta dawna domena ksią­żąt wło­dzi­mier­skich powinna nale­żeć do ich spad­ko­biercy, księ­cia moskiew­skiego. Demo­kra­cja wie­cowa (taki ustrój pano­wał w Nowo­gro­dzie) to dia­bel­ski wymysł, pod­czas gdy abso­lutna wła­dza moskiew­skich Rury­ko­wi­czów pocho­dzi od samego Boga.

Nowo­gro­dzia­nie zro­zu­mieli sens tych gróźb i szu­kali wspar­cia na Litwie. Wpraw­dzie nie kochali Kazi­mie­rza Jagiel­loń­czyka, który pod­pi­su­jąc kolejne trak­taty poli­tyczno-han­dlowe, cynicz­nie wyko­rzy­sty­wał słab­nącą pozy­cję Nowo­grodu Wiel­kiego, ale lep­sze to niż nic. W 1471 roku nowo­grodzcy boja­rzy zawarli sojusz z Wiel­kim Księ­stwem Litew­skim, co dało Iwa­nowi III pre­tekst do roz­po­czę­cia dzia­łań wojen­nych. W godzi­nie próby Kazi­mierz Jagiel­loń­czyk pochło­nięty walką z kró­lem węgier­skim Macie­jem Kor­wi­nem o osa­dze­nie na tro­nie cze­skim swego syna Wła­dy­sława nie udzie­lił pomocy ruskiej repu­blice.

Lata osiem­dzie­siąte XV stu­le­cia to nie­prze­rwane pasmo suk­ce­sów poli­tycz­nych Moskwy. Po odpar­ciu najazdu Wiel­kiej Ordy Iwan III osta­tecz­nie zrzu­cił zwierzch­nic­two tatar­skie. Zawarł sojusz z Cha­na­tem Krym­skim i poszczuł go prze­ciw Litwie: w 1482 roku najazd Krym­ców dotarł aż na Pole­sie i był począt­kiem ponad­stu­let­niej serii ich raj­dów na zie­mie Litwy i Korony. Wchło­nął też księ­stwo twer­skie, które rywa­li­zo­wało z Moskwą o pry­mat w dziele jed­no­cze­nia Rusi. Uko­ro­no­wa­niem tych suk­ce­sów stało się przy­ję­cie przez Iwana III tytułu wiel­kiego księ­cia całej Rusi.

Wojna z trzecim Rzymem

W latach 1486–1492 Moskwa zagar­nęła uzna­jące zwierzch­nic­two litew­skie księ­stwa wier­chow­skie i wia­ziem­skie. W 1494 roku nowe nabytki zostały potwier­dzone w trak­ta­cie litew­sko-moskiew­skim, eufe­mi­stycz­nie nazwa­nym wie­czy­stym poko­jem (wiele ich było wcze­śniej i póź­niej, ale żaden nie prze­trwał dekady). Co gor­sza, kan­ce­la­ria litew­ska pierw­szy raz ofi­cjal­nie nazwała wów­czas Iwana III wiel­kim księ­ciem całej Rusi, licząc, że tym drob­nym ustęp­stwem nasyci groź­nego Moskwi­cina. Litwini sro­dze się pomy­lili, bo śla­dami dziada podą­żył póź­niej Iwan Groźny, który przy­jął tytuł cara Wszech­rusi. Póź­niej Piotr I – już nie Rury­ko­wicz, ale Roma­now – ogło­sił się nawet impe­ra­to­rem. Iwan III, wyko­rzy­stu­jąc fakt, iż Alek­san­der chciał unor­mo­wać obu­stronne rela­cje, wci­snął mu za żonę swą córkę Helenę i obar­czył obo­wiąz­kiem dopil­no­wa­nia, aby pozo­stała przy wie­rze pra­oj­ców. Zanim roz­po­częło się XVI stu­le­cie, Helena, nie tro­jań­ska, ale moskiew­ska, dostar­czyła mu pre­tek­stu do wznie­ce­nia nowej wojny, tym razem w obro­nie rze­komo uci­śnio­nego na Litwie pra­wo­sła­wia. Tę śpiewkę moskiew­ska dyplo­ma­cja będzie nucić aż do upadku Rze­czy­po­spo­li­tej.

Była to wie­rutna bzdura. Pra­wo­sławni nie tylko nie byli w żaden spo­sób prze­śla­do­wani, ale mieli w litew­skich eli­tach swych repre­zen­tan­tów, z księ­ciem Kon­stan­tym Iwa­no­wi­czem Ostrog­skim na czele.

Alek­san­der Jagiel­loń­czyk, widząc, że z Moskwą nie ma żar­tów, zawarł sojusz z mistrzem zakonu inf­lanc­kiego Wal­te­rem von Plet­ten­ber­giem, by odciąć Moskwi­ci­nów od towa­rów i surow­ców z Zachodu spro­wa­dza­nych przez porty nad wschod­nim Bał­ty­kiem. Mia­sta inf­lanc­kie wpro­wa­dziły embargo na wwóz do Pskowa, Nowo­grodu Wiel­kiego i dalej do Moskwy mie­dzi, oło­wiu i wyro­bów meta­lo­wych, a potem także armat, kol­czug i sale­try. Nie przy­nio­sło to spo­dzie­wa­nych efek­tów. Kupcy inf­lanccy ponie­śli duże straty – ich obroty spa­dły o jedną trze­cią. Było też wielu takich, któ­rzy zbi­jali for­tuny, omi­ja­jąc blo­kadę i prze­my­ca­jąc zaka­zane towary do Moskwy. Iwana III i jego następcę Wasyla III rato­wali zwłasz­cza Duń­czycy, dostar­cza­jąc armat, pro­chu, metali oraz spe­cja­li­stów od pro­duk­cji wojen­nej, m.in. ludwi­sa­rzy.

Roz­po­częta w 1500 roku wojna litew­sko-moskiew­ska szybko przy­brała nie­po­myślny obrót dla Litwi­nów. Na stronę Moskwy prze­szli knia­zio­wie Sie­mion Biel­ski i Sie­mion Możaj­ski. Ten drugi poże­gnał Alek­san­dra Jagiel­loń­czyka wyrzu­tem: „Twoja Miłość we wszyst­kim mnie opu­ścił”. Litwini nie zdo­łali ode­przeć moskiew­skiej ofen­sywy na Sie­wiesz­czy­znę i Smo­leńsz­czy­znę. By rato­wać mającą wiel­kie zna­cze­nie stra­te­giczne twier­dzę w Smo­leń­sku, Alek­san­der wysłał ośmio­ty­sięczny kor­pus pod wodzą Ostrog­skiego. Ten, nie­stety, zanie­dbał roz­po­zna­nia i ude­rzył na kil­ka­krot­nie licz­niej­szego prze­ciw­nika. Czter­na­stego lipca 1500 roku nad Wie­dro­szą oddziały het­mana litew­skiego zostały doszczęt­nie roz­bite. Ostrog­ski dostał się do nie­woli. To był szok. Po raz pierw­szy woj­ska litew­skie zostały tak dotkli­wie pobite przez Moskwi­ci­nów. Zwa­żyw­szy na moż­li­wo­ści mobi­li­za­cyjne Litwy, kil­ku­ty­sięczne straty ozna­czały, że Wiel­kie Księ­stwo pozo­stało pra­wie bez­bronne. Jedyną nadzieją była pomoc Korony.

Litwi­nom sprzy­jał fakt, że następcą Jana Olbrachta został Alek­san­der Jagiel­loń­czyk i Korona ponow­nie została zwią­zana z Litwą ści­ślej­szymi wię­zami. Dzięki temu jesie­nią 1502 roku udało się odblo­ko­wać oble­gany przez Moskwi­ci­nów Smo­leńsk. Nie­stety, strat poli­tycz­nych i tery­to­rial­nych nie można było unik­nąć. Zawarty w kwiet­niu 1503 roku układ rozej­mowy odda­wał Moskwie całą zie­mię sie­wier­sko-czer­ni­how­ską oraz część smo­leń­skiej i witeb­skiej. Litew­scy dyplo­maci zgo­dzili się też na uży­wa­nie przez Iwana III i jego potom­ków tytułu gosu­dara wsieja Rusi oraz nie zdo­łali wyne­go­cjo­wać wymiany jeń­ców.

Moskwi­cini pró­bo­wali prze­cią­gnąć na swoją stronę naj­cen­niej­szą zdo­bycz: knia­zia Ostrog­skiego. Wpraw­dzie w 1506 roku zło­żył on przy­sięgę księ­ciu moskiew­skiemu Wasy­lowi III, ale nie­długo póź­niej zbiegł na Litwę, gdzie został przy­jęty z wiel­kimi hono­rami i nadzieją, że odwo­juje utra­cone zie­mie.

Wiel­kie Księ­stwo Litew­skie, ocze­ku­jąc końca sze­ścio­let­niego rozejmu, przy­go­to­wy­wało się do nowego star­cia. Wiele wska­zy­wało, że zakoń­czy się ono pomyśl­nie. W paź­dzier­niku 1505 roku zmarł dłu­go­wieczny Iwan III i wyda­wało się, że jego następca Wasyl III szybko nie dorówna ojcu. Dzia­ła­nia wojenne wzno­wiono w 1507 roku, ale ich kul­mi­na­cja przy­pa­dła na rok następny. Moskwi­ci­nom sprzy­jał zamęt, który ogar­nął Litwę w związku z bun­tem Gliń­skiego. Opa­no­wał on szmat wschod­niej Bia­ło­rusi i miał nawet chrapkę nawet na Mińsk, ale Wasyl III naka­zał mu marsz pod Orszę i połą­cze­nie z woj­skami moskiew­skimi.

Tym­cza­sem dzie­się­cio­ty­sięczną armię litew­ską wsparły posiłki z Korony w sile około 5000 zacięż­nych i ochot­ni­ków. Na wyprawę oso­bi­ście podą­żył też król Zyg­munt Stary. Jego tak­tyka była pro­sta: zmu­sić prze­ciw­nika do bitwy i roz­bić go. Był bli­ski celu pod Orszą w lipcu 1508 roku, gdy obie armie dzie­lił tylko Dniepr. Gliń­ski, który wyrósł na jed­nego z głów­nych dowód­ców moskiew­skich, sta­rał się spro­wo­ko­wać Pola­ków i Litwi­nów do roz­po­czę­cia prze­prawy przez rzekę, aby na nich ude­rzyć. Wyrów­na­nie rachun­ków z Zyg­muntem stało się nie­mal jego obse­sją. Jed­nak inni wodzo­wie moskiew­scy, oba­wia­jąc się dywer­sji załogi Smo­leń­ska, naka­zali odwrót na Sie­wiersz­czy­znę. Zawarty w paź­dzier­niku 1508 roku kolejny pokój wie­czy­sty potwier­dził nabytki tery­to­rialne Moskwy z lat 1494–1503.

Cel – Smoleńsk

Następna faza kon­fliktu roz­po­częła się w 1512 roku. Na celow­niku Wasyla III ponow­nie zna­lazł się Smo­leńsk, naj­więk­sza twier­dza na pogra­ni­czu moskiew­sko-litew­skim. Władca Moskwy doło­żył sta­rań, aby przy­go­to­wać woj­ska do oblę­że­nia. Zyg­munt I, zachwy­ca­jąc się walo­rami smo­leń­skiej warowni, pisał, że jest „potężna dzięki samej rzece [Dnie­prowi], bło­tom, a także dzięki maj­strom budow­la­nym, któ­rzy czwo­ro­kątne strzel­nice z dębo­wych belek obło­żyli gliną od wewnątrz i z zewnątrz. Ota­cza ją rów i bar­dzo wysoki wał, że ledwo widać dachy budyn­ków, a same umoc­nie­nia nie mogą być roz­bite ani arma­tami, ani tara­nami, nie da się pod nie pod­ko­pać ani zbu­rzyć, ani pod­pa­lić przy pomocy min, ognia i siarki”.

Od obję­cia rzą­dów książę moskiew­ski zaczął roz­bu­do­wy­wać park arty­le­ryj­ski i oddziały pie­choty. Dzięki zręcz­nej dyplo­ma­cji zdo­łał prze­ła­mać izo­la­cję gospo­dar­czą swo­jego pań­stwa. Pozy­skał pomoc króla duń­skiego Chry­stiana II, doga­dał się z Hanzą i zneu­tra­li­zo­wał zakon inf­lancki. Jego naj­więk­szym suk­ce­sem był jed­nak zawarty w 1514 roku sojusz z cesa­rzem Mak­sy­mi­lia­nem I Habs­bur­giem i wiel­kim mistrzem zakonu krzy­żac­kiego Albrech­tem Hohen­zol­ler­nem, który zmie­niał układ sił w tej czę­ści Europy. Sojusz­nicy zobo­wią­zali się do wza­jem­nej pomocy i podzie­lili ewen­tu­alne łupy. Moskwa rościła sobie prawa do więk­szo­ści tery­to­rium Wiel­kiego Księ­stwa Litew­skiego, a więc Ukra­iny wraz z Kijo­wem oraz Bia­ło­rusi, cesar­stwo zaś do daw­nych ziem zakonu krzy­żac­kiego. Fina­li­za­cja soju­szu miała nastą­pić w 1515 roku, kiedy Moskwa i cesar­stwo zamie­rzały wspól­nie ude­rzyć na pań­stwo pol­sko-litew­skie. Jak widać, żarty się skoń­czyły i Korona także zna­la­zła się w nie lada opa­łach.

Woj­ska koronne brały udział w odpie­ra­niu najaz­dów tatar­skich i wal­kach z Moskwą od początku pano­wa­nia Zyg­munta I. Dla sła­bej demo­gra­ficz­nie i eko­no­micz­nie Litwy pomoc Korony była poważ­nym wspar­ciem. Armia pol­ska wła­śnie prze­cho­dziła moder­ni­za­cję. Ciężka jazda kopij­ni­cza, droga w utrzy­ma­niu i mało zwrotna, sta­wała się prze­żyt­kiem, dla­tego z Bał­ka­nów spro­wa­dzano cho­rą­gwie serb­skich raców, któ­rzy dzięki spry­towi i szyb­ko­ści dali się we znaki armii turec­kiej. Na Ślą­sku i w Euro­pie Zachod­niej zacią­gano roty pie­sze lanck­nech­tów. Bacz­niej­szą uwagę zaczęto zwra­cać na orga­ni­za­cję arty­le­rii i jed­no­stek inży­nie­ryjno-saper­skich. Zwy­cię­stwo pod Orszą będzie w dużej mie­rze zasługą pie­choty, arty­le­rii i sape­rów.

W grud­niu 1512 roku Moskwi­cini wysłali zagony jazdy w kie­runku Orszy, Drucka, Wiel­kich Łuków i Kijowa z zada­niem zdez­or­ga­ni­zo­wa­nia zaple­cza Wiel­kiego Księ­stwa Litew­skiego. Wkrótce obie­gli Smo­leńsk. Dowódz­two nad tą ope­ra­cją objął sam książę moskiew­ski. Oblę­że­nie trwało sześć tygo­dni i tylko dzięki kapry­śnej aurze mia­sto nie wpa­dło w ręce wroga. Rów­nież druga próba zdo­by­cia twier­dzy latem i jesie­nią 1513 roku zakoń­czyła się fia­skiem.

Za trze­cim razem Wasyl III sta­ran­niej przy­go­to­wał kam­pa­nię. Zada­nie wzię­cia Smo­leń­ska powie­rzył naj­bar­dziej doświad­czo­nym wodzom: knia­ziom Gliń­skiemu i Szczeni. Dywer­sję na litew­skim zaple­czu mieli pro­wa­dzić namiest­nicy nowo­grodzcy – Wasyl Szuj­ski i Wasyl Moro­zow. Woj­ska moskiew­skie, liczące około 80 tys. ludzi i dys­po­nu­jące według róż­nych prze­ka­zów 140–300 arma­tami, roz­po­częły dzia­ła­nia wcze­sną wio­sną 1514 roku. W lipcu pod Smo­leńsk przy­był Wasyl III i zarzą­dził zma­so­wany ostrzał arty­le­ryj­ski. Znisz­cze­nia oraz straty wśród obroń­ców musiały być duże, bowiem namiest­nik smo­leń­ski Jurij Soł­ło­hub pod pre­sją miej­sco­wych boja­rów roz­po­czął roko­wa­nia kapi­tu­la­cyjne. Z dru­giej strony pro­wa­dził je kniaź Gliń­ski, któ­remu wielki książę obie­cał ponoć namiest­nic­two w zaję­tym Smo­leńsku. Trzy­dzie­stego pierw­szego sierp­nia obrońcy otwo­rzyli bramy, a następ­nego dnia do mia­sta wje­chał książę moskiew­ski.

Wasyl III zła­mał jed­nak obiet­nicę daną Gliń­skiemu i wysłał go w kie­runku Orszy, aby zatrzy­mał odsiecz wojsk litew­sko-pol­skich. Praw­do­po­dob­nie wtedy kniaź nawią­zał kon­takt z kró­lem Zyg­mun­tem, licząc, że będzie mógł powró­cić na Litwę. Gdy pró­bo­wał dotrzeć do obozu kró­lew­skiego pod Bory­sów, został schwy­tany i w kaj­da­nach ode­słany do Moskwy.

Bitwa pod Orszą

W końcu sierp­nia w oko­lice Orszy dotarły liczące 35–40 tys. ludzi siły moskiew­skie pod dowódz­twem koniu­szego Iwana Cze­lad­nina. Na razie miał tylko obser­wo­wać ruchy nie­przy­ja­ciela. Jed­nak Cze­lad­nin i pozo­stali dowódcy moskiew­scy byli tak pochło­nięci spo­rami, że zlek­ce­wa­żyli wie­ści o pocho­dzie wojsk wroga. W nocy z 7 na 8 wrze­śnia 1514 roku około 5 km na wschód od Orszy armia pol­sko-litew­ska spraw­nie prze­pra­wiła się na połu­dniowy brzeg Dnie­pru. Oddziały dowo­dzone przez het­mana wiel­kiego litew­skiego Kon­stan­tego Ostrog­skiego i polnego Janu­sza Radzi­wiłła liczyły 25 tys. jazdy i pie­choty, z czego bli­sko jedną trze­cią sta­no­wił kon­tyn­gent pol­skiej jazdy zacięż­nej, pie­choty oraz ochot­ni­ków pro­wa­dzo­nych przez het­mana nadwor­nego Janu­sza Świer­czow­skiego i sta­ro­stę trem­bo­wel­skiego Woj­cie­cha Sam­po­liń­skiego.

Pierw­sza prze­pra­wiła się przez rzekę lekka jazda, a pod jej osłoną ruszyły wpław cho­rą­gwie cięż­kiej jazdy kopij­ni­czej. Następne w kolejce były arty­le­ria i pie­chota: rota inży­nie­ryjno-saper­ska miesz­cza­nina żywiec­kiego Jana Baszty uwi­jała się jak w ukro­pie, cięż­kie armaty i pusz­ka­rze dowo­dzeni przez Hansa Wejsa i Jana Behema z Norym­bergi w mig zostali prze­rzu­ceni po moście spo­rzą­dzo­nym naprędce z łodzi i bali. Przed Pola­kami i Litwi­nami roz­po­ście­rała się prze­cięta wąwo­zem roz­le­gła rów­nina, wspa­niały teren do bitwy.

Zasko­czeni Moskwi­cini, mając za ple­cami pas łagod­nych wzgórz, uszy­ko­wali siły w tra­dy­cyjny spo­sób: w cen­trum sta­nął pułk wielki pod dowódz­twem Cze­lad­nina i pułk przedni Iwana Temki Rostow­skiego, na prawo pułk woje­wody Micha­iła Buł­ha­kowa-Golicy, na lewo ludzie knia­zia Andrieja Obo­leń­skiego, w odwo­dzie zaś pozo­sta­wała jazda woje­wody Gri­go­rija Fio­do­ro­wi­cza Dawy­dowa.

Ostrog­ski myślał o zwią­za­niu wroga w cen­trum i roz­bi­ciu go ata­kiem cięż­kiej jazdy ze skrzy­dła. Dla­tego naprze­ciwko naj­sil­niej­szego pułku Cze­lad­nina usta­wił więk­szość pie­choty i arty­le­rii wspo­ma­gane przez dzie­sięć dobo­ro­wych cho­rą­gwi zacięż­nych i ochot­ni­ków z Pol­ski (m.in. lek­ko­zbrojną nadworną cho­rą­giew Sam­po­liń­skiego). Na lewe skrzy­dło wysłał dzie­sięć pol­skich cho­rą­gwi kopij­ni­ków pod dowódz­twem het­mana Świer­czow­skiego, a na prawe trzon sił litew­skich. Oba skrzy­dła osła­niała lekka jazda litew­ska. Ostrog­skiemu pozo­stało kilka rot lanck­nech­tów i nieco arty­le­rii, które prze­zor­nie ukrył na sto­kach wąwozu, prze­wi­du­jąc, że jeśli Cze­lad­nin połknie przy­nętę, tutaj mogą się roz­strzy­gnąć losy bitwy.

Mimo że Moskwi­cini prze­ga­pili szansę pobi­cia prze­ciw­nika pod­czas prze­prawy, ukształ­to­wa­nie terenu dzia­łało na ich korzyść. Pozy­cje Pola­ków i Litwi­nów znaj­do­wały się w zakolu rzeki i w razie nie­po­wo­dze­nia odwrót nie­chyb­nie zakoń­czyłby się kata­strofą. Nie­wy­klu­czone, że Ostrog­ski, ryzy­ku­jąc prze­prawę pod nosem prze­ciw­nika i zaj­mu­jąc nie­ko­rzystne pozy­cje, chciał utwier­dzić Cze­lad­nina w prze­ko­na­niu o swej prze­wa­dze i ośmie­lić do walki. Podobny manewr – wróg od czoła, za ple­cami rzeka – 91 lat póź­niej powtó­rzy pod Kir­chol­mem Jan Karol Chod­kie­wicz.

Zasta­na­wia­jące, ale około godziny 9, kiedy wszystko było zapięte na ostatni guzik, Ostrog­ski zwle­kał z roz­po­czę­ciem bitwy. Być może ponad 50-letni het­man zamy­ślił się: nie­gdyś Wie­dro­sza, teraz Dniepr. Wspo­mnie­nie daw­nej klę­ski i nie­woli musiało go męczyć jak zmora.

Około połu­dnia czas roz­te­rek się skoń­czył – oto z pra­wego skrzy­dła moskiew­skiego ruszył pułk woje­wody Buł­ha­kowa-Golicy, który zamie­rzał oskrzy­dlić koro­nia­rzy. Sam­po­liń­ski, nie oglą­da­jąc się na nie­zde­cy­do­wa­nego Ostrog­skiego, ruszył do star­cia. Napór Moskwi­ci­nów był tak duży, że jazda sta­ro­sty trem­bo­wel­skiego wyco­fała się pod osłonę usta­wio­nej w cen­trum pie­choty i arty­le­rii, które cel­nym ogniem powstrzy­mały szar­żu­ją­cych nie­przy­ja­ciół. Cięż­ko­zbrojni Sam­po­liń­skiego wspo­ma­gani przez lekką jazdę litew­ską (m.in. cho­rą­gwie służby ziem­skiej wołyń­skiej) ponow­nie spró­bo­wali szczę­ścia. Ich ude­rze­nie było na tyle silne, że jazda Buł­ha­kowaGolicy poszła w roz­sypkę.

W boju odzna­czył się młody Jan Tar­now­ski, który dowo­dził ochot­ni­czym huf­cem synów rodzin moż­no­wład­czych. Na obra­zie Bitwa pod Orszą nie­znany malarz przed­sta­wił ten krwawy epi­zod z deta­lami: moskiew­ski pułk po pra­wej stro­nie nie­mal w cało­ści ulega zagła­dzie, bro­czący krwią żoł­nie­rze moskiew­scy konają na brzegu lub wpa­dają do Dnie­pru. Z kolei według autora jed­nego z ruskich lato­pi­sów przy­czyną roz­bi­cia pułku Buł­ha­kowa-Golicy był brak pomocy Cze­lad­nina, który miał ze swoim pod­ko­mend­nym na pieńku.

Tym­cza­sem na prawe skrzy­dło wojsk pol­sko-litew­skich natarł pułk knia­zia Andrieja Obo­leń­skiego. Ostrog­ski rzu­cił na nich swo­ich Litwi­nów, któ­rzy zaczęli spy­chać wroga. Wtedy Cze­lad­nin posłał w sukurs Obo­len­skiemu część swego pułku i siły woje­wody Temki Rostow­skiego. Wobec ich prze­wagi het­man wielki litew­ski zarzą­dził pozo­ro­wany odwrót, aby wcią­gnąć prze­ciw­nik do wąwozu, gdzie cza­iły się roty lanck­nech­tów i pusz­ka­rze ze swo­imi fal­ko­ne­tami. Zasadzka się powiódł: ści­śnięci w wąwo­zie Moskwi­cini zostali zasy­pani mor­der­czym ogniem. Kula armat­nia zmio­tła z sio­dła woje­wodę Iwana Temkę Rostow­skiego, zgi­nął także kniaź Andriej Obo­leń­ski.

Roz­po­częła się zagłada armii moskiew­skiej. Ostrog­ski naka­zał ude­rze­nie, pod któ­rym pękły w cen­trum oddziały dowo­dzone przez Cze­lad­nina. Dowódca moskiew­ski wpraw­dzie dotarł do trzy­ma­nego w odwo­dzie pułku straży tyl­nej, ale bitwa była prze­grana. Ciężka jazda het­mana koron­nego Świer­czow­skiego i lek­ko­zbrojni Jerzego Radzi­wiłła roz­bili resztki Moskwi­ci­nów. O godzi­nie 18 było po wszyst­kim. Pościg za nie­do­bit­kami trwał do pół­nocy.

Żywy łup Polaków i Litwinów

Zaraz po bitwie pod Orszą król Zyg­munt w listach adre­so­wa­nych do papieża, króla węgier­skiego Wła­dy­sława Jagiel­loń­czyka, doży wenec­kiego Leonarda Lore­dana, woje­wody sied­mio­grodz­kiego Jana Zápolyi oraz mistrzów zako­nów krzy­żac­kiego i inf­lanc­kiego przed­sta­wiał prze­bieg bata­lii z moskiew­skimi „schi­zma­ty­kami” oraz chwa­lił się zna­mie­ni­tymi jeń­cami, jakich poj­mali Polacy i Litwini.

Król, co zro­zu­miałe, zawy­żył liczeb­ność sił pobi­tego prze­ciw­nika, był także mało skru­pu­latny w kwe­stii liczby pole­głych i poj­ma­nych wro­gów. W listach do biskupa kra­kow­skiego Jana Konar­skiego, wiel­kiego mistrza Albrechta Hohen­zol­lerna i mistrza inf­lanc­kiego Wal­tera von Plet­ten­berga armię moskiew­ską obli­czał aż na 80 tys. ludzi, z któ­rych na polu bitwy zgi­nęło jakoby 30 tys. Do nie­woli miało się zaś dostać 8 naj­wyż­szych woje­wo­dów i dorad­ców Wasyla III, 37 niż­szych rangą dostoj­ni­ków i 1,5 tys. dwo­rian. W kolej­nym liście do papieża liczba zna­mie­ni­tych jeń­ców wzro­sła do 10 woje­wo­dów, 37 „baro­nów” i ponad 2 tys. dwo­rian. Te dane monar­cha zawarł w jesz­cze jed­nym piśmie do Leona X oraz w listach do doży wenec­kiego i kard. Giu­liana Medici, w któ­rych pod­kre­ślił, że w jego ręce wpa­dli „wszy­scy ksią­żęta” wal­czący po stro­nie nie­przy­ja­ciela.

Ta pozorna sprzecz­ność wyni­kała zapewne z faktu, że tuż po bitwie Zyg­munt uwzględ­niał tylko jeń­ców wzię­tych pod Orszą, a póź­niej dodał do nich tych, któ­rych pochwy­cono w trak­cie walk poprze­dza­ją­cych decy­du­jące star­cie. Według usta­leń współ­cze­snych histo­ry­ków roz­bity pod Orszą kor­pus woje­wody Iwana Cze­lad­nina mógł liczyć od 10 do 40 tys. ludzi. Chyba bliżsi prawdy są ci, któ­rzy opo­wia­dają się za pierw­szą liczbą, gdyż pod Orszę Wasyl III wysłał tylko część wojsk wydzie­lo­nych z armii (mogą­cej liczyć owe 35–40 tys. żoł­nie­rzy), która zmu­siła Smo­leńsk do kapi­tu­la­cji.

Dzięki obszer­nym i róż­no­rod­nym mate­ria­łom źró­dło­wym można także okre­ślić – w dużym przy­bli­że­niu – liczbę jeń­ców wzię­tych pod Orszą. Rzecz jasna, mię­dzy bajki należy wło­żyć upo­wszech­nianą przez jagiel­loń­ską pro­pa­gandę infor­ma­cję o 1,5–2 tys. więź­niów z wiel­kiej bitwy. Dość skru­pu­latne reje­stry jeń­ców moskiew­skich w litew­skiej nie­woli spo­rzą­dzone w łatach 1519, 1525 i 1538 (prócz jeń­ców spod Orszy wykazy wyszcze­gól­niają także wzię­tych do nie­woli w póź­niej­szych kam­pa­niach), jak rów­nież w miarę wia­ry­godne kro­niki litew­sko-ruskie poka­zują, że orszań­ski łup Zyg­munta nie był aż tak oka­zały. Z tych źró­deł i praw­do­po­dob­nej liczby osób nie­uję­tych w reje­strach wynika, że łącz­nie pod­czas bata­lii sto­czo­nej w zakolu Dnie­pru do nie­woli dostało się nieco ponad 1 tys. Rosjan, w tym około 200 człon­ków dwor­skiej i dum­skiej elity oraz przed­sta­wi­cieli dwo­riań­stwa moskiew­skiego i pro­win­cjo­nal­nego. W reje­strach ujęto nieco drob­nicy pomiest­nej, czyli słu­żeb­nych Tata­rów, pisz­czal­ni­ków (strzel­ców) i sług zna­ko­mit­szych jeń­ców, ale chyba pomi­nięto w nich masę dzieci bojar­skich (dzieci niż­szej szlachty) i służby bojo­wej odda­nej w nie­wolę pry­watną, a także wyeks­pe­dio­wa­nych za gra­nicę w cha­rak­te­rze poda­run­ków (mogło ich być nawet ponad 600).

Z naj­wyż­szych rangą dowód­ców do litew­skiej i pol­skiej nie­woli dostali się: głów­no­do­wo­dzący Iwan Cze­lad­nin, woje­wo­do­wie pułku głów­nego ksią­żęta Michaił i Dymitr Buł­ha­ko­wo­wie, woje­woda pułku lewej ręki kniaź Andriej Obo­leń­ski, a także przed­sta­wi­ciele bocz­nych linii Rury­ko­wi­czów: Iwan Pron­ski, Jurij Diewa, Kon­stan­tin Zasie­kin, Borys i Piotr Romo­da­now­scy, Borys Sta­ro­dub­ski-Lalew­ski, Iwan Sie­le­chow­ski oraz Piotr i Sie­mion Putia­ti­no­wie. Listę jeń­ców dopeł­niała pokaźna grupa wpły­wo­wych boja­rów moskiew­skich, od poko­leń słu­żą­cych wiel­kim ksią­żę­tom moskiew­skim, m.in. Iwan Pupka-Koły­czow, Daniło Plesz­cze­jew-Basman, Dymitr Kita­jew-Nowo­sil­cow, Wło­dzi­mierz i Andriej Koły­czowowie, Borys i Gri­go­rij Plesz­cze­jewowie, Matwiej Wnu­kow-Nie­tszi­czow, Iwan Jerop­kin, Zachar i Timo­fiej Pusz­ki­no­wie. Jeniecką nie­dolę dzie­lili z nimi zna­czący przed­sta­wi­ciele dwo­riań­stwa pro­win­cjo­nal­nego z regio­nów: nowo­grodz­kiego, pskow­skiego, kostrom­skiego, pere­ja­sław­skiego, borow­skiego, murom­skiego, koło­mień­skiego i twer­skiego: Naszczo­ki­no­wie, Poli­wa­no­wo­wie, Wołyń­scy, Bestu­że­wo­wie, Bibi­ko­wo­wie, Klesz­ni­ko­wo­wie i Skru­pi­cy­no­wie.

Zde­cy­do­wana więk­szość z nich doko­nała żywota w nie­woli, tylko nie­licz­nym udało się wró­cić do domów. Na prze­ło­mie 1514 i 1515 roku pol­ski władca wysłał z posel­stwami do Ita­lii, na dwór doży oraz do Rzymu, na Węgry i do Sied­mio­grodu, a także na dwór księ­cia cie­szyń skiego Kazi­mie­rza kil­ku­dzie­się­ciu jeń­ców moskiew­skich (zapewne dzieci bojar­skich) w cha­rak­te­rze podar­ków. Papie­żowi, a następ­nie doży, ogrom i wspa­nia­łość orszań­skiego triumfu z żywą ilu­stra­cją jeń­ców miał przed­sta­wić kasz­te­lan socha­czew­ski Miko­łaj Wol­ski. Z misją na budzki dwór Wła­dy­sława Jagiel­loń­czyka poje­chał zaś woje­wo­dzic san­do­mier­ski Piotr Fir­lej.

Nie wszystko poszło jed­nak wedle planu. Kró­lowi Zyg­mun­towi szyki pokrzy­żo­wał cesarz Mak­sy­mi­lian I. W stycz­niu 1515 roku zdą­ża­jący do Ita­lii orszak Wol­skiego został na jego pole­ce­nie zatrzy­many w oko­li­cach Inns­brucka: Austriacy „zare­kwi­ro­wali” 14 Rosjan i ode­słali przez Lubekę i Inf­lanty do ojczy­zny. Na nic się zdały pro­te­sty i inter­wen­cja pol­skiej dyplo­ma­cji w sto­licy Pio­tro­wej. Prawda, papież Leon X obie­cał wysła­nie dwóch breve: do Mak­sy­mi­liana i wiel­kiego mistrza Albrechta, któ­rego abp Jan Łaski, amba­sa­dor Zyg­munta w Rzy­mie, podej­rze­wał o inspi­ra­cję tego skan­dalu, jed­nak chyba skoń­czyło się na obiet­nicy.

Los pozo­sta­łych jeń­ców był marny. „Naj­przed­niej­szych po zam­kach litew­skich roz­sa­dzono”. Lochy, w jakich przy­szło im egzy­sto­wać, zapewne przy­po­mi­nały fran­cu­skie wię­zie­nie stanu w zamku d’If, które opi­sy­wał Vic­tor Hugo w powie­ści Hra­bia Monte Chri­sto. Róż­nica pole­gała na tym, że nie mogli liczyć na wspar­cie Hugow­skiego księ­dza Farii i szczę­ście uwię­zio­nego Edmunda Dan­tesa. Litew­scy straż­nicy nie byli głup­cami. Naj­zna­ko­mitsi z jeń­ców, m.in. Cze­lad­nin, Proń­ski, Romo­da­now­scy i bra­cia Buł­ha­ko­wo­wie, byli trzy­mani pod silną strażą, zakuci w kaj­dany (żelieza na nich wsich cieły i na koto­rom po dwoi żelieza i po wie­li­komu łań­cugu). Wyży­wie­nie było kiep­skie. Nie­któ­rzy otrzy­my­wali skromne por­cje mięsa, jed­nak więk­szość musiała się zado­wo­lić przy­dzia­łem dwóch bochen­ków chleba i racją soli dzien­nie. Osa­dzo­nych trzy­mano w Tro­kach, Kow­nie, Sło­ni­miu, Nowo­gródku, Grod­nie, Brze­ściu, Dro­hi­czy­nie i Miel­niku. Drob­nicy jeniec­kiej rów­nież żyło się ciężko. Bywało, że jeńcy, pozba­wieni nad­zoru i zaopa­trze­nia, tak jak w Grod­nie, rato­wali się żebrac­twem (obroku im tam nicoho nie dajut, tolko szto sami Boh szto wypro­sjat, po mie­stu cho­diat).

Część więź­niów prze­ka­zano jako nie­wolną służbę urzęd­ni­kom i moż­no­wład­com. W źró­dłach znaj­du­jemy zapi­ski, że „dwóch pan Zabe­re­zien­skij sobie wziął; Iwana Tatja­nowa wziął pan Ili­nić, a k tomu Otie­kowa Korol jego Miłosz panu woje­wo­dzie kra­kow­skomu otdał”, dwóch ciwun wileń­ski (dzier­żawca dóbr kró­lew­skich) Andrzej Butrym „otdał powie­da­jut panom ljad­skim”. Takich sytu­acji było zapewne o wiele wię­cej.

Z powodu urą­ga­ją­cych czło­wie­czeń­stwu warun­ków nie­woli – przy­naj­mniej w pierw­szych latach – śmier­tel­ność wśród jeń­ców była wysoka. Według reje­stru z 1525 roku zmarło 59 Moskwi­ci­nów wzię­tych do nie­woli w latach 1514–1519, a dzie­się­ciu zbie­gło (trzech zabito przy pró­bie ucieczki). Z kolei rejestr z 1538 roku wspo­mina o śmierci kolej­nych 163 więź­niów i ucieczce 26.

Chcecie jeńców, oddajcie miasta

Na los jeń­ców ogrom­nie wpły­nęło to, że dyplo­ma­cja pol­sko-litew­ska sta­rała się ich wyko­rzy­stać jako kartę prze­tar­gową w nego­cja­cjach ze stroną moskiew­ską, chcąc w zamian za ich zwol­nie­nie odzy­skać utra­cone zie­mie, przede wszyst­kim Smo­leńsk. Te zabiegi oka­zały się nie­sku­teczne. Zdo­łano tylko nieco ulżyć doli więź­niów. Gdy wielki książę moskiew­ski Wasyl III upo­mniał się o uwol­nie­nie ich z kaj­dan i umoż­li­wie­nie udziału w nabo­żeń­stwach, Zyg­munt pole­cił zgro­ma­dzić przed­niej­szych jeń­ców w Wil­nie i wymie­nić im masywne kaj­dany na lżej­sze. W 1527 roku wielki książę moskiew­ski uza­leż­nił prze­dłu­że­nie rozejmu z Litwą do pię­ciu lat od wypusz­cze­nia jeń­ców z lochu i zdję­cia im oko­wów, na co Litwini się zgo­dzili.

Na tym gesty dobrej woli się skoń­czyły. Nic dziw­nego, że pod­czas nego­cja­cji w 1537 roku boja­rzy moskiew­scy odrzu­cili litew­ską pro­po­zy­cję wymiany jeń­ców za Czer­ni­hów, odpo­wia­da­jąc twardo: „Jakże gosu­dar nasz mógłby grody za jeń­ców odda­wać? Wszak ci jakby umarli, gdy w nie­wolę popa­dli. Można wymie­nić jeń­ców za jeń­ców, a nie grody za jeń­ców”.

Dopiero w 1542 roku boja­rzy moskiew­scy zapro­po­no­wali stro­nie litew­skiej rezy­gna­cję z rosz­czeń do Homla w zamian za zwrot jeń­ców i włość sie­bie­ską. Litwini pod­bili stawkę, żąda­jąc odda­nia innych gro­dów: Czer­ni­howa, Mhlina, Popo­wej Hory, Dro­ków, Sie­bieża, Wie­liża i Zawo­ło­cza. Ape­tyty litew­skich dyplo­ma­tów nie zostały zaspo­ko­jone, gdyż boja­rzy trzeźwo stwier­dzili, że „wielu [jeń­ców] pomarło, a ostało u was nie­wielu, a i ci już sta­rzy”.

W 1549 roku Iwan IV Groźny pró­bo­wał wyku­pić z nie­woli pozo­sta­ją­cych przy życiu nie­do­bit­ków orszań­skiej epo­pei. Prze­zna­czył na ten cel pokaźne środki – 2500 rubli. Car pole­cił kie­ru­ją­cemu wtedy moskiew­skim posel­stwem Micha­iłowi Moro­zo­wowi zaak­cen­to­wać wymiar moralny pro­po­zy­cji: wszak jeńcy byli już w mocno zaawan­so­wa­nym wieku, a więc nie nada­wali się do służby, a car, wyku­pu­jąc ich z nie­woli, chce, aby przed śmier­cią zoba­czyli swego władcę i rodziny. Jed­nak Litwini odrzu­cili i tę pro­po­zy­cję.

Wresz­cie w 1551 roku Zyg­munt August zli­to­wał się nad knia­ziami Micha­iłem Buł­ha­ko­wem-Golicą i Iwa­nem Sie­le­chow­skim, któ­rzy jako jedyni spo­śród 50 naj­waż­niej­szych jeń­ców prze­trwali gehennę 37-let­niej nie­woli, i wypu­ścił ich bez wykupu. Wraz ze zwol­nio­nymi prze­ka­zał posła­nie, w któ­rym zaak­cen­to­wał swoje miło­sier­dzie, wła­ściwe wszyst­kim chrze­ści­jań­skim monar­chom, i pod­kre­ślił, że nie było na nie stać Wasyla III i jego syna.

Kniaź Buł­ha­kow-Golica dożył swych dni w Moskwie, uho­no­ro­wany przez cara miej­scem w Dumie bojar­skiej i sta­no­wi­skiem doradcy wiel­kiego księ­cia Jurija Wasi­lie­wi­cza. Zmarł w 1554 roku. Pozo­stali jeńcy spod Orszy spo­częli w litew­skiej i pol­skiej ziemi.

II. Wojna starodubska (1534−1537)

II. Wojna sta­ro­dub­ska (1534−1537)

Pod koniec grud­nia 1526 roku Litwa i Moskwa prze­dłu­żyły o sześć lat rozejm zawarty cztery lata wcze­śniej. Wyda­wało się, że to usta­bi­li­zuje obu­stronne sto­sunki. Szybko jed­nak wyszło na jaw, że Moskwa wyko­rzy­stuje ten czas do przy­go­to­wań do następ­nej wojny. Już w 1528 roku wielki książę moskiew­ski Wasyl III zaczął stra­szyć prze­ciw­nika. Ponie­waż spa­cy­fi­ko­wał zagro­że­nie ze strony Cha­natu Krym­skiego (we wrze­śniu 1527 roku nad Oką odparł najazd Tata­rów krym­skich Islam Gireja, pre­ten­denta do tronu chań­skiego), obrona połu­dnio­wej gra­nicy pań­stwa nie zaprzą­tała jego uwagi i mógł pchnąć prze­ciwko Litwie więk­szość swo­ich sił. W lipcu tego roku w Wiel­kich Łukach, Toropcu i Wiaź­mie zgro­ma­dził liczne oddziały. Hospo­dar­ski dwo­rza­nin Jan Skin­der dono­sił mar­szał­kowi nadwor­nemu i póź­niej­szemu het­ma­nowi wiel­kiemu litew­skiemu Jerzemu Radzi­wił­łowi, że w kie­runku Witeb­ska masze­ruje armia w sile 40 tys. ludzi pod wodzą knia­zia Micha­iła Gor­ba­tego Kisłego. Moskwi­cini mieli też dys­po­no­wać 40 arma­tami. Zano­siło się na poważne kło­poty. Z Wilna do sta­ro­stów i dzier­żaw­ców twierdz w Bra­sła­wiu, Połocku, Witeb­sku, Orszy, Dubrow­nie i Mohy­le­wie popły­nęły instruk­cje w spra­wie odpar­cia najazdu. Wszystko skoń­czyło się jed­nak na kosz­tow­nej demon­stra­cji siły, a do wzno­wie­nia dzia­łań wojen­nych nie doszło.

W rękach moskiew­skich od lat znaj­do­wał się Smo­leńsk – jedna z dwóch klu­czo­wych twierdz na litew­skim pogra­ni­czu. Drugą był Kijów, choć jego zna­cze­nie nie ogra­ni­czało się do wzglę­dów stra­te­gicz­nych. Była to kolebka Rusi, którą Wasyl III, zgod­nie z pro­gra­mem zbie­ra­nia ziem ruskich, chciał przy­łą­czyć do swo­jej domeny. Dla­tego od około 1530 roku w ofi­cjal­nej kore­spon­den­cji z wiel­kim księ­ciem litew­skim i kró­lem Pol­ski Zyg­mun­tem I zaczął pomi­jać przy­słu­gu­jący Jagiel­lo­nowi tytuł księ­cia ruskiego. Pol­sko-litew­ski władca nie pozo­sta­wał mu dłużny i w tytu­la­tu­rze Wasyla nie uwzględ­niał bosko­ści jego poma­za­nia oraz naj­waż­niej­szego sta­tusu na Rusi (wielki hosu­dar). Było jasne, że ta wymiana dyplo­ma­tycz­nych zło­śli­wo­ści to w rze­czy­wi­sto­ści poli­tyczny wstęp do zbroj­nego star­cia o Kijów.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki