Sprzedam dinozaura. Paleontolodzy, kolekcjonerzy i przemyt skamielin - Williams Paige - ebook

Sprzedam dinozaura. Paleontolodzy, kolekcjonerzy i przemyt skamielin ebook

Williams Paige

0,0
75,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Ile kosztuje przeszłość?

Na aukcji w Nowym Jorku za milion dolarów sprzedano szkielet potężnego dinozaura z gatunku Tarbosaurus bataar. Nieco później okazało się, że wywieziono go nielegalnie z Mongolii. Sprzedawcą był Eric Prokopi, znany pasjonat skamielin, od lat zajmujący się poszukiwaniem, preparowaniem i sprzedażą cennych okazów. W tym przypadku posunął się jednak o krok za daleko. Grupa paleontologów zaalarmowała rząd Mongolii. Rozpętała się zażarta międzynarodowa batalia o bezcenny szkielet, a Prokopi mógł tylko obserwować, jak jego świat rozpada się na kawałki.

Sprzedam dinozaura to fascynująca opowieść o barwnym świecie kolekcjonerów, handlarzy, przemytników i podejrzanych transakcji na czarnym rynku. W lukratywnej branży, jaką jest kolekcjonowanie skamielin, od lat trwają napięcia między nauką a komercją, a granica między tym, co jest legalne, a co nie jest, często się zaciera. Williams prowadzi nas przez kontynenty i tysiąclecia, zadając pytanie: do kogo należy przeszłość?

 „Posługując się niezrównaną prozą i bystrymi obserwacjami, Paige Williams opowiada historię, która jest głęboko zakorzeniona w pasji i pysze portretowanych przez nią barwnych postaci. Sprzedam dinozaura, książka zabawna i głęboka, to z pewnością jedna z najmocniejszych propozycji z gatunku non-fiction od lat”.
Ed Yong, autor bestsellera Mikrobiom, laureat Nagrody Pulitzera

„To, co zaczęło się jako opowieść o sensacyjnej rozprawie sądowej nieuczciwego łowcy skamielin, rozwija się w fascynującą obserwację sposobów, w jakie zderzają się komercja, ambicja, polityka i nauka. (…) Czytelnikowi wprowadzanemu przez autorkę do podziemnego świata kolekcjonerów towarzyszy dreszcz emocji”.
„The New York Times”

„W tej książce jest wszystko: namiętność, nauka, polityka, intrygi i oczywiście dinozaury. Paige Williams potrafi wspaniale opowiadać”.
Elizabeth Kolbert, autorka książki Szóste wymieranie, laureatka Nagrody Pulitzera

„Williams opisuje nie tylko fascynującą historię kryminalną – dzięki niej dowiadujemy się o obsesyjnych łowcach skamielin i ewolucji życia na Ziemi. To nadzwyczajna lektura”.
David Grann, autor książki Czas krwawego księżyca
 
 
 
Paige Williams jest amerykańską dziennikarką, laureatką National Magazine Award. Publikuje w „New Yorkerze”. Jej artykuły ukazywały się w licznych antologiach, m.in. The Best American Magazine Writing i The Best American Crime Writing. Jest związana z Columbia University Graduate School of Journalism, wykładała także na kilku innych amerykańskich uczelniach. Ma w swoim dorobku reportaże o przedmieściach Detroit, karze śmierci w Alabamie, paleoantropologii w Afryce Południowej i kulturze plemienia Tlingit na Alasce.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 544

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Od Autorki

Ta książka przedstawia fakty. Żadne nazwisko nie zostało w niej zmienione, żadna informacja nie została zmyślona. Pierwsze przymiarki do niej odbyły się w 2009 roku, ale dogłębne badania na potrzeby jej ostatecznego kształtu miały miejsce w latach 2012–2018. W Stanach Zjednoczonych prowadziłam pracę reporterską w Arizonie, Connecticut, Dakocie Południowej, na Florydzie, w Georgii, Massachusetts, Montanie, New Jersey, Nowym Jorku, Pensylwanii, Wirginii, w stolicy kraju, Waszyngtonie, i w Wyoming. W Mongolii odwiedziłam pustynię Gobi i ajmak centralny oraz Ułan Bator. W Kanadzie byłam w Edmonton w stanie Alberta. W Europie odwiedziłam Monachium oraz Charmouth i Lyme Regis w Anglii. Nie przedstawiam tu w całości informacji uzyskanych podczas rozmów z paleontologami, geologami, handlarzami skamielin, preparatorami, kolekcjonerami, kuratorami muzeów, pracownikami domów aukcyjnych, funkcjonariuszami organów ścigania i przedstawicielami różnych agend rządowych, niemniej to właśnie obserwacje tych zawsze gotowych służyć mi pomocą osób stały się podstawą książki. Na pisemne materiały źródłowe, do których dotarłam między innymi dzięki amerykańskiej ustawie o wolności dostępu do informacji (Freedom of Information Act), złożyły się jawne i odtajnione depesze ambasad Stanów Zjednoczonych, raporty Departamentu Stanu USA, pozwy cywilne Departamentu Sprawiedliwości USA, akta spraw karnych i rejestry konfiskaty mienia, zbiory biblioteczne, archiwa informacyjne, kolekcjonerskie zbiory biblioteczne, archiwa wiadomości, recenzowane artykuły naukowe i dokumenty sądów okręgowych. Korzystałam również z prywatnych zdjęć, nagrań wideo, korespondencji oraz dokumentów należących do osób i instytucji będących moimi źródłami. Dokumenty mongolskie zostały przetłumaczone przez Mongołów niepowiązanych z rządem tego kraju ani ze sprawą odzyskania skamieniałości dinozaura gatunku Tarbosaurus bataar.

Znaczna część tej książki wyrosła z artykułu Bones of Contention (Kości niezgody), który opublikowałam w tygodniku „The New Yorker” w styczniu 2013 roku. Tam, podobnie jak tutaj, starałam się przekazać niuanse sporu dotyczące tego, kto jest właścicielem lub kto powinien mieć prawo do posiadania i gromadzenia znalezisk przyrodniczych oraz jak wynikający z tego konflikt może wpływać na wiele różnych interesów, w tym na politykę państwa, naukę, geopolitykę i działalność muzealną. Niektóre aspekty tego konfliktu miałam okazję obserwować bezpośrednio. Dla wygody używam czasami zamiennie słów „dinozaur”, „skamieniałość” oraz „szkielet” i pisząc, że ktoś „kupił dinozaura”, mam oczywiście na myśli skamieniałe szczątki tego wymarłego zwierzęcia. Podobnie używam czasami słowa „kość” zamiast „skamielina” lub „skamieniałość”, wyjaśniwszy wcześniej, czym są skamieliny. Angielski tytuł The Dinosaur Artist (Artysta dinozaurów) nie odnosi się wyłącznie do głównego bohatera tej książki, Erica Prokopiego, lecz wskazuje, że dinozaury, mimo iż wyginęły, wciąż odgrywają istotną rolę kulturową, naukową i estetyczną oraz kieruje naszą uwagę na trwające od dawna istotne krzyżowanie się nauki i sztuki. Niektórzy czytelnicy zechcą być może interpretować termin „artysta” w jego pejoratywnym znaczeniu w języku angielskim – na oznaczenie kogoś dopuszczającego się regularnie jakiejś nagannej czynności, na przykład naciągacza. W książce są także okruchy tekstu z mojego artykułu dla „The New Yorkera” oraz artykułu dla czasopisma „Smithsonian Magazine” opisującego zagrożonego wyginięciem konia Przewalskiego, którego widziałam na własne oczy na mongolskim stepie i było to dla mnie przeżycie nie z tej ziemi.

Wstęp: początki

Latem 2009 roku natknęłam się w gazecie na artykuł o mężczyźnie z Montany skazanym za kradzież dinozaura. Ta informacja wydała mi się niedorzeczna. Jak można było w ogóle ukraść dinozaura? I kto by chciał to zrobić? Niemal dekadę wcześniej Nate Murphy – bo tak nazywał się ów mężczyzna – przewodnik wycieczek poszukiwaczy skamieniałości w formacji Judith River w Montanie, zasłynął odkryciem Leonarda, prawie dorosłego brachylofozaura z okresu późnej kredy, którego szczątki stanowią jeden z najlepiej zachowanych szkieletów dinozaurów. Na szkielet natrafił Dan Stephenson, poszukiwacz skamieniałości-amator, podczas jednej z wycieczek organizowanych przez Murphy’ego na terenie prywatnego rancza w pobliżu miasteczka Malta. Leonardo był pierwszym tego rodzaju znalezionym osobnikiem i, co niezwykłe, w skamieniałości zachowały się – jak informowało czasopismo „National Geographic” – ślady „skóry, łusek, mięśni i opuszków łap, w żołądku zaś nawet resztki jego ostatniego posiłku”. „Znalezienie osobnika z tak wieloma szczegółami zewnętrznymi to jak przejście od konia i bryczki do silnika spalinowego – powiedział Murphy w wywiadzie dla tego czasopisma. „Dzięki temu nasza nauka wykona milowy krok naprzód”. Sformułowanie „nasza nauka” było dość intrygujące. Murphy nie był naukowcem. Był miłośnikiem przyrody, który przyswoił sobie samodzielnie umiejętności poszukiwania skamielin w wyraźnie dostrzegalnych formacjach kredowych biegnących przez amerykańskie stany Wyoming, Utah, Montana i Dakota Południowa. Był przekonany, że może wnieść swój wkład w paleontologię i, pragnąc przypuszczalnie zrealizować ów zamiar, przywłaszczył sobie skamieniałości, które do niego nie należały. (Nie chodziło o Leonarda, lecz o innego dinozaura). To, co na początku wydawało się niczym więcej niż dziwaczną, acz prawdziwą historią kryminalną, przerodziło się w absorbujące mnie pytanie o nasz nieprzerwany związek z historią przyrody ożywionej i z pozostałościami świata, który dawno przeminął. Wiemy, które formy życia istnieją, ponieważ widzimy je wokół siebie, ale co istniało wcześniej? Odpowiedzi można znaleźć w skałach. Każdy, kto wziął kiedykolwiek do ręki ząb rekina lub kamień z odciskiem liścia, trzymał skamielinę – portal czasu, wskazówkę dotyczącą przeszłości. Skamieliny to z definicji prehistoryczne szczątki organiczne, które w sposób naturalny zachowały się w skorupie ziemskiej. Jeśli sami chcielibyśmy stać się skamieliną, musi nastąpić określony łańcuch zdarzeń. Nasze zwłoki nie mogą zostać zjedzone, rozrzucone przez padlinożerców ani unicestwione przez inne niszczycielskie siły przyrody w postaci warunków atmosferycznych lub płynącej wody i muszą zostać szybko zagrzebane w warstwach osadowych lub w piasku. Skały metamorficzne i magmowe tworzące się w warunkach zbyt gorących i niestabilnych, by cokolwiek mogło się w nich zachować, nie nadają się na miejsce powstawania skamieniałości, za to skały osadowe – wapienie, piaskowce – jak najbardziej. Nasze narządy oraz tkanki miękkie ulegną oczywiście rozkładowi, ale twarde elementy, czyli zęby i kości – o ile nie zostaną zniszczone przez nieustanne procesy chemiczne i ruchy tektoniczne – zachowają się. Będą nasiąkać wodą gruntową i ostatecznie ulegną mineralizacji. Zależnie od tego, jakie pierwiastki będą się znajdować w skrawku ziemi, który będzie naszym grobem, staniemy się ostatecznie jakąś częściową formą krystaliczną lub żelazem. A później, jeśli mamy być użyteczni dla nauki, ktoś musiałby nas odkryć.

Ale aby tak się stało, musielibyśmy mieć dużo szczęścia. Szacuje się bowiem, że tylko niecały jeden procent żyjących w przeszłości zwierząt stał się skamielinami.

Mimo tego, że tworzenie się skamieniałości to proces rzadki, wszędzie jest ich pełno, przynajmniej w przypadku niektórych gatunków roślin i zwierząt. Które jednak skamieniałości są ważne dla nauki i jak należy je chronić? Paleontolodzy mają na to swoją odpowiedź, handlarze skamieniałościami swoją i obie strony spierają się o to od pokoleń.

Skamieniałości będące jedynym dostępnym nam zapisem dawnego życia istniejącego na Ziemi stanowią klucz do zrozumienia historii naszej planety i jej przyszłości. Badając je, naukowcy mogą lepiej monitorować takie palące współczesne problemy jak masowe wymieranie niektórych gatunków lub zmiany klimatu; szukając ich, kolekcjonując je lub oglądając, każdy może poczuć się związany zarówno z nieskończoną tajemnicą wszechświata, jak i z namacalną przeszłością Ziemi. Zobaczyć złoża kości dinozaurów w prowincji Liaoning w północno-wschodnich Chinach to ujrzeć krajobraz, którego częścią sto dwadzieścia milionów lat temu były tętniące życiem jeziora i lasy leżące w cieniu aktywnych wulkanów. Dostrzec odciski paproci z rodzaju Glossopteris – wymarłej paproci nasiennej występującej w Ameryce Południowej, Afryce, Australii i Antarktyce – to przekonać się naocznie, że te oddzielone dzisiaj od siebie kontynenty stanowiły w zamierzchłej przeszłości jeden ląd. Trzymając w ręku skamielinę małża znalezioną w Kansas, dotykamy pozostałości Morza Środkowego Zachodu, które przez około dwadzieścia milionów lat przecinało Amerykę Północną, obejmując obszar dzisiejszej Dakoty Północnej, Wyomingu, Kolorado, Teksasu, Luizjany, Missisipi i Florydy, wraz ze skrawkami czternastu innych stanów, a także duże połacie Kanady i Meksyku. Skamieniałości można znaleźć w każdym zakątku świata, podobnie jak ich kolekcjonerów, których jest bez liku. Poświęcają oni znaczną część swojego życia na ich poszukiwania, badają je, kupują, prezentują na wystawach, hand­lują nimi, oglądają je w muzeach i bez końca o nich rozprawiają. Entuzjaści skamieniałości są tak owładnięci swoją pasją, jak żadna inna grupa miłośników przyrody. „Bywam czasami w domach, w których każdy centymetr kwadratowy jest pokryty skamieniałościami – opowiadał pewnego razu paleontolog kręgowców Mark Norell z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej (American Museum of Natural History) w Nowym Jorku. – Nawet w zmywarce do naczyń są trylobity”. Ten stan rzeczy, pomijając zmywarkę, trwa już od tysiącleci. Gdy ludzie zbierali szczątki jednej formy życia za drugą, przyrodnicy tworzyli na tej podstawie rejestr wcześniejszych mieszkańców naszej planety. Ten rejestr – czyli zapis kopalny – stanowi postulowane, poddawane dyskusji, weryfikowane przez paleontologów w ramach wzajemnie recenzowanych prac kompendium wiedzy stanowiącej obraz czasu, który bezpowrotnie przeminął. Bez skamieniałości nie wiedzielibyśmy, jak tworzyła się Ziemia i nie znalibyśmy jej historii. Bez skamieniałości nie znalibyśmy jej wieku: 4,6 miliarda lat. Nie wiedzielibyśmy, kiedy żyły te czy inne zwierzęta, kiedy wymarły, jak wyglądały, co jadły. Bez skamieniałości nie mogłyby istnieć muzea historii przyrody. Nie istniałaby geologiczna skala czasu, ponieważ nie mielibyśmy wiedzy o stratygrafii Ziemi, czyli o jej warstwach. Nie wiedzielibyśmy, że kontynenty nie zawsze były tam, gdzie są obecnie, i że przesuwające się płyty tektoniczne powodują zmianę układu lądów i mórz. Nie wiedzielibyśmy, że klimat naszej planety na przemian ocieplał się i ochładzał i że wciąż się zmienia. Nie wiedzielibyśmy, że w historii Ziemi było pięć masowych wymierań i że obecnie trwa szóste. Nie mielibyśmy pojęcia o żadnej epoce lodowcowej. Bez skamieniałości nie wiedzielibyśmy, że ptaki wyewoluowały z dinozaurów, że rośliny okrytonasienne pojawiły się, gdy Ziemia miała już miliardy lat, że zwierzęta morskie wyszły na ląd, a naczelne przeobraziły się w istoty wytwarzające narzędzia, uprawiające rośliny i prowadzące wojny. Nie wiedzielibyśmy, że kiedyś Florydę zasiedlały nosorożce, a po Środkowym Zachodzie Stanów Zjednoczonych pływały rekiny. Nie wiedzielibyśmy, że stegozaury żyły miliony lat przed gatunkiem Tyrannosaurus rex*, którego dzieli od człowieka krótszy odcinek czasu niż od pierwszego dinozaura, który pojawił się na Ziemi. Warstwy Ziemi mają określoną grubość: każda ma początek, środek i koniec – jak tiramisu, w którym biszkopty spotykają się z mascarpone. W najmłodszych z nich znajdują się ssaki, ryby i ptaki nieróżniące się zbytnio od tych, które żyją dzisiaj, ale im głębiej, tym bardziej niezwykłe są zachowane w nich organizmy. Zapis kopalny pokazuje, że życie zaczęło się od mikroskopijnych organizmów i rozkwitło aż do niewyobrażalnie gigantycznych zwierząt w mezozoiku – epoce trwającej sto sześćdziesiąt milionów lat, która zakończyła się około sześćdziesięciu pięciu i pół miliona lat temu. W epoce gadów przez lasy przedzierały się dinozaury, które terroryzowały swoje ofiary, śmigały niczym Struś Pędziwiatr lub człapały, szukając do jedzenia czegoś liściastego i starając się, by nie skończyć w czyjejś paszczy. Gdy warunki atmosferyczne, erozja i cywilizacja zdzierają kolejne warstwy naszej planety, szczątki dawnych roślin i zwierząt nieustannie wydostają się na powierzchnię. Skamieniałości są najważniejszą wskazówką pozwalającą zrozumieć dzieje Ziemi, aczkolwiek na różnych kontynentach i w różnych państwach odmiennie podchodzi się do kwestii ich ochrony. Stany Zjednoczone, kraj szczególnie bogaty w skamieniałości, są pod tym względem wyjątkowe: decydenci polityczni nie mieli ochoty zadzierać z prawem do własności prywatnej i dlatego prawdą jest, że jeśli ktoś znajdzie skamieniałości na własnej ziemi lub na terenie prywatnym, którego właściciel pozwoli mu na ich zbieranie, może je sobie zatrzymać, sprzedać, zignorować lub zniszczyć, niezależnie od tego, jakie znaczenie naukowe ma dane znalezisko.

Skamieniałości intensywnie poszukują i ostrzą sobie na nie zęby trzy kategorie osób: paleontolodzy, kolekcjonerzy i zbieracze wydobywający je z ziemi dla zysku. Paleontolodzy doskonalą swoją wiedzę na kursach licencjackich, magisterskich i doktoranckich, na których zgłębiają geologię, biologię ewolucyjną, zoologię, informatykę, analizę statystyczną, ekologię, chemię, klimatologię oraz inne nauki matematyczne i ścisłe. Specjalizują się w takich dziedzinach jak paleobotanika (rośliny kopalne), paleontologia bezkręgowców (czyli zwierząt pozbawionych kręgosłupa, takich jak małże i koralowce), mikropaleontologia (wymagająca mikroskopu) i paleontologia kręgowców (zwierzęta z kręgosłupami). Paleontolodzy zazwyczaj pracują w ośrodkach akademickich i muzeach, a swoje badania publikują w recenzowanych czasopismach naukowych, takich jak „Geology” i „Journal of Vertebrate Paleontology”. Naukowcy uważają, że należy chronić pewne rodzaje skamieniałości, zakazując ich sprzedaży oraz kupna. Natomiast osoby zdobywające je dla zysku szukają ich, gdzie się da, sprzedają i kupują na organizowanych specjalnie targach, a także w prywatnych sklepach przyrodniczych i w internecie. Sprzedaż niektórych skamieniałości jest całkowicie legalna, innych – nielegalna, przy czym kupującym często trudno jest się zorientować, na czym polega różnica. Wielu handlarzy skamieniałościami zajmowało się ich poszukiwaniem od najmłodszych lat i być może poszliby na studia przyrodnicze, gdyby mieli taką możliwość. Większość z nich samodzielnie zdobywała wiedzę. Wielu innych to osoby uważające wolność za najświętszy z ludzkich przywilejów, przekonane, że jeśli nikomu nie szkodzą, powinni mieć prawo robić, co chcą. Większość handlarzy skamieniałościami uważa, że zbierając i sprzedając swoje znaleziska, ratują je przed zniszczeniem z powodu erozji i że tym samym świadczą cenne usługi, zaopatrując klasy szkolne i kolekcjonerów, a w niektórych przypadkach muzea, oraz zachęcając do powszechnego zainteresowania światem przyrody. Są dumni, że ich klientami są muzea, ale zabiegają też o względy zamożnych kolekcjonerów prywatnych. Ci, którzy mają najwięcej szczęścia, mogą zarabiać w ten sposób na życie, aczkolwiek rzadko udaje im się zbić majątek, gdyż większość zysku ze sprzedaży muszą przeznaczyć na prowadzenie dalszych poszu-kiwań. Muzea zagraniczne, zwłaszcza te, które jak grzyby podeszczu wyrastają w Chinach, Japonii i na Bliskim Wschodzie, nie mają problemu z zakupami komercyjnymi, natomiast muzea publiczne w Stanach Zjednoczonych – utrzymywane z pieniędzy podatników – starają się nie kupować eksponatów na wolnym rynku, gdyż preferują ich samodzielne poszukiwanie z zachowaniem rygorów nauki. Zarówno ktoś szukający skamieniałości po to, by je sprzedać, jak i paleontolog mogą być kolekcjonerami, ale żaden szanujący się paleontolog nimi nie handluje: paleontolodzy nie sprzedają skamieniałości z tego samego powodu, z jakiego hematolodzy nie sprzedają fiolek z krwią. Jak ktoś kiedyś powiedział, skamieniałości to dane naukowe.

Informacje kontekstowe dotyczące jakiejś skamieniałości są równie ważne jak ona sama. Wyodrębnienie skamieniałości bez powiązanych z nią danych można porównać do usunięcia zwłok z miejsca zabójstwa bez odnotowania, na przykład, obecności łusek po nabojach lub dowodów biologicznych, takich jak sperma i krew. Można ustalić z grubsza przyczynę i czas zgonu, ale sama skamielina nie opowie nam całej historii; prawdę mówiąc, całej historii nigdy nie da się opowiedzieć, chyba że będziemy dysponowali wehikułem czasu. Niemniej interesująca nas historia zaczyna układać się w całość dzięki analizie szczegółów, takich jak okoliczności powstania skamieniałości (czym zajmuje się tafonomia), obecność skamielin innych zwierząt i roślin oraz stratygrafia, pomagająca paleontologom zrozumieć, kiedy dane zwierzę żyło i kiedy umarło. Ogromne kości udowe wystające z torfowisk Big Bone Lick w Kentucky, na które natrafiono w XVIII wieku, opowiadają jedną historię; duże trójpalczaste odciski stóp (ale bez kości) znalezione w XIX wieku w dolinie rzeki Connecticut w stanie Massachusetts opowiadają inną historię.

Rząd federalny Stanów Zjednoczonych przez dziesięciolecia debatował nad tym, czy i jak uregulować kwestię kolekcjonowania skamieniałości, zwłaszcza kręgowców, które nie są tak powszechne jak skamieliny bezkręgowców. Najbardziej skrajnie nastawieni paleontolodzy od dawna domagali się zakazu ich kolekcjonowania dla celów komercyjnych, lecz ci, którzy szukali skamieniałości, by sprzedać je z zyskiem, zorganizowali się i wspólnie wystąpili przeciw temu pomysłowi. Ci drudzy bronili swojej profesji, ci pierwsi tego, co jest podstawą ich nauki.

Osoby poszukujące skamieniałości po to, by je sprzedać z zyskiem, nazywają siebie „komercyjnymi paleontologami”, lecz pomimo doświadczenia i znajomości terenu w rzeczywistości nimi nie są. Trzeba jednak zauważyć, że bez nich nigdy nie doszłoby do narodzin tej gałęzi nauki, której paleontolodzy są przedstawicielami. Zainicjowali ją bowiem miłośnicy przyrodoznawstwa – i to na długo przed tym, nim pojawiły się w ogóle słowa takie jak „nauka” i „paleontologia” – i jest ona być może jedyną dyscypliną posiadającą wymiar komercyjny, który rozwściecza naukowców i rości sobie prawo do miejsca w panteonie odkryć. Praca poszukiwaczy skamieniałości kierujących się zyskiem umożliwiła paleontologom dokonanie niektórych przełomowych odkryć, muzeom zaś zapewniła najbardziej oszałamiające ekspozycje. Osoby odwiedzające muzea nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że często oglądają eksponaty odkryte nie przez naukowców, ale laików takich jak oni sami. Kalifornijski chłopiec, Harley Garbani, złapał bakcyla poszukiwania skamieniałości w latach trzydziestych XX wieku, gdy idąc po śladach pługa swojego ojca, natrafił na kość udową wielbłąda. Pracował zawodowo jako hydraulik, ale nie zrezygnował ze swojej pasji i wciąż odkrywał niezwykłe, maleńkie skamieniałości, czołgając się z lupą jubilerską na głowie i znajdując pierwszy od półwiecza znaczący szkielet triceratopsa, a później szkielet tyranozaura w tak doskonałym stanie, że zanim odnaleziono kolejny, lepiej zachowany, musiało upłynąć wiele lat. Aż do śmierci w 2011 roku Garbani przekazywał wszystkie swoje znaleziska Muzeum Historii Naturalnej hrabstwa Los Angeles i Muzeum Paleontologii Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Lowell Dingus, paleontolog z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku, który miał okazję poznać Garbaniego podczas studiów w Berkeley, nazwał go „jednym z najwybitniejszych kolekcjonerów skamieniałości w historii i najwybitniejszym, jakiego znał i z jakim pracował”.

Innym słynnym kolekcjonerem był młodszy od Garbaniego Stan Sacrison, elektryk i hydraulik z hrabstwa Harding w Dakocie Południowej, które ogłosiło siebie „światową stolicą tyranozaura”. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Sacrison znajdował co pewien czas tak cenne szczątki tyranozaura, że z każdym nowym odkryciem jego brat bliźniak Steve – pracujący dorywczo jako grabarz, a równocześnie równie utalentowany poszukiwacz skamieniałości – robił kolejne nacięcia na drążku swojej koparki. Odkrycie już choćby jednej pozostałości jednego tyranozaura było nie lada wyczynem, zważywszy, że odkopano ich łącznie mniej niż piętnaście. Bliźniacy Sacrison mieszkający w miasteczku Buffalo dorastali w pobliżu złóż skamielin i bardzo wcześnie zarazili się swoją pasją. Nauczyli się z doświadczenia, że najlepiej szukać ich po burzy z intensywnymi opadami lub po wiosennej odwilży, ponieważ wówczas pogoda i erozja wydobywają na wierzch prezenty w postaci kości. Podszkolili się w geologii i wiedzieli, że nie ma sensu szukanie mastodonta w formacjach skalnych liczących sto milionów lat, podobnie jak nic nie da szukanie wulkanodona w osadach powstałych w plejstocenie.

Inną wartą zapamiętania osobą jest ranczer z Montany, Kathy Wankel. Kiedy w 2019 roku Narodowe Muzeum Historii Naturalnej w Waszyngtonie (Smithsonian National Museum of Natural History) otwarło po pięcioletniej renowacji (która kosztowała czterdzieści osiem milionów dolarów) swoją salę z dinozaurami, jej największą ozdobą był pierwszy tyranozaur będący własnością muzeum, dumnie nazywany „tyranozaurem Narodu”. Został podarowany właśnie przez Wankla, który odnalazł go w 1988 roku. Okaz ten jest uważany za znaczący między innymi dlatego, że zawiera pierwszą kompletną kończynę przednią tego dinozaura znaną nauce. Pomimo takich zasług amatorów naukowcy i handlarze skamieniałościami wytoczyli przeciwko sobie nawzajem ciężkie działa.

Handlarze skamieniałościami: nadmierne regulacje prawne uśmiercają zainteresowanie ludzi światem przyrody.

Naukowcy: traktowanie skamieniałości jako towaru zagraża dalszemu rozwojowi nauki o Ziemi.

Handlarze skamieniałościami: nauka nie potrzebuje setek czy nawet dziesiątek okazów jednego gatunku.

Naukowcy: duża liczba okazów pozwala na poznanie danego organizmu i jego środowiska w perspektywie czasowej.

Handlarze skamieniałościami: prywatni kolekcjonerzy i tak w końcu przekazują swoje zbiory w darze muzeom.

Naukowcy: okazy pozyskane z lekceważeniem rygorów nauki są bezwartościowe dla badań.

Handlarze skamieniałościami: większość skamieniałości muzealnych tak czy owak ląduje w magazynach i nigdy nie jest badana.

Naukowcy: skamieniałości przechowywane w magazynach przyczyniły się do ogromnego postępu wiedzy dziesiątki lat po ich odkryciu.

Handlarze skamieniałościami: naukowcy są skąpi, uważają się za elitę i zadzierają nosa, bo mają doktoraty.

Naukowcy: poszukiwacze skamieniałości dla zysku kierują się chciwością, a ich działalność powoduje szkody.

Tak w zarysach przedstawiał się ów pozornie nierozwiązywalny konflikt. „To, czy akceptowalne jest sprzedawanie i kupowanie skamieniałości, pozostaje na gruncie naukowym i etycznym kwestią dyskusyjną, w której rygor analityczny i uczciwość zawodowa ścierają się z zasadami wolnej przedsiębiorczości” – napisali paleontolodzy Kenshu Shimada, Philip Currie oraz ich koledzy na łamach czasopisma „Palaeontologia Electronica”. Uznali oni „walkę z nasiloną komercjalizacją” skamieniałości za „największe wyzwanie dla paleontologii XXI wieku”.

Ten brak porozumienia budzi zażenowanie osób po obu stronach barykady, ponieważ naukowców i handlarzy łączy miłość do jednej rzeczy: skamieniałości. Byłoby pięknie, gdyby więcej ludzi szczerze zainteresowało się „skałami, które potrafią do nas przemówić” – wyznał mi paleobotanik Kirk Johnson, szef Narodowego Muzeum Historii Naturalnej w Waszyngtonie. „To, iż nasza planeta grzebie swoich zmarłych, jest czymś niesamowitym. To, że można odczytać jej historię w skamieniałościach jest rzeczą wspaniałą. Pierwszy lepszy bystry dzieciak może znaleźć skamielinę i na tej podstawie powiedzieć, co przydarzyło się Ziemi cztery miliardy lat temu. W końcu pojęliśmy, jak funkcjonuje nasza planeta, i udało się to osiągnąć dzięki skamielinom”.

Nate Murphy, skruszony złodziej dinozaura, niezbyt długo pozostawał uosobieniem napięcia między nauką a komercją. Wiosną 2012 roku światło dzienne ujrzała sprawa, która biła na głowę wszystkie inne pod względem swego międzynarodowego zasięgu i gmatwaniny szczegółów – historia, w której pojawiają się kolekcjonerzy, przemytnicy, małżeństwo, demokracja, bieda, artyzm, muzea, górnictwo, Hollywood, Rosja, Chiny, wymiar sprawiedliwości, polityka prezydenta Stanów Zjednoczonych, odkrywcy, kultura mongolska, branża aukcyjna i historia nauki. O niej właśnie opowiada ta książka.