Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dawid i Goliat. Jak skazani na niepowodzenie mogą pokonać gigantów [2020] - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 lutego 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Dawid i Goliat. Jak skazani na niepowodzenie mogą pokonać gigantów [2020] - ebook

Nie ma takich gigantów, których nie da się pokonać.

Ta książka pokazuje, jak sprawić, że twój słaby punkt zamieni się w atut.

Malcolm Gladwell – autor światowych bestsellerów Punkt przełomowy, Błysk! i Poza schematem – jak zwykle zaskakuje i prowokuje. Biblijny Dawid nie powinien był pokonać Goliata, a przecież mu się to udało…

Co zrobić, kiedy na drodze do sukcesu stoi silniejszy przeciwnik?

Jak skutecznie przekuć swoje słabe strony w atuty?

Jak pokonać rywala, obracając jego siłę przeciw niemu?

Inspirujące historie ludzi, którzy musieli walczyć o swoje z pozornie niepokonanym przeciwnikiem, Gladwell analizuje z właściwą sobie błyskotliwością, podsuwając bezcenne wnioski i rady. Dawid i Goliat to intrygujące historie spektakularnych zwycięstw i skuteczny poradnik o sztuce konfrontacji, który podbił listy bestsellerów na całym świecie.

„Gladwell jest mistrzem w wyjaśnianiu, jak działa świat”.

„USA Today”

Kategoria: Zarządzanie i marketing
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-7218-7
Rozmiar pliku: 872 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Goliat

„Czyż jestem psem, że przychodzisz do mnie z kijami?”

1W sercu starożytnej Palestyny leży region zwany Szefela, pasmo poprzecinanych dolinami wzgórz łączące Wyżynę Judejską z szeroką równiną śródziemnomorskiego wybrzeża. To zniewalająco piękne tereny, z licznymi winnicami, polami pszenicy oraz lasami figowców i terebintów. Mają one także istotne znaczenie strategiczne.

Przez stulecia stoczono wiele bitew o panowanie nad tym regionem, bo dolinami ciągnącymi się od śródziemnomorskiej równiny prowadziła z wybrzeża prosta droga do miast Wyżyny Judejskiej: Hebronu, Betlejem i Jerozolimy. Najważniejszą doliną jest Ajalon, na północy. Jednak najwięcej historii wiąże się z doliną Elah. To tutaj w XII wieku Saladyn stawił czoła krzyżowcom. Ponad tysiąc lat wcześniej dolina odegrała kluczową rolę w wojnach Machabeuszów z Syrią, ale do najsłynniejszego starcia doszło tu w czasach opisanych w Starym Testamencie, kiedy młode królestwo Izraela zmierzyło się z wojskami Filistynów.

Filistyni pochodzili z Krety i należeli do Ludów Morza. Przybyli do Palestyny i osiedlili się na wybrzeżu. Izraelici żyli w skupiskach w górach pod przywództwem króla Saula. W drugiej połowie XI wieku p.n.e. Filistyni rozpoczęli wędrówkę na wschód, w górę rzeki, dnem doliny Elah. Chcieli zająć pasmo górskie w pobliżu Betlejem i rozbić królestwo Saula na dwie części. Byli zaprawionymi w bojach, groźnymi wojownikami, a przy tym zaprzysięgłymi wrogami Izraelitów. Zaniepokojony Saul zebrał swoich żołnierzy i pospieszył w doliny, by stawić czoła najeźdźcom.

Filistyni rozłożyli obóz na wzgórzu po południowej stronie doliny Elah. Izraelici rozbili namioty naprzeciwko, na północnym zboczu, więc obie armie patrzyły na siebie ponad wąwozem. Żadna nie śmiała ruszyć do ataku. Oznaczałoby to bowiem zejście po stoku, a następnie samobójczą wspinaczkę do obozu wroga. W końcu Filistyni mieli dość. Wysłali do doliny swojego najlepszego wojownika, żeby przełamać impas pojedynkiem.

Tym harcownikiem był ponaddwumetrowy olbrzym, w pełnej zbroi i hełmie z brązu. Miał oszczep, włócznię i miecz. Przed nim szedł giermek niosący dużą tarczę. Olbrzym stanął naprzeciwko Izraelitów i krzyknął: „Wybierzcie spośród siebie człowieka, który by przeciwko mnie wystąpił! Jeżeli zdoła ze mną walczyć i pokona mnie, staniemy się waszymi niewolnikami, jeżeli zaś ja zdołam go zwyciężyć, wy będziecie naszymi niewolnikami i służyć nam będziecie”.

W izraelskim obozie nikt nie rwał się do walki. Kto mógłby pokonać tak przerażającego przeciwnika? Aż tu nagle na ochotnika zgłosił się pasterz, który przyniósł z Betlejem jedzenie dla swoich braci. Saul zaprotestował: „To niemożliwe, byś stawił czoło temu Filistynowi i walczył z nim. Ty jesteś jeszcze chłopcem, a on wojownikiem od młodości”. Ale pasterz był nieugięty. Twierdził, że miał już do czynienia z groźniejszymi przeciwnikami. „Kiedy sługa twój pasał owce u swojego ojca, a przyszedł lew lub niedźwiedź i porwał owcę ze stada – powiedział Saulowi – wtedy biegłem za nim, uderzałem na niego i wyrywałem mu ją z paszczęki”. Saul nie miał innego wyjścia. Ustąpił, a pasterz zbiegł po zboczu w kierunku stojącego w dolinie olbrzyma. „Zbliż się tylko do mnie, a ciało twoje oddam ptakom powietrznym i dzikim zwierzętom” – krzyknął wojownik, kiedy ujrzał nadchodzącego przeciwnika. Tak zaczął się jeden z najsłynniejszych pojedynków w historii. Olbrzym nazywał się Goliat. Pasterz nosił imię Dawid.

2Ta książka opowiada o tym, co się dzieje, kiedy zwykli ludzie stawiają czoła olbrzymom. Przez „olbrzymów” rozumiem tu najróżniejszych potężnych przeciwników – od armii i niepokonanych wojowników po kalectwo, nieszczęście i ucisk. Każdy rozdział opowiada historię innej osoby – sławnej albo nieznanej, zwyczajnej albo genialnej – która stanęła przed ogromnym wyzwaniem i była zmuszona jakoś zareagować. Powinienem przestrzegać reguł gry czy słuchać własnego instynktu? Mam wytrwać czy się poddać? Oddać cios czy wybaczyć?

Opowiadając te historie, chcę przyjrzeć się dwóm kwestiom. Po pierwsze: wiele z tego, co uważamy w naszym świecie za wartościowe, powstaje dzięki takim właśnie „asymetrycznym” konfliktom, ponieważ z aktu przystąpienia do nierównej walki rodzą się wielkość i piękno. Po drugie zaś, ciągle źle rozumiemy konflikty tego rodzaju. Błędnie je odczytujemy. Błędnie interpretujemy. Olbrzymy nie są tym, czym się wydają. Te same cechy, które z pozoru dają im siłę, często są źródłem wielkiej słabości. A występowanie z pozycji przegranego może zmienić ludzi w sposób, którego często nie doceniamy: może otworzyć przed nimi drzwi, stworzyć nowe możliwości, nauczyć czegoś, oświecić i umożliwić to, co w przeciwnym razie mogłoby się wydawać niewykonalne. Potrzebujemy lepszych wskazówek co do tego, jak stawiać czoła olbrzymom – a najlepiej zacząć tę podróż od heroicznego starcia Dawida z Goliatem, do którego doszło 3000 lat temu w dolinie Elah.

Kiedy Goliat rzucił Izraelitom wyzwanie, żądał walki jeden na jednego. Była to powszechna praktyka w starożytnym świecie. Dwie strony konfliktu, chcąc uniknąć rzezi otwartej bitwy, wybierały po jednym wojowniku, który miał je reprezentować w pojedynku. Na przykład rzymski historyk z I wieku p.n.e. Kwintus Klaudiusz Kwadrygariusz opisuje wielką bitwę, w której galijski wojownik zaczął drwić ze swych rzymskich przeciwników. „Od razu wywołało to wielkie oburzenie Tytusa Manliusza, wysoko urodzonego młodzieńca” – pisze Kwadrygariusz. Tytus wyzwał Gala na pojedynek:

Wystąpił naprzód, nie mogąc znieść, by jakiś Gal bezwstydnie szargał rzymską waleczność. Stanął przed Galem, uzbrojony w tarczę legionisty i hiszpański miecz. Ich walka rozegrała się na moście w obecności obu armii, które czekały w napięciu. I tak stanęli naprzeciw siebie: Gal, zgodnie ze swą metodą walki, dzierżył tarczę wysoko i czekał na atak; Manliusz, który polegał na odwadze raczej niż na biegłości, uderzył tarczą o tarczę, tak że Gal stracił równowagę i się zachwiał. Gdy próbował wrócić do poprzedniej pozycji, Manliusz ponownie uderzył tarczą w jego tarczę i raz jeszcze zmusił go do zmiany ustawienia. W ten sposób prześlizgnął się pod mieczem Gala i zadał mu cios w pierś swym hiszpańskim ostrzem . Kiedy Manliusz zabił już Gala, odciął mu głowę, wyrwał język i zawiesił go sobie, ociekający krwią, na szyi.

Tego właśnie spodziewał się Goliat – walki wręcz z podobnym do siebie wojownikiem. Nie przyszło mu do głowy, że pojedynek może się rozegrać na innych warunkach, więc przygotował się zgodnie z tym założeniem. Aby ochronić się przed ciosami zadawanymi w korpus, założył pancerz misternie wykonany z setek nakładających się na siebie łusek z brązu. Zakrywał mu ramiona i sięgał do kolan, więc ważył prawdopodobnie około pięćdziesięciu kilogramów. Harcownik miał też wykonane z brązu nagolenice z zamocowanymi płytkami, także z brązu, chroniącymi stopy, oraz ciężki metalowy hełm. Był wyposażony w trzy rodzaje broni, wszystkie optymalnie dobrane do walki wręcz. W dłoni trzymał oszczep z brązu, którym mógł przebić tarczę, a nawet zbroję. Do biodra miał przytroczony miecz. A jako główny oręż niósł specjalną włócznię z metalowym drzewcem, grubym „jak wał tkacki”. Przywiązany był do niej sznur z całym systemem obciążników, umożliwiającym rzucenie nią z niesamowitą siłą i precyzją. Historyk Moshe Garsiel pisze: „Izraelitom wydawało się, że ta niezwykła włócznia, rzucona silną ręką Goliata, jest zdolna przebić każdą tarczę i zbroję z brązu za jednym zamachem”. Rozumiecie, dlaczego żaden z Izraelitów nie kwapił się walczyć z Goliatem?

Aż tu pojawia się Dawid. Saul próbuje dać mu swój miecz i zbroję, żeby miał jakiekolwiek szanse. Dawid odmawia. „Nie potrafię się w tym poruszać – mówi – gdyż nie nabrałem wprawy”. Podnosi za to z ziemi pięć gładkich kamieni i wkłada je do swojej torby na ramię. Następnie schodzi do doliny, z kijem pasterskim w dłoni. Goliat patrzy na idącego w jego stronę chłopca i czuje się obrażony. Spodziewał się walki z doświadczonym wojownikiem. A widzi pastuszka – młodzieńca trudniącego się jednym z najpośledniejszych zajęć – który najwyraźniej chce użyć swego pasterskiego kija jako pałki przeciwko mieczowi Goliata. „Czyż jestem psem – pyta olbrzym – że przychodzisz do mnie z kijami?”

To, co zdarzyło się potem, przeszło do legendy. Dawid wkłada jeden z kamieni do skórzanego koszyczka procy i strzela w odsłonięte czoło Goliata. Olbrzym pada ogłuszony. Dawid podbiega do niego, chwyta jego miecz i odcina mu głowę. „Gdy spostrzegli Filistyni, że ich wojownik zginął – czytamy w biblijnej relacji – rzucili się do ucieczki”.

W pojedynku cudem zwycięża słabszy, który, według wszelkich oczekiwań, wygrać nie powinien. W takim ujęciu opowiadaliśmy sobie tę historię przez wiele stuleci. To w tym kontekście określenie „walka Dawida z Goliatem” weszło do naszego języka – jako metafora nieprawdopodobnego zwycięstwa. Problem w tym, że ta wersja wydarzeń jest niemal całkowicie błędna.

3W starożytnych armiach walczyły trzy rodzaje wojowników. Pierwszym była kawaleria – zbrojni na koniach lub w rydwanach. Drugim – piechota, czyli piesi żołnierze w zbrojach, z mieczami i tarczami w ręku. Do trzeciego należeli wojownicy miotający pociski (dziś tę formację nazwalibyśmy artylerią): łucznicy i przede wszystkim procarze. Ci ostatni posługiwali się procami złożonymi ze skórzanego koszyczka z przymocowanymi po dwóch stronach długimi kawałkami sznura. Wkładali do niego kamień lub ołowianą kulkę, kręcili, trzymając za oba końce sznurka, coraz szybciej, zataczając coraz szersze koła, a następnie wypuszczali jeden koniec rzemienia, wyrzucając pocisk do przodu.

Posługiwanie się procą wymagało ogromnych umiejętności i długiego treningu. Ale w rękach doświadczonego wojownika proca była śmiercionośną bronią. Na średniowiecznych obrazach można zobaczyć procarzy, którzy trafiają ptaki w locie. Procarze irlandzcy potrafili podobno wcelować w monetę z takiej odległości, że niemal niknęła im z oczu, a w starotestamentowej Księdze Sędziów każdy z tych wyborowych wojowników „ciskał z procy kamieniem tak celnie, że włosa nie chybił”. Doświadczony procarz mógł zabić lub poważnie zranić przeciwnika z odległości 200 metrów. Rzymianie mieli nawet specjalne szczypce do usuwania pocisków z procy, gdy te przebiły ciało jakiegoś biednego żołnierza. Wyobraź sobie, że stoisz przed miotaczem pierwszej ligi amerykańskiego baseballu, a on celuje piłką w twoją głowę. Tak właśnie czuli się przeciwnicy procarzy – z tą różnicą, że rzucano w nich nie piłką z korka i skóry, tylko kamieniem.

Historyk Baruch Halpern twierdzi, że proca miała w starożytnej sztuce wojennej tak duże znaczenie, iż te trzy formacje wojowników równoważyły się wzajemnie, tak jak każdy gest w grze w kamień, nożyce, papier. Piechota w zbrojach i z długimi włóczniami mogła odeprzeć atak kawalerii. Konnica mogła z kolei pokonać łuczników i procarzy, bo konie poruszały się zbyt szybko, by ci zdążyli dokładnie wycelować. Natomiast „artyleria” była śmiertelnie groźna w starciu z piechotą, bo duży, powolny żołnierz obciążony zbroją był łatwym celem dla procarza, który miotał pociski z odległości 100 metrów. „To dlatego poniosła klęskę ateńska wyprawa na Sycylię w wojnie peloponeskiej – pisze Halpern. – Tukidydes szczegółowo opisuje, jak doszło w górach do zdziesiątkowania ciężkiej piechoty Ateńczyków przez miejscową lekką piechotę, posługującą się głównie procami”.

Goliat to ciężka piechota. Myśli, że będzie pojedynkować się z innym ciężkozbrojnym piechurem, tak jak to miało miejsce w wypadku potyczki Tytusa Manliusza z Galem. Kiedy mówi: „Zbliż się tylko do mnie, a ciało twoje oddam ptakom powietrznym i dzikim zwierzętom”, kluczowe znaczenie ma tutaj zwrot „zbliż się”. Goliat chce, żeby przeciwnik podszedł do niego, by mogli walczyć wręcz. Saul, próbując ubrać Dawida w zbroję i dać mu miecz, wychodzi z tego samego założenia – że Dawid zmierzy się z Goliatem z bliska.

Dawid nie ma jednak zamiaru przestrzegać rytuału walki jeden na jednego. Kiedy mówi Saulowi, że jako pasterz zabijał niedźwiedzie i lwy, ma to nie tylko dowieść jego odwagi, ale zwrócić uwagę na coś jeszcze: że chce walczyć z Goliatem tak, jak nauczył się pokonywać dzikie zwierzęta – miotając pociski.

Biegnie w stronę Goliata, bo bez zbroi jest szybki i zwrotny. Umieszcza kamień w procy, zaczyna kręcić nią w kółko, coraz szybciej, z prędkością sześciu lub siedmiu obrotów na sekundę, i celuje pociskiem w czoło Goliata – jedyny czuły punkt olbrzyma. Z obliczeń przeprowadzonych przez Eitana Hirscha, eksperta od balistyki w siłach zbrojnych Izraela, wynika, że typowych rozmiarów kamień wypuszczony z takiej broni przez wytrawnego procarza z odległości 35 metrów uderzyłby Goliata w głowę z prędkością 34 metrów na sekundę – co aż nadto wystarczy do przebicia czaszki ofiary i pozbawienia jej przytomności, a nawet życia. Pod względem mocy obalającej umiejętnie użyta proca odpowiada współczesnemu pistoletowi sporego kalibru. „Stwierdziliśmy – pisze Hirsch – że Dawid mógł wyrzucić pocisk z procy i trafić Goliata w ciągu nieco ponad jednej sekundy, a więc w czasie tak krótkim, że Goliat nie byłby w stanie się osłonić ani na dobrą sprawę ruszyć z miejsca”.

Co mógł zrobić Goliat? Miał na sobie ważącą blisko 50 kilogramów zbroję. Był przygotowany na walkę wręcz, w której mógłby stać nieruchomo, chroniony pancerzem przed ciosami, i z potężną siłą zadawać pchnięcia dzidą. Patrzył na zbliżającego się Dawida najpierw z pogardą, potem ze zdumieniem, a w końcu już tylko z przerażeniem – kiedy uświadomił sobie, że starcie, na które czeka, nagle przybrało inną formę.

„Ty idziesz na mnie z mieczem, dzidą i zakrzywionym nożem – powiedział Dawid do Goliata – ja zaś idę na ciebie w imię Pana Zastępów, Boga wojsk izraelskich, którym urągałeś. Dziś właśnie odda cię Pan w moją rękę, pokonam cię i utnę ci głowę . Niech wiedzą wszyscy zebrani, że nie mieczem ani dzidą Pan ocala. Ponieważ jest to wojna Pana, On więc odda was w nasze ręce”.

Dawid dwukrotnie wspomina o mieczu i dzidzie Goliata, jakby chciał podkreślić, jak dalece odmienne zamiary ma on sam. Następnie sięga do swojej pasterskiej torby po kamień i w tym momencie nikt patrzący z górskich grani po obu stronach doliny nie powinien już uważać zwycięstwa Dawida za nieprawdopodobne. Dawid był procarzem, a procarze przecież bez trudu pokonywali piechotę.

„Goliat miał takie szanse w walce z Dawidem – pisze historyk Robert Dohrenwend – jak każdy wojownik z epoki brązu w starciu z uzbrojonym w pistolet automatyczny kalibru .45”.

4Dlaczego narosło tyle nieporozumień wokół wydarzeń tego dnia w dolinie Elah? Z jednej strony pojedynek pasterza z olbrzymem pokazuje, jak nierozsądne są nasze założenia dotyczące siły i mocy. Król Saul wątpi w szanse Dawida dlatego, że Dawid jest mały, a Goliat duży. Saul utożsamia moc z tężyzną fizyczną. Nie dopuszcza myśli, że może ona przyjmować także inne formy – łamania zasad, zastępowania czystej siły szybkością i zaskoczeniem. Nie jest w tym zresztą odosobniony. W kolejnych rozdziałach będę przekonywał, że dziś nadal popełniamy ten sam błąd, co ma konsekwencje w najróżniejszych dziedzinach życia, od edukacji naszych dzieci po walkę z przestępczością.

Pojawia się tu jednak druga, głębsza kwestia. Saulowi i Izraelitom wydaje się, że wiedzą, kim jest Goliat. Mierzą go wzrokiem i wyciągają pochopne wnioski co do jego możliwości. Ale tak naprawdę go nie widzą. W istocie zachowanie Goliata jest zastanawiające. Ma niby być wielkim wojownikiem. Ale jego postępowanie na to nie wskazuje. Schodzi do doliny w towarzystwie pomocnika – idącego przed nim sługi, który niesie tarczę. W starożytności tarczownicy często towarzyszyli łucznikom podczas bitwy, bo strzelający z łuku żołnierz nie miał wolnej ręki, żeby trzymać własną osłonę. Dlaczego jednak Goliat, wzywający Izraelitów do walki jeden na jednego na miecze, potrzebuje pomocnika niosącego łuczniczą tarczę?

Poza tym dlaczego mówi do Dawida: „Zbliż się”? Dlaczego sam nie może do niego podejść? Biblijna relacja podkreśla, jak wolno Goliat się porusza, co brzmi dziwnie w odniesieniu do kogoś, kto podobno jest zaprawionym w bojach bohaterem o niespożytej sile. Tak czy inaczej, dlaczego Goliat nie reaguje znacznie wcześniej na widok Dawida schodzącego po zboczu bez miecza, tarczy i zbroi? Kiedy go widzi, w pierwszej chwili jest urażony, podczas gdy powinien się przerazić. Jakby nie zdawał sobie sprawy, co się wokół niego dzieje. Wygłasza nawet tę dziwną uwagę, kiedy wreszcie dostrzega Dawida z pasterskim kosturem w dłoni: „Czyż jestem psem, że przychodzisz do mnie z kijami?”. „Kijami” – w liczbie mnogiej. A przecież Dawid trzyma tylko jeden kij.

Wielu współczesnych ekspertów medycznych uważa, że Goliat cierpiał na poważne schorzenie. Wygląda i zachowuje się jak ktoś chory na akromegalię – chorobę wywołaną łagodnym guzem przysadki mózgowej. Guz powoduje nadmierną produkcję hormonu wzrostu, co by wyjaśniało nadzwyczajne rozmiary ciała Goliata. (Najwyższy człowiek w historii, Robert Wadlow, cierpiał na akromegalię. Tuż przed śmiercią miał 272 centymetry wzrostu i najwyraźniej wciąż rósł).

Co więcej, jednym z częstych skutków ubocznych tego schorzenia są problemy ze wzrokiem. Guzy przysadki mogą rozrosnąć się tak, że uciskają nerwy wzrokowe, co sprawia, że osoby z akromegalią często mają ograniczone pole widzenia, a także diplopię, czyli dwoi im się w oczach. Dlaczego Goliata na dno doliny sprowadził sługa? Bo był przewodnikiem słabo widzącego olbrzyma. Dlaczego Goliat tak wolno się porusza? Bo świat wokół wydaje mu się nieostry. Dlaczego tak późno orientuje się, że Dawid zmienił reguły gry? Bo widzi pasterza dopiero, gdy ten podszedł blisko. „Zbliż się tylko do mnie, a ciało twoje oddam ptakom powietrznym i dzikim zwierzętom” – krzyczy Goliat i jest w tym zapowiedź słabości. Jakby chciał powiedzieć: „Musisz się do mnie zbliżyć, bo inaczej cię nie znajdę”. I jeszcze to niedające się inaczej wyjaśnić: „Czyż jestem psem, że przychodzisz do mnie z kijami?”. Dawid miał tylko jeden kij. Goliat widział dwa.

Izraelici, patrząc z wysoka, dostrzegali budzącego postrach olbrzyma. W rzeczywistości to samo, co decydowało o jego imponujących rozmiarach, było także źródłem jego największej słabości. Kryje się tu ważna lekcja dotycząca walki z wszelkiego rodzaju gigantami. Potężni i silni nie zawsze są tacy, jak nam się wydaje.

Dawid ruszył biegiem na Goliata, kierowany odwagą i wiarą. Goliat nie przejrzał w porę jego zamiarów – i runął na ziemię, zbyt duży i powolny, nie widząc wystarczająco wyraźnie, by zrozumieć, jak zmieniła się sytuacja. Przez te wszystkie lata opowiadaliśmy takie historie nie tak jak należy. Niniejsza książka ma pomóc nam spojrzeć na nie z właściwej perspektywy.

Cytaty z Biblii dotyczące walki Dawida z Goliatem przytoczone we wstępie pochodzą z: 1 Sm, 17 (przyp. tłum.).

Informacje bibliograficzne oraz uwagi i komentarze autora niniejszej książki znajdują się w przypisach końcowych (przyp. tłum.).

Współczesny rekord w miotaniu kamieniem z procy ustanowił w 1981 roku Larry Bray: 437 metrów. Oczywiście przy takiej odległości musi ucierpieć celność.

Izraelski minister obrony Mosze Dajan – który przyczynił się do oszałamiającego zwycięstwa Izraela w wojnie sześciodniowej w 1967 roku – też napisał esej o historii Dawida i Goliata. Według Dajana: „Dawid stanął do walki z Goliatem nie z gorszym, lecz przeciwnie – z doskonalszym uzbrojeniem. A jego wielkość polegała nie na gotowości ruszenia do boju przeciwko komuś znacznie silniejszemu od siebie, ale na wiedzy, jak wykorzystać broń, dzięki której osoba słaba mogła zdobyć przewagę i stać się silniejsza”.

W polskim przekładzie Biblii Tysiąclecia Goliat mówi: „Czyż jestem psem, że przychodzisz do mnie z kijem?” (1 Sm 17, 43). Natomiast w używanej przez protestantów Biblii warszawskiej pojawia się liczba mnoga: „Czy ja jestem psem, że przychodzisz do mnie z kijami?”. Angielskie przekłady także różnią się pod tym względem, ale w większości najpopularniejszych Goliat mówi o kijach w liczbie mnogiej (przyp. tłum.).Rozdział 1
Vivek Ranadivé

„To był zupełny przypadek. Przecież mój ojciec nigdy wcześniej nie grał w koszykówkę”.

1Kiedy Vivek Ranadivé postanowił zostać trenerem drużyny koszykarskiej swojej córki Anjali, wyznaczył sobie dwie zasady. Pierwsza: nigdy nie będzie podnosić głosu. Anjali grała w National Junior Basketball – młodzieżowej lidze koszykówki. Drużyna składała się głównie z dwunastolatek, a dwunastolatki, jak Ranadivé wiedział z doświadczenia, nie reagują dobrze na krzyk. Zdecydował, że treningi na boisku będzie prowadzić tak jak interesy w swojej firmie informatycznej. Będzie mówił spokojnym, łagodnym głosem i przekonywał dziewczyny o mądrości swojego podejścia, apelując do rozumu i zdrowego rozsądku.

Druga zasada była istotniejsza. Vivka Ranadivé zastanawiał sposób gry Amerykanów w koszykówkę. Sam pochodzi z Bombaju, gdzie wychował się na krykiecie i piłce nożnej. Nigdy nie zapomni, jak po raz pierwszy zobaczył mecz koszykówki. Gra wydała mu się bezmyślna. Drużyna A zdobywała punkt i od razu wycofywała się na swój koniec boiska. Drużyna B wybijała piłkę i biegła z nią, kozłując, pod kosz drużyny A, gdzie ta cierpliwie czekała. Po czym role się odwracały.

Przepisowe boisko do koszykówki ma 28 metrów długości. Przez większość czasu dana drużyna broniła tylko mniej więcej 8 metrów, oddając pozostałe 20 bez walki. Czasami zawodnicy stosowali pressing na całym boisku – czyli przeszkadzali przeciwnikom w próbach dotarcia z piłką pod kosz. Jednak trwało to tylko po kilka minut. Jakby w koszykarskim świecie panowała jakaś zmowa co do tego, jak należy prowadzić rozgrywkę, pomyślał Ranadivé, a efektem tej zmowy było zwiększanie się rozziewu między dobrymi a słabymi zespołami. Dobre drużyny miały przecież zawodników, którzy są wysocy, umieją świetnie kozłować i celnie rzucać. Potrafiły więc bezbłędnie wykonywać starannie przygotowane zagrywki na połowie przeciwnika. Dlaczego w takim razie słabe drużyny swoim sposobem gry tylko ułatwiały dobrym zespołom zadanie?

Ranadivé przyjrzał się swoim zawodniczkom. Morgan i Julia były zapalonymi koszykarkami. Ale Nicky, Angela, Dani, Holly, Annika, a także jego córka Anjali nigdy wcześniej w koszykówkę nie grały. Nie były szczególnie wysokie. Nie potrafiły celnie rzucać. Nie radziły sobie za dobrze z kozłowaniem. Nie należały do dzieciaków, które codziennie rżnęły w kosza na podwórku. Ranadivé mieszkał w Menlo Park, w sercu kalifornijskiej Doliny Krzemowej. Jego drużyna składała się, jak to ujął, „z niskich blondyneczek”. To były córki komputerowych maniaków i programistów. Robiły projekty z chemii i fizyki, czytały grube, skomplikowane książki i marzyły, że jak dorosną, zostaną biolożkami morskimi. Ranadivé wiedział, że jeśli będą grać w konwencjonalny sposób – jeśli bez oporu pozwolą przeciwniczkom przedostać się z piłką pod ich kosz – najprawdopodobniej przegrają z dziewczynami, dla których koszykówka jest pasją. Ranadivé przyjechał do Ameryki jako siedemnastolatek z 50 dolarami w kieszeni. Nie był człowiekiem, który łatwo daje za wygraną. Dlatego jego druga zasada brzmiała: będą stosować pressing na całym boisku – w każdym meczu, przez cały czas. Drużyna Ranadivé doszła do krajowych mistrzostw. „To był zupełny przypadek – stwierdziła Anjali Ranadivé. – Przecież mój ojciec nigdy wcześniej nie grał w koszykówkę”.

2Wyobraźmy sobie, że mielibyśmy zebrać wszystkie wojny między bardzo dużym a bardzo małym krajem z ostatnich 200 lat. Powiedzmy, że jedna strona konfliktu musi co najmniej dziesięciokrotnie przewyższać drugą pod względem populacji i siły militarnej. Jak często, twoim zdaniem, potężniejszy kraj wygrywa? Większość z nas odparłaby, jak sądzę, że tak się dzieje w blisko 100 procentach przypadków. Dziesięciokrotna różnica sił to dużo. W istocie jednak odpowiedź jest dość zaskakująca. Kiedy kilka lat temu politolog Ivan Arreguín-Toft przeprowadził takie obliczenia, wyszło mu 71,5 procent. A zatem w nieco mniej niż jednej trzeciej przypadków wygrywa słabszy kraj.

Arreguín-Toft postawił następnie nieco inne pytanie. Co się dzieje, kiedy znacznie słabsza strona zbrojnego konfliktu bierze przykład z Dawida i nie chce walczyć na zasadach strony silniejszej, a zamiast tego stosuje niekonwencjonalną taktykę lub partyzantkę? Odpowiedź: w takich przypadkach odsetek zwycięstw słabszej strony rośnie z 28,5 procent do 63,6 procent. Rozważmy – czysto teoretycznie – następujący przykład: Stany Zjednoczone mają dziesięć razy większą populację niż Kanada. Gdyby między tymi dwoma krajami wybuchła wojna, a Kanada wybrałaby niekonwencjonalny sposób walki, historia podpowiada, że powinniśmy postawić na Kanadę.

Zwycięstwa słabszej strony traktujemy jak coś nieprawdopodobnego: dlatego już od tylu lat przemawia do nas historia Dawida i Goliata. Jednak z ustaleń Arreguína-Tofta wynika, że te triumfy wcale nieprawdopodobne nie są. Słabsi wygrywają całkiem często. Dlaczego więc jesteśmy oszołomieni za każdym razem, kiedy Dawid pokonuje Goliata? Dlaczego automatycznie zakładamy, że ktoś mniejszy, biedniejszy lub mniej wprawny koniecznie musi stać na straconej pozycji?

Jednym z takich zwycięskich słabeuszy na liście Arreguína-Tofta był na przykład T.E. Lawrence (lepiej znany jako Lawrence z Arabii), który pokierował arabską rewoltą przeciw tureckiej armii okupującej Arabię pod koniec pierwszej wojny światowej. Brytyjczycy wsparli powstanie Arabów, a ich celem było zniszczenie długiej linii kolejowej zbudowanej przez Turków, prowadzącej z Damaszku w głąb pustynnego Hidżazu.

Zadanie wydawało się niemal beznadziejne. Turcy mieli świetną, nowoczesną armię. Lawrence natomiast dowodził niezdyscyplinowaną zbieraniną Beduinów. Nie doświadczonym wojskiem, tylko nomadami. Sir Reginald Wingate, jeden z brytyjskich dowódców w tym regionie, nazwał ich „niewyszkoloną zgrają, która w większości nigdy nie strzelała z karabinu”. Podkomendni Lawrence’a byli za to twardzi i mobilni. Beduiński żołnierz wiózł na ogół na wielbłądzie tylko karabin, 100 nabojów i 20 kilogramów mąki, więc mógł pokonać prawie 180 kilometrów dziennie przez pustynię, nawet latem. Beduini mieli przy sobie nie więcej niż pół litra wody, bo zawsze potrafili znaleźć jakieś źródło. „Naszą szansą były szybkość i czas, nie siła uderzeniowa – pisał Lawrence. – Największym zapleczem, z jakiego mogliśmy korzystać, byli członkowie plemion, nieprzyzwyczajeni do formalnych działań wojennych, dysponujący takimi atutami, jak łatwość przemieszczania się, wytrzymałość, indywidualna inteligencja, znajomość terenu, odwaga”. Osiemnastowieczny generał Maurycy Saski stwierdził, że sztuka wojny opiera się na nogach, nie rękach. Można powiedzieć, że oddziały Lawrence’a składały się wyłącznie z nóg. Typowy kilkunastodniowy bilans działalności jego ludzi wiosną 1917 roku wyglądał następująco: 24 marca wysadzili w powietrze 60 odcinków szyn i przecięli linię telegraficzną w Buajrze, 25 marca uszkodzili pociąg i 25 odcinków szyn w Abu al-Na’amie, 27 marca wysadzili 15 odcinków torów i przecięli linię telegraficzną w Istabal Antar, 29 marca zaatakowali turecki garnizon i wykoleili pociąg, 31 marca wrócili do Buajru i ponownie uszkodzili tory kolejowe, 3 kwietnia wysadzili 11 odcinków szyn w Hedii, 4 i 5 kwietnia zaatakowali linię kolejową w pobliżu Wadi Daidżi, a 6 kwietnia dwukrotnie powtórzyli natarcie.

Mistrzowskim posunięciem Lawrence’a był szturm na portowe miasto Akaba. Turcy spodziewali się ataku ze strony brytyjskich okrętów patrolujących wody zatoki Akaba na zachodzie. Lawrence postanowił uderzyć na miasto ze wschodu, z niebronionej pustyni, i w tym celu poprowadził swoich ludzi śmiałą, liczącą ponad 960 kilometrów pętlą – z Hidżazu na północ na Pustynię Syryjską i z powrotem na południe do Akaby. Działo się to latem, trasa wiodła przez jedne z najbardziej niegościnnych terenów Bliskiego Wschodu, a Lawrence dołożył jeszcze dodatkowy wypad na przedmieścia Damaszku, żeby zmylić Turków co do swoich zamiarów. „W tym roku dolina była jednym wielkim kłębowiskiem żmij rogatych i afrykańskich, kobr i czarnych wężów” – pisze Lawrence w _Siedmiu filarach mądrości_ o jednym z etapów wyprawy:

Po zapadnięciu zmroku czerpaliśmy wodę tylko w razie konieczności, bo węże pływały w stawach lub kłębiły się na brzegach. Dwa razy żmije afrykańskie wpełzły w sam środek dyskutującego przy kawie kręgu, podrywając ludzi na równe nogi. Trzech Arabów zmarło od ukąszeń, czterej wyszli obronną ręką, skończyło się bowiem na strachu i bólu opuchniętych kończyn. Huwajtaci znali tylko jeden sposób leczenia: ukąszone miejsce bandażowali kawałkiem wężowej skóry i czytali pacjentowi Koran tak długo, póki nie wyzionął ducha.

Po dotarciu do Akaby kilkusetosobowa grupa wojowników Lawrence’a zabiła lub pojmała 1200 Turków, tracąc tylko 2 ludzi. Turkom po prostu nie przyszło do głowy, że przeciwnik będzie na tyle szalony, żeby zaatakować od strony pustyni.

Sir Reginald Wingate nazwał ludzi Lawrence’a „niewyszkoloną zgrają”. Uważał Turków za zdecydowanych faworytów. Czy jednak nie było to dziwne? Posiadanie mnóstwa żołnierzy, broni i zasobów – co było udziałem Turków – daje przewagę. Ale także unieruchamia i spycha do defensywy. A tymczasem mobilność, wytrzymałość, inteligencja, znajomość terenu i odwaga – to, czego ludziom Lawrence’a nie brakowało – pozwoliły im dokonać niemożliwego, mianowicie zaatakować Akabę od wschodu, co było tak zuchwałą strategią, że Turcy w ogóle się jej nie spodziewali. Środki materialne zapewniają pewne określone korzyści, istnieją jednak także korzyści wynikające z braku takich środków – a słabeusze często wygrywają właśnie dlatego, że te drugie czasem w niczym nie ustępują tym pierwszym.

Z jakiegoś powodu tę lekcję bardzo trudno jest nam przyswoić. Mamy chyba niezwykle sztywną i ograniczoną definicję przewagi. Uważamy za pomocne rzeczy, które w istocie takie nie są, a traktujemy jako bezużyteczne te, dzięki którym w rzeczywistości stajemy się silniejsi i mądrzejsi. Część pierwsza tej książki to próba przyjrzenia się konsekwencjom tego błędu. Dlaczego kiedy widzimy olbrzyma, automatycznie zakładamy, że to on wygra bitwę? Czego trzeba, by stać się tym, kto nie przyjmuje zastanego porządku rzeczy za pewnik – jak Dawid czy Lawrence z Arabii, czy też Vivek Ranadivé i jego drużyna niezbyt wysportowanych dziewcząt z Doliny Krzemowej?

3Drużyna koszykarska Vivka Ranadivé grała w lidze klas siódmych i ósmych National Junior Basketball, reprezentując Redwood City. Dziewczyny trenowały w Paye’s Place, sali gimnastycznej w pobliskim San Carlos. Ponieważ Ranadivé nigdy nie grał w koszykówkę, ściągnął do pomocy dwoje ekspertów. Pierwszym był Roger Craig, kiedyś zawodowy sportowiec, a teraz jeden z pracowników software’owej firmy Vivka Ranadivé. On z kolei zwerbował swoją córkę Rometrę, która grała w koszykówkę na studiach. Na boisku często miała za zadanie pilnować najlepszej zawodniczki przeciwnika, aby ją w ten sposób unieszkodliwić. Dziewczyny z Redwood City uwielbiały Rometrę. „Zawsze była dla mnie jak starsza siostra – stwierdziła Anjali Ranadivé. – Super się z nią trenowało”.

Strategia drużyny była zbudowana wokół dwóch ograniczeń czasowych, których trzeba przestrzegać, żeby przemieścić się z piłką na połowę przeciwnika. Pierwsze to tak zwany błąd pięciu sekund, obowiązujący przy podaniu z autu. Kiedy jedna drużyna zdobywa punkty, gracz drużyny przeciwnej staje z piłką poza linią boiska i ma pięć sekund, żeby podać ją komuś ze swojego zespołu. Jeśli ten czas upłynie, piłkę przejmuje przeciwnik. Zazwyczaj do tego nie dochodzi, bo koszykarze nie czekają na połowie rywali, żeby bronić się przed podaniem z autu. Od razu wracają na swoją część boiska. Drużyna Redwood City postępowała inaczej. Każda z zawodniczek jak oka w głowie pilnowała swojej odpowiedniczki w zespole przeciwnika. Kiedy niektóre drużyny stosują pressing, broniąca staje za pilnowaną przez siebie przeciwniczką grającą w ataku, żeby jej przeszkadzać, kiedy ta już dostanie piłkę. Natomiast dziewczyny z Redwood City miały bardziej agresywną i ryzykowną strategię. Ustawiały się przed rywalkami, żeby w ogóle nie dać im złapać podania z autu. Żadna z nich nie kryła przeciwniczki wrzucającej piłkę zza linii boiska. Bo po co? Ranadivé wykorzystał tę dodatkową zawodniczkę do różnych zadań, między innymi jako drugą broniącą do pilnowania najlepszej z rywalek.

„Weźmy futbol amerykański – mówił Ranadivé. – Rozgrywający może biec z piłką. Ma całe wielkie boisko, żeby ją rzucić, a i tak cholernie trudno jest wykonać celne podanie”. W koszykówce było jeszcze trudniej. Mniejsze boisko. Limit pięciu sekund. Cięższa, większa piłka. Często przeciwniczki Redwood City nie mieściły się z podaniem w tym wyznaczonym czasie. Albo wykonująca aut zawodniczka panikowała na myśl, że jej pięć sekund zaraz upłynie, i odrzucała piłkę. Albo jej podanie przechwytywała jedna z dziewczyn z Redwood City. Zawodniczki Vivka Ranadivé broniły wręcz maniacko.

Drugi limit czasowy w koszykówce nakazuje drużynie wyprowadzić piłkę na połowę przeciwnika w ciągu dziesięciu sekund. Jeśli rywalkom Redwood City udało się uniknąć błędu pięciu sekund i celnie podać z autu, dziewczyny koncentrowały się na tym drugim ograniczeniu. Rzucały się na zawodniczkę, która złapała podanie, i ją blokowały. To było zadanie Anjali. Podbiegała do kozłującej zawodniczki, żeby ta była kryta przez dwie obrończynie równocześnie (co w koszykówce nazywa się podwojeniem), i wyciągała swoje długie ręce w górę i na boki. Może uda jej się odebrać piłkę. Może przeciwniczka spanikuje i odrzuci piłkę albo zostanie zablokowana i opóźniona, tak że sędzia będzie musiał odgwizdać błąd.

„Kiedy zaczynałyśmy, żadna z nas nie umiała grać w obronie – wspominała Anjali. – No to tata powtarzał przez cały mecz: »Masz kryć daną osobę i pilnować, żeby nigdy nie złapała podania z autu«. Odebranie komuś piłki, czyli przechwyt, to najlepsze uczucie pod słońcem. Tak grałyśmy: pressing i przechwyt, i to samo od nowa. Przeciwnicy strasznie się denerwowali. Dużo drużyn było od nas o wiele lepszych, grały od dawna, a my je pokonywałyśmy”.

Dziewczyny z Redwood City natychmiast odskakiwały od przeciwniczek – 4:0, 6:0, 8:0, 12:0. Raz prowadziły 25:0. Ponieważ zazwyczaj dostawały piłkę pod koszem rywalek, rzadko musiały próbować ryzykownych rzutów z daleka, wymagających umiejętności i doświadczenia. Rzucały z dwutaktu. W jednym z niewielu meczów, w których poniosły porażkę w ciągu tego pierwszego roku, drużyna miała na boisku tylko cztery zawodniczki. I tak stosowały pressing. Dlaczego nie? Przegrały tylko 3 punktami.

„Dzięki takiej obronie mogłyśmy ukryć nasze słabości – tłumaczyła Rometra Craig. – Jak to, że nie mamy zawodniczek dobrze rzucających z dystansu. Ani najwyższego składu. Bo dopóki grałyśmy twardo w obronie, mogłyśmy przechwytywać piłkę i wychodzić na łatwe dwutakty. Byłam z dziewczynami szczera. Powiedziałam im: »Nie jesteśmy najlepszą drużyną«. Ale one rozumiały, na czym polega ich rola. – Dwunastolatki poszłyby za Rometrą w ogień. – Były super”.

Lawrence uderzył tam, gdzie Turcy byli słabi – na najdalszych, pustynnych odcinkach kolei – a nie tam, gdzie byli mocni. Redwood City skupiło się na podaniu z autu, momencie meczu, w którym świetna drużyna jest równie bezradna jak słaby zespół. Dawid nie chciał zmierzyć się z Goliatem w walce wręcz, bo wtedy z pewnością by przegrał. Stanął w sporej odległości od olbrzyma, tak że cała dolina

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: