Lukrecja stawia na swoim - ebook
Lukrecja stawia na swoim - ebook
Wiecie, co to znaczy? Ja też nie. Ale ostatnio moja mama zaczęła mnie strasznie denerwować. Znacie to? Z moimi przyjaciółkami Karoliną, Aliną i Pauliną też czasem się pokłócę, ale nigdy nie trwa to długo. Nie umiemy się do siebie nie odzywać – jesteśmy na to zbyt gadatliwe!
W domu to co innego. Mama zabrania mi przekłuć uszy, ojczym wtrąca się w moje zadania domowe, a brat wymądrza się sprzed konsoli, rozwalając zombiaki. Do tego wszystkiego moja zwariowana babcia postanowiła się… zaręczyć!
Oszaleć można! Ale zobaczycie, że jeszcze postawię na swoim.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7510-2 |
Rozmiar pliku: | 17 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W starszych klasach lubię to, że jest tyle różnych przedmiotów i każdego uczy inny nauczyciel.
To wielka różnica w stosunku do początku podstawówki, gdzie jeden nauczyciel uczy i matematyki, i francuskiego, i plastyki, i geografii.
Na przykład w szóstej klasie – jeśli ktoś nie znosi historii, ale uwielbia historyka – jest szansa dla historii!
A poza tym jesteśmy bardziej aktywni, nie tylko słuchamy, ale też się udzielamy.
Na przyszły tydzień mamy przygotować referat na geografię. Referaty są naprawdę super! Robi się je w grupach, spotykamy się, gadamy, jemy, znów gadamy, a potem wysyłamy sobie wiadomości, żeby się zorganizować i podzielić pracą.
Przy tym referacie mogliśmy pracować w cztery osoby, więc zgłosiłyśmy się z Linami, moimi najlepszymi przyjaciółkami.
Wszystkie trzy są równie stuknięte, co zdolne, i myślę, że przygotujemy genialny referat.
Temat jest taki: „Zaprezentuj, co jest najważniejsze dla życia na naszej planecie”.
Bardzo nam się to spodobało.
W środę po południu postanowiłyśmy się spotkać u Pauliny, po jej kursie tańca.
Byłam bardzo punktualna. Scarlett, moja babcia, bez przerwy mi powtarza: „Lulu, punktualność jest grzecznością królów”. Osobiście nie widzę związku między punktualnością a takim Ludwikiem XIV, ale myślę, że zrozumiałam główną ideę: dobrze być na czas. Scarlett czasem jest dziwna i nie potrafi się prosto wyrażać.
Zjawiłam się więc z zeszytem, torbą i trzema paczkami cukierków w plecaku.
Paulina właśnie przymierzała nowy dres do joggingu z czarnymi aksamitnymi paskami po bokach.
– Wchodź, Lulu. Jak wyglądam?
– Fantastycznie! Jak w smokingu, który Grzegorz kupił sobie w zeszłym roku, żeby towarzyszyć mamie na kolacji w Pałacu Sprawiedliwości. Brakuje tylko muszki! – zażartowałam.
– Taak… To prawda, pasuje mi.
Paulina jest zawsze zadowolona z siebie, z innych, a czasem nawet z nauczycieli. Uwielbiam jej charakter.
Usiadłam na łóżku i wyjęłam z plecaka zeszyt.
– Dobra, to co, zaczynamy?
– Nie ma mowy – odparła Paulina. – Musimy poczekać na Alinę i Karolinę, żeby wybrać temat. Nawet nie wiemy, o czym będziemy mówić!
– W sumie racja – zgodziłam się, wyjmując pierwszą paczkę cukierków.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Paulina pobiegła otworzyć Alinie i Karolinie, które wpadły do środka ze śmiechem.
– Lulu! Już jesteś? – zawołała Alina na mój widok.
Nie wnikałam w szczegóły historii o królach i punktualności, powiedziałam tylko:
– No tak, umówiona godzina to umówiona godzina.
– Może najpierw byśmy coś zjadły? – zaproponowała Paulina. – Moja mama kupiła lody.
– Świetny pomysł! – zgodziła się Karolina. – A poza tym w końcu styczeń to lodowaty miesiąc.
Lodowaty czy nie, lody były przepyszne.
– Zabierajmy się do roboty – zauważyła Paulina – bo zaraz kolacja.
Wróciłyśmy do jej pokoju, wyjęłyśmy zeszyty, a Alina włączyła mały laptop, który ze sobą przyniosła.
– No więc… – zaczęła. – Najważniejsze dla życia na Ziemi jest…
– Yyy… – zastanawiała się głośno Karolina.
– No… – dodała Paulina.
– To by było… – ciągnęłam.
– Nie sądzicie, że Augustyn jest naprawdę przystojny? – szepnęła Karolina, jakbyśmy siedziały w klasie.
– No jasne! – zgodziła się Paulina.
– Ja to mam jednak nadal słabość do Rafała – stwierdziłam.
W końcu planeta i życie na niej zeszły na dalszy plan i obgadałyśmy wszystkich chłopaków z klasy.
– Musimy się jeszcze raz spotkać w sobotę – zaśmiała się Paulina – bo chłopcy raczej nie są najważniejsi dla życia na Ziemi!
– No, może jednak trochę są! – zaprotestowała Karolina.
No więc umówiłyśmy się na następną sobotę, u mnie.
Tego wieczoru nie miałam apetytu przy kolacji. Mama oczywiście się zaniepokoiła.
– Dobrze się czujesz, Lulu?
– Tak, mamo. Ale uczyłyśmy się przez całe popołudnie u Pauliny i odechciało mi się jeść.
Mama spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, jak wtedy, gdy jej klienci przysięgają, że są niewinni, a broń, którą popełniono zbrodnię, wystaje im z kieszeni.
W następną sobotę, zaraz po obiedzie, wszystkie Liny zjawiły się jednocześnie.
Otworzył im Grzegorz. Wbiegły do mnie do pokoju.
Właśnie czyściłam terrarium Madonny, mojego żółwia, uzupełniałam świeżą wodę, a na koniec podałam jej mały kawałek jabłka.
Uściskałyśmy się z dziewczynami, jakbyśmy się nie widziały od co najmniej dwóch dni. Potem usiadłyśmy na podłodze. Alina wyjęła komputer, Paulina i Karolina notatki, ja piórnik.
– Dobra, mamy wszystko – powiedziałam. – I co teraz?
– No i… No i… – powtórzyła Paulina, bardzo skupiona.
– „Najważniejsze dla życia na naszej planecie…” – przypomniała Alina.
– Shopping? – zaproponowała Karolina z szerokim uśmiechem.
– Oszalałaś! – Zdenerwowałam się.
– Ale czemu? – upierała się Karolina. – Przecież shopping jest ważny, no nie?
– A właśnie – odezwała się Paulina – widziałyście, że w sklepie na placu pojawiły się nowe, piękniutkie trampki?
– Tak? – zainteresowałam się. – Jak wyglądają?
Wtedy postanowiłyśmy wymienić się sznurówkami, żeby odświeżyć trochę wygląd naszych trampek.
Chwilę to zajęło: wyjąć sznurówki, znów je nawlec… Podziwiałyśmy właśnie rezultat, kiedy mama zawołała nas na podwieczorek.
Zeszłyśmy na dół i ponarzekałam tak dla zasady:
– Mamo! Nie jesteśmy już dziećmi! Nie jemy podwieczorków!
– Och, tak, słoneczko, wiem – odpowiedziała mama. – Ale praca wyczerpuje!
Wyjęła z szafki czekoladowe ciastka.
– Jak tam referat? Posuwa się do przodu? – spytała.
– Taak… To znaczy… To skomplikowane – odparłam.
Dokładnie w tej chwili, jakby słowo „skomplikowane” włączyło magiczny dzwonek alarmowy w głowie Grzegorza, ten wszedł do kuchni.
– Jak tam referat? Posuwa się do przodu? – spytał, siadając obok nas.
– Mówicie z mamą jak echo – zauważyłam ze śmiechem.
– Bo się kochamy – odparł Grzegorz, rzucając mamie rozmarzone spojrzenie.
Mama tym swoim ciekawskim tonem poprosiła, żeby jej przypomnieć temat.
– „Zaprezentuj, co jest najważniejsze dla życia na naszej planecie” – powiedziała Paulina.
– Ależ to pasjonujące – zachwycił się Grzegorz. – No więc możemy mówić o…
– Dobra, Liny, idziemy – ucięłam, zabierając je do swojego pokoju.
Grzegorz chyba tego nie zauważył. Jeszcze na schodach słyszałam, jak wymieniał pomysły.
– Czemu mu przerwałaś? – wyrzucała mi Alina. – Nie wiemy, jaki temat wybrać, mógł nam pomóc!
– Oszalałaś? – wykrzyknęłam, naśladując głos urażonej aktorki. – Jeśli mu na to pozwolimy, do jutra będziemy z tym siedziały. A może nawet jeszcze przez tysiąc lat, aż na naszej planecie zabraknie już tego, co jest najważniejsze do życia!
Znów usiadłyśmy w kółku, z notatnikami i długopisami. Zapanowała martwa cisza.
Madonna pływała sobie w małym basenie, by strawić kawałek jabłka, który zjadła.
Wzięłam sprawy w swoje ręce.
– Dobra, proponuję, żebyśmy się trochę rozluźniły. W ten sposób do niczego nie dojdziemy. Jesteśmy zbyt zmęczone.
– Na dodatek chyba zaraz zacznie się nowy odcinek _Awanturników pasji_ w telewizji – zauważyła Paulina.
– No to co? Jutro widzimy się u mnie? – zaproponowała Karolina.
Tego samego wieczoru Scarlett przyszła na kolację. Zresztą jak co sobotę. Ale i jak co niedzielę, bo wtedy podobno ma chandrę. Jak co poniedziałek, bo w poniedziałki większość sklepów jest zamknięta. Jak co wtorek, bo Wiktor nie ma szkoły w środy i Scarlett może się z nim wówczas pobawić. Jak co czwartek, bo tego wieczoru mama i Grzegorz często wychodzą. I jak co piątek, żeby dobrze zacząć weekend… Na szczęście – jak mówi Grzegorz – Scarlett gra w brydża u swoich koleżanek w środy!
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_