Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Obsesja. Wyprawa autora „Mindhuntera” w świat drapieżców seksualnych - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
11 sierpnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,99

Obsesja. Wyprawa autora „Mindhuntera” w świat drapieżców seksualnych - ebook

Na co dzień wydają się zwykłymi ludźmi, którzy prowadzą normalne życie.

Choć są potworami, wcale nie zachowują się jak potwory. Nie dostrzegamy trawiącej ich obsesji polowania na bezbronnych.

Dlatego są tacy groźni.

Jeśli chcemy z nimi wygrać, musimy zagrać w ich grę.

WYPRAWA AUTORA „MINDHUNTERA” W MROCZNY ŚWIAT DRAPIEŻCÓW SEKSUALNYCH

Legendarny profiler FBI John Douglas opowiada o śledztwach, których celem było powstrzymanie drapieżców seksualnych: stalkerów, gwałcicieli i morderców. Trzy kluczowe słowa dotyczące każdego z nich to manipulacja, dominacja i kontrola. To na tych aspektach skupiają się profilerzy, którzy próbują zajrzeć do umysłów zwyrodnialców i przewidzieć ich następny ruch. Bo przecież każda próba schwytania drapieżcy seksualnego staje się grą – najważniejszą rzeczą w jego życiu.

A żeby wygrać z kimś owładniętym obsesją, samemu trzeba jej ulec.

Dobrze wiedzą to też ofiary, które przeżyły, i ich najbliżsi, obsesyjnie walczący o sprawiedliwość i odzyskanie spokoju.

To książka o prawdziwej obsesji – obsesji drapieżców polujących na swoje ofiary i obsesji tych, którzy poświęcili swoje życie, aby ich powstrzymać.

John Douglas – legendarny profiler FBI. Na podstawie jego książek powstał serial Netflixa „Mindhunter”.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-8380-0
Rozmiar pliku: 921 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA

Chcielibyśmy wyrazić ogromne uznanie dla zespołu, dzięki któremu ta książka mogła powstać: dla naszej nieustraszonej redaktorki Lisy Drew, jej kompetentnej asystentki Blythe Grossberg, naszej utalentowanej asystentki i researcherki Ann Hennigan, naszego agenta, menedżera i powiernika Jaya Actona, wszystkich przyjaciół z wydawnictwa Scribner and Pocket Books oraz oczywiście Carolyn, żony Marka i głównodowodzącej naszego portalu Mindhunters.

Jesteśmy również wielkimi dłużnikami wszystkich osób, które bohatersko podzieliły się z nami swoimi przemyśleniami, doświadczeniem zawodowym, a niekiedy także osobistymi doświadczeniami. Są to (w kolejności alfabetycznej): David Beatty, dyrektor działu polityki społecznej Narodowego Centrum Ofiar (National Victim Center); Jack i Trudy Collins; Carroll Ann Ellis, dyrektorka Jednostki Wsparcia dla Ofiar i Świadków hrabstwa Fairfax w stanie Wirginia; Linda A. Fairstein, szefowa Wydziału Przestępstw Seksualnych Prokuratury Okręgowej w Nowym Jorku; Hans Hageman, dyrektor East Harlem School w Exodus House; Katie i Steven Hanley; dr Stanton Samenow; Gene, Jeni i Peggy Schmidt; prokurator stanowy Kansas Carla Stovall i Sandy Witt, koordynatorka ds. ofiar w Jednostce Wsparcia dla Ofiar i Świadków hrabstwa Fairfax.

Jak zawsze nieocenioną pomocą okazały się prace naszych kolegów – dr Ann Burgess i Roya Hazelwooda. Chcielibyśmy również podziękować Jimowi Adlerowi, Lynn Allen, Richardowi Berlinowi, oficerowi śledczemu Dickowi Cline’owi, Gavinowi de Beckerowi, dr. Parkowi Dietzowi, Darronowi i Keli Farhom, Heather Hass, Inge Hanson, oficerowi śledczemu Dennisowi Harrisowi, Shannon Marsh, oficerowi śledczemu Bobowi Murphy’emu, Stacey Payne, Ericowi Rittenhouse’owi, komendantowi M. Douglasowi Scottowi, Billowi Whildinowi oraz wszystkim kolegom Johna i przyjaciołom Marka z FBI.

Na koniec chcielibyśmy złożyć specjalny hołd ojcu Johna, Jackowi Douglasowi, który zmarł rano 14 maja 1997 roku, w czasie prac nad tą książką. Nie mieliśmy większego i bardziej entuzjastycznego sojusznika niż on. Będzie nam go bardzo brakowało, dlatego też książkę tę dedykujemy właśnie jemu.

John Douglas, Mark OlshakerROZDZIAŁ 1
MOTYWACJA X

Wszyscy byli martwi. Cztery osoby. Cała rodzina.

Był rok 1979. Siedziałem przy biurku w Quantico, wpatrując się w kolorowe fotografie z miejsca zbrodni. Petersonowie leżeli w sypialni swojego jednokondygnacyjnego domu w średniej wielkości mieście w środkowej części Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych – on na łóżku, jego żona Sarah nago na podłodze, z głową wykrzywioną na bok. Zostali skrępowani czarnym kablem, a śmierć ponieśli, jak wynikało ze śladów na szyjach, prawdopodobnie wskutek uduszenia białymi sznurkami od żaluzji. Oczy mieli na szczęście zamknięte, niemniej wyraz zakrwawionych i obrzękłych twarzy daleki był od spokoju. Jedenastoletnią Melissę znaleziono w piwnicy skrępowaną białym kablem i przywiązaną w pozycji stojącej za szyję do rury kanalizacyjnej. Usta miała zakneblowane ręcznikiem. Była naga od pasa w dół, z ubrania zostały jej tylko skarpetki i majtki, skłębione na wysokości kostek. Wpatrywałem się w jej twarz, w długie ciemne włosy rozsypane w bezładnych kosmykach na twarzy. Musiała chyba być ładną dziewczynką, ale zawsze trudno coś takiego wyczytać ze zdjęć wykonanych na miejscu zbrodni. Przemoc odziera człowieka z wielu rzeczy, przemoc zakończona śmiercią odziera go ze wszystkiego. Daniel, nazywany Dannym, miał zaledwie dziewięć lat. Leżał na podłodze obok łóżka w swoim pokoju, ubrany, związany kablem. Głowę miał owiniętą plastikowym workiem. Niezależnie od innych obrażeń widocznych na ciałach dzieci zmarły od uduszenia sznurkiem. Mordu dokonano między ósmą a dziesiątą w środowy wieczór w lutym 1974 roku – ponad pięć lat temu. Od tego czasu odnotowano dwa, może trzy podobne morderstwa, co sugerowało, że nieznany sprawca – NIESP – nie zaprzestał swojej działalności. Właśnie z tego powodu lokalna policja zwróciła się z tą sprawą do nas.

Nazwiska i niektóre okoliczności sprawy zostały zmienione z powodów, które wyjaśnią się wkrótce, niemniej pozostałe fakty przedstawiono wiernie.

Przejrzałem pozostałe fotografie oraz policyjne raporty dotyczące sprawy Petersonów. Mimo piekła pozostawionego na miejscu zbrodni morderca nie działał w sposób chaotyczny ani niezaplanowany. Nie stwierdzono śladów włamania, ale z jednego ze zdjęć wynikało, że przed wtargnięciem do domu napastnik przeciął linię telefoniczną, a oględziny domu przeprowadzone przez oficerów śledczych pozwoliły się domyślić, że kabel użyty do skrępowania ofiar został przyniesiony przez mordercę. Ktokolwiek dokonał zbrodni, musiał ją wcześniej zaplanować.

Trudno było stwierdzić, czy cokolwiek zniknęło z domu. Skradziono tylko samochód Petersonów. Policja znalazła go porzuconego na parkingu jakiegoś sklepu spożywczego.

W 1979 roku nasz program profilowania przestępców znajdował się jeszcze w powijakach. W Quantico byłem zatrudniony dopiero od dwóch lat, najpierw jako psycholog w Akademii FBI, później jako instruktor mający za sobą dwa krótkie okresy pracy w terenie w Detroit i Milwaukee. Jednostka Nauk Behawioralnych (Behavioral Science Unit) niewiele wcześniej otrzymała oficjalną zgodę dyrektora FBI Williama Webstera na uzupełnienie naszej dotychczasowej działalności edukacyjnej i badawczej o konsultacje z dziedziny profilowania psychologicznego. Kilka lat później jako pierwszy miałem zrezygnować z prowadzenia szkoleń i poświęcić się w całości profilowaniu, ale na ówczesnym etapie moim głównym zajęciem pozostawało nauczanie, w szczególności prowadzenie kursu „Stosowana psychologia kryminalna” dla nowych agentów i policyjnych stypendystów z całych Stanów Zjednoczonych i innych państw. Bob Ressler, Roy Hazelwood i kilku innych instruktorów również zaczynało prowadzić konsultacje, choć w wymiarze, na który pozwalały im obowiązki dydaktyczne.

Mimo że byliśmy nową i wciąż względnie mało znaną jednostką, zdążyliśmy już wypracować procedurę działania: zainteresowani mieli nam przysyłać fotografie z miejsca zbrodni i raporty policjantów, którzy dokonywali jego oględzin, a także zeznania świadków, zdjęcia z sekcji zwłok, protokoły i raporty lekarzy sądowych, mapy miejsc zbrodni lub miejsc porzucenia ciał oraz wszystkie inne materiały związane ze sprawą. Chcieliśmy, żeby przekazali nam wszystko, co wiedzą na temat ofiar, ich nawyków i stylu życia, ale nie mieli się z nami dzielić listą podejrzanych, jeżeli takową już sporządzili, ani wskazywać, kto ich zdaniem mógł dokonać zbrodni. Nie chcieliśmy, żeby w ten sposób wpływali na nasze opinie.

Kenneth Peterson miał w chwili śmierci czterdzieści jeden lat. Jego żona Sarah miała trzydzieści cztery, czyli tyle samo, ile ja, kiedy siedziałem w Quantico i zapoznawałem się z dokumentacją ich sprawy. Kenneth był w przeszłości zawodowym żołnierzem i stacjonował w Niemczech. Po zakończeniu służby przeniósł się z powrotem do Stanów, osiadł w miłym mieście na Wschodnim Wybrzeżu, gdzie pracował jako pilot i mechanik na małym lotnisku położonym na skraju metropolii. Do domu, w którym zostali zamordowani, Petersonowie wprowadzili się mniej więcej miesiąc wcześniej.

Przesunąłem wzrokiem po bezosobowych opiniach medycznych z czterech raportów z sekcji zwłok. Zgodnie z tym, co wynikało z samych fotografii, cała czwórka zmarła przez uduszenie wskutek ściśnięcia krtani przez sznur, co doprowadziło do obrzęku płuc i przekrwienia narządów wewnętrznych. Na ciele Sarah widniały ponadto inne obrażenia, a w raporcie wspomniano również, że Melissa miała na sobie wcześniej biały biustonosz, który został rozcięty z przodu. Mimo to u żadnej z kobiet nie stwierdzono oznak napaści seksualnej.

Chociaż na ciałach ofiar nie widniały ślady po pociskach, doszedłem do wniosku, że napastnik musiał posiadać broń palną. Inaczej nie zdołałby zapanować jednocześnie nad tyloma osobami, zwłaszcza że jedna z nich służyła w przeszłości w wojsku. Nie ulegało jednak wątpliwości, że tak naprawdę nie planował użyć broni, chyba że w samoobronie. Człowiek ten bez wątpienia wszedł do domu z zamiarem popełnienia morderstwa – niemożliwe, żebyśmy mieli do czynienia z włamaniem albo rozbojem, które przypadkowo zakończyły się śmiercią ofiar – ale nie był zainteresowany tym, żeby zabić szybko i „schludnie” za pomocą kuli.

Policja podała do wiadomości publicznej listę podejrzanych, lecz nie dysponowała żadnymi mocnymi dowodami. W październiku redaktor lokalnej gazety odebrał telefon, rozmówca polecił mu zajrzeć do określonej książki w głównym oddziale biblioteki miejskiej. W środku znajdował się list napisany na maszynie przez kogoś, kto twierdził, że jest mordercą. Utrzymywał, że podejrzani wytypowani przez policję „nie wiedzą nic”. Aby uwiarygodnić, że to on ponosi odpowiedzialność za zbrodnię, tuż pod nagłówkiem „SPRAWA PETERSONÓW” podał szczegółowe opisy wszystkich ofiar, w tym ułożenie ciał, sposób ich skrępowania, ubrania, które miały na sobie, i sposób, w jaki zostały zabite. Przy każdym zamordowanym umieścił ponadto dodatkowe „Uwagi”, na przykład informację, że Kenneth zwymiotował, a Sarah nie zaścieliła łóżka. Poskarżył się nawet, że ukradzione przez niego auto było w środku brudne i miało praktycznie pusty bak.

Przeczytałem poszarzałą fotokopię listu, każda strona znajdowała się w plastikowej koszulce ochronnej. „Jakie informacje na swój temat mi tu zdradzasz?”, pomyślałem.

Kolejne akapity zawierały mało składne wynurzenia o tym, jak autorowi trudno jest nad sobą panować od czasu popełniania morderstw, o braku skutecznego sposobu radzenia sobie z pragnieniem zabijania w związku z niemożnością zwrócenia się z tym problemem do kogokolwiek.

„Nigdy nie wiem, kiedy ten potwór wedrze się do mojego umysłu. Już zawsze będzie mi towarzyszył. Jak można się z czegoś takiego wyleczyć? Gdybym po zabiciu czterech osób zwrócił się do kogoś o pomoc, wyśmiałby mnie albo spanikował i zadzwonił po policję”.

Stwierdzenia te skojarzyły mi się z błaganiem pozostawionym na miejscu zbrodni przez Williama Heirensa, siedemnastoletniego studenta, który w latach czterdziestych XX wieku popełnił liczne morderstwa w Chicago. Szminką jednej z ofiar napisał na ścianie: „Na liTOść BOską złApcie Mnie ZaNim Zabiję kolejne. Nie panuję nad sobą”. Kiedy został ujęty, winę za morderstwa zrzucił na niejakiego George’a Murmana (prawdopodobnie skrót od _murder man_, morderca), który – jak w końcu przyznał – mieszkał w jego wnętrzu. Został osądzony i skazany na dożywocie. Bob Ressler i ja odbyliśmy z nim rozmowę w ramach naszego Projektu Badań nad Osobowościami Przestępczymi (Criminal Personality Research Project). Różnica polegała na tym, że o ile w napisanych szminką przez Heirensa słowach mogło się kryć autentyczne błaganie, o tyle ten gość próbował pogrywać z odbiorcami listu.

Oto jak opisał swój _modus operandi_ (MO): „ śledzenie ich, zbieranie informacji na ich temat, czekanie w ciemności, czekanie, czekanie”. Podobnie jak Heirens próbował zrzucić z siebie odpowiedzialność, stwierdzając: „Może uda wam się go powstrzymać. Ja nie potrafię. Wybrał już kolejną ofiarę albo ofiary, ale jeszcze nie wiem, kim one są”. List zakończył następującymi słowami: „Powodzenia w polowaniu”. Podpisał się jako „WASZ PRAWDZIWIE WINNY”.

W post scriptum dodał: „Ponieważ przestępcy seksualni nie zmieniają swojego MO, albo nie pozwala im na to ich natura, ja również nie zmienię swojego. Moim hasłem rozpoznawczym będzie… Wyszukaj i zniszcz”.

Zdałem sobie sprawę, że to ostatnie stwierdzenie jest kluczem do jego osobowości. Człowiek ten nie tylko przypisuje sobie sprawstwo zbrodni, ale też opatruje je swoją etykietą, dokonując w ten sposób autokreacji. Niezależnie od tego, czego dokonał w życiu – a podejrzewałem, że nie dokonał zbyt wiele – mordowanie napawało go największą dumą. Właśnie temu poświęcał najwięcej przemyśleń i fantazji. Uważał się za artystę, a morderstwa traktował jako swoje „dzieła”, swoją spuściznę. Druga część listu jest tylko wyjaśnieniem, powierzchownym wytłumaczeniem, dlaczego zamierza dalej to robić. Człowiek ten w niczym innym nie potrafi znaleźć spełnienia. Przez tę krótką chwilę może uciec od swojego nędznego, bezowocnego istnienia i sprawować największą możliwą władzę nad innymi ludźmi. Niezależnie od tego, kim oni są albo byli, on staje się od nich potężniejszy. I właśnie jako ktoś taki chciałby zostać zapamiętany.

Na tym sprawa się zakończyła, przynajmniej tak się wydawało. Nie dokonano kolejnych morderstw, nie nadesłano następnych listów.

Niemniej nawet bez dowodów, które leżały przede mną, byłoby dla mnie jasne, że NIESP nie zakończył swojej działalności. Przeanalizowałem dokładniej pierwszą stronę listu. Szczegółowość opisów była uderzająca, nigdy wcześniej nie spotkałem się z niczym podobnym. Odnotował nawet lokalizację okularów Melissy. Jak tego dokonał? Czy kompulsywnie obszedł całe mieszkanie, sporządzając drobiazgowe notatki? Z całą pewnością nie mógł przygotować tych opisów z pamięci po upływie ośmiu miesięcy.

Oczywiście, że nie! Patrzył na fotografie z miejsca zbrodni – dokładnie tak samo jak ja. Tyle że dysponował własnymi. Na miejsce przyniósł aparat fotograficzny albo, co bardziej prawdopodobne, zabrał jeden ze znajdujących się w posiadaniu Petersonów. Łatwo można przeoczyć zniknięcie aparatu, jeżeli się nie wie, że należy go szukać. Jeżeli człowiek ten nie był pasjonatem fotografii, który dysponuje własną ciemnią, musiał użyć polaroidu. Nie zaryzykowałby przecież oddania do wywołania filmu z tego rodzaju zdjęciami.

W jakim celu je zrobił? Nie po to, żeby móc później opisać miejsce zbrodni policji i mediom, nawet jeśli niewątpliwie sprawiło mu to przyjemność. Uświadomiłem sobie, że zdjęcia zrobił po to, żeby móc po wielokroć przeżywać tamte chwile. Niektórzy przestępcy zabierają z miejsca zbrodni biżuterię albo bieliznę. Ten człowiek wykonywał fotografie. To jasne, że będzie zabijał dalej. A uczyni to ponownie, kiedy przestaną mu wystarczać wspomnienia poprzedniego zabójstwa.

Kolejne morderstwo, o które go podejrzewano, popełniono niewiele ponad trzy lata później, w maju 1977 roku. Biały mężczyzna wtargnął do domu Frances Farrell, grożąc jej pistoletem. Trójkę dzieci – dwóch chłopców i dziewczynkę – zamknął w łazience, następnie związał i udusił ich matkę, dwudziestosiedmioletnią Frances. Dzwoniący telefon prawdopodobnie spłoszył napastnika, zanim zdążył dokończyć to, co zaplanował. Dzieci zdołały się wydostać z łazienki i zadzwoniły na policję. Jeżeli sprawcą był ten sam mężczyzna, tym razem nie przeciął linii telefonicznej albo nie miał takiej możliwości. Policja zyskała kilka dodatkowych szczegółów uzupełniających rozbieżne relacje świadków, którzy trzy lata wcześniej widzieli kogoś w okolicy domu Petersonów. Jeden z synów Frances zeznał, że tamtego ranka jakiś mężczyzna zatrzymał go na ulicy, by zapytać o drogę. Chłopak twierdził, że był to morderca.

Zdjęcia zwłok Frances Farrell były dość przerażające, bardziej nawet niż te przedstawiające rodzinę Petersonów. Podobnie jak Sarah Peterson Frances była naga, skrępowana czarnym kablem i białym sznurkiem od rolety. Ręce miała związane za plecami taśmą, sznurem i własnymi pończochami. Podobnie jak Danny’ego Petersona znaleziono ją z plastikowym workiem obwiązanym wokół głowy. Kiedy na miejscu zbrodni ściągnięto worek, pokazała się pod nim twarz niemal całkowicie sczerniała i poczerwieniała od sinicy i krwotoku. Wokół nosa i ust znajdowały się zaschnięte pozostałości po krwawych wymiocinach. W raporcie z sekcji zwłok nie odnotowano żadnych śladów napaści seksualnej ani obrażeń na dłoniach powstałych w wyniku stawiania oporu.

Szóstego listopada tego samego roku dwudziestotrzyletnia Lori Gallagher została tuż po powrocie do domu zaskoczona przez napastnika, który wtargnął przez okno sypialni. Tym razem przeciął linię telefoniczną. Kobietę znaleziono leżącą na brzuchu na łóżku, ubraną w różowy sweter z długimi rękawami, ze zsuniętymi majtkami i rękami związanymi z tyłu w nadgarstkach za pomocą rajstop. Kilkoma innymi parami rajstop w różnych kolorach sprawca obwiązał jej szyję i usta, które podobnie jak nos były zakrwawione. Całe ciało miało czerwonawy odcień od wybroczyn. I tym razem nie znaleziono obrażeń powstałych w czasie obrony ani śladów napaści waginalnej czy analnej. Również w tym wypadku przyczyną śmierci było uduszenie sznurkiem.

Najbardziej godną uwagi okolicznością związaną z tym morderstwem był sposób, w jaki dowiedziała się o nim policja. Następnego ranka morderca zadzwonił na posterunek i podał policjantom adres miejsca zbrodni. Oficerowie ustalili, że telefon wykonano z budki telefonicznej znajdującej się na zatłoczonym rogu ulic w centrum miasta. Kilkoro świadków przypomniało sobie, że widziało wysokiego jasnowłosego mężczyznę korzystającego mniej więcej w tym czasie z telefonu.

Na początku lutego 1978 roku morderca wysłał do lokalnej gazety wiersz, który w jakiś sposób trafił do działu kolportażu, gdzie przeleżał niezauważony kilka dni. Wyraźnie poirytowany tą zniewagą, a także brakiem upragnionego rozgłosu medialnego, NIESP zmienił taktykę i wysłał list do stacji telewizyjnej, która obejmowała swoim zasięgiem sporą część regionu. W liście nie tylko ponownie przypisał sobie morderstwo Petersonów, lecz również wziął na siebie odpowiedzialność za Farrell i Gallagher.

Stacja telewizyjna natychmiast przekazała list policji, która potraktowała go poważnie.

Zawarte w nim opisy morderstw Farrell i Gallagher były równie szczegółowe jak wcześniejszy opis zabójstwa Petersonów. Autor zauważył, ile szczęścia miały dzieci Farrell, że dzwoniący telefon uratował im życie, ponieważ planował je zabić tak samo jak Danny’ego Petersona. List pozwalał jeszcze dokładniej zorientować się w metodach i motywacjach sprawcy. Pod każdym z akapitów opisujących zamordowanie Farrell i Gallagher umieścił identyczny komentarz: „Wybrana losowo bez większego planowania, Motywacja X”.

Zapowiedział kolejne morderstwo o przebiegu podobnym do zgładzenia Melissy Peterson. Przebieg ten opisał z odrażającymi i wulgarnymi szczegółami. Następna kobieta miała zostać wybrana losowo, a morderstwo miało zostać tym razem nieco dokładniej zaplanowane. I tym razem za zbrodnią miała stać „Motywacja X”.

„Ile jeszcze muszę zabić, zanim moje nazwisko trafi do gazet albo zwrócę na siebie uwagę całego kraju?” – narzekał. „Czy policja naprawdę sądzi, że wszystkie te morderstwa nie są ze sobą powiązane? Tak, MO jest za każdym razem inne, ale wystarczy przecież zauważyć podobieństwa”.

Mimo że wynikało to jasno z tego, co napisał wcześniej, dodał: „Nie rozumiecie tych spraw, ponieważ nie znajdujecie się pod wpływem Motywacji X, czyli tego samego, co powodowało Synem Sama, Kubą Rozpruwaczem, Dusicielem z Bostonu, Dusicielem z Hillside, Tedem z Zachodniego Wybrzeża i wieloma innymi osławionymi postaciami”.

Swoją przypadłość nazwał „straszliwym koszmarem”, ale przyznawał: „Nie spędza mi ona snu z powiek. Po takiej historii jak z Gallagher wracam do domu i żyję dalej, jak wszyscy inni. I tak się dzieje, dopóki ponownie nie ogarnie mnie żądza”.

Nawet na tak wczesnym etapie mojej kariery profilera wiedziałem, że człowiek ten nie wraca do domu i nie żyje dalej, jak wszyscy inni, niemniej umiałem już wtedy odczytywać ukryte znaczenia tekstu, czyli jego „podtekst”, jak mówią aktorzy, a w tym wypadku morderca umieścił niezwykle trafny opis nie tylko siebie, ale też praktycznie wszystkich seryjnych drapieżców. Na co dzień wydają się ludźmi zajętymi własnymi sprawami i wiodącymi zwyczajne życie, jak my wszyscy. Mimo że są potworami, nie wyglądają ani nie zachowują się jak potwory i właśnie dlatego mogą z powodzeniem realizować swoje plany. Mamy ich przed oczami, ale nie dostrzegamy prawdy. Potworami są nie za sprawą wyglądu, lecz za sprawą faktu, że ich działalność „nie spędza im snu z powiek”.

List kończył się następującym apelem: „Może nadalibyście mi jakieś imię?”. Tym razem oficjalnie je zaproponował: „WYSZUKIWAĆ I NISZCZYCIEL”.

Formalnie rzecz biorąc, powinno ono brzmieć Wyszukiwacz i Niszczyciel, ale mimo błędu gramatycznego zdołał przekazać istotę tego, o co mu naprawdę chodziło. Nie poświęcał wiele uwagi swojemu stylowi, ale bez wątpienia intensywnie pracował nad wizerunkiem. Jeżeli chcielibyśmy go złapać, musieliśmy zagrać w jego grę.

Policja zdążyła już wykonać pierwszy dobry krok, zanim jeszcze zgłosiła się do nas. Nie tylko sformowano specjalną grupę, która miała połączyć wszystkie dowody i poszlaki oraz złapać mordercę, ale też, w dniu, kiedy stacja telewizyjna otrzymała wspomniany list, komendant policji zorganizował konferencję prasową i publicznie ogłosił fakt komunikacji ze sprawcą, a także przekonanie policji co do jej prawdziwości.

„Powtarzam: nie mamy wątpliwości, że osoba, która napisała list, zabiła tych ludzi. Człowiek ten za każdym razem używa słów »Wyszukaj i zniszcz« oraz wyraża życzenie, żeby nazywano go »Wyszukiwać i Niszczycielem«. Ponieważ jesteśmy pewni, że odpowiada za sześć morderstw, prosimy o pomoc wszystkich mieszkańców naszej społeczności”.

Mimo że dopiero zaczynałem swoją przygodę z profilowaniem i analizą śledczą, potrafiłem już rozpoznać, że komendant wykazał się w tym wypadku dobrym instynktem. Przekonanie to wzmocniło się dodatkowo w czasie mojej kariery w służbach ochrony porządku publicznego.

Osoby wykonujące ten rodzaj pracy cechuje skłonność do zatajania i kontrolowania informacji. Czasami jest to oczywiście konieczne. W każdej toczącej się sprawie pewne szczegóły trzeba trzymać w tajemnicy, aby można było oceniać prawdziwość zeznań podejrzanych i świadków. W przypadku każdej głośnej zbrodni czy serii zbrodni – a Wyszukiwać i Niszczyciel z pewnością kwalifikował się do tej kategorii – na policję zgłasza się zgraja postrzeleńców przypisujących sobie ich autorstwo. Oficerowie odbierają zeznania od ludzi, którzy chcieliby dokonać tego, co prawdziwy morderca, ale ponieważ nie potrafili tego sami zrobić, próbują zdobyć rozgłos i zrealizować swoje fantazje. Policjanci muszą dysponować możliwościami odsiania ich, zanim zmarnują im zbyt wiele czasu.

Niemniej, jak miałem okazję się wielokrotnie przekonać, w ostatecznym rozrachunku opinia publiczna jest niemal zawsze najlepszym i najskuteczniejszym partnerem w doprowadzeniu NIESP przed wymiar sprawiedliwości. Ktoś go zna. Ktoś coś widział albo słyszał. Ktoś dysponuje brakującym elementem układanki. Pierwsza reguła rozwiązywania zagadek kryminalnych Douglasa głosi, że im większą liczbą informacji podzielimy się ze społeczeństwem, tym bardziej będzie nam ono umiało pomóc.

Z tego między innymi powodu nie byłem pierwszą osobą, która przedstawiła „profil” Wyszukiwać i Niszczyciela. Media oszalały na punkcie „Motywacji X”. Psychiatrzy i psychologowie wypowiadali się na temat jej znaczenia, próbowali tłumaczyć, w jaki sposób NIESP stał się kimś takim. Niektóre spostrzeżenia były nawet wartościowe, niemniej nasze podejście do profilowania ze swej natury znacząco odbiega od metod stosowanych przez większość psychiatrów i psychologów. Ich zadaniem jest wykorzystywanie surowych danych psychologicznych do określenia, w jaki sposób ktoś stał się takim, a nie innym człowiekiem. Moim zadaniem jest wykorzystywanie dostępnych materiałów do ustalenia, jaki ten człowiek jest obecnie, jak możemy go rozpoznać i co da się zrobić, żeby go schwytać, zanim dopuści się kolejnych zbrodni.

Jeden z psychologów napisał na przykład artykuł, w którym spekulował, że morderca zgłębia czasopisma medyczne i psychologiczne, próbując lepiej zrozumieć siebie i motywacje popychające go do odbierania życia innym i że jeszcze jako nastolatek musiał szukać pomocy specjalistów w sprawie radzenia sobie z impulsywnymi emocjami i brutalnymi fantazjami.

Może tak było, a może nie. Z mojej praktycznej perspektywy profilowania przestępców widziałem mężczyznę zafascynowanego życiem, procedurami i kulturą policji. Albo pracował w jakiegoś rodzaju służbach ochrony porządku publicznego, albo bardzo tego pragnął i fantazjował na temat władzy, jaką dałby mu taki status. Zwróciłem uwagę na to, że nie tylko fotografuje miejsca zbrodni w taki sposób, jakby to uczynił prawdziwy policjant, ale też sporządza metodyczne, proceduralne opisy zwłok i miejsc zbrodni, operując żargonem podobnym do policyjnego (na przykład podaje orientację północ–południe czy wschód–zachód na określenie położenia zwłok). W kontekście z pewnością wykonywanych przez niego fotografii nie zdziwiłbym się, gdyby również sporządzał szkice, fantazjując o przyszłych zbrodniach, które zapowiedział w liście, i planując je.

Biura Jednostki Nauk Behawioralnych w Quantico znajdowały się w głębokiej piwnicy, osiemnaście metrów pod ziemią. Pomieszczenia zaprojektowano pierwotnie jako schron dla zespołu ekspertów krajowych sił porządkowych na wypadek zagrożenia. Mentalność bunkrowa może się przydawać w sytuacji ataku nieprzyjaciela, ale na co dzień działała na mnie trochę paraliżująco. Kiedy zatem otrzymywałem sprawę, nad którą chciałem się poważniej zastanowić, szedłem do biblioteki zlokalizowanej na najwyższym piętrze sąsiedniego budynku, należącego do Jednostki Prawnej, i zaszywałem się tam z materiałami. Siedziałem w odosobnieniu i próbowałem zwizualizować sobie przebieg wydarzeń – do czego doszło między ofiarą i sprawcą. Próbowałem dokonać szczegółowej analizy ofiary, co obecnie nazwalibyśmy analizą wiktymologiczną. Jest ona równie istotna w określeniu charakteru przestępstwa co zrozumienie sprawcy.

W odróżnieniu od mojego maleńkiego podziemnego gabinetu biblioteka miała okna i mnóstwo światła. Nie wywoływała w człowieku poczucia, że pracuje w trumnie.

W pierwszej kolejności próbowałem sobie wyobrazić, jak każda z ofiar zareagowałaby w konfrontacji ze sprawcą. Analizowałem ich obrażenia i próbowałem je zinterpretować, aby zrozumieć, dlaczego ofiara została potraktowana w taki, a nie inny sposób.

Gdyby na przykład z materiałów wynikało, że ofiara powinna zachowywać się z natury ulegle, a na jej ciele widniały oznaki tortur, mówiłoby nam to coś o NIESP i jego sygnaturze. Wyciągnąłbym z tego wniosek, że zadał ból dla przyjemności i że potrzebował tego, żeby odczuć satysfakcję z popełnienia zbrodni.

Próbowałem sobie wyobrazić – zinternalizować – przerażenie, jakie młodziutka Melissa Peterson, jedenastoletnie dziecko, musiała odczuwać, kiedy uzbrojony w pistolet napastnik zmusił ją, żeby się rozebrała, kiedy krępował jej ręce, kiedy przywiązywał ją do rury wokół talii i nóg. Czy jej rodziców zabił wcześniej? Zgadywałem, że tak – w pierwszej kolejności wyeliminowałby osoby stwarzające największe zagrożenie. Czy Melissa wiedziała, że rodzice nie żyją i nie mogą przyjść jej z pomocą? Musiała słyszeć szamotaninę, ich krzyki albo błagania o darowanie życia ich i dzieci. Czy wiedziała, że mogło to jeszcze bardziej nakręcić jej prześladowcę? Żołądek podszedł mi do gardła i zrobiło mi się niedobrze, kiedy wyobraziłem sobie, jak morderca zaciska sznur coraz mocniej i mocniej. Wiedział, że jego twarz, twarz kata, będzie ostatnią rzeczą, jaką dziewczynka zobaczy przed śmiercią. Musiał się upajać tą myślą. Jak ktokolwiek może uczynić coś takiego innej osobie, a zwłaszcza tak młodej i niewinnej? Kiedy zobaczy się takie fotografie, jak można nie mieć obsesji na punkcie schwytania człowieka, który czegoś takiego dokonał?

_Melisso, nie potrafię ani nigdy nie będę umiał usunąć Cię ze swojego umysłu ani przestać myśleć o Twojej mamie, o Twoim tacie i bracie oraz o wszystkich innych, którym przydarzyło się to, co Tobie. O wszystkich, którzy stracili życie, ponieważ ktoś inny postanowił im je odebrać. To, że inni ludzie nie widzieli tego, co ja widziałem, nie oznacza, że nie może im się równie łatwo przydarzyć coś podobnego jak Tobie i Twojej cudownej rodzinie. Mogłaś być każdym z nas, a każdy z nas mógł być Tobą._

Tyle że sama złość, samo pragnienie krwi winnych, żeby pomścić krew niewinnych, do niczego mnie nie doprowadzi. Co mówiły mi dowody? Co mogłem wywnioskować z fotografii miejsca zbrodni i innych materiałów, którymi dysponowałem?

Później mieliśmy zacząć się posługiwać takimi określeniami, jak „zorganizowany” i „niezorganizowany” na scharakteryzowanie sprawców. Patrząc na dowody, mogłem powiedzieć, że wydawało się, że ten panuje nad realizacją tego, co zaplanował. Nie dostrzegłem żadnych oznak świadczących o tym, że znał ofiary, a zatem musiał je wcześniej obserwować (kolejna czynność, która mogła mu się kojarzyć z działaniami policji) i budować fantazję związaną z kontrolą, poniżaniem i mordowaniem jeszcze przed wtargnięciem do ich domu. To akurat wiedziałem z rozmów z więźniami i innych badań: w przypadku drapieżców seksualnych fantazja zawsze poprzedza czyn.

Policyjny raport opisywał spermę znalezioną na nodze Melissy. To nic zaskakującego, wielu drapieżców masturbuje się na miejscu zbrodni. W jaki sposób wiązało się to jednak z pozostałymi dowodami o charakterze behawioralnym?

Zwróciłem uwagę, że sprawca ma silnie rozwinięty zmysł wizualny. Nie tylko robi zdjęcia i drobiazgowo opisuje miejsca zbrodni, lecz także układa ofiary w taki sposób, jaki mu pasuje. Odnosiło się to zwłaszcza do Melissy, której, jak się wydawało, poświęcił najwięcej czasu i uwagi. Wywnioskowałem z tego, że pomimo obsesji seksualnej człowiek ten ma silne poczucie niższości, a przez to czuje się pewniej w kontakcie z dzieckiem niż z rówieśnikami. Jego poczucie niższości przejawiało się wyraźnie w tym, że choć rozbierał kobiety do naga, nie odbywał z nimi stosunku. Używał ich wyłącznie jako rekwizytów do swoich masturbacyjnych fantazji. Co więcej, miał wytrysk prawdopodobnie dopiero wtedy, kiedy ofiara była już martwa.

Choć niewątpliwie poddawał ofiary straszliwym mękom, nie były to tortury fizyczne takiego rodzaju, jakie spotykamy w przypadku seksualnych sadystów, którzy muszą zadawać intensywny ból fizyczny, aby doprowadzić się do stanu podniecenia. Jego tortury miały charakter głównie psychologiczny; w ten sposób potwierdzał swoją władzę i wyższość nad ofiarami. Choć mógł fantazjować o zadawaniu tortur fizycznych, były one w równie niewielkim stopniu elementem jego sygnatury, co odbywanie stosunków z ofiarami.

Zahamowania w rozwoju przejawiały się u niego zapewne pod postacią podglądactwa albo voyeuryzmu, co wiązało się z jego obecną skłonnością do śledzenia ofiar. Spędzał z nimi tak dużo czasu, że musiał mieć poczucie panowania nad otoczeniem. Musiał wiedzieć, że rodzina składała się tylko z czterech osób i że istnieje małe prawdopodobieństwo, aby w ich domu pojawił się niespodziewanie ktoś inny.

Równie znaczące, jak to, co zrobił Melissie, było to, w jaki sposób zabił jej młodszego brata. W jednym z listów stwierdził, że założył chłopcu worek na głowę, żeby go udusić, i to samo zamierzał zrobić z synami Frances Farrell, zanim spłoszył go telefon. Tyle że do uduszenia małego Daniela posłużył się również sznurkiem, jak w przypadku jego rodziców i siostry. Mówiąc naszym żargonem, worek był zatem elementem „przesadnego zabójstwa”, a zatem dla jego użycia musiał istnieć jakiś inny powód. Byłem przekonany, że w odróżnieniu od pozostałych morderstw zabicie chłopca budziło w nim jakiś niepokój. Chciał je zatuszować, a jednocześnie sprawić, żeby martwe oczy Danny’ego nie mogły się w niego oskarżycielsko wpatrywać.

Dlaczego? Ponieważ się z nim identyfikował, podobnie jak identyfikował się z synkami Frances Farrell, których zamknął w łazience, żeby nie widzieli, co robi z ich matką. Czy tak samo potraktowałby dziewczynkę, pozostawało sprawą otwartą.

Siedziałem samotnie przy bibliotecznym stole i zacząłem sporządzać profil, pisząc odręcznie na żółtej kartce. Na pierwszej stronie umieściłem nagłówek: SERIA ZABÓJSTW wraz z nazwą miasta.

Rozpocząłem od naszego już wtedy standardowego zastrzeżenia: „Proszę pamiętać, że załączona analiza nie może zastąpić starannego i prawidłowo przeprowadzonego śledztwa”, po czym zwróciłem uwagę, że informacje zawarte w profilu zostały oparte na naszej wiedzy na temat podobnych przypadków, niemniej dwie zbrodnie czy osobowości przestępcze nigdy nie są dokładnie takie same.

Następnie opisałem morderstwa popełnione przez Wyszukiwać i Niszczyciela jako wynik fantazji odgrywanych przez człowieka z poczuciem niższości, życiowe zero, które po raz pierwszy postawiło się w pozycji znaczenia i kontroli, wreszcie zyskując uznanie, na które w swoim przekonaniu zasługiwało od lat. Poczucie niższości osiąga u sprawcy taki poziom, że nie potrafi on nawet wymyślić oryginalnych zbrodni, tylko wzoruje się na opisywanych w mediach przestępcach. Do tego stopnia zazdrości rozgłosu innym mordercom, że stawia sobie za wzór Syna Sama, mimo że Petersonów zamordował, zanim Syn Sama rozpoczął swoją działalność. Inaczej mówiąc, zapatrzenie w drapieżców, którzy zaczęli działać później niż on, należy uznać za żałosną próbę autokreacji.

NIESP jest białym mężczyzną w wieku dwudziestu kilku lat albo tuż po trzydziestce. Mógł być żonaty, ale jeśli tak było, w małżeństwie występowały stałe problemy natury osobowościowej i seksualnej.

Mężczyzna ten jest wyalienowany, samotny i wycofany. Prawdopodobnie nigdy nie miał normalnego heteroseksualnego kontaktu z kobietą. Jego ofiary wydają się – inaczej niż on – osobami towarzyskimi i kochanymi przez innych, a on tworzy sytuacje, w których znajdują się w gorszej pozycji niż on – są nie tylko bezbronne, ale też wręcz całkowicie bezradne, błagają o życie.

Na podstawie profili podobnych przestępców, stworzonych przez nas po rozmowach z więźniami, spodziewałem się, że NIESP pochodzi z rozbitej rodziny i był wychowywany głównie przez apodyktyczną matkę, która dyscyplinowała go w niekonsekwentny sposób. Mogła być bardzo religijna i od wczesnego wieku obarczać syna brzemieniem winy. Ojciec prawdopodobnie odszedł albo zmarł, kiedy NIESP był chłopcem w wieku Danny’ego albo nawet młodszym. Nie zdziwiłbym się, gdyby został wychowany przez rodziców zastępczych.

W szkole uczył się przeciętnie i bardziej interesowało go przeszkadzanie w lekcjach niż edukacja. Jego język niewątpliwie wskazuje na zainteresowanie służbami porządkowymi, ale może również świadczyć o odbyciu służby wojskowej. Na tę ostatnią opcję mogło również wskazywać posłużenie się wyrażeniem „wyszukać i zniszczyć”, choć akurat do tego nie przykładałem większej wagi, ponieważ w 1974 roku wojna w Wietnamie była tak mocno osadzona w świadomości społeczeństwa, że praktycznie wszyscy znali ten termin. W związku z tym mógł on reprezentować po prostu kolejny element fantazji.

Jeżeli NIESP był wcześniej aresztowany, to za włamania albo voyeuryzm. W odróżnieniu od wielu drapieżców seksualnych raczej nie dopuścił się w przeszłości gwałtu.

Wybierając lokalizację, kieruje się poczuciem bezpieczeństwa. Przestępstwa popełnia tam, gdzie może wybrać z wielu ofiar, gdzie dysponuje łatwą drogą ucieczki albo kryjówką, na przykład parkiem. Jak sam zauważa, wybór ofiary jest wynikiem częściowo planowania, a częściowo przypadku – ofiarą staje się osoba, która jest akurat dostępna, kiedy NIESP ogarnia żądza zabicia.

Istnieje wiele możliwych powodów długich przerw między morderstwami. Mógł odbywać służbę wojskową albo wyjechać z jakiegoś innego powodu. Mógł przebywać w szpitalu psychiatrycznym albo spędzić czas w więzieniu, skazany za innego rodzaju przestępstwo, na przykład włamanie.

Z listów wynikało, że uważnie śledzi informacje w mediach i pragnie rozgłosu, jaki mogłyby mu one zapewnić. Po osobie do tego stopnia zainteresowanej policyjnymi procedurami można było ponadto oczekiwać, że spróbuje w jakiś sposób włączyć się w śledztwo, na przykład będzie spędzać dużo czasu w barach odwiedzanych przez policjantów, gdzie mógłby się z nimi integrować albo podsłuchiwać ich rozmowy. Dzięki temu czułby się „jednym z nich” (czego przecież pragnął), a jednocześnie kimś lepszym (co było mu potrzebne, żeby złagodzić kompleks niższości) jako osoba zdolna przechytrzyć siły ochrony porządku publicznego i zasiać poważny lęk w lokalnej społeczności. Jeśli rzeczywiście poczuje się lepszy od policji, może po raz kolejny nawiązać kontakt, dzwoniąc bezpośrednio na komendę bądź wysyłając tam albo do prasy fotografie wykonane przez siebie na miejscu zbrodni. Należy się spodziewać, że zabije ponownie i będzie to robić dalej, udoskonalając swoją fantazję i zyskując coraz większą pewność siebie za każdym razem, kiedy ujdzie mu to na sucho.

Tego rodzaju profil jest ważnym narzędziem, ale niejedynym. Jeżeli śledczy uwierzą w jego prawdziwość, może im to pomóc w zawężeniu listy podejrzanych albo rozpoznaniu potencjalnego sprawcy, kiedy się na niego natkną. Dzieje się tak zwłaszcza w sytuacjach, kiedy informujemy policję, że prawdopodobnie przesłuchała już NIESP w ramach wstępnych czynności śledczych. Niemniej nawet bardziej istotne jest dogłębne zrozumienie profilu, aby można go było przełożyć na proaktywne działania. Właśnie temu poświęcona była kolejna część naszych sugestii.

Uważałem, że możemy wykorzystać ogromny egocentryzm i arogancję sprawcy. Prędzej czy później poczuje potrzebę pochwalenia się przyjacielowi, znajomemu, a może nawet członkowi rodziny, zdradzając w ten sposób jakieś informacje na temat popełnionych przez siebie czynów. Na naszą korzyść można było również przekuć jego zafascynowanie policją. Jeżeli nie jest już członkiem jakiejś służby ochrony porządku publicznego – choćby strażnikiem albo nocnym stróżem – może spróbować się podszyć pod policjanta. Zainteresowanie krępowaniem ofiar wskazuje, że prawdopodobnie czyta czasopisma z gatunku _true crime_, jako że elementy _bondage_ i opisy różnego rodzaju form dominacji nad kobietami są naczelnym wątkiem przewijającym się przez tego rodzaju publikacje. Z zamieszczanych w nich reklam NIESP wie, jak łatwo można zamówić autentycznie wyglądającą odznakę policjanta albo oficera śledczego, którą będzie nosił przy sobie. Kto wie, czy właśnie w ten sposób nie dostaje się do domów ofiar, jako że w zasadzie nigdzie nie znaleziono śladów włamania. Prawdopodobnie pokazuje odznakę przy każdej nadarzającej się okazji, na przykład kiedy płaci za drinki w lokalnym barze.

Obawia się, że zostanie schwytany, ale spowodowane przez niego zamieszanie tak go ekscytuje, że może pozostawać w okolicy miejsca zbrodni nawet po pojawieniu się tam służb porządkowych.

Odkryłem, że w filii uniwersytetu stanowego, położonej niedaleko miejsc, gdzie popełniono morderstwa, znajduje się wydział kryminalistyki. W mojej ocenie istniało spore prawdopodobieństwo, że Wyszukiwać i Niszczyciel uczęszczał tam na jakiś kurs albo przynajmniej zapoznał się z podręcznikami poświęconymi pracy służb porządkowych. Za naszą radą policja zaczęła monitorować kserokopiarki, umieszczając na szkle specjalny znak i wkładając do nich papier ze znakami wodnymi. Pojawienie się jednego z tych znaków wodnych w późniejszej komunikacji pokazało, że przestępca rzeczywiście kręcił się na uczelni.

Uznałem, że należy wzbudzić w sprawcy możliwie duży stres. Dobrym pomysłem mogło być podanie do publicznej wiadomości, że podejrzanego widziano koło domów Petersenów i Gallagher, kiedy przecinał linie telefoniczne. Im większą presję będzie się wywierać na sprawcę, tym bardziej jego zachowanie powinno zwrócić uwagę osób z jego otoczenia. Krewnych, przyjaciół albo kolegów z pracy należy uwrażliwić na takie rzeczy, jak zwiększone spożycie alkoholu, zmiany w wyglądzie w rodzaju utraty wagi, zapuszczenia albo zgolenia brody, ogólna nerwowość i zaabsorbowanie sprawą, na przykład wspominanie o niej często w rozmowach bez wyraźnego powodu. Podobnie jak morderstwa pozostawały wciąż żywe w umyśle sprawcy, tak samo my powinniśmy w nim dodatkowo zaszczepić myśli o trwających poszukiwaniach. W ten sposób odczuwałby jednocześnie upojenie i przerażenie. Nasze zadanie polegałoby na zmuszeniu go do popełnienia błędu przez zmianę zachowania.

„A jeśli on rzeczywiście jest policjantem?”, zastanawiałem się. Mógł być jednym z nas, zadzwonić do mnie w związku z inną sprawą, nad którą pracował, i poprosić o pomoc czy radę. Często powtarzam sobie, że tacy ludzie żyją wokół nas, a my nie dostrzegamy ich prawdziwej natury, niemniej szczególnie godna potępienia jest sytuacja, kiedy sprawcą okazuje się osoba, która przysięgała przestrzegać prawa. Jest to wynaturzenie – tego samego rodzaju wynaturzenie jak to, kiedy dzieci umierają przed rodzicami. Ze zjawiskiem tym niestety nierzadko miałem okazję się spotykać w swojej karierze.

Na podstawie moich wyobrażeń na temat stosunku sprawcy do poszczególnych ofiar uznałem, że jednym ze sposobów zmuszenia go do ujawnienia się mogło być skupienie uwagi opinii publicznej na Dannym Petersonie albo nawet na synach Frances Farrell, którzy przeżyli morderstwo swojej mamy. Można było tego dokonać za pomocą artykułu w gazecie lub czasopiśmie bądź audycji telewizyjnej, które zmusiłyby NIESP do spojrzenia na te ofiary jako na prawdziwych ludzi. Istniała szansa, że w ten sposób wyciągniemy na powierzchnię wyrzuty sumienia czy dręczące go wątpliwości związane z jego czynami. Właśnie z tego powodu często ogłaszam publicznie daty nabożeństw żałobnych albo lokalizację grobów, ponieważ z naszych badań wynika, że sprawcy z najróżniejszych powodów odwiedzają swoje ofiary ponownie.

Udzieliliśmy policji wielu dodatkowych rad, jak zmusić Wyszukiwać i Niszczyciela do błędu – do ujawnienia się, zanim zabije ponownie. Wolałbym nie wdawać się w szczegóły, ponieważ nawet po latach zachowują swoje strategiczne znaczenie. Przestrzegłem jednak policję przed jednym, zwłaszcza w kontekście prób tworzenia portretów psychologicznych ukazujących się w lokalnych mediach: służby ochrony porządku publicznego nie powinny pozwalać, aby sprawcę przedstawiano jako psychotyczne zwierzę. Takie ujęcie dałoby mu pretekst do kolejnych zabójstw. Uważałem, że istnieje większe prawdopodobieństwo, że zabije ponownie, jeśli zdoła przekonać samego siebie, że akty te pozostają w istocie poza jego kontrolą. Dałoby mu to psychologiczne usprawiedliwienie do ich dalszego popełniania.

Wszyscy wstrzymaliśmy oddech w wyczekiwaniu, ale nie doszło do kolejnych morderstw, które pasowałyby do wzorca Wyszukiwać i Niszczyciela. Policja otrzymała za to pocztą rysunek, który był jednocześnie przerażająco rzeczowy w stylu i odrażająco pornograficzny w treści. Ukazywał nagą kobietę na łóżku, zakneblowaną i mocno skrępowaną, gwałconą dużym prętem. Mógłby to być rysunek przedstawiający miejsce zbrodni, rzecz w tym, że udało nam się ustalić, że nie pasował do żadnego faktycznego przestępstwa. Doszedłem do wniosku, że była to raczej fantazja odzwierciedlająca wyobrażony scenariusz kolejnego morderstwa. Policjanci w całej metropolii otrzymali portret pamięciowy sporządzony na podstawie zeznań różnych świadków i zostali uwrażliwieni na podejrzane zachowania, na które powinni zwracać uwagę, oraz typ ofiar i MO, których należało się spodziewać po podejrzanym.

Chciałbym móc napisać, że ta historia ma szczęśliwe zakończenie. Nie ma. Tak naprawdę w ogóle nie ma zakończenia. Wygląda na to, że po zabójstwie Lori Gallagher morderca zniknął. Jego sprawa nigdy nie została zamknięta. Człowiek ten może wciąż żyć, dlatego też zmieniłem nazwiska ofiar i część innych detali.

Co się wydarzyło? Dlaczego przestał?

Być może nigdy się tego nie dowiemy. Jedno z potencjalnych wyjaśnień mówi, że podobnie jak część innych seryjnych morderców, którzy niespodziewanie zaprzestali swojej działalności, mimo że przewidywaliśmy i obawialiśmy się, że będą ją kontynuować, mógł zostać aresztowany za coś innego i trafić do więzienia albo zakładu psychiatrycznego, a nikt nie skojarzył jego osoby z serią przerażających morderstw, które przez tyle lat wstrząsały regionem. Mógł zginąć w wypadku samochodowym albo z ręki dawnego wspólnika czy innego wroga. Istnieje również prawdopodobieństwo, że zanadto zbliżył się do śledztwa – został przesłuchany, zdał sobie sprawę, jak niewiele policji brakuje, żeby go schwytać, i się wystraszył.

Większość seryjnych drapieżców seksualnych popełnia kolejne czyny, dopóki w taki czy inny sposób nie zostanie powstrzymana. Ten przypadek może być do pewnego stopnia wyjątkowy. Sprawca miał tak silnie rozwinięty zmysł wizualny, tak mocno pogrążał się w fantazjach, był tak mocno oderwany od jakiegokolwiek realnego albo znaczącego kontaktu z innym człowiekiem, że kiedy już zasmakował wyszukiwania i niszczenia, na których punkcie miał taką obsesję, mogła mu wystarczać sama fantazja. Mógł się zadowolić myślą, że miał okazję sprawować władzę nad życiem i śmiercią innych ludzi, że wykorzystał tę władzę i „przechytrzył” wszystkie organy ochrony porządku publicznego, dowodząc w ten sposób swojej wyższości. Stał się ośrodkiem zainteresowania mediów w stopniu, na który nigdy nie mógłby liczyć inaczej, niż wzbudzając wściekłość opinii publicznej. Ze swojej ciasnej i pokręconej perspektywy stał się kimś. Nadal dysponował wszystkimi fotografiami i Bóg raczy wiedzieć iloma rysunkami podobnymi do tego, który przesłał policji. Mogły się okazać wystarczające.

Czy pomyliłem się w ocenie Wyszukiwać i Niszczyciela, przez co nigdy nie trafił w ręce wymiaru sprawiedliwości? Nie sądzę, choć tylko on sam to wie. Nie jestem nawet pewien, czy i to jest prawdą, ponieważ według mnie dzięki przeprowadzonym przez nas badaniom dysponujemy lepszym zrozumieniem jego obsesji niż on sam.

Wiele lat później doszło do kolejnej serii zbrodni, które – jak się wydawało – miały podobne MO i sygnaturę. Media zaczęły spekulować, czy Wyszukiwać i Niszczyciel nie wrócił. Do jednego z lokalnych ośrodków medialnych przyszedł jednak list stwierdzający (parafrazuję): „To nie ja”. Zakładając, że był prawdziwy, morderca żył i być może nadal żyje.

Celowo zaczynam od opowieści z przestrogą z początków mojej kariery profilera.

Powinniśmy przyznać już na wstępie, że dobro nie zawsze zwycięża. Podobnie jak to jest w przypadku medycyny, profilowanie nie jest nauką ścisłą, a z powodu stawki, o jaką toczy się gra, przegrana – świadomość, że agresor pozostaje na wolności i może w każdej chwili zaatakować – bywa druzgocąca. Drapieżcy występują w najróżniejszych postaciach czy przebraniach i wszyscy są niebezpieczni. Mimo naszego zaangażowania, mimo naszej własnej obsesji nie zawsze udaje nam się ich złapać.

Musimy się pogodzić ze smutną myślą, że nie każdy pojedynek będzie dla nas zwycięski i to się prawdopodobnie nigdy nie zmieni. Nawet w sprawach, w których triumfujemy, z definicji odnosimy tylko częściowe zwycięstwo, ponieważ kiedy zostajemy włączeni w sprawę, jest już co najmniej jedna ofiara. Pewne ukojenie przynosi mi wszakże myśl, że obsesja, z jaką rozmyślałem o mordercy rodziny Petersenów, Frances Farrell i Lori Gallagher, a zapewne również innych… że ta obsesja pozostała we mnie i w moich kolegach, pomagając nam się zaangażować i poświęcić całą uwagę tysiącom innych ofiar, które stały się naszymi klientami, oraz tysiącom innych napastników, których pomagaliśmy ścigać.

Jeżeli pierwszą nauką płynącą z opisanego tu przypadku jest pokora, którą powinni mieć ci z nas, którzy stają do takiej bitwy, to drugą jest wiedza, świadomość i pewna doza przezorności oraz przygotowania, jako że pełne zwycięstwo odniesiemy tylko wtedy, kiedy uda nam się uniemożliwić tym potworom skrzywdzenie nas, naszych rodzin i naszych przyjaciół. Również w tym wypadku nie mamy do czynienia z nauką ścisłą, ale wiem, jak ogromną wartość może mieć takie podejście.

Ta wojna nigdy się nie kończy i wszyscy jesteśmy w niej żołnierzami. W pierwszej kolejności musimy zrozumieć wroga i walkę, którą przyjdzie nam z nim stoczyć jako jednostkom i jako społeczeństwu. O tym właśnie powinniśmy myśleć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: