Lata nadziei: 17 września 1939 - 5 lipca 1945 - Stanisław Cat-Mackiewicz - ebook

Lata nadziei: 17 września 1939 - 5 lipca 1945 ebook

Stanisław Cat-Mackiewicz

4,7

Opis

W 1945 roku Polska znalazła się w otchłani klęski. Stało się tak nie tylko ze względu na zły los, ale też na skutek własnych naszych błędów, błędnej polityki kierowników naszego państwa i błędnych nastrojów społeczeństwa. (…)
Możemy więc załamywać ręce i twierdzić, że zostaliśmy perfidnie oszukani i porzuceni przez sojuszników, i będzie to zgodne z prawdą. Ale to, co się nazywa „rozumem stanu” nie polega na biadaniu ex post nad przewrotnością wspólników, lecz na umiejętności przewidywania, czy układy nam proponowane będą czy też nie będą przez kontrahenta dotrzymane. A ci, którzy podjęli się kierować naszymi losami, nie tylko politycznie przewidywać, lecz politycznie myśleć nie umieli.

Stanisław Cat-Mackiewicz

 

Do zasadniczych kwestii postawionych przez autora, takich jak oceny polityki brytyjskiej, skuteczność działań podejmowanych przez władze polskie czy celowość polskiego wysiłku wojennego, historycy ciągle wracają i na nowo podejmują o nich dyskusję. (…) nie można także pominąć faktu, że książka zawiera liczne wartościowe przemyślenia i oceny, jak chociażby ta dotycząca rzeczywistych skutków powstania warszawskiego.

Prof. Andrzej Leon Sowa

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 346

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (6 ocen)
4
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JerzyGarwaski

Dobrze spędzony czas

?
00

Popularność




© Copyright by Aleksandra Niemczyk and Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2012

© Copyright for Lata nadziei czy lata klęski? by Andrzej Leon Sowa and Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2012

ISBN 978-83-242-1847-9

Opracowano na podstawie wydania: 

Stanisław Mackiewicz (Cat), Historia Polski od 17 września 1939 r. do 5 lipca 1945 r.,  Wydawnictwo Puls, Londyn 1993.

Wykorzystano rysunki Bronisława Fedyszyna,  publikowane w latach 30. XX w. w piśmie „Mucha”. 

W książce zachowano styl Autora, uwspółcześniając jedynie pisownię i ortografię. Podkreślenia w tekście są oryginalne. Wszystkie przypisy oraz uwagi w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji niniejszego wydania.

Opracowanie redakcyjne Jan Sadkiewicz

Projekt okładki i stron tytułowych Ewa Gray

Podczas kryzysów – powtarzam: strzeżcie się agentów.Piłsudski

Wy w wojnę beze mnie nie leźcie, wy ją beze mnie przegracie.Piłsudski

Dwie tragiczne, niedotrzymane umowy

I

W 1945 roku Polska znalazła się w otchłani klęski.

Stało się tak nie tylko ze względu na zły los, ale też na skutek własnych naszych błędów, błędnej polityki kierowników naszego państwa i błędnych nastrojów społeczeństwa.

Weszliśmy do wojny z Niemcami w 1939 roku na podstawie konwencji wojskowej z Francją i układu politycznego z Anglią.

Francja z miejsca nie dotrzymała nam konwencji.

Anglia w 1945 roku w czasie konferencji w Jałcie dopuściła się złamania układu politycznego.

Możemy więc załamywać ręce i twierdzić, że zostaliśmy perfidnie oszukani i porzuceni przez sojuszników, i będzie to zgodne z prawdą. Ale to, co się nazywa „rozumem stanu”, nie polega na biadaniu ex post nad przewrotnością wspólników, lecz na umiejętności przewidywania, czy układy nam proponowane będą, czy też nie będą przez kontrahenta dotrzymane. A ci, którzy podjęli się kierować naszymi losami, nie tylko politycznie przewidywać, lecz politycznie myśleć nie umieli. Za ich zarozumiałość i pewność siebie dzieci nasze zapłaciły krwią, państwo utratą niepodległości.

II

Konwencja wojskowa z Francją została podpisana podczas pobytu w Paryżu naszego ministra spraw wojskowych, generała Tadeusza Kasprzyckiego, i pułkownika Jaklicza, szefa wydziału operacyjnego. Przewidywała onarozpoczęcie generalnej ofensywy francuskiej na siedemnasty dzień napaści Niemiec na Polskę1.

Jak wiadomo, napaść Niemców na Polskę nastąpiła 1 września 1939 roku rano, w nocy z 16 na 17 września wkroczyły na nasze terytorium wojska sowieckie (zapewne Sowiety znały treść omawianej polsko-francuskiej konwencji), a w dniu, w którym ofensywa francuska miała się rozpocząć, 17 września, wódz naczelny armii polskiej, marszałek Rydz-Śmigły, przekroczył granice Rumunii, gdzie został internowany.

Poza tym omawiana konwencja wojskowa przewidywała lokalne demonstracje przeciw nieprzyjacielowi i działalność lotniczą od pierwszego dnia wojny.

Francuzi nie dotrzymali tej konwencji.

Nie było z ich strony dostatecznych demonstracji lokalnych, ani też działalności lotniczej. Nad Niemcami latali Anglicy, ale rzucali nie bomby, lecz ulotki.

Polacy byli pozostawieni siłom własnym, nie zdążyli się nawet zmobilizować. Mogliśmy wystawić 60 dywizji piechoty, zdążyliśmy zmobilizować tylko 33. Nasi sojusznicy podczas polskiej wojny z Niemcami byli tylko spektatorami krwawego widowiska.

Francuzi mogliby powiedzieć: siedemnastego dnia wojny, na który zgodnie ustaliliśmy naszą pomoc, wszelka nasza ofensywa straciła rację bytu, ponieważ Polski już nie było.

Francuzi mogliby tak powiedzieć, gdyby istotnie do ofensywy, nam w konwencji obiecanej, przygotowywali się choć przez chwilę. Ale nie znamy źródła francuskiego, łącznie z aktami procesu w Riom2, które wskazywałoby na jakiśśladprzygotowań francuskich do tej ofensywy. Od samego początku wojny Francuzi kurczowo trzymali się linii Maginota i nadziei na pomoc brytyjską.

Przedstawicielom naszej wojskowości nie wolno było jednak podpisywać układu dotyczącego życia i śmierci Polski, nie zbadawszy uprzednio wartości i realności obietnicy francuskiej. Przecież koła wojskowe francuskie, jak o tym wiemy z dziesiątek publikacji, nie ukrywały złego stanu francuskiej gotowości zbrojnej. Nie trzeba było być geniuszem, aby zrozumieć, że Francuzi nie wyruszą na ofensywę bez pomocy brytyjskiej, a wiadomo, że Anglia nigdy nie jest gotowa do ofensywy w pierwszych tygodniach wojny.

Wynika z tej konwencji wojskowej, że wodzowie nasi mniemali, iż siedemnastego dnia operacji wojennych będą mieli jeszcze nienaruszoną siłę zbrojną i stąd razem z Francuzami przewagę liczebną nad nieprzyjacielem, umożliwiającą wspólną ofensywę.

Cóż za dziecinady! Tak mogło być, gdyby Niemcy napadli na nas w 1933 roku, kiedy marszałek Piłsudski życzył sobie wojny prewencyjnej. Ale nasi wodzowie wojskowi z tym rzekomo patriotycznym optymizmem,ojcem wszystkich naszych nieszczęść i katastrof, zamykali oczy na wszelkiezmiany, które już po śmierci marszałka Piłsudskiego zaszły w Niemczech i obaliły poprzedni stosunek sił pomiędzy Niemcami a Polską. Nie chciano nawet uznać, że skutkiem tych zmian w dziedzinie przygotowań do wojny, skutkiem uzbrojenia Niemiec, Polska przestała być w Europie tym, czym była poprzednio. W 1933 roku Polska jest jeszcze państwem poważnym, ponieważ Niemcy są jeszcze niedostatecznie uzbrojone, w 1938 roku Polska jest już państwem małym, ponieważ jej stan uzbrojenia pozostał mniej więcej na miejscu, a obaj jej sąsiedzi znakomicie powiększyli swój potencjał wojenny. A jednak mieliśmy niezły wywiad w Niemczech, który w sposób wystarczający informował nasz sztab o wzroście potęgi niemieckiej w dziedzinie lotnictwa, broni motorowej i ogólnego potencjału wojennego. Na podstawie tych informacji każdy normalny, uczciwy, odpowiedzialny wojskowy zrozumiałby, że Polska nie jest w stanie walczyć z Niemcami przez dwa tygodnie.

Ale nasza góra wojskowa: marszałek Rydz i jego godne otoczenie, całość przygotowań wojennych ograniczali do tego, co nazwiemy stosowaniem systemu jogów. Kiedyś ze straganu jarmarcznego w małym miasteczku, spośród senników i innej literatury tego rodzaju, wybrałem książkę pt.Tajemnice jogów.Dowiedziałem się z niej, że według nauki jogów wystarczy powtarzać sobie głośno: „nie jestem głodny, nie jestem głodny”, aby móc odzwyczaić się od jedzenia w ogóle. Nasza wojskowość przed wojną 1939 roku także wszystkie swe przygotowania oparła na autosugestii. Nikomu nie pozwalała wątpić i co najgorsze, sama nie wątpiła, że jesteśmy: silni, zwarci, gotowi. Wszelkie obawy, wątpliwości, a nawet życzliwe rady w zakresie przygotowań wojennych, uważane były za obrazę… honoru armii. Sądzę, że wojskowy opierający swe przygotowania wojskowe na naiwnym samochwalstwie powinien być w wojsku co najwyżejtrębaczem, a nie oficerem zza biurka sztabu generalnego.

Kiedy byłem dzieckiem i miałem lat czternaście, pisałem referaty potępiające Chłopickiego za małoduszność. Dziś po makabrze generałów o duszach i gestach patetycznych aktorów, którzy sprawili, że Ojczyzna ma jest w niewoli, lepiej rozumiem tego wodza powstania 1830 roku. W wizjach Wyspiańskiego, wWarszawiance,wNocy listopadowejpojawia się Chłopicki, dumny, wyniosły generał, pogardliwy, nieczuły w stosunku do otaczających go haseł i krzyków, egoista, grający wciąż w karty. Postać Chłopickiego wywoływała w nas bunt, że ten karciarz małodusznie gasił patriotyzm młodzieży pragnącej wojny z Moskalami. Ale Chłopicki istotnie grał i przegrywał w karty, ale przegrywał pieniądze, nie życie narodu. Wiedział, że są wartości, których dla gestu, dla oklasku, dla pozy, dla błazenady na kartę w grze hazardowej stawiać nie można, że nikczemnikiem jest wódz, który, mając zaufanie całego narodu, życie narodu postawi na kartę i przegra dla błazeńskiego gestu. W 1830 roku sytuacja wojskowa Polski była o wiele lepsza niż w 1939. Zapowiadała się wojna z jedną, a nie z dwiema potęgami. Powstanie listopadowe trwało przez dziesięć miesięcy, a nie przez dwa tygodnie i powstańcy odnieśli nad wrogiem szereg wspaniałych zwycięstw. A jednak Chłopicki, jako naprawdę dobry i odpowiedzialny wojskowy, od razu oświadczył, że wojnę z Moskalami przegramy, i wziął dyktaturę, aby wojnie zapobiec. Gdy na skutek wygórowanych żądań cesarza Mikołaja I układy pomiędzy nim a Chłopickim musiały ulec zerwaniu, Chłopicki uznał, że nie może być wodzem wojny, którą przegra, bo byłoby to bałamuceniem nadziei narodu, niegodnym jego honoru wojskowego. Skoro jednak jego naród będzie się bić, więc i on będzie walczył jako obywatel, ale nie jako generał. Stąd znalazł się pod Olszynką Grochowską konno, w surducie cywilnym i bitwą wspaniale kierował. Pojmowanie honoru wojskowego przez Chłopickiego było więc diametralnie przeciwstawne wobec pojmowania tegoż honoru przez Rydza i jego kompanów. Marszałek Rydz uważał, że jego honor wojskowy każe mu wszystkich oszukiwać, że jesteśmy gotowi. Chłopicki – odwrotnie – uważał, że honor nie pozwala mu na podejmowanie się prowadzenia wojny, której wygrać nie jest w stanie, tak jak, dajmy na to, uczciwy inżynier nie podejmie się budowy mostu kolejowego bez dostatecznych materiałów. Chłopicki był inżynierem, a Rydz partaczem, który buduje most, który się wali i powoduje katastrofę.

W czasie tej wojny mieliśmy szereg przykładów „małoduszności” generałów. Były szef sztabu marszałka Focha, generał Weygand, pierwszy zawołał, że Francja przegra, że należy żądać zawieszenia broni. Marszałek Pétain, były obrońca Verdun, od pierwszych miesięcy przestrzegał, że Francja wojnę musi przegrać. Włoski marszałek Badoglio pierwszy oświadczył, że wojnę trzeba skończyć. Chodziły uporczywe słuchy, że generałowie niemieccy przestrzegali Hitlera przed wypowiedzeniem wojny Rosji. Generałowie angielscy nakazali opuszczenie frontu europejskiego przez Dunkierkę w 1940 roku i nie zezwolili na przedwczesny drugi front. Jeśli dziś przyznajemy rację de Gaulle’owi przeciw Pétainowi i Weygandowi, to jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że droga de Gaulle’a była drogą polityczną; de Gaulle miał słuszność jako przewidujący polityk; Weygand jednak i Pétain mieli oczywiście rację, przewidując, że armia francuska na terytorium francuskim poniesie klęskę.

Niestety, nasze kierownicze koła wojskowe zamiast – wykonując swe fachowe obowiązki – być czynnikiem rozwagi i umiaru i nie dopuścić do wojny1939 roku, stały się właśnie rozrusznikiem narodowych uniesień i tragicznej egzaltacji.

III

A cóż z frontem wschodnim? Czy nasi wojskowi istotnie myśleli, że Rosja będzie nam pomagać w tej wojnie, albo, co byłoby jeszcze mniej mądre z ich strony, że pozostanie neutralna? Jeśli podpisywali konwencje wojskowe z Francuzami, z błogimi nadziejami, że siedemnastego dnia wojny przejdą wraz z Francuzami do ofensywy przeciw Niemcom, to gdzież były wojska przeznaczone na osłonę Wschodu? W dniu 23 sierpnia 1939 roku sytuacja stała się pod tym względem jasna: Sowiety podpisały sensacyjny pakt o nieagresji z Niemcami, stało się widoczne i jasne, że w pierwszej fazie wojny Sowiety pójdą razem z Niemcami. Cóż wobec tej rewolucji w sytuacji geopolityko-strategicznej uczynił sztab polski? Nic. To istotnie niewiele.

Co najmniej w dniu 23 sierpnia 1939 roku, po skonstatowaniu, że Niemcy i Rosja dogadały się i idą razem, obowiązkiem władz wojskowych polskich było zażądać od dyplomacji polskiej uczynienia wszystkich starań, aby odroczyć wybuch wojny, a ściślej, odroczyć datę wstąpienia Polski do wojny.

IV

Celem tej książki będzie przedstawienie sprawy polskiej podczas wojny. Będzie to także historia naszego rządu na emigracji. W 1941 roku napisałem książkę, która miała się nazywaćHistorią Niepodległej Polski,ale którą wydawca wydał pt.Historia Polski, przez co tytuł ten utracił swój akcent polityczny, twierdzący, że rządy na emigracji nie są już rządami niepodległego państwa. W rok później ukazała się moja książka o Becku pt.O jedenastej – powiada aktor – sztuka jest skończona,a w 1943Klucz do Piłsudskiego.Książka niniejsza należy do tego samego cyklu studiów historycznych nad najnowszą historią Polski. Z góry oświadczam, że powtórzę w niej wiele z tego, co pisałem w swoich broszurach wydawanych w Londynie od października 1941 roku. Nie umiem bowiem o jednym i tym samym wydarzeniu pisać w odmienny sposób.

Zastrzegam także, że do książki tej będę wprowadzał wiele momentów personalnych i będę cytował to, co w sprawie każdego z omawianych wydarzeń pisałem lub mówiłem. Niedawno przeczytałem doskonale zrobioną książkę Pertinaxa3, francuskiego Strońskiego, o polityce francuskiej w czasie wojny, a w niej dużą liczbę wypadów czysto personalnych, które niewątpliwie dodają tylko rumieńców i życia interpretacji wydarzeń politycznych. Nie miałem najmniejszego wpływu na bieg wypadków politycznych ani w Polsce, ani na emigracji, nie umiałem nigdy zachowywać się tak jak niektórzy cwaniacy na emigracji, którzy zebrawszy koło siebie dwóch lub trzech ludzi nikomu nieznanych zaczynają twierdzić, że są secesją od jakiegoś „stronnictwa”. Starałem się przekonać swe społeczeństwo nie za pomocą gry partyjnej, lecz argumentów – Polacy mnie czytali, ale nie byli mego zdania. W Polsce przed wojną dowodziłem: że Niemcy nas rozgromią w ciągu dwóch tygodni, że Rosja nas zaatakuje w razie naszej wojny z Niemcami (twierdziłem to natychmiast po mowie Hitlera z 27 kwietnia 1939 roku4), że wreszcie, wypchnięci za granicę, przestaniemy być podmiotem, a staniemy się tylko przedmiotem polityki międzynarodowej. Wszystkie te „krakania”, jak to wtedy nazywano, sprawdziły się niestety tragicznie.

Na długo przed wojną rozpocząłem kampanię prasową w sprawie powiększenia budżetu wojskowego i broni motorowej. W innych społeczeństwach dziennikarz domagający się powiększenia wydatków na wojsko i nowych zbrojeń uchodzi za „militarystę”, u nas moje artykuły wywoływały największe oburzenie właśnie w prasie marszałka Rydza. Zostałem za nie osadzony w Berezie, na czas zresztą krótki.

Przypisy

1Francja zobowiązała się rozpocząćgeneralną ofensywę piętnastego dnia wojny.

2Proces wytoczony w 1942 przez władze Vichy politykom oskarżonym o spowodowanie klęski w kampanii 1940. Przerwany w 1943.

3Chodzi najprawdopodobniej o: Pertinax [André Géraud],Les Fossoyeurs.Défaite militaire de la France. Armistice. Contre-Révolution, 2 vols., New York 1943.

4Mowa Hitlera, o którą tu chodzi (w której wypowiedział pakty zawarte z Polską i Wielką Brytanią oraz, wbrew dotychczasowemu zwyczajowi, nie zawarł akcentów antysowieckich), została wygłoszona 28 kwietnia 1939.

Jawny i tajny układ z Anglią

I

W dniu 25 sierpnia 1939 roku został podpisany układ polsko-angielski w Londynie. Ze strony angielskiej podpisywał ówczesny angielski minister spraw zagranicznych, lord Halifax, ze strony polskiej ambasador Rzeczypospolitej Edward hr. Raczyński. Układ dzielił się na część jawną i tajną.

Rząd angielski nie dotrzymał zarówno zobowiązań z układu jawnego, jak tajnego:

Art. 7 układu jawnego stanowił, że obie układające się strony nie zawrą ani pokoju, ani zawieszenia broni bez wzajemnego porozumienia.

W maju 1945 roku zawieszenie broni z Niemcami zawarte zostało bez jakiegokolwiek porozumienia z Polską, chociaż wtedy Anglia uznawała rząd polski rezydujący w Londynie i armię polską walczącą po stronie brytyjskiej.

Według pkt 3 części tajnej układu umowy Anglii z Rosją miały być tak zredagowane, aby „ich wykonanie” nie mogło naruszyć ani suwerenności Polski, ani jej terytorialnej integralności.

W dniu 12 lutego 1945 roku ogłoszono komunikat o porozumieniu zawartym w Jałcie. Anglia zobowiązała się w nim wziąć udział wraz z Rosją i Ameryką w tworzeniu rządu dla Polski, czyli zobowiązywała się do wykonania aktu niezgodnego z uznawaniem Polski za państwo suwerenne. Jednocześnie komunikat jałtański ustalał, że ziemie wchodzące w skład Rzeczypospolitej Polskiej, a położone na wschód od tzw. linii Curzona, mają odejść do Rosji.

Wprawdzie, gdy 5 kwietnia 1945 roku rząd angielski na skutek debaty parlamentarnej zmuszony był ogłosić część tajną omawianego układu z Polską, to „Times” napisał, że przepołowienie Polski zapowiedziane przez komunikat jałtański nie jest naruszeniem pkt 3 tajnego układu z 1939 roku, ponieważ w Jałcie Anglia nie zawarła z Rosją żadnego układu, a tylko wspólnie z tym państwem wypowiedziała pod adresem rządu polskiego przyjacielską radę, aby wyrzekł się połowy swoich terytoriów.

Ten sofizmat, który pozostanie na wszystkie czasy dowodem, do jak wielkich nieuczciwości w życiu publicznym gotowi są posunąć się ludzie nienagannie uczciwi w życiu prywatnym, nie wytrzymuje jednak krytyki w zestawieniu z tekstem dokumentu. Oto w art. 6 układu jawnego, łącznie z pkt 3 układu tajnego z 25 sierpnia 1939 roku, Anglia zobowiązała się nie zawierać z żadnym innym państwem takich porozumień, których „wykonanie” naruszałoby integralność Polski. Otóż wykonanie komunikatu jałtańskiego niewątpliwie narusza integralność terytorialną Polski.

Co do naruszenia w Jałcie suwerenności Polski to nawet „Timesowi” zabrakło konceptu do wysofizmatyczenia się w tej sprawie. Natychmiast po utworzeniu rządu polskiego we Francji rząd Jego Królewskiej Mości w sposób jak najbardziej uroczysty oświadczył, że suwerenne państwo polskie istnieje, że reprezentuje je rząd na emigracji i że w stosunku do tego rządu Anglia będzie wykonywać wszystkie uprzednio z Polską zawarte układy. Teraz Anglia łamała te wszystkie układy przystępując wraz z Rosją i Ameryką do tworzenia dla Polski nowej władzy zwierzchniej i nowego rządu, jakby Polska była państwem nowo powstającym.

II

Układ jałtański stanowił o bankructwie haseł, które głosiły Anglia i Ameryka w czasie tej wojny, w Karcie Atlantyckiej i innych podobnych paplaninach. Należało to wytknąć, ale Polacy, w innych okazjach przesadnie impulsywni, zaniedbali tę okazję. Zarzutu złamania umowy nie podniósł na terytorium angielskim, o ile wiem, nikt, z wyjątkiem mnie, w kilku broszurach po polsku i w jednej po angielsku. Rząd premiera Arciszewskiego nie uczynił nic, aby swoją i obcą opinię powiadomić o fakcie zdrady zobowiązań ze strony sojusznika, w którego tak wierzyliśmy. Zapewne kierował się zwykłym dla Polaków optymizmem i sądził, że to da się jakoś „odrobić”.

Każdy układ dyplomatyczny powstaje w oparciu o jakiś rodzajprzewidywaniabiegu wypadków, które mają nastąpić, jakiejś wizji przyszłości. Należy się więc polskich dyplomatów zapytać, jak przewidywali bieg wypadków, w chwili gdy podpisywali układ z 25 sierpnia 1939 roku.

Z art. 1 części jawnej układu wnioskujemy, iż dyplomacja polska zdawała sobie sprawę, że Niemcy mogą na nas napaść. Zresztą, nawiasem mówiąc, minister Beck do ostatniej chwili sądził, że Niemcy tylko bluffują i że odpowiadać im trzeba kontrbluffem.

Z pkt 1 części tajnej układu wynika, że dyplomaci polscy wciąż byli przekonani (w dwa dni po rosyjsko-niemieckim pakcie o nieagresji!!!), że Rosja nas nie napadnie. Zwalniają bowiem Anglików od dania nam pomocy przeciwko Rosji, w wypadku gdyby agresja rosyjska przyłączyła się do agresji niemieckiej na Polskę. Odrzucamy przypuszczenie, iż myślą, że dla odparcia Rosjan wystarczy w Polsce wojsk, niezajętych wojną z Niemcami – o tak niski poziom myślenia nie mamy prawa ich posądzać. Pozostaje więc supozycja, iż dyplomaci polscy byli przekonani, że pomimo paktu o nieagresji z Niemcami, Rosja nas nie napadnie.

Teraz pkt 2 punkty a, b, c, d tajnej części układu:

Zawierają one postanowienia, że Niemcy będą uważani za napastnika, o ile napadną na Gdańsk, Belgię, Holandię, Litwę lub Rumunię, a także jeśli napadną na Łotwę lub Estonię, lecz w tym ostatnim wypadku tylko wtedy, o ile Anglia zawrze poprzednio układ obronny z Rosją, przewidujący obronę tych państewek przed Niemcami.

A więc, dnia 25 sierpnia 1939 roku, w dwa dni po niemiecko-rosyjskim pakcie o nieagresji, dyplomaci polscy liczą się z możliwością, że Rosja będzie bronić niepodległości Łotwy i Estonii. Niezły… optymizm.

Pkt 3 części tajnej jest zredagowany znakomicie pod względem prawniczym. Anglicy nie potrafili go obejść, musieli go w Jałcie otwarcie złamać. Ale jakież przewidywania polityczne powołały jego powstanie? Otóż tu nareszcie zbliżamy się nieco do rzeczywistości. Polscy autorzy tego artykułu układu najwidoczniej przewidują tu, że Anglia zechce wciągnąć Rosję do konfliktu i że w tym celu będzie chciała czynić Rosji koncesje naszym kosztem. Zastrzegają się więc, że koncesje te nie mogą być czynione kosztem naszego terytorium lub suwerenności.

Jak powiedzieliśmy, wreszcie jakiś realniejszy sposób przewidywania. Ale czyż nie można było w tym realizmie pójść o kilka kroków dalej i… przewidzieć wszystko, co się stanie: „Anglicy zechcą Rosję wciągnąć do wojny z Niemcami”– szeptało zagubione poczucie realizmu naszych dyplomatów. Czemuż temu szeptowi nie odpowiedzieli pytaniem trzeźwym: „Kiedyż uda się im to zrobić?” Dnia 25 sierpnia już łatwo było na to odpowiedzieć: „Na pewno nie w pierwszej fazie wojny, bo oto wojna polsko-niemiecka wybuchnie lada dzień, lada godzina, a Rosjanie właśnie podpisali z Niemcami pakt o nieagresji. Jeśli więc ujrzymy Rosję walczącą po stronie Anglii, to w jakiejś dalszej fazie wojny”.

Aby zdobyć się na powyższe rozumowanie, nie trzeba było być geniuszem. Skoro jednak udział Rosji w wojnie z Niemcami dał się przewidzieć tylko w dalszej fazie wojny, to tu należało zadać sobie pytanie najważniejsze: „Czy w tej dalszej fazie wojny państwo polskie będzie przedstawiało jakąś realniejszą siłę polityczną?” I tutaj, znowu bez żadnej styczności z jasnowidzeniem, można było sobie zdać sprawę, że skoro fazę wojny, w której Rosja pójdzie z Anglią,poprzedzi(akt z 23 sierpnia o nieagresji!) faza wojny, w której Rosja pójdzie z Niemcami, to państwo polskie już tej drugiej fazy wojny nie doczeka, zostanie rozwalone w pierwszej fazie wojny, za czasów niemiecko-rosyjskiej kolaboracji.

Można więc było przewidzieć, że nastąpi okres, w którym Anglia będzie bardzo Rosji potrzebowała, a Polski, jako samodzielnej siły politycznej, już nie będzie. Nasi dyplomaci zakładali, że wtedy Anglia dotrzyma nam zobowiązania wyrażonego w tajnej części układu, tzn. że Anglia w czasie wojny z Hitlerem będzie jeszcze broniła naszej terytorialnej integralności i naszej suwerenności przed żądaniami Rosji, o których przecież od dawna wiedzieliśmy, jak daleko sięgają.

Te różowe przypuszczenia nie sprawdziły się i było dość łatwo przewidzieć, że się nie sprawdzą. Układ międzynarodowy porównać można do spadochronu, który o tyle jest wart, o ile się w odpowiedniej chwili otworzy.Otóż, aby układ międzynarodowy działał, trzeba, aby strona,która się zobowiązała do działania, była w tym działaniuzainteresowana, nie tylko w chwili podpisywania układu, ale także w chwili, w której go ma wykonać.

Bardzo łatwo było wówczas przewidzieć, że Anglia nie będzie zainteresowana w wykonaniu układu z Polską wdrugiej fazie wojny, w której Rosja stanie się jej sojusznikiem, a Polska jako siła polityczna istnieć już nie będzie.

Tak się też stało.

Anglia złamała dane nam słowo, nie dotrzymała nam swoich zobowiązań.

Wiara w „słowo Anglii”, które rzekomo będzie dotrzymane niezależnie od koniunktury politycznej, była wiarą naiwną.

III

Układ angielsko-polski podpisany 25 sierpnia 1939 roku brzmiał, jak następuje:

Art. 1

Jeśli jedna z układających się stron znajdzie się w stanie działań wojennych w stosunku do jednego z państw europejskich, na skutek napaści tego państwa, druga układająca się strona udzieli natychmiast stronie napadniętej wszelkiej pomocy, na jaką ją stać.

Art. 2

1) Zobowiązania powyższe będą miały zastosowanie również wtedy, gdy jakakolwiek akcja państwa europejskiego zagrażałaby wyraźnie, bezpośrednio lub pośrednio, niepodległości jednej z układających się stron i miałaby taki charakter, że dana układająca się strona uważałaby za konieczne odeprzeć ją siłą zbrojną.

2) Jeśli jedna z układających się stron znajdzie się w stanie działań wojennych z innym państwem europejskim, na skutek akcji tego państwa zagrażającej niepodległości lub neutralności innego państwa europejskiego, w sposób, który wyraźnie zagraża bezpieczeństwu tej układającej się strony, zobowiązania z art. 1 będą miały zastosowanie, bez obrazy jednak praw danego państwa europejskiego.

Art. 3

Jeśli jakieś państwo europejskie dążyłoby do podkopania niepodległości jednej z układających się stron, drogą penetracji ekonomicznej lub w jakikolwiek inny sposób, układające się strony będą sobie pomagać wzajemnie celem odparcia takich dążeń. Jeśli dane państwo europejskie rozpoczęłoby wówczas działania wojenne przeciwko jednej z układających się stron, zobowiązania z art. 1 będą miały zastosowanie.

Art. 4

Sposób zastosowania zobowiązań pomocy wzajemnej, zawartych w układzie niniejszym, zostanie ustalony pomiędzy odpowiednimi władzami marynarki wojennej, wojskowymi i lotniczymi obu układających się stron.

Art. 5

Bez obrazy powyższych zobowiązań układających się stron udzielenia sobie wzajemnie pomocy natychmiast po rozpoczęciu działań wojennych, układające się strony będą wymieniać między sobą informacje dotyczące każdego objawu mogącego zagrażać ich niepodległości, a w szczególności informacje dotyczące każdego objawu, który mógłby wywołać żądanie wcielenia w czyn tych zobowiązań.

Art. 6

1) Układające się strony będą sobie wzajemnie komunikować teksty zobowiązań pomocy przeciw agresji, które zaciągnęły, albo mogłyby zaciągnąć w przyszłości, w stosunku do państw trzecich.

2) Gdyby jedna z układających się stron zamierzała zaciągnąć nowe zobowiązanie tego rodzaju po wejściu w życie niniejszego układu, musi o tym powiadomić drugą układającą się stronę, ze względu na należyte funkcjonowanie niniejszego układu.

3) Nowe zobowiązania, które układające się strony mogą zaciągnąć wprzyszłości, nie powinny ani ograniczać zobowiązań z układu niniejszego, ani stwarzać pośrednio nowych obowiązków między układającą się stroną, nieuczestniczącą w tych zobowiązaniach, a państwem trzecim.

Art. 7

Jeśliby układające się strony znalazły się, na skutek zastosowania układu niniejszego, w działaniach wojennych, to nie zawrą one ani rozejmu, ani traktatu pokojowego inaczej jak za wspólnym porozumieniem.

Art. 8

Niniejszy układ jest zawarty na okres 5 lat.

Jeżeli nie będzie wypowiedziany na 6 miesięcy przed upływem tego okresu, pozostanie nadal w mocy, przy czym każda z układających się stron będzie miała wówczas prawo do wypowiedzenia go w każdej chwili, za sześciomiesięcznym uprzedzeniem.

Niniejszy układ wchodzi w życie w chwili podpisania.

Protokół tajny dodany do układu, a ogłoszony przez rząd JKMści dopiero w dniu 5 kwietnia 1945 roku, brzmiał, jak następuje:

1.

Przez wyrażenie „jedno z państw europejskich”, użyte w układzie, należy rozumieć Niemcy.

W wypadku akcji ze strony państwa europejskiego innego niż Niemcy, podpadającej pod art. 1 lub 2, układające się strony będą się konsultowały wzajemnie co do kroków, jakie należy wspólnie przedsięwziąć.

2.

a) Oba rządy będą od czasu do czasu ustalać w drodze wspólnego porozumienia hipotetyczne wypadki akcji ze strony Niemiec podpadające pod postanowienia art. 2 układu.

b) Do czasu osiągnięcia zgody między obu rządami co do zmiany następujących postanowień niniejszego paragrafu, będą one uważać, że: wypadek przewidziany w ustępie 1 art. 2 układu dotyczy Wolnego Miasta Gdańska, a wypadki przewidziane w ustępie 2 art. 2 dotyczą Belgii, Holandii, Litwy.

c) Łotwa i Estonia będą uważane przez oba rządy za włączone do listy krajów przewidzianych w ustępie 2 art. 2 od chwili, gdy wejdzie w życie zobowiązanie o wzajemnej pomocy pomiędzy Zjednoczonym Królestwem a państwem trzecim, obejmujące te kraje.

d) W sprawie Rumunii rząd Zjednoczonego Królestwa powołuje się na gwarancję, której udzielił temu krajowi; a rząd polski powołuje się na wzajemne zobowiązania zaciągnięte w sojuszu polsko-rumuńskim, których Polska nigdy nie uważała za nie do pogodzenia z tradycyjną przyjaźnią łączącą ją z Węgrami.

3.

W razie, gdyby jedna z układających się stron zaciągnęła wobec państwa trzeciego zobowiązania wymienione w art. 6 układu, będą one sformułowane w taki sposób, aby ich wykonanie nigdy nie naruszyło ani suwerenności, ani terytorialnej nienaruszalności drugiej układającej się strony.

4.

Niniejszy protokół stanowi część integralną podpisanego w dniu dzisiejszym układu, którego zakresu nie przekracza.

Sojusz z Anglią był sojuszem egzotycznym

Odwołuję się tutaj do swojej teorii o sojuszach egzotycznych.

Jeśli utrata niepodległości przez jakieś państwo pociąga utratę niepodległości innego państwa, to sojusz pomiędzy tymi dwoma państwami jest sojuszem naturalnym, wskazanym.

Litwa traci automatycznie swoją niepodległość, gdyPolska pozbawiona jest niepodległości. Sojusz więc Litwyz Polską jest sojuszem wskazanym, naturalnym. Rozumiał to dobrze Jagiełło, o wiele mniej Smetona i Voldemaras.

Sojusz między Węgrami a Polską jest również sojuszem naturalnym i wskazanym. Niepodległość Węgier wzmacnia niepodległość Polski, niepodległość Polski osłania niepodległość Węgier.

Zilustrujmy teorię o sojuszach egzotycznych przykładem z dziedziny gospodarczej. Ktoś jest kupcem w małym polskim miasteczku, dajmy na to w Słonimiu. Jeśli w tym Słonimiu każdy mu daje kredyt, to nic dziwnego, że uzyska kredyt w bankach warszawskich, a jeśli Warszawa otwiera mu kredyt, to możliwe, że otrzyma kredyt w Londynie lub Paryżu. Oczywiście cały ten przykład obraca się w warunkach przedwojennego świata kapitalistyczno-liberalnego. Ale cóż powiemy o obywatelu Słonimia, któremu nikt w jego miasteczku nie zawierzy 100 zł, a który raptem dyskontuje swe weksle w Londynie czy Jokohamie. Będziemy oczywiście sądzili, że interesy tego gościa są niepodobne do normalnych interesów handlowych, że dyskonta tak odległe nie mogą wypływać z normalnych interesów handlowych i że nie wróżymy im stałości czy solidności.

Kredyty pieniężne, tak jak sojusze polityczne, mają zawsze właściwą proporcję do przedsiębiorstwa, które kredytów żąda, lub państwa, które o sojusz zabiega. Tak samo kredyt zbyt duży dany przedsiębiorstwu zbyt małemu, jak sojusz ofiarowany państwu słabszemu czy odległemu, powinien budzić wątpliwości, czy istotnie jest tym, czym się nazywa, a nie czymś innym.

Sojusz polsko-angielski przez Anglików nam nagle zaofiarowany w początkach roku 1939 był typowym sojuszem egzotycznym. Utrata niepodległości przez Polskę bynajmniej nie pociąga za sobą utraty niepodległości Anglii. Przeciwnie, w XIX wieku nie było państwa polskiego, a dla Anglii były to czasy rozwoju i potęgi. Anglia interesowała się Polską nader rzadko i zawsze jedynie dla celów doraźnych i przemijających. W końcu XVIII wieku Pitt chciał tworzyć koalicję antyrosyjską, do której miały wejść Anglia, Prusy i Polska. Polska zaangażowała się w tę kombinację; tymczasem koncepcje Pitta zostały obalone w Londynie przez posła Katarzyny, Woroncowa, i z całej Pittowskiej kombinacji pozostała tylkowojna polsko-rosyjska, w której Polska została pobita.

W 1878 roku, w czasie wojny rosyjsko-tureckiej, Anglia broniła Turków i nie chciała Rosji dopuścić do Konstantynopola. Gotowa więc była wywołać, subsydiować, popierać pieniędzmi i przesyłką broni powstanie Polski, które odciągnęłoby pewną ilość sił rosyjskich od tureckiego teatru wojny. Dla pertraktacji z rządem angielskim powstał we Lwowie Rząd Narodowy polski z ks. Sapiehą na czele1. Rząd ten jednak miał więcej rozumu od Rydza z Beckiem, żądał gwarancji solidniejszych, nie uzyskał ich i wycofał się z kombinacji.

Sojusze egzotyczne mogą być doskonałym uzupełnieniem systemu bezpieczeństwa danego państwa, nigdy jednak nie mogą mu zastąpić systemu bezpieczeństwa wynikającego bądź z sił własnych, bądź z sojuszów naturalnych. Państwo Kazimierza Jagiellończyka, będące mocarstwem mającym sąsiadów, których siła łączna nie mogła mu sprostać, mogło zawierać sojusz z Persją przeciwko sułtanowi tureckiemu i może by ten sojusz, gdyby Kazimierz nie zlekceważył propozycji szacha, był dla Polski pożyteczny. Ale dla Polski, zagrożonej niebezpieczeństwem rosyjskim, z sojusznikami niewiele wartymi, jak Estonia czy Rumunia, sojusz z Anglią, zwrócony przeciw Niemcom, nie rokował żadnej stałej rękojmi bezpieczeństwa. Należało przewidzieć, że tak prędko przeminie, jak prędko powstał.

Przypisy

1Tajny Rząd Narodowy został utworzony w Wiedniu w 1877.

Polacy uprawiający propagandę niezgodną z interesami Polski

I

Kto kogo wciągnął w wojnę – Anglia Polskę czy Polska Anglię?

Od rozstrzygnięcia tego pytania dużo zależy. Jeśli Anglia Polskę, to Anglia ma obowiązek moralny wyrównać nam straty, które w tej wojnie ponieśliśmy. Jeśli Polska Anglię, to możemy być Anglikom tylko wdzięczni, że nas przez pewien czas bronili.

Jaka jest prawda historyczna?

Oczywiście, że Anglia Polskę.

Odsyłam zainteresowanych do mej książki pt.O jedenastej – powiada aktor – sztuka jest skończona,poświęconej historii polityki ministra Becka i katastrofie, która była jej rezultatem. W tym jednak miejscu, dla jasności wykładu, zmuszony jestem powtórzyć jej tezy zasadnicze: Piłsudski umierając w 1935 roku, zostawił w spuściźnie możliwie dobrą sytuację Polski pod względem międzynarodowym: odprężenie stosunków z Niemcami, zapoczątkowanie sojuszów mogących nas chronić przed niebezpieczeństwem rosyjskim, całkiem niezły stosunek naszej siły militarnej do siły niemieckiej. Niestety, nie pozostawił żadnego wielkiego mózgu u steru państwa, które wskrzesił, a teraz osierocił. Po jego śmierci, skutkiem wydatnych zbrojeń niemieckich, nasza siła militarna przestaje być tym, czym była, zaczyna się staczać ku zeru. Niestety, nasi wojskowi, rządzący Polską, nie rozumieją tego faktu i nie rozumie tego pułkownik Beck. Prowokacyjnie antyniemiecka polityka wojewody Grażyńskiego na Śląsku kompromituje i unicestwia taktykę ministra Becka na terenie międzynarodowym. Jak to widać chociażby z depeszy angielskiego ambasadora sir Howarda Kennarda, z 2 kwietnia 1935 roku, o treści jednej z ostatnich rozmów z umierającym marszałkiem, Piłsudski zalecał Beckowi politykęneutralnościw stosunku do konfliktów wielkich mocarstw, ale Beck najzupełniej opacznie rozumiał słowa swego mistrza i oto w czasie kryzysu czeskiego i Monachium w 1938 roku nie tylko nie cieszy się, że nas omija wielki wiatr niosący burze, lecz przeciwnie, powodowany chłopięcą chełpliwością, stara się o udział Polski w zamieszaniu międzynarodowym, pchając Polskę na Czechy. Wyobraża sobie zapewne, że spełnia zapowiedź Marszałka z 1914 roku „aby polskiej szabli nie zabrakło”, podczas gdy nie zrozumiał bliższych tej sytuacji przestróg Piłsudskiego: „Wy beze mnie w wojnę nie leźcie, wy ją beze mnie przegracie”. Swoim zachowaniem się w czasie kryzysu czeskiego kłóci nas Beck jednocześnie i z opinią Zachodu, i z Hitlerem. Ten ostatni nie wie, co o nas myśleć, i oto w styczniu 1939 roku żąda od Becka w Berchtesgaden wyraźnej odpowiedzi na pytanie: „Czy idziecie z Niemcami, czy z Rosją?” Hitler twierdzi, że woli współpracę z Polską, ale jeśli Polska mu odmówi, to pójdzie z Rosją. Przecież już na Nowy Rok Hitler podszedł do ambasadora sowieckiego i rozmawiał z nim, wbrew dotychczasowym swoim zwyczajom1. Po odpowiedź ostateczną przyjeżdża do Warszawy Ribbentrop 26 stycznia 1939 roku. Chce on wyciągnąć od Polaków obietnicę, że pozostaną neutralni w razie ataku Niemiec na Zachód. Polska tej obietnicy nie daje.

I oto po wyjeździe Ribbentropa z Warszawy spada nam na głowę propozycja gwarancji niepodległości Polski przez Anglię. W pierwszej swej formie gwarancja ta wygląda nader pociągająco, bynajmniej nie zawiera zastrzeżeń, że od Rosji Anglia nas bronić nie będzie. Zresztą, czy w ogóle może być mowa o gwarancji niepodległości wyłącznie od strony niemieckiej?! To tak jakby ktoś obiecywał, że wyratuje kogoś z ognia, lecz nie całego, a tylko lewą połowę jego ciała.

Beck zresztą nie żąda wyjaśnień, co będzie w razie ewentualnej agresji na Polskę ze strony Rosji sprzymierzonej z Niemcami, którą groził mu przecież Hitler, co do której przestrzegają go Włosi, lecz z radością chwyta się obietnicy gwarancji angielskiej. Odpowiadała ona całkowicie gustom naszej publiczności. Zawieramy sojusz nie z przebrzydłymi hitlerowcami czy wstrętnymi bolszewikami, a z odległą, demokratyczną Anglią. Podzielam zresztą całkowicie sympatie mego narodu do narodu i ustroju angielskiego, z tym zastrzeżeniem, że rządzenie się sympatiami w grze międzynarodowej jest zazwyczaj zgubne. Gwarancje niepodległości zostały nam udzielone w formie przemówienia premiera Chamberlaina w Izbie Gmin 31 marca 1939 roku. Premier Chamberlain oświadcza wtedy, że „w razie działań jakichkolwiek, które by zagrażały niepodległości polskiej… rząd Jego Królewskiej Mości będzie się czuł zobowiązany do dania pomocy Polsce wszystkimi środkami, jakimi będzie rozporządzał”.

Jakże inaczej brzmią te słowa od ostrożnych wyrażeń paktu z 25 sierpnia 1939 roku, podpisanego kilka miesięcy później, gdy już konflikt niemiecko-polski stał się nieodwracalny.

Gwarancja angielska miała jako skutek natychmiastowy zwrócenie całej złości Hitlera na nas. Jeśli Beck myślał, że przyjęciem gwarancji angielskich odstraszy Hitlera od napaści na nas, to się zupełnie pomylił. Beck nie rozumiał, że wojna jest postanowiona, że polityczne i gospodarcze konsekwencje hitleryzmu muszą wywołać starcie z Anglią i że chodzi teraz tylko o to, od kogo Hitler zacznie. Gdyby nie owe tragiczne gwarancje angielskie, wojna z wszelką pewnością zaczęłaby się nie od nas; z chwilą ich wygłoszenia napaść w pierwszej linii na Polskę jest przesądzona. Posunięcie angielskie w sprawie gwarancji (później niedotrzymanych) było dyplomatycznie znakomite, nadawało ono agresji Hitlera ten kierunek, którego Anglia sobie życzyła.

Pomimo furii Hitlera ujawnionej w jego mowie z 28 kwietnia, w której po raz pierwszy ów światowy wódz antybolszewizmu zajął filobolszewickie stanowisko, Mussolini chce wciąż nie dopuścić do wojny polsko-niemieckiej i ciągle nas przestrzega, że toczą się rokowania niemiecko-sowieckie i że Polskę czeka napaść nie z jednej, lecz z dwóch stron.

My jednak, „silni, zwarci, gotowi”, brniemy na oślep ku katastrofie, podczas gdy gwarancje angielskie… topnieją z miesiąca na miesiąc i wyrażają się wreszcie w przeddzień katastrofy w formie układu z 25 sierpnia 1939 roku, w którym nie ma już mowy o gwarancji niepodległości, a tylko… skromne zobowiązanie o niezawieraniu z państwem „trzecim” układu, którego wykonanie naruszałoby polską integralność terytorialną i suwerenność państwową… zobowiązanie… z trzaskiem złamane przez Anglię w Jałcie 12 lutego 1945 roku.

Na podstawie więc powyższego schematu wypadków (których rozwinięcie, jak już wspomniałem, znajdzie czytelnik w mej książce o Becku) można skonstatować:nie my Anglię, lecz Anglia nas wprowadziła do wojny z Niemcami.

Otóż ta korzystna dla nas okoliczność była całkowicie przekręcana i odwracana przez… rządy polskie na emigracji, przez polską propagandę, przez prasę wydawaną za granicą przez polskie czynniki oficjalne. Według tez, które swoim iobcymklaruje nasza własna polska propaganda, sprawa przedstawiała się następująco:

Polska miała nikczemnego ministra Becka, sługusa Niemiec, wobec czego Hitler napadł na Polskę. Polska propaganda na emigracji nie wyjaśniała zresztą nigdy w należyty sposób związku przyczynowego pomiędzy tym, że Beck wysługiwał się Hitlerowi, a tym, że Hitler napadł na Polskę. Na szczęście jednak braterska Francja i hiperaltruistyczna Anglia zaczęły nas ratować. Niestety w braterskiej Francji po pewnym czasie wzięły górę prohitlerowskie świnie, jak Pétain i Laval, ale altruizm angielski trwa nadal. Wszystko będzie dobrze, byle tylko Polska wytrwała bez Quislinga, bo to zniechęci automatycznie Anglię do dalszego ratowania nas, jako dowód naszej niewdzięczności. Ważne jest także, abyśmy przekonali świat, że to my sami, bez namowy i pomocy Anglii i Francji, zdecydowaliśmy się na danie oporu Hitlerowi, bo to powiększa podziw świata dla naszego bohaterstwa, a przecież ten podziw jest przyczyną wybuchu tej wojny, która jest wojną toczoną w obronie polskiej wolności i niepodległości.

Dzisiaj, ex post,każdy to już uzna za stek nonsensów, a jednak wszystkie tezy powyższe odnajdziemy w przemówieniach ministerialnych wygłaszanych przez radio do ludności w okupowanej Polsce lub w artykułach wstępnych urzędowego „Dziennika Polskiego”.

Ileż zamaszystej energii wkładali urzędnicy naszej propagandy, aby w latach 1940–1943 przekonać nieuświadomionych Anglików, jak Niemcy są okrutni i jakie niebezpieczeństwo przedstawiają dla Anglii. Doprawdy rozczulający był ten wysiłek, te stosy, sterty, stogi broszur i książek z obrazkami i bez obrazków, które miały Anglików jednocześnie rozczulić i pouczyć. Bomby niemieckie waliły się na Londyn i rozwalały to miasto, okręty angielskie tonęły na morzach, imperium angielskie trzeszczało w zawiasach i spojeniach, a nasi poczciwi panowie z propagandy za guzik chwytali Anglików, aby im dowieść, że Niemcy są okrutni i niebezpieczni. Nawet pewien makiawelizm nie był obcy naszym geniuszom z propagandy. „Nie wystarczy wykazać, że Niemcy są okrutni wobec Polaków, trzeba jeszcze Anglikom wyperswadować, że Niemcy są niebezpieczni także dla Anglii”– powiadali sobie w okresie, gdy flota niemiecka przejeżdżała przez Pas de Calais, niedaleko samego Londynu.

W 1942 roku w którejś z moich broszur wyraziłem się, że Anglia prowadzi tę wojnę we własnym interesie. Wywołało to oburzenie rodaków, zdaniem których Anglia prowadziła wojnę w obronie Polski. Gorzej! Antoni Słonimski, znany autor dramatyczny i poeta, o którym zresztą nieraz będę miał okazję poniżej wspomnieć, napadł na samego ministra Strońskiego na jednej z konferencji prasowych, gdy ten ośmielił się coś powiedzieć o interesach mocarstw czy też interesach Anglii. Słonimskiego oburzał ten sposób myślenia. Zdaniem jego, ta wojna jest czymś zupełnie innym od wszystkich wojen poprzednich. W tej wojnie nie grają niczyje interesy państwowe, a wyłącznie wielkie ideały.

Dnia 1 września 1944 roku generał Kazimierz Sosnkowski, Hamlet polski, lecz człowiek o dużej inteligencji, wydał rozkaz do wojska, zaczynający się od słów:

Żołnierze Armii Krajowej!

Pięć lat minęło od dnia, gdy Polska, wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego i otrzymawszy jego gwarancje, stanęła do samotnej walki z potęgą niemiecką…

Wyrazy te obrazowały istotny przebieg wypadków. Rząd p. Mikołajczyka, ba! opinia emigracyjnego społeczeństwa uznały je za „pomniejszanie naszego wkładu do wojny”. Słyszałem wielu piłsudczyków podzielających ten idiotyczny pogląd. Agent sowiecki p. Stefan Litauer rozrywał szaty z oburzenia patriotycznego. Rząd p. Mikołajczyka zażądał od prezydenta ustąpienia generała Sosnkowskiego ze stanowiska naczelnego wodza i uzyskał to.

Takie są zawsze dzieje obcych agentur, metody prowokacji. Najpierw podnieca się uczucia ambicji i dumy narodowej, potem gra się nimi przeciw interesom danego narodu. W Polsce, gdzie miłość Ojczyzny jest szczera i duża, chełpliwość uczuć również niemała, a zmysł polityczny rzeczą rzadką lub nieznaną, tego rodzaju metody prowokacyjne udają się świetnie.

II

Zwolennicy ministra Becka także odpowiadali źle na pytanie, czy do wojny wciągnęła Anglia Polskę, czy też Polska Anglię. Twierdzili, że zasługą ministra Becka jest, iż wojna wybuchła w obronie Polski, i porównując Becka z Benešem utrzymywali, że Beneš nie potrafił wywołać konfliktu zbrojnego w obronie Czech, a Beck dokonał tego w obronie Polski.

Całe to rozumowanie jest nic niewarte. Sprężyny, które wprowadziły w ruch wojnę światową, tkwiły poza zasięgiem rąk pułkownika Becka. Zarówno Czechy, jak i Polska mogły być pretekstem do wybuchu tej wojny, ale nie jej przyczyną istotną. Wojnę spowodowała obawa Anglii przed supremacją Niemiec oraz obawa Niemiec przed angielskim „okrążeniem”. Przyczyny wybuchu wojny w 1939 roku były więc bardzo zbliżone do tych, które wywołały wojnę 1914 roku, chociaż wtedy nie było ani państwa czeskiego, ani państwa polskiego.

Pielęgnowano też legendę, że o ile Sikorski był filofrancuski, o tyle Beck był filoangielski. Legendzie tej dali nawet wiarę niektórzy pisarze obozu narodowego, o czym poniżej wspomnę. Ale to nie tylko nieprawda, ale i niepotrzebny zarzut obciążający pamięć tego ministra. Ze wszystkich sojuszy, które w 1939 roku moglibyśmy zawrzeć, sojusz z Anglią był niewątpliwie sojuszem najniebezpieczniejszym i najgorszym.

Przypisy

1Chodzi o przyjęcie noworoczne dla korpusu dyplomatycznego w Berlinie z12 stycznia 1939.

Powstanie rządu na emigracji

I

Oderwijmy się trochę od teorematów polityki zagranicznej. Rzućmy okiem, jak się kształtowała w kilka godzin po przegranej wojnie nasza emigracyjna… polityka wewnętrzna. Wspomnijmy scenę zWeselaWyspiańskiego, w której pojawia się duch Stańczyka, siada na drewnianym, jesionowym fotelu i mówi:

Domek mały, chata skąpa: Polska, swoi, własne łzy,(…)własne brudy, podłość, kłam; znam, zanadto dobrze znam.

Dnia 17 września 1939 roku Rydz ucieka przez granicę rumuńską, chociaż mógłby samolotem wrócić do broniącej się jeszcze długo Warszawy, chociaż w Polsce jeszcze przez kilka tygodni będą się biły nasze wojska z obydwoma okupantami.

Dnia 18 września, czyli w dzień później, profesor Stanisław Stroński puka do willi Ignacego Paderewskiego w Morges, w Szwajcarii.

Ci dwaj panowie nie widzieli się od wielu lat. W pierwszych latach niepodległości Stroński redagował dziennik „Rzeczpospolita”, wydawany za dolary Paderewskiego, zarobione przez niego na koncertach w Ameryce. W „Rzeczpospolitej” profesor Stroński dwa razy dziennie atakował wyprawę kijowską i marszałka Piłsudskiego, o czym opowiadam w swejHistorii.Ale w 1924 roku Paderewskiemu znudziły się wydatki na pismo i oto bez porozumienia z profesorem Strońskim sprzedaje „Rzeczpospolitą” Wojciechowi Korfantemu, znanemu działaczowi politycznemu i finansowemu ze Śląska, który po przyjeździe do Warszawy, również bez porozumienia ze Strońskim, oświadcza gruboskórnie, że „redakcja pisma pozostanie ta sama”. Jednym słowem, Paderewski sprzedał Strońskiego Korfantemu, jak niegdyś chan krymski darował Akbaha-Ułana Janowi Kazimierzowi. Tego rodzaju gest króla fortepianu słusznie oburzył znakomitego publicystę, który zerwał z Paderewskim i z Korfantym, a za pieniądze ziemian wschodniogalicyjskich, zwłaszcza księcia Witolda Czartoryskiego, założył pismo „Warszawianka” i nadal prowadził walkę z Piłsudskim.

Teraz Stroński puka do willi w Morges, chcąc aby Ignacy Paderewski został prezydentem Rzeczypospolitej, zważywszy na jego wielką popularność wśród narodu polskiego, a także na głośny dźwięk jego imienia na obu półkulach.

Istotnie nazwisko to znane jest za granicą powszechnie. Kiedyś marszałkowa Piłsudska, podróżując po Włoszech, wpisała swe nazwisko do książki hotelowej w jakimś małym miasteczku.

„Ach, to mąż pani, zdaje się, gra na fortepianie”– powiedziała właścicielka hoteliku.

Nie negując głośności nazwiska Paderewskiego ani też zacności jego sposobu myślenia, nie widziałem w nim jednak nigdy ani danych na męża stanu, ani też walorów moralnych, które można byłoby przeciwstawić temu, komu przeciwstawiać go chciano, tj. marszałkowi Piłsudskiemu. Przez wiele lat Piłsudski był wodzem partii walczącej w podziemiach Polski o jej niepodległość. W tych czasach Paderewski był mistrzem koncertów. Nigdy nie mogłem zrozumieć, jak w ogóle można było zestawiać tych dwóch ludzi.

Ale Stroński myśli inaczej. Konstatuje z przyjemnością, że Paderewski nie jest jeszcze całkiem zgrzybiały, jak o tym mówiono, bo oto Paderewski sam, bez niczyjej pomocy, schodzi z pierwszego piętra swej willi do saloniku, a więc rusza jeszcze nie tylko ręką, ale i nogą.

Z Morges Stroński przyjeżdża do Paryża i zatrzymuje się w małym „hoteliku dla studentów”, jak później pisano, przy ulicy Jacob. Hoteliczek nazywa się „Hôtel du Danube” i mieści się niedaleko ulicy Bonapartych, zbiegającej od opactwa św. Germana na Błoniach. Nie jest to jeszcze dzielnica łacińska, ale już uliczki są wąskie i zapach antykwarni unosi się nad jezdnią. Stroński zatrzymuje się tu, bo w tym hotelu mieszka zawsze generał Sikorski w czasie swych pobytów w Paryżu, a Stroński chce się z nim jak najprędzej porozumieć. Jakoż niebawem, bo 24 września, przyjeżdża do Paryża ambasador francuski w Warszawie, inteligentny i rzutki p. Nöel, zresztą przyjaciel polityczny p. Lavala, przywożąc z sobą generała Sikorskiego.