Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jak można rozumieć związki mediów, kultury popularnej i (homo)seksualności? Jaki wpływ na seksualne projekty tożsamościowe mają procesy digitalizacji i konwergencji mediów? W jaki sposób jako użytkownicy mediów konfrontujemy się z politykami tożsamości? Autorzy znakomitej części prac zmagających się z tak postawionymi pytaniami, udzielają zwykle podobnych odpowiedzi: że seks zawsze się sprzedaje, że media zapośredniczają i reprodukują heteronormatywny dyskurs tożsamości, że tylko niezależne i jakościowe media dają szansę pokonania dominującej heteroseksualnej ideologii. Samuel Nowak, odwołując się do przykładu gejów, proponuje odwrócenie tej perspektywy. Wtedy na media i popkulturę spojrzeć można jako na niekończącą się bitwę o prawo do artykulacji własnego seksualnego „ja”. Portale randkowe, kampanie społeczne, programy telewizyjne, tabloidowe newsy okazują się ważnymi politycznie przestrzeniami oporu przed dominacją. Towarzyszą mu rozmaite taktyki podstępu oraz akty ciągłej niesubordynacji ze strony odbiorców mediów.
Odwołując się do brytyjskich studiów kulturowych oraz studiów LGBT, Samuel Nowak wprowadza autorskie pojęcie wyobrażonych wspólnot seksualnego smaku, powstałych w efekcie mediatyzacji seksualnego kapitału i gustu. Wspólnoty te organizują doświadczenia gejów w ich ciągłych zmaganiach o prawo do wyrażania własnej tożsamości. Pracy patronują dwaj teoretycy — Pierre Bourdieu oraz John Fiske, którzy na kartach tej książki spotykają się homo-celebrytami, bohaterami seriali oraz społecznościami portali randkowych. Z błyskotliwych analiz autora wyłania się obraz świata, gdzie różne wspólnoty seksualnego smaku walczą o własną wartość, aby ich seksualny kapitał ulokował się wysoko w hierarchii społecznego uznania. Heteronormatywność okazuje się dyskursem kruchym i niestabilnym, a w konfrontacji z nią każdy chwyt jest dozwolony.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 416
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W niniejszej książce analizuję związki mediów i tożsamości gejów w Polsce od roku 2003 do połowy roku 2012. Okres ten obejmuje dziewięć niezwykłych lat, w czasie których byłem świadkiem i uczestnikiem wielkiej zmiany społecznej. U jej podstaw znajdują się, moim zdaniem, trzy wydarzenia: kampania społeczna „Niech nas zobaczą”, akcesja Polski do Unii Europejskiej oraz gwałtowny rozwój mediów społecznościowych. W kolejnych rozdziałach zastanawiam się nad tym, jaką rolę w tworzeniu, reprezentacji oraz artykulacji tożsamości polskich gejów odegrały telewizja, serwisy społecznościowe i prasa oraz jakiego typu powiązania można tutaj prześledzić. W niniejszym wstępie nie zamierzam jednak nakreślać założeń mojego projektu. Chciałbym jedynie zasygnalizować kilka ogólnych przesłanek, które legły u jego podstaw. Ponieważ nie jest to właściwa część mojej książki, nadałem jej nieco bardziej osobisty charakter. Stąd brak odwołań do konkretnej literatury — czynię to, najrzetelniej jak potrafię, dopiero w kolejnych rozdziałach.
Moja praca nie jest studium reprezentacji, chociaż Czytelnicy odnajdą w niej pewne odniesienia do problemu przedstawień gejów w mediach. Wynika to jednak z konieczności przeprowadzenia analiz na wielu poziomach medialnego obiegu. W rozprawie tej interesuje mnie cały ekosystem mediów, który podlega dziś procesom konwergencji i cyfryzacji. Dwa główne przedmioty moich dociekań — procesy kształtowana się tożsamości seksualnych oraz rola mediów — spotykają się w przestrzeni kultury popularnej. Podejście takie wynika z przyjętej przeze mnie perspektywy brytyjskich studiów kulturowych. W moim przekonaniu, i będę bronił tego założenia przez kolejne kilkaset stron, dorobek klasyków szkoły z Birmingham nadal pozostaje fascynującym źródłem inspiracji. Co więcej, daje się on tak przepracować, aby wciąż pozostać atrakcyjnym zestawem narzędzi dla teorii mediów, a nie tylko i wyłącznie historycznym punktem odniesienia. Wynika to przede wszystkim z interdyscyplinarnego charakteru brytyjskiego kulturoznawstwa, które — także dzięki swoim meta-powiązaniom z francuskim poststrukturalizmem — przekształciło współczesną humanistykę w laboratorium otwarte na różne metody i podejścia badawcze. Jeśli więc rodzimi badacze mediów, zainteresowani problematyką seksualności, chcą mieć coś ciekawego do powiedzenia światu, muszą zacząć słuchać siebie nawzajem i weryfikować swoje ustalenia. Interdyscyplinarność to coś więcej aniżeli tylko sprawne łączenie różnych paradygmatów. To przede wszystkim umiejętność słuchania i uczenia się od siebie nawzajem. To wreszcie gotowość do porzucenia tych ścieżek, które okazują się błędne i intelektualnie miałkie. Nie każda praca powstała pod auspicjami universitas jest coś warta, nie każda stanowi „cenny głos” w debacie, ulubione sformułowanie używane na konferencjach naukowych w Polsce.
Przygotowując tę pracę i zapoznając się z literaturą przedmiotu, niejednokrotnie wpadałem w poznawczą frustrację. W przypadku rodzimych badań nad mediami, tożsamością i seksualnością krystalizują się powoli dwa obozy. Pierwszy stanowią prace analizujące identyczne zjawiska, ale ich autorzy i autorki zwykle nie kwapią się do lektury tekstów innych niż własne. Pisząc o tożsamości, na przykład gejów, zawężają ją do jednego wymiaru: socjologicznego, filozoficznego czy poziomu reprezentacji. Tak jakby rzeczywistość składała się z rozłącznych klocków, które po wyjęciu i dokładnym opisaniu nabierają tajemniczej mocy dostarczania nam wiedzy o całości. Drugi, zwłaszcza będący pod wpływem queer studies oraz wybiórczej lektury prac autorki Uwikłanych w płeć, zyskuje status warstwy meta: kto więc nie podąża tym śladem, znajduje się w błędzie. Prace te korzystają zwłaszcza z performatywnej teorii płci, a swoją narrację zwykle wieńczą kanonizacją świętej Judyty.
Stąd właśnie wziął się mój pomysł sięgnięcia do studiów gejowsko-lesbijskich. Nie mają one zbyt dobrej opinii w polskim obiegu akademickim i zwykle przeciwstawiane są ustaleniom badaczy z kręgu teorii queer. Kiepska reputacja nie jest jednak przesłanką, aby nie zawrzeć intelektualnej znajomości. W moim przypadku okazała się wręcz pokusą, której nie potrafiłem się oprzeć. Teorie podlegają takim samym modom jak inne obszary rzeczywistości. Odnoszę czasem wrażanie, że w polskim środowisku akademickim teoria queer funkcjonuje jak ulubiony prymus, podczas gdy studia LGBT to najgorszy kolega w klasie, do której wspólnie chodzą. Fajtłapa, który zawsze zapomina odrobić zadanie domowe i zbiera najgorsze noty. Po bliższym zapoznaniu się okazało się jednak, że to bardzo bystry uczniak.
Mój projekt wynika zatem z dwóch namiętności. Z jednej strony jest nią nieskrywana pasja wobec dziedzictwa studiów kulturowych; z drugiej pewna niezgoda na sposoby teoretyzowania związków mediów i seksualności w rodzimej humanistyce. Wynika stąd moja propozycja otwarcia tych badań na perspektywy studiów gejowsko-lesbijskich, których wagę zdecydowanie się w Polsce umniejsza. W obu przypadkach zależało mi jednak na tym, aby rezultat tej pracy miał pozytywny charakter. Nie jest moim celem atak, lecz twórcza obrona. Nie oznacza to bynajmniej, że nie podważam tutaj pewnych koncepcji lub stronię od krytyki. Wręcz przeciwnie — starałem się nadać tej książce polemiczny charakter, zakładając przy tym, że stanie się to zachętą do podjęcia dyskusji z moimi ustaleniami. Dalsza część pracy została więc napisana stylem argumentacyjnym. W swoim wywodzie staram się analizować przesłanki stanowiące o słabości i mocnych stronach dyskutowanych przeze mnie teorii. Jednocześnie nie ukrywam swojego ja za naukowym żargonem. To właśnie studiom kulturowym, choć nie tylko, zawdzięczamy to, że teksty naukowe mogą być pisane potoczyście i z poczuciem humoru, nie gubiąc przy tym meritum. W efekcie, jak każda praca naukowa, tak i moja narracja posiada swoich superbohaterów oraz czarne charaktery.
Pisząc tę książkę, trudno było mi odnaleźć sojuszników mojego projektu na gruncie rodzimych gender orazqueer studies. Zaryzykuję tutaj stwierdzenie, że polski feminizm akademicki ma poważny problem z kulturą popularną, której nie lubi albo nie rozumie (albo jedno i drugie). Pomijam zastrzeżenia natury metodologicznej, podzielę się nimi w kolejnych rozdziałach. Tutaj chciałbym jedynie zwrócić uwagę na fakt, że wyjątkowa nonszalancja oraz podejrzliwość wobec form popularnych skutecznie utrudniły mi poszukiwanie wsparcia teoretycznego w dorobku rodzimych badaczek i badaczy. Czytając kolejne analizy wizerunków kobiet w mediach lub jakże przenikliwe opisy medialnych manipulacji w przedstawianiu osób LGBT, aż chciałoby się zapytać: who cares? Wynika to także z silnego zainteresowania sztuką i tzw. kulturą wysoką — jakość, subwersywność i awangarda to ukochane słowa feministycznej krytyki akademickiej.
Na zakończenie muszę wytłumaczyć się z własnej „pozycji w dyskursie”, jak i zakresu tej pracy. Nie mogę zatem uciec od tego, że sam w latach 2003–2009 byłem zaangażowany w polski ruch LGBT, stając się tym samym świadkiem oraz inicjatorem związanych z nim wydarzeń. Obserwowałem też narastający rozdźwięk pomiędzy praktyką a rodzimą teorią queer, gdzie ta druga coraz częściej i chętniej pouczała o tym, jak należy rozumieć aktywizm społeczny. Kiełkujące we mnie wątpliwości sprawiły, że kiedy zawiesiłem swoją działalność społeczną na rzecz pisania pracy naukowej, postanowiłem przyjrzeć się bliżej temu napięciu. Uważam bowiem, że jeśli teoria nie znajduje zastosowania i nie pomaga lepiej zrozumieć praxis, to musi znajdować się w niej jakiś błąd. W mojej książce próbuję go zatem zdiagnozować i przezwyciężyć.
Jeśli chodzi o zakres mojej książki, to moim celem nie jest tutaj wyczerpujące omówienie wszystkich możliwych przypadków medialnych wymiarów tożsamości gejów. Zresztą z samym słowem „gej” jest mnóstwo kłopotów, ponieważ przybyło ono do Polski wraz z przemianami systemowymi w latach 80. ubiegłego wieku. Przykładowo, autorzy wczesnych zinów 1 gejowskich zapisywali je w formie angielskiej jako „gay”, dając tym świadectwo swojego zakłopotania. Sieci semantyczne, do których odnosiło się słowo „gej” w krajach zachodnich, w Polsce miały dopiero powstać. Jak się dziś okazuje, proces ten wciąż trwa, a przestrzeń mediów stała się areną, gdzie dokonuje się ich nieustanna produkcja i negocjacja.
Pisząc tę książkę, chciałem stworzyć przyczynek do takiej teorii, która będzie w stanie w satysfakcjonujący sposób wyjaśnić zasygnalizowane powyżej procesy. W szerszym planie interesowało mnie zainicjowanie teorii ujmującej związek mediów i seksualności w ogóle. Tym samym mam nadzieję, że zaprezentowane tutaj rozumowania, chociaż odnoszą się do wąskiego tematu, pozwolą przeszczepić się na inne obszary humanistyki. Materiał analityczny jest więc bardzo różnorodny. Jest też ograniczony ilościowo. Ponadto przyjąłem tutaj zasadę, w myśl której rozróżnienie na rzeczywistość medialną i nie-medialną jest nieuzasadnionym założeniem. Na dalszych kartach tej książki postaram się udowodnić, że była to słuszna decyzja, oraz wskazać, jak rozumiem kluczowe dla mojej rozprawy związki między mediami, seksualnością i tożsamością.
Chciałbym w tej książce pokazać, jak możemy lepiej zrozumieć, czym są media dla mężczyzn określających się jako geje, biorąc pod uwagę różne, jednak zawsze traktowane łącznie, konteksty: ekonomiczne, polityczne i medialne. Mój wybór mediów głównego nurtu oraz popularnych mediów LGBT jako przedmiotu analizy, z celowym pominięciem obiegu niezależnego i artystycznego, wynika także z racji ich demokratycznego i emancypacyjnego potencjału. Z zaproponowanej przeze mnie perspektywy sztuka stanowi ostatnią przestrzeń tworzenia i negocjacji tożsamości, która miałaby społeczne znaczenie. Niech zatem niniejszy wstęp będzie nie tylko zaproszeniem do lektury, ale i do swoistej intelektualnej potyczki. Nie ma bowiem nic gorszego niż projekty naukowe, które nie budzą namiętności.
W tekście niniejszej książki podaję daty publikacji najnowszych wydań cytowanych przeze mnie źródeł. W bibliografii przyjąłem jednak zasadę podawania również daty pierwodruku publikacji, jeśli czas wydania książek i tekstów, z których korzystam, różni się co najmniej o dziesięć lat od roku pierwszego wydania. Chciałem tym samym uniknąć zarzutu przedstawiania klasycznych opracowań jako najnowszych publikacji w danej dziedzinie. Jeśli przy cytacie nie podaję numeru strony w przypisie, wskazuje to na źródło elektroniczne.
W przypadku źródeł internetowych podaję szczegółową informację bibliograficzną tylko odnośnie do portali i stron ogólnie dostępnych. Nie podaję natomiast informacji o użytkownikach portali randkowych, identyfikując ich wyłącznie za pomocą deklarowanego wieku. We wszystkich cytatach zachowałem oryginalną pisownię, w tym brak znaków diakrytycznych, uwzględniając także obecność emotikonów.
Ta książka nie powstałaby, gdyby nie wsparcie wielu osób, którym chciałbym tutaj podziękować.
Prof. Andrzejowi Pitrusowi dziękuję za podjęcie się opieki nad moim projektem.
Moim rodzicom i przyjaciołom jestem wdzięczny za wsparcie w czasie pisania dysertacji doktorskiej, będącej podstawą tej książki. Okazali się oni krytycznymi recenzentami moich pomysłów, a wspólne, długie i pełne pasji rozmowy pozwoliły mi szlifować własne argumenty i tezy, a także poddawać je weryfikacji. Podziękowania należą się przede wszystkim: Annie Taszyckiej, Konradowi Gliścińskiemu, Dominikowi Dziedzicowi, Ewie Drygalskiej, Kasi Wilk, Łukaszowi Bresińskiemu, Tomaszowi Kaczorowi, Romi Nowak, Sebastianowi Liszce, Małgorzacie Major, Anicie Hawser, Arkowi Rokickiemu i mojej cioci Barbarze.
Chciałbym także podziękować studentkom i studentom, z którymi miałem przyjemność prowadzić zajęcia w latach 2008-2012 na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nasze wspólne dyskusje i lektury wniosły bardzo wiele do mojego myślenia, ucząc mnie także lepszego formułowania własnych argumentów.
Szczególnie dziękuję dwóm osobom, których intelekt i wrażliwość otworzyły przede mną wiele perspektyw, zachęcając do własnych poszukiwań — prof. Richardowi Dyerowi z King’s College London oraz prof. Joannie Zylinskiej z Goldsmiths, University of London. Wasza erudycja i mądrość pozostają dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji.
Osobne podziękowania należą się przedstawicielom instytucji, których wsparcie umożliwiło mi prowadzenie badań za granicą. Było to możliwe dzięki wsparciu ze strony: Tokyo Foundation, Instytutu Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz projektu „Środowisko – Technologia – Społeczeństwo” realizowanego w Uniwersytecie Jagiellońskim i współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej. Książka mogła się ukazać dzięki wsparciu ze środków Prorektor UJ ds. rozwoju prof. Marii-Jolanty Flis oraz Dyrekcji Instytutu Socjologii UJ.
Pracę tę dedykuję mojemu partnerowi Łukaszowi M. Maciejewskiemu, najbardziej wymagającemu czytelnikowi, jakiego można sobie wymarzyć.
1.Ziny – nieprofesjonalne i niezależne czasopisma dotyczące wybranego tematu, nieposiadające oficjalnej dystrybucji.
CZĘŚĆ I
ROZDZIAŁ 1
W niniejszym rozdziale omawiam podstawowe zaplecze teoretyczne mojej pracy, za które uznaję anglosaskie studia kulturowe. Najpierw postaram się wyjaśnić, dlaczego przyjmuję taką właśnie perspektywę, oraz przedstawię przesłanki stanowiące o mojej motywacji. W dalszej części rozdziału przyjrzę się kategorii tożsamości w kulturoznawstwie w perspektywie (1) synchronicznej i (2) diachronicznej. Następnie powiążę interesujące mnie zagadnienie z (3) kwestią mediów (poprzez kulturoznawczą teorię mediów) oraz odniosę się do (4) studiów gejowsko-lesbijskich, co w obu przypadkach pozwoli doprecyzować perspektywę. Struktura mojego wywodu przedstawia się zatem następująco: tożsamość jest centralnym przedmiotem badań kulturoznawstwa, które uważam za najlepszy dla mnie punkt odniesienia. Następnie uzupełniam ten punkt o perspektywę kulturoznawczej teorii mediów oraz studiów gejowsko-lesbijskich. Rozdział ten, a także kolejny, służy przede wszystkim wyjaśnieniu i uprawomocnieniu motywacji stojącej za dokonanymi przeze mnie wyborami. Ma także charakter rozpoznania terenu i przygotowania go dla konstrukcji własnej propozycji teoretycznej. Szczegółowe koncepcje badań przedstawię w części II (rozdział 3.).
Oczywiście moja narracja o studiach kulturowych jest już z konieczności przepracowaniem, każda lektura powołuje bowiem do życia inne układy znaczeń. Odsłania się tutaj też inny cel mojego projektu, jakim jest restytucja dziedzictwa szkoły z Birmingham 1 oraz studiów gejowsko-lesbijskich.
Kwestia tożsamości należy do najszerzej i najczęściej dyskutowanych tematów we współczesnej humanistyce. Nie chcę tutaj wchodzić w dywagacje, czy to kwestia mody, czy też odpowiedź teorii na bolączki współczesności. Bez względu na to, jaką dyscyplinę reprezentują badacze i badaczki, wspólnym punktem odniesienia dla większości prac podejmujących problematykę tożsamości na gruncie czy to socjologii, literaturoznawstwa, filmoznawstwa, czy medioznawstwa jest perspektywa studiów kulturowych (cultural studies). W mojej pracy również przyjmuję tę perspektywę, włączając w nią w dalszej kolejności dwie rozwijane w jej obrębie specjalizacje: media studies2 oraz studia gejowsko-lesbijskie (studia LGBT).
W tym miejscu należy się jednak wyjaśnienie, co dokładnie rozumiem pod pojęciem kulturoznawstwa, gdyż często bywa ono (1) mylone z wiedzą o kulturze, (2) rozumiane zbyt szeroko, (3) dyskwalifikowane jako samodzielna dyscyplina oraz (4) oskarżane o populizm. Problem ten dotyczy zwłaszcza rodzimej praktyki akademickiej, na co ciężko pracują polskie uczelnie, nazywając zwykle kulturoznawstwem bliżej niesprecyzowany konglomerat przedmiotów humanistycznych, tyleż do siebie podobnych, co różnych [zob. Pankowicz et al. 2008; Burszta, Januszkiewicz 2010]. Ponieważ trudno o precyzyjną definicję, wiążącą dla mnie perspektywą staną się ustalenia teoretyków związanych z brytyjskimi studiami kulturowymi oraz współczesnych autorów rozwijających tę tradycję. Podkreślam raz jeszcze brytyjski rodowód kulturoznawstwa w mojej pracy. We współczesnej humanistyce często nazywa się studiami kulturowymi wszystkie perspektywy badawcze, które swobodnie poruszają się na przecięciu socjologii, filozofii i teorii krytycznej. Perspektywa taka jest jednak błędna i rozmywa wyjątkowość projektu studiów kulturowych. Postmoderniści mogą w tym miejscu grymasić: studia kulturowe mają jednak swoją wyraźną teoretyczną tożsamość i zamierzam jej tutaj bronić. To właśnie badacze związani z Centre for Contemporary Cultural Studies (CCCS) w Birmingham, ich uczniowie oraz komentatorzy wypracowali koherentny, a przy tym dynamiczny i interdyscyplinarny model refleksji nad tożsamością i kulturą audiowizualną. Nie będę tutaj szczegółowo nakreślał modelu badań mediów wypracowanego w ramach brytyjskiego kulturoznawstwa; chciałbym raczej zarysować, jak interesujący mnie problem tożsamości, a w dalszej kolei tożsamości seksualnej i mediów, uzyskał swój specyficzny status we współczesnych studiach kulturowych. Anna Nacher rzetelnie, chociaż przyjmując radykalnie antyreprezentacjonistyczną perspektywę, przedstawiła wywiedzione ze szkoły brytyjskiej modele teorii mediów [zob. Nacher 2008], ponadto w rodzimym obiegu akademickim pojawiły się artykuły i komentarze Janusza Barańskiego przybliżające dorobek szkoły z Birmingham [zob. Barański 2010], a także poświęcone Brytyjczykom podręczniki [zob. Storey 2003; Barker 2005]. Także Wiesław Godzic dokonał sprawnej adaptacji teorii brytyjskiej do polskich badań nad telewizją [zob. Godzic 1999], a Rafał Drozdowski odniósł się do niej częściowo na gruncie socjologii [zob. Drozdowski 2009]. Nie widzę zatem powodu, aby niepotrzebnie powtarzać te ustalenia. Jedyny klasyczny i nieaktywny już naukowo autor, do którego propozycji odniosę się bardziej szczegółowo, to John Fiske [2010], a to z racji istotnego dla mnie zagadnienia tożsamości, mediów i władzy w perspektywie polemizującej z autorami znajdującymi się w kręgu dość pesymistycznej teorii wpływu.
Tradycja brytyjska — w moim przekonaniu — może służyć za najlepszy punkt odniesienia dla dalszego wywodu. Zdaję sobie sprawę, że zaproponowany przeze mnie tryb refleksji może budzić pewien opór, a także prowokować zarzut anachroniczności 3. Współczesne badania nad mediami rozwijają się niezwykle dynamicznie, czego dowodzi ogromna liczba przedsięwzięć i projektów badawczych [zob. Flew 2010; Thornham et al. 2010]. Jestem jednak przekonany, że nie podważa to wielu kluczowych założeń anglosaskiego kulturoznawstwa, a co najwyżej wymaga pewnej ich korekty. Odwołanie się do dorobku studiów kulturowych pozwoli mi także wyjaśnić pewną interdyscyplinarność wywodu, poprzez którą rozumiem zapożyczanie rozmaitych narzędzi z odmiennych dyscyplin badawczych, takich jak filozofia i socjologia. W tym sensie zaryzykuję tezę, iż kulturoznawstwo wyspecjalizowało się w wykradaniu koncepcji ze swojego pierwotnego środowiska i umieszczaniu ich w zupełnie nowym kontekście. Kwestię tę tłumaczyć można na dwa sposoby.
Po pierwsze, model anglosaski cechuje odmienny od kontynentalnego system organizacji szkół wyższych. Instytuty, centra, ośrodki badawcze mają tam często charakter nieformalny, temporalny i celowy; zakłada się je, mając na uwadze prowadzenie konkretnych badań, realizację danego projektu (lub całej serii projektów) czy stworzenie przestrzeni wymiany doświadczeń naukowych. Po drugie, badacze skupieni wokół otwartego w 1964 roku Centre for Contemporary Cultural Studies na Uniwersytecie w Birmingham
postrzegali siebie jako pracujących w laboratorium. Zachęcali studentów do instrumentalnego tworzenia i rozwijania własnych projektów. […] prowadziło [to] do zakwestionowania zasadności akademickich granic, z transdyscyplinarności czyniąc cnotę [Rojek 2007: 42].
Wydaje się, że podejście takie do dzisiaj stanowi wyróżnik kulturoznawstwa i swoisty rodzaj luksusu, na który nie mogą sobie pozwolić inne dyscypliny: „tylko fakty, proszę pani” — ironizuje na ten temat Noël Carroll [2011: 77]. W dalszej części mojej książki będę starał się odpowiadać na potencjalne związane z tym zarzuty, usprawiedliwiając tym samym przyjęte przez siebie założenia. Zanim odniosę się do poszczególnych autorów podejmujących bezpośrednio tematykę mediów, seksualności i tożsamości gejów, chciałbym krótko omówić szczególne miejsce problematyki tożsamościowej w studiach kulturowych.
Na potrzeby niniejszego wprowadzenia wyróżniam dwa sposoby, za pomocą których można ująć kulturoznawczy dyskurs poświęcony tożsamości. Podział ten ma jedynie charakter operacyjny i posłuży mi do systematyzacji obszaru badań. Pierwszy z nich ma charakter synchroniczny; dają się tutaj wydzielić trzy typy budowania teorii. Te trzy, oczywiście nakładające się na siebie, obszary badawcze to:
(1) Refleksja nad tożsamością jako efektem władzy, stanowiąca w dużej mierze formę metarefleksji; zasadniczym pytaniem są tutaj mechanizmy wyłaniania się podmiotowości oraz ich konsekwencje; prace z tego obszaru (mam tu na myśli głównie autorów znajdujących pod wpływem francuskiego poststrukturalizmu w różnych jego odmianach — Foucaulta, Kristevę, Laplanche’a czy Lacana) próbują zatem odpowiedzieć na pytanie: „Skąd bierze się podmiotowość, jak formuje się tożsamość?”.
(2) Refleksja nad tożsamością jako praktykami negocjowania i tworzenia znaczeń. Przedmiot zainteresowania badacza stanowią tutaj sposoby, w jakie nadawane i dekodowane są znaczenia, w taki sposób, aby mogły skutkować rozmaitymi politykami tożsamościowymi. Prace z tego obszaru próbują zatem odpowiedzieć na pytanie: „Za pomocą jakich środków jednostki konstruują swoje poczucie tożsamości?”.
(3) Refleksja nad funkcjonowaniem tożsamości grupowych i diasporycznych, czyli sposobów, dzięki którym jednostki mogą czuć przynależność do rozmaitych tożsamości kulturowych. Prace z tego obszaru próbują zatem odpowiedzieć na pytanie: „Jak jednostki identyfikują się jako przynależące do większych grup?”.
Z tak przyjętej perspektywy debaty o tożsamości wydają się główną osią refleksji i sporów toczących się w obrębie kulturoznawstwa. Pytanie o tożsamość poprzedza każdą kulturoznawczą dyskusję bez względu na to, jak różnych kwestii może ona dotyczyć — gender, seksualności, społecznego życia przedmiotów czy przynależności kulturowej, subkulturowej, etnicznej, diasporycznej. Aby zilustrować te trzy tryby refleksji oraz pokazać przy tym, na ile przenikają one całe studia kulturowe, posłużę się teraz trzema przykładami.
(1) W eseju otwierającym antologię Questions of Cultural Identity Stuart Hall zwraca uwagę na pewien paradoks, który cechuje współczesną debatę toczącą się w studiach kulturowych — z jednej strony w ostatnich latach obserwujemy prawdziwą eksplozję prac poświęconych tożsamości kulturowej (z perspektywy kolejnych 15 lat widać, że nie chodziło bynajmniej o kwestię akademickiej mody), z drugiej natomiast tożsamość poddaje się nieustającej krytyce [Hall 1996: 1]. Echem odbija się tu znana konstatacja Zygmunta Baumana, który stwierdził, że coś staje się problematyczne, kiedy staje się widoczne [zob. Bauman 2004]. Prowadzi to do oczywistego pytania: „Komu potrzebna jest tożsamość?”. Hall sugeruje dwa możliwe sposoby odpowiedzi. (a) Poddana dekonstrukcji i nieustającemu zwątpieniu tożsamość wciąż może pozostać w użyciu w swojej nowej formie i nowym kontekście; w tym sensie dekonstrukcja staje się szansą na przekroczenie totalizujących granic projektu tożsamościowego. Ponieważ tożsamości nie możemy niczym zastąpić, pozostaje nam jedynie balansowanie na granicy w akcie podwójnego wymazywania. W takim ujęciu tożsamość nieustannie się wyłania, ale nigdy się nie staje. Hall czyni tutaj bezpośrednie odniesienie do prac Jacques’a Derridy i jego koncepcji podwójnego pisania. (b) Drugi możliwy sposób odpowiedzi na pytanie o tożsamość odsyła nas do podstawowej kwestii, jaką jest założenie, iż tożsamości nie da się zredukować. Wchodząc w dialog z Michelem Foucaultem i jego teorią władzy, Hall nie porzuca jednak zupełnie koncepcji podmiotu — sugeruje raczej jej przepracowanie w nowym, zdecentralizowanym i przemieszczonym paradygmacie. Badacz rozwija dalej własną koncepcję tożsamości, argumentując, że jego propozycja „nie jest esencjalistyczna, ale strategiczna i pozycyjna (positional)”. W tej perspektywie akty identyfikacji zawsze będą niepełne, sfragmentaryzowane i rozproszone. Co jednak kluczowe:
Tożsamości wyłaniają się z tworzenia narracji własnego ja, ale oczywista fikcyjność natury tego procesu w żaden sposób nie zaprzecza jego dyskursywnej, materialnej czy politycznej efektywności, nawet jeżeli przynależność, „wszywanie się w historię”, poprzez które częsciowo wyłaniają się tożsamości, są wyobrażone (i symboliczne) i zatem, jak zawsze, częściowo owocem fantazji lub przynajmniej fantazmatom pokrewne [Hall 1996: 4].
W dalszych odwołaniach do prac Ernesta Laclaua [zob. Laclau 1990], Judith Butler [zob. Butler 2008], a zwłaszcza Michela Foucaulta [zob. Foucault 2010] Halla interesuje związek tożsamości i władzy, gdyż każda społeczna tożsamość jest aktem władzy. We wszystkich tych dyskusjach teoretyczną czkawką odbija się jeden z najważniejszych problemów, z którym nowoczesną teorię zostawił między innymi Louis Althusser, a mianowicie miejsca w dyskursie przy założeniu, że podmiot/tożsamość zawsze stanowi efekt władzy (u Althussera efekt interpelacji). Problem ten próbował przezwyciężyć Foucault, ale — jak zauważa McNay [za Hall 1996: 10] — jedyne, czego dokonał autor Archeologii wiedzy, to przeformułowanie antynomii między pozycjami podmiotu w dyskursie a zajmującymi je jednostkami. Innymi słowy generuje to kilka następujących wątpliwości: „Jak potrafię rozpoznać swoją pozycję w dyskursie?”, „Jak potrafię odróżnić ją od miejsca innych jednostek?” oraz „Dlaczego zatem jednostki te zajmują różne pozycje?”. Oczywiście, jak odnotowuje Hall, Foucault nigdy nie posłużyłby się pojęciem tak wulgarnym jak tożsamość, jednak z pewnością podejmowane przez niego badania mieszczą się w tej problematyce. Rozwiązaniem tego problemu 4 mogą się okazać, przynajmniej częściowo, koncepcje Judith Butler, która przyswoiła sobie Foucaultowską koncepcję dyskursywnie konstruowanego podmiotu, łącząc ją ze stanowiskiem Lacanowskiej psychoanalizy. Stwierdzenie Butler, że tożsamości zawsze będą działać poprzez wykluczenie i ukonstytuowanie zewnętrza, do którego można i trzeba się odnosić (tożsamość jako efekt polityki wykluczenia), stanie się kluczowym argumentem w dalszym wywodzie Halla, który w tak uprawianej refleksji widzi polityczny wymiar. Dla studiów kulturowych tożsamości są bowiem koniecznością i „niemożliwością” zarazem [Hall 1996: 16] — i jako takie należy je badać.
(2) Jako przykład drugiego sposobu teoretycznego ujęcia tożsamości w kulturoznawstwie może posłużyć model obiegu kultury, zaproponowany przez zespół w składzie Paul Du Gay, Stuart Hall, Linda Janes, Hugh Mackay i Keith Negus [Du Gay et al. 2000]. Ich propozycja to nadal funkcjonujący oraz poręczny model badań, ujmuje bowiem kulturę i tożsamość jako dynamiczne kontinuum. Autorzy przeprowadzili drobiazgowe studium Walkmana Sony jako artefaktu kulturowego, aby za jego pomocą „wyjaśnić, w jaki sposób funkcjonuje kultura w takich jak nasze, późnonowoczesnych społeczeństwach” [Du Gay et al. 2000: 2]. Walkman jest przy tym wyłącznie zmienną, którą możemy zastąpić innym, dowolnie wybranym fenomenem czy artefaktem. Jednocześnie Paul Du Gay dystansuje się od tej tradycji socjologicznej, dla której zwykle kluczową kwestię stanowił proces produkcji. Praca zespołu kulturoznawców zrywa z taką logiką, oferując „model oparty na artykulacji wielu dystynktywnych procesów, których interakcje mogą i rzeczywiście prowadzą do rozmaitych i zależnych rezultatów” [Du Gay et al. 2000: 3). Za sprawą artykulacji kilka odrębnych elementów może w pewnych okolicznościach i pod pewnymi warunkami utworzyć całość. Tym samym podejście to nie uprzywilejowuje żadnego momentu kulturowej produkcji.
Na obieg kultury, rozumianej oczywiście holistycznie, zgodnie z koncepcją Raymonda Williamsa [zob. Williams 1961: 57], składa się zdaniem autorów pięć dystynktywnych, ale połączonych ze sobą i nawzajem się determinujących momentów:
Rys. 1. Model obiegu kultury [za: Du Gay et al. 2000].
(a) reprezentacja, czyli sposób, w jaki x zamieniany bywa na język, kod wizualny czy inną rozpoznawalną sekwencję znaków;
(b) tożsamość, czyli sposoby, dzięki którym możliwa jest identyfikacja/związek x z jego użytkownikiem;
(c) regulacja, czyli sposoby, w jakie x tworzy i rozmywa rozmaite granice, takie jak ja / świat społeczny, prywatne / publiczne, realne / wyobrażone, posiadający x / nieposiadający x etc.;
(d) konsumpcja, czyli sposoby kulturowej konsumpcji x i praktyki jej towarzyszące;
(e) produkcja, czyli pochodzenie, sposoby i kontekst powstania x.
Zgodnie z ilustracją [rys. 1] wydzielenie początku procesu kulturowej produkcji znaczeń jest tylko i wyłącznie umowne oraz zależy od stawianego przez nas pytania, czyli zakreślenia obszaru badawczego. Współzależność owych pięciu segmentów wynika z ich językowego zakotwiczenia, przy czym język rozumiany jest tutaj jako dowolny system reprezentacji, „który pozwala nam posługiwać się znakami i symbolami, aby przedstawiać i prze(d)stawiać (re-present) wszystko, co istnieje w rzeczywistości, jako posiadającą znaczenie koncepcję, obraz czy ideę” [Du Gay et al. 2000: 13]. Język to zatem system znaków, umożliwiający przedstawianie rzeczy lub idei oraz wymianę towarzyszących im znaczeń. Sieci semantyczne pozwalają budować rozległe systemy konotacji i skojarzeń, z których każdy stanowi odrębny dyskurs, czyli sposób konstruowania wiedzy i mówienia na dany temat. Kultura to zatem nic innego, jak współdzielone mapy znaczeń.
Budując analogię do opisywanego fenomenu Walkmana, możemy spróbować wyróżnić kilka takich łańcuchów znaczeń związanych z bardziej współczesnym przedmiotem — tabletem iPad. Czyli dyskursy: hi-tech, rozrywki, mobilności czy fenomenu Apple’a. Każdy z tych dyskursów odnosi się do specyficznego zasobu uprzednio skonstruowanej wiedzy i łączy się z kolejnymi. I tak technologicznie iPad to niezwykłe osiągnięcie inżynieryjne, opierające się na procesach miniaturyzacji, zaawansowanych technologiach ekranów dotykowych oraz na autorskim systemie operacyjnym. Dyskurs rozrywki wiąże się z możliwymi sposobami używania iPada do spędzenia wolnego czasu, a także słuchania muzyki, oglądania filmów, robienia zdjęć, nagrywania filmów, grania w gry komputerowe. Semantyczne asocjacje odsyłają nas przy tym do dyskursu mobilności, czyli bycia „zawsze w zasięgu”, zakwestionowania podziału online / offline oraz podziału na sferę prywatną i publiczną. Przy okazji mamy do czynienia z fenomenem Apple’a, który także rozumiany jest bardziej jako zjawisko kulturowe niż tylko i wyłącznie fenomen biznesowy. Składają się na to rozmaite dyskursy towarzyszące firmie z Cupertino: przeświadczenie o niezawodności i intuicyjności oferowanego przez nią sprzętu, niezwykłe wzornictwo produktów, podejmowanie technologicznych wyzwań, nietypowe sposoby zarządzania, tak różne od „nudnych” korporacji (Steve Jobs jako wielki wizjoner), mit Krzemowej Doliny i wiele innych. Wszystkie te dyskursy (i nie ma znaczenia, czy chodzi tylko o stereotypy, obiegowe opinie, komunikaty działu public relations, czy „twarde” fakty) mają sens oczywiście tylko wtedy, jeśli ich przepływ daje się ułożyć i zorganizować w intuicyjnie rozumiany sposób, czemu służą praktyki sygnifikacyjne. W ten sposób rozmaite znaczenia uzyskują dla danych użytkowników w danym momencie i okolicznościach wspólne pole odniesienia.
Jakie jednak miejsce zajmuje i jak rozumiana jest w owym modelu tożsamość? Kathryn Woodward w swoim komentarzu do propozycji zespołu Du Gaya [Woodward 1997] doprecyzowuje, że znaczenia mogą być nośnikami sensów wyłącznie wtedy, gdy za ich pomocą możemy zidentyfikować generowane przez nie pozycje podmiotowe oraz miejsca w dyskursie, gdzie sami jako podmioty możemy się usytuować. W ten sposób dokonuje się powiązanie systemu reprezentacji z tożsamością.
Reprezentacja jako proces kulturowy ustanawia jednostkowe i zbiorowe tożsamości, a systemy symboliczne dostarczają możliwych odpowiedzi na pytania: kim jestem?, kim mógłbym być?, kim chcę być? [Woodward 1997: 14].
Autorzy Doing Cultural Studies podkreślają przy tym, że procesy identyfikacji kulturowej rzadko bywają racjonalne i instrumentalne [Du Gay et al. 2000: 25]. Z drugiej strony nie jesteśmy tylko i wyłącznie robotami, które biernie poddają się mechanizmom generującym polityki tożsamościowe. W odniesieniu do omawianego przez zespół Paula Du Gaya problemu związku wizualnej reprezentacji i poczucia ja należy się zgodzić, że zgodnie z przyjętymi przez nich założeniami proces identyfikacji odbywa się zarówno na poziomie pracy wyobraźni, jak i jednocześnie w sferze „racjonalnych wyborów i «tak zwanych» realnych potrzeb” [Du Gay et al. 2000: 26].
Autorzy ilustrują swoje założenia, analizując trzy reklamy Walkmana Sony. Spróbujmy ponownie posłużyć się bardziej współczesnym, a równie nośnym przykładem — laptopem MacBook Air firmy Apple. Pierwsza reklama to zaledwie 30-sekundowy klip, dystrybuowany przez producenta przede wszystkim w Internecie, a zrealizowany przy okazji premiery drugiej generacji komputera jesienią 2010 roku. Rzeczony laptop filmowany jest z bocznego profilu i umieszczony na czarnym tle. Kamera przesuwa się od jego tylnej części ku zwężającemu się frontowi, czemu towarzyszy prosta kompozycja na fortepian. W tle słyszymy głos lektora mówiącego: „Everything we’ve learnt has come to this” („Wszystko, czego się nauczyliśmy, zaprowadziło nas do tego” — czyli niezwykle cienkiej konstrukcji). Kamera robi następnie odjazd i widzimy dłoń trzymającą cienki laptop, który otwiera lekkim gestem. Lektor konkluduje zdaniem: „The next generation of MacBooks” („Nowa generacja MacBooków”). Zakończeniu towarzyszy wyraźna koda, pozwalająca nadać reklamie nieco euforyczny charakter. Na ekranie na chwilę pojawia się napis „MacBook Air”, sekundę później zastąpiony przez logo koncernu — obrys nadgryzionego jabłka.
Analizując reklamę na wzór autorów Doing…, należy zwrócić uwagę na następujące kwestie. Po pierwsze, MacBook odnosi się do popularnej koncepcji supercienkiego i ultralekkiego przenośnego sprzętu elektronicznego. Nie wiemy jednak nic o jego specyfikacji technicznej, możliwościach, osiągach, zainstalowanym oprogramowaniu. Język reklamy opiera się wyłącznie na projekcie obudowy komputera. „Lekki jak powietrze” MacBook Air tworzy swój własny język, ale zawsze będzie to MacBook Air, bez względu na język, w jakim wybrzmi reklama. Przecięcie się tożsamości produktu oraz jego użytkownika staje się możliwe właśnie dzięki stworzeniu takiego języka wizualnego, który uprzywilejuje pozycję widza i jego miejsce w dyskursie. Reklama ta z pewnością obeszłaby się bez słów, ale — parafrazując autorów studium Walkmana — można powiedzieć, że posłużenie się anglojęzycznym lektorem przypomina, iż „to globalny produkt, a językiem zglobalizowanej konsumpcji jest oczywiście angielski (a w zasadzie amerykański angielski)” [Du Gay et al. 2000: 28]. Reklama generuje zatem pole, które umożliwia wpisanie własnej tożsamości (pragnień, potrzeb, wytłumaczenia sobie, dlaczego akurat potrzebuję MacBooka), ale z drugiej strony przypomina, że należę do globalnej wspólnoty konsumpcji.
Kwestię tożsamości jeszcze lepiej wykorzystuje reklama pierwszej generacji MacBooka (zima 2008 roku). Krótki film przedstawia sekwencję kolejnych czynności: na białym stole pojawia się charakterystyczna jasnobrązowa koperta; kobieca dłoń otwiera kopertę i wysuwa z niej MacBooka; MacBook zostaje otwarty; kamera objeżdża komputer; komputer zostaje zamknięty, a w tle pojawia się napis „MacBook Air”. Reklamie towarzyszy prosta piosenka: „I’m a new soul / I came to this strange world / Hoping I could learn a bit / ‘Bout how to give and take / La-la-la-la-la-la / La-la-la-la-la-la” Sieć znaczeń zbudowana wokół przedmiotu wydaje się dość oczywista (chociaż należy pamiętać, że kultura popularna nigdy nie jest oczywista) — to młodość. Nowy gadżet w mieście („I’m a new soul / I came to this strange world”), chętny do nauki, jednak wciąż naprawdę nie wiemy, do czego może służyć („Hoping I could learn a bit / ‘Bout how to give and take”). Przedmiot zyskuje swoją tożsamość („Jestem tutaj nowy”), a jednocześnie, jako skierowany do młodych konsumentów, dzieli z nimi przywileje młodości i niedoświadczenia. To splątanie jest możliwe właśnie dzięki artykulacji odrębnych i często rozłącznych elementów: idei młodości, poczucia bycia „na starcie”, chęci do nauki (tożsamość — produktu i użytkownika), nowego gadżetu (reprezentacja), jego użytkowania (konsumpcja), wyjątkowości (regulacja). Tożsamość powstaje w efekcie nakładania się na siebie różnych momentów kulturowej produkcji znaczeń, a co za tym idzie, podlega nieustannej negocjacji.
(3) Trzeci przykład możliwych kulturoznawczych badań nad tożsamością to refleksja nad identyfikacjami grupowymi. Ma ona co najmniej dwa źródła. Pierwsze z nich odnajdziemy w kulturoznawczym zainteresowaniu problematyką rasy już od lat 60. XX wieku, zwłaszcza w kontekście społeczeństwa Wielkiej Brytanii, i w pionierskich pracach Halla. Drugim, bardziej współczesnym punktem odniesienia są koncepcje tożsamości rozumiane w duchu postulatów teorii postkolonialnej, będących tyleż studiami przypadków, co próbami budowania teorii pozbawionej nonszalancji i normatywności eurocentryczno-modernistycznych dyskursów tożsamościowych 5. Paul Gilroy podkreśla przy tej okazji, że wynika to właśnie z nieubłaganego stanu rzeczy, dlatego „tożsamości wciąż mają znaczenie […] zarówno jako koncepcje teoretyczne, jak i kwestionowany fakt współczesnego życia politycznego” [Gilroy 1997: 301]. Badacz wyróżnia przy tym trzy problemy, w których rezultacie powstał projekt tożsamości diasporycznej [Gilroy 1997: 313]:
(a) rozumienie tożsamości jako koherentnej podmiotowości, które jednak zostaje podważone przez rozwój elektronicznych środków komunikacji, odcieleśnienie podmiotu i zerwanie z logiką metafizyki obecności;
(b) rozumienie tożsamości jako procesu identyfikacji, który także wymaga od nas odrzucenia holistycznego pojmowania podmiotu, gdyż okazuje się on tylko ulotną chwilą w dialogicznym przepływie łączącym nas z innymi; self ujmowane jest tutaj wyłącznie w kontekście szczególnej ekonomii reprezentacji, jak proponuje rozumieć ten proces Deborra Battaglia [Battaglia 1995];
(c) rozumienie tożsamości jako społecznej solidarności, czyli pewnej ekologii człowieczeństwa, obywatelstwa, miejsca i tożsamości.
To z pewnością najbardziej dynamiczna interpretacja tożsamości, ale i ona wymaga pewnego przepracowania. Po pierwsze, wydaje się, że takie ujęcie nieustannie odsyła nas do pewnego mitu o początku, a tym samym do wyobrażonego aktu założycielskiego (buntu wobec wykluczenia, dyskryminacji, niezgody na dany system sprawowania władzy) — tożsamość ma tutaj bowiem bardzo pragmatyczny charakter i służy rozwiązaniu jakiejś palącej kwestii. Po drugie, co wynika z pierwszego, trudno w tej optyce wyjaśnić przynależność do wielu diaspor, gdyż waga interesu, który jest stawką polityki danego projektu, wymaga pewnych poświęceń i wykluczeń. Przykład ten dobrze ilustruje klasyczny już konflikt targający projektem emancypacyjnym grup LGBT — jak walczyć o prawa gejów i lesbijek, domagając się: horyzontalnych ustaw antydyskryminacyjnych (zakaz mowy nienawiści), regulacji prawnego statusu związków partnerskich czy legislacji wertykalnej w sytuacji, kiedy jednocześnie podważa się sam podmiot tych praw, czyli domniemanego geja, lesbijkę lub osobę transpłciową.
Znana jest teoria Arjuna Appaduraia, który proponuje pojęcie diasporycznej przestrzeni publicznej możliwej i kształtującej się właśnie dzięki zapośredniczeniu w dynamicznie rozwijających się mediach elektronicznych [Appadurai 2005]. Jako że owe procesy mają charakter translokalny i zwielokrotniają możliwość przynależności do rozmaitych wspólnot wyobrażonych, realny staje się projekt nowoczesności bez granic, paradoksalnej sytuacji diasporycznych światów równoległych, których trajektorie nieustannie przecinają się i znajdują się we wzajemnej zależności.
Wymieniona tutaj specyfikacja nie wyczerpuje oczywiście kulturoznawczej problematyki badań nad tożsamością. Pomaga jednak zrozumieć, dlaczego kategoria tożsamości zajmuje jedno z centralnych ( jeśli nie centralne) miejsc w studiach kulturowych. Jednak na cultural studies można spojrzeć z jeszcze jednej perspektywy, która pozwoli także wytłumaczyć zasadność wyboru tej właśnie orientacji badawczej jako punktu odniesienia dla mojego projektu. Uzasadnia ona również wybór orientacji kulturoznawczej jako najporęczniejszej w analizie dyskursów medialnych, ponieważ od samego początku znajdowały się one w centrum zainteresowania badaczy z Birmingham. Przy tej okazji będę też mógł naświetlić istotne przesłanki, na których opierają się studia kulturowe, co pozwoli mi odeprzeć potencjalne zarzuty wobec kulturoznawstwa zasygnalizowane na samym wstępie.
Cytowany wcześniej Chris Rojek [Rojek 2007: 39–68] identyfikuje w rozwoju paradygmatu cztery momenty, definiowane w zależności od zakreślonego obszaru badawczego, celu i przyjętej metody. Są to:
(1) moment narodowo-popularny (1956–1984);
(2) moment tekstualno-reprezentacjonistyczny (1958–1995);
(3) globalizacja / postesencjalizm (1980–…);
(4) urządzenie / polityka — (governmentality / policy) (1985–…).
Klasyfikacja ta spełnia dwie funkcje. Pozwala zrozumieć, na czym polegał (i nadal polega) fenomen studiów kulturowych, a także skąd bierze się ich specyficzna pozycja w dyskursie akademickim. Wyjaśnia ponadto, jak rozwijało się i zmieniało kulturoznawstwo. Rojek celowo posługuje się tu określeniem „moment”, które wskazuje na procesualność, nakładanie się i przecinanie rozmaitych dyskursów oraz nie ma mechanicystycznego wydźwięku, jak na przykład etap lub punkt rozwoju (co sugerowałoby pewien mechaniczny rozwój lub dialektykę postępu).
(1) Pierwszy z momentów studiów kulturowych wiąże się z projektami badawczymi zainicjowanymi przez Richarda Hoggarta oraz z utworzeniem CCCS na uniwersytecie w Birmingham. Główne obszary zainteresowań to kultura popularna i subkultury młodzieżowe, a za metodę służą marksizm przepracowany w duchu pism Antonia Gramsciego oraz klasyczne metody socjologiczne. Odwołanie do Gramsciego pozwala badaczom zrozumieć kluczową funkcję procesów kulturowych jako alternatywę dla tradycyjnego i podatnego na wulgaryzację marksowskiego rozróżnienia na bazę i nadbudowę.
Drugie ważne źródło inspiracji stanowi filozofia społeczna Louisa Althussera. Co ciekawe, jak zauważa Rojek [Rojek 2007: 43], dorobek szkoły frankfurckiej nie był wtedy zbyt dobrze znany i jako taki nie miał bezpośredniego wpływu na rozwój studiów kulturowych. Tłumaczy to także zupełnie inne podejście kulturoznawców z Birmingham, którym obce były pesymizm i podejrzliwość, z jakimi Theodor W. Adorno i Max Horkheimer traktowali kulturę popularną i współczesną sobie kondycję społeczeństw zachodnich [zob. Adorno, Horkheimer 2010]. Opracowany wtedy wpływowy model kodowania i dekodowania Halla [zob. Hall 1987] zdradza jednocześnie istotne przesłanki, którymi kierowali się badacze, zwłaszcza ci najważniejsi (z dotąd niewymienionych): Charlotte Brunsdon, Richard Dyer, Hazel Carby, John Clarke, David Morley, Paul Willis, Angela McRobbie czy Dick Hebdige. W ich pracach, bardzo różnorodnych i nowatorskich, Rojek identyfikuje cztery istotne punkty odniesienia [Rojek 2007: 45]:
(a) polityczność — socjalistyczna identyfikacja badaczy, zaangażowanie w zmianę społeczną, analiza państwa jako instytucji; otwartość na to, co inne, różne, marginalizowane w kontekście relacji władzy;
(b) intelektualny eklektyzm oparty o Gramsciański model organicznego intelektualizmu, zakładający szybką transmisję zdobywanej wiedzy do form popularnych, a jednocześnie skutkujący eklektyczną formą teorii czerpiącej z filozofii, socjologii, krytyki literackiej, nauk politycznych i językoznawstwa;
(c) antyesencjalizm, czyli nacisk na to, w jaki sposób rzeczywistość jest nieustannie konstruowana;
(d) kulturowy populizm, czyli antyelitarystyczne podejście w badaniach kultury popularnej i w budowaniu sądów na jej temat.
Pozwalam sobie przywołać te cztery postulaty, gdyż w dużej mierze wydają się one aktualne także dzisiaj i chociaż zmieniły się okoliczności, narzędzia oraz pole badawcze, można w nich upatrywać pewne fundamenty myślenia w kluczu kulturoznawczym. Ponadto widać tutaj wyraźnie, jak bardzo studia kulturowe żywiły praktyczne ambicje, stając się czymś więcej niż kolejnym projektem badawczym. Zaangażowanie w zmianę społeczną wynikało także z równoległych wobec rozwoju CCCS przemian społecznych i politycznych: narodzin nowych ruchów społecznych (symbolizowanych przez studencki maj 1968), kryzysu zachodniej lewicy wobec neoklasycznych doktryn gospodarczych tak zwanej szkoły chicagowskiej i wreszcie triumfalnych sukcesów konserwatywno-tradycjonalistycznych obozów politycznych uosabianych przez Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii oraz Ronalda Reagana w Stanach Zjednoczonych. Jednocześnie same studia nie uniknęły pewnych pułapek wykluczenia; istotne okazało się tutaj zwłaszcza napięcie pomiędzy wczesnym kulturoznawstwem a rozwijającą się krytyką feministyczną, prawie zupełnie nieobecną w pracach z kręgu studiów kulturowych. Dopiero badania Angeli McRobbie [zob. McRobbie 1976, 1999] i Charlotte Brunsdon z powodzeniem zaimplementowały perspektywę feministyczną w kulturoznawstwie [zob. Nowak 2011].
(2) Drugi moment studiów kulturowych Rojek ujmuje właśnie w kontekście pojawienia się feminizmu oraz odrzucenia tradycyjnego marksizmu. Coraz silniej zaznaczają się tu także wpływy teorii francuskiej, zwłaszcza semiotyki kultury Barthes’a, która obiecywała zdemistyfikować ideologię stojącą za kulturą popularną. „Jako «nauka» o znakach semiotyka niosła obietnicę dekodowania związków pomiędzy hierarchią, manipulacją i porządkiem” [Rojek 2007: 47–48]. Świetnie korespondowało to z socjalistyczną misją, której podjęli się Hall i jego współpracownicy. Dopiero kolejna fala tłumaczeń tekstów francuskich teoretyków, zwłaszcza z kręgu Lacanowskiej psychoanalizy, oraz Derridiańskie postulaty dekonstrukcji i intertekstualności podważyły zasadność paradygmatu naukowego jako takiego, kwestionując oświeceniową wizję świata i przynależne jej tryby naukowego (eksperckiego) opisu. Nacisk na polisemiczność, adaptacje Bachtinowskiej koncepcji dialogiczności i ponowne odkrycie pism de Saussure’a przesunęły akcent w badaniach, których autorzy musieli podjąć również problem własnej pozycji w dyskursie. Nie oznaczało to jednak odrzucenia pytania o władzę i ideologię, ale takie przeformułowanie postawy teoretycznej, które uzna badacza za trwale powiązanego z procesem produkcji wiedzy. W konsekwencji studia kulturowe otwarły się na różnorodność. Silny wpływ Derridy wyrażał się — jak zauważa Rojek — w założeniu, iż „obecność jednych znaczeń oznacza wymazywanie lub tłumienie innych, co odnoszono do całego szeregu kwestii dotyczących związków pomiędzy kulturą, tożsamością i władzą” [Rojek 2007: 53].
Modelową pracą tego okresu jest klasyczne już opracowanie Subculture Dicka Hebdige’a [Hebdige 2002], w której autor w twórczy sposób aplikuje koncepcję bricolage’u Lévi-Straussa do badań na subkulturami młodzieżowymi. Autor pokazuje, jak rozmaite przedmioty przenosi się z ich oryginalnego kontekstu, aby nadać im zupełnie nowe znaczenie. To natomiast wiąże się z kwestionowaniem porządku społecznego, politycznego, ekonomicznego, a także generacyjnego. Raz jeszcze odnosi nas to do problematyki tożsamościowej, zwłaszcza jeśli mamy w pamięci logikę podwójnej artykulacji oporu [zob. Clarke et al. 1976]. Do pracy tej powrócę w rozdziale 5.
(3) Przy okazji opisywania zmian związanych z kolejną woltą w obrębie studiów kulturowych, tym razem w kierunku koncepcji postesencjalistycznych formułowanych w kontekście procesów globalizacyjnych, Rojek czyni ironiczną uwagę, że od lat 70. XX wieku multinarodowe korporacje wiele nauczyły się od Barthes’a i teoretyków związanych z ośrodkiem w Birmingham [Rojek 2007: 56]. Inaczej mówiąc, w pełni doceniły one możliwości związane z intertekstualnością i polisemią, które niejako organizują kulturę popularną. Czy podważa to zatem dotychczasowe ustalenia anglosaskiego kulturoznawstwa? Wydaje się, że jest wręcz przeciwnie — jeśli zgodzimy się, iż jedną z głównych osi refleksji tej orientacji studiów kulturowych stanowi analiza wielu równoległych nowoczesności, założenie takie umożliwi nam przepracowanie wcześniejszej teorii bez konieczności jej odrzucenia. Nowe trajektorie kulturoznawstwa wyznacza zatem rozumienie tożsamości jako będącej w nieustającym procesie stawania się, konstruowanej, ale nie do końca skonstruowanej — można tutaj zauważyć silny wpływ piśmiennictwa Derridy oraz Laclaua i Mouffe. „W najbardziej radykalnych pracach z tego momentu wszystkie znaczenia uznaje się za podatne na zsunięcie [oryg. prone to slippage] i nie istnieje rzeczywistość pozadyskursywna” [Rojek 2007: 59]. Wydaje się, że wielu rodzimych autorów zajmujących się problematyką tożsamościową znajduje się pod silnym wpływem tej właśnie perspektywy [zob. Mizielińska 2004, 2008; Sikora 2012], a ich projekty realizują postulaty Westowskich „trzech D”: dekonstrukcji, demitologizacji i demistyfikacji [zob. West 1992]. Drugim istotnym punktem odniesienia są fundamentalne prace Edwarda Saida, który pisze o dwóch ważnych strategiach umożliwiających powstanie Orientu — homogenizacji i esencjalizacji. Na podobnych zasadach mogą funkcjonować medialne dyskursy tożsamości, które nieraz daje się bardzo szczegółowo sparametryzować. Musimy jednak pamiętać, że media przynależą do kultury popularnej, co każe rozpatrywać władzę w relacjach innych niż tylko i wyłącznie dyscyplina i podporządkowanie 6. Nie zmienia to jednak faktu olbrzymiego wpływu pracy Saida na studia nad tożsamością i mechanizmami, które umożliwiają produkcję, obieg i kontrolowanie polityk tożsamościowych, zwłaszcza na gruncie studiów postkolonialnych.
(4) Ostatni zwrot (moment) studiów kulturowych sytuuje się w obrębie wpływu koncepcji rządności / urządzenia Michela Foucaulta [zob. Foucault 2010, 2010b] 7. Dwa założenia wydają się tutaj niezwykle istotne. Po pierwsze, polityki reprezentacji wiążą się z instytucjami politycznymi, kształtem życia społecznego oraz systemami zakazów i ograniczeń. Po drugie, za sprawą idei biopolityki teorię cechuje ponowne zainteresowanie ekonomią polityczną [zob. Grossberg 2010] oraz ekonomią kultury; prześledzenie dystrybucji władzy na tym poziomie życia społecznego może bowiem pomagać w formułowaniu projektów alternatywnych wobec nowoczesności i dziedzictwa Oświecenia, nierozerwalnie związanego z kolejnymi formami rządności/urządzenia 8. Zdaniem Tony’ego Bennetta [Bennett 1998] genealogiczny projekt Foucaulta w kulturoznawstwie został przełożony na pytanie o związki władzy i wiedzy w procesach kulturotwórczych. Wynika stąd także duży nacisk na analizę transnarodowego wymiaru tych procesów. W konsekwencji tożsamość ponownie staje się przedmiotem szczególnego zainteresowania w budowanej na tym obszarze teorii. Myślę, że można wyszczególnić trzy istotne zagadnienia, które współcześnie napędzają studia kulturowe:
(a) powrót do analizy reprezentacji jako poziomu, z którego zarządza się i organizuje tożsamości, przy czym metodą jest właśnie analiza dyskursu Foucaulta (a nie, jak wcześniej, semiotyka lub analiza ideologiczna, co odróżnia to podejście od tekstualno-reprezentacjonistycznego oraz od analizy wizerunku);
(b) zaangażowanie w zmianę społeczną, opierające się na przekonaniu o słabnącej roli (kryzysie, nieadekwatności) Habermasowskiej sfery publicznej oraz na chęci wpływu na rzeczywistość społeczną;
(c) analiza procesów globalizacyjnych uwzględniająca zarówno poziom globalnych przepływów (idei, obrazów, instytucji), jak i lokalne odpowiedzi na te zjawiska przezwyciężające hegemoniczne systemy władzy.
W powyższym zestawieniu można dostrzec wyraźny powrót do pewnych klasycznych założeń studiów kulturowych, które znów stają się aktualne i doniosłe. Nie twierdzę oczywiście, że historia zatoczyła koło. Mam raczej na myśli to, że wypracowany przez teoretyków związanych z ośrodkiem w Birmingham model uprawiania nauki jako narzędzia krytycznego oraz zaangażowanego w społeczną zmianę uzyskał kolejne sposoby artykulacji i realizacji swojego projektu.
Rojek potwierdza tę intuicję, gdyż w konkluzji swojego wywodu umiejscawia on studia kulturowe właśnie w projekcie praktyk emancypacyjnych [Rojek 2007: 161]. Autorowi umyka jednak pewne rysujące się w obrębie studiów kulturowych pęknięcie. Jeśli zdefiniować ów czwarty moment jako najbardziej radykalne i konsekwentne wejście poststrukturalizmu, warto pamiętać, że ten mający się nadal dobrze sposób budowania (czy raczej podważania) teorii wygenerował swoich zajadłych kulturoznawczych krytyków. Fundująca tę perspektywę koncepcja władzy Foucaulta wywołała opór przede wszystkim ze względu na dość niejasne (by nie powiedzieć mętne) użycie taktyk oporu; prócz tego, że wiadomo, że są, nie jest oczywiste, jak powinny być konstruowane, aby cechowała je efektywność i skuteczność. Swoje wątpliwości w tej kwestii mieli przywołany już Edward Said [zob. Said 1983], a także Tim Edwards [zob. Edwards 1998] oraz Max Kirsch [zob. Kirsch 2000, 2006] 9 i Douglas Kellner [zob. Best, Kellner 1997]. Ponadto najnowsze prace kulturoznawcze notują olbrzymie zainteresowanie dorobkiem Pierre’a Bourdieu, zwłaszcza jego rozumieniem związków między politykami smaku i dystynkcjami społecznymi [zob. McRobbie 2005: 121–150], czego Rojek zdaje się nie dostrzegać 10. Podsumowując, warto przytoczyć słowa Imre Szemana, który ironicznie zauważa, iż w obecnym kształcie „studia kulturowe mają rację w swojej intuicji, że istnieje coś nowego w kulturze i władzy w wymiarze transnarodowym, nawet jeśli rozumieją je tylko w połowie dobrze” [Szeman 2006: 215].
W literaturze pojawiło się także określenie „Nowe Studia Kulturowe” (New Cultural Studies), głównie za sprawą podobnie zatytułowanej i bardzo inspirującej antologii pod redakcją Gary’ego Halla i Clare Birchall [Hall, Birchall 2006]. Autorzy zaklinają się przy tym, że określenie „new” nie ma w ich ujęciu nic wspólnego z dialektyką postępu ani z odrzuceniem dotychczasowego dorobku szkoły z Birmingham, i szczerze przepraszają za wszelkie takie asocjacje [Hall, Birchall 2006: 19]. Przytaczam tę propozycję, gdyż dobrze uzupełnia ona przywołane wcześniej debaty i może służyć za ilustrację tego, co Rojek nazwałby jeszcze innym „momentem” studiów kulturowych.
Za punkt wyjścia Hall i Birchall przyjmują wpływowe stanowisko Wendy Brown [Brown 2001], która pisze o szczególnym kontekście uprawiania teorii zaangażowanej. Badaczka ujmuje ten problem następująco:
Jeśli legitymizacja liberalnych demokracji zależy od szczególnych narracji oraz założycielskich przesłanek opierających się na postępie, prawach i suwerenności, co dzieje się, gdy owe narracje i założenia zostają zniesione lub, prościej, ujawniona zostaje ich legitymizująca funkcja? Jakiego rodzaju kultury polityczne powstają w efekcie destabilizacji założycielskich narracji i punktów odniesienia? […] Jak mamy żyć w owych rozbitych narracjach, gdy nic nie zajęło ich miejsca? [Brown 2001: 14].
Autorzy proponują zatem przemyśleć projekt nowych studiów kulturowych jako czegoś w rodzaju wspólnych teoretycznych języków, które (choć różniące się metodami) będą dzielić pewne pola odniesienia, nawet jeśli paradoksalnie trudno zaklasyfikować te języki jako przynależne studiom kulturowym. Nie może być tutaj mowy ani o szkole, ani o pewnej wspólnej tradycji, nowym pokoleniu czy orientacji badawczej. Tym bardziej że uprawianie studiów kulturowych może także przybierać formy praktyk z pogranicza nauki i sztuki. Nowe studia kulturowe jawią się zatem jako sieć, w której przeplatają się osoby, idee, dzieła i działania. Hall i Birchall tłumaczą także pewną sprzeczność, do której doprowadza takie rozumowanie, tj. (1) jednoczesnych prób wyjścia poza teorię oraz (2) rosnącego zainteresowania teorią.
(1) Pierwsze z tych zjawisk wyjaśniają oni na dziesięć sposobów. Przytoczę tylko moim zdaniem najistotniejsze, między innymi: komercjalizację uniwersytetów, powstanie „nowej ekonomii” i „przemysłów kreatywnych”, fenomen intelektualistów-celebrytów, brak czasu (publikuj dużo w krótkim czasie i za wysoką liczbę punktów) i związane z tym zmiany w modelu rynku publikacji naukowych czy koniec ery wielokrotnie proklamowanych śmierci rozmaitych teorii (śmierć Derridy jest tutaj symbolicznym końcem końca teorii o końcu teorii).
(2) Jednocześnie obserwujemy wielkie zainteresowanie teorią, które badacze próbują zrozumieć w kontekście trzech zagadnień. Po pierwsze, studia kulturowe zawsze zainteresowane były przesłankami i wstępnymi warunkami, które umożliwiają danej wiedzy określenie się jako teoria; inaczej mówiąc, metarefleksja przynależy do konstytutywnych wyróżników kulturoznawstwa. Jednocześnie zaangażowanie polityczne studiów kulturowych wymaga odrzucenia typowych dla klasycznych teorii form moralizowania i pouczania. Polityczność nowego kulturoznawstwa wynika z pomyślenia niemożliwego; zarzut niepraktyczności powinien w tym miejscu zostać odwrócony, gdyż nowa teoria wymaga od nas wymyślenia nowych form polityki. Pozbędzie się ona wszelkich pretensji do „teleologicznych lub historycznych narracji o postępie” [Hall, Birchall 2006: 15], z potencjalnej słabości czyniąc swoją cnotę. Po drugie, mozaika nowych teorii, po które sięgają badacze z ich niepokojami, niepewnością, lękami i sprzecznościami, pozwala paradoksalnie podtrzymać tożsamość studiów kulturowych. Wreszcie, w pewnym stopniu upraszczając, można powiedzieć, iż teoria radykalna może pomóc studiom kulturowym w namyśle nad ich własną tożsamością w jej dalszym przepracowaniu.
W takim ujęciu New Cultural Studies oferują coś więcej aniżeli tylko poszerzony katalog teoretycznych odwołań, chociaż jest to ważna kwestia, gdyż pojawiają się tutaj koncepcje autorów wcześniej nieobecnych — między innymi Slavoja Žižka, Gilles’a Deleuze’a, Giorgia Agambena, Alana Badiou, Emmanuela Levinasa czy badaczy związanych z tak zwaną niemiecką teorią mediów — Friedricha Kittlera i Niklasa Luhmanna.
Nowe studia kulturowe są jednak same w sobie performansem, tj. jak piszą Hall i Birchall,
wymyślamy [nowe kulturoznawstwo] w tym sensie, że książka ta może odegrać rolę w transformacji, a także w tworzeniu kontekstu i środowiska, w których nowe studia kulturowe mogą zostać odczytane i zrozumiane [Hall, Birchall 2006: 21].
Omawiana wcześniej problematyka tożsamości i kulturo— znawstwa zyskuje tutaj jeszcze jeden wymiar w sporze o samą tożsamość studiów kulturowych. Tożsamość ta musi zostać zatem odegrana, aby uzyskała swoje uprawomocnienie. Debata tożsamościowa jest więc sercem kulturoznawstwa, nawet jeśli będziemy się upierać przy skrajnie antyesencjalnym modelu nauki jako takiej.
Powyżej starałem się zarysować specyfikę kulturoznawczego zainteresowania tożsamością. Dlaczego jednak powinniśmy odnosić tę problematykę bezpośrednio do mediów? W części z przywołanych tutaj teorii media (czy też szerzej: kultura audiowizualna) w istocie stanowią główny obszar badań. W tym akapicie chciałbym uzupełnić mój wywód poprzez doprecyzowanie charakteru związków między media studies a studiami kulturowymi. Raz jeszcze odwołam się tutaj do sformułowanego na początku rozróżnienia na medioznawstwo (communication science) orazmedia studies. W moim przekonaniu można tutaj prześledzić pewną istotną zmianę w obrębie paradygmatu, która miała miejsce pod wpływem przeszczepienia tradycji brytyjskiej teorii mediów na grunt amerykański. Co istotne, wydaje mi się, że podobną paralelę daje się zbudować w odniesieniu do klasycznej perspektywy medioznawczej rozwijanej w Polsce w ramach badań prasoznawczych i socjologicznych oraz zmian spowodowanych otwarciem się uniwersytetów na perspektywę interdyscyplinarną.
John Nguyet Erni zauważa, że północnoamerykańska tradycja badań nad mass mediami opierała się na kilku istotnych (acz nie zawsze oczywistych) przesłankach [Erni 2001]. (1) Pierwszym ważnym kontekstem jest fakt, iż tzw. mass communication studies podejmowane były z dużym, choć niekoniecznie jasno wyartykułowanym przekonaniem, że mamy do czynienia z demokratycznym (na ile to możliwe), nowoczesnym społeczeństwem, jakim stało się społeczeństwo Stanów Zjednoczonych tuż po zakończeniu II wojny światowej. (2) Co więcej, mediom przypisywano wtedy wiele funkcji regulacyjnych w zakresie stabilizacji i normatywizacji tego porządku: podtrzymywania konsensusu, społecznego spokoju i pacyfikowania radykalizmów [Erni 2001: 188]. (3) W sukurs takiemu podejściu szły popularne ówcześnie teorie pragmatyczne i behawioralne. Równie istotne było potencjalne zastosowanie wyników takich badań przez agencje rządowe.
W konsekwencji amerykańska nauka o komunikowaniu wyspecjalizowała się w budowaniu rozmaitych modeli, które (pomimo wielu dzielących je różnic) łączyło założenie o pewnej linearności procesów komunikacyjnych. Wszystkie one aspirowały do miana nauk ścisłych, stąd także określenie sciences w nazwie paradygmatu. Podejście takie określa się czasami mianem „teorii wpływu” (effect studies). Erni [Erni 2001: 189] wylicza przy tym wiele pytań, które generowała tak przyjęta perspektywa, między innymi: „jak środki masowego przekazu kształtują rzeczywistość społeczną?”, „jak media wpływają na decyzje jednostki w bliższej i dalszej perspektywie?”, „jak jednostka posługuje się mediami w celu uzyskania własnego miejsca w porządku społecznym?” Zadanie teorii polegało na udzieleniu możliwie konkretnych odpowiedzi na w ten sposób postawione pytania. Miało być to możliwe dzięki zbudowaniu takiego modelu komunikowania masowego, który umożliwi precyzyjne przewidywanie wpływu mediów na społeczeństwo.
W konsekwencji
amerykańska tradycja komunikowania masowego była przedsięwzięciem społeczno-naukowym kształtowanym przez wyłaniające się podejście funkcjonalistyczne i „praktyczne” w celu badania wpływu mediów, z czego wynikało […] pozytywistyczno-socjologiczne rozumienie mass mediów 11 [Erni 2001: 189].
Tradycję tę przełamała dopiero teoria krytyczna (spod znaku szkoły frankfurckiej) oraz zwrot kulturowy, kojarzony przede wszystkim z inkorporacją prac powstałych w kręgu ośrodka w Birmingham. Należy tu oczywiście zaznaczyć, że brytyjscy kulturoznawcy nie odrzucili całkowicie pytania o wpływ, jednak poprzez swoje zainteresowanie problemem ideologii (czyli tym, jak rzeczywistość jest konstruowana, a nie odzwierciedlana w mediach) zasadniczo przeformułowali obszar badawczy i wynikające stąd narzędzia.
Według Erniego [Erni 2001: 194] rodząca się kulturoznawcza teoria mediów wpłynęła na dotychczasowe medioznawstwo na cztery sposoby:
(1) ogniskując swoje zainteresowanie na politykach kultury popularnej;
(2) faworyzując krytykę ideologiczną tekstów i publiczności;
(3) interesując się politykami tożsamości, zwłaszcza w odniesieniu do płci (gender), seksualności, rasy;
(4) tworząc trwały rozłam pomiędzy ekonomią polityczną i studiami kulturowymi.
Oczywiście powyższe wyliczenie odnosi się przede wszystkim do właściwego sobie historycznego momentu i z pewnością można ulokować je w zidentyfikowanych przez Rojka pierwszym i drugim momencie kulturoznawstwa (lata 1956–1984, 1958–1995). Przywołuję je jednak — narażając się w pewnym stopniu na zarzut redundantności — aby ponownie jasno wyartykułować sens umiejscawiania własnego projektu w obrębie studiów kulturowych i wyłaniających się stąd perspektyw badawczych, gdyż w ich obrębie przeplatają się wzajemnie zagadnienia mediów i tożsamości, generując wspólny i koherentny obszar badań. Ponadto niezwykle istotny jest dla mnie kontekst kultury popularnej; jak już jednak sygnalizowałem wcześniej, omówię go w części II niniejszej pracy.
Uważny czytelnik może jednak spytać, czy ustalenia te nie straciły swojej intelektualnej siły rażenia w ciągu ostatnich lat? Odpowiem, że nie, chociaż współczesna kulturoznawcza teoria mediów zajmuje się tak różnymi obszarami, jak: geomedia, media mobilne i lokacyjne, konwergencja mediów, media online, społeczeństwo sieci czy telewizja doby cyfryzacji. W swojej obszernej monografii Television and American Culture Jason Mittell [Mittell 2009] z powodzeniem wykorzystuje na przykład model obiegu kultury do wyjaśnienia funkcjonowania telewizji jako instytucji, praktyki i dyskursu. Z kolei David Morley i Kevin Robins, autorzy Spaces of Indentity [Morley, Robins 2002], korzystają ze sformułowanej przez Stuarta Halla [Hall 1992, 1993] koncepcji wytwarzania tożsamości narodowych poprzez ich medialną reprezentację. Badacze posługują się argumentacją Halla w odniesieniu do analizowanego przez nich nowego porządku wyznaczonego przez nieustanną dialektykę tego, co globalne, i tego, co lokalne. Inna badaczka, Joanna Zylinska [Zylinska 2006], odnosi się bezpośrednio do prac „klasyków” z Birmingham (między innymi Angeli McRobbie, Johna Clarke’a, Tony’ego Jeffersona) w celu krytycznej analizy polityk moralności współczesnej kultury popularnej. Co ciekawe, jak pisze z kolei Caroline Bassett [Bassett 2006], współczesna teoria mediów „notuje także serię powrotów do wczesnej cybernetyki i teorii informacji Shannona i Wienera” [Bassett 2006: 223]. Stanowić to może odpowiedź na zakusy „twardej nauki”, która usiłuje odmówić humanistyce prawa do określenia się akademicką teorią. Badaczka odwołuje się do prac Tiziany Terranovej i jej koncepcji network culture, ale — jak sama zauważa — ślady podobnego rozumowania można odnaleźć we wcześniejszych pismach „klasyka” współczesnej humanistyki Fredrica Jamesona [Bassett 2006: 230]. Przy okazji omawiania problematyki mediów taktycznych w optyce studiów kulturowych Bassett proponuje powrót do „form kulturoznawstwa wrażliwego na pytania o materialną twórczość, materialną twórczą praktykę i materialny użytek technologii w szerszym historycznym i ekonomicznym kontekście” [Bassett 2006: 234], co brzmi przecież bardzo znajomo. Studia kulturowe wydają się wciąż nie tracić swojego poznawczego potencjału, nawet w tak nowych i odmiennych okolicznościach, jak czasy digitalizacji i konwergencji mediów.
Drugą, równoległą wobec kulturoznawczej teorii mediów i uzupełniającą perspektywą, którą przyjmuję w tej pracy, są studia gejowsko-lesbijskie. Badania z tego kręgu nie cieszą się zbytnią estymą w polskim obiegu akademickim; co więcej, często stają się przedmiotem drwin lub ataku autorów czerpiących z teorii queer. W tej części mojego wywodu chciałbym jedynie przedstawić motywację stojącą za wyborem studiów gejowsko-lesbijskich jako ważnego dla mnie punktu odniesienia. Szczegółowe koncepcje i sposób ich wykorzystania omówię dalej.
Wypadałoby zatem, abym w tym miejscu odniósł się krótko do polskiej wariacji teorii queer. W moim przekonaniu sposób, w jaki autorzy tacy jak Jacek Kochanowski, Joanna Mizielińska, Tomasz Sikora, a z młodszych badaczy Rafał Majka i autorzy z kręgu czasopisma „InterAlia” czy Agata Stasińska dokonali (lub dokonują) translacji queer theory, jest przypadkiem teorii straconej szansy 13. Bogactwo nurtu teoretycznego, który we współczesnych badaniach funkcjonuje pod szyldem queer studies, zostało w