Pory poezji. Koncepcja czasu w twórczości poetyckiej Krystyny Miłobędzkiej - Bartosz Suwiński - ebook

Pory poezji. Koncepcja czasu w twórczości poetyckiej Krystyny Miłobędzkiej ebook

Suwiński Bartosz

0,0

Opis

Książkę Bartosza Suwińskiego wyróżnia głębokie przeżycie tematu. Dostrzegam je w silnym emocjonalnym stosunku do najważniejszych pytań, stawianych przez autora pisarstwu Miłobędzkiej. Kwestia czasu, jak najsłuszniej umiejscowiona w centrum rozprawy, implikuje uruchomienie szeregu kontekstów filozoficznych (oddających filozoficzność implikowaną omawianej twórczości) i literackich (w perspektywie porównawczej), pozostając zarazem w nieomal każdym momencie sprawą osobistą badacza, odzwierciedloną przez styl, jakim się posługuje. Wykład jest spoetyzowany, nacechowany przez potrzebę powracania do problemów najmocniej niepokojących i uchwycenia wymykającego się sedna obserwowanego zjawiska. Metaforyzacja i repryza to najchętniej używane tu tropy.
Odpowiedź na pytanie o czas jest ze swej natury zamachem na niemożliwą do rozwiązania zagadkę, tajemnicę w znaczeniu ścisłym, pytanie zaś o poezję czasu nie może znaleźć odpowiedzi łatwej. Jeśli nie chce się poprzestać na takich wnioskach, które byłyby pochodną profesjonalnej rutyny badacza literatury, to z żadnym z pytań kluczowych dla omawianej pracy nie można rozstać się naprawdę. Zatem próby uzupełnienia i „rozbujania” słownika krytyki poetyckiej, podobnie jak pewien rodzaj perseweracji, powtarzania się ujęć, sprawiają wrażenie całkowicie usprawiedliwionej i dobrze przemyślanej strategii usidlania obrazów czasu i słowa, podążania za ich niepowstrzymanym ruchem.
(prof. dr hab. Piotr Śliwiński)
Książka Bartosza Suwińskiego to praca napisana doskonałą polszczyzną, świetna stylistycznie, skomponowana bardzo dobrze, wykonana kompetentnie,
z dogłębną znajomością literatury przedmiotu i poświadczająca niezwykłą erudycję autora. Czytelniczą wrażliwość młodego uczonego potwierdzają przekonujące i mądre interpretacje wierszy. Bartosz Suwiński napisał książkę, którą przeczytałem „jednym tchem”,
z radością i dużą satysfakcją poznawczą. Jest to bowiem praca znakomita. Dotyczy bardzo ważnej materii współczesnej oraz dzisiejszej poezji – dzieła Krystyny Miłobędzkiej, które domaga się nieustannego namysłu na styku fenomenologii i hermeneutyki, będącymi podstawą metodologii zastosowanej przez autora w dysertacji. Książkę Bartosza Suwińskiego oceniam jako świetnie napisaną, inteligentną i twórczą. Jest pytaniem o to, jak należy kształtować dzisiejszą świadomość literacką.
(dr hab. Paweł Tański)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 267

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rodzicom:Danucie i Joachimowi

Wstęp

Jednak czym jest to coś, co nas odmierza, choć nie ma miary, i nas zabija, choć nie istnieje?

Fernando Pessoa

Te zapisy. No takie są, nie takie jakbym chciała. Zawsze słabsze od tego co właśnie jest. Wloką się latami, nie mogązdążyć.

Niegotowe, niecałe, pełno w nich dziur (gdyby chociażświeciły pustkami). Nie potrafię zagadać tych dziur, Moja wina, nie umiem. I nawet tego, czego nie umiem, nie umiem powiedzieć.

Gdyby ktoś przeczytał to niezapisane i to zapisane. Gdyby te rozrzucone kawałki po swojemu połączył. Gdyby ktokolwiek jakkolwiek zechciał to sobie

[Zg 228]1

W przeważającej części swojej poezji Krystyna Miłobędzka krąży wokół pytania: czym jest czas? Choć pytamy o coś oczywistego, jednoznaczne odpowiedzi przysparzają wielu kłopotów, a świadomość tego, że jesteśmy z czasem dobrze obeznani, wcale nie pomaga uchwycić jego istoty. Wiersze Miłobędzkiej ujmują czas głównie na sposób fenomenologiczny, to znaczy „nie takim, jakim jest on sam dla siebie, lecz jakim jest dla nas”2. Poetka z pieczołowitością opisuje, jak czas przeżywa i co o nim myśli. Miłobędzką interesuje przede wszystkim poetycki obraz różnych okresów życia, odczuwanie czasu w wierszach. Zadaniem zatem, jakie sobie postawiliśmy w niniejszej pracy, jest opisanie koncepcji czasu obecnej w poezji Miłobędzkiej. Dodajmy jednak, że jest to koncepcja eklektyczna, na którą składa się wiele filozoficznych inspiracji. Spróbujemy zatem prześledzić relacje między twórczością poetki a filozofią przełomu XIX i XX wieku, głównie Edmunda Husserla, Henriego Bergsona i Martina Heideggera, z pism których będziemy czerpać istotne dla niniejszych rozważań wątki. Równie mocno interesować nas będzie, czym jest czas i jak wpływa na ludzkie życie. Czas to podstawa naszych aktywności, a poczucie jego ciągłości zapewnia tworzenie własnej tożsamości. Czas jest ramą, która zamyka w sobie całą rzeczywistość, a z opisem jego upływu jest w stanie sobie poradzić metafora. Każdy z nas wypełnia płynący czas własną, niepowtarzalną treścią, tworzy różne postaci wyobrażeń czasu i zmienne postaci jego znaczenia dla własnej egzystencji. Życie ludzkie wpisane jest w czas, który stanowi jego warunek. Powyższe zdanie brzmi banalnie, ale jego konsekwencje dla naszego istnienia są nieprzecenione. Czas nie płynie jednostajnie jak rzeka, ma swoje boczne odnogi, zakola i wiry. W tym miejscu przyznajemy rację Andrzejowi Falkiewiczowi:

Ludzkie wyobrażenia na temat czasu należą od zarania gatunku do najmniej pewnych. Rozróżniamy czas psychologiczny, czas biologiczny, czas fizykalny… fizykalny izotropowy, czyli odwracalny, czas anizotropowy, czyli nieodwracalny, czas mityczny, czyli kolisty, a więc „stacjonarny”, czas liniowy, więc „postępujący”, czyli ten… – no tak – ten „rzeczywisty”. Na dobrą sprawę nie wiemy niczego o czasie, jeżeli nie opatrzymy go najpierw przymiotnikiem. Ta nieprzeparta konieczność dookreślenia zjawiska wskazuje, że nie wiemy, czym jest samo zjawisko3.

Nasze założenia metodologiczne będą bliskie w wielu punktach ustaleniom zarówno fenomenologów, jak i tematologów francuskich4. Zrazu interesować nas będzie filozoficzna idea czasu wyrażona w poezji Krystyny Miłobędzkiej oraz problematyka istnienia człowieka w czasie zawarta w tej poezji. Istotne będzie to, co o czasie zaświadcza twórczość poetki również w perspektywie antropologicznej – idzie o ukazanie czasu ludzkiej egzystencji, o ekspresję kondycji życia skazanego na przemijanie i śmierć. Pisząc o twórczości Krystyny Miłobędzkiej, za nić przewodnią biorę słowa Jeana Starobinskiego, jednego z fundatorów krytyki tematycznej, wyznaczające metodologiczną drogę poszukiwań, w myśl których czytelnik rekonstruuje jeden wielki temat danego pisarstwa, współtworząc pojawiające się na powierzchni wierszy sensy:

Refleksja metodologiczna towarzyszy pracy krytyka, oświetla mu ją, sama się uczy od niej i poprawia ją w miarę postępów w analizowaniu tekstów i osiąganych wyników. (…) Krytyk dochodzi do pełnej świadomości swojej metody, kiedy patrzy wstecz na przebytą drogę. Przez metodę rozumiem zarówno refleksję nad celami, jak i zasób środków krytycznych5.

Moja lektura zmierzać będzie w kierunku wyznaczonym przez fenomenologię, ale będę również korzystał z rozpoznań Starobinskiego, dla którego wiarygodność interpretacji wzmacnia obiektywna analiza, podparta swobodną refleksją i nieskrywaną empatią dla omawianego dzieła. Ponadto, jak konstatuje szwajcarski krytyk, nie trzeba nadawać założeniom metodologicznym absolutnego charakteru, gdyż bardziej idzie o podjęcie ryzyka tworzenia i jak największe zaangażowanie w lekturę analizowanych wierszy. Tak jak to widzi Marian Stala: „Najbliżej wiersza jesteśmy wtedy, gdy wmyślamy się we współbudujące go słowa, zdania, obrazy; gdy usiłujemy się przedrzeć do ukrytej w nim tajemnicy. I gdy zapisujemy owo szczególne spotkanie z głosem, wyobraźnią, światoodczuciem poety”6. Proponowana perspektywa czytania Miłobędzkiej opiera się na przekonaniu, że obrana metodologia jest pewną ścieżką, którą winniśmy przejść, po drodze odsyłając do innych tekstów, poprzez które będziemy komentować wynikłe z tego zestawienia problemy7. Przede wszystkim zaś chciałbym prześledzić w lekturze rozmaite doświadczenia czasu, wpisane w podmiot wierszy Krystyny Miłobędzkiej. Pozostawiam możliwość czerpania z wielu źródeł, przechodzenia od kontekstu do kontekstu, od jednej perspektywy do innej, traktując filozofię jako podstawę argumentacji, nadającej wspólną wykładnię interpretowanym tekstom, w myśl słów Michała Pawła Markowskiego: „Każdy, kto pisze o literaturze, postępuje jak kolekcjoner: poluje nie na przedmioty, lecz na zdarzenia, które pozwolą mu poszerzyć przestrzeń własnego życia. (…) Musimy odnawiać swoje przymierze ze światem w języku, który pożyczamy od innych i przysposabiamy do własnego użytku”8. I słów Dariusza Czai: „interpretacja jest zawsze przekładem, translacją, transkrypcją tego, co interpretowane na inny język, a w operacji tego rodzaju zawsze coś się zyskuje, a coś traci. Rezultat musi być tedy lepszą czy gorszą metaforą, a nie istnieje ostateczna instancja odwoławcza, która mogłaby potwierdzić jej trafność”9. W swojej lekturze odtwarzam przede wszystkim doświadczenia czasu wpisane w poezję Miłobędzkiej10. Strategia analityczno-interpretacyjna umożliwia mi wnikliwe prześledzenie tego wątku od pierwszego cyklu wierszy po ostatni tom. Wielokrotny, żmudny hermeneutyczny proces lektury kolejnych poezji prowadził mnie będzie od wyeksplikowania ich tematów do możliwie jak najuczciwszego podążania za ich wytycznymi11. Moja interpretacja ma na celu ukazanie tego, w jaki sposób pojęcie czasu bywa konceptualizowane przez protagonistkę wierszy Miłobędzkiej. Będę przyglądał się wierszom opisującym fenomen przemijania, doświadczenie starości, zdarzenia chwili, kategorię „teraz”, problematyzujących czas spojrzenia i wątki ze wschodniego kręgu kulturowego. Współistnienie ze sobą na równych prawach kilku tradycji teoretycznych pozwoli poszerzyć konteksty, w których czytać będziemy tak wielogłosową poezję jak twórczość Miłobędzkiej, mając na uwadze również to, że:

Lektura tekstu literackiego zdaje się być w gruncie rzeczy bliższa sekwencji nagłych olśnień niż systematycznemu i powolnemu kroczeniu dobrze oznaczonym szlakiem (…) Czytanie może być co najwyżej negocjacją między tym, co się poddaje różnym formom przekładu. A tym, co (koniecznie) musi pozostać ukryte12.

Raz jeszcze chcielibyśmy powtórzyć, że w swojej poezji Miłobędzka pyta przede wszystkim, czym jest czas i jakie są jego własności, zastanawia się też, jak związane są ze sobą różne wymiary czasu i jak jego przeżywanie wpływa na własną podmiotowość. Nas szczególnie interesować będzie, czym jest czas dla bohaterki wierszy Miłobędzkiej i jak go konceptualizuje w obrębie poezji. Jak prezentuje się jego indywidualne i jednostkowe odczucie oraz jak przedstawiają się opisy rozmaitych ujęć przeżywania czasu, zapisane w wierszach. Czasu rozumianego jako żywioł determinujący podstawowe działania protagonistki z twórczości autorki Imiesłowów.Kwestia ta łączy się z innymi zagadnieniami, takimi jak chęć poetyckiego dania świadectwa wydarzającej się teraz chwili, nieustępliwość ruchu, który jako żywioł towarzyszy wszelkim możliwym przemianom, czas pokrewieństw i początków w całym świecie ożywionym, czas przemijania, starzenia się, zmierzania po swój kres, przyglądania się własnej śmiertelności i skończoności, aż po elementy czasu spojrzenia, które starają się oddać złożoną zmienność stających się perspektyw, czy czas jako rodzaj medytacji nad rzeczywistością przy wsparciu narzędzi z innego kręgu kulturowego (filozofia Wschodu).

Nie sposób zapomnieć o pewnym „niedoczytaniu”, będącym stałym rysem filologicznych analiz, na które skazane są zarówno świetne wiersze, jak i powieści. Jak zauważa Piotr Śliwiński:

(…) „dobra” literatura nie daje się przeczytać z pełnym powodzeniem, przerasta parametry własnego rzemiosła i wymyka się formułom interpretacyjnym, nie tyle (nie tylko) z powodu swojego nieopanowania jako tekstu, ile (ale) również jako doświadczenie w znacznej mierze tajemnicze; w filologu wyzwala zwykłego czytelnika, zawstydzając jego badawczą interesowność; badana – nie zużywa się, nie nudzi, wciąż otrząsając się z „pyłu tekstów krytycznych”13.

Dlatego też: „Tekst w naszej dyscyplinie nie jest żadną ładną historyjką, jest funkcjonalnym równoważnikiem laboratorium. Jest to miejsce prób, eksperymentów i symulacji”14.

Spróbujmy otworzyć nasze rozważania kilkoma uwagami natury ogólnej. W 1960 roku napisała Miłobędzka debiutancki tom Anaglify, będący historią spojrzeń zarysowujących powierzchnie i granice przestrzeni. Rzeczone wiersze uwzględniają czas, który jest ich rewersem oraz umocowaniem w konkretnej materii. Są prolegomeną do poetyckiego świata Miłobędzkiej, rodzajem wstępu, zaproszeniem w gościnę, bije od nich punktowe światło, w którym skupia się ich przeszłość i przyszłość. W kolejnej książce, Pokrewne, z roku 1970, macierzyństwo jest zapowiedzią jedności i zarazem rozdzielenia, zaznacza różnice, które z czasem będą się między matką a dzieckiem pogłębiać. Miłobędzka nie dba o estetyczne walory swej poetyckiej dykcji. Siła tych wierszy leży w ich bezmiernej otwartości na to, co przynosi rzeczywistość: stale konfrontują się z jakimś „Ty”, zwracają się w stronę Innych, zapraszają do kontaktu – ustawicznie otwierają się na możliwość zadzierzgnięcia wzajemnych relacji między nami, nami a światem. Pięć lat później ukazuje się tom Dom, pokarmy(1975). Dom jest tu miejscem codziennych trosk i niepokojów. Obserwujemy dramat zwyczajności rozpisany na akty domowe i publiczne. Jest to tom „ciemniejszy”, wypełniony gmatwaniną słów. Występuje w nim mnóstwo pauz, przemilczeń, wielokropków. Miłobędzka zostawia „białe plamy” (przypomina się wiersz Ryszarda Krynickiego), by czytelnik mógł nanieść na nie własną treść i współtworzyć interpretację utworu. Poetka dotyka spraw podstawowych, codziennych, będących wypadkową frustracji wobec rzeczywistości kobiety, matki, zajmującej się domem i próbującej w tym odnaleźć siebie piszącą, samą, wydaną na nicestwiejące działanie czasu:

i tak się męczy toczy pusto przystaje, tak sobie niechcąco

wpadamy między poduszki talerze, gaśniemy we własnych czterech oczach czterech ścianach – my wciąż jesteśmy tylko skąd tyle okruszyn, nocy, nijak, bezgłosu, zadławi?

nad czym to ja króluję? gospodarzę pobłyskiem (w teraz w ciebie w śpieszę)

pobłyskiem (w zamknięte w skurczone w umieram) pobłyskiem w patrzymy widzę

mrugnięcie bolesne

[Zg 116]

Następna książka, Wykaz treści (1984), jest przykładem skomplikowania poetyckiej mowy, w której język co rusz osuwa się w rozpadlinę bez dna. Miłobędzka ze szczególną uwagą wsłuchuje się w mowę dziecka, otwartą, spontaniczną, pełną wyłomów, gdzie rozpręża się gramatyka i syntaksa. Przeplata ze sobą różne rejestry, zderza głosy, czyni swoją poezję zależną od trosk i niepokojów wobec czasu, który nie wie, czym jest bezczynność, czasu, który kurczy się coraz bardziej. Z kolei tom Pamiętam (1992) jest próbą poezji zaangażowanej, kiedy „ja” autorki odnajdzie się wśród Innych. Ten okres charakteryzują dwa słowa: empatia i solidarność. Ta publikacja zdaje się kładką rzuconą pomiędzy etapem lingwistycznych eksperymentów a wyłaniającym się coraz bardziej poetyckim minimalizmem. Następne publikacje Miłobędzkiej: Imiesłowy (2000), Po krzyku (2004), gubione(2008) – realizują estetykę redukcji, zmierzają w milczenie i ciszę. W późnej twórczości poetki widać coraz mniejszą konieczność zapisywania wiersza. Poezja pulsuje w ukryciu, pod magmą brzmień i zwyczajnych słów, dla niej wiersz niekoniecznie musi stać się przeznaczeniem. Późna twórczość jest też medytacją nad czasem starości, jego miejscem w życiu człowieka i niepowtarzalną specyfiką. To medytacja nad naszym ziemskim czasem i koniecznością porzucenia perspektywy, którą niesie nam rzeczywistość15.

Poezja Miłobędzkiej to osobna mapa w atlasie współczesnej poezji polskiej i wobec wielu jej wierszy stoimy bezradni. Należy postępować w myśl tego, co w swej monografii pisze Piotr Bogalecki: „W lekturze Miłobędzkiej nie chodzi o ostateczny sens, o nieustanną komunię; chodzi raczej o przygodność, która wymaga od czytelnika zajęcia (w ramach swoich możliwości) takiego miejsca, jakie umożliwia mu kontakt z tymi fragmentami ogrodu, jakie w procesie interpretacyjnym zapragnie on uznać za swoje” [Nkn 501]. A inny badacz wtóruje:

Krytyk, przysłuchujący się tym niepewnym zapisom, może im tylko pokornie towarzyszyć – zamiast kropek stawiać znaki zapytania; zamiast udawać, że możliwa jest klarowna spójność, łamać płynność wywodu licznymi nawiasami; zamiast zdążać pewnie do konkluzji, błędnie zataczać lekturowe kręgi; zamiast udawać, że wie lepiej niż słowa samej poetki, czasem skrywać swe myśli za celnymi cytatami16.

W ostateczności często musimy przystawać przed wierszem. W przestrzeni niedomkniętej, stającej się miejscem gościny, gdzie poetka sprasza nas na swoje pokoje, wciąż niewykończone, bo i jak skończyć można opis rzeczywistości? Jak postawić kropkę tam, gdzie koniec i początek wzajemnie się splatają?

Wiersze Miłobędzkiej nie zatrzymują czasu, są formą (dla) jego przepływu – oddają bieg świadomości, pragną poprzez słowa unieruchomić to, co stale ulega zmianie17. Przeszłość powraca u poetki najczęściej w formie poetyckich fotografii, które przechowują pamięć o ludziach i zdarzeniach. Ta poezja włącza się w przemijanie czasu, w nieustanne stawanie się rzeczywistości. Przyszłość trwa w oczekiwaniu, w wychyleniu wierszy wobec tego, co nadchodzi, a teraźniejszość wydaje się jedną z podstawowych dyspozycji podmiotu, który próbuje chwytać chwile, zestrajać się do ich znikomości. W książce poświęconej Bolesławowi Leśmianowi, w rozdziale Uniezwyklenia, narracja i czas, Michał Głowiński czyni ciekawą uwagę, którą można zastosować również do twórczości Miłobędzkiej:

Słowa wskazujące na usytuowanie rzeczy w czasie – jest ich w poezji Leśmiana dużo – przylegać mają do płynnego i nie w pełni wykrystalizowanego świata; nie opisują go, ale same – przez swą strukturę – stają się jego przekaźnikiem. (…) I słowa, i budowane z nich opowieści zarysowują się na moment, by zejść ze sceny lub się przekształcić, nie osiągając stanu stabilności18.

U Miłobędzkiej uderza różnorodność spojrzenia na czas, bogactwo wierszy, którymi zostaje opisany i wyrażony. W literackim świecie poetki znajdziemy utwory o czasie macierzyństwa, wydawania na świat potomstwa, opisujące pierwsze doświadczenia „wpisanego” w życie, czyli zarazem i czas, istnienia. Zasadniczym tematem jej poezjowania są wiersze mierzące się z opisem czasu teraźniejszego, dla których doświadczenie momentalności wydaje się głównym zadaniem. Są to liryki, które podejmują się w swym uporze dać świadectwo charakterowi chwili, zapisania jej niepowtarzalności i pojedynczości. Stanowią nieprzerwaną zadumę nad działaniem ruchu, na który skazane jest wszystko, z czym obcujemy w rzeczywistości, bo ruch rozumiany jest tu jako żywioł pierwszy, podstawowy. Bywają ponadto rozmaitymi konceptualizacjami zasady nieprzerwanego stawania się, które jest rudymentarną właściwością rzeczywistości. Równie istotny wydaje się czas spojrzenia – znajduje on eksplikację w bardzo wielu wierszach autorki Po krzyku, która ośrodkiem poezji wcale nierzadko czyni akcję widzenia, wraz z jej historią i czasem, co zdaje się wpisane w sam akt patrzenia. Owe fenomenologiczne wejrzenia staną się kanwą sporej części utworów, dla których dotarcie do bezpośredniej rzeczywistości wydaje się najważniejszym zadaniem. Musimy stale pamiętać, że spojrzenie w całości rozgrywające się w czasie jest doskonałym przykładem jego stawania się i formowania, stąd tyle różnych wejrzeń w poezji Miłobędzkiej. Jej fenomenologia czasu to przede wszystkim historia spojrzeń bez reszty zanurzonych w opisywanym żywiole.

Książka składa się z czterech rozdziałów, które wzajemnie uzupełniają się i oświetlają. Pierwszy z nich, Koncepcja czasu w badaniach fenomenologicznych, wyraża przekonanie, że aby zbadać koncepcję czasu obecną w poezji Miłobędzkiej, należy przyjrzeć się najważniejszym fenomenologicznym intuicjom o czasie, poczynając od św. Augustyna, a kończąc na Martinie Heideggerze. W przeważającej części sposób konceptualizowania czasu w twórczości poetyckiej Miłobędzkiej odwołuje się do systemów filozoficznych Edmunda Husserla, Henriego Bergsona i Martina Heideggera, a kategoria czasu w omawianej poezji zostaje sproblematyzowana głównie w odniesieniu do ich tekstów.

Rozdział drugi, Czas, spojrzenie, niewyrażalne. Poetka patrzy na morze, będzie traktował o fenomenologii czasu (analiza fenomenologiczna jest opisem zjawiania się czasu, tego, jak się nam udziela) i czasie spojrzenia w twórczości poetyckiej Miłobędzkiej. W tym rozdziale skupimy się na fenomenologii spojrzenia, idąc za rozpoznaniami Husserla, ale i Maurice’a Merleau-Ponty’ego. Będziemy starali się przeanalizować poszczególne, pojedyncze spojrzenia z ich czasem i jego historią, rozsiane na kartach wszystkich tomików autorki wszystkowierszy.

Rozdział trzeci, Miłobędzka i fenomenologia czasu teraźniejszego, podejmuje próbę opisu czasu teraźniejszego wpisanego w doświadczenia podmiotu rzeczonych wierszy. Korzystając z fenomenologii czasu wypracowanej przez Edmunda Husserla, staramy się opisać twórczy ruch, który leży u podstaw rzeczywistości poetyckiego wszechświata Miłobędzkiej. W szczególny sposób interesować nas będzie kategoria chwili (którą rozumieć będziemy w znaczeniu nadanym jej przez autora Wykładów z fenomenologii wewnętrznej świadomości czasu) i rodzaje jej konceptualizowania w obrębie analizowanej twórczości, jak i namysł nad motywem ruchu i urządzeniem ludzkiej rzeczywistości skazanej na ciągłe stawanie się w czasie. Ponadto w rozdziale analizie zostaną poddane te wątki w obrębie twórczości poetyckiej Miłobędzkiej, które korespondują z filozofią Wschodu i jej namysłem nad znaczeniem teraźniejszości czy „zestrojeniem” się z wydarzającą się właśnie chwilą. Będę odnosił się do rozpoznań wypracowanych przez wschodnią filozofię i do komentujących ją tekstów, chcąc przede wszystkim wyeksplikować motyw „wiecznej teraźniejszości”, który służy poetce do opisania danego nam w doświadczeniu czasu.

Problem związany z nieubłaganą naturą czasu będzie stanowił centrum namysłu w ostatnim, czwartym rozdziale, Rytmy przemian a doświadczenie czasu końca, którego głównym zadaniem będzie próba opisu toposu przemijania, wpisanego na trwałe w omawianą poezję. W tym miejscu ujawnią się zbieżności filozofii wierszy Miłobędzkiej z opiniami Henriego Bergsona, w przeważającej mierze zawartymi w Ewolucji twórczej. Od czasu pojmowanego jako ruch stawania się przejdziemy do wyobrażenia czasu rozumianego jako trwanie. Spróbujemy się zastanowić nad nieuchronnym przemijaniem ludzi, rzeczy i postaci tego świata. W tym rozdziale prześledzimy to, o czym mówi Bergson, myśląc o czasie. Interesować nas również będzie czas starości i zbliżanie się do kresu. Idąc za rozpoznaniami Martina Heideggera (ale nie tylko), postaramy się udowodnić powinowactwa jego filozofii z późnymi wierszami autorki Po krzyku. Przez cały czas będziemy poruszać się na styku tradycji fenomenologicznej i hermeneutycznej, z nadzieją, że przywoływane w trakcie analizy kolejnych wierszy metodologiczne narzędzia będą poszerzały i zarazem doprecyzowały konteksty, w których będziemy interpretowali twórczość autorki Wykazu treści.

Czas bez wątpienia należy – by powiedzieć metaforycznie – do słownika życia, który przyzwyczailiśmy się traktować jako coś powszechnego. Nad czasem, będącym zasadniczym doświadczeniem danym wszystkim nam w udziale, w sposób zajmujący i dla egzystencji ważki rozprawia w swoich wierszach Krystyna Miłobędzka, dla której ważne zdają się słowa Simone Weil: „Kontemplacja czasu to klucz do ludzkiego życia”19. Ponieważ „Czas leży w sercu tego, czym jest bycie człowiekiem”20.

1 Utwory Krystyny Miłobędzkiej lokalizuję wg następującego modelu: zbierane, gubione 1960–2010, Wrocław 2010 [Zg] (kierując się ekonomią wywodu, wszystkie wiersze cytowane w niniejszej pracy podaję za tym zbiorowym wydaniem); dwanaście wierszy w kolorze, Wrocław 2012 [Dk]; znikam jestem. Cztery wieczory autorskie, Wrocław 2010 [Zj]; W widnokręgu odmieńca, Wrocław 2008 [Wo]; J. Borowiec, szare światło. Rozmowy z Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem, Wrocław 2009 [S]; Gdzie baba siała mak. Gry słowne dla teatru, Wrocław 2012 [Gs]; T. Karpowicz, A. Falkiewicz / K. Miłobędzka, dwie rozmowy (Oak Park / Puszczykowo / Oak Park), wybór listów i ilustracji oraz wprowadzenia K. Miłobędzka, opracowanie i przygotowanie materiału do druku J. Borowiec, Wrocław 2011 [Dr]. Ponadto stosuję skróty: Wielogłos. Krystyna Miłobędzka w recenzjach, szkicach, rozmowach, wybór, oprac. i red. J. Borowiec, Wrocław 2012 [W]; Miłobędzka wielokrotnie, red. P. Śliwiński, Poznań 2008 [Mw]; T. Karpowicz, Metafora otwarta. O poezji Krystyny Miłobędzkiej, „Dziennik Portowy” 2000, nr 1 [Mo]; E. Winiecka, Z wnętrza dystansu. Leśmian – Karpowicz – Białoszewski – Miłobędzka, Poznań 2012 [Zwd]; P. Bogalecki, Niedorozmowy. Kategoria niezrozumiałości w poezji Krystyny Miłobędzkiej, Warszawa 2011 [Nkn]; H. Buczyńska-Garewicz, Metafizyczne rozważania o czasie. Idea czasu w filozofii i literaturze, Kraków 2003 [Mrc].

2 D. Carr, Przyszła przeszłość. O hierarchizacji wymiarów czasu u Husserla, Diltheya i Heideggera, w:Wokół rozumienia. Studia i szkice z hermeneutyki, wyboru i przekł. dokonał G. Sowiński, Kraków 2003, s. 127. I jeszcze ważne przypomnienie: „Zarówno fenomenologia, jak i hermeneutyka koncentrują się na innym niż fizykalne i potoczne (zegarowe) wymiarze czasu. Jest to przede wszystkim czas ludzkiego doświadczenia, czas życia, czas przeżyć, czas pamięci, czas oczekiwania, czas wyobraźni i czas świadomości” (A. Ziółkowska, Czas, tożsamość i podmiotowość. Wokół wybranych ujęć fenomenologicznych i hermeneutycznych, w:Aporie czasu, organizacja i redakcja P. Orlik, Poznań 2011, s. 168). O czasie fenomenologicznym zob. również: M. Łagosz, Realność czasu, Wrocław 2007, s. 239–247; M. Bugajewski, Historiografia i czas. Paula Ricoeura teoria poznania historycznego, Poznań 2002, s. 138–140.

3 A. Falkiewicz, Być może. Być – w stu trzydziestu czterech odsłonach, Gdańsk 2002, s. 64. Edward T. Hall dopowiada: „Od samego początku ludzkość nurzała się w morzu czasu. Morze charakteryzuje się obecnością wielu różnych prądów i przeciwprądów, zasilanych przez rzeki z rozmaitych lądów. Rzeki przekształcają tę mieszaninę, tworząc swoistą formułę chemiczną czasu dla każdego miejsca. Istoty ludzkie, jak ryby w wodzie, ledwie zdają sobie sprawę z czasu-morza, w którym żyją” (E.T. Hall, Taniec życia. Inny wymiar czasu, przeł. R. Nowakowski, Warszawa 1999, s. 143). I jeszcze jedna opinia: „Nie ulega wątpliwości, że czas stanowi najtrudniejszą do rozwiązania, a nawet najbardziej przerażającą tajemnicę, przed jaką staje z konieczności umysł ludzki i z jaką mierzy się jego filozoficzna pomysłowość” (D. Janicaud, Fenomenologia na tropach niewidoczności czasu, przeł. P. Pieniążek, w:Fenomenologia francuska. Rozpoznania, interpretacje, rozwinięcia, wybór tekstów pod. red. J. Migasińskiego i I. Lorenc, przy współpracy M. Kowalskiej i A. Ledera, Warszawa 2006, s. 336). Na wstępie spotykamy taką myśl: „Pewne rozważania nasuwają podejrzenie, iż czas albo w ogóle nie istnieje, albo jest pojęciem mglistym i niewyraźnym. Bo oto jedna jego część przeminęła i już jej nie ma, podczas gdy inna dopiero będzie i jeszcze jej nie ma. Z takich to części składa się wszelki czas, zarówno ten nieskończony, jak i każdy dowolnie wzięty jego okres” (Arystoteles, Fizyka, w: tegoż, Fizyka; O niebie; O powstawaniu i niszczeniu; Meteorologika; O świecie; Metafizyka,przekłady, wstępy i komentarze K. Leśniak, A. Paciorek, L. Regner, P. Siwek, Warszawa 2003, s. 104).

4 „Przyswojenie dzieła przez krytyka przypomina w szczególny sposób przyswojenie cudzej egzystencji przez poetę” (G. Poulet, Baudelaire, przeł. Z. Naliwajek, w:Szkoła Genewska w krytyce. Antologia, wybór H. Chudak, Z. Naliwajek, J. Żurowska, M. Żurowski, przedmowa M. Żurowski, Warszawa 1998, s. 176). Idzie mi o taki sposób czytania, który za fenomenologiczną krytyką wyobraźni Marek Bieńczyk charakteryzuje następująco: „Lektura krytyczna stanowi także rodzaj doświadczenia egzystencjalnego, prowadzi do zbliżenia dwóch egzystencji: tego, kto pisze, i tego, kto czyta; to utożsamienie otwiera drogę, poprzez bezpośrednie przeżycie, do rozumienia. Rozumienie nie polega zatem w swej istocie na objaśnieniu tego, co zostało przez autora sformułowane, wyraźnie wypowiedziane. Jest przede wszystkim odtworzeniem przez czytającego – początkowo we własnej świadomości – głębokiego doświadczenia zawartego w dziele, odtworzeniem, które zachowuje i ujawnia także sensy ukryte” (M. Bieńczyk, Czarny człowiek. Krasiński wobec śmierci, Gdańsk 2001, s. 19).

5 I nieco dalej: „Od recepcji naturalnej do rozumienia globalizującego, od lektury nie uprzedzonej, podlegającej wewnętrznej prawidłowości dzieła do autonomicznej refleksji wobec dzieła i historii, w której ona się znajduje – to jest droga krytyczna, pojęcie według mnie najważniejsze i jej obecność może nie być widoczna w samym dziele krytyka, musi jednak być przebyta w trakcie pracy, z której to dzieło wynikło… Lektura jest dla mnie pewnym wydarzeniem” (J. Starobinski, Relacja krytyczna, przeł. J. Żurowska, w:Szkoła Genewska w krytyce. Antologia, wybór H. Chudak, Z. Naliwajek, J. Żurowska, M. Żurowski, przedmowa M. Żurowski, Warszawa 1998, s. 307–309, 311).

6 M. Stala, Blisko wiersza. 30 interpretacji, Kraków 2013, s. 5. Nie tracę z pola uwagi również słów poznańskiej badaczki: „Interpretacja zaczyna się prawdopodobnie tam, gdzie nie można już tylko czytać. Gdzie czytanie rozsadza czytającego” (K. Kuczyńska-Koschany, Ostatni zamiast posłowia. Wyobraźnia i interpretacja, w: tejże, Interlinie w ciemności. Jednak interpretacja, Kraków 2012, s. 245). I wracam do retorycznego pytania Hansa-Georga Gadamera: „A może wszelki kontakt z poezją jest zawsze już pewnym dialogiem, wymianą zagadnięcia i repliki, nieskończoną rozmową?” (H.-G. Gadamer, Zadanie filozofii w: tegoż, Dziedzictwo Europy, przeł. i wstępem opatrzył A. Przyłębski, Warszawa 1992, s. 108).

7 Metodologiczna dyrektywa brzmi następująco: „Tym lepsza interpretacja, im bardziej przekonuje swoich czytelników. Ale też tym bardziej przekonująca interpretacja, im większą część danego dzieła potrafi sobą pokryć (nie dlatego, że wówczas byłaby «prawdziwa», lecz dlatego, że wówczas będzie najbardziej przekonująca)” (M.P. Markowski, Nietzsche. Filozofia interpretacji, Kraków 1997, s. 9–10).

8 M.P. Markowski, Humanistyka i egzystencja, czyli dlaczego zajmujemy się literaturą?, „Wielogłos. Pismo Wydziału Polonistyki UJ” 2009, nr 1/2, s. 78.

9 D. Czaja, Znaki szczególne. Antropologia jako ćwiczenie duchowe, Kraków 2013, s. 8. I jeszcze Piotr Śliwiński: „poznawanie wiersza jest operacją uczuciową i ryzykowną: wiersz musi nas obchodzić, żebyśmy chcieli za nim iść, decydując się pójść za nim, nie wiemy, dokąd dojdziemy” (P. Śliwiński, Szczelina w bólu, w: tegoż, Horror poeticus. Szkice, notatki, Wrocław 2012, s. 96).

10 W myśl intuicji Jeana-Pierre’a Richarda: „Każde wielkie dzieło sztuki odznacza się niewątpliwie wewnętrzną spójnością. Miedzy różnymi poziomami doświadczenia zauważalne są echa i zbieżności. Czytać to właśnie budzić te echa, chwytać te nowe relacje, wiązać wyłaniające się zbieżności. (…) Ta próba lektury nie może, rzecz jasna, uchwycić całej prawdy. Każda lektura jest zawsze tylko jedną z możliwych dróg – inne wciąż pozostają otwarte” (J.-P. Richard, Poezja i głębia, przeł. i posłowie T. Swoboda, Gdańsk 2008, s. 8).

11 Aby oświetlić jeszcze nieco obraną przez siebie strategię lektury, posłużę się refleksją zaczerpniętą od Adriana Glenia, którego myśli biegną w podobnym kierunku: „Hermeneuta jest bowiem przeświadczony o tym, iż może przy-służyć się tekstowi jedynie wówczas, kiedy potrafi «do-nieść» kontekst oświetlający znaczenia zawarte w tymże tekście. Ontologiczne umocnienie dzieła poetyckiego może zatem dokonać się z chwilą, gdy czytelnik potrafi oswoić to, co w pisaniu innego obce, przemienić je w to, co bliskie. Nie po to jednak, aby tekst zawłaszczać i redukować. Ale by go rozwijać, włączać znaczeniowe gry, w związki z tekstami, które uparcie tkwią wewnątrz jego, jako czytelnika, wyobraźni, z którymi się nosi, które traktuje jako rodzaj osobistej obsesji” (A. Gleń, Do-prawdy? Kilka uwag zamiast wstępu, w: tegoż, Do-prawdy? Studia i szkice o literaturze najnowszej, Opole 2012, s. 12–13).

12 A. Burzyńska, Lekturografia. Derridowska filozofia czytania, w: tejże, Anty-teoria literatury, Kraków 2006, s. 304, 317.

13 P. Śliwiński, Zbigniew Herbert: poezja czyli bunt, w: tegoż, Przygody z wolnością. Uwagi o poezji współczesnej, Kraków 2002, s. 44.

14 B. Latour, Prolog w formie dialogu pomiędzy studentem i (cokolwiek) sokratycznym Profesorem, przeł. K. Abriszewski i inni, „Teksty Drugie” 2007, nr 1/2, s. 135. Kładę również w argumentacji nacisk na to, co w perspektywie „poetyki doświadczenia” mówi o tekście Ryszard Nycz: „Tekst jest tu nie tylko obiektem czy partnerem, ile przede wszystkim przewodnikiem: jako nie tylko medium czy przekaźnik, ale także mediator, który – będąc pomiędzy – niejako wypracowuje to, co Zapośrednicza (Debray); następnie jako ten, kto idąc przodem, wskazuje kierunek czy toruje drogę; wreszcie jako rodzaj bedekera po nowo odkrytych drogach i bezdrożach (R. Nycz, Poetyka doświadczenia. Teoria – nowoczesność – literatura, Warszawa 2012, s. 12).

15 Miłobędzka zdaje się również nie zapominać o awangardowej proweniencji swojego poezjowania i wydaje książki, które potwierdzają jej chęć stałego przekraczania siebie w wierszach, przekraczania zastanej poetyki na rzecz nowej. Przykładem takich „ćwiczeń w języku”, albo lepiej: pytań o sposoby bycia poezji, są wszystkowiersze (2000) i dwanaście wierszy w kolorze (2012).

16 T. Cieślak-Sokołowski, Niepewne zapisy [W 218–219].

17 Agnieszka Kluba przyznaje: „Miłobędzka wciąż – utopijnie i ze świadomością, że to utopia – usiłuje naśladować umykającą rzeczywistość i jej percepcję. Ale mimo odczucia przemijania nie godzi się na nieciągłość i nietrwałość ludzkiego doświadczenia. Chce zmusić słowa do unieruchomienia tego, co zmienne i nieuchwytne” (A. Kluba, Poetyki lingwistyczne, „Przestrzenie Teorii” 2005, nr 5, s. 109).

18 M. Głowiński, Zaświat przedstawiony. Szkice o poezji Bolesława Leśmiana, Kraków 1998, s. 205, 207.

19 S. Weil, Świadomość nadprzyrodzona. (Wybór myśli), przeł. A. Olędzka-Frybesowa, wyboru dokonał i przypisami opatrzył J. Nowak, Warszawa 1965, s. 150.

20 P. Zimbardo, J. Boyd, Paradoks czasu, przeł. A. Cybulko, M. Zieliński, red. naukowa M. Materska, Warszawa 2012, s. 261.

Rozdział 1

Koncepcja czasu w badaniach fenomenologicznych

Każde narodziny i każde zachowane życie powiększają obszar śmierci. Jest to niekończące się koło, równie zawrotne, co wir gwiazd albo cykliczny bieg czasu.

Jacques Lacarrière

By zaistnieć, nie wystarczy się urodzić. Trzeba podłączyć się do większej części; ale trzeba się też izolować, by nie sprzeniewierzyć i nie zmarnować własnego prądu. Chodzi o to, by przekazać go dalej; nie wiedząc tego, komu się przekazuje, rozciągnąć się ponad krajami i ludźmi setką błyszczących drutów aż do następnego słupa; czy nie na tym to polega?

Rainer Maria Rilke

Być może dzieciństwo jest dłuższe niż życie.

Ana María Matute

1

Przynajmniej od pism Arystotelesa pojęcie czasu niesie ze sobą nie lada kłopoty poznawcze i opiera się klarownej wykładni21. Czas jest w koncepcji autora Fizyki miarą ruchu i jest nieodczuwalny, gdy nie doświadczamy zmiany, w Platońskim Timajosie jest zaś określony jako ruchomy obraz wieczności: „Zatem czas powstał razem ze światem, aby razem zrodzone razem też ustały, jeżeli kiedyś przyjdzie koniec świata i czasu. Powstał na wzór wieczności, aby był do niej możliwie jak najpodobniejszy”22. Jest zagadnieniem na tyle trudnym, że jakiekolwiek próby wyjaśniania jego natury często kończą się sprzecznymi wnioskami, a sygnalizowane już przez Arystotelesa trudności w położeniu podwalin pod eksplikację omawianego zagadnienia znajdują swoje dalsze potwierdzenie, poczynając od Wyznań św. Augustyna, a na tekstach Husserla i Emmanuela Lévinasa kończąc.

Jako jeden z pierwszych znacząco o czasie rozprawiał św. Augustyn, dla którego „czas jawi się jako ponadczasowa świadomość wieczności”23. Ale i on musiał skapitulować i przyznać: „Czym więc jest czas? Nie ma na to łatwej i krótkiej odpowiedzi. Trudno to pojąć, a cóż dopiero – w słowach to wyrazić”24. W Wyznaniach pojawią się pierwsze intuicje, że czas to filtr, poprzez który odczuwamy rzeczywistość. W tym sensie czas istnieje wraz z człowiekiem, zaś przed jego poczęciem być go nie mogło. Jest to pierwszy krok na drodze do subiektywizacji czasu i myślenia o nim z pojedynczej, jednostkowej perspektywy. Zauważa Krzysztof Pomian: „Być-w-czasie to nie tylko być przedmiotem naoczności tu i teraz; to także być w kiedyś i mieć w nim być. To – w ten czy inny sposób – poruszać duszę: miejsce czasu”25.

Dla tradycji fenomenologicznej istotne wydają się rozpoznania Immanuela Kanta z jego rozumieniem czasu subiektywnego i czasu jako kategorii postrzegania. Prolegomeną do rozważań o czasie w filozofii Kanta niech staną się słowa jednego z historyków:

Istota przestrzeni i czasu jest w nowożytnej metafizyce przedmiotem gwałtownych sporów (…) czy są one czymś obiektywnym i realnym, czy tylko czymś subiektywnym i idealnym (Berkeley)? A jeśli są realne, to czy są wówczas substancjami (Kartezjusz), czy atrybutami boskiej substancji (Spinoza), czy też może raczej pewnym stosunkiem substancji skończonych (Leibniz)? Różne teorie prowadzą do aporii, które Kant swym nowym rozwiązaniem stara się przezwyciężyć: przestrzeń i czas są zupełnie czymś innym aniżeli pozostałe znane istnienia; są one apriorycznymi formami naszego (ludzkiego) zewnętrznego oglądania oraz wewnętrznego odbierania wrażeń26.

W Krytyce czystego rozumu Kant powiada o czasie: „Nie można ze zjawisk w ogóle usunąć samego czasu, choć całkiem dobrze można z czasu usunąć zjawiska. Czas jest więc dany a priori. W nim jedynie jest możliwa rzeczywistość zjawisk. One mogą w całości odpaść, lecz on sam (jako ogólny warunek ich możliwości) nie da się usunąć”27. Czas i przestrzeń są idealne, pochodzą z naszych zmysłów, które odbierając wrażenia, ujmują je w pewien porządek jako następujące po sobie. Wszystko, co jest nam dane – dowodzi Kant – jest przestrzenne i czasowe. Czas jest formą, w którą ujmujemy to wszystko, co dane jest zmysłom. W filozofii Kanta przestrzeń i czas nie są realne na podobieństwo rzeczy, nie możemy empirycznie się do nich odnieść, ponieważ są formami naszej zmysłowości:„Czas nie jest pojęciem dyskursywnym lub, jak się mówi, ogólnym, lecz jest czystą formą zmysłowej naoczności”28. Władysław Tatarkiewicz w swoim podręczniku wyjaśnia:

Przestrzeń i czas stosują się do wszystkich zjawisk i z góry wiadomo, że do wszystkich muszą się stosować. Ponieważ mają siedlisko w podmiocie, ponieważ są formami subiektywnymi, więc stosują się tylko do zjawisk, ale za to do wszystkich zjawisk. Dlatego też doświadczenie ukazuje zawsze przestrzeń i czas jako realne; natomiast transcendentalna analiza wskazuje, że są idealne; stają się niczym, gdy zechcemy rozważyć je niezależnie od doświadczenia i szukać ich w rzeczach samych w sobie29.

Czas jako czysta naoczność – zanotuje Heidegger – ma źródło w transcendentalnej wyobraźni30. Kant powie o czasie, że jest nam dany a priori, jako forma zmysłu wewnętrznego – stanowi warunek wszelkich zjawisk w ogóle, może istnieć tylko w nas. Wszystkie przedmioty zmysłów pozostają w czasie, ponieważ jest on „podmiotowym warunkiem naszej (ludzkiej) naoczności (która jest zawsze zmysłowa, tj. [występuje wtedy tylko], gdy pobudzają nas przedmioty). Sam w sobie zaś, poza podmiotem, czas nie jest niczym”31. Czas zatem nie jest przywiązany do rzeczy, lecz do podmiotu, który je ogląda, a rzeczywistość jest nam dana w faktach świadomości. Raz jeszcze oddajmy głos Kantowi: „Jest więc bez wątpienia pewne, a nie tylko możliwe lub też prawdopodobne, że przestrzeń i czas, jako konieczne warunki wszelkiego (zewnętrznego i wewnętrznego) doświadczenia, są tylko podmiotowymi warunkami naszej naoczności”32. Podsumowując, stwierdzamy, że czas jest wyobrażeniem, które posiada charakter naocznościowy, a swoje źródło ma w apriorycznej strukturze poznającego podmiotu. Jest też warunkiem umożliwiającym podmiotowi uświadomienie sobie następstwa i przepływu jego przeżyć psychicznych. Czas, na co zwraca uwagę Kant, poprzedza wszelkie doświadczenie i kreśli jego ramy. Rozważania autora Krytyki władzy sądzenia stanowiły podatny grunt dla następnych pokoleń myślicieli. Zbigniew Kuderowicz zauważa: