Psychoanaliza – ziemia obiecana? Dzieje psychoanalizy w Polsce międzywojnia (1918-1939). Część 2. Między nadzieją i rozpaczą - prof. Paweł Dybel - ebook

Psychoanaliza – ziemia obiecana? Dzieje psychoanalizy w Polsce międzywojnia (1918-1939). Część 2. Między nadzieją i rozpaczą ebook

Paweł Dybel

0,0

Opis

W naszych środowiskach naukowych dominuje pogląd, jakoby wpływ psychoanalizy na polską naukę i literaturę w okresie międzywojnia zaznaczył się bardzo słabo. W książce tej wykazuję, że jest to typowy przesąd,  utrzymujący się po dziś dzień siłą inercji, którego podstawą był brak solidnych badań w tym zakresie. Omawiam w niej szereg interesujących artykułów i książek autorów inspirujących się teoriami Freuda i Adlera, opublikowanych w latach 1918–1939. O wielu z tych prac nikt do tej pory nie pisał  – jak m.in. o rozprawach Bornsztajna, Bychowskiego i Bilikiewicza o kobiecej seksualności, artykule Bychowskiego o antysemityzmie i o jego książce Metaphysik und Schizophrenie czy o artykułach Mateckiego o pacjentach-chasydach i freudowskim pojęciu popędu śmierci. Inne prace, znane już polskiemu czytelnikowi z rozpraw Bartłomieja Dobroczyńskiego czy Leny Magnone, zostały poddane daleko idącej reinterpretacji. Omawiając dorobek czołowych rodzimych przedstawicieli nurtu w psychiatrii i psychoterapii, pedagogice i literaturoznawstwie, gdzie zaznaczył się on najwyraźniej, wskazuję na istotną rolę, jaką odegrały w nim inspiracje psychoanalityczne. Kładę w książce nacisk na podejmowane przez zwolenników nurtu roszczenia emancypacyjne w odniesieniu do tradycyjnych form społecznego samorozumienia. Wskazuję na rysujące się w ich pracach nowe podejście do kwestii związanych z seksualnością, do przejawów popędu agresji w postaci ksenofobii i antysemityzmu, na promowanie nowatorskich, mniej represyjnych niż tradycyjne, modeli wychowania dzieci, na nowe modele interpretacji dzieł literackich itp. Jakkolwiek we wszystkich wspomnianych dyscyplinach naukowych nurt psychoanalityczny nie był dominujący, to jednak wyraźnie zaznaczył w nich swoją obecność. Teoriami Freuda, Adlera i Junga inspirowali się u nas głównie badacze i lekarze pochodzenia żydowskiego, niestety niemal wszyscy z nich zostali wymordowani w czasach Zagłady. Nielicznym tylko udało się wyemigrować (Bychowski, Segal) lub szczęśliwie ocaleć (Markuszewicz, Bornsztajn). W rezultacie od 1945 roku nurt psychoanalityczny przestał istnieć w naszej nauce i w praktyce klinicznej aż po lata 60. Omawiając i interpretując w książce najciekawsze rozprawy czołowych przedstawicieli nurtu, wykazuję, jak dalece są one w wielu aspektach aktualne. Wychodzą w zdumiewający sposób naprzeciw problemom czasu dzisiejszego, stanowiąc dla nas często prawdziwe wyzwanie. Odczytując je dzisiaj na nowo, ma się nieodparte wrażenie, że obcuje się z żywą, przemawiającą wieloma głosami tradycją.

Paweł Dybel, profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, stypendysta Fundacji Alexandra von Humboldta, DAAD, DFG, The Mellon Foundation i innych. Prowadził wykłady i seminaria na uniwersytetach w Bremie, Berlinie, Londynie i Buffalo. Członek międzynarodowej Rady Naukowej Sigmund Freud Institut we Frankfurcie nad Menem. Trzykrotnie nominowany do Nagrody im. J. Długosza. Główne pola badawcze: hermeneutyka, fenomenologia, antropologia filozoficzna, poststrukturalizm, teoria psychoanalizy, teoria literatury. Publikacje (wybór): Granice rozumienia i interpretacji. O hermeneutyce H.G. Gadamera (Kraków 2004); Okruchy psychoanalizy (Kraków 2007), Dylematy demokracji (Kraków 2015); Psychoanalytische Brocken. Philosophische Essays (Würzburg 1916); Mesjasz, który odszedł. Bruno Schulz i psychoanaliza (Kraków 2017); Ziemscy, słowni cieleśni. O polskich poetach współczesnych (Mikołów 2019); Psychoanalysis – the Promised Land? (London, N.Y, Frankfurt am Main 2018); Nieświadome na scenie. Witkacy i psychoanaliza (Kraków 2020); Rozum i nieświadome. Filozoficzne eseje o psychoanalizie (Kraków 2020).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 726

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rozdział I

Dzieje psychoanalizy w Polsce. Transfer czy przeniesienie?

1. Wstęp. Stan badań nad dziejami psychoanalizy w Polsce

W pierwszym tomie tej książki, który ukazał się cztery lata temu, zarysowałem okres początków recepcji psychoanalitycznych teorii Sigmunda Freuda i Carla Gustava Junga na ziemiach polskich pod zaborami, trwający od 1900 do 1918 roku. Tematem niniejszego tomu są dzieje oddziaływań tych teorii – oraz począwszy od lat trzydziestych również teorii Alfreda Adlera i w mniejszym stopniu Wilhelma Stekla – i ich funkcjonowania w terapeutycznej praktyce w Polsce w latach 1918–1939. Odnosi się on do okresu trwania państwa polskiego między I i II wojną światową. Jak zwykle bywa w podobnych przypadkach, kiedy obiektem czyichś badań jest recepcja i sposób funkcjonowania jakiegoś nurtu myślowego w danym okresie czasu, mówienie o jego „dziejach” ma w sobie coś z metafory. Dotyczy bowiem tego, co wydarzyło się w sferze myśli, a nie w sferze faktów. Naiwnością byłoby wówczas bowiem pojmować owe dzieje jako odsyłające do zbioru wydarzeń traktowanych jako empiryczne fakty, z których pierwszy ma miejsce w listopadzie 1918 roku, a ostatni 1 września 1939 roku. Gdyby się kurczowo trzymać tego rozumienia, które za punkt wyjścia bierze czas fizykalny, losy żadnego myślowego nurtu czy prądu nie mogłyby zostać nazwane „dziejami”. Ba, znakiem zapytania należałoby opatrzyć samo pojęcie dziejów.

W recepcji i w sposobie przejawiania się w określonym przedziale czasu jakiegoś nurtu czy prądu myślowego zawsze mają miejsce jakieś przerwy czy luki, kiedy nic się w nim nie dzieje albo coś nagle się kończy. W przypadku zaś „dziejów” recepcji psychoanalizy w Polsce od początku takich luk, przerw, białych plam, urwanych ścieżek, zagadek, które po dziś dzień rodzą pytania i wątpliwości, jest bez liku. W dodatku psychoanalityczne teorie Freuda, Adlera, Junga czy Stekla, jakkolwiek sporo na ich temat publikowano, nie znajdowały się w centrum zainteresowania polskiego środowiska psychiatrycznego i nauk medycznych. Ich oddziaływanie było też ograniczone, jeśli weźmiemy pod uwagę inne dyscypliny naukowe, w których pojawili się zwolennicy tych teorii, jak pedagogika, literaturoznawstwo czy świat literatury i sztuki. Niemniej jednak wszystkie pojedyncze zdarzenia, jakie się na recepcję psychoanalizy w Polsce w tym czasie składają, wszelkie artykuły i książki na jej temat, wszelkie tłumaczenia, dyskusje, wykłady, polemiki i krytyki oraz jej zastosowania w praktyce są już, tak czy inaczej, dziejowe. Są częścią dziejów psychoanalizy w Polsce w tym okresie. Nie ma bowiem zdarzenia, choćby najbardziej oderwanego od innych i marginalnego, które by w momencie swego zaistnienia nie stawało się częścią dziejów. Innymi słowy, nie ma zdarzenia, które by nie odsyłało swoją zawartością do tego, co w danej dziedzinie czy dyscyplinie już się wydarzyło i zarazem nie otwierało sobą jakiejś perspektywy przyszłości. Zawsze też można je odnieść do innych zdarzeń i rozpatrywać w szerszym kontekście dziejów polskiej nauki, kultury i sztuki w tym okresie.

W podobnym znaczeniu możemy mówić o dziejach każdego nurtu myślowego, jeśli tylko na przestrzeni jakiegoś okresu zaznaczył on swoją obecność w nauce i kulturze danego kraju, wpływając na poglądy jakiejś grupy badaczy, rodząc polemiki, dyskusje itd. Niezależnie bowiem od tego, jak dzisiaj ocenimy rangę i skalę oddziaływania teorii Freuda i innych we wspomnianych dyscyplinach naukowych, literaturze i sztuce, zaznaczyło się ono dostatecznie wyraźnie, aby w odniesieniu do recepcji tych teorii we wspomnianym okresie posługiwać się określeniem „dzieje”. Widać to, szczególnie jeśli na przebieg tej recepcji spojrzymy pod kątem bogatego i różnorodnego materiału tekstowego z tego okresu. Złożyło się nań kilkaset różnego typu artykułów, komentarzy i recenzji, które pojawiły się w czołowych czasopismach lekarskich, pedagogicznych i literaturoznawczych, kilkanaście oryginalnych książek, tłumaczeń, setki wzmianek i notatek prasowych oraz poszczególne wykłady na konferencjach i seminariach, cykle wykładów, protokoły posiedzeń lekarskich itp. No i rzecz jasna fakt istnienia u nas grupy kilkunastu lekarzy psychiatrów prowadzących w szpitalach i prywatnie terapię z elementami metody psychoanalitycznej oraz inspirowania się freudyzmem przez grupę literaturoznawców, pedagogów oraz pisarzy.

W historii polskiej nauki i kultury w XX wieku był szereg przyczyn, które sprawiły, że jeszcze do niedawna nikt u nas nie prowadził systematycznych badań na ten temat1. Pojawiło się tylko kilka drobnych artykułów, w których początki ruchu psychoanalitycznego na ziemiach polskich i późniejsze dzieje recepcji psychoanalizy w XX wieku potraktowano w sposób dość ogólnikowy i bardzo wstępny2. Towarzyszyły im nieliczne prace o charakterze biograficznym, w których omawiano koleje życia i dorobek czołowych przedstawicieli tego ruchu: Gustawa Bychowskiego, Maurycego Bornsztajna, Jana Nelkena, Romana Markuszewicza. Przy czym, rzecz znamienna, bardzo mało, jeśli w ogóle cokolwiek, pisano o ich psychoanalitycznych koneksjach i inspiracjach. Na tym tle na szczególną uwagę zasługiwała książka Bartłomieja Dobroczyńskiego na temat funkcjonowania w polskich naukach medycznych pojęcia nieświadomości,tyle że dotyczyła ona głównie początków polskiej psychologii i psychiatrii w XVIII i XIX wieku, a więc okresu, który poprzedzał pojawienie się teorii psychoanalitycznej Freuda3.

Przełomem w badaniach był wydany w 2016 roku wspomniany pierwszy tom tej pracy, który dotyczył okresu zaborów (1900–1918) oraz opublikowana blisko rok później obszerna dwutomowa praca Leny Magnoneobejmująca okres między 1900 i 1939 rokiem4. Jej autorka oparła ją na rezultatach żmudnej pracy archiwalnej, docierając w Polsce i za granicą do trudno dostępnych materiałów, opisując je i streszczając na ponad tysiącu stronach swej rozprawy. I jakkolwiek jej książka obejmuje zaledwie część psychoanalitycznej spuścizny okresu, koncentrując się na recepcji teorii Freuda w czasopismach literackich, w krytyce literackiej i literaturze oraz w myśli pedagogicznej, to szczególnie w rozdziałach poświęconych okresowi między 1918 a 1939 rokiem pokazuje wymownie – wbrew panującej do tej pory obiegowej opinii – że była to spuścizna różnorodna i rozległa.

Kwestia tego, jaką rolę odegrała psychoanaliza w Polsce w pierwszej połowie XX wieku od dawna była przedmiotem dyskusji. Do tej pory przeważały poglądy sceptyczne, których autorzy głosili, że był to nurt marginalny, bez istotnego znaczenia dla całościowego obrazu polskiej nauki i kultury w tym czasie5. Zarówno pierwszy tom tej książki, jak i rozprawa Magnone, a później jeszcze książka Dobroczyńskiego i Miry Marcinów, która ukazała się w 2018 roku i wzbogacała ten obraz o szereg istotnych szczegółów, każą opatrzyć znakiem zapytania – a w każdym razie gruntownie zmodyfikować – podobne opinie6. Przemawia za tym dodatkowo fakt, że w niedawno wydanej monografii naukowej autorstwa Teresy Rzepy i Bartłomieja Dobroczyńskiego poświęconej dziejom psychologii i psychiatrii w Polsce, psychoanalizie przyznane zostało kluczowe miejsce7. Nawet jeśli zgodzimy się zatem, że recepcja głównych teorii nurtu nie była u nas w tym okresie tak intensywna w psychologii i psychiatrii oraz w innych dyscyplinach naukowych, jak miało to miejsce w Niemczech, we Francji, Wielkiej Brytanii i – przede wszystkim – w Stanach Zjednoczonych, to nie sposób jest zignorować różnorakiego wpływu tego nurtu na polską naukę i literaturę w badaniach nad współczesną polską kulturą8.

Zapewne po uporządkowaniu i digitalizacji kolejnych materiałów w rodzimych i zagranicznych bibliotekach, księgozbiorach, szpitalach i klinikach i dotarciu do nich przez kolejnych badaczy ten obraz będzie jeszcze pełniejszy. Pojawią się z pewnością nowe próby systematycznego spojrzenia na uwzględnione (i nieuwzględnione) w tych książkach materiały i zjawiska oraz nowe ich interpretacje. Zaczną się dyskusje i polemiki na temat ich oceny, co zresztą próbuję czynić w tej książce. Można sobie tylko życzyć, aby miało to miejsce w kolejnych publikacjach poświęconych tej dziedzinie badań.

W książce tej skoncentrowałem się na przedstawieniu tych zdarzeń i publikacji z dziejów psychoanalizy w międzywojniu, które uznałem za szczególnie znaczące. Do wielu z nich nie odnoszą się ani Magnone, ani Dobroczyński, inne interpretuję i oceniam w odmienny sposób. Sprawia to, że obraz owych dziejów, jaki wyłania się z tej publikacji, różni się w wielu miejscach od tego, jaki przyniosły książki tych autorów. W moim podejściu szczególną uwagę poświęciłem tym pracom polskich psychiatrów, w których ich opisy przypadków chorobowych, podane przez nich przykłady i interpretacje marzeń sennych ukazują je na szerszym tle kontekstu rodzinnego i społeczno-kulturowego. Uzyskujemy dzięki nim wgląd w obyczajowość różnych grup społecznych, w ich stosunek do seksualności, w typowe problemy rodzinne i zawodowe, w rozdzierające je antagonizmy narodowościowe i klasowe. Szczególne miejsce w przytaczanych i omawianych przeze mnie historiach chorób zajmują pacjenci-Żydzi i pacjentki-Żydówki – przedstawiciele świata, który odszedł bezpowrotnie w przeszłość. Sposób, w jaki autorzy tych historii, Bornsztajn, Matecki czy Praeger, opisują kulturowo-społeczny kontekst, w jakim funkcjonowały te osoby, i starają się ustalić źródła ich psychicznych zaburzeń, nie tylko ma wartość czysto kliniczną, ale też daje wgląd w różnorakie, nacechowane często ambiwalencją relacje polsko-żydowskie. Mamy tu zarazem do czynienia z bezcennym materiałem antropologicznym i kulturowo-społecznym, który pełen różnych „smakowitych” szczegółów z życia codziennego, pozwala przyjrzeć się z bliska tym relacjom, ich złożonej postaci.

Na wspomniane różnice z podejściem Magnone i Dobroczyńskiego nakłada się porzucenie przeze mnie w tej książce dążenia do wyczerpującego pod względem faktograficznym i materiałowym ujęcia dziejów psychoanalizy w Polsce międzywojnia z uwzględnieniem możliwie wszystkich znaczących dla nich zdarzeń i publikacji. Być może kiedyś taka książka zostanie napisana, trudno jest jednak dzisiaj prorokować cokolwiek na ten temat. Nie jest w każdym razie taką książką niniejsza pozycja, pomyślana przeze mnie przede wszystkim jako praca z dziedziny historii idei, a nie jako klasyczna rozprawa historyka. U jej podstaw tkwi pytanie, jakie znaczenie zarówno dla wybranych dyscyplin naukowych i literatury w międzywojniu, jak i dla nas dzisiaj, miały/mają inspirowane teoriami psychoanalitycznymi prace opublikowane w owym okresie przez przedstawicieli tych dyscyplin? W wielu z tych prac rozpoznawalne jest bowiem wyraźne roszczenie emancypacyjne, nastawione na przeobrażenie samowiedzy społecznej w tak fundamentalnych kwestiach jak stosunek do różnych przejawów seksualności, odejście od tradycyjnych, represyjnych metod w procesie wychowania dzieci i młodzieży, określenie specyfiki kobiecej seksualności, zachowanie świeckości życia społecznego i państwa. Osobne miejsce zajmują kwestie różnych przejawów społecznej agresji i podatność na omamy oraz, będąca drugą stroną postaw nacjonalistycznych, wrogość wobec wszelkich postaci kulturowej inności, w tym w szczególności postawy antysemickie.

Nie ulega wątpliwości, że poglądy głoszone w tych wszystkich kwestiach przez przedstawicieli nurtu miały nikłe szanse na szersze społeczne zakorzenienie w międzywojniu, ale jak wypaść może odpowiedź na to pytanie dzisiaj? Czy w takim razie należy odłożyć je do przysłowiowego lamusa czy też może odnieść się do nich jako do wyzwania, które należy podjąć? W końcu wszystkie składające się na tę książkę rekonstrukcje i interpretacje wybranych prac przedstawicieli nurtu psychoanalitycznego w polskiej nauce i literaturze międzywojnia sprowadzają się do pytania, czy tak napotkany fragment rodzimej kulturowej przeszłości może nas dzisiaj jeszcze czegoś nauczyć?

2. „Indywidualne nieświadome” Freuda (Eli Zaretsky)i emancypacja

Wybitny historyk amerykański Eli Zaretsky w głośnej rozprawie Sekrety duszy,w której dzieje psychoanalizy rozpatruje na szerokim tle kulturowym i społecznym, twierdzi, że jej rosnąca z czasem popularność w Stanach Zjednoczonych i w Europie Zachodniej pozostawała w ścisłym związku z dokonującą się tam drugą rewolucją przemysłową9. Miała ona miejsce w latach 1880–1920 i wiązała się z pojawieniem się w krajach Europy Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych wielkich centrów przemysłowych oraz ze szczególnie dynamicznym rozwojem miast. W jej wyniku:

(…) nowo powstałe rodzaje przestrzeni miejskiej oraz mediów – popularne teatry, sceny muzyczne, kinematograf – były punktami odniesienia, dzięki którym ludzie mogli tworzyć swe tożsamości poza kontekstem rodzinnym. W rezultacie tożsamość stała się problemem i wyzwaniem, zajmując miejsce tożsamości określanej do tej pory przez rodzinę czy system ekonomiczny. Teorią i praktyką, będącą podstawą tych aspiracji do nowego stylu życia, stała się właśnie psychoanaliza wraz z oryginalną pod względem historycznym koncepcją defamilizacji,czyli uwolnienia jednostek spod wpływu nieuświadomionych reprezentacji autorytetu, zakorzenionego pierwotnie w strukturach rodzinnych10.

To uwolnienie jednostek przez psychoanalizę stało się według Zaretsky’ego możliwe dzięki oparciu przez jej twórcę teorii ludzkiej psychiki i wywodzącej się z niej metody terapii na „indywidualnym nieświadomym” (personal unconscious). Nadając nowe „indywidualne”, czyli „osobiste” znaczenie pojęciu nieświadomego, wychodził on naprzeciw głębokim przeobrażeniom w świadomości społecznej, dokonującym się pod wpływem drugiej rewolucji przemysłowej. Tak pojmowane przez niego nieświadome, będąc z jednej strony siedliskiem wypartych przedstawień popędowych związanych z biografią jednostki i z presją kulturowych instytucji, z drugiej zaś rozpoznane w trakcie analizy w tym, co faktycznie znaczy, stawało się podstawą tendencji do wyzwolenia się podmiotu spod presji rodzinnych oddziaływań i tradycji. Wiązało się z tym ściśle przekonanie o niesprowadzalności indywidualnego świata tego podmiotu do świata uniwersalnych symboli, pojęć i wartości typowych dla danej społeczności. W rezultacie według przyjętego przez niego założenia:

(…) różniącego się zasadniczo od romantycznych wiktoriańskich wyobrażeń self,świat wewnętrzny współczesnych ludzi jest zorganizowany wokół treści i symboli, które są idiosynkratyczne i wyraźnie pozbawione wspólnego znaczenia społecznego. Dlatego też twierdził, że o ile można rozumieć i zinterpretować wewnętrzny świat jednostki, o tyle nie może on zostać ponownie włączony w jakąkolwiek istniejącą uprzednio całość. W przeciwieństwie do szamanów, uzdrowicieli czy kapłanów Freud, nie chcąc absolutnie, by osoba z zaburzeniami psychicznymi cofnęła się do poprzedniego etapu funkcjonowania, scharakteryzował analizę jako osobistą i tymczasową hermeneutykę poznawania samego siebie, który to proces psychoanalityk może ułatwić, lecz nie jest w stanie w pełni kontrolować. W ten sposób określił wyłaniające się autentyczność, wolność oraz możliwości jednostki, otwierając nową drogę rozumienia życia społecznego11.

Społeczne powodzenie opartej na podobnych założeniach psychoanalitycznej formy terapii stało się jednak możliwe dopiero dzięki zmianom w sferze ekonomii i w sposobie organizacji państwa. Znamionował je wzrost znaczenia pracy intelektualnej w procesie produkcji oraz postępująca racjonalizacja różnych dziedzin życia społecznego. Zmianom tym towarzyszyło przekonanie, że jednostka jako wolny podmiot ma prawo do samodzielnego kształtowania swojego życia w sferze prywatnej, w szczególności jeśli chodzi o jej życie seksualne. Szło z tym w parze zerwanie z charakterystycznym dla okresu wczesnego kapitalizmu kultem oszczędzania i ascezy oraz związane z rozwojem masowej produkcji dóbr nastawienie społeczeństwa na konsumpcję. Innym czynnikiem sprzyjającym temu procesowi była – związana z wywalczonymi przez związki zawodowe prawami pracowniczymi – zwiększona ilość czasu wolnego od pracy, którym jednostki mogły w sposób swobodny dysponować. Z tym jednak wiązały się problemy nowego typu, co sprawiało, że na kuracje psychoanalityczne i formy psychoterapii nowego typu zaczęła zgłaszać się coraz większa ilość pacjentów.

Jeśli zgodzimy się z tym ujęciem, wynika zeń, że pierwsi zwolennicy psychoanalizy wywodzący się z autonomicznych prowincji monarchii austro-węgierskiej oraz z innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej w swoim pojmowaniu roli pacjenta w analizie wychodzili naprzeciw tendencjom modernizacyjnym, z którymi wiązało się nowe rozumienie pozycji jednostki w społeczeństwie. Takie tendencje reprezentowali również psychoanalitycy urodzeni na ziemiach polskich, którzy działali w rodzimych środowiskach inteligenckich, głównie w zaborze austriackim i rosyjskim. Wiązał się z tym fakt, że zarówno w teorii, jak i praktyce psychoanalitycznej podkreślali znaczenie samoistnego charakteru przeżyć jednostki.

Wyrazem tego było ich przekonanie, że pacjent pod wpływem samopoznania, jakie uzyskał w trakcie terapii, uświadamiając sobie różne wyparte przez siebie treści, winien w oparciu o tę nową świadomość siebie zacząć sam kształtować swoje życie, nie oglądając się na uwarunkowania rodzinne ani na zakorzenione w dotychczasowej tradycji kulturowej wzorce zachowań. Tylko wówczas będzie w stanie przepracować własne zahamowania i symptomy oraz uwolnić się od nich. Może więc np. sprzeciwić się zdaniu rodziców i krewnych w kwestiach dotykających go osobiście, zdecydować się na rozwód, jeśli stwierdzi, że partner/ka go rozczarował/a, dobierać swobodnie partnerów zgodnie z własną orientacją seksualną, żyć w wolnym związku z wybraną osobą itd.

Ta tkwiąca u podstaw wypracowanego przez Freuda modelu terapii koncepcja ludzkiego podmiotu uwalniającego się w sferze swego życia prywatnego od więzów społecznych konwencji i tradycji była trudna do pogodzenia z dominującym w tym czasie w społeczeństwach europejskich patriarchalnym modelem rodziny. Z modelem tym wiązała się presja szeregu mających swoje zakorzenienie w tradycji wyobrażeń i powszechnie obowiązujących zakazów, ograniczeń i norm. Widać to wyraźnie w opisach przypadków chorobowych Freuda i Breuera, których pierwszymi pacjentami były kobiety cierpiące na różne przypadłości i symptomy natury histerycznej12. Wykazując związek między tą presją a zaburzeniami swoich pacjentek, obydwaj bezwiednie dostarczali argumentów rodzącym się w Europie pod koniec XIX wieku tendencjom emancypacyjnym reprezentowanym przez ruchy feministyczne.

Zaretsky, formułując tezę o korespondencji między zakładaną we Freudowskim modelu terapii koncepcją podmiotu z „indywidualnym nieświadomym” a przemianami, jakie nastąpiły w samowiedzy społecznej w związku z drugą rewolucją przemysłową, nie bierze jednak pod uwagę jednej kwestii. W krajach Europy Środkowej i Wschodniej, w których zrazu zaczął zyskiwać popularność ruch psychoanalityczny, aż po lata czterdzieste XX wieku istniały jedynie zaczątki „drugiej” rewolucji przemysłowej. Kiedy zaś, po politycznym uzależnieniu tych krajów po II wojnie światowej od ZSRR, nastąpiła ona w postaci gwałtownej, wymuszonej odgórnie industrializacji i urbanizacji, nie wiązało się to bynajmniej z przejściem gospodarki na model konsumpcyjny. W dodatku temu ostatniemu zjawisku nie towarzyszyły procesy autonomizacji sfery życia prywatnego jednostki, gdyż nie pozwalała na to totalitarna natura sowieckiego systemu. Rozwój zaś produkcji przemysłowej dotyczył przede wszystkim przemysłu ciężkiego i wiązał się ze strategicznymi planami militarnymi, podczas gdy w procesie pracy w fabrykach i przedsiębiorstwach zarządzanych na sposób „socjalistyczny” ukształtowały się niewolnicze stosunki zależnościowe.

Wątpliwe w argumentacji Zaretsky’ego jest zatem milczące założenie, jakoby psychoanaliza Freuda powstawała w monarchii austro-węgierskiej w warunkach dynamicznego rozwoju przemysłu i głębokich przeobrażeń samowiedzy społecznej, podobnych tym, jakie z początkiem XX wieku miały miejsce w Wielkiej Brytanii, we Francji, w Niemczech czy w Stanach Zjednoczonych. Sytuacja cywilizacyjno-ekonomiczna wyglądała pod tym względem w Wiedniu i w większości autonomicznych regionów Austro-Węgier zupełnie inaczej. Tłumaczy to, dlaczego tam i w innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej zaproponowany przez Freuda model terapii cieszył się popularnością tylko w wąskich kręgach oświeconego i zamożnego mieszczaństwa. Dzięki uzyskanemu wykształceniu i niezależności finansowej praktycznie tylko przedstawiciele tej grupy byli w stanie, kierując się rezultatami swojej terapii, podejmować swobodnie różne decyzje dotyczące ich życia prywatnego, nie licząc się z uznawanymi powszechnie za obowiązujące normami i konwencjami.

Tymczasem, jak się wydaje, na szczególną popularność, jaką psychoanalityczny model terapii Freuda zaczął cieszyć się wśród zamożnego wiedeńskiego mieszczaństwa oraz w autonomicznych regionach monarchii Habsburgów, złożyły się innego rodzaju czynniki niż te wspomniane wyżej, na które wskazuje Zaretsky. Były to zapoczątkowane w II połowie XIX wieku intensywne procesy asymilacyjne środowisk żydowskich, skąd w dużej mierze wywodzili się uczniowie i pacjenci Freuda, nowe zjawiska w życiu politycznym, gdzie obok partii konserwatywnych zaznaczyły swą obecność partie o nastawieniu liberalno-lewicowym czy lewicowym, pojawienie się nowych awangardowych tendencji w literaturze i sztuce czy umiejętne blokowanie przez dwór cesarski dążeń partii prawicowych do wprowadzenia przepisów jawnie dyskryminujących Żydów.

Splot wszystkich tych czynników natury społecznej, politycznej i literacko-artystycznej sprawił, że w Wiedniu wokół Freuda mogło powstać grono zagorzałych zwolenników zaproponowanej przez niego metody terapii. Jeśli przy tym stolica monarchii przełomu wieków była najsilniejszym centrum oświeconego mieszczaństwa, wyznającego poglądy liberalne i lewicowe, to w polskich historycznie miastach Galicji, jak Lwów czy Kraków, środowiska te były już znacznie słabsze. Dlatego znacznie trudniej było tu nie tylko o stworzenie znaczącego ośrodka ruchu psychoanalitycznego (udało się to tylko Sándorowi Ferencziemu w Budapeszcie, co było jednak wyjątkiem), ale również i o pacjentów, którzy gotowi byliby poddać się tego typu terapii. Wymownie potwierdzają to wspomnienia Nunberga, który pisał o swoich perypetiach z prowadzeniem terapii siostry kucharki gotującej dla biskupa oraz o tym, że jednym z powodów zamknięcia przez ­Jekelsa sanatorium w Bystrej był brak pacjentów gotowych poddać się psychoanalizie13.

Należy pamiętać o tym, że Galicja była jednym z najbardziej zacofanych ekonomicznie regionów w całej monarchii, bez znaczących centrów przemysłowych, głównie o charakterze rolniczym, na wsi zaś panowały sięgające czasów feudalizmu stosunki zależności. Nieco inaczej było w Kongresówce, gdzie największym centrum przemysłowym była Łódź i tereny wokół niej (przemysł włókienniczy). Ale stosunki pracy, jakie tam panowały na przełomie XIX i XX wieku – wymownie ukazane przez Andrzeja Wajdę w Ziemi obiecanej – w niewielkim stopniu przypominały te, które według Zaretsky’ego cechowały drugą rewolucję przemysłową.

Drugim znaczącym miastem była Warszawa, rozwijająca się w tym czasie dynamicznie, o dużym procentowo (około 30%) udziale społeczności żydowskiej. Tyle że procesy asymilacyjne w tej części Europy dopiero się zaczynały na szerszą skalę. Napotykały one przy tym na przeszkody związane z rosnącym wśród ludności polskiej antysemityzmem, na co po części złożyła się masowa imigracja Żydów z Rosji do polskiej Kongresówki, spowodowana wprowadzonymi tam przez władze carskie dyskryminującymi ustawami. Potęgowała ona już istniejące napięcia o podłożu ekonomicznym (masowe bezrobocie), co m.in. sprawiało, że w polskim mieszczaństwie i wśród robotników dużą popularność zaczęło zyskiwać założone przez Romana Dmowskiego i innych działaczy w 1897 r. Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne (później Narodowa Demokracja) głoszące jawnie hasła antysemickie.

Ale dla recepcji psychoanalizy istotne znaczenie miał fakt, że w Warszawie istniało silne środowisko lekarskie, w którym już na początku XX wieku pojawiały się pierwsze publikacje na temat teorii Freuda i prowadzono na jej temat dyskusje. Tutaj odbył się w 1909 roku I Zjazd Neurologów, Psychologów i Psychiatrów Polskich, na którym Jekels i Nunberg wygłosili pierwsze referaty poświęcone tej teorii, zaś po zjeździe odbyło się kilka spotkań na jej temat. To zainteresowanie psychoanalizą było przy tym, rzecz ciekawa, nie tylko importowane przez polskich lekarzy z Galicji, którzy – jak Jekels, Nunberg czy Karpińska – mieli bezpośredni kontakt ze środowiskiem wiedeńskim i przekazywali swoją wiedzę na ten temat kolegom z Kongresówki. W równej mierze istotny wpływ miało silne zainteresowanie teorią Freuda w środowiskach lekarskich w Rosji, z którymi polscy lekarze utrzymywali rozległe kontakty14. Nie bez znaczenia był też fakt, że język niemiecki funkcjonował w tym czasie w światowym środowisku lekarskim jako swego rodzaju lingua latina. Bez znajomości nowych teorii i koncepcji, które powstawały na podłożu doświadczeń z pacjentami w klinikach i w szpitalach w krajach niemieckojęzycznych, a później były formułowane w postaci artykułów i książek, trudno było uprawiać w sposób profesjonalny różne specjalizacje medyczne. Dlatego przytłaczająca większość lekarzy z zaboru rosyjskiego czytała prace Freuda i jego uczniów w oryginale, nie sięgając po przekłady, których zresztą było w tym czasie niewiele.

Jak już o tym pisałem w pierwszej części, dla późniejszych dziejów psychoanalizy w Polsce międzywojnia kluczowe znaczenie miał powstały w 1902 roku, w oparciu o prywatne dotacje, Szpital Starozakonnych na Czystem. Była to jak na owe czasy jedna z najnowocześniejszych placówek w Europie, której fundatorzy i założyciele postawili sobie za cel polepszenie warunków opieki zdrowotnej nad Żydami zamieszkującymi Kongresówkę. Z placówką tą swoje losy zawodowe związali Adam Wizel, który w latach dwudziestych bardzo zbliży się do psychoanalizy, oraz Maurycy Bornsztajn, Władysław Matecki, przez kilkanaście lat będzie tu pracować Gustaw Bychowski. Bliskie przyjacielskie i zawodowe kontakty z tymi lekarzami podtrzymywał też Roman Markuszewicz. Z tym ośrodkiem związana też była grupa lekarzy otwartych na psychoanalityczne podejście w psychoterapii (Władysław Sterling, Henryk Higier, Natalia Zylberlast-Zandowa, Alicja Holendrówna). Poza tym środowiskiem możemy mówić tylko o pojedynczych postaciach sympatyzujących z podejściem psychoanalitycznym i wprowadzających jego elementy w swojej praktyce terapeutycznej. Nie powstanie jednak wokół nich żadna znacząca grupa młodszych asystentów rozwijających te sympatie i zainteresowania (Stefan Borowiecki w Poznaniu, Tadeusz Bilikiewicz w Kocborowie, Jan Nelken i Kazimierz Dąbrowski w Warszawie, Jakób Frostig w Otwocku, Norbert Praeger we Lwowie). Nawet Bychowski, który w latach trzydziestych podejmie pracę w Katedrze Psychiatrii na Uniwersytecie Warszawskim w Warszawie, mimo pewnych starań idących w tym kierunku, nie stworzy wokół siebie takiej grupy.

Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy był bez wątpienia wspomniany fakt, że ani Jekelsowi ani Sokolnickiej – o czym szerzej poniżej – nie udało się założyć Polskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego. W dodatku, jeśli spojrzymy na to zjawisko, wychodząc od szerokiej cywilizacyjno-kulturowej perspektywy, fakt, że Polska międzywojnia była krajem rolniczym, o częściowo archaicznej, postfeudalnej strukturze społecznej, nie sprzyjał społecznej popularności psychoanalizy jako formy terapii. Zdecydowana większość wpływowej warstwy ziemiańskiej i mieszczaństwa była nastawiona konserwatywnie, procesy modernizacyjne i związane z nimi odejście od tradycyjnych patriarchalnych więzi rodzinnych objęły jedynie niewielką, dobrze wykształconą i elitarną część mieszczaństwa i inteligencji. Znamienny jest pod tym względem krótki komentarz Czesława Miłosza z wczesnych lat jego działalności publicystycznej. Wypowiadając się w 1932 roku w piśmie „Piony” na temat swojego stosunku do psychoanalizy, stwierdzał, że jest ona głównie popularna wśród „grubej burżuazji polskiej i żydowskiej”, na której menu programowe ma składać się wyzwolony seksualizm i freudyzm15.

Z noszącą cechy postfeudalne archaiczną strukturą społeczną oraz konserwatyzmem obyczajowym szerokich warstw ziemiańsko-mieszczańskich w Polsce międzywojnia wiązało się ściśle pełne sceptycyzmu i podejrzliwości podejście do wszelkiego rodzaju form terapii psychicznej. Osoby, które poddawały się tego typu terapiom, traktowano jako „nienormalne” i stosowano wobec nich różne formy ostracyzmu. Jeśli Witkacy zwykł był ogłaszać dumnie pozującym mu do portretów damom, że był „analizowany” przez Karola de Beaurain, wyznanie takie mogło robić jeszcze jakieś wrażenie jedynie w elitarnych kręgach artystycznej inteligencji międzywojnia. Poza nimi rodziło jedynie podejrzenie, że z analizowanym pacjentem jest „coś nie tak”.

Anachronizm tego sposobu myślenia wymownie oddaje sarkastyczna wypowiedź Romana Markuszewicza, który tak charakteryzował podejście ogółu społeczeństwa do wizyt u psychiatry:

(…) w zbyt bowiem ciężkich warunkach pracują jeszcze dzisiaj psychiatrzy, zbyt mało zrozumienia wykazuje społeczeństwo dla psychiatrii, dla tej dziedziny nauk lekarskich, która łączy w sobie poznanie ciała i duszy ludzkiej – a więc winna być koroną nauk lekarskich – jest zaś w rzeczywistości ich kopciuszkiem. I dlatego tak ciężkie jest życie psychiatry: walczyć on bowiem musi nie tylko z trudnymi zagadnieniami, które co krok napotyka w swej naukowej działalności – lecz przezwyciężać musi obojętność społeczeństwa dla tych, których pogardliwie nazywają „wariatami”16.

Ta sytuacja społecznej izolacji, względnie ograniczenia aktywności terapeutycznej do wąskiego kręgu zamożniejszej i dobrze wykształconej burżuazji, często żydowskiej, towarzyszyła ruchowi psychoanalitycznemu w Wiedniu i w krajach Europy Środkowej i Wschodniej od początku. W kontekście polskim ujawniała się ona ze szczególną wyrazistością. Paradoksalność tej sytuacji polegała na tym, że metoda freudowska w swoim emancypacyjnym przesłaniu skierowanym pod adresem samowiedzy jednostki – jak już o tym wspomniałem – wychodziła naprzeciw przeobrażeniom, jakie pod wpływem drugiej rewolucji przemysłowej w sferze świadomości społecznej dokonywały się w sposób szczególnie dynamiczny poza monarchią, głównie w krajach zachodnioeuropejskich i w Stanach Zjednoczonych. Podłożem tych przeobrażeń były procesy cywilizacyjne związane ze wspomaganą przez postęp nauki i techniki industrializacją i urbanizacją oraz z idącą w ślad za nimi laicyzacją życia społecznego. Tym można wytłumaczyć fakt, że z czasem freudowski model psychoanalizy jako metody terapii cieszyć się będzie w tych krajach znacznie większą popularnością niż w regionie Europy Środkowej i Wschodniej, w którym on się narodził. Dojście partii nazistowskich w Niemczech i w Austrii do władzy w latach trzydziestych przypieczętuje ostatecznie ten podział, sprawiając, że głównymi ośrodkami ruchu psychoanalitycznego staną się Stany Zjednoczone oraz Wielka Brytania, po części Francja. Jeśli więc chcemy lepiej zrozumieć złożoną sytuację ruchu psychoanalitycznego w krajach środkowoeuropejskich w jego początkowym okresie w porównaniu z jego późniejszym dynamicznym rozwojem w innych regionach świata, niezbędne jest uwzględnienie specyficznych czynników natury społeczno-kulturowej i politycznej, które zaistniały na przełomie XIX i XX wieku w monarchii austro­-węgierskiej.

Pierwszym czynnikiem była narastająca dynamika dążeń emancypacyjnych i asymilacyjnych w środowiskach żydowskich. Na fali tej tendencji tysiące młodych Żydów, a nieco później i Żydówek, rozpoczynało studia medyczne i prawnicze na uniwersytetach w monarchii, kontynuując później karierę naukową na uniwersytetach, klinikach i prowadząc działalność prywatnie, wybijając się zawodowo na czoło swoich specjalności. Psychoanaliza jako nowa teoria psychiatryczna nastawiona na prywatną terapeutyczną praktykę otwierała przed wieloma z nich, którzy odbyli studia medyczne, możliwości robienia w swoim zawodzie kariery niehamowanej administracyjnymi ograniczeniami czy układem stosunków władzy, znajomości, wpływów.

Drugim czynnikiem była względnie sprzyjająca sytuacja polityczna w monarchii w początkowych latach działalności ruchu. Wynikała ona stąd, że cesarski ośrodek władzy do czasu wybuchu I wojny światowej pełnił rolę swego rodzaju bufora dla antysemickich nastrojów dominujących w życiu politycznym kraju, otwierając wolną przestrzeń dla dążeń asymilacyjnych Żydów. Ale była to przestrzeń ograniczona i, jak się z czasem okazało, bardzo krucha, co z całą siłą ujawniło się po rozpadzie monarchii po zakończeniu I wojny światowej. Od samego początku bowiem ruch psychoanalityczny w Wiedniu rozwijał się w warunkach społecznej i politycznej izolacji, podstawę do swego rozwoju znajdując w stosunkowo wąskich kręgach oświeconego mieszczaństwa austriackiego, głównie o orientacji liberalno-lewicowej.

Trzecim czynnikiem było położenie przez Freuda nacisku w terapii na pobudzenie u pacjenta zdolności do podejmowania samodzielnych życiowych decyzji i w ten sposób uwalniania się od toksycznych związków z innymi, wpływów środowiska rodzinnego, otoczenia społecznego itd. To jednak było możliwe tylko w przypadku pacjentów, którzy z różnych względów (np. materialnych) mogli sobie na to pozwolić, miało więc z początku charakter ograniczony. Wspomniany już Zaretsky nazwał to podejście odnoszeniem się Freuda w trakcie analizy do „indywidualnego nieświadomego” pacjenta, w którym otwiera się przed nim przestrzeń swobodnego decydowania o sobie. Nowatorski charakter tego podejścia polegał na tym, że stała za nim nowa koncepcja ludzkiej podmiotowości. Wychodziła ona z jednej strony naprzeciw ogólnocywilizacyjnym tendencjom związanymi z przeobrażeniami w ekonomii (druga rewolucja przemysłowa). Z drugiej strony korespondowała z nowymi tendencjami w sztuce (futuryzm, surrealizm, dadaizm) i w filozofii (fenomenologia Edmunda Husserla i Martina Heideggera, egzystencjalizm Jeana-Paula Sartre’a), co zaowocowało pojawieniem się nowych prądów w psychoterapii, w których freudowski model psychoanalizy łączono na różne sposoby ze wspomnianymi nurtami filozoficznymi (Daseinsanalyse Ludwiga Binswangera i Medarda Bossa, logoterapia Viktora Frankla, różne odmiany psychoanalizy egzystencjalnej itd.).

3. Kręte drogi recepcji psychoanalizy w Polsce

W pierwszej części tej książki wskazywałem na szereg trudności ze zdefiniowaniem pojęcia „polska psychoanaliza”, „polski psychoanalityk” czy „polska psychoanalityczka”. Trudności te brały się m.in. stąd, że w okresie 1900–1918 państwo polskie jako takie nie istniało. Dlatego, ściśle biorąc, książka odnosiła się do dziejów psychoanalizy „na ziemiach polskich”. Rodziło to kolejny problem związany z definicją określenia „ziemie polskie”. Gdzie się one w tym czasie zaczynały i gdzie się kończyły? Tym bardziej że w skład Galicji wchodziły również „ziemie ukraińskie”, w skład Kongresówki „ziemie białoruskie i litewskie”, w zaborze pruskim zaś, w związku z intensywną germanizacją, na wielu terenach społeczność polska – ale i kaszubska, śląska, mazurska, warmińska – mieszkała obok niemieckiej. W dodatku było tam o wiele mniej polskich gimnazjów, brakowało polskich szkół wyższych i uniwersytetów, a o wiele mniej liczna, ale za to zamożna i wpływowa, społeczność żydowska, z której w pozostałych zaborach wywodzili się głównie polscy „emisariusze” psychoanalizy, głównie się germanizowała. Praktycznie więc biorąc, nie było tu prawie żadnej recepcji psychoanalizy w języku polskim. Z tych wszystkich powodów zaproponowany podtytuł tomu Dzieje psychoanalizy w Polsce 1900–1918 miał w odniesieniu do tego okresu znaczenie metaforyczne.

Innego typu trudność wiązała się z tym, że wielu autorów publikujących w tamtym okresie artykuły na temat psychoanalizy w polskich czasopismach, publikowało równocześnie – niekiedy przede wszystkim – teksty w języku niemieckim (a później we francuskim czy angielskim). I były to postaci kluczowe, jeśli chodzi o polską recepcję psychoanalizy: Ludwik Jekels, Herman Nunberg, Jan Nelken, Ludwika Karpińska (publikując w języku niemieckim, modyfikowała imię i nazwisko na Luise von Karpinska), Maurycy Bornstein (później spolszczył nazwisko na Bornsztajn). Działali oni równolegle w polskich, austriackich, niemieckich, szwajcarskich i francuskich środowiskach naukowych, będąc członkami różnych narodowych stowarzyszeń i związków lekarskich. Niektórzy zaś z nich – jak Jekels i Nunberg – od czasu wybuchu I wojny światowej związali swoją działalność na stałe ze środowiskiem wiedeńskim i nic już od tego czasu po polsku nie publikowali. W związku z tym dorobek wszystkich tych autorów składał się na dziedzictwo ruchu psychoanalitycznego we wszystkich tych krajach i nazwanie ich psychoanalitykami polskimi dotyczyć może co najwyżej tylko wczesnego okresu ich działalności.

W związku z tym pojawia się kolejny problem. Bierze się on stąd, że proporcje między tymi różnojęzycznymi publikacjami w każdym przypadku przedstawiają się różnie. Jekels na przykład do 1912 roku większość swoich prac publikował po polsku, później zaś dominować będą w jego twórczości teksty pisane w języku niemieckim, jako lekarz też działać będzie przede wszystkim w Wiedniu, a później w Szwecji, dokąd z kolejną misją „apostolską” wyśle go Freud. Nunberg natomiast od początku swojej kariery pisał głównie w języku niemieckim, opublikował tylko jeden tekst po polsku. Nelken i Karpińska z kolei we wczesnym okresie większość swoich prac publikowali po niemiecku, działając w psychoanalitycznych środowiskach szwajcarskich i austriackich. Równocześnie te prace publikowali w rodzimych czasopismach po polsku.

Jeszcze inny problem wiąże się z usytuowaniem w dziejach polskiej psychoanalizy takich postaci jak Eugenia Sokolnicka czy Helena Deutsch. Nie napisały one żadnego tekstu poświęconego problematyce psychoanalitycznej po polsku, a ich funkcjonowanie w polskim środowisku lekarskim było albo nikłe, albo żadne. Posiadały one jednak zarazem polską tożsamość kulturową, pierwsza zaś opublikowała szereg tekstów i nawet książkę po polsku, publikacje te jednak nie dotyczyły problematyki związanej z psychoanalizą17. Coś bardzo podobnego możemy zresztą powiedzieć o szeregu innych polskich Żydówek i Żydów, którzy później stali się psychoanalitykami, a niektórzy z nich zrobili karierę w ruchu psychoanalitycznym (np. Tola Rank, Mira Ginc­burg, Salomea Kempner, Hanna Segal).

Koniec wojny i powstanie państwa polskiego w listopadzie 1918 roku stawia piszącego o dziejach polskiej psychoanalizy przed nowymi problemami związanymi z ogromnymi zmianami w pejzażu polskiej psychiatrii. Grupa zafascynowanych psychoanalizą młodych asystentów w Zakładzie Psychiatrii prof. Jana Piltza w Krakowie praktycznie przestała istnieć. Jedni, jak Nunberg, przeniosą się do Wiednia, inni, jak Stefan Borowiecki, Jan Nelken, Karol de Beaurain, podejmą pracę w nowo tworzonych ośrodkach naukowych i szpitalnych w kraju. Nie stworzą tam jednak żadnych środowisk czy grup lekarzy zajmujących się systematycznie psychoanalizą. Z kolei Ludwik Jekels, Tola Rank przeniosą się na stałe do Wiednia i zwiążą swoją karierę zawodową z Wiedeńskim Towarzystwem Psychoanalitycznym. Sokolnicka wyjedzie w 1920 roku do Budapesztu, a potem do Paryża i tam odegra kluczową rolę w powstaniu Francuskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego. Ludwika Karpińska podejmie pracę w Miejskiej Poradni Psychologicznej Łodzi i po habilitacji kierować będzie Katedrą Psychotechniki na Wydziale Pedagogicznym oddziału łódzkiego Wolnej Wszechnicy Polskiej. Zajmować się będzie głównie zagadnieniami związanymi z psychologią pracy. Nie napisze już żadnego artykułu, w którym by podejmowała wątki związane z psychoanalizą. Podobnie Jan Nelken, który zacznie robić karierę w wojsku jako psychiatra specjalizujący się w kwestiach prawnych. Napisze tylko kilka artykułów, w których zazwyczaj w dość zakamuflowany sposób podejmie zagadnienia związane z psychoanalizą.

Praktycznie jedynym ośrodkiem, w którym istnieć będzie grupa lekarzy psychiatrów stosujących w swojej praktyce terapeutycznej podejście psychoanalityczne, będzie wspomniany już Szpital Starozakonnych na Czystem. Z pewnością elementy tego podejścia stosowali w terapeutycznej praktyce również wspomniani wyżej psychiatrzy z zakładu prof. Piltza w Krakowie, jak Nelken, Borowiecki czy de Beaurain, działając w klinikach i szpitalach rozsianych po całym kraju. To samo możemy powiedzieć o należących do młodego pokolenia psychiatrów Tadeuszu Bilikiewiczu, Norbercie Praegerze, Władysławie Mateckim. Nie sposób jest jednak dzisiaj ocenić, na ile sposób prowadzenia przez nich tej formy terapii był zgodny z wymogami metodycznymi szkoły, na ile zaś była to tzw. dzika analiza. Wynika to po części stąd, że w międzywojniu nie powstało, wzorem wiedeńskiego, polskie towarzystwo psychoanalityczne, które by prowadziło profesjonalne szkolenia, nadawało licencje i oceniało prawidłowość uprawianej przez danego psychoterapeutę psychoanalizy z teorią. Tymczasem w latach dwudziestych ruch psychoanalityczny skupiony wokół Freuda, który w 1910 roku przybrał instytucjonalną postać pod nazwą International Psychoanalytic Association (IPA18) ustanowił rygorystyczne kryteria dotyczące warunków, jakie muszą spełnić kandydaci do któregoś z towarzystw psychoanalitycznych i tym samym uznania kogoś za licencjonowanego psychoanalityka. Podstawowym warunkiem było przejście przez kandydata wielomiesięcznej analizy u tzw. analityka szkoleniowego. Z polskich psychoanalityków międzywojnia ten wymóg spełniał jedynie Gustaw Bychowski, który w końcu w 1931 roku został członkiem Wiedeńskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego (WTP19), chociaż prawdę powiedziawszy jego analiza – u innego psychoanalityka o polskich korzeniach, Zygfryda Bernfelda – trwała bardzo krótko, bo tylko trzy miesiące20. Tak czy inaczej, tylko on może być uznany za psychoanalityka w ustalonym przez IPA formalno-instytucjonalnym rozumieniu tego terminu21.

Jeśli trzymać się tego kryterium, pozostali psychiatrzy, którzy w swoich pracach teoretycznych i w praktyce lekarskiej inspirowali się psychoanalizą, nie mogą być nazwani psychoanalitykami w ścisłym rozumieniu tego słowa, lecz co najwyżej psychoterapeutami orientacji psychoanalitycznej. Podobnie, z tych samych względów, nie sposób jest mówić o ruchu psychoanalitycznym w Polsce w tym okresie w ścisłym rozumieniu tego określenia. Dlatego tematem tego tomu nie są dzieje ruchu psychoanalitycznego w Polsce międzywojnia, bo takowego w sensie formalno-instytucjonalnym u nas nie było. Nie jest nim też szczegółowa historyczna rekonstrukcja recepcji teorii psychoanalitycznych w polskich środowiskach naukowych tego okresu. Jest nim przede wszystkim sposób podjęcia w rodzimym piśmiennictwie naukowym i literackim szeregu kluczowych idei pojawiających się w teoriach psychoanalitycznych Freuda, Adlera i Junga. Idee te odnoszą się nie tylko do zagadnień związanych z terapią i funkcjonowaniem ludzkiej psychiki oraz z pozycją psychoanalizy na tle innych nurtów w psychologii, psychiatrii i psychoterapii, ale również do szeregu kwestii z dziedziny literaturoznawstwa, antropologii, pedagogiki oraz nauk społecznych i nauk o kulturze.

Podkreślić należy, że w rodzimym środowisku medycznym, w tym w szczególności w neurologicznym i psychiatrycznym, zdecydowana większość lekarzy od początku powstania ruchu psychoanalitycznego odnosiła się do tych idei krytycznie, twierdząc, że psychoanaliza nie spełnia kryteriów naukowości (Stanisław Łazarewicz, Edmund Biernacki, Julian Ochorowicz, Jan Mazurkiewicz, Maksymilian Rose, Samuel Goldflam, Edward Flatau). Innych irytował nacisk, jaki Freud położył na rolę popędów seksualnych w życiu psychicznym człowieka i nazywali to podejście ironicznie „panseksualizmem” (ks. Jan Bolesław Łubieński, ks. Józef Pastuszka, Albert Dryjski, Józef Kretz-Mirski, ks. Stanisław Huet), w oczach jeszcze innych psychoanaliza była mocno podejrzaną „nauką żydowską”, za czym stały uprzedzenia o antysemickim charakterze (Adolf Nowaczyński, Antoni Mikulski). Tylko niewielu psychiatrów było autentycznie zafascynowanych teoriami Freuda, Adlera, Stekla i Junga, ale poza wspomnianym Bychowskim nie przeszli oni wymaganego szkolenia i nie należeli do żadnego uznanego przez IPA towarzystwa psychoanalitycznego. Niewiele wiemy też na temat tego, w jakiej mierze stosowali oni elementy metody psychoanalitycznej w terapeutycznej praktyce.

Nie należy jednak zapominać o całkiem sporej grupie neurologów i psychiatrów, którzy stanowisko krytyczne wobec teorii Freuda łączyli ze wskazywaniem, na, ich zdaniem, zawarte w niej nowatorskie elementy. Należało do nich wprowadzenie do psychologii i psychiatrii pojęcia nieświadomego („podświadomości”) w całkiem nowym znaczeniu, wskazanie na życzeniowy charakter nerwic i psychoz, co pozwalało opracować wobec nich bardziej adekwatne metody terapii. Co ciekawsze, z reguły też akceptująco odnosili się do twierdzeń Freuda na temat seksualności dziecięcej i jego – oraz Adlera – pomysłów dotyczących wychowania dzieci. Do tej grupy zaliczyć należy takie autorytety polskiej psychiatrii i neurologii jak Władysław Sterling, mający za sobą autoanalizę Kazimierz Dąbrowski i Jakób Frostig, Henryk Higier, wybitne neurolożki Renata Helena Katzówna i Natalia Zylberlast­-Zandowa, związany z Uniwersytetem Jagiellońskim Eugeniusz Artwiński, Leon Jan Wachholz, znawca historii medycyny i medycyny sądowej i jeszcze kilka innych osób. Podkreślić należy, że ich wypowiedzi na temat psychoanalitycznych teorii Freuda, ale też Adlera i Stekla, które pojawiały się w ich artykułach i książkach, nie były zdawkowe i marginalne, ale często prezentowali je w rozbudowany sposób22. Wypowiadane w nich treści stanowiły istotną część składową ich poglądów na temat struktury ludzkiej psychiki, postaci jej zaburzeń i sposobu ich leczenia, zjawisk psychopatologii dziecięcej i nowych metod wychowawczych w pedagogice. Równocześnie wypowiedzi te zdradzały ich dobrą orientację w podstawowych założeniach wspomnianych teorii psychoanalitycznych, jak też w literaturze przedmiotu.

Wskazanie na istnienie tej grupy psychiatrów i neurologów uznających niektóre kluczowe twierdzenia psychoanalizy za odkrywcze i otwierające nowe perspektywy w procesie terapii pacjentów pozwala zerwać z poglądem, jakoby w okresie międzywojnia istniał u nas ostry dychotomiczny podział, jeśli chodzi o stosunek do psychoanalizy Freuda i jego następców. Zgodnie z tym poglądem istniała u nas z jednej strony niewielka grupka lekarzy bezkrytycznie zafascynowanych teorią wiedeńczyka i próbujących stosować jej metodyczne zalecenia w praktyce terapeutycznej, z drugiej strony natomiast przytłaczająca większość środowiska lekarskiego i naukowego była nastawiona do niej krytycznie. Ten biało-czarny schemat jest zbyt upraszczający. Nie oddaje on istnienia szeregu stanowisk pośrednich, reprezentowanych przez lekarzy i wielu przedstawicieli nauki i literatury, których poglądy były często w wielu kluczowych kwestiach bliskie psychoanalizie. Niektórzy odnosili się do niej wręcz z dużą sympatią. Szczególnie znaczący jest w tym wypadku fakt uznawania przez nich freudowskich twierdzeń na temat nieświadomego za odkrywcze i otwierające przed terapią nowe perspektywy. Uwagę zwracało też uznanie przez nich twierdzeń Freuda na temat seksualności dziecięcej za słuszne i odkrywcze oraz uznanie, że wynikają stąd istotne konsekwencje dla pedagogiki.

Dobroczyński, pisząc w Niezabliźnionej ranie Narcyza o sposobie, w jaki psychoanaliza była percypowana w polskich środowiskach naukowych i inteligenckich, nawiązuje do użytego przez Magnone w tytule jej książki słowa transfer, za pomocą którego stara się ona zrekonstruować oddziaływanie teorii Freuda w polskich środowiskach naukowych i inteligenckich w czasie zaborów i w międzywojniu. Nadając temu słowu kluczowe znaczenie, twierdzi ona, że jej dzieło:

(…) opowiada o tym, jak niektórzy przedstawiciele tej grupy zostali uwiedzeni przez freudyzm i o ich wysiłkach w transferze psychoanalizy do własnej sfery23.

Sięgając po słowo „transfer”, Magnone również przywołuje psychoanalityczne rozumienie tego pojęcia jako „przeniesienie” (die Übertragung, transference, transfert). Zgodnie z jej wywodem podobnie jak pacjent „przenosi” w analizie na analityka własne odniesienie do jakiejś ważnej dla niego osoby z przeszłości, transfer jakiejś teorii, która pojawiła się w innej kulturze i którą zafascynowany jest dany autor, polega na jej „przeniesieniu” przez tego ostatniego na rodzimą kulturę. W rezultacie, jak Magnone pisze dalej:

(…) będzie mnie interesować przeniesienie freudyzmu nie tylko „do”, ale i „na” polską kulturę24.

Dlatego jej książka nie ma dotyczyć recepcji teorii Freuda w rodzimych środowiskach naukowych, gdyż takie ujęcie byłoby zbyt jednostronne i upraszczające, kładąc nacisk na bierny odbiór teorii Freuda, ale właśnie jej „transferu”, przeniesienia z jednego kontekstu kulturowego na inny.

Kiedy jednak przyjrzymy się bliżej sposobowi, w jaki w Emisariuszach Freuda funkcjonuje ów transfer, który Magnone nazywa „kulturowym”, opozycja między tym pojęciem a pojęciem recepcji mocno się zaciera. Słowo „transfer” zyskuje czysto techniczne znaczenie i oznacza praktycznie jedynie mechaniczne „przenoszenie” czyichś poglądów czy idei z jednego obszaru kulturowego na inny. Również w tym wypadku autorka zakłada milcząco, że to, co w ten sposób jest „przenoszone” (transferowane), odbierane jest biernie przez tych, do których ową ideę czy pogląd się „przenosi” (transferuje). W dodatku – co wytknął Magnone Dobroczyński – ów transfer ogranicza ona praktycznie do tego, co na grunt polski było „przenoszone” z Wiednia, podczas gdy w latach 1909–1918 nie mniej kluczowe znaczenie miał transfer, który dokonywał się w wyniku licznych staży polskich psychologów i psychiatrów w szwajcarskiej klinice Burghölzli pod Zurychem i wpływu na nich teorii Junga oraz Bleulera. Dodajmy, że w okresie międzywojnia pewną rolę odegrał też Instytut Psychoanalizy założony przez Karla Abrahama w Berlinie, z którym ścisłe kontakty mieli Bychowski i Kempner.

Historyczne rekonstrukcje Magnone nie uwzględniają przede wszystkim tego, że ci, którzy w procesie „transferu kulturowego” występują w roli „emisariuszy”, sami też coś „przenoszą” na to, co przez nich przenoszone. Nie można ich traktować jedynie jako bezwolnych (prze)nosicieli tego, co przenoszą, ale w procesie tym również sami coś projektują na to, co przez nich „przenoszone”25. W rezultacie książka Magnone to przede wszystkim imponująca rekonstrukcja wielu faktów z dziejów psychoanalizy w Polsce i w Europie oraz zawartości dorobku poszczególnych autorów, łącznie z ich biografiami. Nie jest to jednak opis „transferu kulturowego” w psychoanalitycznym rozumieniu tego ­terminu.

Ponieważ sposób, w jaki Magnone posługuje się słowem „transfer”, wskazuje na jego koneksje z psychoanalitycznym pojęciem przeniesienia, wypada przyjrzeć się bliżej temu pojęciu. W Słowniku psychoanalizy Jean Laplanche i Jean-Bertrand Pontalis definiują przeniesienie jako:

(…) proces aktualizowania się nieświadomych pragnień wobec pewnych obiektów w pewnego typu relacjach z nimi, przede wszystkim w relacji analitycznej. Chodzi tu o powtórzenie dziecięcych wzorców, które przeżywane są tak, jakby odnosiły się do teraźniejszości. (…) W klasycznym rozumieniu, przeniesienie uznawane jest za obszar, na którym rozgrywają się wszystkie podstawowe problemy w analizie pacjenta; ustanowienie przeniesienia, sposoby jego przejawiania się, jego interpretacja i rozwiązanie tworzą to, co charakteryzuje leczenie psychoanalityczne26.

W przeniesieniu pacjent projektuje zatem na analityka doświadczane przez siebie w przeszłości wzorce własnych ambiwalentnych relacji ze szczególnie znaczącymi osobami we własnej biografii27. Dobroczyński, wychodząc naprzeciw temu ujęciu, powołuje się na sposób, w jaki pojęcie przeniesienia – za Freudem – zdefiniował Dryjski, twierdząc, że określa je nadmiar serdecznych, często zmieszanych z wrogością uczuć28. W omawianym przez Magnone przypadku „transferu kulturowego” teorii Freuda istotne znaczenie należałoby zatem przypisać nie tylko sposobowi, w jaki grupa zafascynowanych tą teorią rodzimych psychiatrów starała się przybliżyć polskim środowiskom inteligenckim elementy tej teorii. Liczyło się również to, w jaki sposób bezwiednie je reinterpretowali, „przenosząc” na nią szereg „przesądów” zakorzenionych w rodzimej tradycji. I to głównie z tradycji romantycznej, po części z pozytywistycznej. Przy czym w obu wypadkach były to zazwyczaj przeniesienia pozytywne, podkreślające pokrewieństwo obu ujęć.

W recepcji teorii Freuda na naszym gruncie u wielu lekarzy i badaczy ujawniały się naturalnie również przeniesienia „negatywne”, u których podstawy tkwiły zazwyczaj zakorzenione w metodycznych postulatach nauk przyrodniczych wyobrażenia na temat tego, jak powinna wyglądać „prawdziwie” naukowa teoria. Dochodziło do tego często ich określone przez dotychczasową tradycję kulturową podejście do seksualności oraz przesądy antysemickie. Te trzy czynniki były też zazwyczaj głównym powodem odrzucenia psychoanalizy przez część środowiska naukowego i inteligencji.

Niezależnie jednak od tego rozróżnienia, dodatkowy problem polega na tym, że inaczej funkcjonuje przeniesienie w analizie, gdzie ma ono charakter płynny i dynamiczny, stąd może zmieniać się z pozytywnego na negatywne (lub na odwrót), inaczej zaś w przypadku, kiedy odnosimy się do danej naukowej teorii czy np. do osób określonej narodowości, o których mamy już z góry wyrobione zdanie. W pierwszym wypadku na relację pacjent–analityk składa się zrazu splot uczuć pozytywnych z negatywnymi, przy czym z reguły wstępna, przesadnie przyjazna postawa z czasem przeradza się we wrogą29. Zadanie, przed jakim staje wówczas analityk, polega na ustaleniu, której osoby z najbliższego otoczenia pacjenta dotyczą wrogie uczucia „przeniesione” przez niego na analityka w analizie oraz jakie jest ich faktyczne źródło.

Natomiast w drugim przypadku przeniesienia pozytywne lub negatywne mają z reguły charakter stabilny i z reguły nie podlegają tak daleko idącym zmianom. Wynika to stąd, że liczą się tu przede wszystkim ukształtowane na przestrzeni lat pod wpływem otoczenia, wychowania lub określonych lektur poglądy jednostki na dane zagadnienie czy temat, jej stosunek do osób określonej narodowości itd. Kiedy więc np. Dobroczyński podaje przykłady polskich lekarzy i publicystów, których krytyczne nastawienie do teorii Freuda wynikało z ich bardziej lub mniej jawnego antysemityzmu (np. Mikulski, Nowaczyński), w ich przypadku można mówić o trwałym przeniesieniu negatywnym. Na owo przeniesienie składały się przesądy zaszczepione im od dziecka przez konserwatywne otoczenie, w jakim się wychowywali, które miało określone, dzisiaj można powiedzieć bardzo wąskie i zaściankowe, wyobrażenie polskiej tradycji kulturowej. Natomiast uznawanie tego wyobrażenia za paradygmat tego, czym jest owa tradycja, i tym samym traktowanie jej jako jednolity monolit jest już daleko idącą generalizacją i uproszczeniem. Na każdą tradycję kulturową danego narodu składa się bowiem zazwyczaj wiele nurtów, poglądów i podejść, często bardzo odmiennych lub wykluczających się nawzajem30.

Tym bardziej że jeśli śledzi się różne wypowiedzi na temat psychoanalizy Freuda w polskich środowiskach naukowych i inteligenckich, rzuca się w oczy, że obok „trwałych” negatywnych przeniesień możemy tu także mówić o równie „trwałych” przeniesieniach pozytywnych. Na co zresztą sam Dobroczyński wskazuje we wspomnianym już wyżej rozdziale, w którym przedstawia bogate spektrum różnych postaw wobec psychoanalizy w rodzimym środowisku lekarskim. Poniżej chciałbym przytoczyć przykładowo trzy typy przeniesień pozytywnych w stosunku do psychoanalizy Freuda, które zaznaczyły się wyraźnie u kluczowych jej (prze)nosicieli na grunt polskiej kultury. Są one interesujące ze względu na to, że dokonuje się w nich „przeniesienie” na teorię Freuda różnych wyobrażeń i systemów wartości, które wiążą się z rodzimą tradycją kulturową oraz z poglądami na temat tego, jak powinna wyglądać prawdziwa naukowa teoria.

4. Przeniesienia „pozytywne”

Tradycję „pozytywnych” przeniesień w odniesieniu do teorii Freuda otwiera Ludwik Jekels w Zarysie psychoanalizy Freuda (1912). Zaczyna on wprawdzie tę książkę od utyskiwania, że teoria ta jest niezrozumiana i błędnie krytykowana w rodzimych środowiskach inteligenckich. Potem jednak, aby zachęcić do niej polskiego czytelnika, przytacza wymowny cytat o snach z prologu do III części Dziadów Mickiewicza:

Mędrcy mówią, że sen jest tylko przypomnieniem!

Mędrcy przeklęci! Czyż nie umiem odróżnić marzeń od pamięci?31

Sugeruje w ten sposób pokrewieństwo teorii Freuda z ideami polskiego romantyzmu, w którym kluczowe znaczenie przyznawano marzeniom sennym i różnego rodzaju wizyjnym przedstawieniom. Do tego odczytania teorii Freuda będzie później w latach dwudziestych nawiązywać kierowana przez Stanisława Przybyszewskiego literacka grupa skupiona wokół pisma „Zdrój”. Wątek ten eksponować też będzie Maria Janion w swoich książkach o polskim romantyzmie32.

Tego typu przeniesienia „pozytywne” pojawią się też w pisanych z pozycji psychoanalitycznych rozlicznych artykułach o poematach Mickiewicza, Słowackiego i Wyspiańskiego (Marian Albiński, Rafał Blüth, Stanisław Marcus, Karol Klein, Stefan Baley) czy w książce Gustawa Bychowskiego o Słowackim. Z tym podejściem korespondowały wypowiedzi o psychoanalizie Stanisława Przybyszewskiego, który uważał siebie za niedocenionego prekursora teorii Freuda, dającego w swoich utworach co najmniej równie głęboki wgląd w tajniki ludzkiej duszy i seksualności.

Mające swój romantyczny rodowód przeniesienia „pozytywne” pojawiały się przede wszystkim ze względu na obecne w teorii Freuda roszczenie emancypacyjne. Wychodziło ono naprzeciw obecnemu w kluczowych dziełach polskiego romantyzmu motywowi duchowej przemiany bohatera, w wyniku której z zakochanego nieszczęśliwie, rozdartego psychicznie i melancholijnego młodzieńca przeobrażał się on w niezłomnego bojownika o wolność kraju, a zarazem wyzwoliciela wszystkich uciśnionych ludów na ziemi. Wymownym przykładem tego typu odczytań teorii Freuda był wspomniany artykuł Ludwiki Karpińskiej, w którym prognozowała, że dzięki psychoanalizie powstanie nowy, doskonalszy pod każdym względem typ człowieka33. Podobna argumentacja pojawia się również w artykułach Stanisława Trzebińskiego i Stefana Borowieckiego34.

Ale były też „pozytywne” przeniesienia w odniesieniu do teorii Freuda, u których podstaw tkwiły pozytywistyczne idee pracy u podstaw. Wiązało się to ze wspomnianą już, sięgającą drugiej połowy XIX wieku, tradycją społecznikowską żywą szczególnie w rodzimych środowiskach lekarskich. W oczach wielu należących do tych środowisk neurologów, psychologów, psychoterapeutów i psychiatrów skuteczna terapia narastających w społeczeństwie zaburzeń i chorób psychicznych miała służyć polepszeniu kondycji psychicznej całego społeczeństwa. Zawodowa praca kliniczna w szpitalach i przychodniach była zarazem pracą służącą społecznemu dobru. Tego rodzaju zakorzeniony w tradycji pozytywizmu etos zawodowy przebijał z wypowiedzi wielu psychiatrów, którzy istotną rolę w leczeniu chorób psychicznych przyznawali terapii psychoanalitycznej, jak Adam Wizel, we wczesnym okresie Jakób Frostig, Jan Nelken, Maurycy Bornsztajn, Tadeusz Bilikiewicz czy Roman Markuszewicz. W dodatku – o czym już pisałem – oni sami byli często zaangażowani w różne społeczne inicjatywy.

W ich oczach Freud zaproponował metodę terapii, która w sposób skuteczny pozwala leczyć szerzące się w społeczeństwie zaburzenia i choroby psychiczne, działając na rzecz polepszenia jego „higieny psychicznej” (Nelken). Równocześnie w psychoanalizie upatrywali teorię, która efektywnie wspiera proces modernizacji życia społecznego, szerząc wychodzące naprzeciw wymogom czasów współczesnych formy społecznej samowiedzy. Towarzyszyło temu ich poczucie, że tradycyjne, praktykowane powszechnie formy psychoterapii są bezradne wobec tych zmian. Taki pogląd wypowiedział Wizel w swoim komentarzu do Pamiętnika pacjentki,podkreślając, że ta zwróciła się do niego, gdy spowiedź i wszelkie porady dawane jej przez księży nie przyniosły oczekiwanej poprawy. W podobny sposób wypowiadał się też Markuszewicz w swoim obszernym artykule o teorii Freuda, zaczynając go od krytyki tradycyjnych form psychoterapii35.

Należy podkreślić, że wszyscy wspomniani psychiatrzy traktowali emancypacyjną funkcję psychoanalizy jako przesłanie, które miało zarazem przyczynić się do wzrostu znaczenia psychiatrii i różnych form psychoterapii we współczesnym społeczeństwie. Tym bardziej że z racji cywilizacyjnego zacofania panującego w Polsce w tym okresie świadomość znaczenia psychologii, psychoterapii i psychiatrii jako tych dyscyplin naukowych, których teorie i ich aplikacja w terapeutycznej praktyce mogą mieć istotny pozytywny wpływ na procesy społeczne, była bardzo nikła. Dał temu wymownie wyraz Roman Markuszewicz w swoim wspomnianym przeze mnie wcześniej wystąpieniu po śmierci Adama Wizla, stwierdzając z sarkazmem, że współcześnie każdy, kto udaje się do psychiatry po pomoc, uznawany jest przez otoczenie za „wariata”.

Ten neurolog i psychiatra związany ze Szpitalem Starozakonnych na Czystem zakreślił zarazem w swoich pracach w latach trzydziestych alternatywny wobec freudowskiego projekt psychoanalizy, opartej na mocno zmodyfikowanej w stosunku do freudowskiej wersji teorii popędów. Zasadnicza zmiana miała polegać na przyznaniu kluczowej roli popędowi samozachowawczemu, który miał być podłożem dla wykształcenia na drodze odpowiedniej edukacji dojrzałej, nastawionej na współpracę z innymi, formy społecznej świadomości. Ten projekt o wyraźnie pozytywistycznej wymowie, korespondował zarazem wyraźnie z wyrastającymi na podłożu psychoanalizy pomysłami edukacyjnymi, które poprzedziły i przygotowały powstanie pierwszych kibuców w Palestynie, niewielkich społeczności nowego typu, w których dzieci miały być wychowywane w duchu kooperacji z innymi.

W rodzimej recepcji teorii Freuda pojawił się jeszcze trzeci typ przeniesienia „pozytywnego”, w którym uznawano ją za teorię spełniającą wszelkie wymogi naukowości obowiązujące w naukach przyrodniczych i ścisłych. Podejście to, rzecz ciekawa, pojawiało się u niektórych pisarzy. W ten sposób podchodził do psychoanalizy Bruno Schulz, dając temu wyraz w swojej recenzji z książki Marii Kuncewiczowej Cudzoziemka36. Podobnie też – jako teorię ściśle naukową – traktowała psychoanalizę Freuda Stanisława Przybyszewska, widząc w niej wręcz rodzaj nauki ścisłej („Psychoanaliza jest nauką ścisłą. Ścisłą jak fizyka oparta na matematyce”37).

Pojmowanie psychoanalizy jako teorii naukowej o przyrodoznawczym charakterze pojawiło się również we wspomnianej książce Jekelsa. Zakrawa to trochę na paradoks, gdyż w tej samej publikacji wskazuje na pokrewieństwo teorii Freuda z podejściem romantyka-Mickiewicza do marzeń sennych. Ale ten paradoks zakorzeniony był w dwoistości teorii samego Freuda. Z jednej strony oparł on swoją teorię na interpretacji marzeń sennych, twierdząc, że mają one sens, co zbliżało ją do podejścia romantyków do zjawisk snu. Z drugiej strony chciał widzieć w psychoanalizie naukę przyrodoznawczą, która jest w stanie objaśnić największe zagadki ludzkiej duszy. Znajdzie to później swój wyraz we wspomnianym już dwoistym charakterze jej recepcji38.

Scjentystyczne odczytanie teorii Freuda przez Jekelsa pojawia się we fragmencie, w którym pisze, że wskazanie przez Freuda na popędy jako wyznaczające podłoże wszelkich zjawisk psychicznych porównać można do sposobu, w jaki chemia wykazuje, z jakich pierwiastków składają się różne przedmioty i postaci materii. Tym samym psychoanaliza jest nauką, która sięga głębiej niż psychologia, gdyż dociera do nowego wymiaru życia psychicznego tamtej zupełnie niedostępnego. Dlatego podobnie jak chemik:

(…) postępuje i psychoanalityk ze zjawiskami psychicznymi – przy czym, co niniejszym podkreślam, DĄŻNOŚCI POPĘDOWE SĄ ANALOGIĄ OWYCH PIERWIASTKÓW CHEMICZNYCH39.

Później ten schemat myślenia o psychoanalizie możemy rozpoznać w pracach rodzimych freudystów: Bornsztajna, Bychowskiego i u wczesnego Markuszewicza. Również oni widzą w psychoanalizie odkrywczą teorię, która opierając się na mocnych podstawach empirycznych, umożliwia wgląd w nieznane do tej pory rejony ludzkiej psychiki i pozwala zgłębić na sposób naukowy wszelkie jej zagadki.

Ten typ argumentacji był próbą obrony teorii Freuda w związku z formułowanymi często pod jej adresem zarzutami, że nie spełnia ona kryteriów naukowości. Zamiast opierać się na wiedzy mającej swe ugruntowanie w empirii i tym samym weryfikowalnej, opiera się na dowolnych interpretacjach i odwołuje do bliżej nieokreślonych mistycznych przeżyć. Ponieważ takie poglądy były rozpowszechnione w polskim środowisku lekarskim między­wojnia, nic dziwnego, że wspomniani „freudyści” tak mocno podkreślali naukowy charakter psychoanalizy. Jest to szczególnie wyraźne w pracach Bychowskiego, który zapewne w ten sposób starał się uprzedzić potencjalne zarzuty, jakie mogłyby się pojawić w trakcie jego kolokwium habilitacyjnego mającego miejsce w katedrze psychiatrii na Uniwersytecie Warszawskim. Jego podstawą była rozprawa pt. Słowacki i jego dusza (Warszawa 1930), która właściwie była pracą literaturoznawczą pisaną z perspektywy psychoanalitycznej. W dodatku jej kluczowa część była poświęcona późnemu okresowi mistycznemu w twórczości romantyka, co tym bardziej mogło stać się źródłem zarzutów o jej „nienaukowość”. Rzecz przy tym ciekawa, że zarazem w swojej wydanej dwa lata wcześniej książce o psychoanalizie przyznawał jej status nauki humanistycznej o hermeneutycznej procedurze postępowania. O czym szerzej poniżej.

5. Zmiana w podejściu do freudyzmu środowiska lekarskiego w międzywojniu

Jakkolwiek te trzy typy przeniesień „pozytywnych” w odniesieniu do teorii Freuda pojawiły się już w pracach polskich psychoanalityków działających w okresie zaborów, kiedy Freud i Jung dopiero tworzyli podstawy swoich teorii, to należy zauważyć, że w międzywojniu zaczyna być ona postrzegana zupełnie inaczej. Przedtem bowiem wielu z nich – Jekelsowi, Nelkenowi, Karpińskiej i Borowieckiemu – wydawało się, że jest to teoria, która pozwoli rozwikłać w przyszłości wszelkie zagadki związane z zaburzeniami i chorobami psychicznymi, oraz że na długi czas zdobędzie dominującą pozycję w psychiatrii i psychoterapii. Ich podejście rzutowało na panującą w polskim środowisku lekarskim ogólną atmosferę „zaciekawienia psychoanalizą” jako nową teorią, którą, tak czy inaczej, warto bliżej poznać. Jego wyrazem był fakt, że na dwóch zjazdach neurologów, psychiatrów i psychologów polskich pojawiła się duża ilość referatów na temat psychoanalizy, pod telegramami zaś do Freuda i Junga podpisało się spore grono osób, które zarówno wcześniej, jak i później nie miały z psychoanalizą nic wspólnego.

Tymczasem w międzywojniu zainteresowanie psychoanalizą jako nową teorią, wokół której po trosze narosła atmosfera sensacji, wyraźnie zmalało. Dobroczyński pokazuje to wymownie na przykładzie niewielkiej ilości referatów poświęconych psychoanalizie na zjazdach polskich psychiatrów40. Równocześnie zaznaczyły się wpływy innych nurtów, które zaczęły zdobywać popularność na świecie w ramach tej dyscypliny. Wywodziły się one ze szkoły niemieckiego psychiatry Emila Kraepelina i były kontynuacją tradycji dziewiętnastowiecznych „somatyków”. W ich ramach preferowano empiryczny model podejścia do chorób psychicznych, upatrując ich źródeł w zaburzeniach natury organicznej. Dlatego zalecano głównie leczenie farmakologiczne lub operacyjne. Do tej grupy należeli u nas wybitni neurolodzy, psycholodzy i psychiatrzy reprezentujący różne kierunki i szkoły: Edward Flatau, Samuel Goldflam, Stefan Szuman, Jan Mazurkiewicz, Witold Łuniewski. Podkreślić przy tym należy, że krytyczne nastawienie tej grupy do psychoanalizy było podyktowane względami czysto naukowymi i nie miało nic wspólnego ze światopoglądowym wstecznictwem, religijnym obskurantyzmem czy z antysemityzmem.

Natomiast w krajach zachodnich, w których pacjentami w psycho­analitycznej terapii byli głównie przedstawiciele średniozamożnej klasy średniej, niezależnie od rozwoju kontynuujących nurt „somatyczny” form terapii, począwszy od lat dwudziestych pojawiło się duże społeczne zapotrzebowanie na psychoanalizę. Dlatego poza uniwersytetami i klinikami, gdzie zaczęła być systematycznie marginalizowana ze względu na swój „nienaukowy” charakter, pojawiła się duża ilość różnego typu towarzystw i instytutów psychoanalitycznych, w których praktykowano ją na szeroką społeczną skalę. W Polsce międzywojnia natomiast, m.in. z racji braku istnienia dostatecznie silnej, progresywnie nastawionej klasy średniej, której przedstawiciele gotowi byliby na bezpośrednią konfrontację w trakcie analizy z własnym „indywidualnym nieświadomym” – i tym samym wyzwolenie się od tradycyjnych norm rodzinnych i społecznych – szerokie zapotrzebowanie społeczne na psychoanalityczną formę terapii nie istniało. W rezultacie niewielu było potencjalnych pacjentów zdecydowanych na podjęcie tej „wywrotowej” formy terapii. Jeśli jednak w kręgach lekarskich zainteresowanie psychoanalizą w porównaniu z okresem zaborów wyraźnie zmalało, to zarazem wzrosło ono znacząco w takich dyscyplinach jak pedagogika i literaturoznawstwo. Psychoanalizą zaczęli też szerzej interesować się pisarze i artyści.

W rodzimych środowiskach pedagogicznych wpływ teorii psychoanalitycznych Freuda i Adlera, i po części Junga, był głównie pokłosiem pojawienia się w latach dwudziestych za granicą nowych koncepcji w tej dyscyplinie, których autorzy inspirowali się teorią Freuda oraz propozycją nowego modelu pedagogiki zawartą w psychologii indywidualnej Adlera. W tym wypadku kluczowe znaczenie odegrały otwarte na pomysły tych autorów dotyczące wychowania teorie pedagogiczne Oskara Pfistera i Friedricha Foerstera. Nie bez znaczenia był przy tym fakt, że obaj ci pedagodzy w dużej mierze „neutralizowali” twierdzenia Freuda na temat seksualności dziecięcej, odmawiając jej istotnego znaczenia dla rozwoju osobowości. Podobnie dystans Adlera do tego aspektu teorii Freuda był jednym z czynników, który wpłynął na popularność psychoanalizy autora Sensu życia w rodzimych środowiskach pedagogicznych.

Również zainteresowanie psychoanalizą w kręgach literaturoznawczych i literackich współgrało z jej zaznaczającym się w międzyczasie wpływem na te dyscypliny w krajach zachodnich. Wśród krytyków literackich i powieściopisarzy wiązało się ono z karierą nowego typu powieści psychologicznej, w której pojawili się bohaterowi o bardziej skomplikowanej psychice, niż miało to miejsce w dotychczasowej tradycji gatunku. Pojęcie psychoanalizy funkcjonowało więc w oczach podobnie myślących krytyków i pisarzy jako swego rodzaju znak rozpoznawczy dla tego, co nowatorskie i wartościowe. Jakkolwiek dzieł autora Objaśniania marzeń sennych i jego uczniów na ogół nie czytano, używano słowa „psychoanaliza”, kiedy tylko chciano wskazać na oryginalny sposób skonstruowania psychologicznych sylwetek bohaterów przez danego pisarza w jego powieściach.

Przypisy:

1 Pisałem o tym w tomie pierwszym tej książki, wskazując na uwarunkowania historyczno-polityczne, społeczne i kulturowe. Por. P. Dybel, Psychoanaliza – ziemia obiecana? Dzieje psychoanalizy w Polsce 1900–1989. cz. I. Okres Burzy i Naporu, Kraków 2016, s. 9–37.

2 Por. J. Malewski, Psychoanalyse in Polen,w: Die Psychologie des 20. Jahrhunderts: Freud und die Folgen, t. 2, 1977, s. 117–118; K. Pawlak, Z. Sokolik, Historia psychoanalizy w Polsce,„NPsy” 1992, nr 4, s. 83–90; P. Dybel,A Note on the History of Psychoanalysis in Poland,„Psyart” 2000, nr 7 (online: http://psyartjournal.com/article/show/dybel-a_note_on_the_history_of_psychoanalysis); P. Dybel, Unterbrochene Wege. Die Geschichte der Psychoanalyse in Polen, „Psyche” 1999, nr 11, s. 1160–1187; P. Dybel, Urwane ścieżki,Kraków 2000, s. 17–46; K. Walewska, Breve histoire de la Psychoanalyse en Pologne,„Les Lettres de la Société de Psychoanalyse Freudienne” 2005,t. 14, s. 104–107; K. Walewska, Terapia psychoanalityczna w Polsce,w: Freud i nowoczesność,red. Z. Rosińska, Kraków 2008, s. 233–244.

3 B. Dobroczyński, Idea nieświadomości w polskiej myśli psychologicznej przed Freudem, Kraków 2005.

4 P. Dybel, Psychoanaliza – ziemia obiecana? Dzieje psychoanalizy w Polsce 1900–1989cz. 1, dz. cyt., Kraków 2016; L. Magnone, Emisariusze Freuda. Transfer kulturowy psychoanalizy do polskich sfer inteligenckich przed drugą wojną światową, t. I, II, Kraków 2016.

5 Taką opinię wygłosił Witold Jedlicki, twierdząc, że „Teoria Freuda zapuściła w Polsce korzenie niezwykle słabe” w: tegoż,Co sądzić o freudyzmie i psychoanalizie?, Warszawa 1961, s. 7; oraz Jerzy Speina, powołując się na podobny pogląd Karola Irzykowskiego; por. J. Speina, Psychoanaliza w badaniach literackich, w: Z dziejów nauki polskiej, red. A. Hutnikiewicz, L. Janiszewski, Warszawa–Poznań–Toruń 1975, s. 20.

6 B. Dobroczyński, M. Marcinów, Niezabliźniona rana Narcyza. Dyptyk o nieświadomości i początkach polskiej psychoanalizy, Kraków 2018.

7 Por. T. Rzepa, B. Dobroczyński, Historia polskiej myśli psychologicznej. Wydanie nowe, Warszawa 2019, s. 359–427.

8 Por. Od Jekelsa do Witkacego. Psychoanaliza na ziemiach polskich pod zaborami 1900–1918. Wybór tekstów, red. B. Dobroczyński, P. Dybel, Kraków 2016; Psychoanaliza w Polsce 1909–1946, red. L. Magnone, t. 1, 2, Warszawa 2016.

9 E. Zaretsky, Sekrety duszy. Społeczna i kulturowa historia psychoanalizy,przeł. M. Trzcińska, Warszawa 2009 (ang. oryg.: Secrets of the Soul. A Social and Cultural History of Psychoanalysis, New York 2004).

10 Tamże, s. 11.

11 Tamże, s. 13.

12 Oczywiście mam tu na myśli książkę S. Freuda i J. Breuera: Studia nad histerią, przeł. R. Reszke, Warszawa 2008.

13 H. Nunberg, Memoirs, Recollections, Ideas, Reflections, New York 1969, s. 13; Minutes of the Vienna Psychoanalytic Society, red. H. Nunberg, E. Federn, przeł. M. Nunberg, t. 2: 1908–1910, New York 1974.

14 Brało się to m.in. stąd, że niezbędnym warunkiem uzyskania dyplomu lekarza było odbycie co najmniej kilkumiesięcznego stażu na jednym z uniwersytetów czy klinik rosyjskich.

15 Por. C. Miłosz, Dwa fałsze et co.,w: tenże, Przygody młodego umysłu, wyb. i opr. A. Stawiarska, Kraków 2003, s. 56–57.

16 R. Markuszewicz, O działalności naukowej ś.p. D-ra Adama Wizla. Odczyt wygłoszony w dn. 17.XII.1928 r. na posiedzeniu Sekcji Psychologicznej Warszawskiego Towarzystwa Filozoficznego, „M” 1929, nr 17/18.

17 Por. E. Sokolnicka, Kurs elementarny zoologii, botaniki i mineralogji, cz. 1, Łódź 1906; cz. 2–3, Łódź 1916. Deutsch natomiast o swoich polskich korzeniach pisała obszernie w autobiograficznej książce: H. Deutsch, Konfrontacja z samą sobą. Epilog, przeł. A. Pluszka, PosłowieJ. Żyndul, Warszawa 2008.

18 Ten skrót został zastosowany w dalszej części publikacji.

19 Ten skrót został zastosowany w dalszej części publikacji.

20 IPA wzięło zapewne pod uwagę znaczący już międzynarodowy dorobek naukowy Bychowskiego, który opublikował przedtem szereg artykułów w języku niemieckim (m.in. w prestiżowym „Internationale Zeitschrift für Psychoanalyse”) oraz książkę Metaphysik und Schizophrenie,Berlin 1923.

21 Wymóg ten spełniali również, o czym już wspominałem, Kazimierz Dąbrowski i prawdopodobnie Jakób Frostig, ale ponieważ w swej późniejszej praktyce terapeutycznej odeszli oni od teoretycznych wymogów szkoły, rozwijając własne koncepcje, trudno zaliczać ich do rodzimych przedstawicieli ruchu.

22 Na otwarty stosunek tych autorów do teorii psychoanalitycznych wskazuje Dobroczyński w swojej książce, kreśląc ich sylwetki oraz omawiając ich wypowiedzi na temat psychoanalizy. Por. B. Dobroczyński, M. Marcinów, Niezabliźniona rana Narcyza. Dyptyk o nieświadomości i początkach polskiej psychoanalizy, dz. cyt., s. 155–232.

23 L. Magnone, Emisariusze Freuda. Transfer kulturowy psychoanalizy do polskich sfer inteligenckich przed drugą wojną światową, dz. cyt., s. 20.

24 Tamże.

25 W tym kontekście przychodzi na myśl pojęcie „fuzji horyzontów” H.-G. Gadamera, które zakłada, że w trakcie lektury jakiegoś tekstu z przeszłości czy należącego do innej kultury mamy do czynienia z bezwiednym „stapianiem” z perspektywą określającą horyzont kulturowy tego tekstu różnych „przesądów” podmiotu czytającego, zakorzenionych w jego własnym kontekście kulturowym. H.-G. Gadamer, Prawda i metoda. Zarys hermeneutyki filozoficznej,przeł. B. Baran, Kraków 1993, s. 285–291.

26 J. Laplanche, J.-B. Pontalis, Słownik psychoanalizy,przeł. E. Modzelewska, E. Wojciechowska,Warszawa 1996, s. 258.

27 Freud wprawdzie później zdał sobie sprawę z tego, że również analityk przenosi na pacjenta jakieś własne wzorce intersubiektywnych doświadczeń z przeszłości, wprowadzając pojęcie „przeciwprzeniesienia”. Ale w jego ujęciu to ostatnie przeniesienie nie ma tak kluczowego znaczenia w terapii jak pierwsze, chociaż też powinno być brane pod uwagę i m.in. na drodze superwizji eliminowane.

28 Por. B. Dobroczyński, M. Marcinów,Niezabliźniona rana Narcyza. Dyptyk o nieświadomości i początkach polskiej psychoanalizy, dz. cyt., s. 428.

29 „(…) Freud wyróżniał dwa przeniesienia: pozytywne, dotyczące przenoszenia przyjemnych uczuć, i negatywne, tj. przenoszenie uczuć wrogich” J. Laplanche, ­J.-B. Pontalis, Słownik psychoanalizy, dz. cyt., s. 260.

30 Dobroczyński ma wyraźny problem z dokładnym określeniem tego, czym jest właściwie rodzima tradycja kulturowa. Z jednej strony stwierdza, że „nie ma czegoś takiego jak polska tradycja kulturowa”, z drugiej zastrzega się, że „jednak nie sposób zaprzeczyć, iż istnieje typ kultury preferowany na danym terenie, w danym okresie i w danym miejscu”. (B. Dobroczyński, M. Marcinów,Niezabliźniona rana Narcyza. Dyptyk o nieświadomości i początkach polskiej psychoanalizy, dz. cyt., s. 430). Czy jednak tak zdefiniowany „typ kultury” nie jest właśnie tym, co zwykło się rozumieć przez właściwą danemu narodowi czy grupie społecznej tradycję kulturową? Na tę sprzeczność w definicji nakłada się zawężające utożsamienie przez niego owego typu ze sposobem, w jaki zwykło się w środowiskach konserwatywno-endeckich definiować podstawowe wyznaczniki tradycyjnego modelu polskiej kultury: centralne miejsce Kościoła katolickiego, kluczowa rola literatury i filozofii romantycznej, archetypowe figury matki Polki, powstańca, Polaka-katolika, antysemityzm itd. Ta sprzeczność w argumentacji nie pojawia się przypadkowo. Bo zaprzeczenie istnienia posiadającej jakieś cechy specyficzne polskiej tradycji kulturowej – podobnie jak zaprzeczenie istnienia niemieckiej, rosyjskiej, brytyjskiej itd. tradycji kulturowej – na zdrowy rozsądek jest nie do utrzymania. Zarazem czymś wątpliwym jest utożsamienie przez Dobroczyńskiego owej polskiej tradycji kulturowej ze wspomnianymi wyznacznikami, charakteryzującymi jej rozumienie przez środowiska endeckie „na danym terenie, w danym okresie i w danym miejscu”. Bo przecież w omawianym okresie przełomu XIX i XX wieku występowały u nas obok siebie różne wersje rozumienia narodowej tradycji kulturowej, nie tylko endecka. Często przy tym wykluczają się one w swych założeniach. Podobny problem z określeniem „polska kultura” ma Lena Magnone, z jednej strony starając się unikać tego pojęcia jak ognia, z drugiej ucieka się do niego, gdy pisze o „kulturowym transferze” do sfer inteligencji polskiej. Co, wbrew zażegnywaniu się autorki, wyraźnie implikuje, że chodzi tu o transfer z jednej kultury do drugiej. A nie tylko do pojmowanej przez nią w sposób abstrakcyjny „inteligencji”, tak jakby była ona jakimś eterycznym bytem nienależącym do „polskiej kultury” i nie preferującym jakichś jej określonych idei i wartości. Ba – niemającym żadnego istotnego udziału w kształtowaniu jej określonej postaci czy wersji jak najbardziej obcej podejściu endeckiemu. Ta swoista niechęć czy zahamowanie w posługiwaniu się takimi określeniami jak „polska kultura” czy „polska tradycja kulturowa”, tak jakby były one same w sobie czymś zakażonym czy wstydliwym, zdradza coś z rodzimego kompleksu niższości. Jest – o ironio – również „typową” postawą wycofywania się z wszelkiej dyskusji na ten „drażliwy” temat i przysłowiowego wylewania dziecka z kąpielą.

31 L. Jekels, Zarys psychoanalizy Freuda, Lwów 1912, s. 33. Szkoda, że Jekels nie przywołał całego tego fragmentu z prologu poświęconego snom, w którym pokrewieństwo z podejściem Freuda zarysowuje się jeszcze wyraźniej:

„A sen? – ach, ten świat cichy, głuchy, tajemniczy,

Życie duszy, czyż nie jest warte badań ludzi!

Któż jego miejsce zmierzy, kto jego czas zliczy!

Trwoży się człowiek śpiący — śmieje się, gdy zbudzi.

Mędrcy mówią, że sen jest tylko przypomnienie

– Mędrcy przeklęci!

Czyż nie umiem odróżnić marzeń od pamięci?”

A. Mickiewicz, Dziady, Warszawa 2018, s. 6.

32 M. Janion, Projekt krytyki fantazmatycznej. Szkice o egzystencji ludzi i duchów,Warszawa 1991; taż, Do Europy tak, ale z naszymi umarłymi,Warszawa 2000.

33 L. Karpińska, O psychoanalizie,„RF” 1914, t. 4, nr 2, s. 33–38.

34 S. Borowiecki, Metoda psychoanalityczna Freuda i jej kryteria,„PLek” 1914, nr 32, s. 501–502.

35 R. Markuszewicz, Psychoanaliza i jej znaczenie lecznicze, „WKL” 1926, s. 269– 338.

36 B. Schulz, Nowa książka Kuncewiczowej, w: tenże,Opowiadania. Wybór esejów i listów, opr. J. Jarzębski, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1989, s. 374–375.

37 S. Przybyszewska, Listy,t. 1: Grudzień 1913–wrzesień 1929, opr., wstęp i przypisy T. Lewandowski, Gdańsk 1978, s. 223–224.

38 Rzecz ciekawa, że ta kontrowersja czy teoria Freuda ma bliżej do romantyzmu i u jej podstaw tkwi określona metafizyka (niektórzy wręcz uważali, że ociera się o mistycyzm), czy też jest teorią naukową, która racjonalizuje nieświadome, wskazując na określające je mechanizmy psychiczne i prawa, powraca w napisanej w latach siedemdziesiątych książce Adama Ważyka Dziwna historia awangardy (Warszawa 1972), który opowiada się za tym drugim jej odczytaniem. W jego oczach wszelkie „romantyzujące” odczytania freudyzmu są nieporozumieniem, zapoznając to, że czyni on zrozumiałym i naukowo dostępnym nieświadome.

39 L. Jekels, Szkic psychoanalizy Freuda,Lwów 1912, s. 21.

40 Por. B. Dobroczyński, M. Marcinów, Niezabliźniona rana Narcyza. Dyptyk o nieświadomości i początkach polskiej psychoanalizy,dz. cyt., s. 248–274.

Rozdział II

Nieudane próby założenia Polskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego

1. Próba Eugenii Sokolnickiej