18,00 zł
Tomik zgrabnie i intrygująco od poetyckiej strony łączy kilka ważnych – w szczególności dla nowej poezji polskiej – tematów. Cielesność i wszystko, co się z tym wiąże, elementy poetyki przestrzeni (kwestie nomadyczności) oraz autobiograficzna empiria. I problematyka życia, i przekraczania życia. (…) Dużym plusem jest także narracyjność tych wierszy, ich rozrastanie się w osie zdarzeń, wspomnień i obserwacji, a także wewnętrzna dynamika, która rozbudowywana jest w różny, niemonotonny sposób.
Jakub Kornhauser
Agnieszka Toczko – krakowianka, polonistka, redaktorka; cały czas czegoś szuka i nie może znaleźć (cokolwiek by to było). Kocha zwierzęta (wszystkie, choć ma tylko dwa koty i dwa psy) i książki (ale nie wszystkie). Macice i płacz ptaków to jej debiut poetycki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 24
I
macice
kawa
skapuje kroplami jak krwią czarną
paznokcie u nóg rosną
gdy czytam Palacza zwłok
i przeglądam wiadomości w smartfonie
w Omanie wycięto łechtaczkę kobiecie
w Gdańsku przykleili psa do asfaltu
w Krakowie narodowcy pobili gejów
siedząc na miękkiej kanapie
zaklnę raz „skurwysyny”
dopiję zimną kawę, wezmę do ręki nożyczki
kosmiczne śmieci zawirują
a Bóg nie pójdzie ze mną na układ
brzydzi się
łechtaczkami,
rozjechanymi psami
gejami
i obciętymi paznokciami?
kurz wzleciał z kąta, machnął potrójny piruet
silnik odkurzacza zaskowyczał
głodny wtorek, wszyscy wokół głodni
otworzyłam puszkę z kuskusem i warzywami
ale nikt nie chciał; woleliby tort czekoladowy
nad stołem, na którym kiedyś dziadek Józef oprawiał kurę
drgało jej ciało, a pióra po polaniu wrzątkiem
odchodziły z łatwością
‒ Agniesiu ‒ mówił ‒ podstaw miednicę.
(Byłam jego ulubioną wnuczką).
zabił kiedyś psa, Ciapka, płakałam, właśnie w imieniny
choć mi nie powiedzieli, ale ja czułam:
liznęłam powietrze i zapach krwi
został mi na języku
tłucze mi się serce po trzecim Red Bullu i drżą ręce, wtorek czerwonosuchy, dotrzymałam, a oni odeszli, choć śnią się z siekierami i psami, bez kuskusów, z warzywami (w ziemiance), czarnymi paznokciami, niewniebowzięci, czarno-czerwono-szarzy, jak to płótno, które namalowałam, a do tego czerwony grzebień kury, kura z odciętą głową, matka obgryza szyję z rosołu i oblizuje palce, na szyi zawsze mało mięsa, ale smaczna, kości rzuci się Ciapkowi, o, przepraszam, kochanie, nie Ciapkowi, jakiemuś psu, wieczneodpoczywanie i zdrowaśmario, komu?!, zwierzętom?!, się opamiętaj!, kurze?!, psu?!, czy w tym garnku wczoraj gotowałaś pranie (pralka się zepsuła i nie pierze w dziewięćdziesięciu stopniach), zapach gotowanych majtek, gotowanej kury, gotowanego psa, gotowanego dziadka, gotowanej matki
(tort czekoladowy jest bezmięsny)
został hen, daleko:
najpierw długa podróż pociągiem,
drugim pociągiem,
wozem z ciągnikiem
potem ćwierćwiecze
(bez Dawida i Racheli)
doiliśmy krowy
parowaliśmy ziemniaki dla świń
mirabelki w sadzie psuły się
bo nikt nie miał czasu ich zbierać
(wypatrywałam Esterki, ale nie przyszła)
w sklepie kupowaliśmy
żelazne wiadro
szare mydło
i „Trybunę Ludu”
(Mordechaj już nie obsługiwał)
Dziadek wieczorem
przy świetle lampy
czytał na głos Cichy Don
(przysłany przez Chaimka Joszego)
Babcia modliła się
za żyjących i zmarłych
Polaków
(nie lubiła cebuli ani czosnku)
ja natomiast każdym świtem
stałam obok studni
z wąsami po mleku
a Abraham
szedł do mnie drogą
z pięknymi pejsami
i wodą
na obmycie
brudnych nóg
w niedokrwistości rozmazują mi się kontury postaci
ta sójka zza okna, która podpatrywała mnie, i Borges
kot przyszedł i zjada surowe jajko
potem przez okno wypatrujemy koronawirusa
też się rozmazał
*
kołacze mi serce, gdy wypatruję chorych
ustawiają się w wirtualne rzędy, całkiem nadzy
kaszlą
przesuwam ich delikatnie długim kijem-wiosłem
*
odpływają żaglówki z portu
widzieć brzeg przeciwległy i płynąć
jak to na jeziorze
kształt linii też mi się rozmazuje
z niedokrwistości
*
a mogłabym zasnąć pod pokładem emocji
znaleźć tam wreszcie wyjście z Borgesowskiego labiryntu ideału
bo to nie człowiek nim jest
nie człowiek
nie człowiek
roztańczone światło lampki
(nie nocnej)
pozwala zapisać nawet kształt oddechu w rozżaleniu
gdy mnie dusiło
od środka wpełzło
do gardła
tak jak przy highway
mogłam stanąć na awaryjnych i zwymiotować
ale to coś ma korzenie wewnątrz
trzyma się mocno
Ty mówisz z uśmiechem na ustach
ja