Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pamiętniki, które Pasek spisywał najprawdopodobniej pod koniec życia (w latach 1690-1695), zostały wydane drukiem w 1836 r. przez Raczyńskiego na podstawie uszkodzonego rękopisu. Stanowią one znakomity dokument szlacheckiej obyczajowości i mentalności w XVII w. Dzielą się na dwie części: lata 1655-1666 – żołnierska służba Rzeczypospolitej, lata 1667-1688 – żywot ziemiański (sprawy domowe i publiczne). Bezpośrednie obserwacje, wspomnienia i przeżycia autora dają odzwierciedlenie jego zachowań i przemyśleń, konfrontując sarmackie myślenie z nieznanymi mu obyczajami i ludźmi. Relacja Paska jest barwna, pełna anegdot i przygód, łączy elementy autobiografii i wspomnień, zbliżając się do formy powieści historyczno-obyczajowej. Nie bez powodu nazywano Pamiętniki epopeją Sarmacji polskiej. Stały się one źródłem pisarskiej inspiracji w XIX w. (np. Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Henryka Sienkiewicza, Zygmunta Krasińskiego, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Henryka Rzewuskiego) i w literaturze XX w., np. w poezji Jerzego Harasymowicza, Ernesta Brylla, w powieści Witolda Gombrowicza Trans-Atlantyk (parodia gawędy szlacheckiej).
Niniejsza edycja oparta jest na wydaniu Zakładu Narodowego im. Ossolińskich z roku 1979 w opracowaniu edytorskim ze wstępem i przypisami Władysława Czaplińskiego. Publikację wzbogaca przedmowa prof. Janusza Tazbira oraz kolekcja XIX-wiecznych rycin autorstwa Jana Nepomucena Lewickiego.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 886
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Był przeciętnym szlachcicem o losach nieodbiegających od kolei życia wielu innych członków tej warstwy; to samo można powiedzieć io światopoglądzie Jana Chryzostoma Paska. Wyróżniał go tylko talent pisarski i to zgoła nieprzeciętny, którego istnienia nie domyślał się nikt ze współczesnych, z samym jego posiadaczem włącznie. Jan Lechoń pisał, że Polskę XVII stulecia można równie dobrze nazwać „wiekiem sienkiewiczowskim”, co „wiekiem paskowskim”. Zdaniem poety szlachecki pamiętnikarz ucieleśniał to stulecie w takim samym stopniu, jak Samuel Pepys wyrażał angielski wiek XVII1.
Molierowski pan Jourdain dopiero w wieku mocno dojrzałym dowiedział się od swego nauczyciela, że mówi prozą. Pan Pasek do końca życia uważał się za tęgiego żołnierza i dobrego gawędziarza; nie podejrzewał zapewne, że jest autorem arcydzieła. Będąc bez wątpienia „duszą towarzystwa”, nie chciał w żadnym przypadku uchodzić za człowieka pióra. Być autorem, a tym bardziej zawodowym literatem, znaczyło w tamtej epoce niemal to samo, co być aktorem. Żaden zaszczyt, profit niewielki, a za to poważne kłopoty, wynikające z dość niskiej pozycji na drabinie prestiżu społecznego. Przysłowie staropolskie mówiło: „nie ma wrzodu na języku”; ludzie wymowni („chłop mowny, kot łowny…”) byli w nieskończenie większym stopniu poważani od pisarzy.
W latach 1610-1710 ogłoszono w Rzeczypospolitej niemal cztery razy więcej książek niż w poprzednim stuleciu. Zdaniem wielu badaczy literatura przeżywała wówczas proces wyraźnej demokratyzacji, docierając do środowisk i grup społecznych oraz zawodowych, które przedtem nie parały się lekturą. Wszystko to prawda; równocześnie jednak komunikacja literacka doby baroku stała nie tylko słowem drukowanym, ale i żywym. Obok druków zaś coraz większe znaczenie zyskiwały rękopisy. Chciałoby się napisać: zachowały po dawnemu rękopisy, gdyby nie fakt, że w XVI wieku utwory, będące z naszego punktu widzenia arcydziełami, drukowano w Polsce niemal na bieżąco, podczas gdy wiele wybitnych dzieł powstałych w następnym stuleciu ujrzało farbę drukarską dopiero w XIX i XX wieku. Nie mogło jej zastąpić sporządzanie licznych nieraz kopii oraz wielka popularność tzw. silva rerum, kodeksów rękopiśmiennych, do których wciągano najprzeróżniejsze teksty, od mów sejmowych po obsceniczne anegdoty i wierszyki. Pamiętniki Paska noszą zresztą miejscami charakter takiego właśnie losu rzeczy.
Nieraz już zastanawiano się nad przyczynami, dla których wiek XVII pozostał, jak pisał Aleksander Brückner, „stuleciem rękopisów”. Do publikowanych już rozważań obcych i własnych chciałbym dodać, że gdyby nawet Pamiętniki Jana Chryzostoma jakimś cudem ukazały się drukiem, to i tak wolno wątpić, czy znalazłyby zrozumienie u współczesnych2. Rówieśnicy Paska uznaliby je zapewne za mało ciekawe, gdyż traktują o rzeczach wszystkim aż nadto dobrze znanych. Zwłaszcza opowieści o przygodach wojennych oraz towarzyszących im okropieństwach mogli mieć już po dziurki w nosie (co zresztą nie tak trudno nam dziś zrozumieć). Napuszone mowy czy listy mogły jeszcze liczyć na pewne zainteresowanie u współczesnych, ale kolokwialna proza Pamiętników zbyt odbiegała od ówczesnych gustów, by ludzie baroku byli w stanie uznać je za dzieło wybitne.
W naszej „paskologii” od dawna już zyskała prawo obywatelstwa teza Bronisława Chlebowskiego, głosząca, iż na Pamiętniki złożyły się przede wszystkim gawędy, wielokrotnie powtarzane w gronie rodziny i przyjaciół czy nawet przygodnych kompanów.
Pasek lubił mówić, a zwłaszcza przemawiać; Paul Cazin pisze, że jego Pamiętniki traktują o tym, jak mówił, walczył i… pił. Wszyscy pamiętamy kapitalną uwagę Mickiewicza, iż w edycji tego dzieła „zamiast kropek i przecinków, bezużytecznych w utworze, gdzie nie masz regularnych okresów ani zdań, należałoby wprowadzić np. jakieś znaki, które by oznaczały gest mówcy, wskazujące, że w tym miejscu podkręca wąsa, w tym dobywa korda, bo gest taki zastępuje czasem słowo, wyjaśnia zdanie”3. Takim właśnie go zapamiętał Juliusz Słowacki, pisząc w Mazepie o pamiętnikarzu z ciepłą ironią, ale nie wprowadzając go na scenę: kasztelanowa mówi tam, iż:
[…] Nim [król] wejdzie, mamy czasu dużo,
Tam na ganku pan Pasek, z powagą papużą
I z wielkim stał papierem – ba! to mówca śliczny
Przygotował dla króla wiersz makaroniczny4.
W miarę upływu czasu Jan Chryzostom rozbudowywał zapewne Pamiętniki coraz bardziej. Aż wreszcie ktoś, słuchając go „uważnie, z żywym zajęciem i w głębokim milczeniu”, poradził: „Proszę cię, spisz to wszystko. – Nigdy się na autora nie kształciłem – odparł Pasek. – Spróbuj. – W jaki sposób? – Jak mówisz”. Nie jest to konfabulacja, zwykła w powieści, a nieprzystojąca pracy naukowej. Taka bowiem właśnie rozmowa miała miejsce w 1830 roku w Rzymie pomiędzy Mickiewiczem i autorem Pamiątek Soplicy5, co dało asumpt do powstania tego arcydzieła prozy gawędziarskiej.
Henryk Rzewuski tworzył je z myślą o czytelnikach, pan Pasek nie nosił się z zamiarem druku, co nie znaczy bynajmniej, by pisał wyłącznie sobie a muzom. Inaczej przecież pod datą 1666 nie umieściłby następującej wzmianki: „Kładę tedy na tym miejscu młodym ludziom, którzy to po mnie czytać będą, taką admonicy ją…”6. Rękopiśmienny tekst musiał krążyć potem wśród ludzi. Uznano go widać za ciekawy, skoro sporządzono odpis czy może nawet odpisy. Oryginał niestety zaginął, kopia na szczęście ocalała. Któż może notabene zaręczyć, że jakieś inne, równe Paskowemu arcydzieło, nie zostało strawione przez ogień, wojnę czy zaprzepaszczone przez niedbalstwo potomnych i nie podzieliło losu pierwszej części Pamiętników (objętości blisko 50 stron) oraz ich zakończenia. Wraz z nim przepadła opowieść o „sekcie wszetecznej Łyszczyńskiego”, którą nam Jan Chryzostom przyobiecał na przedostatniej karcie zachowanego manuskryptu. Sekty takiej wprawdzie nie było, istniał tylko nieszczęsny szlachcic, stracony za domniemany ateizm, ale interesujące byłoby wiedzieć, co pan Pasek o nim sądził.
Napisałem już, że znano go nie jako pamiętnikarza, lecz jako gawędziarza. Sądzę jednak, że większa jeszcze była sława Paska jako pieniacza, rębajły i zawadiaki. O awanturach, których był bohaterem, wspomina on sam wielokrotnie i z przechwałką na kartach Pamiętników. Już od przełomu wieku XIX i XX znane są, dzięki aktom sądowym, wykorzystanym przez Jana Czubka i Aleksandra Kraushara, liczne, mało budujące postępki właściciela wydry, nazwanej pieszczotliwie Robakiem7.
Instygator, tak wówczas nazywano prokuratora, miałby tu aż nadto łatwe pole do popisu, wymieniając pierwsze z brzegu przykłady, jak zabójstwo w niejasnych okolicznościach szlachcica Gorzkowskiego, rozciągnięcie obuszkiem Bogu ducha winnego burmistrza Nowogródka, bezpodstawne oddanie na tortury karbowego, który wraz ze zdrowiem i pracę stracił. „Bo mi zaraz obmierzł, że już był u kata w ręku, i kazałem mu precz” – pisze z bezwiednym cynizmem.
Pasek8 (a może pozbył się karbowego, bo wstydził się po tym wszystkim spojrzeć mu w oczy?). Dalszych materiałów do aktu oskarżenia dostarczyli już sami historycy, ustalając, co robił po 1688 roku, na którym urywa się zachowany tekst Pamiętników. A zajmował się pan Pasek sporami granicznymi, toczył procesy o skradzioną krowę, najeżdżał sąsiadów, więził w dybach cudzych poddanych. Pojmawszy zaś obcego sługę, kazał mu zjeść połowę zająca na surowo, i to w dniu postnym, jak podkreślano w skardze sądowej. Skończyłoby się to tragicznie dla delikwenta, gdyby Jan Chryzostom nie dał mu potem kielicha gorącej gorzałki (na zwymiotowanie?). Było to za wiele nawet dla współczesnych, toteż w 1700 roku skazano Paska na wieczną banicję z kraju. To, że umarł ostatecznie w kraju, a nie na obczyźnie (jak sugerował Kraushar9), należy przypisać jedynie słabości władzy wykonawczej i pogłębiającej się anarchizacji życia społecznego.
Aktom sądowym wprawdzie nie można wierzyć w pełni, wiele w nich bowiem przesadnych pojękiwań, każda niemal rana jest śmiertelna, a grabież całkowita. Takich postępków „prawem i lewem” było w XVII wieku pełno, wystarczy zajrzeć do grubej księgi Władysława Łozińskiego pod takim właśnie tytułem.
Również i pod tym względem Pasek nie stanowił wyjątku wśród ówczesnej szlachty. To tylko dobrotliwemu historykowi literatury Bronisławowi Chlebowskiemu wymknął się nieopatrzny zwrot o miękkim sercu Jana Chryzostoma. Od czasów Ignacego Chrzanowskiego, który nazwał Paska pijakiem, awanturnikiem, kłótnikiem i zawadiaką, nikt już nie ma wątpliwości, iż była to postać moralnie licha, choć dla swej epoki niestety dość typowa. Nie gorszono by się tym we Francji, której literatura chlubi się przecież takim urwipołciem jak Villon (ok. 1431–zm. po 1463), wiodącym żywot niemalże bandyty. Nikt tam też nie załamuje zbytnio rąk nad Rimbaudem (1854-1891), który po cyklu znakomitych wierszy resztę życia spędził na handlu bronią i niewolnikami.
Pasek był typowym polskim szlachcicem, pełnym nieufności wobec magnatów, swoistego przywiązania do króla, gotowym do wojaczki i bijatyki, walczącym, jak wielu Mazurów, o byt szablą, pięścią i… językiem (W. Czapliński uważa, że popełnilibyśmy błąd, gdybyśmy, sądząc po Pasku, przyjęli, „iż każdy szlachcic w tym czasie był i ziemianinem, i prawdziwym rycerzem”). Już Brückner pisał, że posiadał on wspólne dla całej polskiej szlachty poczucie godności osobistej, któremu często dawał wyraz. Wspólny też był brak strachu przed panem na ziemi w postaci króla i Panem na niebiosach w osobie okrutnego i despotycznego Boga, którego tak obawiali się kalwiniści czy janseniści. Liznąwszy nieco nauki w rawskim kolegium jezuitów, Pasek zachował na całe życie miłe przekonanie, iż protektor na niebieskim dworze przyjdzie mu w razie potrzeby z niezawodną pomocą, tak jak to uczynił św. Antoni Padewski, gdy autor Pamiętników wpadł z przepicia w ciężką chorobę.
Podziwiany za styl, bywał nieustannie krytykowany za charakter, mentalność, horyzonty polityczne i religijne. Mickiewicz, choć wielbił Paska jako pamiętnikarza, jednocześnie tłumaczył Francuzom, iż sami widzą, jak trudno było rządzić państwem złożonym z dziesiątków tysięcy takich szlachciców, jak autor Pamiętników. Drugi z jego admiratorów Cazin wykrzykuje: „Pasek jest równie wielki jako pisarz, jak mały jako człowiek!”. We wszystkich niemal charakterystykach jego dzieła dźwięczą echa znanego powiedzenia: „O Boże, gdzie lokujesz talenta”. Znajdujemy je również i w obszernej przedmowie do amerykańskiej edycji Memoirs of the Polish Baroque (Berkeley 1976).
W Polsce jednak lata niewoli nałożyły na pisarza obowiązek, aby jako moralny przewodnik narodu świecił również własnym przykładem. Stąd częste ubolewania, iż figurze o tak wątpliwej etyce Bóg dał niewątpliwy talent pisarski; że marny człowiek mieszkał w jednym ciele ze wspaniałym stylistą. Na pewno Paska lepiej i bezpieczniej było czytać, niż z nim sąsiadować, a tym bardziej (co nie daj Boże) mieć z nim zatarg o psa, zająca czy grunty10. Ale przecież io wzorze wszelkich cnót dla późniejszych pokoleń, kanclerzu Janie Zamoyskim, pisano (przez ostrożność tylko w prywatnych listach), że był uciążliwy dla sąsiadów, a nawet dla samego monarchy. Co prawda z królami pozostawał Pasek (jeśli wierzyć Pamiętnikom) akurat w dobrych stosunkach. Gdyby nawet na karb właściwej im przesady położyć swobodę, z jaką autor paradował po dworskich komnatach, czy fawory, którymi darzyli go dwaj Janowie: Kazimierz i Sobieski, to i tak z Paskowych relacji wynika, iż dystans dzielący szlachcica od króla był w Polsce o wiele mniejszy niż w innych państwach ówczesnej Europy. Zwykło się mówić, iż Paska wyróżniał regalizm, dość nietypowy dla ówczesnej szlachty; pamiętajmy jednak, że cała ta warstwa poważała królów pod warunkiem wszakże, iż nie będą naruszać jej przywilejów stanowych. Najzagorzalsi zaś obrońcy „złotej wolności” nie pozostawali nieczuli na materialne przejawy łaski doznawanej od królów. Odmiennie już było z ich francuskimi małżonkami. Pan Pasek nie cierpiał Ludwiki Marii, krytycznie odnosił się do Marii Kazimiery. W jego oczach były one skazane na potępienie niejako z góry: i jako cudzoziemki, i jako kobiety, mącące polityczną kadź po to tylko, aby w niej uwarzyć śmiertelny dla „złotej wolności” napój. Nienawistny musiał też być dla niego wersalski model stosunków między panem a poddanymi, którego istnienia można się było domyślać ze zgorszonych reakcji Marysieńki, o jakich często jest mowa w Pamiętnikach.
Po każdej z dawniejszych epok pozostają różne rodzaje źródeł: oficjalne, w których stara się ona współczesnym i potomności zaprezentować w sposób możliwie najbardziej dla siebie korzystny, i te niejako prywatne, odsłaniające prawdziwe oblicze zarówno epoki, jak ludzi w niej żyjących. Pamiętniki Paska należą w większości do drugiego z tych nurtów. Jego dzieciństwo i wczesna młodość (urodził się gdzieś około 1636 roku we wsi Węgrzynowice, którą dzierżawił jego ojciec) przypadły jeszcze na „srebrny wiek” Rzeczypospolitej11. Polska „wojna dwunastoletnia”, trwająca od roku 1648 do 1660, rozłamała XVII wiek na dwie jakościowo różne części, które można by nazwać okresami przed i po „potopie”. Wiele wskazuje na to, że najazd szwedzki stanowił dla opinii szlacheckiej większy wstrząs niż I rozbiór (który nie był przez współczesnych uważany ani za pierwszy, ani za rozbiór).
Badacze (J. Wimmer) skrupulatnie wyliczyli, przez ile lat Rzeczpospolita nie prowadziła wówczas wojen zewnętrznych; w sumie na XVII wiek przypadało ich zaledwie 32. A przecież i okresy względnego spokoju mąciły konfederacje wojskowe, o które pan Pasek tak często się ocierał, oraz rokosze. Bunt Jerzego Lubomirskiego został w Pamiętnikach przedstawiony z dobrotliwym humorem, choć pod Mątwami (1666) stoczono jedną z najkrwawszych bitew w dziejach siedemnastowiecznej Polski. Wycięto wówczas w pień znaczną część czarniecczyków, którzy tak dzielnie stawali przeciwko Szwedom, a pod Mątwami bronili króla.
Pasek należał do generacji, która zdobywała edukację nie na obcych uniwersytetach czy podczas turystycznych wojaży po Anglii i Niderlandach, Francji i Włoszech, lecz na polach bitewnych. One to dyktowały zarówno modę (stąd przyspieszona orientalizacja kultury polskiej), jak i styl życia oraz związane z nim ściśle postawy i poglądy Jest rzeczą jasną, iż ubogi mazowiecki szlachetka w bardziej sprzyjających, pokojowych czasach mógłby znaleźć się na zachodzie Europy jedynie w świcie wielkiego pana. Ciągłe wojny dały jednak Janowi Chryzostomowi poczucie wyższości nad peregrynantami, które pozwoliło mu napisać, iż co innego jest jeździć za granicę, aby tam wyuczyć się „Pierla italiana? pierla franciezo?”, a co innego aby poznać tam „Werdo? Mień hasło!”12. Istotnie pan Pasek przekroczył granice swej ojczyzny, aby w Danii wziąć udział w jeszcze jednej wojnie, a nie wiedziony ambicją poznania języka czy pragnieniem zdobycia dyplomu wyższej uczelni. Wyjechał jako żołnierz i pod komendą ukochanego wodza, jakim był dla niego Stefan Czarniecki. Historycy literatury od dawna zwracali uwagę na widoczny w Pamiętnikach kult wojska i szlacheckiego żołnierza oraz na zawartą w nich apologię walecznego hetmana. Sądzę, że Pasek nie zgorszyłby się zbytnio, gdyby w jego monografii, pióra Adama Kerstena13, przeczytał, iż ten, co rzekomo wyrósł nie z soli i chleba, w istocie wyrąbał sobie szablą niezgorszą fortunę, a dzięki zasługom wojennym przedostał się w szeregi magnaterii. Wszelkie ewentualne kąśliwe uwagi z tym związane uznałby za bezsensowne.
Choć już Skarga zaczął głosić potrzebę bezinteresownej służby dla ojczyzny, to jego ideały, wyhodowane za klasztorną furtą, nie mogły znaleźć u szlachty zrozumienia. Ten sam Pasek, który gdzie indziej pomijał rzeczy, mogące ukazywać go w ujemnym świetle14, bez żenady przyznaje, ile to zarobił, prowadząc moskiewskie poselstwo. Choć w sumie nazbierało się tego aż 17 000 złotych, nie wahał się jeszcze zabiegać na sejmie o sporą nagrodę za usługi, jakie oddał Rzeczypospolitej. Równocześnie jednak Pamiętniki pokazują, jak bardzo setki tysięcy panów Pasków musiały się namachać szablą, aby wydobyć kraj z ogromnego niebezpieczeństwa. Jeśli wówczas ów pierścień śmierci jeszcze się wokół Polski nie zamknął, to tylko dlatego, że przyszli zaborcy mieli rozbieżne interesy.
Rosja wstrzymała inwazję, aby nie wspomagać Szwecji, a Austria przyszła Rzeczpospolitej z pomocą, każąc sobie zresztą drogo płacić. Jej wojska potrafiły grabić polskie wioski i wsie wcale niezgorzej od oddziałów szwedzkich. Trudno się temu bardzo dziwić; uważny czytelnik Pamiętników spostrzeże bez trudu, że oddziały Czarnieckiego, pod którego komendą powędrował Pasek do Danii, też dalekie były od anielskości. Nie pierwsza to zresztą i nie ostatnia ze sprzymierzonych armii, która dała się we znaki również i mieszkańcom oswobadzanych terenów. Cóż zaś mówić o wrogich wojskach!15
Wojnie towarzyszyły liczne przejawy okrucieństwa, ich opisy zajmują wiele miejsca na kartach Pamiętników. Pasek czasem przypomina wręcz pisarzy ubiegłego stulecia, gdy w formie dobrodusznej narracji przedstawia okrucieństwo wojny, jak choćby w opowiadaniu o chłopach, którzy w poszukiwaniu połkniętych dukatów rozpruwali napotkanym w lesie Szwedom brzuchy. „A tam nic nie znalazłszy, to dopiero «Idźże, złodzieju pludraku, do domu; kiedy zdobyczy nie masz, daruję cię zdrowiem»”. I puszczali ich wolno, przedtem „brzuch nożem rozerznąwszy i kiszki wyjąwszy”16.Wtej samej konwencji utrzymane są opowieści o spaniu na trupie tłustego przeciwnika czy certowaniu się, kto ma ściąć wziętego do niewoli szwedzkiego oficera. Przypomnijmy, że chodzi o bezbronnego jeńca i że prowadzący go pachołek widzi tylko jedną przeszkodę: przed egzekucją należy zdjąć Szwedowi szaty, bo się pokrwawią, a szkoda, gdyż są piękne i kosztowne. Jeśli kiedyś Pamiętniki doczekają się sfilmowania, to wolno wątpić, czy te i im podobne sceny trafią na ekran. Zostały one wprowadzone do Pamiętników bez słowa komentarza, którego potrzeby Pasek nie widział nawet po latach. Aby w literaturze ubiegłego wieku znaleźć podobne opisy, musielibyśmy chyba sięgnąć do Przygód dobrego wojaka Szwejka Jaroslava Haska, w których makabra wojny przeplata się z niemalże bełkotem, a w każdym razie z mówieniem o niej jak o rzeczy codziennej i obojętnej. Niektóre sceny opisane przez Paska (choćby ów smaczny sen na ciele martwego, tłustego Moskala) mogłyby się znaleźć w Matce Courage Bertolta Brechta. Niezłe to parantele literackie jak na skromnego szlachcica z Mazowsza, który nigdy przecież nie parał się piórem zawodowo, a od lektury raczej stronił.
Swoisty „czarny humor” łączy Paska z Rzecząpospolitą Babińską, która zresztą zakończyła swą działalność dopiero za jego czasów (w 1677 roku). Autor Pamiętników nic zapewne nie wiedział o istnieniu zgromadzenia wesołych łgarzy, choć ci, choćby za Paskowe opowieści o Danii i tamtejszych krasnoludkach17, nadaliby mu honorowe miano doświadczonego podróżnika. Brückner, który widział w opowiadaniach Paska humor godny Zagłoby, nazywał go „babińskim historykiem”.
Zarówno u Paska, jak i w Aktach babińskich występuje humor nazywany dziś „czarnym”, koncepty budzące obecnie raczej niesmak niż uśmiech, jak choćby opowieść Adama Trzemeskiego o młynarczyku, który był tak pijany, iż nie czuł, jak go piła przerżnęła na pół, czy też rada Zbigniewa Gorajskiego, by chorym na podagrę bolącą nogę przybijać gwoździem do drzewa. Nawet poważny właściciel Rakowa, Jakub Sienieński, miał twierdzić, iż wszelkie bóle żołądka najlepiej leczy mocne uderzenie dyszlem w brzuch. Podobne okrucieństwo spojrzenia cechuje również teatr Moliera, powstały w tymże samym wieku. „Pamiętajmy, że była to epoka, w której wynajmowało się okna, by patrzeć, jak kogoś będą rozszarpywać końmi; ludzie byli twardzi, nic a nic nie byli sentymentalni” – słusznie zauważa T. Boy-Żeleński18. Podobne podejście występowało w kaznodziejstwie i sztuce kościelnej; na ścianach świątyń oglądano obrazy przedstawiające wymyślne sceny męczeństwa. Ich twórcy musieli się mocno wysilać, albowiem szlachcic polski, sam okrutny i z okrucieństwem otrzaskany, nie dawał się byle czym zaszokować.
Nie znał na szerszą skalę „czarnego humoru” zadufany w sobie wiek XIX, wierzący, iż wojny narodów i totalne zniszczenia należą do bezpowrotnej przeszłości. I nie jest rzeczą przypadku, iż ten właśnie rodzaj humoru rozkwita po doświadczeniach drugiej wojny światowej, w obliczu masowego ludobójstwa, którego dokonywano z wyrafinowanym okrucieństwem, dowcipy na temat nieszczęść jednostki stają się rodzajem zabiegu psychoterapeutycznego. Pod tym względem ludzie połowy XVII wieku i ich o trzysta lat późniejsi potomkowie dobrze zrozumieliby się nawzajem. Podobnie jak Bertolt Brecht, pragnąc potępić okropności lat 1939-1945, sięgał do doświadczeń wojny trzydziestoletniej, tak gusta babińczyków oraz Paskowe opowieści o okrucieństwach wojny pod tym względem łatwiej jest chyba zrozumieć nam niż na przykład Windakiewiczowi czy Bartoszewiczowi, piszącym o Babinie u schyłku XIX wieku.
Pan Pasek niewiele żywił współczucia dla ludzi ginących na wojnie. Zbyt często ocierał się o śmierć, aby się do niej nie przyzwyczaić. Emocjom daje upust raczej wtedy, gdy wspomina o zwierzętach, niż kiedy pisze o ludziach. Być może w zaginionej części rękopisu były jakieś cieplejsze słowa na temat rodziców; daremnie by ich szukać pod adresem żony Ponieważ nie doczekał się z nią potomstwa, trudno powiedzieć, jaki byłby w stosunku do dzieci.
Poglądy Jana Chryzostoma Paska na małżeństwo każą nam nisko schylić czoło przed genialną intuicją Aleksandra Fredry, który tak znakomicie umiał ukazać psychikę swych szlacheckich bohaterów. „Piękne dobra w każdym względzie: Lasy, gleba wyśmienita – Dobrą żoną pewnie będzie – Co za czynsze! – To kobieta!”19; mógł tak wykrzyknąć i pan Pasek, gdy mu swatano pannę Śladkowską, która była wprawdzie „zła jak jaszczurka” i lubiła sobie popić, ale za to miała wieś wartą 70 000 czerwonych złotych, a pola takie, że na każdym zagonie można było sadzić cebulę.
Komentatorzy wymawiają mu, że nie znał się na kobietach, skoro ujrzawszy swą przyszłą małżonkę, mającą pod pięćdziesiątkę, myślał, że „nie ma nad 30 lat”. W rzeczywistości autora Pamiętników zawsze bardziej interesowała wysokość posagu niż liczba lat jego posiadaczki. Raz tylko się uskarża, że nie mógł mieć potomstwa, wielokrotnie natomiast wzdycha nad różnymi ekspensami. Przedstawiając, z wyraźną zresztą przesadą, oschły stosunek Jana Kazimierza do żony, przypisywał chyba królowi własną postawę uczuciową20.
Poetą był marnym, ale wiersze mimo to pisywał, bo tak wypadało w wieku, w którym rymy, nawet najgorsze, stawiano wyżej od prozy, choćby najlepszej. Otóż najlepszy liryczny wiersz poświęcił w Pamiętnikach nie kobiecie, ale ukochanemu koniowi21. O kolorach pisze skąpo, ale na 27 barw, jakie opisuje w Pamiętnikach, jedna trzecia dotyczy rumaków22. Z dumą wspomina, iż w swoim majątku chował istną ptasią menażerię. Jedynym stworzeniem, które wspomina z wyraźną czułością, jest słynna wydra. Jej to, jak również ptakom i koniom, poświęca o wiele cieplejsze słowa niż ludziom. Ona właśnie, obok Baśki Murmańskiej i Kasztanki Marszałka, trafiła do wypisów szkolnych. Przywiezioną przez polskich żołnierzy gdzieś spod bieguna białą niedźwiedzicę zatłukli chłopi, wydrę zabił dragon królewski, za co otrzymał tyle kijów, że „się nie mógł wysmarować”, jak pisze Pasek. A jeśli kogoś w swych Pamiętnikach żałuje, to oczywiście wydry, a nie żołnierza. Jeszcze jeden to dowód, iż z czułością wobec zwierząt łączył twarde serce dla ludzi. Trudno się więc dziwić, iż pierwszy wydawca Pamiętników (E. Raczyński) tak się zgorszył tą opowieścią, że uznał za stosowne ją ocenzurować. Pasek pisze, iż dragon dostał blisko cztery tysiące kijów, a jeszcze „nad prawo sieczono i leżącego”, co Raczyński zmienił na brzmiące niewinnie zdanie: „i skończyło się natem, że mu w skórę dano”23. Nie chciał najwidoczniej dawać zaborcom kolejnego przykładu polskiego barbarzyństwa i okrucieństwa.
U Paska występuje zadziwiający kontrast między rozmiarami jego talentu a niesłychaną przeciętnością osoby ten talent posiadającej. Gdyby już wówczas istniała socjologia, a jej kapłani mogli przeprowadzać tak modne dziś ankiety, większość uzyskanych od szlachty odpowiedzi byłaby zapewne zgodna z poglądami, jakie znajdujemy na kartach Pamiętników. Wyrażają się one przede wszystkim w ksenofobii, która tak rozkwitła po latach „potopu”. Szwedzi są dla Paska narodem świńskim, Moskale jaszczurczym, Niemcy to psy, bo lutry, największym nieszczęściem są jednak Francuzi. Wspominana już „wojna dwunastoletnia” sprawiła, iż niechęć do cudzoziemców staje się wśród szlachty zjawiskiem powszechnym. Obcych – dawniej oglądanych w roli pokornych petentów, zabiegających, jeśli byli kupcami, o nabycie ich towarów, skoro rzemieślnikami czy artystami, o skorzystanie z ich usług – ujrzano (zwłaszcza w latach 1655-1660) w roli uzbrojonych najeźdźców, rabusiów, gwałcicieli.
Jeśli cudzoziemcy występowali nawet bez szpady czy muszkietu w ręku, to jako wrogowie przywilejów szlachty, knujący spiski na dworze królewskim. Pasek nie cierpi Francuzów, bo oni właśnie obsiedli dwór, znajdując najwyższych protektorów w koronowanych rodaczkach. Nie cierpiałby tak samo Niemców, Włochów czy Węgrów, gdyby przypadkiem król lub królowa wywodzili się z tej samej nacji. Podzielał także poglądy swej warstwy na państwo; Rzeczpospolita to dla niego wspólna własność całej szlachty, której należy za wszelką cenę bronić przed wrogami „złotej wolności” i innymi zakusami tak z zewnątrz, jak i od środka. Pasek żył w czasach, kiedy – na skutek szoku, wywołanego najazdem szwedzkim – zaistniała ostatnia chyba możliwość naprawy ustroju Rzeczypospolitej. Trudno jednak wątpić, że byłby z pianą na ustach bronił prawa do „liberum veto” i z takim samym zapałem zwalczał projekty wprowadzenia elekcji vivente rege. Był on jednak w jakimś sensie patriotą, choć na swój, szlachecki i siedemnastowieczny sposób. Z jakim aplauzem zapisuje w Pamiętnikach słowa jezuickiego kaznodziei, iż krew wylana w obronie ojczyzny nie plami i nie trzeba jej obmywać, przystępując do ministrantury. Bronić zaś należy wszystkich granic Rzeczypospolitej, a więc zarówno przed Szwedami, jak Moskalami czy Kozakami.
Nie tylko samych wojen, ale i sposobów ich prowadzenia Pasek nie dzielił na słuszne i niesłuszne, bo sprzeczne z Dekalogiem. Doskonale godził rekwizycje, a nawet grabieże ludności cywilnej, ścinanie bezbronnych jeńców itd. ze stale manifestowanym katolicyzmem. Tadeusz Boy-Żeleński napisał, iż nie wyobraża sobie spowiednika, który byłby w stanie skłonić pana Podbipiętę do rezygnacji z pojedynku24. Pasek stawał w trzydziestu takich potrzebach i to nie tylko w roli sekundanta. Jak widać, nie uznawał ich za sprzeczne z moralnością chrześcijańską. Godził z nią również doskonale wiarę we wszelkiego rodzaju zabobony Nie miał potomstwa, bo pojęta przez wzgląd na majątek wdowa była już zbyt leciwa. Najpoważniej w świecie składał to jednak na złość ludzką: kładziono im do łóżka spróchniałe drewno z trumny, co uniemożliwiało żonie zajście w ciążę (a może ona sama mu tak tłumaczyła powody swej bezpłodności?).
Natomiast najprzykładniej we współczesnym świecie Pasek nie cierpi odstępców od wiary i to równie mocno rodzimych „lutrów”, a więc kalwinów czy arian, jak obcych protestantów. Nie tylko za to, że trzymali się Szwedów, o czym pisze już na pierwszych zachowanych kartach Pamiętników. Zaraz dodaje jednak, z rzadką u siebie bezstronnością, że w tych dysydenckich chorągwiach służyło wielu katolików. Jak się wydaje, w dobie postępującej szybko uniformizacji kultury szlacheckiej, pana Paska drażniło przede wszystkim to, że choć Polacy i szlachta, to równocześnie są kimś obcym, gdyż wyznają inną wiarę; i lekkomyślnym, skoro dobrowolnie wyrzekają się potężnych protektorów w osobach świętych pańskich25. Wiadomo bowiem, jak ciężko jest szlachcicowi przebijać się przez życie doczesne i wieczne bez czyjegoś możnego wsparcia.
Skoro już padło słowo kultura, to warto poświęcić nieco uwagi erudycji pana Paska. Jest ona, zwłaszcza jeśli chodzi o antyczne dzieje i mitologię, wręcz zadziwiająca, jeśli przypomnieć, że nauki w rawskim kolegium pobierał raczej krótko. Mimo to wcale dobrze znał łacinę, trochę niemiecki i rosyjski (mógł się go nauczyć, prowadząc poselstwo z Moskwy). A gdyby nawet wyniósł z nauki u o.o. jezuitów pewne wiadomości, to trudno przypuszczać, aby był je w stanie zachować w pamięci przez całe życie. Na bardziej systematyczną lekturę miał raczej mało czasu; nic nam też nie wiadomo, aby posiadał jakąś biblioteczkę, choćby tak skromną jak ta, którą Jakub Kazimierz Haur rad był widzieć w każdym ziemiańskim dworku26. Na tym tle intrygują przytaczane w Pamiętnikach mowy i listy. Zapewne je rzeczywiście wygłaszał i pisał, ale raczej nie w tak obszernej i upstrzonej łacińskimi cytatami wersji, jaką nam do wierzenia podał. Obowiązująca od starożytności konwencja literacka wkładała w usta bohaterów, a zwłaszcza wodzów przed stoczeniem decydującej bitwy, kunsztowne i długie mowy, na których komponowanie i wygłaszanie nie mieli bez wątpienia ani czasu, ani chęci. Z własnego doświadczenia wiemy, iż często, już po zabraniu głosu, myślimy sobie: należało to powiedzieć ładniej i obszerniej. Pamiętniki dały Paskowi sposobność wyszlifowania swych oracji „na ostatni połysk”. Mogły mu być w tym pomocne krążące wówczas po szlacheckich dworkach silvae rerum, w których takich właśnie mów spotykamy na kopy. Stąd pewne fragmenty, jako oczywiste kopie utworów krążących wśród szlachty, Brückner opuścił w wydaniu Pamiętników, które ukazało się w serii Biblioteka Narodowa. Istniały już wówczas podręczniki wymowy i zbiory oracji w rodzaju Mówcy polskiego, którego dwa tomy wydał w 1676 roku Jan Stefan Pisarski, czy dzieła Orator polityczny, weselnym i pogrzebowym aktom służący
Jana Kazimierza Wojsznarowicza. Uważna kwerenda w tych opasłych tomach, podobnie jak w sylwach, pozwoliłaby być może odnaleźć całe zdania, akapity, a nawet fragmenty, które Pasek włączył do swych Pamiętników.
Słynna relacja Jana Chryzostoma o szyciu z łuków do aktorów francuskich mówi wiele o jego stosunku do teatru jako dziedziny kultury. Podobnie jak większość szlachty widział w nim jedynie jarmarczną rozrywkę, a w aktorstwie zajęcie niegodne uczciwego człowieka, tym bardziej szlachcica. Dawny wychowanek księży jezuitów czynił zapewne wyjątek dla sztuk religijnych, choć i to nie jest pewne, zważywszy, iż w XVII-wiecznym kolegium rawskim nie istniał teatr szkolny. Pasek przesunął zresztą całe zajście o lat dziesięć; tumult w teatrze miał bowiem miejsce w 1674 roku (a nie w 1664). Może data zatarła mu się w pamięci, a może chciał raz jeszcze pochwalić się łaskami króla, który rzekomo śmiał się z całego zajścia, i przypiąć łatkę Ludwice Marii, za której panowania Francuzi na wszystko, jak pisze, sobie pozwalali27. Komentarz nawet jak na Paska dość zaskakujący, jeszcze chwila, a zaczniemy go podejrzewać o zamiar rozmyślnej autokompromitacji. Tak naprawdę to nienawiść do Francuzów pozbawiła go do reszty obiektywizmu. Przesłoniła mu świat, w przenośni i dosłownie, skoro w pewnym miejscu pisze, że ich peruki były tak ogromne, iż „aż jasność okien [zamkowych] zasłoniły”28. Pozostaje podziękować Opatrzności, iż francuska trupa nie zabierała się do odegrania sztuki któregoś ze swych wielkich rodaków (Moliera, Racine’a, Corneille’a), a zamierzała tylko pokazać jakieś polityczne sztuczydło, co zresztą jeszcze bardziej rozjuszyło szlachtę. Po wiekach przeprosił za to nieszczęsnych komediantów Czesław Miłosz, myląc zresztą ich narodowość:
I włoskim komediantom współczuję serdecznie –
Biedacy, nie wiedzieli, że jest niebezpiecznie
Grać w tym kraju, co niby gościny udziela,
Bo szlachta, rycząc, z łuku do aktorów strzel29.
Gdybyśmy jakimś cudem spotkali pana Paska i zapytali, kim jest, na początku wymieniłby bez wątpienia przynależność stanową; szlachectwo oznaczało automatycznie przynależność do narodu polskiego w sarmackim słowa tego rozumieniu, a więc wyłączającym inne stany społeczne. W dalszej kolejności powiedziałby bez wątpienia, że wyznaje katolicyzm i pochodzi z województwa łęczyckiego, ale Mazurem nie jest. My go jednak uważamy za jednego z Mazurów i to typowego; podobnie sądzili współcześni, którym daremnie tłumaczył, że jest tylko „mazowiecki samsiad”30. Musiał jednak stanąć do bójki w obronie dobrego imienia Mazurów, aby nie pomyślano, że tchórzy. Wpływy mazurzenia są widoczne w Pamiętnikach (podobnie jak w samym nazwisku ich autora, które pierwotnie brzmiało Paszek). Jan Chryzostom zbyt wiele czasu przebywał poza rodzinnym Mazowszem, aby wpływy te mogły się silniej odcisnąć.
Mimo że procesy polonizacyjne, a co za tym idzie i takaż świadomość etniczna, objęły już za czasów Paska całą niemal szlachtę, to jednak w ówczesnych źródłach Mazur bywa nadal wymieniany obok nie tylko Prusaka (mieszkańca Prus Królewskich), Litwina, Żmudzina czy Rusina, ale i Polaka. Decydował region urodzenia, który był „małą ojczyzną” (jeszcze Mickiewicz pisał: „Litwo, ojczyzno moja…”). Pasek miał to nieszczęście, że jego „mała ojczyzna” stanowiła prowincję, z której szczególnie lubiano się wyśmiewać. Wywodziło się to chyba z kontrastu między wszędobylstwem, aspiracjami i poziomem umysłowym Mazurów a ich stanem majątkowym i poziomem intelektualnym. Byli oni polskimi Gaskończykami, z których we Francji podkpiwano sobie równie chętnie. Swą aktywnością budzili niechęć zamożnej i oświeconej szlachty, która w znacznej mierze popadła w tak niezrozumiały dla późniejszych badaczy życiowy kwietyzm. Mazurzy budzili jej szczególną niechęć, ponieważ im się Jeszcze chciało”. Zarówno autentyczny, jak fikcyjny bohater literackiej prozy, należącej do arcydzieł naszego piśmiennictwa, a więc i Pasek, i Rzędzian, do czegoś dochodzą. Ten drugi, jako jedyny chyba z bohaterów Trylogii, robi karierę społeczną i zdobywa pokaźnę fortunkę, a mimo to wciąż śmieszy czytelników. Postać Rzędziana zawiera zresztą sporo rysów Paska, na co zwracał już uwagę Ignacy Chrzanowski31.
Pamiętniki są wielorakim spojrzeniem od dołu: szaraka, który „wybił się na zamożność”, pospolitego żołnierza, zwykłego szlachetki, który bywał na królewskich pokojach, choć nie zachowywał się na nich z taką swobodą, jak to później opisał. Czytając pamiętniki ówczesnych ministrów (Jerzego Ossolińskiego czy Albrychta Radziwiłła), zadajemy sobie nieraz pytanie, co myśleli słudzy pana Albrychta, towarzyszący mu na dworze, czy pachołkowie Ossolińskiego, patrząc na swego pana, kiedy jego koń gubił na rzymskim bruku niedbale przybitą złotą podkowę. Już Mickiewicz zwrócił uwagę, iż większość pamiętników francuskich XVII wieku ukazuje bitwy widziane oczami sztabów i dowódców, natomiast Pasek widzi je we fragmentach, od strony poszczególnych epizodów32. W tym miejscu przypomina nam się Stendhal, który zyskał uznanie krytyków za opis bitwy pod Waterloo oglądanej przez bohatera Pustelni parmeńskiej z perspektywy… końskich zadów. Podobną wizją dziejów gorszyli się ci wszyscy, którzy szukali u Paska obrazu wielkiej polityki, a nie znalazłszy go, postawili Pamiętniki obok Trzech muszkieterów i Trylogii33.
Krytykując Sienkiewicza za to, iż „w końcu może znużył czytelnika, przedstawiając przeszłość zbyt jaskrawo, a jednostronnie zarazem: w ciągłym hałasie wojennym lub gwarze biesiadnym trudno uchwycić fizjognomię codziennego życia”34, Bruckner zarzucał mu w gruncie rzeczy wykorzystywanie Paskowych Pamiętników jedynie w partiach dotyczących ówczesnych bitew i potyczek.
Rozlewność niektórych przemów oraz listów (uczciwszy uszy: po prostu nudnych) może znużyć dzisiejszego czytelnika. Warto jednak zwrócić uwagę, że sąsiaduje ona ze skrótowym, nieraz wręcz nowoczesnym zapisem. Ileż u tego gaduły jest zdań skrótowych; jakże lapidarnie na przykład charakteryzuje Pasek ową przysłowiową zaradność Mazurów, szykanowanych dość często w innych regionach szlacheckiej Rzeczypospolitej. „Dopiero tego w łeb, tego w nos, tego po plecach; i tak ci uczyniłem sobie pokój, żeć mię przecież nie nazywali adwena [przybysz]” – pisze. I tylko tyle. Niejeden zresztą Pasek tak postępował.
Władysław Czapliński trafnie zauważa, iż wielu ówczesnych pamiętnikarzy opisuje w paru słowach wydarzenia, które dałoby się rozbudować w obszerną nowelę. I przytacza kapitalny przykład z diariusza Samuela Maskiewicza: w 1615 roku przybył on na pogrzeb swego przyjaciela, by ostatnią oddać posługę oraz pocieszyć zbolałą wdowę. „Pracowałem siła, nimem ciało ubrał omywszy – pisze Maskiewicz – w wielkiej łasce u samej [pani domu], a potem trochę, co diabeł każe”. Sytuacja godna Maupassanta…
Wspomniałem francuskiego pisarza, ponieważ również i u Paska znajdujemy sceny obyczajowe, które nadawałyby się do rozwinięcia w całe nowele, że wymienimy choćby sposób, w jaki miał potraktować gdańszczan, cieszących się z tureckich zwycięstwa35, czy pyszną opowieść o szlachcicu, który przebrawszy się w strój orientalny, wjechał do rodzimej siedziby na wielbłądzie, czym rodzica zamiast ucieszyć, tak nastraszył, że ten „rozchorował się z przelęknienia i niezadługo potem umarł”36. Co ważniejsze Pamiętniki są istną kopalnią materiałów ukazujących właśnie ową „fizjognomię codziennego życia” szlachty, której brakowało Brücknerowi u Sienkiewicza. Pasek opisał szczegółowo, jak uderzano w konkury, o czym mówiły przyśpiewki, jak zabawiano się na dworach, słowem całe prywatne życie „właścicieli szlacheckiej Polski”. Tylko zmian mody nie chciało mu się, ku naszemu żalowi, odnotować. „Co ja już pamiętam odmiennej coraz mody w sukniach, w czapkach, w botach, szablach […], nawet w czuprynach, gestach, w stąpaniu i w witaniu, o Boże święty, nie spisałby tego na dziesięciu skórach wołowych!”37. Trudno mu to mieć za złe, ponieważ my dziś też nie nadążamy z rejestracją wszystkich przemian mody i obyczaju. Choć za czasów Paska mężczyźni bardziej się stroili od kobiet i więcej nieraz wydawali na szaty i klejnoty, to jednak lepszy zmysł obserwacyjny posiadały, jak zawsze, niewiasty.
Pasek dość uważnie obserwował natomiast duńskie obyczaje, pisząc o nich wszakże z właściwą sobie łatwowiernością, żeby tylko przypomnieć jego relacje o duszkach domowych, chętnie dzielących się kołaczem weselnym z ludźmi.
Na marginesie Pamiętników słusznie jednak przypomniano, iż Włoch Torquato Pechi, przebywający w tym kraju na sto lat przed Paskiem, równie serio informował czytelników, że Duńczycy sprzedają żeglarzom wiatry morskie, schowane w chusteczkach do nosa. Badania przeprowadzone w Danii pozwoliły na ustalenie, iż wiele informacji Paska o tym kraju pokrywało się z rzeczywistością. Nie było więc jego wymysłem to, że Duńczycy chowają pszczoły w „słomianych pudełkach, nie w ulach”, bo istotnie trzymali je w wielkich flaszach plecionych ze słomy. W oddziale etnograficznym Muzeum Narodowego w Kopenhadze odnalazły się zaś łóżka do spania, zasuwane w ściany jako szafy, czy rynienki na ogień ustawiane w izbach, o których czytamy w Pamiętnikach. Historycy duńscy, pisząc o stosunkach na tamtejszej wsi w połowie XVII wieku, do nich właśnie często sięgają. Jeśli więc Pasek jest obecnie przychylniej niż dawniej oceniany jako źródło historyczne, to przede wszystkim z uwagi na jego zmysł obserwatora realiów życia codziennego, nie tylko zresztą w Danii.
Gorzej jest z opisem działań wojennych, w których sam nie brał udziału; dziś już wiemy, że zawarte w hymnie narodowym słowa o Czarnieckim „dla ojczyzny ratowania rzucił się przez morze” nie są ścisłe. Jak ustalił Adam Kersten, żołnierze przyszłego hetmana dotarli na wyspę Alsen na łodziach, choć Pasek podaje, iż przebyli tę drogę wpław. Znakomicie natomiast przedstawił atmosferę bratobójczych walk w dobie rokoszu Lubomirskiego. W tej polskiej drole de guerre Pasek brał osobiście udział (po stronie regalistów), ale jej zbyt poważnie nie traktował. „Bo było to, co jeden brat przy królu, a drugi przy Lubomirskim; ociec tam, syn tu; to nie wiedzieć, jako się było bić” – przyznaje otwarcie pamiętnikarz38. Fantazjował natomiast, żeby nie powiedzieć łgał na potęgę, wówczas, gdy pisał o rozmowach z możnymi tego świata. Nie pożałował sobie nawet gorącego uczucia ze strony duńskiej arystokratki, której list miłosny, skopiowany być może z jakiegoś podręcznika, zamieszcza pod rokiem 1659. Pobłażliwie natomiast i półgębkiem wspomina o tym, jak to polscy żołnierze „swawolili” w Danii. Skądinąd wiemy, że owi sojusznicy dali się wówczas we znaki nie tylko szwedzkim przeciwnikom, ale i miejscowej ludności.
Każdemu, kto czytał Dziennik Samuela Pepysa (1633-1703), w wyborze i przekładzie Marii Dąbrowskiej, musiało chyba nasunąć się skojarzenie z Pamiętnikami Paska (ok. 1636-1701). Tych dwóch ludzi było rówieśnikami; dziesięciolecie (1660-1669), w którym spisywał swój dziennik londyński groszorób i epikurejczyk, przypada na okres (1656-1688), jaki obejmuje pamiętnik polskiego szlachcica, zawadiaki oraz gawędziarza. Oba te utwory łączą jednostkowy opis losu ludzkiego z szeroką panoramą wydarzeń politycznych. Oba też zostały odkryte dopiero w XIX wieku, z drobną tylko różnicą w datach (I wyd. Pepysa przypada na 1825 rok, Paska zaś na 1836). Na tym kończą się jednak podobieństwa między wyższym urzędnikiem brytyjskiej admiralicji a towarzyszem chorągwi husarskiej i ziemianinem. Nie chodzi tu tylko o różnicę pochodzenia społecznego czy zawodu, ale i o krąg zainteresowań kulturalnych, u Paska dość ograniczonych, u Pepysa natomiast sięgających od historii poprzez matematykę, medycynę czy fizykę do muzyki oraz teatru. Władysław Czapliński zwraca uwagę, iż Pepys narzucał sobie surowy reżym oszczędnościowy, Pasek był natomiast jeszcze na sposób feudalny rozrzutny. Oczywiście porównanie nasze trąci nieco demagogią; angielskiego intelektualistę należałoby bowiem zestawić raczej z którymś z przedstawicieli światłego patrycjatu czy kształconej na zagranicznych uniwersytetach magnaterii, niekoniecznie zresztą od razu ze Stanisławem Herakliuszem Lubomirskim. Cóż, kiedy tamci nie prowadzili pamiętników, a diariusz pozostawiony przez Bogusława Radziwiłła to tylko suchy zapis kolejnych wydarzeń.
Jeżeli chodzi o szczerość wynurzeń, nieraz wręcz kompromitującą ich autora, można by Pamiętniki Jana Chryzostoma porównać jedynie do Wyznań Jana Jakuba Rousseau. Z tą jednak różnicą, iż francuski filozof obnażał swe słabości, aby ściągnąć uwagę zblazowanych bywalców paryskich salonów, podczas gdy Pasek czynił to z naiwnością i prostotą dziecka mazowieckiej prowincji. Nie on ostatni; w całym polskim pamiętnikarstwie XVII wieku występuje podobny weryzm. Można jeszcze zrozumieć, iż zapisywano rzeczy kompromitujące autorów w naszych oczach. Trudniej pojąć, że sami przyznawali się do postępków, które już wówczas uchodziły za raczej naganne.
Dziś, kiedy już minęło trzysta lat od przypuszczalnej daty śmierci genialnego pamiętnikarza, staje się coraz bardziej jasne, iż Pasek okazał się w XIX wieku jednym ze sprawców wielkiej mistyfikacji. Mam na myśli obraz literatury polskiej doby baroku, którą dziś oceniamy na podstawie jej szczytowych osiągnięć, nieznanych ludziom żyjącym w XVII stuleciu. Podobnie jak dramaty Stanisława Herakliusza Lubomirskiego czy większość utworów Wacława Potockiego oraz obu Morsztynów (Jana Andrzeja i Zbigniewa), tak i lwia część ówczesnego pamiętnikarstwa, z Paskiem na czele, nie ujrzała farby drukarskiej. Sytuacja nieznana w innych krajach ówczesnej Europy, gdzie utwory najwybitniejszych autorów drukowano za ich życia. Gdyby kiedyś powstały dzieje literatury pisane z punktu widzenia ludzi żyjących w danym stuleciu, to w rozdziale o wieku XVII nie padłoby w ogóle nazwisko Paska, a Potocki czy Morsztynowie doczekaliby się zaledwie parowierszowych wzmianek.
Jan Chryzostom Pasek, tak czuły na dobre imię oraz rozgłos, lubił się w swych szumnych oracjach powoływać na Europę, a nawet i na cały świat. Ucieszyłby się więc niechybnie, widząc, że jego sława „pójdzie – jak mawiali barokowi mówcy – po Wschodach i Zachodach, zajdzie do dzikich krajów, nawet i oceany głębokie przepłynie”. Należało się to autorowi, zważywszy, że i za życia musiał sąsiadów uczyć szablą moresu dla siebie, i po śmierci nie od razu doczekał się zasłużonego rozgłosu. Kiedy bowiem w latach 1821-1822 ukazały się pierwsze fragmenty Pamiętników, klasycy mocno jeszcze trzymali się w siodle i rozwichrzona narracja Paska wcale im nie przypadła do gustu. Druku następnych fragmentów redaktor jednego z warszawskich pism literackich wręcz odmówił, tłumacząc, „że jeśliby umieścił jakieś wyjątki, musiałby stracić za wiele czasu. Bo rzecz dobra i ciekawa, ale redakcję i styl trzeba by było zmienić od deski do deski”39.
Później zaczęto w tym arcydziele wietrzyć po prostu zręczną mistyfikację; zalewani istną powodzią falsyfikatów krytycy stali się nieufni nawet wobec prawdziwych zabytków pamiętnikarstwa staropolskiego. Franciszek Wężyk, Józef Łukaszewicz, zwłaszcza zaś Michał Wiszniewski wątpili w autentyczność dzieła Paska; za sfałszowane pod koniec tekstu uważał Pamiętniki również Józef Ignacy Kraszewski. Ponieważ zwykł był się obchodzić ze źródłami dość bezceremonialnie, podejrzewał, że ktoś podszył się pod nazwisko mazowieckiego szlachcica. Dorobił Pamiętnikom chwytliwe literackie zakończenie, podobnie jak to uczynił ze wspomnieniami Jana Duklana Ochockiego, dopisując dialogi, usuwając natomiast fragmenty obyczajowo drażliwe.
Aleksander Bückner sądził, iż winą należy obciążyć również i „czarną legendę”, którą otaczano w zarysach literatury wiek XVII. Znano go bowiem „[…] z najgorszej strony, od łaciny, panegiryków i ascetyków, więc o romansie obyczajowym […] nikt nie pomyślał”40. Nieufność pogłębiły ówczesne praktyki edytorskie; aby uczynić arcydzieło Paska bardziej czytelne, pierwszy wydawca pełnego tekstu Pamiętników (1836), Edward Raczyński, zastąpił wszystkie zwroty łacińskie polskimi, co jeszcze bardziej odjęło edycji cechy autentyczności.
Nawet po latach opłaciła się jednak panu Paskowi miłość do zwierząt, której liczne przykłady znajdujemy na kartach jego Pamiętników. W książce uczonego jezuity, Gabriela Rzączyńskiego (Historia naturalis curiosa, 1721), znaleziono bowiem dowód ich autentyczności, a to w postaci opowieści o uczonej wydrze, podarowanej przez pewnego szlachcica z Mazowsza, nazwiskiem Pasek, zwycięzcy spod Wiednia. Na tym jednak nie skończyły się kłopoty z sympatycznym zwierzęciem. „Mój Łukaszewiczu – pisał Raczyński do znanego historyka reformacji – jest u Paska artykuł o wydrze chowanej za króla Jana, której żołnierz na warcie dał uciec i za to został ukarany śmiercią, to trzeba zmitygować propter honorem gentis [ze względu na cześć narodu] i napisać tylko: a żołnierza ukarano jak należy”A. Sajkowski, Nad staropolskimi pamiętnikami, Poznań 1964, s. 4..
Po niedowierzaniu przyszedł zachwyt. Styl Paska wzbudził entuzjazm romantyków; wywarł on na nich wpływ tak wielki, że przypomina się mimo woli powiedzenie Hemingwaya o Przygodach Hucka: „Cała nowoczesna literatura amerykańska wywodzi się z tej jednej książki”. Pamiętnikami zachwycał się Mickiewicz, który poświęcił Paskowi dwa z wykładów o literaturze słowiańskiej. Pod urokiem jego prozy pozostawali zarówno Krasiński, jak Słowacki, który jak już wspominałem, wprowadził go na karty Mazepy.
Wiemy, ile inne arcydzieło gawędy szlacheckiej, mianowicie Pamiątki Soplicy Henryka Rzewuskiego, zawdzięcza Paskowi. Czerpał z nich całymi garściami Henryk Sienkiewicz, który nawet tytuł pierwszej części swej trylogii wziął chyba z Pamiętników, gdzie czytamy, że wróg „trzy części ojczyzny naszej mieczem i ogniem splądrował”. Odpowiadał mu niesłychanie Paskowy kult wojska i wodza (w osobie Czarnieckiego). Sylwetka Kmicica wiele zawdzięcza Paskowi; z jego Pamiętników przejmował autor Potopu słownictwo i frazeologię. Można śmiało przyjąć, że gdyby Pamiętniki zaginęły, to i trylogia nie powstałaby w obecnym kształcie, a postaci Kmicica i Zagłoby nie wypadłyby na pewno tak barwnie i soczyście. Wydobycie z rękopisów pamiętników Paska i Matuszewicza, Kitowicza i Duklana-Ochockiego stworzyło podglebie, bez którego nie nastąpiłby tak wspaniały rozwój polskiej powieści historycznej XIX wieku. Doczekała się ona wielu przekładów na języki obce, podobnie zresztą jak arcydzieło Paska, z którego czerpała swe natchnienie.
Jeśli idzie o naszą literaturę romantyczną, to nieznającym polskiego cudzoziemcom możemy dać jedynie uroczyste słowo honoru, iż była to naprawdę wielka poezja. Jak dotąd bowiem nie trafiła ona na kongenialnych tłumaczy. Przełożony prozą Pan Tadeusz przemienił się pod piórem Cazina w banalną powieść obyczajową, w tłumaczeniu niemieckim nie dorównuje Hermanowi i Dorotei, a w wersji angielskiej stanowi po prostu ilustrację do rozważań o życiu szlachty w małym, litewskim zaścianku. Kto nie wierzy, niech sięgnie do głośnej historii Polski pióra Normana Daviesa, gdzie w takim właśnie charakterze została wykorzystana jedna z ksiąg Pana Tadeusza41, co się zresztą musi wydać historykowi zabiegiem mocno wątpliwym z punktu widzenia metody naukowej. Natomiast Pamiętniki Paska niewiele tracą na przekładzie. Już w XIX w. doczekały się one tłumaczeń na niemiecki, duński i rosyjski. Denkwürdigkeiten des Johann Chrysostomus Passek (Wrocław 1838) wyszły jednak z inicjatywy ówczesnego mecenasa nauki, Edwarda Raczyńskiego, który – jak wolno przypuszczać – pokrył także koszty tłumaczenia oraz druku. Edycje rosyjska (1877) i duńska (1896) objęły zaś tylko małe fragmenty Pamiętników; obie też przeszły bez większego echa. To samo da się powiedzieć o ich pełnym przekładzie, który zawdzięczamy niestrudzonemu Paulowi Cazinowi (1922).
Nowy przekład niemiecki, w opracowaniu Günthera Wytrzensa, ukazał się pod tytułem Die goldene Freiheit der Polen (Złota wolność Polaków, 1967). W 1975 roku wyszedł przekład czeski, przed trzydziestoma zaś laty w Stanach Zjednoczonych aż dwa przekłady angielskie. Pierwszy z nich został zatytułowany Memoirs of the Polish Baroque (Pamiętniki z polskiego baroku, Berkeley 1976). Te memuary „szlachcica polsko-litewskiej wspólnoty narodów” (a Squire of the Common wealth of Poland and Lithuania) przygotowała do druku Catherine S. Leach, slawistka wykładająca w Berkeley (University of California). Jej to zawdzięczamy nie tylko staranny przekład, ale i obszerny wstęp, jak również posłowie ukazujące tło historyczne epoki oraz informujące o polskiej wojskowości XVII wieku. Wydawczyni zadbała też o obszerne przypisy do tekstu, indeks osób, wreszcie o mapki ukazujące miejsca, w których przebywał autor Pamiętników. Poprzedził je krótką przedmową wybitny badacz dziejów literatury staropolskiej, Wiktor Weintraub, znany ze swoich licznych publikacji ogłaszanych również i w Polsce. Drugi przekład (The Memoirs of Jan Chryzostom Pasek, 1978) zawdzięczamy M.A.J. Święcickiej, która opracowała także wstęp i komentarze. Obu tłumaczkom znacznie pomogły wzorowe edycje Pamiętników, jakie w ramach serii wydawniczej Biblioteka Narodowa przygotował Władysław Czapliński. Stamtąd też przejęliśmy do obecnego wszystkie przypisy.
Temu, bez wątpienia najlepszemu znawcy XVII wieku, jakiego wydało ubiegłe stulecie, w tym postaci i twórczości Jana Chryzostoma Paska, należą się szczególne wyrazy wdzięczności, tym bardziej że jego droga naukowa nie była usłana różami. Wielu nadgorliwcom Władysław Czapliński mógł się wydać szczególnie podejrzany. Nie ukrywał się ze swym katolicyzmem, wierność źródłom stawiał ponad mnożenie koniunkturalnych deklaracji, zajmował się historią polityczną, gdy tymczasem za prawomyślną uchodziła przede wszystkim gospodarcza. I wreszcie od lat pasjonował się dziejami XVII wieku w Polsce, uważanego wówczas za epokę „reakcyjną”, o jakiej należało wspominać możliwie rzadko i to w krytycznej jedynie tonacji.
We wstępie do tomu studiów pod tytułem O Polsce siedemnastowiecznej. Problemy i sprawy (1966) Profesor pisał, że od chwili gdy na seminarium Władysława Konopczyńskiego przedstawił pierwszy zarys pracy doktorskiej poświęconej „dziejom politycznym Polski w XVII w.”, przez następnych czterdzieści lat pozostał wierny tym czasom, rozszerzając jedynie krąg swych zainteresowań na problemy kulturalne i społeczne.
Polski październik umożliwił Mu nawiązanie szerszego kontaktu ze społeczeństwem, do czego ten świetny nie tylko badacz, ale i popularyzator oraz doświadczony dydaktyk doskonale się nadawał. Jego pisane pięknym językiem szkice doczekały się wydań książkowych, wywołując – mam tu na myśli zwłaszcza wspominany już zbiór O Polsce siedemnastowiecznej – ożywione dyskusje w środowiskach nie tylko naukowych.
Władysław Czapliński należał bez wątpienia do nie tylko naukowych, ale i moralnych autorytetów środowiska historyków polskich. Niepisana dewiza życiowa Profesora brzmiała: wybieram rzeczy trudniejsze, ale niezbędne krajowi, społeczeństwu, nauce historycznej. I tej właśnie zasadzie pozostał On wierny przez całe życie.
Wracając do tłumaczeń Pamiętników, trudno mi oceniać blaski i cienie duńskiego czy węgierskiego (1998) przekładu, ale edycja francuska (były dwa wydania), angielskie i niemiecka dają pojęcie o barwności oryginału. To samo da się powiedzieć o tłumaczeniu na język czeski i rosyjski.
Kolejne pokolenia badaczy zastanawiały się, czym są Pamiętniki Paska: gawędą, autobiografią czy może „pierwszym obyczajowym romansem polskim”, godnym stanąć obok Trzech muszkieterów i Trylogii, nieskończenie natomiast przewyższającym lichy „romans biograficzny” Henryka Rzewuskiego Adam Śmigielski. W liście do Stanisława Kota z roku 1923 Aleksander Brückner, od którego zaczerpnąłem te porównania do Dumasa i Sienkiewicza, pisał, iż wydając Paska, niejednej rzeczy u niego nie poprawił, gdyż uważa ten utwór „za romans, nie za pamiętnik, a w romansach dat się nie poprawia; również nie dodałem spisu nazw; i w Ogniem i mieczem go nie ma. Romans właściwy Paskowy kończy się jak każdy romans opisem ożenku, barwnym jak cała młodość odżywająca jaskrawo w pamięci starczej; co dalej następuje, blade, urywkowe, jednostronne”42.
Po dziś dzień zadajemy sobie pytanie, jak to się stało, że człowiek niezbyt przecież wykształcony, tworzący w wieku panegiryków i utworów dewocyjnych, nie uległ panującej wówczas manierze pisarskiej i pozostawił tak znakomite dzieło. Odpowiedź jest jedna – mamy tu do czynienia z wielokrotnie szlifowaną gawędą. Pasek dlatego tylko uniknął zasadzek, stwarzanych przez ówczesną konwencję literacką, że poszedł innym tropem, mianowicie żywego słowa. Stąd tyle w jego prozie kolokwializmów, stąd takie mnóstwo dialogów.
Gdyby Pamiętniki zostały napisane w formie wypracowania, jakie Pasek zapewne płodził w jezuickim kolegium, znikłby cały ich urok. Stanisław Wasylewski wspomina, iż w roku 1943 zetknął się we Lwowie z mecenasem Tadeuszem Dwernickim, który doskonale znał Władysława Sikorskiego. Kiedy go jednak poprosił o wspomnienia, wyszedł z tego elaborat kulawy i mało interesujący. Wówczas Wasylewski zaproponował Dwernickiemu, aby ten opisał swe kontakty z generałem w formie mowy obrończej. Po dwóch dniach otrzymał „czystopis doskonałej po adwokacku charakterystyki Sikorskiego jako polityka, męża stanu, z pewnymi nawet szczegółami z przeżyć osobistych”43. Tak mogło być i z panem Paskiem; gawędy, jakie miał „w gronie wesołych współbiesiadników”, przelał w takiej właśnie formie na papier.
Rejestr dłużników Paska ciągnie się w naszej literaturze od Rzewuskiego, Kraszewskiego i Sienkiewicza po Wańkowicza, Gombrowicza (vide Transatlantyk), Ksawerego Pruszyńskiego i Wojciecha Zukrowskiego. Wszyscy oni wiele zawdzięczają zapiskom mazurskiego rębajły, blagiera i – okrutnika. Okazał się autorem najlepszych pamiętników w całej literaturze staropolskiej; żaden inny tekst prozatorski nie może się z nimi równać, jeśli idzie o przedstawienie obyczajów i mentalności warstwy szlacheckiej w drugiej połowie XVII stulecia. Człowiek, który za życia posiadał w najlepszym razie kilku tylko czytelników, stał się po 200-300 latach najczęściej czytanym autorem ze wszystkich bodaj pisarzy polskiego baroku44.
Ta pośmiertna kariera najbardziej by zdumiała samego pana Paska. Już Mickiewicz pisał: „Szlachcic nasz nie przypuszczał, że kiedyś zostanie zaliczony w poczet wzorowych pisarzy polskich”45. Jan Chryzostom Pasek sięgał być może w swych marzeniach po senatorskie krzesło czy hetmańską buławę, ale tak poczesne miejsce na literackim parnasie nigdy mu się na pewno nie śniło46.
Pamiętniki Paska urastają, dzięki talentowi autora, do takiej rangi, że przez długi czas wyrażano pogląd, iż są to raczej gawędy szlacheckie czy nawet pierwsza polska powieść historyczna niż pamiętniki sensu stricto. Te pamiętnikarskie wspomnienia, spisywane zapewne pod koniec życia, są tym cenniejsze, bo ukazują dzień powszedni szlachcica-Sarmaty. Pasek zamieścił tu kunsztowne, w wielu wypadkach expost tworzone oracje. Przeważnie jednak pisał tak, jak mówił; dialogi Pamiętników wiernie oddają barokową polszczyznę na co dzień. Stąd też język Jana Chryzostoma doczekał się nawet specjalnego słownika w dwóch opasłych tomach (Warszawa 1965 i 1973). Przekład Pamiętników nastręczał tłumaczom różnorakich trudności; wszyscy jednak pozostawili w tekście owe łacińskie zwroty, stanowiące inkrustację mowy szlachcica XVII wieku, który musiał tym podkreślić, że sroce spod ogona nie wypadł i godne swego stanu wychowanie odebrał.
W odpowiednim tomie podręcznika literatury polskiej dla szkół radzieckich nie zapomniano o Pasku, zamieszczając dwa fragmenty jego pamiętników: zatarg z Mazepą (rok 1662) i opis bójki, którą wszczął w obronie dobrego imienia Mazurów (rok 1669)47. Nie powiodła się natomiast podjęta przed pięcioma laty próba wzniesienia mu pomnika w Rawie Mazowieckiej. Jej burmistrz, mgr Eugeniusz Góraj, tłumaczył to niepowodzenie faktem, iż osoba pamiętnikarza „budzi wśród mieszkańców miasta duże kontrowersje”48. Jak widać, nawet po trzystu latach nie zapomniano mu niechlubnych wyczynów, za które trafił do ksiąg sądowych. Pewną pociechą dla wielbicieli Jana Chryzostoma może być fakt powołania w roku bieżącym w Kielcach Towarzystwa Przyjaciół Jana Chryzostoma Paska.
Pamiętniki Paska to lustro, w którym odbija się cała polska przeciętność drugiej połowy XVII wieku. W związku z tym nasuwa się smętna refleksja: że też ten właśnie okres musiał wydać tak wspaniały okaz prozy gawędziarskiej. Nie pozostawił zaś mu równego „złoty wiek” naszej kultury. Gdyby bowiem pan Pasek urodził się o sto lat wcześniej, miałby chyba i nieco szersze horyzonty, i szlachecka ojczyzna nie wyglądałaby w świetle jego Pamiętników tak smętnie. Tłumacze nie potrzebowaliby zaś długo wyjaśniać we wstępach obcemu czytelnikowi, dlaczego taki właśnie obraz polskiej rzeczywistości odbija wspaniałe zwierciadło Paskowej prozy.
Co prawda przedmowy nie są na ogół czytane i większość czytelników zabiera się od razu do lektury oryginału. A pierwsze jego zdanie prozą od razu wprowadza in medias res, w atmosferę wieku, w którym Polska miała zaznać tylko 32 lata względnego pokoju: „Druga w tymże roku potrzeba była pod Gnieznem z Szwedami…”, „The second battle of this year was near Gniezno with the Swedes…”, „Das zweite Treffen in diesen Jahre war bei Gnesen mit den Schweden…”, „La seconde affaire de cette année eut lieu devant Gniezno contre les Suédois…”, „V stejném roce doslo k druhebitvé ze Svedy u Hnezdna…”.
Janusz Tazbir
I. PAMIĘTNIKI STAROPOLSKIE
Pamiętnik jest jednym z ciekawszych i chyba najpoczytniejszym źródłem historycznym. Wartość pamiętników oceniono już w XIX wieku; wówczas też wydano drukiem najważniejsze pamiętniki staropolskie. Obecnie przeżywa pamiętnik ponowny wzrost zainteresowania. Czytelnicy zapoznają się w pierwszym rzędzie z pamiętnikami ludzi niedawno zmarłych, w których spodziewają się znaleźć niezafałszowaną prawdę o niedawno minionych czasach. W parze z tym rośnie też zainteresowanie dla pamiętników dawniejszych, w których czytelnicy chcą znaleźć wiedzę o ludziach i życiu minionych wieków. Toteż w ostatnich czasach wydano ponownie i starannie różne pamiętniki staropolskie, wydobyto z archiwów i udostępniono szerzej publiczności inne, dotąd niedrukowane. O popularności pamiętników świadczy też zainteresowanie, jakim poczynają darzyć ten rodzaj twórczości historycy literatury poświęcający pamiętnikarstwu coraz to nowe rozprawy. Historycy, którzy dawno już zwrócili uwagę na wartość pamiętników jako źródła historycznego, posługują się nimi chętnie, niemniej jednak zwracają uwagę i na to, że pamiętnik, chociaż czasem niezastąpione źródło historyczne, bywa niejednokrotnie zawodny zarówno ze względu na tendencję autora, jak i nieuniknione – zwłaszcza przy pamiętnikach spisywanych pod koniec życia – usterki pamięci.
Tym niemniej, chociaż czasem zawodny przy ustalaniu poszczególnych faktów, pamiętnik pozostaje nieocenionym źródłem do poznania życia i kultury dawnych wieków. Pod tym względem pamiętnik daje nieraz czytelnikowi więcej niż tomy uczonych dzieł pisanych na ten temat. Toteż słusznie pisał Goethe po przeczytaniu pamiętnika śląskiego rycerza, Hansa Schweinichena: „nigdy nie uświadomiłem sobie tak wyraziście, jak wyglądało życie w Niemczech w drugiej połowie XVI w., jak po zapoznaniu się z losami tego śląskiego rycerza”.
Mimo to żywe zainteresowanie pamiętnikami napotykamy na poważne kłopoty w momencie, gdy chcemy jakiś utwór zaszeregować do kategorii literatury pamiętnikarskiej. Niewątpliwie też zaskoczy niejednego czytelnika wiadomość, że Dzieje w Koronie Polskiej Łukasza Górnickiego niektórzy badacze uważają za pamiętnik, inni zaś traktują Pamiętniki Paska jako romans. Dlatego też, skoro przystępujemy do omówienia literatury pamiętnikarskiej w okresie poprzedzającym Pamiętniki Paska, musimy najpierw ustalić, co będziemy uważali za pamiętnik.
Otóż za pamiętnik będziemy uważali utwór literacki, w którym autor pisze o przeszłości na podstawie własnych bezpośrednich czy też pośrednich wspomnień, z wyraźnym zamiarem pisania wspomnień, a nie historii tego okresu49. Jeśli więc przyjmiemy, że piszący o przeszłości autor, biorący za kanwę opowiadania swe wspomnienia, może równocześnie wykorzystywać dla nakreślenia tła dzieła historyczne, to bez trudu zgodzimy się, że Górnicki, który zastrzega się, iż pisze o tym, „co widział, albo czego miał wiadomość dostateczną”, pisze właściwie pamiętnik, chociaż tu i ówdzie czerpie wiadomości z Marcina Bielskiego, a swój utwór nazywa Dziejami. Trudniej naturalnie przyjąć, że Pamiętniki Paska, który postanowił opisać „bieg życia swego”, nie są pamiętnikiem, ale romansem. Rzecz jasna, że nawet przy takim sformułowaniu pojęcia pamiętnika pozostanie jeszcze trochę dzieł, co do których będą nadal istniały rozbieżne zdania: czy zakwalifikować je jako pamiętnik, czy też dzieło historyczne.
Tak pojęte pamiętniki zjawiają się w Polsce na przełomie XV i XVI w.
Nie zamierzamy tu omawiać wszystkich utworów pamiętnikarskich XVI wieku. Zajęłoby to zbyt wiele miejsca, a poza tym, wobec nieprzebadania tego zagadnienia przez uczonych, trudno byłoby dać pełny obraz tej twórczości w okresie renesansu. Ograniczymy się więc do wskazania ważniejszych, lepiej znanych utworów pamiętnikarskich tego okresu. Początki były niewątpliwie skromne. Tak więc na początku stulecia spotykamy się z krótką zapiską biograficzną Biernata z Lublina, będącą, jak słusznie zauważono, małym curriculum vitae pisarza, równocześnie zapowiedzią całego gatunku literackiego, prozą czy wierszem pisanych autobiografii50. Wystarczy wskazać na późniejszą, pisaną wierszem biografię Klemensa Janickiego O sobie samym do potomności.
Równocześnie niemal pojawia się inny typ utworu pamiętnikarskiego, mianowicie luźne zapiski osobiste umieszczane na kartach obszernych, drukowanych na kilka lat kalendarzy ówczesnych. Normalnie w tych zapiskach, które nazywamy raptularzami, mieszają się wiadomości osobiste z publicznymi. Ilość tych raptularzy jest pokaźna i nieprzebadana dotąd naukowo. Dla przykładu wymienimy tu raptularz doktora Łukasza Noskowskiego, szlachcica przebywającego w Krakowie i parającego się medycyną. Spotykamy się tu z takimi zapiskami:
19 I 1506. Otrzymałem oznaki doktoratu z Bolonii.
12 XII 1506. Wyjechałem z Bolonii.
20/21 II 1510. Miałem sen o trzech wielkich wężach51.
Bardziej osobistym jest raptularz doktora medycyny, szlachcica z pochodzenia, Mikołaja Sokolnickiego. Wprawdzie na marginesie jego kalendarza spotykamy się z wielu wiadomościami politycznymi, ale równocześnie ognisty doktor notuje intymne zapiski o swych spotkaniach z różnymi niewiastami podwawelskiego grodu. Toteż poprzez jego zapiski przewijają się różne Katarzyny, Marty, Elżbiety, Barbary, a czasem pojawiają się też mniej wesołe zapiski o oddawaniu owoców tych spotkań, dzieci, na wychowanie kobietom ze wsi podkrakowskich52.
Luźne zapiski raptularzowe, z czasem coraz dokładniejsze, poczynają przypominać normalny dziennik. Na pograniczu raptularza i dziennika stoi nazwany przez wydawcę dziennikiem utwór Piotra Myszkowskiego, podkanclerzego, potem biskupa krakowskiego53. Diariusze zostawili po sobie również Filip Padniewski, biskup krakowski, Stanisław Naropiński i inni.
W tym stuleciu specjalnie częste są diariusze podróży, czyli, jak wówczas mówiono, „diariusze peregrynacji”. Do nich należą Itinerariumpodróży do Włoch Jana Ocieskiego, późniejszego podkanclerzego; Dziennik podróży do Włoch Jerzego Radziwiłła; Wypisanie drogi tureckiej, przypisywane Erazmowi Otwinowskiemu; Krótkie wypisanie drogi z Polski do Konstantynopola, a stamtąd zaś do Astrachania, zamku moskiewskiego Andrzeja Taranowskiego i inne. Wśród nich na pierwsze miejsce wybijają się diariusze peregrynacji do Ziemi Świętej. Taki diariusz pisze szlachcic Jan Goryński, przy czym do naszych czasów przetrwał jedynie urywek tego pamiętnika54. Najbardziej znanym w tej kategorii diariuszy to tzw. Peregrynacja do Ziemi Świętej i Egiptu Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła zwanego „Sierotką” w latach 1582-1584. Utwór ten oparty prawdopodobnie na zapiskach czynionych w czasie podróży, zredagowany potem przez księcia po powrocie do Polski w języku polskim, doczekał się następnie tłumaczenia na język łaciński przez ks. Tomasza Tretera i wydania drukiem w tej wersji. Dzięki temu diariusz ten, wydany w r. 1601, cieszył się dość dużą popularnością nie tylko w Polsce. Tekst polski został wydany dopiero w r. 192555.
Diariusz Radziwiłła stanowi niewątpliwie koronę współczesnych diariuszy podróży. Pisany przez człowieka wykształconego, w miarę krytycznego, spostrzegawczego, władającego dobrze piórem stanowi do dnia dzisiejszego interesującą lekturę pozwalającą nam poznać nie tylko warunki podróży w XVI wieku, ale również mentalność i wrażliwość artystyczną człowieka tego stulecia.
Z innych diariuszy podróży zasługują na uwagę Diariusz peregrynacji włoskiej, hiszpańskiej, portugalskiej z r. 1595, pisany przez jakiegoś, nieznanego bliżej, szlachcica56, oraz Księgi peregrynackie spisane przez Macieja Rywockiego dotyczące odbytej przez niego podróży po Niemczech i Włoszech w charakterze preceptora synów wojewody mazowieckiego Stanisława Kryskiego57. W pewnym stopniu diariuszem podróży jest również pisany po łacinie diariusz Stanisława Reszki. Reszka bowiem, sekretarz i powiernik kardynała Hozjusza, opisał w swym diariuszu zarówno podróże odbyte do Włoch z synowcem królewskim Andrzejem Batorym, jak i późniejszą podróż przedsięwziętą do Rzymu w celu zawiadomienia papieża o elekcji króla Zygmunta III58.
Specjalnym rodzajem pamiętnika, czy też lepiej powiedziawszy – diariusza, są listy pisane przez korespondentów magnatów, opisujące sposobem diariuszowym przebieg pewnych wydarzeń, zwłaszcza wypraw wojennych. Z XVI wieku posiadamy taki klasyczny listowy diariusz pisany przez Jana Piotrowskiego, sekretarza królewskiego, mianowicie Dziennik wyprawy Stefana Batorego pod Psków w latach 1581-158259.
Nie wymieniliśmy wszystkich pozostałych z XVI wieku pamiętników czy diariuszy, a jednak, jak widzimy, stulecie to rozbudowało dość pokaźnie sztukę pamiętnikarską. Nie brakowało również wtedy i pamiętników pisanych ex post, z których wymienimy ciekawy dość pamiętnik Teodora Jewłaszewskiego, znany w tłumaczeniu z języka ruskiego na polski, obejmujący drugą połowę XVI w. aż po pierwsze lata wieku XVII60.
W stuleciu tym obserwujemy znaczną ilość różnych odmian pamiętników, od luźnych zapisek raptularzowych poprzez diariusze aż do dojrzałych form pamiętnikarskich. Przy całej jednak rozbudowie tej gałęzi literatury dopiero wiek następny, XVII, miał ujrzeć wielki rozkwit sztuki pamiętnikarskiej.
Przyczyna rozwoju pamiętnikarstwa w XVII w. i rodzaje utworów pamiętnikarskich. Pisząc o wspaniałym rozkwicie pamiętnikarstwa w siedemnastym stuleciu, badacze wymieniają zazwyczaj dwie przyczyny tego zjawiska. Zwracają więc uwagę na to, że dopiero wówczas kultura renesansowa przeniknęła do szerokich kół szlachty i mieszczaństwa, wskazują dalej, że burzliwe dzieje Polski w tym stuleciu skłaniały niejednego mieszkańca ówczesnej Rzeczypospolitej do chwycenia za pióro i spisania swych wspomnień. Wydaje nam się, że takie tłumaczenie owego zastanawiającego zjawiska jest słuszne. Trzeba było bowiem, po pierwsze: pewnego czasu, zanim początkowo dość elitarna kultura Odrodzenia objęła szersze kręgi społeczeństwa, weszła niejako w krew ludzi kształcących się, by sztuka poprawnego, czasem nawet pięknego pisania po polsku stała się udziałem nie tylko wybranych, ale nawet szaraków szlacheckich czy też średniozamożnych mieszczan; po drugie: istotnie trudno by znaleźć w poprzednich okresach dziejów polskich tyle i tak niezwykłych wypadków, jak te, które przeżywali ludzie tego stulecia.
Przecież w tym okresie oręż polski sięgał od Renu po Wołgę, od cieśnin duńskich po Dunaj w Multanach. Oczy współczesnych patrzyły na tak niezwykłe kariery, jak Dymitra Samozwańca czy też Szalbierza (tak nazywano Dymitra II), pasły się widokiem skarbów kremlowskich i barwnością wyrobów wschodnich pozostawianych w obozach pokonanych Turków pod Chocimiem czy też Wiedniem. Wszak przeżywano wówczas triumfy w rodzaju wyboru królewicza polskiego na wielkiego księcia Moskwy i tragedie w postaci niemal zupełnej katastrofy państwa polskiego w r. 1655. Było o czym pisać.
Toteż nic dziwnego, że niejeden uczestnik tych wypadków chwytał za pióro, by uporządkować, utrwalić swe wspomnienia lub wręcz przekazać pamięć o nich potomnym. Motyw to znany dobrze i dzisiejszym pisarzom, będący niejednokrotnie przyczyną powstania osobistych wspomnień czy też reportaży.