Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Waldorff. Ostatni baron Peerelu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2008
Ebook
34,06 zł
Audiobook
29,40 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,06
Najniższa cena z 30 dni: 19,90 zł

Waldorff. Ostatni baron Peerelu - ebook

Opowieść o życiu Jerzego Waldorffa, ostatniego barona PRL-u i strażnika narodowej pamięci, legendy polskiej krytyki muzycznej, człowieka, który uratował przez zagładą Stare Powązki w Warszawie i przeprowadził największą w Polsce Ludowej prywatną, a więc nielegalną zbiórkę pieniędzy na wykup willi „Atma” w Zakopanem, w której powstało Muzeum Karola Szymanowskiego.
Opowieść o przedwojennym flircie Waldorffa z faszyzmem, powojennym współtworzeniu tygodnika „Przekrój”, fascynacji muzyką Szymanowskiego i „najmądrzejszym psie na świecie” – jamniku Puzonie, który był jego nieodłącznym towarzyszem podczas występów w telewizji. O przyjaźniach z Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim i Stefanem Kisielewskim, młodzieńczym romansie z tajemniczym Isiem oraz o 60-letnim związku Jerzego Waldorffa z tancerzem Mieczysławem Jankowskim.

Tytuł nie zawiera zdjęć obecnych w wydaniu drukowanym.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0281-6
Rozmiar pliku: 748 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kto chce, mówi do mnie „panie baronie”, ja mam to głęboko w nosie…

Nie wia­do­mo już, kto pierw­szy na­zwał go ba­ro­nem. On sam prze­ko­ny­wał, że nie ma do ta­kiej na­zwy pra­wa. Owszem, w po­ło­wie XIX wie­ku ary­sto­kra­tycz­ny ty­tuł ku­pił so­bie w Wied­niu i uży­wał jego cio­tecz­ny dzia­dek, Fran­ci­szek Ka­rol Szu­ster, ale bez pra­wa dzie­dzi­cze­nia.

– Kto chce, mówi do mnie „pa­nie ba­ro­nie”, ale ja mam to głę­bo­ko w no­sie – oświad­czył kie­dyś. Wo­lał przy­wo­ły­wać pra­sz­czu­ra her­bu Na­bram, któ­ry pod ro­do­wym za­wo­ła­niem miał wal­czyć w bi­twie pod Grun­wal­dem. I to by­najm­niej nie po stro­nie wojsk Wła­dy­sła­wa Ja­gieł­ły, do­da­wał pro­wo­ka­cyj­nie.

– To wła­dze ko­mu­ni­stycz­ne su­ge­ro­wa­ły, że je­stem ba­ro­nem – tłu­ma­czył.

Wi­docz­nie, je­śli ktoś w PRL miał przy­po­mi­nać ba­ro­na: po­sta­wą, ję­zy­kiem, ma­nie­ra­mi i wy­nio­słą nie­za­leż­no­ścią, to wła­śnie Je­rzy Wal­dorff.

– Dla mnie jest ary­sto­kra­tą, choć­by nie miał na to do­ku­men­tów – po­wie­dzia­ła o nim kie­dyś hra­bi­na Anna Bra­nic­ka-Wol­ska. – Ary­sto­kra­cja du­cha nie po­trze­bu­je ta­kie­go po­twier­dze­nia.Niechaj też wraz ze mną spocznie Mieczysław Jankowski…

Aneg­do­ta mówi, że je­sie­nią 1939 roku z War­sza­wy do za­ję­te­go przez Ro­sjan i prze­ka­za­ne­go na­stęp­nie Li­twi­nom Wil­na wy­ru­szy­ło trzech męż­czyzn. Jan Ekier, Mi­chał Tysz­kie­wicz i Je­rzy Wal­dorff. Szli po naj­więk­sze mi­ło­ści swe­go ży­cia. Ekier po ak­tor­kę Da­nu­tę Sza­flar­ską, Tysz­kie­wicz po Han­kę Or­do­nów­nę, Wal­dorff… po Mie­czy­sła­wa Jan­kow­skie­go.

Opo­wieść nie jest w stu pro­cen­tach praw­dzi­wa. Hra­bia Tysz­kie­wicz nie mógł wte­dy iść do Wil­na, ale Wal­dorff na­praw­dę prze­dzie­rał się przez dwie gra­ni­ce, żeby od­na­leźć czło­wie­ka, któ­re­go ko­chał. Two­rzy­li parę przez pra­wie sześć­dzie­siąt je­den lat.

Je­rzy Wal­dorff zmarł, gdy koń­czył się wiek XX. Czter­dzie­ści lat wcze­śniej spo­rzą­dził te­sta­ment. 30 kwiet­nia 1959 roku w obec­no­ści dwóch no­ta­riu­szy usta­no­wił swo­im spad­ko­bier­cą Mie­czy­sła­wa Jan­kow­skie­go, syna Jana i Ma­rii.

5 li­sto­pa­da 1989 roku uzu­peł­nił te­sta­ment o od­ręcz­ny ko­dy­cyl, roz­wi­ja­jąc wcze­śniej­szy za­pis. „Mie­czy­sław Jan­kow­ski, nasz da­le­ki po­wi­no­wa­ty, na prze­ło­mie lat 1939 i 1940 uciekł z Wil­na przed ła­pan­ka­mi so­wiec­ki­mi i zo­stał przy­ję­ty w War­sza­wie przez moją mat­kę za dru­gie­go syna, a prze­ze mnie jako brat z wy­bo­ru. Od­tąd idzie­my ra­zem przez ży­cie, miesz­ka­jąc, go­spo­da­ru­jąc wspól­nie po­nad pół wie­ku” – pi­sał.

W ostat­nim w ży­ciu wy­wia­dzie, któ­re­go udzie­lił Boh­da­no­wi Ga­dom­skie­mu, na py­ta­nie, kim jest męż­czy­zna, z któ­rym miesz­ka, od­po­wie­dział, że to cio­tecz­ny brat. Przy­je­chał do Pol­ski w 1939 roku, ucie­ka­jąc przed wy­wie­zie­niem na Sy­bir. „Tak jak stał, przy­szedł do na­sze­go domu i zo­stał uzna­ny przez moją mat­kę za dru­gie­go syna. Mat­ka umar­ła, a my obaj da­lej to­czy­my ten bar­dzo głę­bo­ko ka­wa­ler­ski ży­wot” – mó­wił.

Taka była wer­sja dla opi­nii pu­blicz­nej. „Miesz­ka z młod­szym bra­tem (cio­tecz­nym), eme­ry­tem Te­atru Wiel­kie­go w War­sza­wie” – in­for­mo­wał w 1990 roku dzien­ni­karz „Wprost”. Te­le­fo­ny od­bie­ra „pan Mie­czy­sław, da­le­ki ku­zyn Je­rze­go Wal­dorf­fa z Wil­na” – na­pi­sa­ła dwa lata póź­niej dzien­ni­kar­ka „Two­je­go Sty­lu”.

Praw­da była inna. Mie­czy­sław Jan­kow­ski nie był ani cio­tecz­nym bra­tem Wal­dorf­fa, ani da­le­kim ku­zy­nem. Był męż­czy­zną, z któ­rym Je­rzy Wal­dorff spę­dził ży­cie. Part­ne­rem, ko­chan­kiem i opie­ku­nem, bez któ­re­go pod ko­niec ży­cia, kie­dy po­ru­szał się już wy­łącz­nie o ku­lach, nie po­ra­dził­by so­bie.

„Mie­li­śmy przy­chod­ne słu­żą­ce, ale okra­da­ły nas” – pi­sał Wal­dorff w ko­dy­cy­lu do te­sta­men­tu. Wte­dy Mie­czy­sław Jan­kow­ski wziął na sie­bie trud pro­wa­dze­nia domu. Go­to­wał, sprzą­tał i prał. Nie zmu­sza­ły go do tego trud­ne wa­run­ki. Jako tan­cerz Te­atru Wiel­kie­go, a póź­niej in­spek­tor ba­le­tu i pe­da­gog w War­szaw­skiej Szko­le Ba­le­to­wej za­ra­biał wy­star­cza­ją­co dużo, żeby się utrzy­mać. Kie­dy prze­szedł na wcze­sną eme­ry­tu­rę przy­słu­gu­ją­cą tan­ce­rzom, była ona rów­nie wy­so­ka jak eme­ry­tu­ra Wal­dorf­fa. „…za sa­mo­dziel­ne pro­wa­dze­nie domu (…) nig­dy nie po­bie­rał żad­nej pen­sji, czym zy­skał we mnie dłuż­ni­ka, na jaką sumę?…” – na­pi­sał Wal­dorff w te­sta­men­cie.

Uzu­peł­niał swą ostat­nią wolę, do­brze wie­dząc, że pol­ski sys­tem praw­ny nie zna po­ję­cia „związ­ków part­ner­skich”. Oso­by ho­mo­sek­su­al­ne, mimo lat prze­ży­tych ra­zem, nie mają żad­nych wy­ni­ka­ją­cych z tego upraw­nień. Tak­że pra­wa do dzie­dzi­cze­nia po so­bie do­rob­ku wspól­ne­go ży­cia. Bał się, że kie­dy go za­brak­nie, czło­wiek, z któ­rym żył od pół wie­ku, może zo­stać po­zba­wio­ny wszyst­kie­go. Dla­te­go chciał, naj­le­piej jak umiał, za­bez­pie­czyć los Jan­kow­skie­go.

„W związ­ku z pa­nu­ją­cą w Pol­sce in­fla­cją nie moż­na usta­lić war­to­ści pra­cy Mie­czy­sła­wa Jan­kow­skie­go przez lata na­sze­go wspól­ne­go ży­cia” – pi­sał. Dla­te­go („Wo­bec fak­tu, że rów­nież w Pol­sce wa­lu­tą po­rów­naw­czą stał się do­lar USA” – na­pi­sał w ko­dy­cy­lu) zwró­cił się w tej spra­wie do Am­ba­sa­dy Sta­nów Zjed­no­czo­nych w War­sza­wie. Po­in­for­mo­wa­no go, że wy­kwa­li­fi­ko­wa­na po­moc do­mo­wa w USA otrzy­mu­je za go­dzi­nę pra­cy do 20 do­la­rów. „W tej sy­tu­acji za­pi­su mo­je­go w ak­cie no­ta­rial­nym nie moż­na trak­to­wać jako spad­ku na rzecz Mie­czy­sła­wa Jan­kow­skie­go, lecz jako czę­ścio­wą tyl­ko spła­tę dłu­gu, z ty­tu­łu jego na­leż­no­ści za pra­cę w moim domu przez tak dłu­gi czas. Na co zwra­cam uwa­gę władz po­dat­ko­wych!” – pod­su­mo­wał wy­li­cze­nia.

Było jesz­cze post­scrip­tum. Je­rzy Wal­dorff pro­sił wy­ko­naw­ców te­sta­men­tu, by wy­jed­na­li u władz ku­rii war­szaw­skiej zgo­dę na po­cho­wa­nie go na Po­wąz­kach po pół­noc­nej stro­nie ka­ta­kumb. Bo tam leży sta­ra War­sza­wa, je­dy­na, któ­rą na­praw­dę ko­chał i ak­cep­to­wał. „Nie­chaj też wraz ze mną spo­cznie Mie­czy­sław Jan­kow­ski” – na­pi­sał.

Nig­dy, do koń­ca ży­cia, nie ujaw­nił swo­jej orien­ta­cji sek­su­al­nej. Pod­czas te­le­wi­zyj­ne­go wy­wia­du na po­cząt­ku lat dzie­więć­dzie­sią­tych To­masz Ra­czek za­py­tał go, czy w ży­ciu, tak jak w mu­zy­ce, miał tyl­ko je­dy­ną mi­łość? Od­po­wie­dział krót­ko: – Jed­ną, ale pan wy­ba­czy, nie będę się z tego zwie­rzał. „…w kuch­ni do­strze­głem sto­ją­cą w far­tusz­ku od­po­wiedź na za­da­ne mu wcze­śniej py­ta­nie” – wspo­mi­nał wy­wiad Ra­czek. „…pan Mie­cio sie­dział w kuch­ni i nie wol­no mu było stam­tąd wy­cho­dzić” – do­dał już po la­tach.

W twór­czo­ści Wal­dorf­fa wą­tek uczu­cia do in­ne­go męż­czy­zny po­ja­wia się rzad­ko. W po­wie­ści Fi­drek i kil­ku opo­wia­da­niach. Ci, któ­rzy i tak wie­dzie­li, mu­sie­li do­strze­gać te ła­twe do od­czy­ta­nia sy­gna­ły, ci, któ­rzy się tyl­ko do­my­śla­li, da­lej po­zo­sta­wa­li z do­my­sła­mi.

W Tań­cu ży­cia ze śmier­cią opi­sał spo­tka­nie z przy­ja­cie­lem sprzed lat, z któ­rym wi­dy­wał się we Wło­szech, gdy zbie­rał ma­te­ria­ły do książ­ki o fa­szy­zmie. Krót­ka chwi­la na lot­ni­sku w Ko­pen­ha­dze nie sprzy­ja­ła roz­pa­mię­ty­wa­niu prze­szło­ści. „Nie­mo trzy­ma­li­śmy się za ręce, wpa­trze­ni so­bie w oczy.” – wspo­mi­nał Wal­dorff. Po chwi­li gło­śni­ki za­czę­ły wzy­wać pa­sa­że­rów do od­pra­wy.

Mło­de­go Nor­we­ga, ty­tu­ło­we­go bo­ha­te­ra opo­wia­da­nia Olaf, po­znał pod­czas po­by­tu w Ber­gen. Więź ro­dzą­ca się mię­dzy chłop­cem, szu­ka­ją­cym ko­goś, kto po­mo­że mu wy­rwać się w świat, a męż­czy­zną, któ­ry pró­bu­je nie uro­nić nic z krót­kich chwil fa­scy­na­cji mło­do­ścią Ola­fa, prze­siąk­nię­ta jest ero­tycz­nym na­pię­ciem.

Moż­na ta­kich ak­cen­tów do­szu­ki­wać się tak­że w przed­wo­jen­nej ko­re­spon­den­cji Wal­dorf­fa z mat­ką. W 1937 roku, re­la­cjo­nu­jąc po­byt we Wło­szech, po­chwa­lił się, że w ho­te­lu ob­słu­gu­je go chło­piec pięk­ny jak anio­ło­wie na ob­ra­zach Pe­ru­gi­na. „Ma szes­na­ście lat, czar­ne oczy więk­sze chy­ba od ust i imię: Bo­na­wen­tu­ra” – za­chwy­cał się.

Ale wy­raź­nie była w Wal­dorf­fie po­trze­ba, żeby opo­wie­dzieć lu­dziom tak­że o czło­wie­ku, z któ­rym żył przez wszyst­kie te lata. Żeby wy­mie­nić przy­najm­niej jego imię. Tak jak w roz­mo­wie wy­po­wia­da się cza­sem imię uko­cha­nej oso­by tyl­ko po to, by je usły­szeć, bo prze­cież nikt inny go nie wy­po­wie. Ta­kich miejsc jest w jego książ­kach wie­le.

„Miesz­ka­li­śmy w trój­ką­cie przy­ja­ciół: u sie­bie Gał­czyń­scy, na pierw­szym pię­trze wil­li nie­opo­dal ma­larz Je­rzy Za­ru­ba ze swo­ją an­giel­ską żoną Flo­rą (…), w trze­cim rogu, w wy­na­ję­tym po­ko­ju – ja z Miet­kiem” – opo­wia­dał o ostat­nim przed­wo­jen­nym le­cie spę­dzo­nym w Ani­nie.

„Po­wsta­nie za­sko­czy­ło nas z Miet­kiem w sta­rej drew­nia­nej wil­li pod Pusz­czą Kam­pi­no­ską” – wspo­mi­nał rok 1944.

„Ze­rwa­łem się, szturch­ną­łem w bok Miet­ka: – Wsta­waj” – opi­sy­wał pierw­szą noc po wy­sie­dle­niu z War­sza­wy po klę­sce po­wsta­nia.

„Miesz­ka­li­śmy tyl­ko o jed­ną uli­cę od­le­gło­ści: oni na Szu­cha, ja z moim bra­tem Mie­czy­sła­wem na Ko­szy­ko­wej” – pi­sał o są­siedz­twie z Li­dią i Ste­fa­nem Ki­sie­lew­ski­mi.

Przed Jan­kow­skim był Isio, ko­le­ga z gim­na­zjum im. Mar­cin­kow­skie­go, i… były dziew­czy­ny. Wśród nich ta­kie, z któ­ry­mi zna­jo­mość trak­to­wał bar­dzo po­waż­nie. Z po­dró­ży do Włoch, la­tem 1935 roku, pi­sał do mat­ki, że jest chy­ba naj­szczę­śliw­szym z lu­dzi. Bo… za­ko­chał się. „…w ra­zie cze­go bę­dziesz mia­ła sy­no­wą «ef, ef»” – za­pew­nił mat­kę. Ale ślub bę­dzie moż­li­wy naj­wcze­śniej za dwa lata – pi­sał – bo uko­cha­na ma do­pie­ro… pięt­na­ście lat”.

My­lił tro­py. W fe­lie­to­nach i wy­wia­dach sys­te­ma­tycz­nie po­ja­wia­ły się zda­nia, któ­re mia­ły od­wra­cać uwa­gę.

„Sto­su­nek mam do mu­zy­ki jak do żony, z któ­rą leży się we wspól­nym łóż­ku od z górą pół wie­ku: wy­rwać się i na dziw­ki! – ale już za póź­no” – pi­sał w jed­nym z fe­lie­to­nów w „Po­li­ty­ce”. „Ni­ko­go nie zdra­dzi­łem. Naj­wy­żej ja­kąś źle upu­dro­wa­ną blon­dyn­kę na rzecz dłu­go­no­giej bru­net­ki z war­szaw­skie­go ka­ba­re­tu” – od­po­wie­dział dzien­ni­ka­rzo­wi na py­ta­nie, dla­cze­go zdra­dził ka­rie­rę praw­ni­czą dla mu­zy­ki.

Kie­dy w la­tach osiem­dzie­sią­tych zna­lazł się w Wil­nie, dzien­ni­kar­ka pol­sko­ję­zycz­ne­go „Czer­wo­ne­go Sztan­da­ru” za­py­ta­ła, co go spro­wa­dza.

– Mi­łość do mia­sta, w któ­rym po raz pierw­szy się za­ko­cha­łem, od­po­wie­dział. „…w Li­twin­ce” – do­dał.

Z Wil­na po­cho­dził Mie­czy­sław Jan­kow­ski.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: