Warszawskie kawiarnie literackie - Andrzej Z. Makowiecki - ebook

Warszawskie kawiarnie literackie ebook

Andrzej Z. Makowiecki

4,5

Opis

W kawiarni literackiej, niezwykłym zjawisku kulturowym schyłku wieku XIX i całego wieku XX, spotykało się warszawskie środowisko literackie, by zawiązywać kontakty i przyjaźnie. Wymieniano opinie o literaturze i sztuce, ferowano wyroki i tworzono hierarchie artystyczne, ale także plotkowano i prowadzono rozmowy towarzyskie skrzące się dowcipem i złośliwością. Widownię tego środowiskowego teatru stanowili wielbiciele literatury i rzesza snobów łakomych „wielkiego świata”. W kawiarni literackiej komentowano także aktualne wydarzenia polityczne i dlatego w czasach zagrożenia swobód narodowych i obywatelskich bywała ona niebezpiecznym dla władzy ogniskiem niezależnej myśli i społecznego sprzeciwu.

Ta solidnie udokumentowana książka przywołuje realia i klimat słynnych kawiarni literackich Warszawy całego dwudziestego wieku. Prowadzi czytelnika przez lokale młodopolskie – Miki i Udziałową, przez legendarne już kawiarnie okresu międzywojennego – Pod Picadorem z jego estradą poetycką, Małą Ziemiańską ze skamandryckim półpięterkiem, IPS-em i SiM-em, aż do miejsc bliskich naszym czasom – maleńkiej kawiarenki PIW-u i sutereny Czytelnika.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 348

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (4 oceny)
2
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opracowanie graficzne: Andrzej ‌Barecki
Korekta: Bogusława Jędrasik
Na ‌obwolucie wykorzystano ‌fragment rysunku ‌Jerzego Szwajcera (Jotesa) Bywalcy ‌Ziemiańskiej
Na okładce wykorzystano ‌fragment obrazu Mai ‌Berezowskiej Na ‌pięterku ‌w Ziemiańskiej
(Copyright ‌© by Muzeum ‌Literatury/East ‌News)
Copyright ‌© ‌by Andrzej Z. Makowiecki, ‌2013
Copyright ‌© by Wydawnictwo Iskry, Warszawa ‌2013
ISBN 978-83-244-0326-4
WYDAWCA
Wydawnictwo ISKRY
ul. Smolna ‌11, ‌00-375 Warszawa
tel./faks ‌(22) 827-94-24-15
www.iskry.com.pl
Konwersja publikacji ‌do wersji elektronicznej
OD AUTORA

Książka ta została ‌ukształtowana w sposób ‌szczególny, będący ‌wynikiem przemyślanej decyzji. ‌Zawiera ‌bowiem wiele obszernych objętościowo ‌przytoczeń ‌fragmentów ‌wspomnień i relacji ‌ludzi, których można ‌zaliczyć do bywalców warszawskich kawiarni ‌literackich w opisywanym tu ‌okresie stu ‌lat wieku XX. To ‌„cudze ‌słowo” ‌wspomnieniowe ‌wyróżnione zostaje mniejszą ‌czcionką, zaznaczając ‌w ten sposób szczególny ‌szacunek dla perspektywy ‌świadka (liczne ‌cytaty o innym charakterze nie ‌zostały wyróżnione ‌w ten sposób). Mógłbym oczywiście ‌skorzystać z często stosowanej ‌zasady opowiadania „własnymi ‌słowami” ‌tego wszystkiego, ‌co jest zaczerpnięte ‌z cudzej pamięci i wiedzy, ‌jestem jednak przekonany, że współczesna próba zrekonstruowania niepowtarzalnego klimatu kawiarni literackiej nie może się równać z przytoczonym in extenso wspomnieniem naocznego obserwatora. Z tego samego powodu, to jest z dokumentacyjnej sumienności, nie stosowałem w tej książce praktyk obecnych na przykład w książce Karoliny Beylin W Warszawie w latach 1900–1914 (1972), zawierającej fikcyjne dialogi bywalców Miki i Udziałowej.

W komentarzach do wypowiedzi „świadków swojego czasu” nie zamieszczono ogólniejszych informacji o przywoływanych, a znanych powszechnie postaciach i ich literackich dokonaniach. Sądzę, że inne rozstrzygnięcie byłoby wyrazem nieufności wobec czytelnika i jego wiedzy, toteż informacje takie dotyczą jedynie osób mniej znanych lub pozbawionych w cytowanych tekstach jakichkolwiek danych poza nazwiskami. Wiele z takich zapomnianych postaci zasługiwało na – choćby skrótowe – przypomnienie. Dotyczy to przede wszystkim literatów, bo w przypadku licznie tu obecnych malarzy, grafików i rzeźbiarzy nie stosowałem podobnej zasady z przyczyny niedostatku kompetencji.

W Aneksie do opowieści o kawiarniach dołączony został dawniej napisany (drukowany w miesięczniku „Poezja” w roku 1988) szkic O anegdocie literackiej. Przypominam ten artykuł, w przeświadczeniu że jego tematyka jest dostatecznie bliska zagadnieniu kawiarni literackiej, której sława buduje się przecież w znacznej mierze na anegdocie.

WPROWADZENIE

Dwudziestowieczna kawiarnia literacka jest bez wątpienia frapującym zjawiskiem kultury, pod warunkiem że spojrzenie na nią nie poprzestanie na anegdotycznych smaczkach (skądinąd bardzo atrakcyjnych), lecz sięgnie także po obserwacje dotyczące jej struktury i funkcji społecznych.

W Słowniku literatury polskiej XIX wieku znajdujemy hasło „Kawiarnia literacka” i opis zjawiska w jego kształcie dziewiętnastowiecznym. Zabrakło niestety takiego samego hasła w wydanym nieco później Słowniku literatury polskiej XX wieku, choć nie ulega wątpliwości, że właśnie w dwudziestowiecznym wydaniu (to jest od czasu Młodej Polski do schyłku minionego wieku) kawiarnia literacka uzyskuje szczególne znaczenie w obrazie kultury literackiej. Oczywiście wiele ze stwierdzeń charakteryzujących dziewiętnastowieczną kawiarnię nie traci na aktualności w opisie późniejszych form tego zjawiska i można je powtórzyć bez ryzyka popełnienia anachronizmu:

„Kawiarnia kształtowała też nowy obyczaj, modę, ubiór. Była więc miejscem rozrywki i konsolidacji środowisk literackich, umożliwiała kontakty, zawieranie znajomości, lansowanie określonych postaw, opinii i wartości literackich, rozprowadzanie nowin ze świata artystycznego, dawała bezpośrednie kontakty twórców z publicznością”[1].

Kawiarnia literacka (czy też literacko-artystyczna) od połowy XIX do połowy, a nawet końca wieku XX była istotnym ogólnoeuropejskim zjawiskiem kulturowym i trudno się dziwić, że z tego kulturoznawczego punktu widzenia opisywano ją wielokrotnie. Ze znanych prac tego typu wymienić można choćby takie monografie, jak Pascala Boissela Café de la Paix: 1862 a nos jours, 120 ans de vie parisienne (Paryż 1980), Gérarda-Georges’a Lemaire’a Les Cafés littéraires (Paryż 1987), tom zbiorowy Kaffeehäuser: Kaffeehausliteraten (Wiedeń 1999, pod red. Michaela Rossnera) czy Évy Szentes i Emila Hargittayego Literarische Kaffeehäuser in Budapest (Kiadó 1997). Problematyką tą zajmowała się także amerykańska badaczka Noël Riley Fitch i jej popularnonaukowa książka The Grand Literary Cafés in Europe (2006) została wydana w polskim tłumaczeniu Katarzyny Wywiał-Prządy pod tytułem Najsłynniejsze kafejki literackie Europy (2008). To właśnie w tej książce znaleźć można nieco emfatyczny opis zalet, jakie ma kawiarnia dla pisarza indywidualisty:

„Kawiarnie to świątynie czasu wolnego, miejsca, gdzie można palić i rozmawiać – chleb powszedni dla pisarzy, którzy mogli tu ostrzyć swoje pióro w ciszy i spokoju. Kawiarnie zapewniają czyste, dobrze oświetlone miejsce z dala od zimnego, ciemnego mieszkania na mieście, bezpieczną przystań podczas burzy, wygodny stolik, przy którym się można spotkać ze starym znajomym. Za cenę filiżanki kawy pisarz może mieć wszystko, czego potrzebuje – picie, papierosy, toaletę, telefon, ciepło i światło, stolik i krzesło”[2].

W cytacie tym chyba zbyt przesadnie ocenione zostały zalety kawiarni dla pisarza, który zamierza w niej napisać kolejne dzieło literackie. Wiemy wprawdzie z historii paryskich kawiarni literackich, że Emil Zola napisał swój płomienny manifest w sprawie Dreyfusa zatytułowany Oskarżam w Café Durand, opowiadanie Ernesta Hemingwaya Rzeka dwóch serc powstało przy stoliku w La Croserie des Lilas, zaś poeta Jacques Prévert zwykł tworzyć wiersze satyryczne na serwetkach w Café de Flore, ale gwarna atmosfera publicznego lokalu raczej nie jest czynnikiem sprzyjającym twórczej koncentracji. Inaczej sprawa wygląda, gdy weźmiemy pod uwagę integracyjne, społeczne funkcje kawiarni, która zapewnia przecież możliwość kontaktów środowiskowych, ułatwia sojusze artystyczne, zapewnia mało formalny dostęp do redaktorów czasopism literackich i wydawców, gromadzi przy jednym stoliku pisarzy o podobnych przekonaniach i dążeniach artystycznych. Ostatecznie kilka dwudziestowiecznych manifestów grupowych powstało właśnie w kawiarni (na przykład w kawiarni Voltaire w Zurychu manifest dadaistyczny grupy, której przewodził Tristan Tzara, w paryskiej Les Deux-Magots manifest surrealizmu Louisa Aragona i André Bretona).

Myliłby się jednak wielbiciel literatury i sztuki, sądząc, że europejska kawiarnia literacka (lub artystyczna) to miejsce, w którym nieustannie rodzą się programy artystyczne i nowatorskie projekty, a rozmowy przy stolikach dotyczą wyłącznie problemów pisarskich. Środowisko literackie spotyka się w upatrzonych i wybranych przez siebie lokalach także (a czasem „tylko”) po to, aby skomentować aktualne wydarzenia polityczne, poplotkować na temat literackich sukcesów i klęsk osób nieobecnych przy stoliku lub należących do innych (niekiedy konkurencyjnych) ugrupowań i orientacji artystycznych, podzielić się najnowszymi dowcipami, wieść rozmowy inkrustowane bon motami i błyskotliwymi skojarzeniami, pełne aluzji zrozumiałych tylko dla wtajemniczonych. Także i po to, by ulec niewinnej słabości pławienia się w blaskach sławy, której gwarantem są ukradkowe bądź jawnie niedyskretne spojrzenia „zwykłej” publiczności, przybyłej do kawiarni właśnie w celu podpatrywania zachowań lokalnych sław literackich. Do każdej kawiarni literackiej pasuje – równie aprobatywny, co krytyczny – obraz słynnego „stolika na półpięterku” w kawiarni Ziemiańskiej w dwudziestoleciu międzywojennym:

Nad wszystkimi dysputami unosiła się wesołość, ironia i sarkazm. Wyśmiewano wszystkich i siebie, pasowano na talenty poważne i geniuszy humoru, co nie zawsze odpowiadało rzeczywistości. Czasem dwuznaczne spojrzenie autora Karmazynowego poematu [Lechonia] uważano za arcykomiczne, a byle głupstewko „Madzi” [Samozwaniec] za zawrotny wprost dowcip. Obrotność języka, odbijanie słów, parowanie przycinków wywoływało łatwy zachwyt, bawiło i wpływało na dobre samopoczucie całego towarzystwa[3].

W tym miejscu przeciwnik kawiarnianego życia literackiego i samej kawiarni literackiej jako instytucji środowiskowej (i nie tylko, jeśli ciągle pamiętamy o licznej publiczności „nieliterackiej” złożonej w znacznej części ze snobów, ale w pozostałej z prawdziwych miłośników literatury) mógłby postawić pytanie: co oni w tej kawiarni widzą i po co się w niej tłoczą? Czy lokal tego rodzaju i jego bywalcy dostarczają jedynie podniet ludycznych? Wyczerpującej odpowiedzi udzielają wspomnienia Jana Śpiewaka, który znakomicie uchwycił dwoisty charakter kawiarni i jej oddziaływanie, dostarczające z jednej strony wrażenia niezobowiązującej gry towarzyskiej, z drugiej zaś – doświadczenia inspiracji, pobudzenia wyobraźni twórczej:

Do kawiarni przychodziło się dla przyjemności i z nałogu. Żadnych spraw tam się nie załatwiało, nawet osobistych, na randki umawiało się do zupełnie innych kawiarni, malutkich, przytulnych, położonych z dala od ruchliwych kawiarni artystycznych. Kawiarnia nie była instytucją, była klimatem. Ciągnęła nas tam przede wszystkim atmosfera niespodzianki, a więc pewnej dziwności i niecodzienności. Nigdy nie wiadomo, kogo wieczorem można było tam spotkać, z kim rozpocząć rozmowę. Tłoczyli się tam także ludzie, których nawet nie znało się z imienia, cóż dopiero z nazwiska. Czasem wpadał ktoś, kto dopiero przyjechał z odległych stolic, czasem zaszumiała wieść nieprawdopodobna, niewiarygodna, która mogła w tym klimacie okazać się prawdziwą. Zdarzało się, że nie było pieniędzy na pół czarnej. Wtedy także szło się do kawiarni, chociażby po to, aby parę razy przejść dookoła stolików (...). Przychodziło się do kawiarni z ciekawości, z chęci poznania ludzi, zrozumienia ich sposobu myślenia, ich reakcji na sprawy życia i sztuki. To nie był snobizm, to było szukanie twórczej nowości, wewnętrznych mechanizmów tworzącej się sztuki na gorąco, in statu nascendi. Istnieje klimat czasu, który wpływa na ludzi sztuki. W niejednej europejskiej kawiarni, w bezpośrednich rozmowach prowadzonych na wpół serio, rodziły się nowe kierunki w sztuce. Nieprzymuszona, swobodna rozmowa i nieobowiązująca szermierka słowna wyzwala także wyobraźnię twórcy. Są to podróże w kraj sztuki, gra w sztukę, zabawa, która z czasem może spalić oczy i serce[4].

W jednej sprawie warto sprzeciwić się znakomitym obserwacjom poety. Zaprzecza on twierdzeniu, że kawiarnia jest „instytucją”, utożsamiają z „klimatem”. Oczywiście nieuchwytna i niedefiniowalna aura kawiarniana wyróżniająca jakiś lokal może być nazwana „klimatem” i niekiedy ona decyduje o owym wyróżnieniu, nie przekreśla to jednak opinii, które bez wahania lokują kawiarnię literacką w systemie instytucji kultury literackiej, podobnie jak na przykład wieczór autorski. W tej książce kawiarnia literacka traktowana jest właśnie jako instytucja o pewnej liczbie cech określających jej charakter.

W problematykę kawiarni literackiej wprowadzi nas nie żadne uczone dzieło z zakresu socjologii literatury, ale rysunek satyryczny z dwudziestolecia międzywojennego. W roku 1935, w popularnym piśmie humorystycznym „Wróble na dachu” (nr 12) ukazała się ilustracja Jakuba Bickelsa, wykorzystująca także technikę fotomontażu. Ilustracja ta reprodukowana jest w książce Barbary Winklowej Tadeusz Żeleński (Boy). Twórczość i życie (Warszawa 1967), tutaj powinien wystarczyć jej opis. Na rysunku Bickelsa widać na pierwszym planie karykatury Słonimskiego i Boya, siedzących przy stoliku nad opróżnionymi szklankami herbaty. Obaj – wyraźnie przejęci – wskazują palcami dwóch osobników siedzących przy innym stoliku. Ich narysowane korpusy zwieńczone są wyciętymi z fotografii „główkami” tegoż Słonimskiego i Boya, każdego z kartą (zapewne spisem oferowanych w lokalu potraw), na której po stronie zewnętrznej znajduje się napis – w jednym przypadku „Wiadomości”, w drugim „Literackie”. Rozbudowany informacyjnie podpis pod rysunkiem brzmi: „W redakcji pewnego pisma literackiego. Słonimski: «Psst! Wie pan, kto jest ten po prawej?... Sam Słonimski!». Boy: «Pssst! Wie pan, kto jest ten po lewej?... Sam Boy-Żeleński!...»”.

Rysunek ten można by zlekceważyć, gdyby nie to, że dla problematyki zjawisk kultury literackiej ma on istotne znaczenie. Każdemu, kto pragnie zapuścić się na teren socjologii życia literackiego, mówi on rzeczy ważne i warte refleksji. Cała ta scena – jakby wbrew podpisowi – rozgrywa się bowiem nie w redakcji, ale w kawiarni. Świadczą o tym stoliki i szklanki, resztki wątpliwości rozstrzyga okno, przy którym siedzą „fotograficzne” postacie, z odwróconym – bo skierowanym na zewnątrz – napisem „IPS”. Lokalizacja czasowa i topograficzna tego miejsca (dzięki wyrazistym informacjom) jest oczywista. Chodzi o pawilon Instytutu Propagandy Sztuki, mieszczący się przy ulicy Królewskiej pod numerem trzynastym, który został oddany do użytku w grudniu 1931 roku, kawiarnia zaś rozpoczęła działalność w roku następnym. Rysunkowa informacja, że w lokalu tym w roku 1935 znajduje się redakcja tygodnika „Wiadomości Literackie”, jest nie całkiem prawdziwa, ale bliska prawdy. W pawilonie IPS-u mieściła się wprawdzie nie redakcja, lecz administracja pisma (redakcja od roku 1924, to jest od chwili powstania pisma funkcjonowała w mieszkaniu Mieczysława Grydzewskiego przy ul. Złotej 8 m. 5), ale ulokowanie „Wiadomości” przez rysownika przy ulicy Królewskiej 13 nie powinno budzić większych zastrzeżeń.

Nie o lokalizację jednak chodzi – w tym rysunku znajdują wyraz pewne zasadnicze przeświadczenia o charakterze zjawiska określanego mianem kawiarni literackiej. Owe spostrzeżenia socjologiczne (choć niewątpliwie mające wymiar także potoczny, obiegowy) wskazują na te cechy zjawiska, które można uznać za kluczowe, najważniejsze. I choć realia narysowanej sceny pochodzą z czasu II Rzeczypospolitej, obserwacje zawarte w rysunku Bickelsa mają wartość generalną.

Zwraca on przecież uwagę nie tylko na ogólne cechy literackiej kawiarni, ale też dostarcza wiedzy o pewnych elementach składowych zjawiska. Mamy tu stolik wyodrębniony i funkcjonujący w roli „centrum”, kawiarnia jest ukazana jako miejsce, w którym powstaje opiniotwórcze pismo literackie (a więc ma charakter giełdy środowiskowej), obecni są „aktorzy” i „publiczność”. Role aktorów i publiczności odgrywają – co jest znamienne – te same osoby. Boy i Słonimski bowiem, zdublowani w rysunku Bickelsa, prezentują się w tym spektaklu dla innych jako użytkownicy stolika przy oknie, ale chętnymi obserwacji widzami (publicznością) są także oni sami i to oni właśnie przyznają sobie rangi wyrażone zaimkiem „sam”. To obraz zawierający w sobie nieco ironizującą konstatację rysownika: zdaje się on sugerować, że hierarchizacja i nadawanie rang są wytworem giełdy środowiskowej, która nie musi odwoływać się do opinii szerszych kręgów odbiorców, zaś publiczności literackiej pozostaje jedynie akceptacja ustalonych bez niej wartościowań. Istotne znaczenie ma w tej sytuacji podwojenia roli także rozwiązanie graficzne ilustracji. Boy i Słonimski „prywatni” mają głowy narysowane, tamci „publiczni” od stolika mają te same głowy w wydaniu fotograficznym, „prasowym”, to jest włączonym w obieg komunikacji społecznej i literackiej.

Znakomite rozpoznanie społecznych funkcji kawiarni literackiej w dwudziestoleciu międzywojennym można znaleźć w książce Janusza Stradeckiego o Skamandrze[5]. Stradecki wyodrębnił w niej dwa podstawowe modele kawiarni literackiej dwudziestolecia: kawiarni-kabaretu (przykład Picadora) oraz kawiarni-klubu (przykład Ziemiańskiej), wprowadził rejestr społecznych funkcji tej instytucji kultury literackiej (informacyjną, integracyjną, operacyjną i popularyzacyjną). W tej książce używam jednak innych kategorii opisu niż Stradecki, zwracając uwagę na takie zjawiska jak na przykład teatralizacja zachowań klientów kawiarni, podporządkowana strategii środowiskowej lub ogólnospołecznej.

Użycie tutaj terminu „teatralizacja” wskazuje na możliwość rozpatrywania zjawiska o nazwie „kawiarnia literacka” przy użyciu kategorii opisu używanych w teatrologii. Jest tu przecież budynek, w którym kawiarnia się mieści, jest szablonowa „wewnętrzna architektura teatralna” (sala lub sale wyposażone w oświetlenie, stoliki, krzesła i kanapy, czasem nawet loże), jest także publiczność rekrutująca się po części z odsuniętych od gry przedstawicieli środowiska, zaś w większości ze „zwykłej” klienteli kawiarnianej, powodowanej modą, snobizmem, instynktem plotkarskim itp., przybyłej dla choćby optycznego obcowania ze „światem sztuki”. Mamy także punkt centralny – „scenę”, na której występują „gwiazdy”, komparsi i statyści. Teatralna struktura opisu kawiarni literackiej jest kusząca, jej możliwości potwierdza także opinia wyrażona przez Piotra Matywieckiego w monografii poświęconej Tuwimowi, w której autor powiada, że: „Kawiarnia była swojego rodzaju teatrem, przychodziło się do niej także po to, aby «widywać» postaci publicznego spektaklu”[6]. Chociaż pewne elementy takiej optyki „teatralnej” pojawią się tej książce, to jednak wyznam, że nie miałem odwagi ukształtować opowieści wedle tak założonego schematu, zarówno z przyczyny jego ograniczeń, jak i z obawy, aby opowieść o warszawskich kawiarniach literackich nie stała się jeszcze jednym – wprawdzie przejrzystym konstrukcyjnie i poprawnym metodologicznie – ale dość nudnawym dziełem naukowym.

Idąc tropem spostrzeżeń sugerowanych przez rysunek Bickelsa, można ułożyć całkiem wstępny zestaw warunków, których obecność umożliwia określenie lokalu mianem kawiarni literackiej. A więc lokal taki musi być (jako całość) lokalem publicznym, dostępnym w zasadzie dla każdego. Słynne kawiarnie literackie Europy nigdy nie miały statusu zamkniętego klubu literackiego lub siedziby stowarzyszeń czy grup literackich. Zawsze otwarte dla „zwykłej”, nieliterackiej publiczności były istniejące do dziś kawiarnie: paryskie – Café de la Paix, Café du Dôme, La Closerie des Lilas, Les Deux-Magots i Café de Flore, wiedeńska Café Central, praski Montmartre, londyńska Café Royal, madrycka Café de Gijón i wenecka Caffé Florian. Z tego względu pozwalam sobie nie zaliczyć do kawiarni literackich lokalów stowarzyszeń twórczych, które z natury rzeczy gromadzą jedynie reprezentantów tych środowisk i w zasadzie brakuje w nich publiczności pozaśrodowiskowej. Nie zmienia to faktu, że współcześnie (bo przed II wojną światową nie istniały podobne lokale) kawiarnie i restauracje takich stowarzyszeń jak Związek Literatów Polskich (ZLP), Stowarzyszenie Polskich Artystów Teatru i Filmu (SPATiF), Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich (SDP) itp. są miejscami wielce atrakcyjnymi towarzysko i stanowią niewyczerpany magazyn plotek, anegdot i sensacji środowiskowych. Niezależnie od tych zalet i wartości dla historyka kultury literackiej i artystycznej danej epoki, w obrębie zjawiska określanego jako kawiarnia literacka nie wydają się mieścić właśnie ze względu na swój zamknięty status środowiskowo-zawodowy. Kawiarnia literacka – będę się upierał przy takim stanowisku – powinna być lokalem otwartym, ogólnodostępnym dla publiczności nietrudniącej się literaturą lub sztuką, reglamentacja dostępu dotyczyć może jedynie „salki” lub „stolika”. Musi więc istnieć w takiej kawiarni stolik lub salka, do których dostęp jest ograniczony. Przy tym stoliku lub w salce występują aktorzy kawiarnianego spektaklu. Ich działalność wymaga obecności widzów czy obserwatorów zdarzeń (a więc publiczności). Ta publiczność nie ma jednorodnego charakteru – z jednej bowiem strony stanowią ją reprezentanci środowiska niedopuszczeni do stolikowej sceny głównej, z drugiej – pozaśrodowiskowa rzesza „profanów”, snobów i ciekawskich. Na koniec: kawiarnia literacka jest miejscem, w którym rodzą się opinie i hierarchie literackie (lub szerzej – artystyczne), powstają opiniotwórcze pisma literackie.

Kawiarni, które zasługują na miano „literackich” wedle wstępnych autorskich ustaleń, jest – w branym tu pod uwagę okresie – całkiem pokaźna liczba, niektóre z nich pozbawione są kompletnie dokumentacji i jako literackie istnieją jedynie w pamięci świadków lub uczestników okresowych konwentykli o charakterze literackim. W tej książce przyjęto pewne ograniczenia egzemplifikacyjne, toteż w koniecznych cytatach źródłowych przywoływane są jedynie takie wzorcowe lokale warszawskie o charakterze kawiarni literackich jak:

a) z okresu Młodej Polski: Starorypałka, U Miki, Nadświdrzańska i Udziałowa;

b) z okresu dwudziestolecia: Picador, Kresy, Mała Ziemiańska, IPS, SiM i Zodiak;

c) z okresu po II wojnie światowej: PIW, Ujazdowska, Czytelnik.

Do mniej ważnych elementów każdej kawiarni, w tym kawiarni literackiej, należy wystrój wnętrza. Klasyczne umeblowanie kawiarni to – od końca XIX wieku do zakończenia II wojny światowej – małe (znacznie mniejsze od restauracyjnych) okrągłe lub prostokątne stoliki z marmurowymi blatami oraz krzesła modelu Thoneta (zaprojektowane w Wiedniu przez Michaela Thoneta w roku 1849). Krzesło takie, którego popularność w wielu krajach europejskich nie zmalała do naszych czasów, ma siedzisko miękkie, najczęściej obite pluszem (w wersji bardziej spartańskiej wyplatane trzciną) oraz konstrukcję z giętych prętów drewnianych, podobnych kształtem do dwu łuków metalu w biurowym spinaczu, tworzącą oparcie. Ściany kawiarni niekiedy zdobione były malowidłami (w kawiarniach z artystyczną klientelą był to objaw częsty), regułą wyposażenia w przedsionkach i salach były liczne lustra, zajmujące niekiedy całą powierzchnię ściany i spełniające znaną od dawna funkcję optycznego powiększania wnętrza.

Należy jednak przypomnieć, że tematem tej książki są warszawskie kawiarnie literackie, te zaś po wojnie przeszły nieuniknioną metamorfozę. W niektórych przedwojennych – nawet po zniszczeniach powstania 1944 roku – zachowały się meble, inne zostały starte z powierzchni ziemi. Po takich doświadczeniach historycznych nowe kawiarnie, zyskujące rangę literackich (takie jak PIW i Czytelnik) meblowały się wystrojem socrealistycznym, w którym produkcja Ładu lub Cepelii (sięgających przecież do zupełnie innych niż dawniejsze, kawiarnianych wzorów meblarskich) była szczytem wyrafinowania. Sytuacja ta podpowiada, że podobnie jak w wielu innych obszarach warszawskiej specyfiki materialnej i społecznej, także w obrębie wyglądu i atmosfery kawiarni nastąpiło przerwanie ciągłości.

W tym miejscu autor czuje się zobowiązany do wyjaśnienia, dlaczego zjawisko kawiarni literackiej lokuje w okresie od ostatnich lat wieku XIX po cały wiek XX. Czy tego rodzaju lokalizacja czasowa jest właściwa, czy też rodzi odruch sprzeciwu? Otóż kawiarnia literacka – jeśli przyjmiemy wstępne „parametry” takiej instytucji życia literackiego – obecna jest bez wątpienia w kulturze literackiej Młodej Polski, dwudziestolecia międzywojennego i czasach po II wojnie światowej. Czy jest obecna wcześniej, niż datujemy Młodą Polskę? W takim kształcie, jaki w zarysie został już określony – raczej nie. Nie zwalnia to wprawdzie od wskazania na romantycznych i postyczniowych protoplastów dwudziestowiecznej kawiarni literackiej (którym honor zostanie pokrótce oddany w osobnym rozdziale), ale przy sformułowaniu określonych „warunków koniecznych” takiej instytucji widać, że wcześniejsze, dziewiętnastowieczne lokale niezbyt się mieszczą w opisanym modelu.

Czy z kolei zjawisko określane mianem kawiarni literackiej istnieje w drugim dziesięcioleciu wieku XXI? Ośmielam się utrzymywać, że nie, choć dowód takiego przekonania musiałby zająć wiele czasu i miejsca. Chronologiczne założenie tej książki mogłoby więc wyglądać tak: „Kawiarnia literacka – w ścisłym znaczeniu – to zjawisko występujące w polskiej kulturze literackiej od końca XIX wieku do ostatnich lat XX wieku”. Równie dobrze można by powiedzieć, że ten rodzaj instytucji kultury literackiej egzystował w Polsce przez sto lat, głównie na obszarze czasowym wieku XX. Nie miał więc chyba racji Adam Ważyk, kiedy już w roku 1972 stwierdzał z przekonaniem: „Kawiarnia literacka dawno zniknęła. Widmo jej straszy, ale to tylko widmo. Prawdziwa kawiarnia literacka była nie tylko miejscem, gdzie mówiono o poezji i rzeczach pokrewnych inaczej, inaczej i z humorem, była ośrodkiem prądów i haseł artystycznych. Wszystko zniknęło (...). Uniwersytet zabił kawiarnię literacką. Poza kilkoma poetami ludzie piszący u nas o poezji należą przeważnie do sfer naukowych, są związani z uniwersytetami lub pokrewnymi instytucjami. Obowiązuje ich świadoma metoda interpretacji, powaga sądów, erudycja, są wykształceni na badaczy, nie na polemistów”[7]. W chwili sformułowania takiej opinii działała bowiem w najlepsze przynajmniej jedna warszawska kawiarnia literacka o niekwestionowanej randze – kawiarnia Czytelnika.

Niezależnie od przyjętego tu założenia, które lokuje kawiarnię literacką w granicach czasowych XX wieku (z koncesją na ostatnie dziesięciolecie wieku XIX), byłoby niezgodne z powszechną świadomością historyczną, gdybyśmy całkowicie zlekceważyli wcześniejsze zjawiska o zbliżonym charakterze. Znajdziemy bowiem przykłady antenatek kawiarni w kulturze literackiej epok poprzedzających Młodą Polskę: romantyzmu i doby postyczniowej.

ANTENATKI ROMANTYCZNE I POSTYCZNIOWE

W dobie romantyzmu miano kawiarni literatów zyskała najwcześniej kawiarnia Pod Kopciuszkiem. Jej właścicielem był Józef Baldi, mieściła się zaś przy ulicy Długiej 26 (obecnie ten budynek jest siedzibą Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk). O takiej randze lokalu Pod Kopciuszkiem zadecydował fakt, że bywali tu członkowie Towarzystwa Iksów, działającego niejawnie w latach 1815–1819. Członkowie tego stowarzyszenia, skupiającego zwolenników poetyki klasycystycznej (między innymi Juliana Ursyna Niemcewicza, Franciszka Morawskiego, Kajetana Koźmiana), ujawniali swoje przekonania literackie w szeregu recenzji teatralnych, publikowanych zwykle w „Gazecie Warszawskiej” pod zbiorowym kryptonimem „X” (stąd nazwa Iksów). Ale w latach dwudziestych XIX wieku Pod Kopciuszkiem bywali także chętnie znani literaci warszawscy, jak Bruno Kiciński i Józef Brykczyński, a także aktorzy, jak Ludwik Dmuszewski (miał nawet własny stolik), Bonawentura Kudlicz i Józef Zdanowicz. Siadywali tu dyrektorzy Opery i Teatru Narodowego: Ludwik Osiński, Józef Elsner i Wiktor Krupiński. Bywał często Kazimierz Brodziński, autor słynnej rozprawy O klasyczności i romantyczności (1818), od roku 1822 profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Stałym i zawsze z utęsknieniem oczekiwanym gościem był Alojzy Żółkowski (ojciec), „pierwszy komik tegoż teatru i redaktor «Momusa», który dowcipkami i anegdotami oraz prawdziwym humorem ożywiał te zebrania i był ich, rzec można, duszą”[8]. To w tym lokalu zrodził się pomysł wydawania pisemka humorystycznego jako dodatku do „Tygodnika Polskiego”. Dodatek ten wkrótce zyskał własny tytuł – „Wanda” i właśnie wtedy (od czerwca 1820) Żółkowski został jego redaktorem. Dodajmy że „urodziny” pisma literackiego w kawiarni weszły z czasem do typowych elementów życia kawiarnianego[9].

Literaci bywali także w kawiarni, którą w roku 1826 założyła niejaka Bautzowa w lokalu mieszczącym się również przy ulicy Długiej pod numerem 38/40. Pod tym numerem znajdował się (i znajduje) pałac Teppera, zwany również – z powodu do dziś istniejących posągów przy bramie – pałacem Pod Czterema Wiatrami.

Największą sławę wśród warszawskich kawiarni doby romantyzmu zyskała Honoratka. Mieściła się przy ulicy Miodowej 14, na rogu Miodowej i Kapitulnej, w pałacu Chodkiewiczów (obecnie od lat znajduje się tu Dom Rzemiosła, w którego podziemiach ulokowała się restauracja nawiązująca do chlubnych tradycji). Kawiarnia wzięła nazwę od imienia właścicielki, Honoraty Cymermanowej. Choć bywało w niej wielu literatów, sława Honoratki ma raczej źródło niepodległościowe niż literackie. Była to bowiem kawiarnia konspiracji powstaniowej przed powstaniem listopadowym i miejsce burzliwych sporów i manifestacji po jego wybuchu. Jak informują piszący o Honoratce, to właśnie z tego lokalu miało wyjść wezwanie do zemsty, sformułowane w haśle „Do zamku, do zamku, szubienice dla zdrajców”, które poprzedziło rozruchy z 15 sierpnia 1831 roku. Podczas tych rozruchów powieszono trzydziestu pięciu więźniów powstania (wojskowych stojących po stronie obcej władzy, szpiegów i kolaborantów). Honoratka została zamknięta po upadku powstania.

W latach przedpowstaniowych, zapewne od roku 1825, egzystowała też Dziurka przy ulicy Miodowej 3, w tak zwanej kamienicy Teppera, stojącej obok pałacu biskupów krakowskich (teren ten uległ zasadniczej przebudowie podczas przebijania Trasy W-Z). Dziurka nie nosiła takiego miana oficjalnie, została jedynie ochrzczona w ten sposób przez bywalców dwu niewielkich i ciemnych pokoików. Jak przestrzegał po latach Wiktor Gomulicki, tej Dziurki „nie trzeba łączyć z inną tej nazwy «instytucją», mieszczącą się przy cukierni w gmachu teatralnym”[10]. Tej „gorszej” i mniej znanej Dziurce dodaje jednak splendoru zestaw nazwisk bywalców, wśród których było wielu późniejszych uczestników powstania listopadowego. Były to osoby o proweniencji zarówno niepodległościowej, jak i literackiej: poeci „szkoły ukraińskiej” Seweryn Goszczyński i Józef Bohdan Zaleski, krytyk Maurycy Mochnacki i poeta żołnierz Maurycy Gosławski, późniejszy przywódca powstaniowych „belwederczyków” Ludwik Nabielak i krytyk literacki, a także działacz Towarzystwa Patriotycznego Jan Ludwik Żukowski.

Przed samym powstaniem listopadowym modna się stała także kawiarnia niejakiej Brzezińskiej, mieszcząca się pod adresem ul. Kozia 1:

Drugą kawiarnią słynną z wybornej kawy na całe nasze miasto była tak zwana Brzezińskiej, od imienia jej właścicielki. Mieściła się ona obok poczty na Krakowskiem Przedmieściu. Cały lokal składał się z małego bufetu i wchodowego pokoju zarazem, gdzie przy kominku przygotowywała się doskonała kawa, i z dwóch, z obu stron jego pokoi większych, jeden od ważkiej ulicy Koziej, drugi od ciemnego podwórka. Były to ulubione salony dla młodzieży tak z Uniwersytetu, jak burszów, uczniów szkół wyższych i literatów nawet poważnych wiekiem[11].

Do grona stałych bywalców należał podobny zestaw osób, co w Dziurce (Goszczyński, Mochnacki, Nabielak), ale także: Michał Podczaszyński, Leon Zienkowicz, Dominik Magnuszewski, Fryderyk Chopin i Juliusz Słowacki.

Dodam, że w tym krótkim opisie warszawskich kawiarni doby romantycznej świadomie nie uwzględniam kawiarni Sotera Rozmian Rozbickiego, choć nieco ironicznie ochrzczono ten lokal mianem Kawy Literackiej. Kawiarnia Rozbickiego działała w Warszawie w latach pięćdziesiątych w Zajeździe Białostockim przy ulicy Bielańskiej. Sam Rozbicki, osławiony grafoman i kabotyn, występował tam z programem quasi-kabaretowym dla „zwykłej” publiczności (grał na gitarze, śpiewał, układał szarady, opowiadał anegdoty itp.). Poza „zwykłą” i raczej niewybredną publicznością kawiarnia ta nie przyciągała przedstawicieli środowiska literackiego Warszawy.

Wszystkie te przykłady nie pozwalają na nazwanie wskazanych kawiarni „literackimi” – w takim rozumieniu, które starałem się przedstawić we Wprowadzeniu. Chociaż historycy kultury wskazują niekiedy na przedlistopadową Honoratkę w Warszawie i lokal Miramki (właściwe dane personalne właścicielki to Józefa Miram) w latach tak zwanej Cyganerii Warszawskiej, staranniejszy ogląd obu tych zjawisk ujawnia, że Honoratka na Miodowej była głównie kawiarnią patriotycznej młodzieży (wśród której znajdowali się oczywiście także literaci) i kadry armii Królestwa Polskiego, zaś U Miramki spotykali się wprawdzie tacy literaci jak Filleborn, Zmorski i Dziekoński, ale lokalowi temu brakowało publiczności – środowiskowej i „obcej”. W przypadku lokalu U Miramki (jego „oficjalnie” używana nazwa to Między Parkanami) jednym z powodów braku tej publiczności było mało atrakcyjne położenie: knajpka mieściła się na Gnojowej Górze (sztucznie usypanej wyniosłości skrywającej nieużywane już wysypisko śmieci) u wylotu dawnej ulicy Celnej, nad ulicą Bugaj. „Cyganom Warszawskim” taka lokalizacja widocznie odpowiadała, ale bardziej ceniący się słudzy Apollina oraz nobliwi obywatele Warszawy raczej tam nie uczęszczali.

W okresie postyczniowym znaczenie kawiarni literackich, które (przy wszystkich sformułowanych wcześniej zastrzeżeniach dotyczących „warunków konstytutywnych” takiej instytucji życia literackiego) na tę nazwę w okresie romantyzmu przynajmniej w części zasługują, wyraźnie podupadło. Jak stwierdzał autorytatywnie Wiktor Gomulicki: „Kawiarni odrębnie literackich, odpowiadających tym, o których pisał Wójcicki w swej Kawie literackiej, w ostatnim okresie Warszawa nie miała”[12]. Życie literackie przeniosło się do lokali redakcyjnych licznych czasopism, a także do salonów i domów prywatnych, dających znacznie większe poczucie bezpieczeństwa niż lokale publiczne, chętnie nawiedzane przez konfidentów ochrany. Stwierdzenie Gomulickiego zostało także przez autora poświadczone w jego powieści Ciury (1904), opisującej środowisko literackie i warunki egzystencji poetów „czasów niepoetyckich” z lat 1872–1882. Zawiera ona opisy salonów, redakcji, knajp, „ogródków” itp.; obrazów „kawiarnianych” raczej nie znajdujemy. Jest tu wprawdzie opis kawiarni U Józi (rzeczywistej, usytuowanej na rogu placu Zamkowego i Podwala, która przestała istnieć około roku 1874), w której toczy się rozmowa dwóch literatów, ale kawiarnia ta wyraźnie nie ma charakteru „literackiej” i jest jedynie sytuacyjnym tłem dla dialogu.

Klimat „prawie literacki” miała restauracja (niestety, nie kawiarnia) Anny Czuleńskiej w budynku na rogu Niecałej i Wierzbowej (adres ul. Niecała 2) mieszcząca się na pierwszym piętrze. Pisał o niej Gomulicki:

Charakter wytworniejszy miała (...) jadalnia, która zwano powszechnie U Andzi. Tu poważniejsi literaci mieli wprawdzie swój stół i korzystali z pewnych przywilejów, szczupłe wszakże ich grono niknęło w tłumie zwykłych gości, których część znaczną tworzyli przyjezdni[13].

Jedynym i całkiem reprezentatywnym lokalem kawiarnianym doby postyczniowej skupiającym ludzi pióra pozostaje więc obszerna kawiarnia mieszcząca się w skrzydle Teatru Narodowego przy placu Teatralnym (obecnie także mieści się tam kawiarnia). Lokal ten w latach trzydziestych XIX wieku należał awansem (bo w budującym się w latach 1825–1833 Teatrze Wielkim) do Wawrzyńca Loursa. Wawrzyniec prowadził bufety teatralne, ale otwarcia kawiarni nie doczekał. Po jego śmierci w roku 1834 lokal stał się własnością jego siostrzeńców, Jana Robbiego i Andrzeja Lorentza, którzy zresztą po kilkunastu latach odsprzedali kawiarnię Janowi Janowskiemu, ten zaś około roku 1888 – Bernardowi Semadeniemu (z tym właścicielem uzyskała nazwę Pod Filarami). Kawiarnia nosiła więc nazwy różne, także pochodzące od lokalizacji lub nazwiska aktualnego właściciela. Mówiono w Warszawie: Teatralna, Lourse (nie mylić z Loursem w Hotelu Europejskim), Semadeni, Pod Filarami.

Po otwarciu lokal zajmował całkiem rozległą powierzchnię: sklep cukierniczy, kilka pokoi ze stolikami i zaplecze kuchenne ulokowane były na parterze, tak zwana górka z nieodzownymi bilardami mieściła się na piętrze. Na parterze, wśród pokoików kawiarnianych znajdował się także jeden szczególny nazywany Dziurką. To o niej wspominał Wiktor Gomulicki, przestrzegając, by nie mylić jej z identycznie nazywaną kawiarnią na roku Kapitulnej i Miodowej. Dziurka mieściła się w korytarzu wiodącym od sklepu cukierniczego ku zapleczu gospodarczemu, miała niewielkie okno wychodzące na wewnętrzne podwórze Teatru Wielkiego i przy słabym świetle okiennym paliły się w niej cały dzień lampy gazowe.

W „Dziurce” około roku 1880 gromadziło się codziennie na poobiednią czarną kawę liczne grono literatów, dziennikarzy, artystów, a czasem osobistości wybitnych ze zgoła innych sfer społecznych. Piszący to, choć odbywał dopiero nowicjat literacki, został łaskawie dopuszczony do tego kółka, które miało charakter prywatny, poniekąd korporacyjny, i intruzom wstępu do siebie broniło (...). Do najczęstszych gości „Dziurki” należeli: Edward Lubowski, Bogumił Aspis, Kazimierz Łuniewski, Kazimierz Filipowski (dwaj ostatni z „Kuriera Warszawskiego”), Gustaw Gebethner, Kazimierz Zalewski[14].

Semadeniego (lub inaczej – Pod Filarami) można więc z pewnymi oporami nazwać „kawiarnią literacką”. Przemawiają za tym dwie cechy lokalu: fakt, że stałymi gośćmi byli znani komediopisarze (Lubowski i Zalewski), wydawca (Gebethner), poeta (Aspis) oraz opiniotwórczy dziennikarze, a także ze względu na wyraźnie określoną sytuację reglamentacji dostępu do „kółka”.

Rysunek Franciszka Kostrzewskiego Czytelnicy dzienników w Warszawie 1874 rok

KAWIARNIE MŁODOPOLSKIE

Obszernym mottem do tego rozdziału mógłby stać się wiersz Ludwika Szczepańskiego, znanego młodopolskiego publicysty, krytyka i poety, założyciela krakowskiego tygodnika „Życie”, pisma, które po objęciu redakcji przez Stanisława Przybyszewskiego stało się programowym tygodnikiem literackim Młodej Polski. Zwierzał się bowiem Szczepański:

Wśród oceanu czarnej kawy

Płynę do wyspy Ukojenia –

Clown, pełen nudy i marzenia,

Ster dzierżę ciężki śmiesznej nawy.

Wiatr wrzący dmie w mój żagiel krwawy,

Lin-nerwów groźne brzmią skrzypienia –

Wśród oceanu czarnej kawy

Płynę do wyspy Ukojenia.

W dali majaczy rozświt rdzawy,

I dziwnych rytmów płyną pienia...

Na nagi cypel skalnej ławy

Upadam, mdlejąc ze znużenia –

Wśród oceanu czarnej kawy[15].

Wypadnie teraz sięgnąć do chronologicznych początków instytucji kawiarni literackiej, czyli do przełomu XIX i XX wieku. Nieuniknionym paradoksem jest, że książkę o warszawskich kawiarniach literackich zacząć należy od Krakowa. Wynika to jednak z faktu, że Młoda Polska (także w swoich sięgających daleko w XX wiek procesach kontynuacyjnych) opisywana jest przede wszystkim w perspektywie ewolucji form literackich i świadomości filozoficznej, nie zawsze jednak przyznaje się należyte znaczenie jej niewątpliwemu pierwszeństwu w obrębie instytucjonalnych form kultury literackiej. Do takich zjawisk, którym daje początek Młoda Polska, należy właśnie kawiarnia literacka. To spostrzeżenie o ciągłości kawiarnianej tradycji znajdziemy między innymi u Adolfa Nowaczyńskiego, który przypomina o kawiarni młodopolskiej już z perspektywy dwudziestolecia, mówiąc o „protoplaście warszawskiej Ziemiańskiej, tj. u Schmidta”[16]. Przywołanie tego cytatu ma swoje konsekwencje – lokuje początki polskiej kawiarni literackiej w Krakowie, nie w Warszawie. Nikt zresztą tego pierwszeństwa nie kwestionuje – to kawiarnia założona przez Turlińskiego przy placu Szczepańskim, vis-à-vis Teatru im. Modrzejewskiej (obecnie Starego) jest niewątpliwą protoplastką wszystkich polskich kawiarni literackich na przestrzeni stu lat – od końcowych XIX wieku do końcowych wieku XX. Wytwarza pewien model, żeby nie powiedzieć „szablon”, powtarzany przez sto lat (z pewnymi modyfikacjami) przez wszelkie lokale, mające ambicje być kawiarnią literacką – także przez lokale warszawskie. Z tego powodu sięgnijmy do relacji jednego z pisarzy, którego określa się czasem mianem mitotwórcy wobec Młodej Polski, zapominając wówczas o jego randze jako wiarygodnego świadka epoki w jej krakowskim wydaniu.

Boy w znanym szkicu o „kuźniach intelektu”[17] zajął się kawiarnią – powiedzmy „zwyczajną” – w czasach Młodej Polski, nie młodopolską kawiarnią literacką, ale wiele celnych obserwacji na temat charakteru tego zjawiska rozsiał po swoich szkicach wspomnieniowych w tomach Ludzie żywi i Znaszli ten kraj?... Warto więc tu przypomnieć fragment jednego z najbardziej charakterystycznych jego szkiców „kawiarnianych”, czyli Nonszalancki Paon o legendarnym przybytku cyganerii krakowskiej, salce zwanej Paonem na piętrze kawiarni Turlińskiego w kamienicy przy ul. Szpitalnej 38:

Nieprzyjemnie było towarzyskie życie cyganerii, niewinne, ale często wymagające dyskrecji, wystawiać na widok gawiedzi. Przybyszewski nie mógł żyć bez fortepianu, bodaj bez pianina; Stanisławski bez stolika z ulubionym wintem. Wszystko to sprawiło, że dojrzewała myśl stworzenia schroniska niedostępnego dla obcych, gdzie by można malować, muzykować, pić, śpiewać i dysputować do woli.

Po naradach z „Turlem” uzyskano na ten cel małą, oddzielną salkę. Chodziło o nazwę, o godło. Przybyszewski miał zawsze jakieś słowa, które go na przeciąg kilku dni lub dłużej upajały swoim dźwiękiem komicznym lub mistycznym; w owym czasie lubił powtarzać z wiersza Maeterlincka słowa: les paons blancs, les paons nonchalants; on też nazwał ten pokoik Pod Nonszalanckim Paonem, z czego w skróceniu zrobił się Paon.

Wprowadzono się z zapałem. Nie było tam żadnego płótna, tylko obfitość papieru rysunkowego i kredki. Ściany pokryły się rychło pastelami, akwarelami przyszpilonymi na ścianach. Świetny paw, nie pamiętam czyjej roboty, zabłysnął nad drzwiami. W jaki sposób w tej maleńkiej salce bez okna znalazło się miejsce i na pianino, i na stół jadalny, i na stolik do kart, i na przybory malarskie, tego nie podejmuję się wytłumaczyć, ale wszystko to było. Życie wrzało we wszystkich formach, zwłaszcza z początku (...).

Paon był bardzo zamknięty. Nie jakimś regulaminem, ale faktem despotycznej władzy, jaką wykonywał Stanisławski. Ten olbrzym, ten brzuchacz pąsowiejący w momentach furii, budził taki postrach, że nikt, kto nie miał jego milczącej aprobaty, nie byłby się tam pojawił. Ale nie były to zgoła hierarchie wyłącznie artystyczne; te nie byłyby do utrzymania przy usposobieniu Stacha Przybyszewskiego. Do gromady „Przybysza” nie należał prawie nikt z uznanych literatów; ci rychło odsunęli się od niego, odstraszeni jego ekskluzywizmem, jego napięciem desperacko-ekstatycznym, jego dotkliwą ironią. Łatwiej było wytrzymać tę atmosferę ludziom niezaangażowanym swymi ambicjami literackimi i których po prostu łączył ze „Stachem” kult dla maga, sympatia dla człowieka, pewne nieokreślone powinowactwo (...).

Wszystko to sprawiło, że Paon był oryginalną mieszaniną ludzi bardzo wybitnych i zgrai „pętaków”, jak np. niżej podpisany, będący wówczas opieszałym studentem medycyny. Było w Paonie coś podobnego jak w klasztorze, gdzie istnieją ojcowie i bracia niżsi. Zarazem sprawiało to, że atmosfera była tam dość ciężka. Za dużo było autorytetu i za dużo komparsów. Zeszły się trzy tak despotyczne indywidualności jak Przybyszewski, Wyspiański i Stanisławski; dodajmy do tego czwartego tyranka, Tadeusza Pawlikowskiego. Było tam kilka odrębnych światów, niestopionych ze sobą[18].

W Paonie, dzięki opisowi Boya, odnajdujemy już prawie komplet cech i elementów, pozwalających określić lokal kawiarniany mianem kawiarni literackiej. Mamy więc wydzieloną salkę dla literatów i artystów, do której dostęp jest utrudniony dla osób postronnych (nazwaliśmy wcześniej taki stan „reglamentacją dostępu”) i broni tego konkretny osobnik, w tym przypadku malarz Stanisławski. W przygotowaniu i przyozdobieniu owej salki czynny udział biorą artyści malarze (co stanie się regułą w całym wieku XX i będzie decydować o interdyscyplinarnym, nie tylko literackim charakterze lokalu). Boy dostrzega także kawiarnianą (czy też „stolikową”) potrzebę centralnej postaci (osobę taką Stradecki, opisując kawiarnię skamandrycką, nazywa „gwiazdą socjometryczną”[19]) i doskonale zdaje sobie sprawę, że na kawiarnianym Olimpie nie może być zbyt dużego tłoku i nadmiaru pretendentów do pozostania główną postacią środowiskowej panoramy. W sformułowaniu o „ojcach i braciach niższych” ujawnia się także wiedza wspominkarza o wewnętrznej hierarchizacji środowiska, o „frakcjach” (Wyspiańskiego, Przybyszewskiego i Stanisławskiego), o szczeblach i rangach towarzysko-artystycznych.

W innych szkicach Boy dodawał drobne, ale istotne na nasz użytek spostrzeżenia dotyczące charakterystyki Paonu: „Kawiarnie miały rozmaite stopnie, jedne sale otwarte były dla wszystkich, inne tylko dla wybranych, jak ów słynny Paon”[20] lub „Stolik Przybyszewskiego w kawiarni był oblężony”[21]. Dodajmy do nich jeszcze opis krakowskiej kawiarni literackiej, w której (zgodnie zresztą z intencjami autora) rozpoznamy lokal Turlińskiego:

W sali kawiarnianej stoliki puste, tylko w bocznym małym pokoju przy oficjalnym stoliku młodej literatury niedbała grupa młodych i starszych ludzi o nazwiskach „znanych i cenionych kandydatów” do literatury i nieśmiertelności...”[22].

Wszystkie te cechy kawiarni literackiej, które w postaci pionierskiej wytworzył Paon, znajdziemy w warszawskich kawiarniach literackich XX wieku. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z tego, że triumfalne lata Paonu to czas zafascynowania Krakowa Przybyszewskim i jego kręgiem „dzieci szatana”. Po wyjeździe Przybyszewskiego w 1901 roku oraz rychłym (bo w tym samym roku) zamknięciu kawiarni Turlińskiego gwiazda najważniejszej młodopolskiej kawiarni literackiej bezpowrotnie gaśnie. W tym samym zaś okresie rosną kawiarniane ambicje środowiska literackiego Warszawy. Powtarza ona wprawdzie ów „szablon paonowy”, ale wytwarza też obyczaje własne. Dodajmy, że w początkowych latach XX wieku wielu krakowskich literatów przenosi się – z różnych powodów, także osobistych – do Warszawy. Dodatkowego splendoru „niepodległościowego” dodadzą stolicy Królestwa Polskiego lata rewolucji 1905–1907, angażującej pokaźną część warszawskiego środowiska literackiego. Sądzę, że jakichkolwiek poszukać powodów, zwyżkująca ranga Warszawy w geografii literackiej początków wieku zdaje się nie ulegać wątpliwości. Trudno więc się dziwić, że do młodopolskiego wyposażenia miasta zaprzęgnięto także stricte modernistyczne zjawisko, jakim była literacka kawiarnia.

Ten typ lokalu środowiskowego miał jednak całkiem silną konkurencję – pozostałość lat postyczniowych, czyli tak zwane salony. Podobnie jak w Krakowie, w którym pałac Tarnowskich Na Szlaku i cyganeryjny Paon dzieliła społeczna przepaść, klientela warszawskich kawiarni literackich i towarzystwo warszawskich salonów to były różne sfery społeczne. Z tym jednak, że salon w Warszawie nie miał znamion arystokratycznych i był raczej niekiedy produktem plutokratycznym, a jeszcze częściej mieszczańskim. Zachowywał charakter miejsca pełnego powagi i odpowiedzialności, częstym tematem dyskusji w nim toczonych były sprawy polityczne i społeczne, obok znanych pisarzy gromadził ludzi opiniotwórczej prasy, a także historyków, etnografów, prawników. Salony warszawskie mają swoich dziejopisów i historyków kultury, nas interesuje jedynie udział w nich literatów.

Bywali oni na przykład w salonie doktora Karola Benniego, w kamienicy na rogu ul. Brackiej i Alej Jerozolimskich. Spotkania odbywały się niezwykle regularnie co dwa tygodnie, zawsze w piątki, zaś sezon spotkaniowy trwał od końca października do połowy maja. Program także był niezmienny: schodzono się między godzinami 21 a 22, na wstępie podawano wódkę i przekąskę, zaś punktualnie o 22.30 rozpoczynano obrady. Pamiętnikarze z reguły podkreślają fakt długowieczności tego salonu – zbierał on gości przez czterdzieści lat i zniknął z krajobrazu kulturalnego Warszawy dopiero w roku 1914. Piątkowy „salon”, któremu zazwyczaj przewodniczył Dionizy Henkiel, gromadził około czterdziestu osób, wśród których spotykamy wielu literatów. Przychodził tu na przełomie wieków poeta Antoni Pietkiewicz (pseudonim literacki Adam Pług; zmarł w roku 1903), Henryk Sienkiewicz, dramatopisarz Edward Lubowski, Józef Weyssenhoff, Ludwik Krzywicki (wymieniam tego socjologa i ekonomistę wśród „literatów” ze względu na znaczenie jego wystąpień na temat społecznych zadań literatury). Uczestnicy tych zebrań wspominają także o obecności Bolesława Prusa, Władysława Reymonta, Aleksandra Mańkowskiego (autora między innymi szeroko komentowanego powieściowego portretu „schyłkowca” pt. Hrabia August, 1890), Lucjana Rydla[23].

Do opisanego tu pokrótce „salonu Benniego” dodać należy (gromadzące w początkach XX wieku także literatów, choć skupiające przede wszystkim warszawskie środowisko naukowe) „środy” w mieszkaniu cenionego historyka, profesora Tadeusza Korzona. Uczestnicy tych uczt intelektualnych spotykali się wieczorami co dwa tygodnie w oficynie bibliotecznej pałacu Zamoyskich (tak zwanym Pałacu Błękitnym na obrzeżach Ogrodu Saskiego). Sławą cieszyły się także „wtorki” u Aleksandra Kraushara przy ulicy Włodzimierskiej (obecnie Czackiego), „soboty” u Lewentalów na Nowym Świecie (Franciszek Salezy Lewental był wydawcą „Kuriera Warszawskiego”), „czwartki” w salonie Lucyny i Józefa Kotarbińskich, gromadzące poza pisarzami i dziennikarzami rzeszę warszawskich ludzi teatru, w tym znanych aktorów. Podobny zespół gości wypełniał w poniedziałki salon Władysława i Zuzanny Rabskich działający w latach 1907–1914 w pałacu Krasińskich (potem Raczyńskich) przy ul. Krakowskie Przedmieście 5.

Warto w tym miejscu odnotować dwa spostrzeżenia. Po pierwsze wydaje się, że towarzystwo „salonowe” było środowiskiem niezbyt licznym i jego członkowie bywali tygodniowo w paru salonach. Tym bardziej podziw budzi precyzyjny harmonogram tych towarzyskich imprez, które wypełniały wszystkie (poza niedzielą) dni tygodnia i pozwalały uniknąć kolizji i trudnych wyborów towarzyskich. Po drugie – nazwisk pisarzy należących do zestawu salonowych gości raczej nie napotkamy w rejestrach bywalców młodopolskich kawiarni literackich. Jest to podział nie tylko pokoleniowy (choć w salonach łatwiej napotkać „pozytywistę” niż „modernistę”), ale także – powiedzmy z pewną przesadą – obyczajowy: inni literaci bywają na salonach, inni przesiadują w kawiarniach.

Przejdźmy teraz wreszcie do właściwego przedmiotu tej książki – do opisu warszawskich kawiarni literackich, egzystujących w tym mieście przez blisko sto lat: od ostatniego dziesięciolecia XIX wieku po ostatnie dziesięciolecie wieku XX.

W powszechnej świadomości z młodopolskich kawiarni literackich istnieje właściwie tylko jedna, Udziałowa (w znacznej mierze dzięki książce Władysława Grzelaka[24]) wypadnie więc upomnieć się o pamięć dla innych: Starorypałki, Miki, Nadświdrzańskiej. Niektóre były czynne od lat dziewięćdziesiątych (a nawet wcześniej), ale faktyczny czas ich popularności i zyskiwania sobie miana kawiarni literackich to początkowe lata wieku XX, zaś najwspanialsze czasy – od końca rewolucji 1905–1907 po wybuch I wojny światowej. Kawiarniani bywalcy tej porewolucyjnej epoki wizytowali w różnych porach dnia nie tylko jedną, szczególnie ulubioną, ale starali się odwiedzić także pozostałe. Stąd dylematy, które sygnalizuje anonimowy wierszyk zamieszczony w poczytnym tygodniku „Świat”:

Być albo nie być? – oto jest pytanie,

Tak mówił Hamlet, którego świat ceni;

Tak ja też, jak Hamlet, trudne mam zadanie:

Co robić z jedną złotówką w kieszeni?

Na czarną kawę zaledwie obstanie

Ten martwy srebrnik, w korzyści jałowy.

Być albo nie być – oto jest pytanie:

Do Nadświdrzańskiej pójść czy Udziałowej?

Stoję jak pielgrzym na rozstajnej drodze

Lub jak samotny choleryczny barak;

Dumam, gdzie lepiej swej duszy dogodzę

(Bo w czarnej kawie przydałby się arak).

Próżno przyzywam Yogi, szukam Prany,

Co by natchnienie wpędziła do głowy;

Stoję jak pielgrzym w rozstaje zagnany:

Do Nadświdrzańskiej pójść czy Udziałowej?[25].

Choć sformułowana tutaj przez kawiarnianego bywalca alternatywa dotyczy Nadświdrzańskiej i Udziałowej, wypadnie zacząć od Starorypałki, ponieważ to o niej mamy informację najwcześniejszą – z roku 1900, która sytuuje „literackość” tej kawiarni jeszcze w ostatnich latach wieku XIX.

Młodopolskie początki, czyli Starorypałka

Potocznej nazwy Starorypałka używano na przełomie wieków nie wobec jednej, ale aż sześciu kawiarni otwartych w Warszawie (w różnych latach, począwszy od roku 1880) przez Artura i Mieczysława Starorypińskich. „Wszystkie urządzone były w stylu secesyjnym: w oknach firanki spięte po bokach, kanapki i fotele kryte aksamitem, lustra w stylowych ramach, stoliki i bufety z marmurowymi blatami, u sufitów żyrandole”[26]. Spośród tych sześciu na uwagę historyka życia literackiego zasługują dwie, położone przy Żurawiej na dwu rogach ulicy (skrzyżowanie z Marszałkowską i z Kruczą). Ważniejsza była ta na rogu Marszałkowskiej i Żurawiej (adres – ul. Marszałkowska 88), ponieważ to w niej odprawiał się rytuał, pozwalający nazywać ją kawiarnią literacką. Codziennie wieczorem bowiem w ostatnich latach wieku XIX, w osobnym pokoiku „zbierali się przy jednym stole, w klitce, tylko przepierzeniem odgrodzonej od kuchni, ludzie pióra, pędzla i dłuta. Potem ich nieoficjalny «klub» przeniósł się do Miki”[27].

Sława Starorypałki jako punktu zbornego warszawskiej cyganerii artystycznej musiała być znaczna, jeśli dotarła do prasy krakowskiej. W anonimowym, satyryczno-demaskatorskim dziele, nicującym miałkość intelektualną i wygórowane pretensje stołecznych dekadentów znajdziemy bowiem pasus dotyczący Starorypałki następujący:

Byliście kiedy między 6–8, kiedy na obgadankę dzienną schodzą się literaty a poety i gwarzą, płyn czarny spijając? Tam znajdziesz codziennie Andrzeja Niemojewskiego. Tam Józio Jankowski przynosi swój mesjaniczny profil i demoniczny uśmiech człowieka, co mógłby gromami ciskać, ale nie chce. Tam się czasem zabłąka piorunami spowity Stanisław Pieńkowski, przywilejowany skład nietzscheanizmu na Warszawę i okolicę. Tam Edward Słoński, plus dentiste que poete, tam bezpłatne dodatki do „Gazety Polskiej”, Pytliński, Smoczyński, puszczają się na jedną czarną małą...[28].

Warto dodać, że przytoczony tu fragment „niedokończonej powieści” nie daje wyobrażenia o wrzawie, jaka podniosła się w Warszawie po ogłoszeniu tego numeru krakowskiej „Krytyki”, w którym znajdowało się cytowane dzieło satyryczne. Cały bowiem numer siódmy pisma poświęcony był tematyce warszawskiej i poza omówieniem aktualnych stołecznych wydarzeń politycznych zawierał właśnie utwór o Heniu Kudłackim oraz złośliwy szkic o miejskim środowisku pisarskim, zatytułowany Literatura warszawska