Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Z polskiego na nasze, czyli prywatny leksykon współczesnej polszczyzny - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 maja 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Z polskiego na nasze, czyli prywatny leksykon współczesnej polszczyzny - ebook

Leksykon mowy potocznej, pisanej i mówionej, dokumentujący dzieje kultury polskiej od zakończenia drugiej wojny światowej do dziś, w układzie chronologicznym. Zbiór wyrażeń, wypowiedzi, komentarzy, frazesów, sloganów, zbitek pojęciowych, epitetów, napisów na murach i transparentach, lapsusów językowych. Zdaniem autorów polszczyzna potoczna to najsumienniejszy obserwator i kronikarz życia zbiorowego. Barbara Magierowa i Antoni Kroh w ciągu trzydziestu kilku lat systematycznie powiększali zbiór, kontynuując pracę Zofii Lechnickiej-Kroh, która prowadziła notatki od pierwszych lat powojennych do śmierci w 1982 roku. Z oczywistych względów prezentujemy jedynie wybór; cała kartoteka zawiera około czternastu milionów znaków drukarskich, co oznacza, że w druku zajęłaby ponad siedem tysięcy stron.

Spis treści

 

Spis rzeczy

 

Wstęp

 

Rozdział I (1944–1953) Ciong Ciulu Ciong

Polska Lubelska

Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy

Nim domek się skleci

Pierwszy Maja, trzeci Maja

Góra i doły

Obyczaje tamtych lat

Do roboty! Do roboty!

Szanuj inicjatywę prywatną

Cały naród buduje swoją stolicę

Rokossowski i jego żołnierze

Zapluty karzeł z bronią u nogi

Sojusz robotniczo-chłopski

Inżynierowie dusz

W kursie dzieła

Sztuka zaangażowana

Rozrywki kulturalne

Zjeść przed przeczytaniem

W dynamówach

Ze Związkiem Radzieckim na czele

Przez mleczne bary mam takie bary

Futro na jesiotrach

Dogęszczane kołchozy

Domiar wstecz

Dziki Zachód i Nowy Meksyk

Książka pod tytułem Biblia

Językoznawstwo ludowe

Tu leżą kostki kultu jednostki

 

Rozdział II (1953–1956) Mądry jak Polak po XX Zjeździe

Sieroty po Berii

Fornalizm, ubizm, represjonizm

Kręgosłup ideologiczny

Szturm na wiedzę

Niezłomny jest związek

Obyczaje

1001 radości

Skrzyżowanie osła z mrówką

Cud zlikwidowano

Słoń na środku Syberii

Socrealizm w odwrocie

Poznański czerwiec

Wielkie pranie, nago śpią

Złota polska jesień

Językoznawstwo stosowane

 

Rozdział III (1957–1966) Walory krajobrazowe ssaków polskich

Grypa i gruźlica

Przyjaźń polsko-radziecka to nie jest nic wesołego

Mokotów Zdrój i inne kurorty

Ósme plenum łagodzi nastroje

Emblematy religijne

Wszechstronny rozwój naszej gospodraki

Wsiowi i miastowi

Praca jest w godzinach, a robota po godzinach

Zakupoholicy i smakosze

Alkohol twój wróg!

Cenzurowanie, zagłuszanie

Na froncie kultury

Cywilizacja „Przekrojuˮ

Obyczajówka

 

Rozdział IV (1967–1970) Od Marca do Grudnia

PZPR popiera linię polityczną Partii

Żadnej lampy, żadnej świecy

Brudna piana i bananowa młodzież

Represje marcowe i pomarcowe

Na uczelniach

Las rąk i rady dla literatów

Rejs i Sól ziemi czarnej

Żyćko okazało się nieciekawe

Umschlagplatz

Socjalizm z ludzką twarzą

Sprawy zagraniczne

Janek Wiśniewski padł

Na odcinku kultury

Szczekaczki szczekają, opozycja piszczy

Rozrywki bez zezwolenia

Zwykły dzień jak co dzień

Obyczaje ludowe

 

Rozdział V (1971–1975) Dziesiąta potęga gospodarcza świata

Główny konstruktor

Władza z góry na dół

Nowa czerwona szlachta

Inwigilacja polsko-japońska

Wyjazdy

Jak dobra herbata

Etatowa podpadziocha

Maluch dla każdego i inne priorytety

Narady produkcyjne i bodźce głosowe

Wieś

Jedzenie, zakupy i inne sprawy

Zwycięski remis i srebrna jedenastka

Słowo drukowane

Imprezowanie tamtych lat

Robimy w kulturze

Obyczaje takie i inne

Imprezy w ówczesnym znaczeniu tego słowa

Udzielacz studiuje szmaty

Do miłego sobaczenia

Sztywne bukieciki

Nastroje

 

Rozdział VI (1976–1980) Jak leziesz, baranie

Czerwony Radom pamiętam siny

Wrogowie tego, co mogło być naszą dumą

Porażka czy zwycięstwo?

Właściciele Polski Ludowej

Orzeł i miś

Praca na państwowym

Non habemus papu

Znamiona luksusu

Sielanka

Przejrzeć się w lusterku

Wkroczenia

Pieśni masowe i musowe

Warcholstwo niektórych pisarzy

Pieśń o ziemi naszej

Przedstawić jako sukces

Mowa umowna

Trzecia strona sztandaru

Czy to już plac Dzierżyńskiego?

Okruchy obyczajowe

 

Rozdział VII (1980–1981) Koledzy, brykacie po legalizmie

Sierpień w Trójmieście

Sierpień poza Trójmiastem

Z tej i tamtej strony tuby

Karnawał polityczny

Pierdut we drzwi

Wysikajmy się jak Polak z Polakiem

Orła Wrona nie pokona

Przyrost szczerości

Działanie partii w stanie wojennym

Życie codzienne, czyli żyćko

Nastroje i obyczaje

Związek Radziecki i inna zagranica

 

Rozdział VIII (1982–1983) Ty, docent, leż i knuj

Partia, państwo

Działalność klerykalno-agitacyjna

Bijące serce partii

Opór

Zima niczyja – wiosna niczyja

Sesje politycznej wścieklizny

Życie codzienne na kartki

 

Rozdział IX (1984–1988) Aaa tam, cicho być

Brak społecznego optymizmu

Zagospodarować poletka działalności

Samospożycie jaj

Łunochody

Samoobsługa systemu

Chrzest Pałacu Kultury

Poszerzanie rzeczywistości

Okrągły Stół

Optyczna zasobność sklepów

Sprzedaż mięsa warunkowo zdatnego do spożycia

Sok z cukru

Sztuka kupić, nie sztuka mieć za co

Ogródek fraszek nieplewiony

Przemyt grzbietowy

Żyjemy w okresie nadmiaru słusznych celów

Godzić w sojusze

Dzielić się refleksją

 

Rozdział X (1989) Nie kasuj biletów, kasuj władzę

Na wschód od zachodu i na zachód od wschodu

Dostań odnowy

Akceptacja polityczna

Consensus

Robić jajka z jajecznicy, a z zupy rybnej akwarium

Życie z kupy?

Ulica Byłych Więźniów Politycznych

Merdać ogonkiem w drugą stronę

 

Rozdział XI (1990–2004) Ja mam jeszcze taki socjalistyczny zgryz

Feluś, tak musi być

Policja

Wojsko

Życie polityczne

Sprawy społeczne

Wspiąć się na wysokość zadania

Sprzedać, kupić, skonsumować

Prowizja od sukcesu

Jak prawidłowo wypełnić błędne druki PIT

Płacisz raz – używasz całą wieczność

Z komuny pod rynnę

Uchrześcijanić

Radosny bieg przez kartoflisko

Kultura jest pode mną

Łał!

Gryźć trawę

Po co pan się pchał na Syberię?

 

Rozdział XII (2005–2014) Polacy, nic się nie stało

Darmowy zakład fryzjerski

Patriotyzm genetyczny

Łapówka niejedno ma imię

Nie ma problemu

Staropolski chleb sanacyjny

Pełzająca dewojtylizacja

Ujemna edukacyjna wartość dodana

Przemysł czasu wolnego

Grupa powązkowska

Przecinek

 

Wykaz skrótów

Bibliografia

Spis haseł

Indeks osób

 

 

 

 

 

 

 

 

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-1039-2
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Każdy człowiek ma swój, właściwy tylko sobie, sposób wyrażania się. Każda grupa buduje i umacnia swoją świadomość poprzez język, który dzięki temu wykazuje nieprzebraną mnogość odmian. Jednocześnie zjawiska językowe krążą od człowieka do człowieka, od środowiska do środowiska. Są podatne na wpływy, gotowe do wchłonięcia formy nowej, odrzucenia przeżytej lub dostosowania jej do nowych potrzeb. W mowie potocznej, jak w każdym żywym organizmie, trwa wymiana komórek – rodzą się, obumierają, regenerują. Język codzienny podlega nieprzerwanej weryfikacji i wciąż rodzi się na nowo wszędzie tam, gdzie znajdą się przynajmniej dwie osoby, a nawet jedna, która myśli na głos lub pisze.

Współczesna polska mowa potoczna, nasza zbiorowa autobiografia, to najczulszy barometr nastrojów, nieprzerwany indywidualny i zbiorowy akt twórczy. Obecny ze swej istoty we wszystkich grupach społecznych i wiekowych, w każdym zakątku kraju. Rejestruje zjawiska wielkie i drobne, dostrzega wszystko i wydaje natychmiastowy osąd, częstokroć bardziej przenikliwy niż uczone rozprawy czy deklaracje polityczne.

Język mówiony jest zmienny, ulotny. Nawet najcelniejsze sformułowania są odrzucane lub zmieniają znaczenie, gdy odwróci się sytuacja, która je stworzyła. Dziś mówimy inaczej niż kilka lat temu. Można poznać, kto przez pewien czas mieszkał za granicą, bo wypadł z obiegu, choćby w niewielkim stopniu. Na przykład nie wie, co to jest reklamówka, jak można robić coś dla jaj i co zawiera puszka z Pandorą.

W polskiej tradycji literackiej, niemal aż do naszych czasów, język pisany znacznie różnił się od mówionego. Całe obszary tego ostatniego „nie nadawały się do druku”, więc ginęły dla następnych pokoleń, skoro tylko środowisko, które je stworzyło, rozpadło się lub uległo przeobrażeniom. Nie odtworzymy gwary środowiskowej bojowców PPS sprzed pierwszej wojny, organiczników wielkopolskich ani legionistów I Brygady. Pozostały okruchy, zanotowane dość przypadkowo, na przykład słowo „cekamenda” na c.k. Komendę Legionów, z którą Piłsudski często miewał na pieńku, lub „kasztelan”, czyli tajniak z austriackiego Kundschaftstelle. Czasem dziadek powiedział coś przypadkiem, na przykład mój dziadek, wspominając carskie czasy w Warszawie, odruchowo przywołał wierszyk o nowo przybyłym gubernatorze:

Co pan sądzisz o Kellerze?

Ona daje, a on bierze.

Mów wyraźniej, pan dobrodziej.

Ona kurwa, a on złodziej.

Miałem wówczas czternaście lat. Cóż, zapamiętałem wierszyk dziadka jedynie ze względu na to brzydkie słowo. Słuchajcie swoich dziadków, póki żyją! Oni mnóstwo wiedzą! Ale gdy wejdziemy w czasy nam bliższe, również zauważymy, że wiele zjawisk językowych ginie bezpowrotnie, jeśli się ich nie udokumentuje. Dawni zetempowcy nie potrafiliby już dzisiaj mówić językiem, którym jakże biegle władali w latach pięćdziesiątych. Niektóre wyrażenia z Marca 1968 roku lub z czasów narodzin „Solidarności” dzisiaj również bywają niezrozumiałe.

^(*) ^(*) ^(*)

Pod koniec lat czterdziestych moja Mama pracowała w warszawskiej instytucji, która miała siedzibę w ocalałym przedwojennym budynku. Któregoś dnia zetempowcy odkręcili mosiężne tabliczki „Toaleta dla pań”, „Toaleta dla panów”, a w ich miejsce przylepili kartki „Dla kobiet”, „Dla mężczyzn”. Jak wyjaśniono na operatywce, w naszej placówce nie ma pań ani panów, panowie to w Londynie kozy pasą, zaś tabliczki są ponurym dziedzictwem sanacji. Odtąd będą ustępy, nie toalety.

Sklepowy szyld „Obuwie damskie” wymieniono na „Obuwie kobiece”.

„Błyskawice”, biurowe gazetki ścienne, piętnujące spóźnialskich, bumelantów, obiboków, pisane były tą nową polszczyzną. Żarówka przepalona, zamek się zacina, szyby brudne, zlew zatkany. I ubojowione przesłanie: I co na to ci, którym coś z tego, o czym mowa wyżej, leży w zakresie obowiązku?! Obok zawiadomienie o obowiązkowym szkoleniu, rzecz jasna w godzinach służbowych. Temat: Rozwój społeczny ludzkości.

– Aha, rozumiem, od małpy do marksizmu – mruknęła Mama.

Koleżanka stojąca obok parsknęła śmiechem, ale dyskretnie, żeby nie zwracać niepotrzebnej uwagi.

Prymitywizm ówczesnego języka perswazji był wśród niedobitków przedwojennej inteligencji przedmiotem drwin, ale Mama pomyślała, że skoro władza, która naprawdę ma co robić, troszczy się o wywieszki w ubikacjach i upowszechnia wiedzę o społecznym rozwoju ludzkości, zaś lud pracujący reaguje na to we właściwy sobie sposób, to sprawa jest poważna. Postanowiła notować. Tak wyrażała swoją prywatną niezgodę na rzeczywistość i wiarę (nie taką znów naiwną, jak okazało się po latach), że człowiek nigdy nie jest całkiem bezbronny.

Weszło jej to w nawyk, notowała systematycznie, aż do śmierci 20 października 1982 roku. Słowa i zwroty odwilżowe, marcowe, grudniowe, sierpniowe. Studenckie, cinkciarskie, kolejkowe, urzędnicze. Zasłyszane, przeczytane. Z jednakową uwagą traktowała język wszystkich środowisk i grup społecznych. Akceptowała brzydkie słowa, czyli bluzgi, pod warunkiem że są sensownie zastosowane, choć sama ich nie używała. Trzeba było słyszeć, jak komentowała fakt, że Nowa księga przysłów i wyrażeń przysłowiowych polskich pod redakcją profesora Juliana Krzyżanowskiego ich nie zawiera.

– Pani Zofio, przy pani strach się odezwać, pani ma takie szpiczaste ucho – powiedziała koleżanka w pracy, gdy Mama pochwaliła się jej przypadkowo zasłyszaną rozmową:

– Nie, Hela, tak nie można, partyjne też mogą być porządne ludzie. Na przykład nasz dyrektor. Partyjny, ale bardzo grzeczny człowiek. Zawsze mi mówi dzień dobry. Nie można wrzucać partyjnych do jednego worka.

Gdy dzieci dorosły i poszły na swoje, postanowiła skończyć studia polonistyczne, przerwane przed samą wojną małżeństwem i macierzyństwem. Poszła ze swoimi notatkami do profesora Bronisława Wieczorkiewicza. Ucieszył się, wysłuchał z zainteresowaniem, najbardziej podobał mu się „adamiak”, czyli gipsowa forma pomnika Mickiewicza, stojącego do dnia dzisiejszego przed Pałacem Kultury i Nauki, pusta w środku, która około 1954 roku leżała obok prowizorycznej pracowni rzeźbiarskiej na skraju Ogrodu Saskiego. Cieć dorobił do niej drzwiczki, wymościł starym materacem i wynajmował prostytutkom.

– Adamiak? Proszę pani, jakie to piękne. I ten warszawski sufiks „ak”!

Została po niej praca magisterska Wybrane przykłady gwary ulicznej Warszawy, rozprawa w „Roczniku Warszawskim”, kartoteka oraz notatki na kawiarnianych serwetkach, wycinkach z gazet, kartkach z notesów, skrawkach papieru, resztkach zeszytów szkolnych, kopiach pisemek.

Wkrótce po śmierci Mamy urządzałem wystawę muzealną z Basią Magierową, plastyczką. Stan wojenny już odwołano, ale jakby nie całkiem. Następowała poprawa, i to na trzy sposoby: znaczna poprawa, odczuwalna poprawa i coś drgnęło. Pracowaliśmy do wieczora, potem szliśmy zjeść coś ciepłego. Odpoczywając, przerzucaliśmy się dla zabawy najświeższymi przykładami mowy gazetowej.

– Coś drgnęło w rajstopach – zacytowałem wiadomość z gazety.

– Drgnęło w kurach, jaja spadły – odpowiedziała tytułem z tego samego organu.

– Zaowocowały konkretne decyzje. Mamy wymierzalny obowiązek wypełnić filozofię działania konkretną treścią i podejmować gesty na podstawie oceny konkretnej sytuacji (z radia).

– A gdy spełnimy ten wymierzalny obowiązek, to coś drgnie?

– Już drgnęło, odczuwalnie. Parę kroków stąd otworzyli sklep „Sprzedaż mięsa warunkowo zdatnego do spożycia”. Zrobiłbym zdjęcie, ale nie mogę zdobyć filmu. Wszystko poszło dla nieznanych sprawców.

– Warto by to zbierać. Za parę lat nikt nie uwierzy, że po Polsce biegały takie egzoty.

Mama zbierała je ponad trzydzieści lat, od Polski Lubelskiej, gdzie na oficerów kościuszkowskich mówiono „pop”, czyli pełniący obowiązki Polaka. Późny wnuk „popa” to „gajowy”, w stanie wojennym spiker telewizyjny, przebrany w mundur bez dystynkcji.

– Jaki jest najniższy stopień wojskowy? – Spiker! Może ci umknęło, bo nie oglądasz godziny dobrobytu.

– Trzeba kontynuować! Słucham radia, mogę czytać dwie gazety, jeden tygodnik i notować to, co usłyszę od ludzi, pełno tego fruwa w powietrzu. A ty uporządkuj zbiory Mamy, załóżmy kartotekę. I zacznij systematycznie oglądać telewizornię.

– I co z tego?

– Nie wiem.

Na dobry początek dała mi prezent – oryginalny papier firmowy z lat pięćdziesiątych, który dostała od ciotki: Tarnokop, Wytwórnia Obcasów i Kopyt im. Janka Krasickiego w Tarnowie. Dzisiaj unikalny zabytek, świadek swej epoki, a jeszcze niedawno zwyczajny przedmiot, na który nie zwracało się uwagi. Wiesio, bibliotekarz, udzielił wydatnej pomocy – wyciągnął ze śmietnika stare karty katalogowe, zapisane tylko z jednej strony. Zaprzyjaźniony introligator zrobił pudełka. Wkrótce okazało się, że jest ich za mało.

Na świecie właśnie rozkwitał 1984 rok. Nie taki jak z powieści Orwella, ale jednak.

Przyjęliśmy, że będzie to rzecz „do czytania”, literatura faktu, zbiór cytatów, ogród fraszek, lamus, silva rerum, pieśń o ziemi naszej, Nowe Ateny dwudziestego wieku. Skarbczyk wiedzy o naszych czasach, wyrazisty pod względem literackim. Zarazem przyjęliśmy jako rzecz oczywistą, że nasz zbiór ulotnych słów, zwrotów, wyrażeń, wypowiedzi, komentarzy, frazesów, sloganów, zbitek pojęciowych, haseł z transparentów, napisów na murach itp., występujących w polszczyźnie krajowej od zakończenia II wojny światowej do chwili obecnej, będzie źródłem informacji o naszej najnowszej historii, niemożliwych do zdobycia w inny sposób. Zwłaszcza że znaczna część zbioru to notatki „z nasłuchu”, polszczyzna mówiona, z natury rzeczy ulotna. Funkcję użytkową – leksykon jako narzędzie pracy – też mieliśmy na uwadze, ale w drugiej kolejności.

Notowaliśmy zjawiska albo powstałe po 1945 roku (element obcy klasowo, proces kiblowy, rozkułaczanie), albo przedwojenne lub starsze w nowym znaczeniu (hamulcowy, polonistka, zrzuty).

Pomijaliśmy terminologię specjalistyczną, natomiast braliśmy pod uwagę gwary środowiskowe, także środowisk zawodowych. Język, którym mówią na co dzień pracownicy służby zdrowia (babcia świąteczna, chory socjalny, erka, zimna chirurgia, łowcy skór), prawnicy (habit, zdjąć skalp, paprotka, wazon) oraz wszelkie inne profesje, do których zdołaliśmy dotrzeć.

Szczególne miejsce zajęły zwroty określające mowę bez treści, kłamliwy patos, próby wprowadzenia słuchacza w błąd za pomocą pokrętnej stylistyki: drętwa mowa; mowa trawa; mowa do chińskiego ludu przez zamknięty lufcik; słucham na stojąco, żeby nie siedzieć; słowotok; pustosłowie; wstawianie gadki; trucie; dupolejstwo; nie drap mnie w kolano, bo mam protezę; ty mnie pod włos, a ja łysy; szkoda rąk do gadania; nie bierz mnie pod siusiu; srutu tutu pęczek drutu; cześć pracy, napijcie się wody; picu picu mój dziedzicu; większe pranie – nago śpią, i sporo innych. Tworzenie wciąż nowych zbitek językowych, osnutych wokół tego tematu, było najwyraźniej pilną potrzebą społeczną.

Interesowały nas słowa przynależne do dawnej kultury chłopskiej, ale w nowym znaczeniu (chata, wiocha, cham) lub występujące we współczesnej kulturze neoludowej (cepeliada, frasuś, juhasalia).

Obchodziły nas językowe ślady przemian ostatnich lat (nieuzasadnione przerwy w pracy, akcesoria strajkowe, plan Balcerowicza, wietrzenie Warszawy) oraz wykorzystywanie, świadome lub nie, języka prlu (słowo wymyślone przez Zbigniewa Herberta) do aktualnych potrzeb (ciotka rewolucji, później ciotka solidarnościowa; prominent i prominent z AWS, kolektyw socjalistyczny i kolektyw księżowski).

Odrzuciliśmy – to było od początku absolutnie oczywiste – autocenzurę obyczajową, polityczną, religijną, narodową bądź jakąkolwiek inną. Wszelkie zjawiska językowe odzwierciedlające życie Polaków w kraju po 1945 roku interesowały nas w równym stopniu. Nie mieliśmy zamiaru czegokolwiek zalecać ani tępić, nasz zbiór to nie deklaracja polityczna czy światopoglądowa. Ważne było jedynie to, że jakieś słowo czy wyrażenie narodziło się i było w użyciu w konkretnym kontekście społecznym, czasowym i terytorialnym.

Niekiedy trzeba było dostosować pisownię do nowego znaczenia wyrazu, zwłaszcza gdy słowo występowało tylko w polszczyźnie mówionej. Przykładem Chamburg – potoczna nazwa blokowiska, zasiedlonego na ogół przez ludność pochodzenia chłopskiego oraz dawnych mieszkańców przedmieść, którym zburzono domy dla pozyskania terenów budowlanych. Jest w tym słowie „cham”, prastary epitet, i „Hamburg” – ironiczne porównanie do wielkiego miasta na Zachodzie. Słowo „Zachód” dobitnie świadczy o epoce i nie zna ówczesnej polszczyzny, kto go nie rozumie. Na Zachodzie leżała Norwegia, Austria, Japonia, RFN, zaś Enerdówek na Wschodzie. Niezależnie od tego „wschód” i „zachód” używane były zwyczajnie, na oznaczenie stron świata.

Ważnym nurtem peerelowskiej polszczyzny był język komunistycznej propagandy, wyśmiewany, ale również przyswajany przez najróżniejsze środowiska, w tym najdalsze od komunizmu (na odcinku miłości bliźniego mamy jeszcze wiele do zrobienia – z kazania proboszcza). Ludzie brali jako środek wyrazu artystycznego lub bezwiednie, bo pełno tego fruwało w powietrzu. Dla nas szczególnie cenny był miesięcznik „Nowe Drogi”, numer 10 (88) z października 1956, zawierający wystąpienia na VIII Plenum KC PZPR, pełne kolokwializmów i skrótów myślowych. Mieliśmy dwa egzemplarze – moja Mama schowała jeden na pamiątkę, a Mama Basi drugi, tak się złożyło.

Drętwa mowa, mowa trawa przepoczwarzała się w nowomowę. Słowo to całkowicie zmieniło znaczenie; mało kto pamięta, że jako pierwszy wprowadził je w 1949 roku George Orwell w powieści Rok 1984. W latach osiemdziesiątych publicyści partyjni posługiwali się przestarzałym żargonem dla ośmieszenia przeciwników politycznych (politruk Wałęsy, agitpunkt opozycji). Pisano nawet o staro-nowomowie i nowo-nowomowie.

I tak przez ponad trzydzieści lat cieszyliśmy się życiem, tropiąc językowe skrzydlate słowa w wybranych gazetach i książkach – wspomnieniach, pamiętnikach, wywiadach, literaturze faktu. Systematycznie, na bieżąco, niezależnie od innych zajęć. Ważną metodą pozyskiwania haseł było wsłuchiwanie się w język naszego bezpośredniego otoczenia, mówiony i pisany (szyldy, ogłoszenia, wywieszki). Oraz grzebanie w pamięci. Tu ważną rolę odgrywał przypadek, ale im bardziej kartoteka rosła, tym panorama polskiego życia stawała się pełniejsza.

Próbowaliśmy nasze zbiory ogłosić drukiem w zeszytach. Edycja dobrze się zapowiadała, była finansowo samowystarczalna, zainteresowanie rosło, zgłaszali się nowi prenumeratorzy. Wydaliśmy pięć tomików, szósty i następne były gotowe, ale się nie ukazały. Nie z naszej winy. Ogólne założenia leksykonu oraz próbkę haseł prezentował kwartalnik „Polska Sztuka Ludowa – Konteksty”, z którym byłem związany od lat siedemdziesiątych. To samo pismo zamieściło wybrane ze zbioru cytaty o handlu w PRL i piłce nożnej. Wybór haseł z omówieniem ukazał się w Magazynie „Gazety Wyborczej”, zwiastun projektowanego pierwszego tomu opublikował miesięcznik „Nowe Książki”, niewielkie fragmenty „Dziennik Polski”. „Życie” omówiło je obszerniej, zaś cykl felietonów na podstawie zebranego materiału (podpisywanych Dr Baobab) drukował londyński „Tydzień Polski i Dziennik Żołnierza”.

Instytut Sztuki PAN trzykrotnie występował o dotację na wydanie całości i kontynuację. Bez skutku. Inne próby pominę, nie warto wspominać.

Aż los się odmienił. Wiesław Uchański, prezes Wydawnictwa Iskry, zaproponował nam publikację wyboru haseł w układzie chronologicznym, nie alfabetycznym. To był świetny pomysł, ruszyło. Zaczęliśmy wybierać i układać materiał na nowo.

W trakcie tej pracy, 28 kwietnia 2017 roku, Basia zmarła.

Zostałem z materiałami (niecałe czternaście milionów znaków, czyli około trzystu pięćdziesięciu arkuszy autorskich, a więc ponad siedem i pół tysiąca stron tradycyjnego maszynopisu), które systematycznie uzupełniam, bo jakże inaczej. Mam siedemdziesiąt sześć lat i jedno wielkie pragnienie: żeby po moim najdłuższym życiu ktoś się na tym poznał i żeby ta gigantyczna robota poszła w dobre (i pracowite) ręce.

^(*) ^(*) ^(*)

Uprzedzam dwie najważniejsze uwagi, które Czytelnicy zechcą zausterkować:

Dlaczego leksykon kończy się na roku 2014, przecież mamy już rok 2019? Czyżby w ciągu ostatnich lat nie zdarzyło się nic ciekawego? A może autorami kierowały inne okoliczności?

Owszem, kierowały, zaraz napiszę jakie. Barbara umarła, zostawiając mi do obróbki stertę książek, gazet i notatek. Przeczytać, zastanowić się, wyciąć, ponaklejać na fiszki, umyć ręce, opisać, porównać z dotychczasowym materiałem – bo czasem wychodzą rzeczy dziwne, wklepać do komputera, zrobić korektę, wetknąć fiszki do kartoteki głównej. Gdybym się teraz do tego zabrał, minąłby kolejny rok i byłbym owym szybkobiegaczem Achillesem, który nie może dogonić żółwia. Więc, niczym bohater powieści Juliusza Verne’a, robiłem, co mogłem, by przelecieć balonem tuż nad łańcuchem górskim; wyrzuciłem ów ładunek, aby balon się wzniósł i publikacja się ukazała. Ale wciąż pracuję nad całością leksykonu, choć z natury rzeczy znacznie wolniej. Następcy mają wypracowaną metodę, która się sprawdziła, i sporo materiału, który czeka. Doczeka się, nie w tej, to w innej formie, nie ma obawy. Spisane będą czyny i rozmowy.

I druga uwaga: dlaczego w leksykonie pominięto to, owo i tamto? Najuprzejmiej zwracam uwagę, że publikacja, którą Czytelnik ma przed sobą, to niecałe dziesięć procent materiału zebranego na fiszkach i w komputerze. Ale zawsze, jak od trzydziestu kilku lat, proszę o wszelkie uzupełnienia. Mój adres: [email protected]

Z poważaniem, współautor i spadkobierca.

^(*) ^(*) ^(*)

Wkrótce po śmierci Basi przypadkowo trafiłem na utwór Wasilija Andriejewicza Żukowskiego, rosyjskiego poety pierwszej połowy XIX wieku, pt. Воспоминание (Wspomnienie, 1827), z takim oto dwuwierszem:

Не говори с тоской: их нет,

Но с благодарностью: были.

Niegramotnym rodakom służę chropowatym tłumaczeniem:

Nie mów z żalem, że ich nie ma,

Ale z wdzięcznością: byli.

^(*) ^(*) ^(*)

Rudyard Kipling, otwierając Księgę dżungli, napisał:

Dzieła tego rodzaju nie sposób byłoby stworzyć bez pomocy specjalistów, więc autor okazałby się niegodnym wspaniałomyślnych względów, jakich z ich strony doświadczył, gdyby nie przedłożył możliwie najpełniejszej listy zaciągniętych wobec nich długów wdzięczności.

Następnie wymienia Bahadura Szacha, jucznego słonia, jego siostrę Padmini, niedźwiedzia, wilka i innych swych dobrodziejów. Moja lista obejmowałaby co najmniej kilkadziesiąt tysięcy twórców, głównie anonimowych; nie jestem w stanie jej sporządzić. Korzystając z okazji, przypomnę jedynie, że to pan Kipling wprowadził do kultury światowej pojęcie „prawo dżungli”. W jego dziele znaczy ono zupełnie, ale to zupełnie co innego niż we współczesnej polszczyźnie.

Antoni KrohROZDZIAŁ I
(1944–1953)

Ciong Ciulu
Ciong

Polska Lubelska

Pekawuen Przez pierwsze pół roku Polski jej sercem był Lublin. Przez pierwszych parę tygodni sercem Lublina była ulica Spokojna (...). Tam było wszystko: cały rząd, czyli po ówczesnemu Pekawuen, wszystkie „resorty”, czyli ministerstwa, wszyscy „kierownicy resortów”, czyli ministrowie. . ŚWIAT VII 1956.

lubelszczyki Zaraz po wojnie na rząd lubelski mówiono lubelszczyki, w przeciwieństwie do londyńczyków z rządu londyńskiego. Nawet jak przyjechali do Warszawy, dalej byli lubelszczykami. Używało się też słowa bolszewicy. . GAZWYB III 2009. ◆ O przeciwnikach mówiło się wtedy bolszewicy, lubelszczyki i okupacja sowiecka. Słowo „komunizm” w ogóle nie funkcjonowało. GAZWYB II 2001.

agent Moskwy My nie jesteśmy „agentami Moskwy”, lecz agentami wolności narodu polskiego i wszystkich ludów miłujących wolność i pokój. JEDN45.

Rozkwitały jabłonie i gruski, uciekł Niemiec, wpierdolił się Ruski... Rozkwitały jabłonie i gruski / uciekł Niemiec, wpierdolił się Ruski / co wam bracia na powitanie dać / ej zdrawstwujcie, ej job waszu mać. . ZLK.

pepeery W latach 1945–1948 powtarzano: Jedna bomba atomowa i wrócimy znów do Lwowa; czy: Panie Truman, spuść ta bania, bo to nie do wytrzymania. Wygrażano także członkom komunistycznej PPR: Hej, pepeery, szykujcie rowery, bo będziecie uciekać jak hitlery. DP IV 2003.

pop pełniący obowiązki Polaka. . ZLK. ◆ Kiedy byłem jeszcze w wojsku, bardzo mi zakłócali spokój wyżsi oficerowie rosyjscy w polskich mundurach. Nazywano ich „popami” (p.o.P. – pełniący obowiązki Polaka) i byli najbardziej widomym symbolem naszego uzależnienia od obcego mocarstwa. . TRZNADEL. ◆ Stefan Korboński notuje dowcip na temat „popów” („pełniących obowiązki Polaków” – oficerów sowieckich, odkomenderowanych do służby w LWP): „Pytają w restauracji, przy modnej w obecnych czasach rewizji osobistej gości, nauczyciela szkoły powszechnej, skąd ma przy sobie sumę pieniędzy, która znacznie przekracza jego pensję. Odpowiedź: – Bo dodatkowo zarabiam, ucząc jednego naszego generała mówić po polsku”. . BALISZEWSKI, KUNERT. ◆ Staliśmy w szeregach, słuchając przemówień w upiornej POP-owskiej mowie. . KARTA 28/1999.

polskie wojsko Wasilewskiej Sztab „polskiego wojska Wasilewskiej”, jak mówili o formowanej 2. Armii mieszkańcy Lubelszczyzny, rozlokował się w budynkach opuszczonych przez Rokossowskiego, kiedy ten pociągnął ze swoim frontem na zachód. DP VI 2010.

berlingowcy Kościuszko w jakiejś mierze legitymizował nowe władze, a w każdym razie taką miały one nadzieję. Chyba właśnie w spontanicznym proteście przeciwko zawłaszczeniu tradycji narodowej nazwa „kościuszkowcy” zastąpiona została przez ludzi pogardliwym określeniem „berlingowcy”, od nazwiska generała Zygmunta Berlinga. GAZWYB XII 1996.

zbrojne ramiona Słowiańszczyzny Warszawa będzie wolna. Wyzwoli ją Armia Polska i Armia Czerwona – zbrojne ramiona Słowiańszczyzny. (...) Pamięć o ponurych wyczynach sanacji, które kosztowały Polskę niepodległość i morze przelanej krwi, trwać będzie w narodzie jako groźne memento. Znikną z powierzchni życia Polski sanacyjni „fachowcy”, sanacyjne metody i razem z wszelkimi pozostałościami faszyzmu spłyną jak brudna piana wodami Wisły. . GAZWYB VII 1994.

polskojęzyczne wojsko Nazywano ich polskojęzycznym wojskiem, które przyniosło do Polski komunizm. – Obrzucono nas błotem. Bronimy swojego honoru – mówi (...) prezes krakowskiego oddziału Związku Żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. GAZWYB X 1995.

kurica Nosiliśmy kosmate polówki udające rogatywkę, a na nich tzw. kuricę, godło I Armii zaprojektowane przez Wandę Wasilewską (...). TYGGD V 1990. ◆ Oboje byli AK-owcami, oboje zostali aresztowani w 44 roku przez NKWD, chociaż enkawudziści, którzy przyszli po mamę, przebrani byli w mundury berlingowców, na czapkach mieli „kurice”, a ich pierwsze słowa były: „Ruczki do górze!”. POLITYKA XII 1993.

Czym się różni porucznik od pułkownika nowego Wojska Polskiego? Tym, że porucznik pisze „gówno” przez „ó”, a pułkownik przez „a”. . ZLK.

piastowski orzeł Patrzę na to coś na mojej czapce polowej, co ma być „piastowskim orłem”, a jest jakąś pokraką podobniejszą do wrony niż do orła. . KARTA 28/1999.

bilety skarbowe Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego w 1944 roku zamówił w Moskwie druk nowych, niezmiernie brzydkich banknotów o nominałach od 1 do 500 zł, wstydliwie nazywanych biletami skarbowymi. PKWN oficjalnie ogłosił, że wydrukowano je w Lublinie, i zabrał się za wymianę pieniądza. GAZWYB III 1994.

Dawniej hrabia, gdy se golnął, krzyczał: precz z reformą rolną! Dziś pijaństwo jest nietaktem, a reforma rolna faktem! .

Polska Lubelska Nowo utworzona państwowość polska szybko uzyskała przydomek Polski Lubelskiej od nazwy miasta, w którym od sierpnia 1944 r. urzędowały nowe władze centralne. POLITYKA I 2007. ◆ Polska Lubelska to okres rzezi Polaków (...). Morderstwa sądowe były na porządku dziennym. Dokonywali ich członkowie kapturowych sądów polowych, wojskowych, specjalnych, osobliwie doraźnych i tajnych. (...) Większość z nich miała za sobą kilkumiesięczne kursy w tak zwanej duraczówce. Sędziowie Polski Lubelskiej za podstawę pracy mieli „dekrety”. W taśmowych pseudoprocesach (...) skazywano przede wszystkim za ogólną nieprawomyślność, faktyczną, planowaną lub domniemaną działalność antyreżimową i spiskową, zdradę tajemnicy państwowej, dywersję, sabotaż i chęć obalenia przemocą władzy ludowej... DP IV 1997.

siła logiki Kogo nie pokona siła naszej logiki, tego przekona logika naszej siły. . BALISZEWSKI, KUNERT.

czterdzieści i cztery Ten cytat z Dziadów Mickiewicza dowodzi, że wieszcz przewidział Manifest PKWN w 44 roku jako wybawienie dla Polski. . ZLK.

Rota „Cóż, że nam każdy plunie w twarz, / Żeśmy zdradzili ducha! / My Pe-pe-eru wierna straż / Moskwy będziemy słuchać. / My chcemy Polski aż po Bug / Tak nam dopomóż wróg!” (bis). Taką dziwną trawestację Roty cicho nucił oddział Przysposobienia Wojskowego, maszerując czwórkami po wielkim boisku Gimnazjum i Liceum w Otwocku we wrześniu 1944 roku. WIECZORKOWSKI. ◆ „Chociażby cały chleb nasz zgnił / Moskwy będziemy słuchać, / wśród szczęku broni, huku dział, / pośród wojennej grozy / opętał nas moskiewski szał, / by Polsce dać kołchozy, by wszedł komunizm w każdy próg, / tak nam dopomóż wróg”. Taki wiersz przepisano i kolportowano w jednym z biur Trójmiasta w 1946 r. Zakończyło się to procesem trzech urzędników o rozpowszechnianie „fałszywych wiadomości, mogących wyrządzić istotną szkodę interesom państwa polskiego”, a za to można było nawet na pięć lat znaleźć się w więzieniu. PITAWAL. ◆ Pomnę, że chodziłem do szkoły w 1945 r. pod przybranym nazwiskiem ukrywającego się oficera AK, mojego ojca. A jak silna jest pamięć z tamtego okresu, niech świadczy, że nie umknął z niej proroczy tekst Roty, który na drzwiach ratusza tego miasteczka, w którym uczęszczałem do gimnazjum oo. salezjanów, pojawił się pewnego poranka: „Nie rzucim chleba, skąd nasz ród / rozkoszne nam pomyje / my pepeeru dzielny ród / potężne mamy ryje. / I chcemy Polski aż po Bug / tak nam dopomóż wróg. / Będzie z nas każdy rył i rył / byleby upaść brzucha / chociażby cały chleb nam zgnił / Rosji będziemy słuchać. / I będzie Polska aż po Bug / tak nam pomoże wróg”. GAZWYB V 1996.

Manifest NKWD Profesorowie UJ dzielili się wrażeniami z przebiegu egzaminów wstępnych (...) pytam kandydata: „Może pan wie, co ważnego wydarzyło się w dniu 22 lipca 1944 roku?”. Chłopiec się rozpogodził i powiedział: „Wiem, panie profesorze! W tym dniu ogłoszono Manifest NKWD!”. DP VII 1991.

Władzy raz zdobytej
nie oddamy nigdy

demokracja Demokracja, by zatarasować drogę reakcji, musi wyrzec się metod demokratycznych wobec reakcji, musi stworzyć własną siłę. . BALISZEWSKI, KUNERT. ◆ Nigdy słowo demokracja nie było tak popularne i tak często używane i nadużywane jak obecnie. Wszyscy o niej mówimy, wszyscy nią szermujemy (...) a większość na pewno nie rozróżnia, na czym ta dzisiejsza, nowa demokracja polega, i zazwyczaj określa ją błędnie, wzorując się na przesłankach przedwojennych. (...) Nowa demokracja polega przede wszystkim na praktycznym zrównaniu wszystkich ludzi wobec praw, przywilejów i obowiązków. (...) W takiej prawdziwej demokracji nie może być miejsca na warcholstwo, sobiepaństwo czy samowolę. Demokracja musi być oparta zarówno na planowości działania, jak na porządku prawnym i sile. Nie może ona być w żadnym wypadku ślamazarna, pozwalająca przeciwnikom demokracji wyczyniać wszystko, co im się podoba. Przeciwnie! Prawdziwa demokracja posiada silną rękę i wszelkie zakusy reakcjonistyczne musi i potrafi zdusić w zarodku. . BALISZEWSKI, KUNERT. ◆ „Demokracji się nie lękaj / mało pracuj, dużo stękaj, / nie krytykuj, nie podskakuj, / siedź na dupie i potakuj. / Nie przejmuj się swoją rolą, / bo i tak cię opierdolą. / Nie przejmuj się swoją pracą / bo i tak ci gówno płacą. / A wydajność tej to pracy / reguluje fundusz płacy. / A gdy jesteś w niskiej grupie / wolno mieć ci wszystko w dupie. / Za pięć trzecia bierz kapotę / pierdol biuro i robotę. / Tak dożyjesz starczej renty / nigdy w dupę niekopnięty. / Żebyś z głodu nie umierał / rentę będziesz sam odbierał. / Tak nie dużo i nie mało / żeby na ziemniaki stało. / A gdy przyjdzie życia kres, / powiesz wszystkim – srał was pies”. . ZLK.

Polska demokratyczna Zjazd Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”. „Obok mnie – zapisuje Stefan Korboński – siedział bardzo stary chłop (...). Słuchał z nadzwyczajną uwagą wszystkich przemówień, wymrukując od czasu do czasu pod nosem jakieś uwagi. W pewnym momencie jeden z licznych mówców stwierdził, że Polska powinna być silna, niepodległa, wolna, ludowa i demokratyczna. Chłopa podrzuciło. Zerwał się, jakby go giez ukąsił, i wrzasnął na całą salę: – Tylko nie demokratyczna!!! Wolna i ludowa dobrze, ale nie demokratyczna!!! Siedzący naokoło zaczęli się śmiać i coś mu tłumaczyć. (...) Każdy z nas bowiem w lot się zorientował, iż stary chłop słowo «demokratyczna» rozumiał w tym sensie, jaki mu nadały rządy komunistyczne, i protestował przeciwko takiej «demokratycznej» Polsce”. . BALISZEWSKI, KUNERT.

przeżyliśmy okupację, to przeżyjemy demokrację U nas przygotowują się w Lublinie do święta 1-ego maja. Trzeba będzie krzyczeć „niech żyje”, bo inaczej będzie źle. Jak grają, tak trzeba tańczyć. Ale jest teraz takie przysłowie: „Przeżyliśmy okupację, to przeżyjemy demokrację”. . KARTA 25/1998.

władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy Władzy, raz zdobytej, nie oddamy nigdy. Nie dlatego, aby ktokolwiek z nas pragnął tego dla siebie, tej władzy. (...) Władzy nie oddamy dlatego, aby narodu polskiego nie spotkała nowa zguba, która mu grozi w wypadku fałszywej linii politycznej, którą próbuje narodowi narzucić sanacja. . BALISZEWSKI, KUNERT. ◆ „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. Słowa te są fragmentem wypowiedzi Władysława Gomułki skierowanej w Moskwie 18 czerwca 1945 roku do byłego premiera rządu polskiego Stanisława Mikołajczyka, podczas pertraktacji utworzenia w Polsce rządu, który mógłby być uznany przez społeczność międzynarodową. Dyktujący warunki, dzięki oparciu w Józefie Stalinie, Władysław Gomułka powiedział: „My wam tylko ofiarujemy w rządzie miejsce takie, jakie sami uznajemy za możliwe. (...) Porozumienia chcemy z całego serca, lecz nie myślcie, że jest to warunek naszego istnienia. Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy. (...) Możecie jeszcze krzyczeć, że leje się krew narodu polskiego, że NKWD rządzi Polską, lecz to nie zawróci nas z drogi”. GAZWYB X 1998.

skrzynka informacji Wojewódzki Urząd Informacji i Propagandy w Łodzi otwiera z dniem 1 grudnia 1945 r. skrzynkę informacji. Obowiązkiem każdego obywatela w imię dobra ogólnego i powszechnej sprawiedliwości jest donieść o każdym zauważonym przestępstwie na terenie jakiejkolwiek instytucji państwowej, samorządowej, społecznej lub prywatnej. Doniesienie należy składać piśmiennie w Wojewódzkim Urzędzie Informacji i Propagandy, Łódź. . BALISZEWSKI, KUNERT.

Orły wracają do gniazd tytuł artykułu Jerzego Borejszy z okazji mianowania Konstantego Rokossowskiego marszałkiem Polski i ministrem obrony narodowej, ODRODZENIE XI 1949. ◆ Wracając do waszego pytania o przyjęcie towarzyszy radzieckich, muszę odesłać was do gazet. Wystarczy przeczytać tytuły. „Orły wolności wracają do swoich gniazd” – cytowano słowa Józefa Cyrankiewicza. – Te orły wolności – mam tu na myśli Woźniesieńskiego i Skulbaszewskiego – z marszu, po żołniersku, zabrały się do pracy. To im przypadło zadanie dokończenia sfuszerowanej przez NKWD roboty w Katyniu. (...) Śledząc relacje z tego, co dokonał ten duet, udało im się nadrobić sporo zaległości. PIECUCH, FEJGIN.

Oszibka-Morawski Przewodniczącym Komitetu, a zatem pierwszym premierem powojennej Polski, został Edward Osóbka-Morawski. Stało się to oczywiście za pełną wiedzą i aprobatą Stalina, który wiedząc o znikomej popularności PPR w kraju, sam zaproponował „kogoś młodego z PPS, byle nie był antyradziecki”. Osóbka (...) nie był antyradziecki i był młody, miał zaledwie 33 lata. (...) Wierzący w „polską drogę do socjalizmu” Oszibka-Morawski (oszibka – po rosyjsku: pomyłka, to podobno „dowcip” samego Stalina). TYGSĄD I 1990.

ofensywa pokoju Umiłowanie pokoju wyrażano za pomocą zdumiewająco militarystycznych porównań. Mówiono o „froncie pokoju”, „żołnierzach pokoju”, „ofensywie pokoju”, a nawet o „czołgach pokoju”. „Skupiony wokół władzy ludowej naród polski jest bojowym oddziałem miliardowej armii pokoju” – napisali członkowie prezydium KOP w depeszy do Józefa Stalina. . GAZWYB VI 2005.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: