Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pewnego dnia w lokalnej gazecie ukazał się artykuł: WAMPIRY ATAKUJĄ! Ale zaraz, zaraz... przecież Kazio zna mnóstwo wampirów i żaden z nich nie jest groźny! Czyżby komuś zależało na tym, aby ludzie zaczęli się ich bać? I kto stoi za tym spiskiem, i kto porwał profesora Gurgula? Kazio, Antek, Zuzulida, babcia Fibrycukella i dziadek Hongogard muszą rozwiązać te zagadki.
Oj będzie się działo w Milusinie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 55
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tekst © Iwona Czarkowska
Edycja © Wydawnictwo WILGA S.A., Warszawa 2012
Ilustracje i projekt graficzny: Olga Reszelska
Redakcja: Iwona Krynicka
Korekta: Anna Wieczorek
Skład: Paweł Szafranek
Pierwszy czytelnik: Antek Kochlewski, lat 8
Wydawnictwo WILGA S.A.
ul. Rozbrat 6 lok. 17, 00-451 Warszawa
tel. 22 826 08 82, faks 22 380 18 01 e-mail: wilga@wilga.com.pl
www.wilga.com.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved
ISBN: 978-83-259-0438-8
Wydrukowano w Polsce
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Było sobie miasteczko… Niby zwyczajne, podobne do innych, ale niezupełnie. Niektórzy ludzie opowiadali, że mieszkają w nim okrutne i podstępne wampiry, które napadają na ludzi i wysysają z nich krew. Inni twierdzili, że wampiry może i są, ale wcale nie takie złe. Wprost przeciwnie – lubią ludzi i chcą się z nimi przyjaźnić. Podobno założyły nawet jakiś klub czy koło przyjaźni ludzko-wampirskiej, a może wampirsko-ludzkiej?
A jeden dziennikarz napisał, że to wcale nie były wampiry, tylko przebierańcy, którzy przyjechali do miasteczka na wielki bal karnawałowy.
Była zimna i pochmurna marcowa sobota. Mama Kazia właśnie wracała z zakupów. W bagażniku samochodu wiozła dwie spore torby, a w każdej z nich trzy kilogramy czosnku. Zaparkowała przy bramie ogródka i spojrzała na pokryte śniegiem grządki. Westchnęła z żalem. Od wiosny do jesieni rósł tutaj czosnek i nie musiała jeździć po niego do sklepiku w miasteczku. Wystarczyło tylko wyjść przed dom i wyrwać kilka główek, a potem dodać je do zupy, ciasta, budyniu czy lodów.
„Ciekawe, kto go tu posadził? – zastanawiała się często. – To musiała być bardzo mądra osoba. Chciałabym ją poznać. Bo czosnek jest dobry na wszystko! Na grypę, kaszel, kłopoty w szkole i deszczowe popołudnie, gdy dzieci okropnie się nudzą i kłócą. No i podobno odstrasza wampiry, a to bardzo ważne, jak się mieszka w Wampirzycach!”.
Mama Kazia nie miała pojęcia, że osoba, która zasadziła czosnek w ogródku, mieszka w tym samym domu, co ona i jej rodzina. Tym kimś była babcia Fibrycukella. Mama jednak nigdy dotąd jej nie spotkała. Pewnie dlatego, że babcia była wampirem, a rodzice Kazia nie wierzyli w wampiry. Stara skrzynia stojąca na strychu była dla nich tylko zakurzonym rupieciem i do głowy by im nie przyszło, że przez ten pokryty pajęczynami mebel przechodzi się wprost do mieszkania wampirów.
Babcia Fibrycukella podzielała zdanie mamy Kazia na temat czosnku. No, może poza tym, że odstrasza wampiry. Wprost przeciwnie! Sama musiała niemal każdego dnia przepędzać od półmiska z czosnkiem swojego brata Hongogarda.
Mama Kazia weszła na ganek, otworzyła drzwi i z przerażenia upuściła torby z zakupami na podłogę. W całym domu panowała ogłuszająca cisza, której nie mąciło nawet brzęczenie much pod sufitem. Ale to nie brak owadów tak ją przeraził. W końcu była zima, więc muchy spały smacznie w szparach okiennych i między deskami pod sufitem. Przestraszyła się, bo nie słyszała żadnego ze swoich dzieci! Tymczasem o tej porze Baśka regularnie wydzierała się na Kazia, który regularnie pożyczał sobie bez pytania jej flamastry. Kazio krzyczał na Stasia, który zabierał mu flamastry pożyczone bez pytania od Baśki i na przykład przemalowywał jego szkolne tenisówki na czerwono. Staś awanturował się, bo przemalowane tenisówki brata przypominały landrynki o smaku truskawkowym i wcale nie zamierzał ich oddawać, zanim nie spróbuje, czy tak samo smakują. A Wampir szczekał, bo liczył, że Staś jak zwykle się z nim podzieli.
„Coś się stało! – pomyślała mama Kazia i rzuciła się pędem do kuchni, po drodze wpadając na starą szafę w korytarzu. – To na pewno wampiry porwały mi dzieci! I skąd tu się wziął ten mebel?!”.
Stanęła w drzwiach. A w kuchni… Baśka, Staś, Kazio i jamnik Wampir siedzieli wokół stołu i spoglądali w milczeniu na tatę, który pił kawę i czytał gazetę. Mama uśmiechnęła się. Jednak wampiry nie porwały jej dzieci i psa. Uff, co za ulga! Ale zaraz znowu się zasępiła… „Może i nie porwały, ale na pewno rzuciły na nich jakiś urok! Przecież oni nigdy nie byli tak cicho! Jak dobrze, że kupiłam czosnek! Skoro chroni przed wampirami, to pewnie odczynia też ich uroki”.
Wyciągnęła z torby kilka największych główek i ruszyła z nimi w stronę rodziny. Nagle tata Kazia odłożył gazetę, sięgnął po notatnik, który leżał obok, i zaczął szkicować.
W tym samym momencie Kazio, Baśka, Staś i Wampir rzucili się do walki o gazetę porzuconą przez tatę. Zaczęli ją sobie wyrywać, wrzeszcząc i szczekając przy tym tak głośno, że lampa nad stołem zaczęła drżeć.
Mama odetchnęła z ulgą. „No, chyba jest w porządku. Wszyscy zdrowi. Ale czosnek im nie zaszkodzi” – myślała. Wręczyła każdemu z dzieci i mężowi po jednej główce, a ostatnią rzuciła Wampirowi, przerywając tym samym gazetową bitwę. Wrzaski w kuchni ucichły, a zamiast nich rozległo się ciamkanie, mlaskanie, chrupolenie, pogryzanie i wciąganie.
Kazio ciamkał na okiennym parapecie.
Staś mlaskał pod piecem, zerkając łakomie na palec wystający z dziurawej skarpetki brata, i zastanawiając się, jak smakowałby z czosnkiem.
Wampir chrupolił pod stołem, co jakiś czas zlizując z podłogi resztki, które spadły z bródki Stasia.
Tata pogryzał, schowany za swoim notatnikiem, i zastanawiał się, w jaki sposób ze starej szafy zrobić jeszcze starszą. Właśnie takie zlecenie dostał od pewnego dziwnego człowieka, który nazywał się Bluszcz czy Pluszcz. Mógłby co prawda poprosić o wsparcie synów, którzy z pomocą rodzinnego jamnika każdą nową rzecz w mig doprowadzali do kompletnej ruiny. Ale klientowi chyba nie chodziło o to, żeby jego mebel zamienił się w kupę drzazg i trocin.
Tylko Baśka skrzywiła się z obrzydzeniem i po kryjomu schowała swój czosnek do kieszeni, zamierzając go wyrzucić do kosza, gdy nikt nie będzie patrzył. Uważała, że coś takiego może smakować tylko psom, okropnym młodszym braciom i może jeszcze wampirom. „I bardzo dobrze – myślała i uśmiechała się chytrze. – Niech jedzą to paskudztwo, a ja tymczasem…”.
Baśka należała do drużyny harcerskiej, która właśnie przeprowadzała zbiórkę makulatury. A gazeta taty była wyjątkowo gruba.
„Musi ważyć z kilogram. Jak ją zaniosę do szkoły, razem z tym, co dostałam od sąsiadów, z pewnością zdobędę sprawność młodego ekologa” – kombinowała, sięgając po porzucony na stole skarb.
Niestety, dokładnie w tym samym momencie o gazecie przypomnieli sobie Kazio, Staś i Wampir. Cała czwórka znów zaczęła się kotłować z wrzaskiem i szczekaniem po kuchni.
– Zostawcie mnie, wy wampiry jedne! – krzyczała Baśka.
– Wampiry nie jedzą czosnku.
Nie lubią go – odruchowo sprostowała mama.
– Nieprawda! – zaprotestował Kazio. – One bardzo lubią czosnek!
– No, pięknie! – Baśka odganiała się z obrzydzeniem od Stasia i Wampira, którzy wyniuchali czosnek schowany w jej kieszeni i usiłowali się do niego dobrać, śliniąc się przy tym okrutnie. – Ci dwaj na sto procent są wampirami! Łapy przy sobie! I zostawcie moją gazetę!
Gdy mamie wreszcie się udało rozdzielić i uciszyć całe towarzystwo, każdy trzymał kawałek gazety.
– No i problem sam się rozwiązał… – uśmiechnęła się mama.
– Chyba rozerwał – skrzywiła się Baśka, zastanawiając się, czy ta część gazety, jaką wydarła braciom i psu, wystarczy do zdobycia harcerskiej sprawności.
Niestety, na odzyskanie reszty nie było raczej szans, ponieważ Staś i Wampir zdobyte strony zdążyli już dokładnie pogryźć, przeżuć i wypluć, a Kazio przysiadł w kącie, robiąc ze swoich czapkę piracką. To miał być element jego przebrania na wielki bal karnawałowy organizowany przez Towarzystwo Przyjaźni Ludzko-Wampirskiej założone w Wampirzycach przez babcię Fibrycukellę. Czapeczka wyszła mu wspaniale. Kazio stanął przed lustrem w korytarzu, obok szafy i przyjrzał się sobie z dumą. Nagle.
– Co