Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Odkupienie - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
18 września 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,92

Odkupienie - ebook

Amos Decker powraca do Burlington w rocznicę śmierci swoich bliskich. Na cmentarzu odnajduje go Meryl Hawkins, którego aresztował przed wielu laty za zabójstwa. Mężczyzna zwolniony z więzienia ze względu na nieuleczalną chorobę twierdzi, że jest niewinny. Jeżeli mówi prawdę, to morderca cały czas jest na wolności!

Załamany Decker odkrywa brzemienne w skutki błędy, które popełnił, prowadząc swoje pierwsze śledztwo, i kwestionuje dowody, które przed laty nie budziły jego wątpliwości. Sprawa, którą uważał za zamkniętą, wciąż przynosi nowe ofiary.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5971-7
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

W ten przyjemnie rześki, pogodny jesienny wieczór Amos Decker siedział pośród zmarłych. Mimo to jaskrawoniebieskie impulsy, których zwykle doświadczał w kontakcie ze śmiercią, się nie pojawiły.

Dobrze wiedział dlaczego: wszyscy oni nie żyli od dawna.

Zawitał w rodzinne strony, do Burlington w stanie Ohio. To niegdyś prężne centrum przemysłowe podupadło. Niedawno odwiedził podobne miasto, Baronville w Pensylwanii, i omal tam nie zginął. Gdyby to zależało od niego, wolałby nie pakować się w takie sytuacje. Nie w najbliższym czasie, a najchętniej już nigdy więcej.

Tylko że znowu nie miał wyboru.

Przyjechał do Burlington, ponieważ tego dnia wypadały czternaste urodziny jego córki Molly. Normalnie byłaby to okazja do świętowania i powód do radości. Ale Molly zginęła, razem z jego żoną Cassie i szwagrem Johnnym Sacksem. Ten dramat rozegrał się krótko przed dziesiątymi urodzinami Molly; sam Amos znalazł ich zamordowanych w domu Deckerów.

Odeszli na zawsze. Pozbawieni życia w niepojęty, niewyobrażalnie podły sposób. Ofiary chorego, owładniętego przemocą umysłu. Zabójcy nie było już wśród żywych i chociaż Decker przyłożył do tego rękę, nie przyniosło mu to ukojenia.

To dlatego urodziny córki obchodził na cmentarzu. Bez tortu, bez prezentów. Tylko świeże kwiaty na grobie. Te, które tu leżały od jego poprzedniej wizyty, dawno uschły.

Postanowił, że będzie przyjeżdżał w każde urodziny Molly. Aż do czasu, gdy dołączy do swojej rodziny, dwa metry pod ziemią. To był jego plan długoterminowy. Jedyny, jaki miał.

Odchylił się na oparcie ławki z drewna i kutego żelaza, stojącej przy bliźniaczych grobach – córka i matka spoczywały obok siebie. Ławka była prezentem od wydziału policji w Burlington, w którym swego czasu pracował, najpierw jako zwykły krawężnik, później jako śledczy z wydziału zabójstw. Miała mosiężną, zaśniedziałą już plakietkę z napisem: „Pamięci Cassie i Molly Decker”.

Oprócz niego na tym małym cmentarzu znajdowała się jeszcze tylko partnerka Deckera z FBI, Alex Jamison. Kilkanaście lat młodsza – Amos miał na karku czwarty krzyżyk i zbliżał się do piątego – stała w pewnej odległości, by jej partner mógł pobyć z rodziną sam.

Niegdyś dziennikarka, teraz Jamison była pełnoprawną, zaprzysiężoną agentką specjalną, absolwentką akademii FBI w Quantico w Wirginii. Wcześniej razem z Deckerem tworzyli zespół operacyjny, do którego należało jeszcze dwóch doświadczonych agentów: Ross Bogart i Todd Milligan.

Siedząc obok grobów bliskich, Decker nie po raz pierwszy przeklinał w głębi ducha swoją hipermnezję. Tak zwana pamięć absolutna była skutkiem ubocznym paskudnego urazu głowy, którego doznał jeszcze w czasach, kiedy był zawodnikiem NFL. Po wybudzeniu się ze śpiączki odkrył, że pamięta wszystko i nie może niczego zapomnieć. Ta, wydawałoby się, wspaniała, nadprzyrodzona moc miała jednak swoją przykrą, ciemną stronę.

W jego przypadku upływ czasu nie zacierał bolesnych wspomnień. Także tych, z którymi musiał się mierzyć za każdym razem, kiedy przyjeżdżał na ten cmentarz. Po czterech latach śmierć Cassie i Molly była w jego pamięci tak świeża, jak w dniu, kiedy je zamordowano.

Bezwiednie czytał napisy na nagrobkach, mimo że przecież znał je doskonale. Przyszedł tu, by powiedzieć rodzinie o wielu rzeczach, ale teraz, nie wiedzieć czemu, zupełnie nie potrafił ich wyartykułować.

No, może niezupełnie było tak, że nie wiedział, skąd ta nagła niemoc. Uraz mózgu, który spowodował pamięć absolutną, wypaczył jego osobowość. Decker, niegdyś nader towarzyski, stał się aspołeczny. Zaczął mieć problemy z wyrażaniem emocji i z trudem dogadywał się z ludźmi.

W myślach najpierw przywołał obraz córki, ostry niczym fotografia – kaskady loków, uśmiech, wydatne policzki. Potem oczami wyobraźni zobaczył Cassie. Była ostoją ich rodziny. To ona starała się, jak mogła, by nie wyobcował się do reszty, zmuszając go do interakcji z innymi, walcząc o jego dawne ja.

Jego twarz wykrzywił grymas. Myśląc o bliskich, odczuwał autentyczny, fizyczny ból, ponieważ on nadal żył, a oni nie. Często zdarzały się dni, kiedy ta świadomość stawała się nie do zniesienia. Takich dni w jego życiu było chyba najwięcej.

Zerknął w kierunku Jamison, która stała jakieś trzydzieści metrów dalej, oparta o rozłożysty dąb. Była dobrą przyjaciółką i wspaniałą partnerką w pracy, ale w żaden sposób nie mogła mu pomóc w tym, przez co przechodził.

Odwrócił się z powrotem w stronę grobów, przyklęknął i w zagłębieniu pod każdym z nagrobków położył wiązankę kwiatów.

– Amos Decker?

Podniósł wzrok i zobaczył starszego człowieka, który powoli zmierzał ku niemu, wynurzywszy się z półmroku wydłużonych cieni. Z bliska mężczyzna jeszcze bardziej sprawiał wrażenie ducha, tak żałośnie był wychudły; cerę miał żółtawą, niemal trupią.

Jamison pierwsza zauważyła podchodzącego do Deckera człowieka i ruszyła żwawym krokiem w ich stronę. To mógł być ktoś z miasta, kogo jej partner znał. Ale niekoniecznie. Wiedziała z doświadczenia, że Deckerowi zdarzały się dziwaczne sytuacje. Dłoń wsparła na rękojeści pistoletu spoczywającego w kaburze na prawym biodrze. Tak na wszelki wypadek.

Decker przyjrzał się mężczyźnie. Pomijając niezdrowy wygląd, facet powłóczył nogami w sposób, który wydał się Amosowi znajomy. To nie była tylko kwestia wieku czy zniedołężnienia. Tak poruszał się ktoś nawykły do noszenia kajdan.

To były więzień, domyślił się Decker.

Było coś jeszcze. Czasem zdarzało się, że patrząc na kogoś, widział jakiś kolor. Synestezja powodowała, że kojarzył barwy z nietypowymi rzeczami, takimi jak śmierć czy liczby. Kolorem tego nieznajomego był szkarłat.

Coś nowego. Co, u diabła, oznacza szkarłat?

– A kto pyta? – odparł, prostując się i otrzepując ziemię z kolan.

– Nie dziwię się, że mnie nie poznajesz. Więzienie zmienia człowieka – odpowiedział mężczyzna, przystając kilka kroków przed nim.

A więc faktycznie były więzień.

Jamison też usłyszała te słowa i przyspieszyła kroku. Prawie wysunęła pistolet z kabury, obawiając się, że starzec przyszedł, by w jakiś sposób się zemścić. Jej partner wysłał wielu ludzi za kraty, a ten delikwent najwyraźniej był jednym z nich.

Decker zmierzył wzrokiem nieznajomego. Górował nad nim posturą. Przy wzroście stu dziewięćdziesięciu pięciu centymetrów ważył około stu trzydziestu kilogramów. Dopingowany przez Jamison, przez ostatnie dwa lata dzięki ćwiczeniom i zdrowszej diecie zrzucił czterdzieści pięć kilo. Bardziej nie był w stanie zeszczupleć.

Nieznajomy miał nieco ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, ale w ocenie Deckera ważył niewiele więcej niż sześćdziesiąt kilogramów. Tors mężczyzny wydawał się w obwodzie mierzyć tyle, co udo Deckera. Skóra z bliska sprawiała wrażenie kruchej jak stary pergamin, który w każdej chwili może się rozsypać w proch.

Starzec odchrząknął, obrócił głowę w bok i splunął na poświęconą ziemię.

– Na pewno mnie nie poznajesz? Czy ty nie masz coś tam z głową, że wszystko pamiętasz?

– Kto ci to powiedział?

– Twoja dawna partnerka.

– Mary Lancaster?

Starzec skinął głową.

– To ona mi powiedziała, że mogę cię tu zastać.

– Po co miałaby to robić?

– Nazywam się Meryl Hawkins – oświadczył mężczyzna w sposób sugerujący, że to wyjaśnia, dlaczego przyszedł na cmentarz.

Decker poczuł, jak jego żuchwa nieco opadła z wrażenia.

Widząc jego reakcję, Hawkins wykrzywił twarz w uśmiechu, który jednak nie sięgnął oczu. Pozostały blade i nieruchome, jakby martwe. Odrobina życia, która w nich została, ledwie się tliła.

– Teraz mnie sobie przypominasz, prawda?

– Dlaczego nie siedzisz w więzieniu? Dostałeś dożywocie bez prawa do zwolnienia warunkowego.

Jamison, która właśnie podeszła, stanęła między nimi. Hawkins skinął do niej głową.

– A ty jesteś Alex Jamison, jego nowa partnerka. Lancaster opowiedziała mi też o tobie. – Potem przeniósł wzrok z powrotem na Deckera. – Co do twojego pytania... Nie siedzę, bo jestem śmiertelnie chory na raka. Jednego z najgorszych. Trzustki. Mówili, że z czymś takim można pociągnąć góra pięć lat, nawet jeśli się bierze chemię, radioterapię i cały ten szajs, na który mnie nie stać. – Dotknął swojej twarzy. – Żółtaczka. Tak to się kończy. Mój rak daje przerzuty. Zżera mi wszystko, teraz także mózg. To dla mnie ostatnia runda. Nie mam co do tego złudzeń. Do diabła, w najlepszym wypadku został mi jeszcze tydzień.

– I dlatego cię wypuścili? – zapytała Jamison.

Hawkins wzruszył ramionami.

– Nazywają to zwolnieniem ze względów humanitarnych. Zwykle osadzony musi sam o to wystąpić, ale oni przynieśli mi papiery do celi. Wypełniłem je, lekarze zatwierdzili i po sprawie. Widzicie, państwo nie chciało płacić za moje leczenie. Siedziałem w jednym z tych prywatnych więzień. Wysyłali rachunki za mnie władzom, ale nie dostawali pełnego zwrotu. Za dużo ich kosztowałem. Uznali, że już nie stanowię zagrożenia. Poszedłem do więzienia, kiedy miałem pięćdziesiąt osiem lat, teraz mam siedemdziesiąt. Wyglądam na sto, wiem. Jestem naszprycowany lekami, inaczej nie byłbym w stanie chodzić ani nawet mówić. Kiedy stąd pójdę, będę rzygał przez kilka godzin, a potem wezmę tyle tabletek, żeby zasnąć chociaż na trochę.

– Jeśli bierzesz środki przeciwbólowe na receptę, to znaczy, że masz pomoc – zauważyła Jamison.

– Mówiłem coś o receptach? Tego, co biorę, nikt mi nie przepisuje. Sam wiem, czego mi trzeba. Raczej nie wsadzą mnie z powrotem do pudła za to, że kupuję prochy na ulicy. Jestem zbyt kosztowny w utrzymaniu. – Parsknął śmiechem. – Gdybym to wiedział, zachorowałbym lata temu.

– Chcesz powiedzieć, że na wolności nie zapewniono ci żadnej pomocy? – spytała Jamison z niedowierzaniem.

– Powiedzieli, że zajmie się mną hospicjum, ale to nie dla mnie. Wolę być tutaj.

– Czego chcesz ode mnie? – zapytał Decker, widząc, że Hawkins wpatruje się w niego.

Starzec wycelował w niego palec.

– Ty mnie wsadziłeś do więzienia. Ale się pomyliłeś. Jestem niewinny.

– Wszyscy tak mówią – skwitowała sceptycznie Jamison.

Hawkins znowu wzruszył ramionami.

– Nie wiem, jak jest z innymi. Mówię za siebie. – Zerknął na Deckera. – Lancaster też uważa, że jestem niewinny.

– W to nie uwierzę – odparł Decker.

– Sam ją zapytaj. Właśnie dlatego powiedziała mi, gdzie cię znajdę. – Hawkins zamilkł na moment i spojrzał w ciemniejące niebo. – Masz jeszcze szansę, żeby to naprawić. Może zdążysz, zanim umrę. Jeśli tego nie doczekam, to w porządku. Bylebyś zrobił, co do ciebie należy. To będzie moje dziedzictwo – dodał z nikłym uśmiechem.

– Decker pracuje teraz w FBI – wtrąciła Jamison. – Burlington i twoja sprawa to już nie jego jurysdykcja.

Hawkins miał niewzruszony wyraz twarzy.

– Słyszałem, że cenisz sobie prawdę, Decker. Źle słyszałem? Jeśli tak, to fatygowałem się taki kawał drogi na próżno.

Kiedy Amos nie zareagował, starzec wyjął z kieszeni niewielki świstek.

– Będę w mieście przez parę dni. Tu masz adres. Może się jeszcze zobaczymy. A jeśli nie, to cóż... Obyś zdychał jak ja.

Decker wziął papier, ale nie powiedział ani słowa.

Hawkins spojrzał na bliźniacze groby.

– Lancaster opowiedziała mi, co spotkało twoją rodzinę. Dobrze, że znalazłeś tego, kto to zrobił. Ale podejrzewam, że chociaż byłeś niewinny, gryzło cię sumienie. Coś o tym wiem.

Odwrócił się i powłócząc nogami, ruszył ścieżką między rzędami mogił, aż znikł w zapadających ciemnościach.

Jamison spojrzała na Deckera.

– Okej, nie znam sprawy, ale i tak uważam, że to jakieś wariactwo. Facet tylko cię dręczy. Chce, żebyś poczuł się winny. Nie do wiary, że przylazł tu i cię nękał, kiedy próbowałeś... pobyć chwilę z rodziną.

Decker opuścił wzrok na trzymaną w ręce kartkę. Na jego twarzy wyraźnie było widać cień wątpliwości. Jamison obserwowała go z narastającą rezygnacją.

– Pójdziesz do niego, prawda?

– Najpierw odwiedzę kogoś innego.2

Decker stał na werandzie. Był sam. Poprosił Jamison, żeby z nim nie przyjeżdżała. Tę wizytę wolał odbyć bez niej, z kilku powodów.

Pamiętał każdy szczegół tego dwukondygnacyjnego, liczącego ponad czterdzieści lat domu w stylu ranczo. Nie tylko dlatego, że miał pamięć absolutną. Ten dom nie różnił się prawie niczym od tego, w którym sam niegdyś mieszkał z rodziną.

Mary Lancaster, jej mąż Earl oraz ich córka Sandy zajmowali ten dom, odkąd Lancaster służyła w tutejszej policji. Decker miał taki sam staż. Earl, budowlaniec, pracował tylko sporadycznie, ponieważ opieka nad Sandy, dzieckiem specjalnej troski, wymagała dużo czasu i zaangażowania. Mary przez długi czas była głównym żywicielem rodziny.

Decker podszedł do drzwi. Właśnie miał zapukać, kiedy same się otworzyły.

W progu stała Mary, ubrana w spłowiałe dżinsy, krwistoczerwoną bluzę i granatowe tenisówki. Jej włosy do ramion, niegdyś koloru jasnoblond, teraz były gęsto przetykane siwizną i smętnie zwisały. Między palcami trzymała zapalonego papierosa, z którego dym wił się w górę jej szczupłego uda. Jej twarz pokrywały zmarszczki tak gęsto, że przypominała odcisk kciuka. Lancaster była w tym samym wieku co Decker, a wyglądała jakieś dziesięć lat starzej.

– Tak czułam, że cię dzisiaj zobaczę – odezwała się chropowatym głosem nałogowego palacza. – Wejdź.

Dyskretnie sprawdził, czy Mary wciąż się boryka z drżeniem lewej ręki. Tej, którą sięgała po broń. Nie zauważył niczego.

Okej, to dobrze.

Gdy zamknął za sobą drzwi, Lancaster – znacznie od niego niższa – odwróciła się i poprowadziła go w głąb domu, jak holownik wiodący frachtowiec bezpiecznie do portu. A może na skały? Tego nie wiedział. Jeszcze.

Zauważył też, że chociaż zawsze była szczupła, teraz wyglądała na wręcz wychudzoną. Jej kości pod luźnym ubraniem wydawały się sterczeć pod różnymi kątami, jakby to były wieszaki na ubrania.

– Guma do żucia nie pomaga? – zapytał, spoglądając na papierosa w jej dłoni.

Usiedli w salonie, niewielkim pomieszczeniu zagraconym zabawkami, stosami gazet, otwartymi kartonami i niemal namacalną warstwą chaosu. Wiedział, że jej dom zawsze taki był. Jeszcze zanim Decker wyjechał z miasta, zatrudnili osobę do sprzątania, ale to zrodziło nowe problemy. W końcu zapewne uznali, że permanentny bajzel jest lepszy.

Lancaster zaciągnęła się swoim camelem i wydmuchnęła dym nosem.

– Pozwalam sobie na jednego dziennie, mniej więcej o tej porze, i tylko wtedy, gdy nie ma Earla ani Sandy. Potem biegam po całym domu i pryskam odświeżaczem powietrza.

Decker wziął głębszy oddech i zakasłał.

– Chyba jeszcze za mało.

– Domyślam się, że Meryl Hawkins cię znalazł?

Decker skinął głową.

– Twierdzi, że dowiedział się od ciebie, gdzie mnie szukać.

– Tak, to prawda.

– Nadużyłaś mojego zaufania. Wiedziałaś, po co przyjeżdżam. Przecież ci mówiłem.

Lancaster osunęła się głębiej w fotelu i zaczęła skrobać paznokciem przebarwienie na skórze.

– Cholera, nie przyszło mi to łatwo. Ale pomyślałam, że powinieneś wiedzieć.

– Hawkins mówił też, że wierzysz w jego niewinność.

– To się zagalopował. Powiedziałam tylko, że rozumiem jego punkt widzenia.

– Czyli konkretnie co?

– Po co by tu przyjeżdżał w stanie agonalnym i prosił nas, żeby oczyścić jego imię, gdyby nie był niewinny?

– Choćby po to, żeby uzyskać świadczenie na kogoś z rodziny.

Mary znowu się zaciągnęła i pokręciła głową.

– Ja tego tak nie widzę. Kiedy dochodzisz do końca drogi, zaczynasz myśleć inaczej. Nie ma czasu do stracenia.

Decker omiótł wzrokiem kartonowe pudła.

– Przeprowadzacie się?

– Możliwe.

– Możliwe? Nie jesteś pewna, czy się przeprowadzasz?

Lancaster wzruszyła ramionami.

– A czego w życiu można być pewnym?

– Co słychać w Burlington?

– Jeszcze się trzyma.

– Bezrobocie spada w całym kraju.

– Jasne, mamy tu sporo pracy, w której zarabiasz dziesięć dolarów za godzinę. Jeśli jesteś w stanie utrzymać się za dwadzieścia tysięcy rocznie, nawet w Burlington, to moje gratulacje.

– Gdzie są Earl i Sandy?

– Szkoła działa normalnie. Earl zajmuje się tym bardziej niż ja. Mam ostatnio w robocie urwanie głowy. Im gorsze czasy, tym gorsze przestępstwa. Sporo spraw związanych z narkotykami.

– Tak, miałem okazję się przekonać. Dlaczego Hawkins przyszedł do ciebie?

– Decker, pracowaliśmy nad tym razem. To było nasze pierwsze śledztwo w sprawie o zabójstwo.

– Kiedy go wypuścili? Naprawdę jest w stanie terminalnym? Z pewnością na takiego wygląda.

– Przyszedł na posterunek dwa dni temu. Byłam w szoku. W pierwszej chwili pomyślałam, że uciekł czy coś. Nie uwierzyłam mu, tylko od razu skontaktowałam się z więzieniem. Mówi prawdę o raku. I o tym, że go wypuścili.

– Tak po prostu wyrzucają terminalnie chorych osadzonych, żeby się ich pozbyć, zanim umrą?

– Najwyraźniej ktoś uznał, że to dobry sposób na cięcie kosztów.

– Powiedział mi, że zatrzymał się w mieście na parę dni. W Residence Inn.

– Tam, gdzie kiedyś mieszkałeś.

– Mógłby się trochę podtuczyć w bufecie, ale wątpię, czy dopisuje mu apetyt. Twierdzi, że zaopatruje się w prochy na ulicy.

– Kiepska sprawa.

– Chce znowu się ze mną spotkać.

– Nie wątpię – mruknęła, wydmuchując kolejny kłąb dymu.

– Zaczepił mnie na cmentarzu – rzekł Decker, dobitnie akcentując ostatnie słowo.

Lancaster łapczywie wyssała z papierosa ostatnią dawkę nikotyny, po czym zdusiła go w popielniczce na stoliku obok fotela. Zanim się odezwała, przez dłuższą chwilę patrzyła na rozgnieciony niedopałek.

– Wybacz. Kiedy przyszedł na posterunek, nie poinformowałam go, po co konkretnie przyjechałeś, chociaż przyznaję, że powiedziałam o twojej rodzinie. Nie mówiłam mu, że ma iść na cmentarz. – Podniosła na niego swoje blade oczy i w końcu ich wzrok się spotkał. – Domyślam się, że z twoją pamięcią absolutną przerobiłeś w głowie jeszcze raz tę sprawę w najdrobniejszych szczegółach?

– Tak. I nie wiem, co mogliśmy zrobić źle. Byliśmy na miejscu zbrodni, zebraliśmy dowody. Wszystkie wskazywały na Hawkinsa, prosto jak strzelił. Został aresztowany i osądzony. Złożyliśmy zeznania. Obrońca Hawkinsa przemaglował nas na wszystkie strony. Ława przysięgłych orzekła wyrok skazujący. Dostał dożywocie bez prawa do warunkowego zwolnienia, chociaż mógł otrzymać karę śmierci. Wszystko się zgadza.

Lancaster odchyliła się na oparcie fotela. Decker spojrzał na nią uważnie.

– Nie wyglądasz za dobrze, Mary.

– Nie wyglądam dobrze co najmniej od dziesięciu lat, Amosie. Kto jak kto, ale ty powinieneś to wiedzieć.

– Mimo wszystko...

– A ty trochę schudłeś od czasu, gdy stąd wyjechałeś.

– To głównie zasługa Jamison. Kazała mi się ruszać i pilnuje, żebym się zdrowo odżywiał. Sama dużo gotuje. Ciągle sałatki, warzywa i tofu. No i dorobiła się odznaki FBI. Ciężko na nią zapracowała. Jestem z niej dumny.

– Mieszkacie razem? – zapytała Lancaster, unosząc z niedowierzaniem brwi.

– Niedosłownie. W Waszyngtonie jesteśmy sąsiadami.

– No dobrze, ale jesteście dla siebie kimś więcej niż partnerami w pracy?

– Mary, jestem od niej dużo starszy.

– Nie odpowiedziałeś na pytanie. Poza tym w telewizji ciągle trąbią o facetach, którzy mają o wiele młodsze kobiety.

– Nie, nic więcej nas nie łączy.

– Okej. – Lancaster wyprostowała się w fotelu. – Chcesz porozmawiać o Hawkinsie?

– Dlaczego masz wątpliwości? Śledztwo nie było poszlakowe. Dowodów mieliśmy aż nadto.

– Może właśnie dlatego.

– To bez sensu. Jaką masz teorię?

– Nie mam żadnej. I nie wiem, czy facet mówi prawdę. Po prostu myślę, że skoro umiera i przyjeżdża tu, żeby się oczyścić, to może warto spojrzeć na tę sprawę jeszcze raz.

Decker nie wyglądał na przekonanego.

– W porządku, to może teraz? – zapytał.

– Co teraz? – odparła zmieszana.

– Pojedźmy w miejsce, gdzie popełniono te zabójstwa. Jestem pewny, że przez ten cały czas nikt się tam nie wprowadził. Nie po tym, co się tam wydarzyło... – Na moment zawiesił głos. – Tak samo jak do mojego dawnego domu.

– Cóż, tu się mylisz. Do twojego dawnego domu ktoś się wprowadził.

Decker drgnął.

– Kto?

– Młoda para z małą córeczką. Hendersonowie.

– Znasz ich?

– Niespecjalnie. Ale wiem, że wprowadzili się jakieś pół roku temu.

– A w tamtym domu? Też ktoś w nim mieszka?

– Mieszkał. Około pięciu lat temu. Ale wyniósł się przed rokiem, po tym, jak tutejsza fabryka plastiku zwinęła się za granicę, podobnie jak wszystkie inne na Środkowym Zachodzie. Od tego czasu stoi pusty.

Decker dźwignął się z miejsca.

– Okej, jedziesz? Będzie jak za starych czasów.

– Nie wiem, czy potrzebuję więcej „starych czasów” – mruknęła, ale też wstała i sięgnęła po płaszcz. – A co, jeśli się okaże, że Hawkins mówił prawdę? – zapytała, kiedy zmierzali w stronę drzwi.

– Wtedy będziemy musieli ustalić, kto to zrobił. Ale do tego jeszcze daleko.

– Decker, ty już tu nie pracujesz. Znalezienie zabójcy sprzed lat to nie jest robota dla ciebie.

– Znajdowanie zabójców to moja jedyna robota. Gdziekolwiek są.3

Dom Richardsów. Miejsce zbrodni sprzed trzynastu lat.

Znajdował się przy żwirowej drodze, w której koła samochodów wyżłobiły głębokie koleiny. Dwa domy po lewej, dwa po prawej i ten Richardsów. Teraz ewidentnie opuszczony, stał na samym końcu ślepego zaułka, na działce zarośniętej bujnymi chaszczami i niestrzyżoną od dawna trawą.

Nawet wtedy to miejsce było posępne i przyprawiające o dreszcze, a co dopiero w tym stanie.

Zajechali pod bramę i wysiedli z samochodu Deckera. Lancaster zadrżała, nie tylko z powodu wieczornego chłodu.

– Niewiele się tu zmieniło – zauważył Decker.

– Rodzina, która tutaj mieszkała, wyremontowała dom, zanim go opuściła. Głównie w środku, odmalowali ściany i takie tam. Stał pusty przez długi czas. Nikt nie chciał w nim mieszkać po tym, co tu się wydarzyło.

– Facet był bankowcem i nie wolał mieszkać w przyjemniejszym miejscu?

– Był inspektorem kredytowym. Oni nie zbijają kokosów, zwłaszcza w takim mieście jak to. A ten dom jest dużo większy niż mój i stoi na znacznie rozleglejszej działce.

Weszli na werandę i Decker spróbował otworzyć drzwi.

– Zamknięte na klucz.

– No to może otwórz? – zasugerowała Lancaster.

– Wyrażasz zgodę na włamanie się i wejście?

– Nie pierwszy raz. Nawet nie wspomnę o tym, że, do cholery, zadeptujemy ślady na miejscu zbrodni.

Decker rozbił boczną szybę, sięgnął do środka i otworzył zamek w drzwiach. Włączył latarkę i wszedł pierwszy.

– Pamiętasz? – mruknęła Lancaster. – No dobrze, to było retoryczne pytanie.

Decker jakby jej nie słuchał. Znowu był świeżo upieczonym śledczym z wydziału zabójstw, po dziesięciu latach patrolowania ulic, a potem jeszcze kilku przy sprawach o napady, włamania i narkotyki. On i Lancaster zostali wezwani do domu Richardsów po zgłoszeniu zakłócenia porządku i odkryciu ciał przez funkcjonariuszy, którzy przyjechali na miejsce pierwsi. Dla obojga było to pierwsze dochodzenie w sprawie o zabójstwo i nie chcieli go spartaczyć.

Będąc nowicjuszką w mundurze, Lancaster się nie malowała, jakby nie chciała się wyróżniać swoją kobiecością. Była w całej miejscowej policji jedyną funkcjonariuszką, która nie siedziała za biurkiem i nie parzyła kawy kolegom. Jedyną uprawnioną do noszenia broni, aresztowania ludzi i odczytywania im ich praw. Oraz do odbierania im życia, jeśli zaszła taka konieczność.

Wtedy jeszcze nie paliła. Nabawiła się tego nałogu później, kiedy już pracowała z Deckerem w wydziale zabójstw, spędzając coraz więcej czasu przy trupach i próbując łapać morderców. Ważyła więcej niż teraz, ale wyglądała zdrowo. Wyrobiła sobie opinię opanowanego, metodycznego fachowca, który ma gotowy plan działania na każdą ewentualność. Nic nie było w stanie wytrącić jej z równowagi. W czasach kiedy patrolowała ulice, wielokrotnie otrzymywała pochwały za to, jak sobie radzi w trudnych sytuacjach. W żadnej nikt nigdy nie zginął. Później w ten sam sposób prowadziła śledztwa.

Decker z kolei miał reputację najbardziej ekscentrycznego sukinsyna, jaki kiedykolwiek nosił mundur policji z Burlington. Nikt jednak nie negował jego olbrzymiego potencjału do tej roboty. Ten talent ujawnił się w pełni dopiero wtedy, gdy Decker razem z Mary Lancaster rozpoczęli karierę w dochodzeniówce. Rozwiązali wszystkie przydzielone im sprawy – to był wynik, którego mógł pozazdrościć każdy wydział policji, mały czy duży.

Znali się wcześniej, ponieważ zaczynali podobnie, ale zawodowo nie mieli ze sobą wiele wspólnego aż do czasu, gdy zmienili mundury na cywilne ubrania detektywów.

Teraz Decker odtwarzał z pamięci krok po kroku tamten wieczór, podczas gdy Lancaster obserwowała go z rogu salonu.

– Wezwanie dotyczyło zakłócania porządku. Dzwoniono o dziewiątej trzydzieści pięć. Dwa wozy patrolowe przyjechały w ciągu pięciu minut. Policjanci weszli do środka minutę później, po sprawdzeniu terenu wokół domu. Frontowe drzwi nie były zamknięte na zamek.

Przeszedł do innej części pomieszczenia.

– Ofiara numer jeden, David Katz, została znaleziona tutaj – stwierdził, wskazując na próg kuchni. – Lat trzydzieści pięć. Dwa strzały. Pierwszy w lewą skroń, drugi w tył głowy. Oba były śmiertelne. – Potem wskazał na inne miejsce, obok drzwi. – Tu znaleziono butelkę po piwie. Z jego odciskami palców. Butelka się nie stłukła, ale piwo rozchlapało się po całej podłodze.

– Katz był właścicielem miejscowej restauracji o nazwie Amerykański Grill – dodała Lancaster. – Przyszedł tu w gości.

– Brak dowodów, że to on był celem – stwierdził Decker.

– Zgadza się – przytaknęła Lancaster. – Znalazł się w złym miejscu w nieodpowiednim momencie. Jak Ron Goldman w sprawie O.J. Simpsona. Miał pecha.

Przeszli do kuchni. Brudne linoleum, wyszczerbione szafki, zardzewiały zlewozmywak.

– Ofiara numer dwa, Donald Richards. Wszyscy mówili mu Don. Lat czterdzieści cztery. Inspektor kredytowy. Pojedyncza rana postrzałowa serca. Upadł tutaj. Także w jego przypadku śmierć nastąpiła natychmiast.

Lancaster pokiwała głową.

– Znał Katza, ponieważ bank, dla którego pracował Richards, udzielił Katzowi kredytu na otwarcie restauracji.

Decker wrócił do salonu i zawiesił wzrok na schodach prowadzących na piętro.

– Teraz ostatnie dwie ofiary.

Wspięli się na górę.

– Te dwie sypialnie. – Wskazał na dwoje drzwi naprzeciwko siebie. Pchnął te po lewej i wszedł do środka, Lancaster za nim. – Ofiara numer trzy. Abigaile „Abby” Richards. Lat dwanaście.

– Ciało leżało na łóżku. Została uduszona. Ślady na szyi wskazywały, że użyto sznura, który zabójca zabrał ze sobą.

– Jej śmierć nie była natychmiastowa.

– Nie. Walczyła o życie.

– I wtedy DNA Meryla Hawkinsa znalazło się pod jej paznokciami – zauważył Decker. – Tak więc w pewnym sensie pokonała go.

Wyminął Lancaster i wszedł do sypialni po drugiej stronie korytarza, a ona podążyła za nim.

– Ofiara numer cztery – powiedział, zatrzymując się przy ścianie. – Frankie Richards. Lat czternaście. Właśnie zaczął chodzić do liceum w Burlington. Znaleziony na podłodze w tym miejscu. Pojedynczy strzał w serce.

– W jego pokoju znaleźliśmy ukryty sprzęt do zażywania narkotyków i dość gotówki, by podejrzewać, że nie tylko sam zażywał, ale również był dilerem. Namierzyliśmy faceta, który go zaopatrywał. To Karl Stevens, płotka w tym biznesie. Nie widać tu motywu do poczwórnego morderstwa. Poza tym Stevens miał żelazne alibi.

Decker skinął głową.

– Okej, wezwano nas o dziesiątej dwadzieścia jeden. Przyjechaliśmy samochodem czternaście minut później.

Oparł się o ścianę i wyjrzał przez okno wychodzące na ulicę.

– Cztery domy w sąsiedztwie. Tamtego wieczoru w dwóch byli ludzie. Nikt nic nie słyszał. Zabójca pojawił się i znikł, tak po prostu.

– Ale potem, kiedy przeszukiwaliśmy dom, znalazłeś coś, co okazało się kluczem do sprawy.

Decker poprowadził Lancaster po schodach na dół, do salonu.

– Odcisk palca na tamtym kontakcie, razem ze śladem krwi Katza.

– Do kompletu z tym, co znaleźliśmy pod paznokciami Abby. Naskórkiem i krwią, z których uzyskaliśmy DNA sprawcy.

– Zdarła mu je z rąk, kiedy ją dusił. Tak się przenosi materiał genetyczny. Wie to każdy, kto oglądał choćby parę odcinków CSI: Kryminalnych zagadek.

Lancaster sięgnęła do kieszeni po paczkę papierosów.

– Zużywasz jutrzejszy przydział? – zapytał, spoglądając na nią.

– Zbliża się północ – odpowiedziała, zapalając papierosa. – Poza tym jestem spięta, dlatego bądź łaskaw nie stresować mnie jeszcze bardziej. – Zaciągnęła się i strzepnęła popiół na podłogę. – Odciski Hawkinsa były w bazie danych, ponieważ firma, w której wcześniej pracował, robiła jakieś zlecenia dla departamentu obrony. Pobrali wtedy odciski i zajrzeli do życiorysu wszystkim pracownikom. Kiedy wyszła zgodność z odciskami Hawkinsa, przeszukaliśmy jego dom.

– Na podstawie tego odcisku został zatrzymany – podjął Decker – i doprowadzony na posterunek, gdzie pobrano mu wymaz z policzka. Jego DNA pasowało do tego spod paznokci Abby. Nie miał alibi na całą noc. A podczas przeszukania znaleziono u niego czterdziestkę piątkę ukrytą w pudełku za ścianą garderoby. Wynik badań balistycznych był jednoznaczny. To z tego pistoletu strzelano w domu Richardsów. Hawkins twierdził, że broń nie należy do niego i że nie wie, jak się tam znalazła. Zarzekał się, że nawet nie wiedział o skrytce. Pistolet skradziono dwa lata wcześniej ze sklepu z bronią. Numery seryjne spiłowano. Zapewne od tamtego czasu posłużył do wielu przestępstw. A na koniec wylądował w domu Hawkinsa. – Zamilkł i spojrzał na dawną partnerkę. – A to wszystko każe mi zadać pytanie, dlaczego myślisz, że posadziliśmy niewinnego człowieka. Jak na mój gust, w tej sprawie nie ma się do czego przyczepić.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: