Wszyscy mamy źle w głowach. Tom 5 część 1: Długo cię nie było - Martyna Pawłowska-Dymek - ebook

Wszyscy mamy źle w głowach. Tom 5 część 1: Długo cię nie było ebook

Martyna Pawłowska-Dymek

0,0
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

„Długo cię nie było” to piąty i ostatni tom serii o wzlotach i upadkach licealistów z klasy 2B.

Kaśka i Jakub nareszcie są szczęśliwi. Sielankę burzą intrygi Adama, który obwinia ich za swoje niepowodzenia i planuje zemstę. Jakub martwi się też dziwną sytuacją w Szatni. Wiele wskazuje na to, że pozostali członkowie kapeli uknuli coś w tajemnicy przed nim.

Tymczasem Zuza odkrywa, że Elsa od dawna ją okłamywała, postanawia więc uwolnić się spod wpływu fałszywej przyjaciółki. Chce zdać do następnej klasy i rozwijać swój talent pisarski Z pomocą Kaśki podejmuje desperacką walkę o nową siebie. Czy jednak nie jest za późno na poprawienie ocen? Niechęć Roszkowej jej tego nie ułatwia...

Uczniów klasy 2B czeka najtrudniejsze w ich życiu wyzwanie, o wiele bardziej dramatyczne niż zwykły koniec roku szkolnego. Kto wyjdzie z tej próby zwycięsko?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 306

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Martyna Pawłowska-Dymek

Copyright © by Virtualo, 2023

Redakcja: Melanż

Korekta: Melanż

Skład wersji elektronicznej: Michał Latusek / konwersja.net

Projekt okładki: Małgorzta Drabina / Yellow Room

Wydanie I

Warszawa 2023

ISBN 9788327279132

Książka jest objęta ochroną prawa autorskiego. Wszelkie udostępnianie osobom trzecim, upowszechnianie i upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Virtualo Sp. z o.o.

ul. Marszałkowska 104/122

00-017 Warszawa

www.virtualo.pl

Chcesz wydać książkę lub audiobook? Wejdź na virtualo.eu lub napisz do nas na adres [email protected]

PIĄTEK, 3 MAJA

Obudził go dotyk, jednocześnie czuły i lekko drażniący. Zwinne palce – bez trudu odgadł, do kogo należą – najpierw delikatnie popieściły wnętrze jego dłoni, a po chwili przesunęły się po wrażliwej skórze na nadgarstku, co sprawiło, że całkiem opuściła go senność.

Jakub nie otwierał oczu, trochę z przekory, choć wiedział, jak przyjemny widok go omija. Znał na pamięć wszystkie jej barwy i kształty, krągłość sylwetki, puszystość włosów i jasny kolor oczu, które zdawały się wręcz świecić w opalonej twarzy.

– Maleńka? – odezwał się niskim głosem, jeszcze zachrypniętym od snu. – Co ty tu robisz o tak nieludzkiej porze?

Odpowiedział mu uroczy śmiech.

– Twój tata mnie wpuścił. Stęskniłam się.

– Za mną czy za moją ręką? – droczył się z nią.

Mógł z łatwością sobie wyobrazić, jak jej oczy zwężają się w dwa rozpromienione przecinki.

– Jedno i drugie! – odpowiedziała. – Ale ręki nie widziałam dłużej.

To prawda. Do wczoraj jego prawe ramię było uwięzione w ortezie po tym, jak zwichnął bark w wyniku wypadku na siłowni, a miesiąc później odnowił uraz… w bardzo bolesnych okolicznościach. Nie chciał o nich teraz myśleć. Wreszcie miał to za sobą, na nowo przyzwyczajał się do swobody ruchów i co chwilę zapewniał kolejne zatroskane osoby, że tym razem już będzie ostrożny i nie dopuści, by sytuacja się powtórzyła. Najczęściej, oczywiście, musiał o tym zapewniać Kasię.

Poczuł, że jej palce splotły się mocno z jego palcami i przyszpiliły rękę do materaca. Ciekawiło go, jaki będzie następny ruch. Kiedy tak go kusiła, był w stanie pozwolić jej na wiele, nawet jeśli wiedział, że tata może ich usłyszeć zza ściany.

– Kogo kochasz? – zapytała figlarnie i znów podrażniła wnętrze jego dłoni.

Roześmiał się szczerze.

– Tylko ciebie!

Palce przesunęły się wyżej, w kierunku zgięcia łokcia. Nie chciał, by przestawała. Jego skóra zdawała się błagać o dalsze pieszczoty.

– Wystąpisz na moich urodzinach? – Kasia pytała dalej tym samym tonem.

Przytaknął bez wahania.

– Nawet mam już pomysł na piosenkę dla ciebie.

Palce prześlizgnęły się po ramieniu na szyję. Nie wytrzymał. Cicho jęknął.

– Wyglądam grubo w tej koszulce? – zadała trzecie pytanie. Słyszał, że ledwie powstrzymywała śmiech.

Odpowiedział, zanim jeszcze otworzył oczy:

– Wiesz równie dobrze jak ja, że wyglądasz szałowo.

Dopiero teraz na nią spojrzał. Wydawała się jeszcze śliczniejsza niż na ostatniej randce. Wpatrywała się w niego roziskrzonym wzrokiem, jakby nigdy wcześniej nie widziała równie atrakcyjnego człowieka jak on. Zdumiewał go ten jej zachwyt. Wiedział, że obiektywnie nie jest brzydalem, ale żeby aż tak jej się podobał?

– Pobawiłaś się, a teraz tu chodź. – Przyciągnął ją mocno, aż wylądowała na łóżku w jego ramionach.

– Uważaj! – zachichotała.

– Na kogo tym razem? Na ciebie czy na mnie?

– Chyba na nas oboje! Straszne z nas ostatnio ofiary losu.

Znów miała rację i znów niechcący sprawiła, że wróciło do niego wspomnienie jej wypadku. Zajęło mu trochę czasu, zanim przestał ją traktować, jakby była zrobiona ze szkła. Bał się każdego nieostrożnego ruchu, którym mógłby przysporzyć jej kolejnych cierpień. Kasia śmiała się z niego, że przesadzał.

– O, w moim przypadku to nie jest „ostatnio” – zagaił z przesadnym ożywieniem, by szybciej przegonić niewesołe myśli. – Widzisz, co tu mam?

Zadarł koszulkę. Oczy Kasi rozszerzyły się na widok blizny przecinającej jego tors.

– Pamiątka po szybkiej jeździe skuterem – powtórzyła jego słowa z dnia, kiedy się poznali. – Jeszcze nie miałam okazji przyjrzeć jej się z bliska.

– No, jest spora. Patrz, kończy się na plecach.

– Widzę. – Powoli przesunęła palcami po bliźnie. Jakub przymknął oczy. – Zniknie kiedyś?

– Raczej nie. Może kiedyś przykryję ją tatuażem. Tutaj – wskazał dłonią okolice serca – będzie napisane „Kasia”.

Zaśmiała się, oczy jej rozbłysły.

– Takie infantylne imię na takiej męskiej klacie? Czy to nie wyglądałoby śmiesznie?

Przesunęła palcami jeszcze raz, nieco szybciej. Prawie podskoczył.

– Wiesz, jeśli wolisz, mogę napisać „Katarzyna Makowska”. Zmieści się w całości. – Pokazał dłonią, gdzie znajdowałby się napis.

– To też nie byłoby zbyt mądre. – Zmarszczyła zabawnie nos.

Nagle zawisła między nimi jakaś niewypowiedziana rozmowa, kryjąca się gdzieś między spojrzeniami a czułymi gestami; rozmowa o tym, że to dopiero kilka dni, odkąd wreszcie sobie wszystko wyjaśnili, że jeszcze nie wiadomo, gdzie ich to zaprowadzi i może jeszcze jest zbyt wcześnie, by snuć śmiałe plany na przyszłość – a jednak myślenie o tym, że kiedyś mogłyby się pojawić jakieś plany i jakaś przyszłość, było zbyt przyjemne, by potrafili z niego zrezygnować.

Jakub przyciągnął dziewczynę do siebie i pocałował. Przez chwilę wydawało się, że ten poranek skończy się czymś więcej niż pieszczotami. Przeszkodziło im jednak pukanie do drzwi.

– Tata! – szepnął Jakub prawie bezgłośnie. Kasia natychmiast wysunęła się z jego ramion i usiadła obok łóżka.

Drzwi uchyliły się nieznacznie.

– Można? – zapytał tata wyjątkowo uprzejmym tonem. Wydawał się wręcz onieśmielony.

– Wejdź, wejdź.

Jakub usiadł na łóżku. W przebłysku przytomności zdążył poprawić zadartą koszulkę, zanim tata wszedł do pokoju. Nie wiadomo, jak by zareagował na to, co działo się tu przed chwilą. Tego tematu jeszcze nie przerabiali.

Chwilowo zresztą nawet na niego nie patrzył.

– Kasia? – zagadnął życzliwie tata. – Wolisz mocno wysmażone kiełbaski czy takie bledsze?

Zadarła głowę, jej zęby zalśniły w uśmiechu.

– Mocno wysmażone! Mogą być nawet czarne jak węgiel – zapewniła.

Zapach dochodzący z kuchni świadczył o tym, że jej życzenie mogło być całkiem realne.

– To twoje są już gotowe. Dla tego rudego liska wrzucę następną porcję. – Potargał mu włosy. – Zbierajcie się, to zjecie śniadanie na ciepło.

Kiedy wyszedł, Jakub wbił pytające spojrzenie w rozbawioną Kasię.

– Mój tata smaży ci kiełbaski? Co ja takiego przespałem?

Zachichotała, potem nieoczekiwanie spoważniała.

– Wiesz, poznałam go już wcześniej… Na pogrzebie.

Przygryzła wargę. Oboje wiedzieli, że nie musiała mówić nic więcej; tylko na jednym pogrzebie mogła spotkać jego tatę.

– Trochę z nim rozmawiałam.

– To gadałaś z nim wtedy więcej niż ja – mruknął.

Spojrzał na nią ostrzegawczo, żeby nawet nie próbowała okazywać mu współczucia. Chyba zrozumiała, bo po prostu pocałowała go namiętnie, aż zakręciło mu się w głowie.

– No dobra – szepnął, wtulony w jej ramię. – Chodźmy do kuchni, póki te kiełbaski są ciepłe.

Kasia wstała jednym skokiem. Stanął obok niej i po raz kolejny rozczuliło go, że jest przy nim taka maleńka. Kiedy widział ją po raz pierwszy, założył z góry, że musi być młodsza od niego. Zdumiało go odkrycie, że chodzą do tej samej klasy.

– W sumie fajnie, że tata próbuje bawić się w ojca roku. Chętnie skorzystam na tych jego popisach – stwierdził, przerzucając kłąb ubrań w szafie w poszukiwaniu spodni. Odnotował w myślach, że teraz, gdy ma już sprawne obie ręce, musi wreszcie ogarnąć ten dobijający go bałagan. – Może nawet cofnie mi karę i będę mógł zabrać cię gdzieś dalej niż do cukierni?

– Cukiernia była super! – zapewniła Kasia z uśmiechem. – A tata nie chce źle, po prostu martwi się o ciebie. – W jej oczach również odbiła się troska.

– To mógłby przestać. Widzisz? Wszystko ze mną w porządku.

Rozprostował ręce, przeciągnął się mocno kilka razy. Rany, czuł się świetnie. Chyba nigdy w życiu nie czuł się tak dobrze jak teraz.

– A teraz nie patrz, bo się ubieram! – polecił żartobliwie. W rzeczywistości nie miałby nic przeciwko, gdyby go obejrzała nawet całego bez ubrania.

Zachichotała, zasłoniła oczy dłońmi, po czym spojrzała na niego przez rozczapierzone palce jak mała dziewczynka.

– Powiedziałem coś! – Zarzucił jej na głowę koszulkę. Śmiech ucichł, zastąpiony przez przyjemny pomruk.

W kuchni przy śniadaniu Jakub przekonał się, że tata nie tyle się popisywał, ile raczej autentycznie uległ urokowi Kasi. Nie żeby było w tym coś dziwnego. Zazwyczaj wzbudzała w ludziach skrajne uczucia, albo wielką i szczerą sympatię, albo równie intensywną niechęć, przy czym to pierwsze zdarzało się znacznie częściej. Jego kumple też zaakceptowali ją od razu, i nikt nawet nie rzucał złośliwych tekstów o kolejnej zdobyczy Jakuba (tych zdobyczy zresztą nie było wcale tak dużo, jak twierdzili). Musieli rozumieć, że tym razem to coś poważnego. Może to dlatego, że widzieli, jak się dramatycznie urządził, kiedy leżała w szpitalu, a on bał się o jej zdrowie.

Klasa przyjęła wiadomość o ich związku bez zdziwienia, a wręcz z ulgą. No wreszcie, komentowali ci bardziej bezpośredni z grona ich przyjaciół. Elka, po której przeważnie można było się spodziewać kąśliwych uwag, na widok ich dwojga razem uśmiechnęła się tylko i zapytała:

– To mówicie, że które jest tą rozsądniejszą połową?

Rozbawiła ich, bo nie umieli znaleźć szybkiej odpowiedzi na to pytanie.

– Chyba Kasia – przyznał w końcu Jakub.

Elka przewróciła oczami.

– No to bardzo wam, kurde, życzę powodzenia – skwitowała. Dało się jednak wyczuć życzliwość w jej głosie.

Pozostał jeszcze tylko jeden punkt na liście, jeszcze jedna grupa osób, którym musieli się pokazać we dwoje, licząc na akceptację i dobre myśli – choć gdyby było trzeba, na pewno obyliby się bez tego. Rodzina Kasi, a konkretnie: jej mama i dwaj bracia.

– A twojego taty nie poznam? – zagadnął Jakub, kiedy jechali razem samochodem. Właśnie dziś miał spotkać jej bliskich po raz pierwszy. Wolał nie przyznawać się do stresu, odczuwanego z tego powodu. Ale Kasia pewnie i tak się domyślała.

– Nie, nie poznasz – odpowiedziała spokojnie, z nieco smutnym uśmiechem. Patrzyła w okno.

Jakub znał tę minę. Widywał ją nieraz, gdy w rozmowie z Kasią zbliżył się w jakiś sposób do jednego z jej sekretów. Najwyraźniej kwestia taty była kolejną, której dziewczyna nie chciała poruszać.

– Ale żyje? – drążył najłagodniej, jak umiał.

– Jakub! – mruknął ostrzegawczo tata, który oczywiście uparł się, że musi ich zawieźć na miejsce.

Kasia potrząsnęła głową ze śmiechem.

– Żyje. Jak twierdzi, nawet pełnią życia!

– Czyli masz z nim kontakt? – podchwycił.

– Możesz przestać zasypywać ją pytaniami? – Tata podniósł głos. – Będzie chciała, to sama ci powie.

– A ty możesz przestać się wtrącać? – Jakub poczuł, że i jego ogarnia rozdrażnienie. – To chyba normalne, że próbuję dowiedzieć się czegoś więcej o swojej dziewczynie?

– Spokojnie. – Kasia położyła dłoń na jego ramieniu. Choć była ciepła i lekko spocona, miał wrażenie, że ostudziła go jak kojący prysznic. – Pytaj, o co chcesz.

Najwyżej nie odpowiesz,odpowiedział sobie w myślach, ale wolał nie mówić tego głośno, na pewno nie przy tacie. Przytulił policzek do jej dłoni, dyskretnie ucałował palce.

– Patryk to starszy czy młodszy brat? – zagaił po chwili. Cisza sprawiała, że stresował się jeszcze bardziej.

Pamiętał Patryka dobrze, choć widział go tylko przez chwilę po wypadku Kasi. Trudno stwierdzić, czy się wtedy polubili. Chyba mu podpadł, gdy nie chciał wsiąść razem z nimi do samochodu.

– Młodszy. To znaczy średni, bo najmłodsza jestem ja – doprecyzowała Kasia, chyba zadowolona z faktu, że zmienili temat.

– A starszy? Jak mu na imię?

– Maciek. Ma dwadzieścia trzy lata, pracuje na siłowni. Jest specyficzny, ale na pewno się dogadacie – zachichotała.

Na czym polega specyficzność Maćka, Jakub przekonał się od razu, kiedy zobaczył troje Makowskich czekających na nich w korytarzu tuż za otwartymi drzwiami, jak jakiś komitet powitalny.

Patryk na jego widok uśmiechnął się szeroko i uścisnął mu rękę. Bez wątpienia go poznawał, za to wydawał się nie pamiętać o jego dziwnym zachowaniu na szkolnym dziedzińcu.

– Fajnie cię znowu widzieć, stary! – zawołał.

– Się okaże – mruknął wtedy Maciek przez zaciśnięte zęby.

On również się uśmiechał, co w połączeniu z poważnym i ostrzegawczym spojrzeniem nadawało mu wygląd psychopaty z jakiegoś filmu akcji. I był ogromny. Co prawda nieco niższy od Jakuba, ale tak szeroki w barach, że wydawał się wręcz kwadratowy. Włosy miał obcięte jak Wolverine z X-Menów, równie ciemne jak włosy Kasi, poza tym jednak jego twarz i oczy zdradzały wyraźne podobieństwo do blondynki stojącej pośrodku. 

– Ola Makowska, bardzo mi miło. – Blondynka wyciągnęła do niego dłoń.

Tak się przedstawiła, nie Aleksandra czy Olga, ale właśnie Ola. Była drobna i sprawiała wrażenie młodej; gdy stała między dwoma dryblasami, wydawała się raczej jeszcze jedną siostrą, a nie ich matką. 

– Jakub Polak. Dziękuję za zaproszenie. 

Odpowiedziały mu trzy niemal identyczne uśmiechy, lecz tylko na twarzy Maćka ten uśmiech wydawał się przesycony drwiną.

– Wejdźcie, kochani, wejdźcie. – Mama Kasi przesunęła się, by wpuścić ich do środka. – Obiad zaraz będzie gotowy.

Jakub liczył na to, że pójdą teraz do pokoju Kasi, oni jednak zaprowadzili go do salonu, gdzie czekał już na nich nakryty stół. Jedyne, co wyróżniało ten pokój spośród innych podobnie urządzonych salonów z meblościanką, kanapą, dużym stołem i telewizorem, to wiszące na ścianach obrazy. Wyglądały na prace jednego autora, większość przedstawiała statki i nadmorskie pejzaże. Na jednym malarz uwiecznił pięć twarzy, w tym trzy dziecięce. Grubiutka, kilkuletnia dziewczynka z burzą kasztanowych loków wtulała się ufnie w potężnego mężczyznę. Łączyło ich uderzające podobieństwo.

Póki Kasia siedziała w salonie, prowadzili we troje z Patrykiem luźną pogawędkę o wszystkim i o niczym. Maciek przysłuchiwał im się z kamienną miną. Ożywił się dopiero wtedy, gdy mama zawołała Kasię, by pomogła jej w kuchni. Usiadł na kanapie obok Jakuba i przerzucił rękę przez jego ramię.

– Mamy do pogadania, Kuba – oznajmił tonem, który wydawał się zarazem przyjazny i groźny.

Patryk parsknął śmiechem. Jego mina zdradzała, że widział nieraz podobne sceny i doskonale wiedział, co się wydarzy.

Jakub przełknął ślinę.

– Jakub – poprawił go spokojnie. Gość może i wzbudzał respekt, ale nie aż taki, żeby miał mu pozwolić na Kubę.

– Niech ci będzie – zgodził się wielkodusznie Maciek. – Jakub – powtórzył i klepnął go z rozmachem w klatkę piersiową. – Chodzi o to, że nasza mała siostrzyczka nie ma czuja do ludzi. Ciągle pakuje się w jakieś denne układy i potem na tym cierpi. Kapujesz?

– Jasne. – Pokiwał głową.

Nie mógł odmówić mu racji ani dziwić się jego nieufności, zwłaszcza jeśli Maciek znał historię poprzednich związków Kaśki.

– A ty mi wyglądasz na takiego, co lubi narozrabiać. – Klepnął go ponownie. Jakub uśmiechnął się, choć coraz bardziej niecierpliwie czekał na to, aż Wolverine przestanie się popisywać i pozwoli mu odpowiedzieć. – No to wiedz, że jeśli zrobisz jej cokolwiek, co się jej nie spodoba, i będzie płakała przez ciebie, to my z Patem cię znajdziemy. I możesz być pewien, że twoja buźka będzie ładna już tylko na zdjęciach.

Gdybym miał siostrę, gadałbym z jej przydupasem w identyczny sposób,pomyślał ubawiony Jakub.

– Czuję, że się polubimy, Maciuś – powiedział pogodnie.

Mało nie krzyknął, gdy Maciek odwdzięczył się kolejnym klepnięciem.

– Myślisz, że żartuję? To cię śmieszy?

– Skąd, stary, wiem, że mówisz serio. – Jakub spoważniał. – I ja też. Nie zamierzam krzywdzić twojej siostry, a jak ktoś spróbuje, to będzie miał ze mną do czynienia. Zresztą, już zrobiłem jednemu jej byłemu operację plastyczną.

– Gadasz! – Patryk usiadł bliżej, oczy mu się zaświeciły. – To ty sprałeś tego dupka z motorem?

Jakub przytaknął. Nareszcie mógł rozsiąść się wygodniej, bo niedźwiedzi uścisk Maćka wyraźnie zelżał.

– We własnej osobie i własną pięścią. Pozostałych dwóch też woli mi schodzić z drogi. – Uniósł znacząco brwi.

Na szczęście nie dopytywali o szczegóły. Głupio byłoby się przyznać, że w starciach z Miłoszem i z Adamem okazał się zupełnie bezradny i wyszedł z nich cało tylko dzięki interwencji innych osób. W tym Kasi.

Twarz Maćka rozjaśnił pierwszy naprawdę szczery uśmiech. Dało się zauważyć różnicę.

– No, i to rozumiem! Trzeba było tak od razu gadać. – Uścisnął mu dłoń. – Witaj w rodzinie, Jakub! Wpadnij do mnie kiedyś na siłkę, załatwię ci wejście za free.

Jakub pokręcił głową.

– Na razie nie mogę. Rehabilitacja.

Maciek zmrużył oczy.

– Prawe ramię, co? Widać, gdy się wie, na co patrzeć. – Poklepał go po plecach, tym razem całkiem delikatnie. – Odzyskasz formę, to zapraszam.

– Wiem, gdzie cię znaleźć. – Jakub parsknął śmiechem.

Mimo wszystko odetchnął z ulgą, gdy Kasia i jej mama wróciły do salonu, a zaraz później zaczęli jeść. Nie lubił czuć, że jest sprawdzany czy oceniany, a nadal nie mógł się uwolnić od tego wrażenia, nawet pomimo zmiany nastawienia Maćka.

W pełni swobodnie poczuł się dopiero wtedy, gdy wreszcie znalazł się z Kasią w jej pokoju. Ciekawe miejsce, uznał, rozglądając się po wnętrzu. Nie przypominało w niczym sypialni dziewczyn, z którymi umawiał się wcześniej. Spodziewał się zobaczyć półki pełne drobiazgów, udekorowane ściany, jakieś pamiątki, maskotki, cokolwiek. Tymczasem pokój Kasi sprawiał wrażenie, jakby jego mieszkanka przyjechała tu na chwilę, na kilka dni i starała się zostawić po sobie jak najmniej śladów. Jedynym znakiem świadczącym o tym, że w ogóle spędzała tu czas, była sterta rysunków ułożonych na prawie pustym biurku.

– Mogę? – Wziął do ręki jeden z nich. Kasia potwierdziła mrugnięciem.

Przeglądał jej prace jedną po drugiej. Nie znał się na rysowaniu, ale podobało mu się to, co widział. Kasia nie przykładała uwagi do szczegółów, stawiała raczej na zarysy, cieniowanie. Zostawiała pole dla wyobraźni. Była w tym pewna nonszalancja, ale i niespodziewana precyzja w proporcjach i kształtach.

– Już wiem, kto będzie mi projektował okładki płyt – stwierdził. – Wygląda na to, że poznałem twój sekret, racja?

Zaśmiała się beztrosko.

– Patrz dalej, to odkryjesz największy.

Zaintrygowała go. Przeglądał kolejne rysunki, aż wreszcie trafił na to, o czym mówiła. Jedna z prac wyróżniała się spośród innych, choćby tym, że do jej stworzenia Kasia użyła kolorów, i to intensywnych. Co najmniej kilka odcieni oranżu i miedzi, wyrazista zieleń, ciepłe, bardzo jasne barwy odzwierciedlające kolor skóry. Rysunek był też staranniejszy, dokładniejszy, uwzględniał piegi i drobne blizny.

Jego portret.

Nie wiedział, co się w takich sytuacjach mówi czy robi, nigdy dotąd nie zdarzyło mu się nic podobnego. Chyba wpadał w paranoję, bo zdawało mu się, że ten Jakub na portrecie próbuje mu coś powiedzieć.

– Naprawdę mam… takie zielone oczy? – wykrztusił. To było pierwsze, co przyszło mu na myśl.

Uśmiechnięta twarz Kasi znalazła się przez chwilę między nim a tym drugim Jakubem.

– Bardzo jasne, ale zielone – potwierdziła. – Nie wiedziałeś?

Kiedy na nią patrzysz, nawet kolor oczu ci się zmienia, przypomniał sobie słowa Ali. Ogarnęło go rozczulenie.

Odłożył portret i mocno objął dziewczynę.

– Napracowałaś się nad tym. Musiałaś zacząć… Dawno temu.

Musiała zacząć, zanim zostali parą. To odkrycie poruszyło go jeszcze bardziej.

– Miałam sporo czasu, kiedy chorowałam.

Wtuliła się w jego klatkę piersiową. Próbował się powstrzymać, ale nie zdążył; mimowolnie syknął.

Kasia odsunęła się, zmarszczyła brwi.

– Czy któryś z twoich poprzednich chłopaków miał po spotkaniu z Maćkiem połamane żebra? – Jakub zacisnął powieki ze śmiechem.

– Nie przedstawiałam mu poprzednich chłopaków… Rany, czasem zapominam, że ci dwaj są szurnięci. – Pokręciła głową. – Zdejmij koszulkę, to pocałuję tam, gdzie boli.

– Nie powiedziałem, że boli! Niepotrzebnie ci mówiłem. Nie chciałem, żebyś się martwiła.

Ich oczy znowu się spotkały. To, co zobaczył w spojrzeniu Kasi, sprawiło, że zrobiło mu się gorąco.

– Nie powiedziałam, że się martwię – wyszeptała uwodzicielskim tonem.

Roześmiał się i zdjął koszulkę. Po chwili z łatwością wyrzucił z głowy wszystko, co nie było jej pocałunkami.

***

Zuza stała przy otwartej lodówce z telefonem przytkniętym do ucha. Przeglądała w skupieniu wszystkie półki, wreszcie stwierdziła z rezygnacją:

– Nie mamy masła. U nas w ogóle się go nie używa. Może być oliwa z oliwek?

– Szczerze, nie bardzo. – W głosie Piotra usłyszała zniecierpliwienie. – Wezmę ze sobą, nie ma problemu. A śmietanę trzydzieści sześć procent masz?

Zuza wzięła do ręki kubek ze śmietaną.

– Nie, mamy tylko dwa razy po osiemnaście procent. To nie będzie to samo?

Westchnął. Wiedziała, że chciał dobrze, ale w takich chwilach miała wrażenie, że uważał ją za idiotkę.

– Nie, Zuzia, to nie działa w ten sposób.

– U nas nie jada się tłustych rzeczy – bąknęła i natychmiast pożałowała. Nie chciała, by odebrał to jako przytyk do jego wagi.

– Zuzia, nie zrobisz tego kremu na bazie oliwy i śmietany osiemnastki. Jeśli wolisz, możemy użyć bardziej dietetycznego przepisu. Masz może kefir?

Po raz kolejny uderzyło Zuzę, że Piotr pytał: „masz?”, jakby lodówka i jej zawartość należały do niej. Cóż, w jego przypadku zapewne tak to wyglądało. Był znakomitym kucharzem, gotował w ramach nauki i dla przyjemności. Jego rodzice zgodnie twierdzili, że przewyższał ich oboje pod względem zdolności kulinarnych.

Mimowolnie uśmiechnęła się na myśl o jego rodzicach. Odkąd została im przedstawiona na początku kwietnia, zdążyła ich szczerze polubić. Wydawali się zawsze zachwyceni jej obecnością.

– I jak? – zniecierpliwił się Piotr. – Masz?

– Chyba nie… – Szukała dalej. – Zresztą, nie lubię kefiru.

Starannie omijała wzrokiem wielki tort, który zajmował niemal całą środkową półkę. Jej imieninowy tort. Zgodnie z kalendarzem obchodziła imieniny za trzy tygodnie, jednak mama stwierdziła kategorycznie, że nikt wtedy nie będzie miał czasu na świętowanie, więc imieninowy obiad musi się odbyć w ten weekend. Zuza nie protestowała, bo w gruncie rzeczy nie miało to dla niej wielkiego znaczenia. Natomiast tort, choć zamówiony przez mamę w jednej z najlepiej ocenianych krakowskich cukierni i zapewne przepyszny, odpychał ją swoim wyglądem. Różowy krem, pełen czerwonych drobinek, nieodparcie przypominał jej surowe mięso. Spod cienkiej warstwy galaretki straszyły ją plastry ananasa, każdy ozdobiony w środku wiśnią lub czereśnią, na kształt oczu jakiegoś monstrum pozbawionego skóry. Zuza nie mogła opanować wrażenia, że gdy tylko wbije nóż w galaretowaty wierzch, obficie chluśnie na nią krew stwora. Ta wizja skutecznie odbierała jej apetyt.

– Co ty wyprawiasz? – usłyszała nagle podniesiony głos mamy. – Chcesz zepsuć lodówkę?

Zuza znieruchomiała. Mama odsunęła ją i mocno pchnęła drzwi lodówki. Chyba przypadkiem zrzuciła coś z górnej półki, o czym świadczył niepokojący dźwięk.

– Piotruś, muszę kończyć – szepnęła do słuchawki.

– „Piotruś, muszę kończyć”! – przedrzeźniała jej ton mama. – Musisz to zacząć szanować rzeczy w tym domu. To, że żyjesz jak rozpuszczona królewna i niczego ci nie brakuje, nie znaczy jeszcze, że wszystko spada nam z nieba!

Choć Zuzie nie było do śmiechu, niechcący przypomniała sobie jakąś starą reklamę z lodówką spadającą z nieba. Wyrwał jej się zduszony chichot.

– Takie to zabawne? – Oczy mamy niebezpiecznie zaświeciły. – Czego ty w ogóle tam szukasz? Obiad będzie dopiero za trzy godziny.

– Mamy kefir?

Mama skrzyżowała ręce na piersiach.

– A na co ci? Nie przypominam sobie, żebyś jadała takie rzeczy.

– Do kremu. Będziemy z Piotrem robić drugi tort. – Zuza zaczęła nerwowo wyłamywać palce. – Na wypadek, gdyby ten w lodówce… okazał się za mały.

Mama nachyliła się nad nią.

– A pamiętasz, że powinnaś się uczyć, a nie bawić z Piotrusiem w Magdę Gessler? Skończy wam się wolne, czerwiec już blisko, a pani Roszko wspomniała mi ostatnio, jak pięknie sobie radzisz w szkole! Grozi ci powtarzanie klasy. Myślałaś, że jak mi nic nie powiesz, to się nie dowiem?

Niby to, o czym mówiła, było oczywiste – jednak wizja Roszkowej i mamy wymieniających zgodne, pełne potępienia uwagi na temat jej ocen wytrąciła Zuzę z równowagi tak mocno, że przez chwilę odebrała jej niemal władzę w rękach. Telefon wysunął jej się z dłoni i spadł na blat, potrącając szklankę, która chwilę później roztrzaskała się o kafelki.

Oczy mamy przypominały dwie błękitne piłeczki pingpongowe, gdy wędrowały w górę i w dół, od sufitu, w stronę którego wznosiła zapewne ciche błagalne modły o cierpliwość, do pobojowiska na podłodze.

– No i co znowu? Co jeszcze? Masz to pozbierać, zanim przyjdą goście!

Zuza nie lubiła sprzątać, ale w tej chwili nie potrzebowała zachęty. Z przyjemnością zajęła się czymś innym niż kłótnia z mamą. Gdy jeden z odłamków szkła przeciął skórę jej dłoni, poczuła ból – ale i ulgę. Nareszcie zeszło z niej napięcie.

Mama zauważyła, co się stało. Kucnęła obok i odsunęła jej ręce od szkła.

– Boże, co za niezdara! Nie mam pojęcia, jak ty to robisz! Nie mogę uwierzyć, że jesteś moją córką! – wykrzyczała znowu to straszne zdanie, wyryte wielkimi literami w głowie Zuzy.

Uniosła wzrok. Patrzyła na mamę i ulegała dziwnemu wrażeniu, że role się odwróciły i w jakiś sposób widzi teraz samą siebie jej oczami. Małą, chudą, ciemnowłosą, ciemnooką i niezdarną, zawsze niewystarczającą, zawsze przynoszącą wstyd.

Zacisnęła mocno usta, aż do bólu zębów.

– Ja też się dziwię – powiedziała twardo. – Ale ty mogłabyś to już ogarnąć po tylu latach.

Ładną twarz mamy wykrzywiła furia.

– Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście! – wysyczała. – W normalnym domu za takie odzywki dostałabyś porządnie po dupie.

Zuza lekko prychnęła. Czuła się najgorszą córką świata, ale sprawiało jej to dziwną przyjemność. Wstała i wyszła z kuchni. Zanim znikła za drzwiami swojego pokoju, rzuciła jeszcze ostatnie okrutne, zwycięskie zdanie:

– Czyli sama przyznajesz, że nasz dom nie jest normalny.

Nie miała pewności, czy chwilę później w drzwi uderzyła ścierka, czy but z nogi mamy, ale nieszczególnie ją to teraz obchodziło. Bardziej zmartwiło ją odkrycie, że zaplamiła krwią sukienkę i musiała się przebrać w coś innego. A wcześniej spędziła chyba z godzinę przed szafą, wybierając strój na dzisiejszą okazję.

Przebrała się szybko, po czym włączyła tablet. Skoro wejście do kuchni stanowiło w tym momencie zagrożenie, tylko pamiętnik mógł ją pocieszyć.

Czasami wydaje mi się, że coś znaczę, pisała, jednocześnie starając się opanować krwawienie z przeciętej dłoni. W końcumam Piotra, mam przyjaciół, jestem popularna, jestem wicemiss szkoły i zastępczynią przewodniczącego klasy. Czy to mało? Ale potem dociera do mnie, że to takie osoby jak moja mama rządzą tym światem. Takie jak ona i Roszkowa. I w sumie Elsa też, choć oczywiście jest moją najlepszą przyjaciółką i ją uwielbiam. Ale przy takich osobach jak one zawsze będę czuła, że jestem nikim.

SOBOTA, 4 MAJA

Ala zorientowała się dopiero na przystanku, że wyszła na autobus o wiele za wcześnie, albo też może szła zbyt szybko, podekscytowana zbliżającą się próbą Szatni. Pierwszą od dwóch miesięcy, na której miał grać Jakub.

Włożyła słuchawki do uszu i przez chwilę przeglądała listę plików, zastanawiając się, czy posłuchać któregoś audiobooka, czy jednego z nagrań przysłanych przez Jakuba. Nim podjęła decyzję, zobaczyła Bartka, który stanął naprzeciwko i cierpliwie machał do niej w oczekiwaniu na reakcję.

Uśmiechnęła się promiennie w odpowiedzi. Nieraz widziała, jak koledzy zaskakiwali swoje dziewczyny, zasłaniali im oczy lub obejmowali je od tyłu, i była mu niezmiernie wdzięczna, że nie fundował jej podobnych niespodzianek. Zawsze starannie się upewniał, że go widziała, zanim jej dotknął.

Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go.

– Wcześnie jesteś – zauważyła.

– Ty też! Nie chciało mi się siedzieć w domu – wyjaśnił. – Luśka panikuje przed maturą, Gosia ma jakieś kolki, a mama jest ciągle nerwowa. Oskar jak zwykle do niczego się nie przydaje, ja staram się pomagać, ale czasami bez względu na to, co zrobię, tylko pogarszam sprawę.

Ala westchnęła i przytuliła go bez słowa. Nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Nigdy nie miała młodszego rodzeństwa, a doświadczenie zdobyte podczas opieki nad kotami raczej nie mogło się tu przydać.

– Mama na pewno docenia, że chcesz pomóc – spróbowała. – Czasami trudno to okazać, gdy jest się bardzo zmęczonym. Będzie lepiej. – Pogłaskała go po ramieniu.

Uśmiechnął się. On też był zmęczony, widziała to w jego oczach.

– Jesteś taka mądra! – powiedział z wdzięcznością. – Dobra, dosyć tego tematu, chociaż tutaj chcę od niego odpocząć. Dzisiaj jest ta próba, na której Jakub wraca do grania, prawda?

Pokiwała energicznie głową.

– Czuję się, jakbym wybierała się na koncert! Chyba bardziej to przeżywam niż on – zachichotała.

– No nie, bardziej na pewno nie. Pierwsza próba po takiej przerwie, i to jeszcze tuż przed imprezą Kaśki. Na jego miejscu byłbym spanikowany.

Przerwali rozmowę, bo nadjechał autobus.

– To chyba wcześniejszy – zauważyła Ala.

– Jedziemy wcześniejszym? Pójdziemy na spacer z pętli.

Spodobał jej się ten pomysł, nawet jeśli mogła się spodziewać, że Bartek przez całą drogę będzie chciał robić jej zdjęcia na tle pola rzepaku lub kwitnących na biało i różowo sadów. Kiedy po raz pierwszy odwiedzili razem okolicę, w której mieszkał Jakub, prawie spóźnili się na próbę, bo Bartek wszędzie wokół widział tło do idealnych kadrów. Uśmiechnęła się do siebie na samo wspomnienie. Pozowanie do zdjęć nie stanowiło już dla niej aż takiej atrakcji jak dawniej, odkąd robiła to kilka razy w tygodniu, ale nie zamierzała pozbawiać go tej przyjemności. Widziała zresztą, jak bardzo się rozwijał jako fotograf, i cieszyła się, że miała w tym swój udział.

Gdy wsiedli do autobusu, Ala odniosła dziwne wrażenie, że jedno z siedzeń z przodu zajmuje Róża. To musiała być jakaś dziewczyna podobna do niej, szczupła i wysoka, w okularach, z krótkimi ciemnymi włosami. Bo po co Róża miałaby jechać o tej porze do Jakuba? Ala uznała, że to złudzenie, i spokojnie wtuliła się w ramię Bartka, by razem z nim przeglądać nowe zdjęcia na Instagramie.

Jednak na przystanku, gdy opuścili pojazd – trochę zdyszani, bo zagapili się i wysiadali biegiem – okazało się, że Róża też wysiadła. Na jej ramieniu wisiał pokrowiec z gitarą.

Ala nie po raz pierwszy złapała się na tym, że widok Róży wywoływał w niej uczucie, jakie pamiętała z wczesnego dzieciństwa, gdy oglądała przerażającą bajkę niekoniecznie dostosowaną do jej wieku. Zdawało jej się wręcz, że słyszy niskie tony mrocznej, niepokojącej melodii. Wyobraźnia przemieniała kogoś, kogo do niedawna uważała za zwykłą koleżankę z klasy, w przyczajonego złoczyńcę o wąskich czarnych oczach maniaka. Wyobraźnia nie musiała się przemęczać. Gdy się już wiedziało, do czego zdolna jest Róża, wszystko wydawało się w niej groźne: milcząca, ponura postawa, raczej powolne ruchy – chyba że opętał ją szał, wtedy nagle okazywała się szybka. I jej długie, pająkowate ręce i nogi, mimo chudości na tyle silne, by skutecznie przytrzymać kogoś, kto bardzo nie chce być trzymany. Ala wzdrygnęła się mimowolnie.

– Cześć, Róża! – Bartek chyba nie podzielał jej odczuć. – Idziesz z nami na próbę?

– Gram na basie – wyjaśniła Róża niskim głosem.

Ala złapała się na tym, że zaczęła współczuć gitarze.

– Nikt mi o niczym nie mówił! – wyrwało jej się, w sumie dość niegrzecznie.

Zasłoniła usta dłonią. Nie martwiła się, że zrobi przykrość Róży, jednak okazywanie jej niechęci i strachu mogło być nierozsądne. Agresor nie powinien wiedzieć, że budzi lęk.

Poczuła, że Bartek dotyka jej ramienia.

– Chodźmy do garażu, dobra? Tam na pewno ustalicie, co i jak.

Ala ściskała kurczowo jego dłoń, gdy po chwili niezręcznego milczenia ruszyli przed siebie. Czuła się przy nim bezpieczniejsza, choć nadal widziała kątem oka długą i chudą sylwetkę Róży, a niepokojąca melodia z bajki zdawała się nie milknąć.

Nieczęsto zdarzało jej się pomylić w ocenie, przeważnie miała dobrą intuicję, jeśli chodzi o ludzi. No, chyba że za brak intuicji można było uznać jej początkową nieufność wobec osób, które teraz były jej przyjaciółmi.

Jednak tylko dwukrotnie pomyliła się tak bardzo. Najpierw wtedy, gdy uznała profesora Kamińskiego za niebezpiecznego, a on okazał się sympatyczny i nieszkodliwy. Druga pomyłka dotyczyła właśnie Róży. Ala do tej pory nie mogła sobie darować, że nabrała się na jej smutne oczy i próbowała pomóc, przekonana, że rozmawia z osobą skrzywdzoną. Co za naiwność! Róża nie była ofiarą, tylko katem.

Bartek z pewnością czuł się niezręcznie, gdy zagadywał raz jedną, raz drugą z nich, a one odpowiadały monosylabami. W końcu, najwyraźniej z braku lepszych pomysłów, zaczął rozprawiać na temat swoich zdjęć i możliwości technicznych aparatu. Raczej wiedział, że nikt go nie słucha, ale przynajmniej nie musiał iść z nimi w całkowitej ciszy.

Dotarli do garażu. Ala do tego stopnia pogrążyła się w czarnych myślach i poczuciu żalu, że gdy Jakub otworzył jej drzwi – uśmiechnięty, energiczny, z uwolnioną prawą ręką i rozwianymi długimi włosami – nawet nie ucieszyła się na jego widok.

– Wszystko gra, Alicia? – Uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony jej miną.

Ala lekko się skrzywiła. Nawet przezwisko jej dzisiaj nie bawiło, chyba po raz pierwszy była na Jakuba naprawdę zła.

– Pogadamy później – rzuciła.

– Żadne później, żadne później! Ogarnę, co trzeba na początek, i zaraz mi wszystko powiesz. Nie będę się pół próby zastanawiał, czym podpadłem!

Zanim zdążyła coś na to odpowiedzieć, on już serdecznie poklepywał Bartka po plecach, po czym witał się z Różą, ani trochę nie zakłopotany jej przyjściem.

 – Siadaj, gdzie chcesz. Tam jest stolik, możesz sobie zrobić coś do picia – instruował ją spokojnie. – Słuchałaś tego, co ci wysłałem?

Róża przytaknęła cicho, chyba nawet w ogóle się nie odezwała, tylko skinęła głową. Jakub ścisnął jej ramiona i uśmiechnął się szeroko, krzepiąco. Jak przyjaciel.

Ala zauważyła, że Filip i Adrian wydawali się zaskoczeni obecnością Róży, jednak nie tak bardzo jak ona. Nie było to też negatywne zaskoczenie. Filip wyglądałby wręcz radośnie, gdyby nie to, że od czasu rozstania z Ewą nadal chodził dość osowiały. Adrian prawdopodobnie nawet nie skojarzył, co zrobiła Róża, jej widok zdawał się nie budzić w nim żadnych emocji. Zwyczajnie przyjął do wiadomości, że na próbie zamiast Jacka z The Tonacji, który dotąd im pomagał, pojawiła się basistka.

– Dobra, zanim wezmę gitarę, na początek puścimy jakieś nagranie. Od czego chcecie zacząć? – Jakub ewidentnie był w swoim żywiole.

Filip wzruszył ramionami.

– Ktoś mi przysłał ostatnio taki dziwny kawałek… – Marszczył czoło z teatralną zadumą. Jakub głośno wypuścił powietrze. – Niech sobie przypomnę, to się nazywało chyba: „Mam w dupie moich kumpli z zespołu, którym się związki rozleciały, bo sam się właśnie szczęśliwie zakochałem”.

Adrian parsknął niewesołym śmiechem. Rzadko się skarżył, lecz Ala wiedziała, że boleśnie przeżywał niedawne rozstanie z Dorą, co gorsza, tuż przed maturą.

– Zajebisty tytuł! – Jakub podjął ton Filipa, choć dało się wyczuć, że te kpiny go rozdrażniły. – Nawet się rymuje, co nie, Raper? – Mrugnął do Bartka. – Tylko wiesz, trochę za długi.

– To skróć, może być samo „Mam was w dupie”. Czy też „Mam ich w dupie”.

– Albo po prostu: „Mam w dupie” – włączył się Adrian.

– A może samo „Dupa”! – palnął Jakub. – Nie, serio, nie chcecie grać tego kawałka?

Ala uśmiechnęła się do siebie. Może nie przeszła jej jeszcze złość, ale w tym sporze trzymała stronę Jakuba. Przypuszczała zresztą, że koledzy tylko się zgrywają. W rzeczywistości musieli zdawać sobie sprawę, z jak pięknym utworem mieli okazję się zapoznać.

– A co, The Tonacja go nie chce? – zapytał Filip.

– Szczerze? Nie pokazywałem go im – przyznał Jakub. Chyba tracił pewność siebie. – Oni raczej go nie zrozumieją.

Zacisnął mocno zęby, gdy odpowiedzieli mu rechotem.

– Wiesz, stary, my też nie rozumiemy. – Filip uśmiechał się od ucha do ucha. – Kto wcześniej narzekał na pościelówy i teksty dobre dla kapeli disco polo? Chyba nie ja. Wystarczyło kilka dni z Kaśką i odkrywasz w sobie Eda Sheerana?

– To jest jeden numer! – Jakub trzasnął otwartą dłonią w blat stolika. – Jeden kawałek na jej urodziny. Serio, współczuję wam, że tak wyszło. – Spojrzał na nich łagodniej, niemal prosząco. – Ale kiedy wcześniej byłem sam, a wy mieliście dziewczyny, to jakoś nie robiłem problemów, racja? Teraz, gdy po raz pierwszy coś mi się ułożyło, nie możecie… trochę… cieszyć się ze mną?

Ala miała ochotę go przytulić. Spojrzała kątem oka na Różę – i od razu jej przeszło.

Filip spoważniał, poprawił się na krześle.

– Nie no, ja się zajebiście cieszę – zapewnił. – To co, gramy?

Adrian bez wahania wstał.

– Ja też się cieszę – powiedział do mikrofonu. Chyba wszyscy uśmiechnęli się w tym momencie. – Ale zaśpiewam coś innego, zgoda? Piosenkę dla Kasi będzie śpiewał facet Kasi.

– Nie inaczej. – Jakub wyszczerzył zęby i spokojnie włączył jedno ze starszych nagrań. – Ćwiczcie, a my z Alą zaraz dołączymy.

Pociągnął ją za rękę. Nie spodziewała się tego, niewiele więc brakowało, żeby się potknęła. Wyszli z garażu.

Jakub zamknął drzwi i pochylił się nad nią. Miał taką minę, że gdyby nie znali się tak dobrze, chybaby się go przestraszyła.

– O co chodzi? – zaatakował bez wstępów.

Nie pozostała mu dłużna.

– Co ona tu robi? – Wskazała kciukiem drzwi, za którymi tyczkowata świruska rozpoczynała karierę basistki Szatni.

Przeszło jej przez myśl, że postronny obserwator mógłby uznać ich w tej chwili za sprzeczającą się parę, a ją samą – za zazdrośnicę robiącą scenę swojemu chłopakowi. To spostrzeżenie jeszcze dodatkowo ją rozdrażniło.

– Róża? – Jakub wydawał się zaskoczony jej pretensjami. Poprawił koszulkę, jakby nagle zaczęła go uwierać. – Dawno mówiłem, że próbuję ją do nas zwerbować, bo dobrze gra na basie. Myślałem też, że to dla wszystkich jasne.

– Tak, było jasne! – zniecierpliwiła się. – Ale to było, zanim…

Uniosła znacząco brwi.

– Zanim? – powtórzył jak cielę. Po jego minie poznała, że nie miał pojęcia, o co jej chodzi.

Poruszyła sugestywnie palcami. Z pewnym rozbawieniem spostrzegła, że odsunął się nieznacznie.

Westchnął. Zobaczyła w jego oczach zrozumienie, ale i znużenie.

– Ala, one to sobie dawno wyjaśniły. Dalej się kumplują, prawda?

– Nie żebym to rozumiała. – Ala skrzyżowała ręce na piersiach. – Jakub, ja też słyszałam parę razy w życiu słowo „przepraszam”. I wiesz, co ono zmienia? Dokładnie nic! – Mimowolnie podniosła głos. – I nie wiem, czy bardziej Kaśce współczuję, czy zazdroszczę, że tego nie widzi! – Przygryzła wargę, żeby się nie rozpłakać.

– Ala. – Kiedy przytulił ją mocno, od płaczu powstrzymała Alę już tylko myśl o makijażu, który na pewno by tego nie przetrwał. – Twoje samopoczucie jest dla mnie ważne, jasne? Ty jesteś ważna – powtarzał prosto w czubek jej głowy. – Róża zagra na urodzinach, bo to będzie prezent, rozumiesz? Kasi się to spodoba. A potem wcale nie musimy z nią współpracować, jeśli to dla ciebie za trudne.

Potakiwała szybko. Próbowała się uspokoić, ale miała wrażenie, że jego troska tylko wzmaga jej emocje.