Seks, kłamstwa i spełnione marzenia - Kathie DeNosky - ebook

Seks, kłamstwa i spełnione marzenia ebook

Kathie DeNosky

3,9

Opis

Lily bardzo pragnęła miłości, chciała wyjść za mąż i mieć dzieci. Niestety, zakochała się w mężczyźnie, którego interesowały wyłącznie przelotne znajomości. Może i by się zgodziła ciągnąć szalony i niezobowiązujący związek, gdyby nie to, że zaszła w ciążę. Uznała, że łatwiej będzie z Danielem zerwać, niż wyznać mu prawdę i zaryzykować, że to on ją odrzuci...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 156

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (37 ocen)
15
7
12
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kathie DeNosky

Seks, kłamstwa i spełnione marzenia

Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Lily Kincaid patrzyła na twarze siedzących wokół stołu krewnych oraz trzech obcych osób, które dzień wcześniej uczestniczyły w pogrzebie ojca. Czuła coraz większy ucisk w żołądku. Zebrali się, by wysłuchać ostatniej woli Reginalda Kincaida, co już samo w sobie było trudne, gdyż Lily nie mogła uwierzyć, że nigdy więcej nie zobaczy ukochanego taty. Zaś fakt, że przez minione trzydzieści lat ojciec prowadził podwójne życie i posiadał w Greenville drugą rodzinę, nie mieścił się w jej głowie.

Gdy Harold Parsons, adwokat ojca, wszedł do pokoju, usiadł u szczytu stołu i wyjął z grubej teczki kilka kopert i kartek, niepokój Lily wzrósł. Była zła, że ojciec nie należał już tylko do niej, że dorobek jego życia miał zostać podzielony. Jeszcze większą złość budziło w niej to, że jej obraz ojca był złudzeniem, które zostało raz na zawsze rozwiane.

– Zanim zaczniemy, chciałbym złożyć państwu wyrazy szczerego współczucia – odezwał się Harold Parsons. Jego zwykle szorstki gruby głos złagodniał. – Znałem Reginalda od wielu lat i będzie mi brakowało jego poczucia humoru i inteligencji. Pamiętam czasy…

Lily przygryzła wargi, gdy mężczyzna podający się za jej przyrodniego brata, Jack Sinclair, głośno odchrząknął i zerknął na zegarek, jakby chciał przyspieszyć bieg spraw. Jakim cudem jej ciepły i kochający ojciec spłodził tak zimnego i pozbawionego uczuć syna?

Najstarszy brat Lily, R.J., groźnie zmarszczył czoło i spojrzał na niego spode łba.

– Spieszy się pan dokądś, panie Sinclair?

– Prawdę mówiąc, tak – odparł beznamiętnie Jack. – Długo to potrwa, panie Parsons?

Harold Parsons ściągnął z dezaprobatą krzaczaste siwe brwi nad okularami.

– Tyle ile trzeba, młody człowieku.

– Daj spokój, Jack – odezwała się prosząco Angela Sinclair, kładąc dłoń na ręce syna. Kiedy pokręciła głową, jej jasne, sięgające brody włosy lekko się poruszyły. – Nie utrudniaj tego jeszcze bardziej.

W innych okolicznościach Lily prawdopodobnie współczułaby tej kobiecie. Podczas pogrzebu, a także tego dnia, gdy czekali na odczytanie testamentu, widać było, że śmierć Reginalda Kincaida to dla niej cios. Ale zważywszy na fakt, że ta pielęgniarka od trzydziestu lat była kochanką ojca i pojawiła się na jego pogrzebie, jakby jej synowie stanowili prawowitą część rodziny, jej obecność była dla Lily nie do zniesienia. Zresztą podobnie jak dla całej jej rodziny. Angela Sinclair albo nie zdawała sobie z tego sprawy, albo nic jej to nie obchodziło.

– Proszę wybaczyć zniecierpliwienie brata – odezwał się Alan Sinclair, uśmiechając się do Lily i jej bliskich. – Jack wciąż nie może się pogodzić ze śmiercią Reginalda.

Alan, młodszy syn Angeli, wydawał się być pod każdym względem przeciwieństwem brata. Jack był wysoki, ciemnowłosy, miał niebieskie oczy i dość prostacki sposób bycia. Alan, niższego wzrostu, ciemny blondyn o orzechowych oczach, jak oczy jego matki, zdawał się rozumieć szok i niedowierzanie rodziny Kincaidów i okazywał im współczucie. Nie dość, że musieli poradzić sobie z odejściem męża i ojca, a co gorsza, przypuszczalnie z samobójstwem, to jeszcze zaskoczyła ich niemiła wiadomość o jego sekretnym związku.

– Nie przepraszaj w moim imieniu – burknął Jack, mierząc młodszego brata nieprzyjaznym wzrokiem, który świadczył o tym, że braci nie łączą serdeczne uczucia. – Nie mam za co przepraszać.

– Dość tego! – rzekł R.J. i odwrócił się do prawnika. – Proszę kontynuować, panie Parsons.

– Jeżeli pan Sinclair nie ma ochoty tego słuchać, z pewnością może mu pan wysłać list wyszczególniający, co ojciec zostawił mu w spadku – powiedział Matt, wspierając R.J.-a.

Matt, parę lat starszy od Lily, miał już za sobą bardzo bolesne doświadczenie. Rok wcześniej pochował żonę, Grace, teraz samotnie wychowywał małego synka Flynna. Śmierć ojca tak niedługo po stracie żony z pewnością przywołała przykre wspomnienia.

Lily zerknęła na matkę. Elizabeth Kincaid – uosobienie prawdziwej damy z Południa, przez cały ten trudny czas zachowywała spokój, którego Lily szczerze jej zazdrościła. Matka radziła sobie o wiele lepiej niż Lily i jej dwie siostry. Laurel, najstarsza, wciąż osuszała łzy obszytą koronką chusteczką, Kara zaś sprawiała wrażenie osoby w stanie kompletnego szoku.

– Proszę kontynuować, Haroldzie – rzekła matka, zaczesując na miejsce kosmyk krótkich włosów.

– Oczywiście, Miss Elizabeth – odparł Parsons, używając formy grzecznościowej Miss tak jak większość starszych dżentelmenów z Południa, gdy zwracają się do damy, czy to mężatki, czy wolnego stanu.

Przeczytał na głos napisany prawniczym żargonem wstęp, po czym odchrząknął i zaczął odczytywać sam testament.

– Jeśli chodzi o moje nieruchomości, chciałbym rozdzielić je w następujący sposób. Mojemu synowi R.J.-owi zapisuję Great Oak Lodge w Smoky Mountains. Mojej córce Laurel zapisuję dom na plaży na Outer Banks. Mojej córce Karze zostawiam letni dom na wyspie Hilton Head. Mojemu synowi Matthew zapisuję rodzinny dom Kincaidów, gdzie spędzaliśmy wakacje. Mojej córce Lily zapisuję dom pułkownika Samuela Beauchampa w Battery.

Oczy Lily wypełniły się łzami. Ojciec wiedział, jak bardzo kocha ten stary dom. Mieścił się w najładniejszej części Charleston, a niewykluczone, że najładniejszej w całej Karolinie Południowej. Lily nie miała jednak pojęcia, że ojciec był właścicielem tej zabytkowej rezydencji.

Przedstawiwszy w zarysie majątek i nieruchomości, które Reginald zostawił w spadku Elizabeth i Angeli, Parsons dodał:

– Kiedy Reginald poczynił zmiany w testamencie, napisał te listy i prosił mnie, żebym je wam wręczył w odpowiedniej chwili. – Wszystkim obecnym, z wyjątkiem Elizabeth, podał zaklejone koperty z ich imieniem, po czym podjął lekturę testamentu: – Jeśli chodzi o spółki i udziały, podział ma wyglądać następująco. R.J., Laurel, Kara, Matthew i Lily otrzymują każde po dziewięć procent udziałów w Kincaid Group. Mój najstarszy syn, Jack Sinclair, otrzymuje czterdzieści pięć procent udziałów.

Na kilka długich chwil, gdy do wszystkich dotarły słowa ostatniej woli ojca, zapadła kłopotliwa cisza.

– Co, do diabła? – Na twarzy R.J.-a malowała się ledwie skrywana wściekłość połączona z niedowierzaniem.

Ucisk w żołądku Lily przeszedł w silny ból. Jak ojciec mógł zrobić coś takiego swoim dzieciom, zwłaszcza R.J.-owi, najstarszemu ślubnemu synowi? R.J. od lat pracował niestrudzenie jako wiceprezes Kincaid Group i żył uzasadnioną nadzieją, że po przejściu ojca na emeryturę to on zajmie miejsce prezesa tego ogromnego przedsięwzięcia. Dla wszystkich ślubnych dzieci wiadomość, że ojciec przekazał większość udziałów Jackowi Sinclarowi, była nie do pojęcia, dla R.J.-a musiała być porażająca.

– Na razie mamy dziewięćdziesiąt procent. – R.J. groźnie zmarszczył czoło. – Co z pozostałymi dziesięcioma?

Harold Parsons pokręcił głową.

– Zgodnie z umową poufności dotyczącą adwokata i klienta nie mam prawa tego powiedzieć.

W pokoju rozgorzała dyskusja. Z obu stron stołu padały pełne oskarżeń słowa i groźby odwołania się od decyzji ojca. Lily miała wrażenie, że lada moment ściany pokoju ją przygniotą. Czuła, że jeśli stamtąd nie wyjdzie, po prostu się rozchoruje.

– Potrzebuję… powietrza – rzuciła w przestrzeń.

Wstała, schowała kopertę od ojca do torebki i wybiegła z pokoju. Nie była pewna, czy dostała mdłości po informacji, że ojciec zdradził swoją rodzinę, czy może było temu winne dziecko, które nosiła.

Idąc szybkim krokiem korytarzem, wpadła na kogoś, kto stał jak wmurowany. Na ramionach poczuła silne dłonie, a gdy podniosła wzrok, jej serce przyspieszyło.

Czemu, na Boga, musiała w tej kancelarii wpaść akurat na właściciela i dyrektora Addison Industries?

Daniel Addison był nie tylko największym i najzacieklejszym rywalem Kincaid Group, był także ojcem jej dziecka, o czym nie miał pojęcia.

– Gdzie się pali, kochanie? – spytał Daniel, przytrzymując kobietę, która przez ostatnie tygodnie unikała go jak dżumy.

– Muszę wyjść… na powietrze – odparła prawie szeptem.

Jej nienaturalna bladość i zdesperowanie w oczach zaniepokoiły Daniela. Minionego popołudnia, w czasie pogrzebu Reginalda Kincaida, widział ją zasmuconą. Teraz chodziło o coś więcej niż ból po stracie ojca. Lily wyglądała, jakby jej świat się rozpadł.

– Chodź. – Otoczył ją ramieniem i poprowadził w stronę wyjścia.

– Rodzina… nie mogę wyjść – wykrztusiła.

Zatrzymali się przy biurku recepcji. Daniel powiedział recepcjonistce, że przeniesie swoje spotkanie na inny termin, i polecił jej przekazać bliskim Lily, że zabiera ją do domu.

Prowadząc ją przez dwuskrzydłowe oszklone drzwi na ulicę, zauważył, jak Lily gwałtownie wciąga zimne styczniowe powietrze i zrozumiał, że lada moment zwróci śniadanie. W pośpiechu podszedł z nią do kosza na śmieci, chwycił z tyłu jej długie rude włosy, a Lily pochyliła się nad pojemnikiem.

– Odejdź, proszę, i pozwól mi umrzeć w spokoju – powiedziała, gdy w końcu się wyprostowała.

– Nie umrzesz, Lily. – Delikatnie ujął ją pod brodę i otarł jej łzy chusteczką.

– Mylisz się. – Nabrała głęboko powietrza. – Czuję się tak, że śmierć… byłaby błogosławieństwem.

– Przyjechałaś swoim samochodem?

– Nie, jechałam z mamą. – Jej głos nabrał pewności.

Daniel objął ją i przytulił do swojego boku. Ruszyli na drugą stronę ulicy.

– Świetnie, nie będę musiał wysyłać nikogo po twoje auto.

– Nie mogę odjechać. – Powoli odwróciła się w stronę kancelarii Parsons, Gilbert i Humbolt.

Daniel trzymał ją mocno.

– To nie podlega dyskusji, Lily. Jesteś tak zdenerwowana, że zwymiotowałaś.

Otworzył drzwi w diamentowo białym mercedesie i wskazał głową miejsce pasażera.

– Wsiadaj, zawiozę cię do domu.

– Zachowujesz się jak gbur.

Daniel pokręcił głową.

– Nie, podejmuję decyzję jak dyrektor. A teraz, proszę, wsiadaj do samochodu albo cię tam wsadzę.

Zmierzyła go wzrokiem.

– Nie zrobiłbyś tego.

– Nie kuś mnie, kochanie.

Przez kilkanaście sekund patrzyli sobie w oczy, aż wreszcie Lily usiadła na obitym skórą siedzeniu.

– Dobrze, odwieź mnie do domu, a potem znikaj.

Daniel zamknął drzwi, obszedł samochód i siadł za kierownicą.

– Jeszcze zobaczymy.

Widział, w jakim stanie jest Lily. Nie chciał jej bardziej denerwować i mówić, że nie zostawi jej samej, póki nie zyska pewności, że nic jej nie jest. Pewnie zasłużył na miano człowieka bezwzględnego w interesach, zacięcie walczącego o nowych klientów i zblazowanego – nie był jednak nieczułym draniem, który zostawia zrozpaczoną kobietę samą sobie. Zwłaszcza gdy tą kobietą jest Lily Kincaid.

Sam tego nie pojmował, ale od chwili, gdy ją ujrzał ostatniej jesieni na balu charytatywnym Szpitala Dziecięcego, współorganizowanym przez jego matkę, coś go do niej przyciągało. Była młoda, pełna zapału i energii, które bardzo do niego przemawiały. Przedstawił się i poprosił ją do tańca, a potem zaprosił na kolację. Nie oczekiwał, że Lily się zgodzi, różnica wieku między nimi wynosiła aż trzynaście lat, jednak Lily przyjęła zaproszenie. Od tamtej chwili minęły trzy miesiące, podczas których widywali się niemal codziennie, z wyjątkiem dwóch ostatnich tygodni.

Kiedy zobaczył, że Lily zasnęła, położył rękę na jej delikatnej dłoni. Nie chciał, by sprawy między nimi potoczyły się tak szybko, nie mógł jednak powiedzieć, by tego żałował. Lily była najbardziej interesującą kobietą, jaką znał, od lat nikt tak nie dodawał mu energii. Dzięki niej stawał się mniej cyniczny. Za to zupełnie nie rozumiał, czemu ni stąd, ni zowąd Lily przestała odbierać jego telefony.

Skręcił na podjazd, okrążył rodzinną siedzibę Kincaidów i podjechał przed dawną powozownię, gdzie mieszkała Lily. Nie wiedział, dlaczego tak nagle go odsunęła, lecz zamierzał się tego dowiedzieć.

Zaparkował i pogłaskał policzek Lily.

– Jesteśmy, kochanie.

Lily gwałtownie uniosła powieki. Powoli się wyprostowała i rozejrzała.

– Dziękuję za podwiezienie. Na pewno się spieszysz.

Nim dotknęła klamki, wyskoczył z auta i otworzył jej drzwi.

– Daj mi klucz – poprosił i pomógł jej wysiąść.

– Dam sobie radę. Nie musisz mnie odprowadzać.

– Nie byłbym dżentelmenem, gdybym się nie upewnił, że bezpiecznie znajdziesz się w środku.

Po raz pierwszy od chwili, gdy wpadła na niego w korytarzu kancelarii, Lily spojrzała mu w oczy.

– Proszę mi dać spokój, panie Addison. Jest prawie środek dnia, szczerze wątpię, żeby musiał się pan martwić o moje bezpieczeństwo.

Daniel powiódł palcem po jej policzku.

– Więc już jestem panem Addisonem? Zdawało mi się, że jesteśmy z sobą dużo bliżej, kochanie.

– Ja… kiedyś… chyba byliśmy – odparła zakłopotana.

Daniel znał powiedzenie mówiące, że ktoś wygląda jak sarna oślepiona przez reflektory samochodu na ciemnej drodze, ale dopiero teraz zobaczył, co to znaczy. Nie dałoby się trafniej opisać miny Lily. Sprawiała wrażenie zdesperowanej i schwytanej w pułapkę.

Tylko dlaczego?

Niestety będzie musiał poczekać na odpowiedź, aż Lily się otrząśnie. Ostatnie dni były dla niej i jej rodziny prawdziwym koszmarem, więc Daniel nie zamierzał dokładać jej stresów, wypytując, co takiego zmieniło się w ich relacji.

Położył rękę na plecach Lily i poczuł, że lekko zadrżała. Instynkt mówił mu, że nie miało to nic wspólnego z dość łagodną zimą w Charleston. To raczej dobry znak, to znaczy, że wciąż na nią działa.

– Przeżywasz ciężkie chwile – odezwał się. – Zanim wyjdę, chcę mieć pewność, że nic ci nie jest. Dla mojego własnego spokoju.

– Ja swoje, a ty swoje. Nic tego nie zmieni?

– Nic.

Daniel nigdy nie widział jej tak udręczonej. Niezależnie od tego, czy była tego świadoma, potrzebowała kogoś, kto pomoże jej przejść przez najcięższy dotąd okres w życiu.

– Może usiądziesz i odpoczniesz, a ja zrobię kawę? – powiedział, kiedy weszli do salonu i pomógł Lily zdjąć płaszcz.

– Żadnej kawy. – Jej długie włosy zatańczyły, gdy pokręciła głową. – Ja… kiepsko teraz sypiam.

– To zrozumiałe. – Zdjął płaszcz, a potem zaprowadził ją na kanapę. – Przeżywasz traumatyczne chwile.

– Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. – Oparła się o poduszki. Podniosła na niego wzrok, a do jej oczu napłynęły łzy. – Dlaczego on to zrobił?

Jeśli wierzyć prasowej notatce, Reginald odebrał sobie życie przy pomocy starej strzelby ze swojej bogatej kolekcji. Daniel wiedział, że Lily była bardzo blisko z ojcem, więc wyjątkowo trudno jej pogodzić się z jego samobójstwem.

– Nie odpowiem ci na to. – Usiadł obok Lily i przytulił ją. – Może nigdy się nie dowiemy, czemu twój ojciec zakończył życie w tak drastyczny sposób. Kiedy minie pierwszy szok, będziesz wracała myślą do dobrych chwil, które przeżyliście razem, zapomnisz o najgorszym.

Lily pokręciła głową.

– Nie jestem pewna. Okazało się, że nic nie wiem o własnym ojcu, że moje wyobrażenie o nim jest fałszywe.

Daniel chciał ją pocieszyć, a nie bardziej denerwować.

– Daj sobie czas. Czas leczy rany. Teraz rana jest zbyt świeża, za dużo emocji.

– Nic nie rozumiesz. – Odsunęła się od niego i popatrzyła mu w oczy. – Wszystko, co wiedziałam o ojcu, okazało się kłamstwem.

Żarliwe stwierdzenie Lily dało mu do myślenia. W tej historii, pomyślał Daniel, musi kryć się coś więcej. Lily powinna to z siebie wyrzucić, zanim się załamie.

– Na jakiej podstawie tak mówisz, Lily?

Zawahała się, po jej policzku spłynęła jedna, potem druga łza.

– W sumie mogę ci powiedzieć. Do końca tygodnia całe Charleston będzie o tym mówić.

– Słucham.

– Zauważyłeś na pogrzebie blondynkę i dwóch młodych mężczyzn, którzy siedzieli zaraz za naszą rodziną?

Daniel skinął głową.

– To wasi krewni?

– Nie. Tak. – Otarła łzy grzbietem dłoni. – Nie wiem, jak ich nazwać.

– Powoli, Lily. Co to za ludzie?

– Druga rodzina ojca – odparła z goryczą. – Wszystkie tak zwane służbowe wyjazdy ojca w ciągu trzydziestu lat były niczym więcej jak wymówką. Jeździł w tym czasie do Greenville, do tej kobiety i jej synów.

To była ostatnia rzecz, jaką Daniel spodziewał się usłyszeć.

– Pozwól, że powiem to wprost. – Próbował jakoś pogodzić się z tym odkryciem. – Twój ojciec miał drugą kobietę i dwóch synów w Greenville, a ty właśnie się o nich dowiedziałaś?

Lily przytaknęła skinieniem głowy.

– Angela Sinclair to pierwsza miłość ojca, a jej starszy syn Jack jest moim przyrodnim bratem. Ojcem jej młodszego syna Alana jest jej zmarły mąż.

– Jack Sinclair jest twoim przyrodnim bratem? – Słyszał o tym człowieku i sukcesie, jaki odniosła jego niedawno założona firma Carolina Shipping. Nie poznał go osobiście ani nie robił z nim interesów. – Jakim cudem młodszy syn tej kobiety ma innego ojca?

– We wczesnej młodości ojciec i Angela mieli romans. Dziadkowie uważali, że Angela nie jest dla ojca odpowiednią partią – wyjaśniła Lily. – Dziadek zaczął tworzyć firmę żeglugową, z której wyrosła potem Kincaid Group. Dziadkowie życzyli sobie, żeby ojciec ożenił się z panną, dzięki której ich pozycja społeczna wzrośnie.

Daniel dobrze znał bastiony wysokich sfer na Południu. Jego matka pochodziła ze starego bogatego rodu i zajmowała niepodważalną pozycję w szeregach elity. Zarówno matka, jak i jej przyjaciele z góry patrzyli na wszystkich, których fortuny nie sięgały co najmniej czterech pokoleń wstecz, a także na tych, których drzewo genealogiczne nie zawierało przynajmniej jednego oficera z okresu wojny secesyjnej.

– Ojciec zbuntował się i zaciągnął się do wojska, a ponieważ był w specjalnej jednostce operacyjnej, bywało, że miesiącami nikt nie mógł się z nim skomunikować – ciągnęła Lily. – Z tego, co powiedziano wczoraj na pogrzebie, wynika, że Angela próbowała poinformować go, że jest z nim w ciąży, ale kiedy ojciec został ranny i odesłany do domu, Angela zniknęła. Ojciec uznał, że nie miała ochoty na niego czekać, i rozpoczął nowe życie.

– Wtedy uległ rodzicom i poślubił twoją matkę?

Lily przytaknęła.

– Winthropowie z Charleston to stara znana rodzina. Do połowy lat siedemdziesiątych z ich fortuny prawie nic nie zostało, ale byli zdesperowani, żeby utrzymać dotychczasowy styl życia i nie stracić pozycji w towarzystwie.

Daniel nie znosił snobizmu i pretensjonalności, a jednak należał do tego porządku społecznego i wiedział, jak on funkcjonuje. Znał wiele starych rodzin z Południa, które przełykały dumę i zachęcały swoich synów lub córki do poślubienia nuworyszów. W innym wypadku z powodu braku odpowiednich środków spotkaliby się z wykluczeniem z towarzystwa.

– Więc ślub twoich rodziców przyniósł korzyść obu rodzinom – stwierdził. – Rodzice ojca wspięli się kilka szczebli po drabinie społecznej, a rodzina matki zyskała wsparcie finansowe.

– Świetnie to podsumowałeś – przyznała Lily.

– Jak ojciec spotkał się znów z Angelą? – Daniel zastanawiał się, jak Reginald po tylu latach odnalazł tę kobietę. – I co z jej mężem?

– Zdaje się, że rodzice postawili ją przed wyborem: albo poślubi Richarda Sinclaira, albo pozbędzie się dziecka. – Lily pokręciła głową. – Na jej miejscu zrobiłabym to samo i wyszłabym za człowieka, którego nie kocham, żeby zatrzymać dziecko.

Daniel ściągnął brwi.

– A co stało się z Sinclairem?

– Po ślubie wyprowadzili się do innego stanu, Angela urodziła Jacka, a kilka lat później syna Richarda, Alana. – Wzruszyła ramionami. – Niedługo potem Richard zmarł. Nie wiem, czy była to śmierć naturalna, czy zginął w wypadku.

– Po jego śmierci twój ojciec odnalazł Angelę – myślał głośno Daniel.

Lily ciężko westchnęła.

– Nie wiem, jak to się stało, ale kiedy ją znalazł i odkrył, że ma z nią syna, kupił im dom w Greenville. Angela była pielęgniarką i ledwie wiązała koniec z końcem, ojciec bardzo ułatwił jej życie. Zaczął wtedy często wyjeżdżać służbowo, a tak naprawdę odwiedzał Angelę.

– Tego wszystkiego dowiedziałaś się na pogrzebie?

Z kącika jej oka wypłynęła łza. Lily przygryzła wargę i odparła drżącym głosem:

– Tak. Dziś rano, kiedy odczytano testament ojca, nasz ból i poczucie zdrady jeszcze wzrosły.

– Dlaczego, kochanie? – Nie wyobrażał sobie, by sytuacja mogła bardziej się skomplikować.

– Tata zostawił większość udziałów Kincaid Group Jackowi Sinclairowi, a ja, moi bracia i siostry otrzymaliśmy po dziewięć procent. – Otarła łzę z policzka. – Ojciec dawał do zrozumienia R.J.-owi i Matthew, że któregoś dnia obejmą kierownictwo firmy. Jak mógł tak zdradzić mamę? Jak mógł zdradzić nas wszystkich?

Daniel wziął ją w ramiona. Śmierć ojca była dla Lily ciosem. Świadomość, że przez lata ojciec prowadził podwójne życie, a potem przekazał kontrolę nad swoimi interesami osobie, o której istnieniu rodzina nie miała pojęcia, była druzgocąca. Przytulał Lily mocno, by poczuła jego siłę i wsparcie.

Tymczasem Lily zaniosła się szlochem. Widok płaczącej kobiety zawsze wprawiał Daniela w zakłopotanie. Łzy Lily budziły w nim jeszcze większą bezradność, gdyż bardzo chciał jej pomóc.

Niestety tylko czas mógł zagoić rany spowodowane śmiercią bliskiej osoby. Daniel sam tego doświadczył, gdyż piętnaście lat temu jego ojciec zmarł na atak serca. Za to rozczarowanie zdradą ojca może Lily towarzyszyć do końca życia.

– Już dobrze – powiedziała wreszcie i odsunęła się.

– Na pewno? – Chętnie trzymał ją w ramionach, choć wolałby to robić z innego powodu.

Lily kiwnęła głową i skuliła się w rogu kanapy.

– Dziękuję za podwiezienie, ale jestem bardzo zmęczona. Wybacz, że nie odprowadzę cię do drzwi. Zamknij je za sobą, dobrze?

Daniel znów został odprawiony i nie czuł się z tym lepiej niż przez dwa minione tygodnie. Widział jednak, że Lily jest wyczerpana brakiem snu i emocjami. Nie pora wypytywać ją o to, dlaczego nagle nie ma dla niego czasu.

– Wpadnę wieczorem sprawdzić, co u ciebie. – Sięgnął po płaszcz.

– Dziękuję, ale dam sobie radę. – Ziewając, zakryła usta. Położyła głowę na poduszce. – Nie ma potrzeby, żebyś się fatygował.

Daniel włożył płaszcz i ruszył do drzwi.

– Kupię coś na kolację i zajrzę koło szóstej.

Spodziewał się, że Lily zaoponuje, ale kiedy się odwrócił, zobaczył, że zamknęła oczy i zasnęła. To dobrze, pomyślał. Podszedł do kanapy, zdjął z oparcia kolorowy szydełkowy pled i przykrył nim Lily.

– Odpocznij, kochanie – rzekł cicho i pocałował ją w czoło. – Wrócę za parę godzin.

Lily przez sen mruknęła coś, co zabrzmiało jak jego imię, ale nie protestowała.

Wychodząc, Daniel miał świadomość, że wykorzystuje sytuację. Lily dała mu do zrozumienia, że nie chce się z nim spotykać, a on do tego ranka starał się szanować jej wolę. Z jakiegoś powodu nie potrafił jednak całkiem się wycofać, nie znając motywu jej decyzji.

Usiadł za kierownicą i siedział tak przez kilka minut, patrząc na dawną powozownię. Biorąc pod uwagę jego opinię na temat miłości i związków, kompletnie nie rozumiał, dlaczego przywiązuje do tego wagę. Może dlatego, że Lily zerwała z nim bez słowa wyjaśnienia i ciekawość wzięła w nim górę? A może, co bardziej prawdopodobne, duma nie pozwalała mu odejść, póki nie usłyszy racji Lily.

Niezależnie od tego, co nim powodowało, pomoże Lily przetrwać burzę po stracie ojca i skandal, jaki zapewne wywoła wieść o jego podwójnym życiu. Później wyciągnie od niej niezbędne odpowiedzi i odejdzie.

Tytuł oryginalny: Sex, Lies and the Southern Belle

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2012

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2012 by Harlequin Books S.A.

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o. o., Warszawa 2014

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gorący Romans są zastrzeżone.

Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1 B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-0484-2

GR – 1011

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com