Światła Las Vegas - Melanie Milburne - ebook

Światła Las Vegas ebook

Melanie Milburne

3,8

Opis

Daisy Wyndham jedzie na kilka dni do Las Vegas, by się wyrwać spod kontroli nadopiekuńczego ojca. W nocnym klubie poznaje argentyńskiego sportowca i playboya Luiza Valqueza. Paparazzi fotografują ich razem w hotelu. Ponieważ stały związek poprawiłby wizerunek Luiza, oboje decydują się przez jakiś czas udawać, że są parą…  

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 148

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (28 ocen)
10
6
10
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Melanie Milburne

Światła Las Vegas

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Daisy Wyndham zdołała zgubić ochroniarza, którego wysłał za nią ojciec, po przejściu zaledwie trzech ulic, co było jej dotychczasowym rekordem. Uśmiechając się pod nosem, dołączyła do swoich koleżanek – również nauczycielek – w modnym klubie nocnym w Las Vegas, gdzie spędzały zimowe ferie.

– A nie mówiłam? – Z triumfalnym uśmiechem przybiła piątkę najpierw Belindzie, a potem Kate. – Obiecałam, że zdążę przed pierwszą rundką drinków. To mój nowy rekord. Kiedy jestem za granicą, zazwyczaj muszę przejść co najmniej pięć ulic, żeby zgubić Bruna.

Kate, która od niedawna, podobnie jak Belinda, zaczęła uczyć pierwszoklasistów, wręczyła Daisy kieliszek szampana i zapytała:

– On codziennie będzie tak za tobą łaził?

Belinda przewróciła oczami.

– Przecież cię ostrzegałam, Kate. Jeżdżenie z Daisy za granicę wiąże się z towarzystwem włochatego olbrzyma, który za pazuchą nosi wielką giwerę. Musisz się z tym pogodzić, bo to się w najbliższym czasie raczej nie zmieni, prawda?

– A właśnie, że się zmieni – odezwała się Daisy z determinacją w głosie. – Mam już dość tego, że ojciec traktuje mnie jak małe dziecko. Potrafię sama o siebie zadbać. Nie potrzebuję żadnego ochroniarza, opiekunki czy nawet niewidzialnego anioła stróża. A ten wyjazd jest idealną okazją, żeby mu to udowodnić.

Doszła do wniosku, że ojciec po prostu musi to wreszcie zaakceptować. Pogodzić się z faktem, że jest dorosłą, samodzielną kobietą, która chce żyć własnym życiem, a nie ciągle siedzieć pod kloszem. Chciała wyfrunąć ze złotej klatki, w której ojciec ją trzymał. Jak mu się to udawało, skoro nawet już nie mieszkali razem?

– Dlaczego twój ojciec jest taki nadopiekuńczy?

Daisy nie odpowiedziała od razu. Najpierw upiła łyk szampana i zamyśliła się na parę chwil. Nigdy nikomu nie zdradziła, że jej ojciec był kiedyś powiązany z przestępczym półświatkiem. Na szczęście krótko to trwało. Było tylko epizodem w jego zawodowej karierze. Łatwiej było tłumaczyć, że tak intensywnie jej pilnował, ponieważ jako dziecko pewnego razu zgubiła się na pół godziny i od tamtej pory znajdowała się zawsze pod czyjąś czujną opieką. W rzeczywistości schowała się wtedy przed matką za ścianą ubrań w sklepie odzieżowym.

– Mój tata ogląda za dużo filmów sensacyjnych. Uważa, że gdy tylko wyląduję za granicą, od razu ktoś mnie porwie i zażąda okupu.

Kate zrobiła zdziwioną minę.

– Twój tata jest aż tak nadziany?

– Powinnaś zobaczyć jego posiadłość w Surrey – odezwała się Belinda. – Jak pałac z bajki! Posiada też wille we Włoszech i na południu Francji. Nie wiedziałam, że księgowi aż tak dużo zarabiają. Po co zostałam nauczycielką? – westchnęła teatralnie.

Daisy przygryzła dolną wargę. Całe życie myślała, że jej ojciec zgromadził fortunę dzięki ciężkiej, uczciwej pracy. Ciągle wierzyła w tę wersję… a przynajmniej bardzo mocno starała się w nią wierzyć. Charles Wyndham był takim wspaniałym, czarującym, kochającym człowiekiem. Była jego jedynym dzieckiem. Największym skarbem, jak często jej powtarzał. Co z tego, że kiedyś trochę pomógł w prowadzeniu księgowości jakiemuś mafiosowi? To jeszcze nie czyniło z niego kryminalisty. Twierdził, że to się zdarzyło wiele lat temu, gdy był młodszy i głupszy, więc nie ma sensu rozgrzebywać tej historii. Dlaczego jednak się upierał, że jej mieszkanie musi być strzeżone przez prywatną agencję, a we wszystkich zagranicznych podróżach musi jej towarzyszyć ochroniarz? To nie miało żadnego sensu. Chyba że nie mówił całej prawdy…

Godziła się na to wszystko, ponieważ sprzeczanie się z ojcem było zupełnie bezcelowe. Nigdy nie zmieniał zdania. Podobno właśnie to był jeden z powodów, dla których jej matka, Rose, tak często się z nim kłóciła, a nieraz nawet groziła, że od niego odejdzie.

– Skoro pochodzisz z takiej bogatej rodziny, to po co pracujesz jako nauczycielka? – spytała Kate.

– Bo kocham tę pracę – odparła Daisy, uśmiechając się w myślach do grupki maluchów, którą uczyła w zerówce. – Dzieci są takie słodkie. Zabawne. Niewinne.

– Czyli dokładnie takie jak ty – rzuciła Belinda. – Zwłaszcza jeśli chodzi o niewinność – dodała, mrugając do niej okiem.

Daisy zrobiła obrażoną minę.

– To, że ciągle jestem, technicznie rzecz biorąc, dziewicą…

– Dziewicą? – powtórzyła Kate ze zdumioną miną. – Chcesz powiedzieć, że nigdy nie spałaś z żadnym facetem?

O nie, znowu się zaczyna! Daisy westchnęła w duchu. Dlaczego w dzisiejszych czasach dziewictwo jest postrzegane jak dziwactwo? Przecież nie wszystkie dziewczyny sypiają z kim popadnie. Niektóre czekają na wielką miłość, na swoją drugą połówkę. Albo w ogóle tego nie robią. Dajmy na to, zakonnice. Swoją drogą, posiadanie nadopiekuńczego ojca trochę przypominało życie w klasztorze. Prawie każdego chłopaka, z którym zaczynała się spotykać, ojciec dokładnie sprawdzał i maglował. To było takie okropne! A przede wszystkim skutecznie odstraszało potencjalnych partnerów. Między innymi dlatego zdołała przeżyć dwadzieścia sześć lat z nietkniętą cnotą.

Ale w czasie tych ferii to musiało się zmienić. Przynajmniej taką miała nadzieję. Z dala od przewrażliwionego ojca, wreszcie będzie mogła zaznać trochę swobody. Poznać kogoś ciekawego i atrakcyjnego. Zaliczyć typowy wakacyjny romans.

– Jeszcze nie spałam – odpowiedziała wreszcie. – Ale nie chcę tego zrobić tylko dlatego, że wszyscy inni uprawiają seks. Chciałabym, żeby to coś znaczyło. Było wyjątkowe. I dla mnie, i dla niego.

– Chyba nie myślisz, że akurat tutaj, w Las Vegas, znajdziesz swoją drugą połówkę? – skomentowała Kate ironicznym tonem.

– E tam. Daisy poradzi sobie bez faceta. Wystarczy jej zabaweczka, którą dostała ode mnie na gwiazdkę. Prawda? – spytała Belinda z figlarnym uśmieszkiem.

Daisy zarumieniła się pod cienką warstwą makijażu. Rzeczywiście, dostała w prezencie od Belindy „zabaweczkę” z seks shopu. Wyciągnęła ją z pudełka tylko parę razy. No dobrze, może trochę więcej. Prawdę mówiąc, rzadko się z nią rozstawała. Przywiozła ją ze sobą nawet tutaj. Zabaweczka leżała teraz w jej kosmetyczce w pokoju hotelowym, ponieważ bała się, że jej wścibska londyńska współlokatorka znajdzie ją w szafce przy łóżku. Zresztą to urządzenie świetnie się sprawdzało jako przyrząd do masowania obolałego karku czy ramion, a wcale nie tylko części intymnych…

– Hej, spójrzcie na tamtego gościa – powiedziała Belinda, zerkając na prawy kraniec baru. -Stoi przy tej lasce owiniętej folią aluminiową. Przynajmniej tak wygląda to, co na siebie włożyła. Znacie go?

Daisy rzuciła okiem na wysokiego bruneta opartego nonszalancko o oparcie barowego stołka, rozmawiającego z młodą kobietą ubraną w obcisłą, lśniącą sukienkę, która podkreślała jej idealne kształty. Miał na sobie rozpiętą pod szyją białą koszulę, jego skóra była oliwkowa, a oczy ciemne jak północne niebo. Policzki i brodę pokrywał kilkudniowy zarost. Jego długie włosy, wywijające się przy kołnierzu, były trochę zmierzwione, jakby dopiero niedawno wstał z lóżka i nie zdążył ich nawet przeczesać dłonią. Ogromne wrażenie robiły też jego usta, pełne, zmysłowe, ale lekko wygięte w cynicznym grymasie.

– Co to za jeden?

– Luiz Valquez – odparła Belinda. – Słynny gracz polo z Argentyny. Podobno drugą dyscypliną, w której osiągnął mistrzostwo, jest sypianie z kobietami, za każdym razem z inną. Tak przynajmniej piszą w gazetach. Niezłe ciacho, co?

Daisy nigdy w życiu nie widziała tak nieziemsko przystojnego mężczyzny. Na dodatek wprost ociekał testosteronem i promieniował seksapilem. Poczuła, jak jej serce zaczyna wybijać szybszy rytm. Nie była w stanie oderwać od niego wzroku. Było w nim coś magnetycznego, hipnotyzującego. Nie chodziło tylko o jego aparycję, ale też o niesamowicie intensywną aurę – to niemożliwe do zdefiniowania „coś”, jakiś wyjątkowy pierwiastek, który nie musi mieć nic wspólnego z wyglądem. Na świecie istnieje wielu przystojniaków – aktorów, modeli, piosenkarzy – ale chyba żaden, którego widziała, nie podziałał na nią w taki sposób jak ten Argentyńczyk.

– Przestań się ślinić, Daisy – rzuciła do niej Belinda. – On jest poza zasięgiem takich dziewczyn jak my. Podobno umawia się tylko z top modelkami i hollywoodzkimi aktorkami.

Daisy miała już wreszcie oderwać od niego wzrok, gdy nagle obrócił głowę i spojrzał na nią swoimi ciemnymi, prawie czarnymi oczami. Dostrzegła w nich iskierki zaciekawienia. W jednej sekundzie zrobiło jej się tak gorąco, jakby w klubie zapanowała tropikalna temperatura. Zakręciło jej się w głowie. Chwyciła się baru, żeby nie spaść ze stołka. Poczuła, jak pomiędzy jej udami zapulsowało pożądanie. Odruchowo skrzyżowała nogi, a on przesunął wzrokiem po jej prawej nodze, od kostki do biodra, a potem wyżej, ciągle w tak samo powolnym, leniwym tempie. Na parę chwil zatrzymał spojrzenie na piersiach, a potem ustach, w których poczuła od razu przyjemne mrowienie. Na końcu omiótł wzrokiem rozpuszczone, kasztanowe włosy. Miała ochotę schować się za nimi jak za kotarą, żeby ukryć rumieniec, który zapłonął na jej policzkach, odgarnęła je jednak drżącą dłonią za ramię. Nigdy w życiu żaden mężczyzna w taki sposób na nią nie patrzył – zupełnie jakby potrafił prześwietlić wzrokiem sukienkę i zobaczyć czarną koronkową bieliznę, a także to, że jest podniecona. Nie panowała nad swoim ciałem i zmysłami. To było zupełnie nowe, egzotyczne, ale niezwykle ekscytujące uczucie. Tak długo marzyła o tym, żeby choć na chwilę przestać być tą grzeczną dziewczynką, która do tej pory nie zaznała ani jednej erotycznej przygody. Znajomość z tym mężczyzną byłaby doskonała okazją, żeby wreszcie to zmienić i coś takiego przeżyć. Gdyby tylko nie skończyło się jedynie na wymianie spojrzeń…

– O, rany! On tu idzie! – szepnęła Kate z przejęciem.

Daisy poczuła, jak gwałtownie wzbiera w niej panika. Patrzyła na Valqueza kroczącego w jej stronę przez kawałek zatłoczonego parkietu. Ludzie rozstępowali się przed nim jak Morze Czerwone przed Mojżeszem, z tą różnicą, że akurat ten Argentyńczyk na pewno nie zawracał sobie głowy biblijnymi przykazaniami. Wreszcie stanął obok niej, tak blisko, że prawym kolanem prawie się o niego ocierała. Czyżby specjalnie się tak ustawił? Po całym jej ciele przebiegł dreszcz, a serce zrobiło salto, gdy ułożył usta w seksowny uśmiech i przywitał się po hiszpańsku:

– Hola.

Każda jej komórka zawibrowała od jego głębokiego barytonu. Kiedyś w jakimś turystycznym przewodniku przeczytała, że język hiszpański brzmi najbardziej melodyjnie i zmysłowo w ustach Argentyńczyków. Nie mogła się z tą opinią nie zgodzić. Przez pięć długich sekund nie była w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku.

– Cz-cześć… – odparła wreszcie przez ściśnięte gardło.

Wszystko, co dwie minuty temu z daleka u niego podziwiała, z bliska robiło jeszcze większe wrażenie. Jego czarne oczy, zmysłowe usta, doskonałe rysy twarzy. Miała ochotę unieść rękę i dotknąć go jak piękną rzeźbę. Przyciągał ją do siebie niewidzialną siłą, jakby był w całości wielkim magnesem, a ona malutką szpilką, która nie ma szans stawiać oporu.

– Masz ochotę zatańczyć? – zapytał po angielsku z mocnym, egzotycznym akcentem. Jego mina sugerowała, że nie bierze pod uwagę odmownej odpowiedzi.

Wiedziała, że Belinda i Kate – a nawet wszystkie osoby, które im się w tej chwili przyglądały – też czekają, aż powie „tak”. Daisy jednak nie lubiła przesadnie pewnych siebie mężczyzn. Była również uczulona na seryjnych podrywaczy.

– Nie – odparła chłodnym tonem. – Ale dzięki.

W jego oczach ujrzała chwilowe zdumienie, a potem przez jego usta przebiegł wyraźny grymas. Czyżby uraziła jego męską dumę?

– Jesteś z kimś? – zapytał z uniesioną brwią.

– Nie. To znaczy, tak. Z koleżankami ze szkoły. W której jesteśmy nauczycielkami, a nie uczennicami – dorzuciła szybko, żeby uniknąć nieporozumienia. – Przyleciałyśmy z Londynu. Kate i Beli…

Urwała nagle, nie dostrzegając ich obok siebie. Po chwili zobaczyła, że obie tańczą na parkiecie z jakimiś dwoma obcymi facetami. Wielkie dzięki, dziewczyny, mruknęła w myślach. Jak mogły zostawić ją sam na sam z tym mężczyzną?

Argentyńczyk podążył za jej wzrokiem.

– Wygląda na to, że twoje przyjaciółki dobrze się bawią.

Powiedział to takim tonem, jakby chciał dodać: „W przeciwieństwie do ciebie”. Uniosła więc głowę i oświadczyła:

– Tak, świetnie się bawimy.

– Jesteś tu pierwszy raz? – To było raczej stwierdzenie niż pytanie.

Skąd wiedział, że nigdy wcześniej tu nie była? Czyżby wyglądała na tak sztywną osobę, za jaką zawsze się uważała? Nigdy nie lubiła w sobie tej cechy, ale nie mogła nic poradzić na to, że w nocnych klubach i na wszelkich imprezach nie czuła się jak ryba w wodzie. Nie potrafiła się rozluźnić tak jak wszyscy inni. Tkwiła w niej jakaś bariera, jakaś blokada, której nie umiała przełamać.

– W Las Vegas?

– Si.

Och, przestań mówić po hiszpańsku! – błagała go w duchu. To było zdecydowanie zbyt seksowne. Żaden mężczyzna nie miał prawa mieć tak zmysłowego głosu i akcentu.

– Tak. Jestem pierwszy raz w Las Vegas. A przy okazji w Stanach.

– Jak ci się podoba?

– Głośno, tłoczno, kolorowo. Ogromne wesołe miasteczko, tyle że dla dorosłych. A jeśli chodzi o resztę Stanów, widziałam na razie tylko Los Angeles, i to przez chwilę, gdy tam lądowaliśmy.

– Jak dotarłyście do Las Vegas? Samolotem czy samochodem?

– Autobusem.

Rozbawiła go jej odpowiedź. Uśmiech go odmładzał i sprawiał, że był jeszcze przystojniejszy, co wydawało się już absolutnie niemożliwe. Z tej odległości czuła w nozdrzach przyjemny, cytrusowy zapach jego wody kolońskiej. Pasowały do niego te egzotyczne, intensywne nuty.

– Jak długo będziesz w Vegas?

– Cztery dni.

Przez parę chwil znowu wpatrywał się w jej usta. Miała ochotę odruchowo oblizać wargi, ale zdołała się powstrzymać. Gdyby to zrobiła, uznałby to za jawną zachętę. Równie dobrze mogłaby powiedzieć wprost: „Jestem twoja”.

– Cóż, jeśli zmienisz zdanie i zechcesz zatańczyć, znajdziesz mnie tam. – Skinął głową na kraniec baru, gdzie wcześniej rozmawiał z tamtą efektowną kobietą.

– Nie będę ci przeszkadzała – mruknęła. – Masz już towarzystwo.

– To nikt ważny.

– Mówisz tak o każdej kobiecie, z którą sypiasz? – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.

Jego usta rozciągnęły się w aroganckim uśmiechu.

– Czyżbyś kojarzyła moją skromną osobę?

Rzuciła mu gromiące spojrzenie, takie, jakie posyłała najbardziej niegrzecznym chłopcom w swojej klasie.

– Jesteś dumny ze swojej reputacji playboya, który podobno przespał się już z połową żeńskiej populacji?

W jego oczach zamigotały iskierki rozbawienia.

– Cóż, ktoś musi dawać im trochę przyjemności.

– A więc uważasz, że jesteś wspaniałomyślnym dobroczyńcą, a nie obsesyjnym kobieciarzem?

– Wspaniałomyślny dobroczyńca – powtórzył. – Ładnie to ujęłaś. Od dzisiaj właśnie tak będę o sobie mówił i myślał.

Uśmiechnęła się wbrew sobie, ale coś jej podpowiadało, że powinna jak najszybciej oddalić się od tego mężczyzny, ponieważ jej ciało nie było w stanie bronić się przed jego urokiem i seksapilem.

– Wybacz, ale muszę dołączyć do koleżanek.

Nie ruszył się ani o milimetr.

– W porządku. Zanim jednak odejdziesz, przyjmij ode mnie dobrą radę. – Wskazał na kieliszek i powiedział: – Nie zostawiaj swojego szampana bez opieki.

– Niby dlaczego?

– Ktoś może ci czegoś dolać albo dosypać. Takie rzeczy się zdarzają, i to wcale nie tak rzadko, jak mogłoby się wydawać.

– Potrafię o siebie zadbać – mruknęła.

Znowu zaczął się wpatrywać w jej usta. Nie wiedziała, jak powinna zareagować, jak powinna się zachowywać. Jego spojrzenie było tak natarczywe, tak erotyczne. Czuła, jak rośnie w niej nieznośne napięcie. Chcąc rozładować tę atmosferę, spytała żartobliwym tonem:

– Mam coś na twarzy? Rozmazałam sobie szminkę?

Zaśmiał się i pokręcił głową, ale dalej nie odrywał od niej wzroku.

– Dlaczego do mnie podszedłeś?

– Zauważyłem, że się we mnie wpatrujesz.

– Wcale tego nie robiłam! – zaprotestowała zbulwersowana. – Pokazały mi ciebie moje koleżanki. Tylko rzuciłam okiem, żeby sprawdzić, czy cię znam, ale nigdy wcześniej cię nie widziałam. Zapewne przywykłeś do tego, że prawie każda dziewczyna mdleje na twój widok, ale akurat mi nie imponuje czyjś wygląd.

– A co ci imponuje? – zaciekawił się.

– Hm… – zaczęła się zastanawiać. – To całkiem trudne pytanie.

Oparł się łokciem o bar i skrzyżował nogi w kostkach, jakby szykował się do dłuższej pogawędki.

– Może pieniądze?

– Oczywiście, że nie.

– W takim razie co?

Po paru chwilach wreszcie wymyśliła odpowiedź:

– Maniery. Intelekt. Moralność.

Argentyńczyk zaśmiał się cynicznie.

– Spotkać tak staromodną dziewczynę w nocnym klubie w Las Vegas? To naprawdę bezcenne przeżycie.

Nie miała ochoty kontynuować tej konwersacji. Zsunęła się ze stołka i chwyciła torebkę.

– Muszę już iść – burknęła pod nosem.

Przyłożył palec do jej odsłoniętego ramienia, a potem przesunął nim powoli aż do nadgarstka. Jego dotyk był elektryzujący, ale nie dała tego po sobie poznać.

– Będę czekał na taniec, querida – wyszeptał nad jej uchem.

Daisy obróciła się i rzuciła przez ramię:

– No to się nie doczekasz.

Luiz postanowił opuścić klub o trzeciej nad ranem. Był niezadowolony. Rozczarowany. Nie miał pojęcia, co go tak zafascynowało w tej dziewczynie. Nie była w jego typie; nie wyglądała jak modelka ani aktorka. Nie mógł jednak zapomnieć o jej kasztanowych włosach, niebieskich oczach, delikatnej kremowej cerze i rozkosznych ustach jak dwa soczyste płatki róży. Co prawda emanowała brytyjską wyniosłością i chłodem, ale wyczuwał, że drzemie w niej namiętna natura. Zanim wyszedł z lokalu, parę razy zdołał odszukać ją wzrokiem w tłumie. Tańczyła na parkiecie z jakimś gogusiem, a potem piła z nim drinka przy barze. Wyglądała, jakby się dobrze bawiła, ale czuł, że udawała. Czyżby wiedziała, że na nią patrzył? Parę razy zerknęła w jego stronę, lecz trwało to tylko ułamek sekundy. Nawet nie miał pewności, czy go zauważyła. Wiele dałby za to, żeby znowu przez dłuższą chwilę spojrzeć w jej błękitne oczy. A przy okazji obejrzeć sobie całą resztę…

Wrócił sam do hotelu. W ciągu tego wieczoru poznał sporo kobiet, z którymi bez problemu mógłby wylądować w łóżku, ale nie był w nastroju. Przed przylotem do Las Vegas odwiedził w Argentynie swojego brata, Alejandra, który niedawno dał się zaobrączkować. Jego żona była wspaniałą osobą, ale Luiz stracił wiernego kompana, z którym kiedyś tworzył zgraną drużynę. Gdziekolwiek pojawiali się bracia Valquez, tam pojawiały się też tłumy pięknych kobiet. To były dobre czasy, ale Alejandro odpadł z gry. Ustatkował się i znalazł szczęście u boku jednej kobiety. Luiz nigdy by się nie odnalazł w czymś takim.

Podróżował po świecie, odnosząc na boisku kolejne sukcesy. W swojej argentyńskiej willi miał biegnącą wzdłuż całej ściany półkę, na której ustawiał zdobyte trofea. Zaczynało brakować na nie miejsca. Rzadko jednak bywał w domu. Przez większość czasu żył na walizkach. Zawsze musiał być tam, gdzie akurat odbywał się kolejny mecz jego drużyny. Między innymi dlatego przygody na jedną noc były drugą dyscypliną sportową, w jakiej osiągnął mistrzostwo. Zresztą po co miałby się angażować w poważne związki? Wystarczyło, że pomyślał o swoich rodzicach. Matka pewnego dnia odeszła od ojca. Brat dziesięć lat temu dostał kosza od ukochanej kobiety, gdy już stał z nią przed ołtarzem. Co prawda Alejandro był teraz szczęśliwy z Teddy, która była cudowną partnerką, ale to nie zmieniało faktu, że swego czasu okropnie przeżył tamto upokorzenie.

Luiz zresztą dawno temu obiecał sobie, że nigdy nie pozwoli się zranić żadnej kobiecie.

Krocząc hotelowym korytarzem w stronę swojego pokoju, nagle dostrzegł tamtą Angielkę. Szła z jakimś facetem – wymuskanym elegancikiem – który trzymał ją za rękę. Poznał go. To ten goguś, z którym tańczyła w klubie. Luiz zmarszczył brwi, przypatrując się tej scence. Było w niej coś podejrzanego. Dziewczyna chwiała się na nogach, a jej niebieskie oczy były dziwnie mętne.

– Na co się gapisz? – burknął elegancik.

Luiz spojrzał na dziewczynę.

– Wszystko w porządku, querida?

Popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem, jakby nigdy wcześniej go nie widziała.

– Muszę… do łóżka… – wymamrotała pod nosem.

– Już zaraz, kotku – odparł mężczyzna, otwierając drzwi do swojego pokoju.

Luiz zablokował mu wejście ramieniem, chwytając dłonią za futrynę.

– Dasz jej spokój, czy wolisz, żebym zadzwonił na policję? – syknął przez zęby.

– Ona jest moja. Spływaj, koleś.

Oddech mężczyzny cuchnął alkoholem. Luiz miał ochotę uderzyć go w twarz. Wiedział jednak, że podpity elegancik mógłby później zrobić z tego jakąś niepotrzebną aferę, która zaszkodziłaby jego karierze.

– Dodałeś jej czegoś do drinka?

– Wyluzuj, człowieku. To twoja narzeczona czy coś w tym guście?

– Czego jej dosypałeś? – warknął ostro.

Mężczyzna rozejrzał się spłoszonym wzrokiem po hotelowym korytarzu.

– Jesteś gliną? – spytał nerwowym tonem. – Czego ode mnie chcecie? Ja nic nie zrobiłem!

Luiz chwycił go za gardło i tak mocno trzepnął nim o ścianę, że prawie spadły obrazy zawieszone w korytarzu.

– Masz trzy minuty na wymeldowanie się z tego hotelu. Ani sekundy więcej. Kapujesz?

Elegancik przełknął głośno ślinę. Spod tlenionej fryzury zaczęły ściekać po jego czole strużki potu.

– To nie ja! Mój kumpel… – charczał przez ściśnięte gardło. – Przysięgał, że nic się jej nie stanie. Dolał jej tylko wódki do drinka, kiedy akurat nie patrzyła. Chciał, żeby się trochę wyluzowała. Powiedziała, że nie jest mną zainteresowana. Ale na pewno była, tylko udawała. Wszystkie panienki w Las Vegas szukają tego samego. Chcą się bzyk…

Luiz znowu trzepnął nim o ścianę.

– Zamknij się! – warknął. – Jeśli kiedykolwiek się jeszcze do niej zbliżysz, do końca życia będziesz kaleką. Zatroszczę się o to, rozumiesz?

Puścił go, skrzywił się z obrzydzeniem i wytarł ręce o spodnie. Mężczyzna, zataczając się i trzymając za gardło, wszedł się do swojego pokoju. Luiz obrócił się i zobaczył, że dziewczyna kucnęła pod ścianą ze zwieszoną głową. Dotknął jej bladego policzka. Jej skóra była chłodna, ale oddychała normalnie.

– Jak się czujesz?

Popatrzyła na niego mętnym wzrokiem.

– My się znamy, proszę pana?

– Rozmawialiśmy dziś wieczorem.

Pokiwała powoli głową.

– Faktycznie, wyglądasz jakby znajomo, ale…

– W którym pokoju mieszkasz? – przerwał jej i pomógł wstać.

– Nie pamiętam. Ale na pewno coś z siódemką. – Zachichotała pod nosem. – To mój szczęśliwy numerek. Jakiś czas temu urządziliśmy sobie loterię szkolną z nagrodami. Wybrałam siódemkę i wygrałam wizytę w spa. Było tak fajnie, że nie chciałam stamtąd wychodzić. Wtedy pierwszy raz zrobiłam sobie depilację brazylijską. Belinda mnie namówiła. Bolało jak cholera, ale to ładnie wygląda i od tamtej pory regularnie sobie to robię, chociaż zawsze wyję z bólu, jak zdzieram plastry. Wiem, jestem żałosna. Taka strasznie tchórzliwa… – Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Może dlatego, że straciłam matkę, kiedy byłam dzieckiem. Zginęła w wypadku, jak miałam dziesięć lat…

– Przykro mi to słyszeć.

– Mój ojciec już nigdy więcej się nie ożenił. Myślałam, że od razu znajdzie sobie kogoś innego, ale tego nie zrobił. To znaczy, spotyka się z kobietami. Sypia z nimi. Wiem, że to zupełnie normalne, ale i tak trochę obrzydliwe. Nasi rodzice nie powinni uprawiać seksu, prawda? To do nich nie pasuje. Zresztą mój ojciec jest po sześćdziesiątce. Naprawdę powinien już dać sobie spokój z takimi rzeczami.

– Cóż, mężczyzną jest się do końca życia – skomentował Luiz.

– Zanudzam cię swoimi opowieściami? Zawsze się boję, że jestem nudna. A może nie masz czasu? Jesteś umówiony z jakąś kobietą?

– Niestety nie.

– Odwołała randkę, tak?

– Gorzej. Poprosiłem ją do tańca, ale odmówiła.

– Och, biedaczysko – westchnęła współczująco. – Jesteś zawiedziony?

– Zdruzgotany.

Poklepała go po ramieniu.

– Jakoś to przeżyjesz. Znajdziesz sobie inną dziewczynę. Wierzę, że każdy z nas ma gdzieś na świecie swoją drugą połówkę. Musimy cierpliwie czekać, aż los się do nas uśmiechnie. Tak jak ja teraz. – Wyszczerzyła zęby w szerokim, pijackim uśmiechu.

Luiz spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem.

– Ile wypiłaś?

– Malutko. Parę kropelek. Mam słabą głowę. Najpierw wypiłam kieliszek szampana, a potem zamówiłam sok pomarańczowy z wódką. Nawet go nie dokończyłam, bo pobiegłam na parkiet. Gdybyś widział, jak tańczyłam! Pierwszy raz w życiu udała mi się macarena.

Luiz miał wrażenie, jakby prowadził do domu nastoletnią córkę, która zaliczyła pierwszą w życiu zakrapianą imprezę.

– Masz klucz do pokoju?

Zaczęła grzebać w torebce, ale po chwili podniosła do góry palec, uśmiechnęła się triumfalnie i wyłowiła zza lewej miseczki stanika kartę magnetyczną.

– Wiedziałam, że schowałam go w bezpiecznym miejscu.

Luis wziął do ręki rozgrzany od jej ciała kawałek plastiku i poczuł przyjemny dreszcz. Po chwili jednak powiedział:

– To nie jest karta z tego hotelu. Pamiętasz, w którym się zatrzymałaś?

Wykrzywiła usta, jak dziecko, które nie chce zjeść porcji szpinaku.

– Nie chcę tam iść! Tutaj jest o wiele fajniej.

Pokręcił głową i przeczesał dłonią włosy.

– Czy w ogóle wiesz, gdzie jesteśmy? Na którym piętrze?

– Na twoim piętrze – odparła słodkim głosem, zalotnie trzepocząc długimi rzęsami.

Westchnął z irytacją. Miał świadomość, że mało kto podejrzewałby go o kierowanie się w życiu jakimiś moralnymi zasadami, zwłaszcza jeśli chodzi o kontakty damsko-męskie, ale nigdy nie chodził do łóżka z kobietami będącymi pod wpływem alkoholu bądź narkotyków.

– Posłuchaj, querida. Musisz się położyć i wytrzeźwieć.

Zrobiła nadąsaną minę.

– Wytrzeźwieć? Wcale nie jestem pijana! Zobacz, potrafię iść prościutko.

Ruszyła przed siebie korytarzem, z rozpostartymi ramionami, jak linoskoczek. Po przejściu paru kroków obróciła się i ruszyła z powrotem, ale nagle zaplątały jej się nogi i runęła do przodu. Padłaby na ziemię jak ścięte drzewo, gdyby Luiz nie chwycił jej w powietrzu. Przycisnął do siebie jej filigranowe ciało. Poczuł jej słodkie owocowe perfumy z nutą cynamonu. Objęła go ramionami, ziewnęła i wymruczała:

– Jestem taka zmęczona.

Oparła głowę o jego ramię i zamknęła oczy z cichym westchnieniem.

– Jak masz na imię?

– Spać… – odpowiedziała i jeszcze mocniej się w niego wtuliła.

Przez parę długich chwil stał w miejscu, wsłuchując się w jej cichy, rytmiczny oddech. Jej długie włosy łaskotały go w szyję i ręce. Czarna sukienka podjechała trochę do góry, odsłaniając nogi do połowy uda i podkreślając kształt pośladków. Poczuł przypływ podniecenia i zaklął w myślach. Najgorszy był jednak ten błogi uśmiech, który malował się na jej twarzy. Pomyślał, że obudzenie jej byłoby zbrodnią.

– I co teraz? – spytał na głos, dobrze wiedząc, że nikt mu nie odpowie.

Tytuł oryginału: The Valquez Seduction

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2014

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Łucja Dubrawska-Anczarska

© 2014 by Melanie Milburne

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-2091-0

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.