Droga do marzeń - Sharon Kendrick - ebook

Droga do marzeń ebook

Sharon Kendrick

3,8

Opis

Ellie Brooks marzy o lepszym życiu. Pracuje jako kelnerka w eleganckim hotelu na południu Anglii, ale w przyszłości chce zostać menedżerem i podróżować po świecie. Jest zdeterminowana zrobić wszystko dla kariery, lecz gdy do hotelu przyjeżdża grecki milioner Alek Sarantos, jeden wieczór z nim rujnuje jej plany. Pocałunek, na który mu pozwoliła, a o którym napisano w tabloidach, kosztuje ją utratę pracy. Kolejne spotkanie z Alekiem jeszcze bardziej komplikuje sytuację…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 142

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (44 oceny)
13
13
12
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Erristen

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00

Popularność




Sharon Kendrick

Droga do marzeń

Tłumaczenie

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Pragnął jej. Pragnął tej dziewczyny tak mocno, że nie dawało mu to spokoju.

Alek Sarantos poczuł dreszcz pożądania. Zabębnił palcami w lniany obrus. Płomienie świec migotały na wietrze. Zmienił nieco pozycję, ale wciąż nie mógł ochłonąć.

Może to myśl o powrocie do szalonego tempa życia w Londynie zaostrzyła apetyt. A może to po prostu ona.

Patrzył, jak kobieta szła w jego stronę przez wysoką trawę, pośród polnych kwiatów, pobłyskujących w słabnącym świetle letniego wieczoru. Wschodzący księżyc oświetlał prostą białą koszulę włożoną w ciemną spódnicę, która wydawała się o rozmiar za mała. Przylegający mocno fartuch podkreślał biodra.

Wszystko jest w niej takie miękkie, pomyślał. Miękka skóra. Miękkie ciało. Miękkie, jedwabiste włosy, ciężkim warkoczem opadające do połowy pleców.

Pożądał jej, choć zdecydowanie nie była w jego typie. Zwykle nie podniecały go kształtne kelnerki o przyjaznym, bezpretensjonalnym uśmiechu. Lubił smukłe, niezależne kobiety, a nie prostolinijne i o pełnych kształtach. Kobiety o hardym spojrzeniu, rozbierające się bez zbędnych pytań. Takie, które zgadzały się na jego warunki, niepozostawiające pola do manewru. Dzięki takiemu stawianiu spraw stał się wpływowy i mógł wieść życie wolne od zobowiązań i obciążeń rodzinnych. Nie chciał ich. Unikał każdej dziewczyny, którą podejrzewał o nadmierne potrzeby emocjonalne. Partnerki do łóżka nie miały być słodkie.

Dlaczego zatem pragnął kogoś, kogo przez cały tydzień dostrzegał kątem oka, jak dojrzały owoc, mający wkrótce spaść z drzewa? Może chodziło o fartuch, nowo odkryty fetysz, o którym fantazjował?

– Pańska kawa.

Nawet jej głos był miękki. Zapamiętał, jak niskim, dźwięcznym tonem pocieszała dziecko, które zdarło kolano na wyłożonej żwirem dróżce. Alek wracał wówczas z meczu tenisa z zatrudnionym przez hotel zawodowcem. Ujrzał, jak kobieta kuca przy chłopcu. Zatrzymała krwotok chusteczką, podczas gdy pobladła niania stała obok, roztrzęsiona. Odwróciła głowę i dostrzegła Aleka.

– Idź do środka i przynieś apteczkę – powiedziała najspokojniejszym głosem, jaki kiedykolwiek słyszał. Zrobił to. Bardziej nawykły do wydawania poleceń niż ich wykonywania, wrócił z apteczką i wzruszył się, widząc z jakim zaufaniem chłopiec patrzył załzawionymi oczami na kelnerkę.

Teraz pochyliła się do przodu, stawiając przed nim filiżankę kawy. Jej piersi przykuły uwagę Aleka; złapał się na myśleniu o jej sutkach. Wyprostowała się. Zobaczył cynowoszare oczy pod gęstą, jasną grzywką. Nie nosiła ozdób poza cienkim łańcuszkiem na szyi i identyfikatorem z imieniem „Ellie”.

Ellie.

Przez ostatni tydzień nie tylko była cierpliwa i opanowana wobec małych chłopców, ale też zaspokajała wszystkie jego zachcianki – choć samo w sobie nie było to dla niego niczym nowym; jej obecność okazała się zaskakująco nienachalna. Nie próbowała wciągnąć go w rozmowę ani błysnąć poczuciem humoru. Była miła i życzliwa, ale nie czyniła aluzji do wolnych wieczorów ani nie oferowała, że go oprowadzi po okolicy. Krótko mówiąc, nie narzucała mu się tak, jak robiłaby to jakakolwiek inna kobieta. Odnosiła się doń z taką samą grzecznością, jaką okazywała wszystkim innym gościom dyskretnego hotelu w New Forest – może właśnie to go dręczyło. Prawie się nie zdarzało, by Alek Sarantos był traktowany jak inni.

Nie tylko to zwróciło jego uwagę. Miała w sobie coś, czego nie potrafił nazwać. Może ambicję, może po prostu cichą dumę profesjonalistki. Czy to właśnie sprawiło, że zatrzymywał na niej wzrok? A może fakt, że przypominała mu jego samego sprzed lat? Kiedyś sam był taki ambitny, gdy zaczynał z niczym i też pracował jako kelner. Kiedy pieniędzy było mało, a przyszłość niepewna. Pracował ciężko, żeby uciec od przeszłości i zbudować nową przyszłość. Wiele się po drodze nauczył. Sądził, że sukces rozwiązuje każdy problem w życiu, mylił się jednak. Sukces pozwalał osłodzić trudne sytuacje, ale i tak trzeba było się z nimi mierzyć.

Czyż nie uświadomił sobie tego teraz, kiedy osiągnął wszystko, co zamierzał, pokonawszy wszelkie przeszkody i zgromadziwszy niewyobrażalne bogactwo na kontach? Bez względu na to, ile rozdał na cele charytatywne, zarabiał coraz więcej. Czasem zadawał sobie niepokojące pytanie, na które nie potrafił znaleźć odpowiedzi, ale które stawiał ostatnio coraz częściej.

Czy to już wszystko?

– Życzy pan sobie czegoś jeszcze, panie Sarantos? – spytała. Głos kelnerki podziałał kojąco.

– Nie jestem pewien. – Podniósł wzrok. Ciemniejące niebo zaroiło się od gwiazd niczym posrebrzone płótno. Pomyślał o mającym nastąpić nazajutrz powrocie do Londynu. Nagła, niewytłumaczalna tęsknota sprawiła, że spuścił głowę i spojrzał dziewczynie w oczy. – Noc jest jeszcze młoda – zauważył.

Uśmiechnęła się.

– Kiedy obsługiwało się gości przez cały wieczór, dwudziesta trzecia trzydzieści nie wydaje się młodą godziną.

– Pewnie nie. – Posłodził kawę. – O której kończysz?

Uśmiech zniknął z twarzy kelnerki, jakby nie spodziewała się takiego pytania.

– Za jakieś dziesięć minut.

Alek odchylił się w krześle i przyjrzał jej się dokładniej. Miała lekko opalone nogi i skórę tak gładką, że łatwo było nie zauważyć, jakie tanie buty nosi.

– Doskonale. Bogowie uśmiechnęli się do nas. Może się ze mną napijesz?

– Nie mogę. – Wzruszyła ramionami. – Nie powinnam się spoufalać z klientami.

– Zapraszam cię tylko na drinka, poulaki mou. Nie zamierzam zaciągać cię w żaden ciemny kąt w niecnych celach. – Nigdy nie miał nikogo bliskiego i ważnego i chciał, by tak pozostało, lecz ta gwiaździsta noc wymagała kobiecego towarzystwa.

– Lepiej nie – odparła. – Przykro mi, to wbrew regułom hotelu.

To było nowe doznanie dla Aleka. Czy to dlatego, że czegoś mu odmówiono? Kiedy ostatnio mu się to zdarzyło? Nagle zdał sobie sprawę, że może będzie musiał się postarać i nie ma absolutnej pewności, że mu się uda.

– Ale jutro wieczorem wyjeżdżam – powiedział.

Ellie przytaknęła. Wiedziała o tym, podobnie jak wszyscy w hotelu. Słyszeli dużo na temat greckiego miliardera, który w zeszłym tygodniu przybył do The Hog. W najbardziej luksusowym hotelu na południu Anglii byli przyzwyczajeni do bogatych i wymagających gości, ale Alek Sarantos był od większości jeszcze bogatszy i jeszcze bardziej wymagający. Jego osobisty asystent przysłał przed przyjazdem biznesmena listę rzeczy, które lubi i których nie lubi. Całemu personelowi zalecono jej przestudiowanie. Choć Ellie uważała, że to lekka przesada, podeszła do sprawy poważnie, bo jeśli już coś robiła, robiła to porządnie.

Wiedziała, że lubi jajka sadzone smażone z obu stron, bo mieszkał przez jakiś czas w Ameryce. Że pija czerwone wino, a od czasu do czasu whisky. Zanim przybył, specjalny kurier dostarczył jego ubrania, starannie owinięte w cienką bibułę. Personel miał nawet nadzwyczajną pogadankę tuż przed przyjazdem miliardera.

– Panu Sarantosowi trzeba zrobić miejsce – powiedziano im. – W żadnym razie nie należy mu przeszkadzać, chyba że okaże, że tego chce. Mamy szczęście, że ktoś taki zatrzyma się w naszym hotelu, więc musimy sprawić, by poczuł się jak w domu.

Ellie potraktowała instrukcje poważnie, bo proces szkolenia w The Hog zapewniał jej stabilność i nadzieję na przyszłość. Nigdy nie była dobra w egzaminach, a tutaj oferowano jej ścieżkę kariery, którą była zdeterminowana podążać, bo chciała zostać kimś. Chciała być silna i niezależna.

Oznaczało to, że w przeciwieństwie do wszystkich innych pracujących tam kobiet starała się traktować greckiego biznesmena z pewną bezstronnością. Nie próbowała z nim flirtować jak wszystkie inne. Miała wystarczająco praktyczne podejście, by znać swoje ograniczenia, i wiedziała, że Alek Sarantos nigdy nie zainteresowałby się kimś takim jak ona. Zbyt krągła, zbyt zwyczajna – nigdy nie będzie pierwszym wyborem międzynarodowego playboya, więc po co udawać, że jest inaczej?

Oczywiście i tak mu się przyglądała. Sądziła, że nawet zakonnica nie minęłaby go obojętnie, bo mężczyźni tacy jak Alek Sarantos nie pojawiali się w polu widzenia przeciętnej osoby częściej niż kilka razy w życiu.

Jego twarz o surowych rysach trudno było określić jako ładną, a zmysłowe wargi wykrzywiał grymas bezwzględności. Włosy miał w kolorze hebanu, skórę lśniącą niczym polerowany spiż, ale to oczy, niespodziewanie błękitne, przywodzące na myśl skąpane w słońcu morza z broszur biur podróży, najbardziej przykuwały uwagę. Sprawiały, że czuła się…

Jak?

Nie była pewna. Jak gdyby wyczuwała w nim jakąś stratę? Jak gdyby na jakimś niepojętym poziomie byli bratnimi duszami? Z pewnością szkoda było czasu na takie głupstwa. Schwyciła mocniej tacę. Pora pożegnać się i iść do domu.

Tymczasem Alek Sarantos nadal wpatrywał się, jakby czekał, aż zmieni zdanie. Palące spojrzenie błękitnych oczu kusiło. Nie co dzień grecki miliarder zaprasza na drinka.

– Dochodzi dwunasta – powiedziała niepewnie.

– Znam się na zegarku – odparł zniecierpliwiony. – Co się stanie, jeśli zostaniesz po północy? Twój samochód zmieni się w dynię?

Zdumiała się, że zna baśń o Kopciuszku; czyżby w Grecji mieli te same baśnie? Dziwiło ją mniej, że skojarzył ją właśnie z tą postacią.

– Nie mam samochodu, tylko rower.

– Mieszkasz pośrodku niczego i nie masz samochodu?

– Nie. – Opuściła tacę i uśmiechnęła się, jakby tłumaczyła pięciolatkowi podstawy odejmowania. – Rower jest tu znacznie bardziej praktyczny.

– A co się dzieje, jeśli jedziesz do Londynu albo na wybrzeże?

– Nie jeżdżę do Londynu zbyt często. A poza tym istnieje coś takiego jak transport zbiorowy. Pociągi, autobusy.

Wrzucił do kawy kolejną kostkę cukru.

– Pierwszy raz jechałem komunikacją zbiorową, kiedy miałem piętnaście lat.

– Serio?

– Serio. Nie korzystałem ani z pociągów, ani z autobusów, ani nawet z liniowych samolotów.

Zamyśliła się. Jakie wiódł życie? Przez chwilę miała ochotę pokazać mu wycinek swojego. Może powinna zaproponować spotkanie nazajutrz rano i podróż autobusem do pobliskiego Milmouth-on-Sea? Albo jazdę pociągiem, dokądkolwiek. Mogliby pić herbatę z parzących palce papierowych kubków, podczas gdy za oknem przesuwałby się wiejski krajobraz; założyłaby się, że nigdy tego nie robił.

Uświadomiła sobie, jak bardzo byłoby to bezczelne. On był miliarderem, a ona kelnerką. Choć goście czasem udawali, że są równi obsłudze, wszyscy wiedzieli, że to nieprawda. Bogaci lubili zgrywać zwykłych ludzi, była to jednak tylko gra. Poprosił ją, by się z nim napiła, lecz co mogło takiego biznesmena interesować w kimś takim jak Ellie? Może wyjątkowo zaborczy nastrój opuści go, gdy tylko dziewczyna się przysiądzie? Wiedziała, że potrafi być niecierpliwy i wymagający. Przecież pracownicy recepcji opowiadali, jak urządzał im piekło za każdym razem, kiedy tracił dostęp do internetu, a przecież teoretycznie był na wakacjach, więc zdaniem Ellie nie powinien pracować.

Potem przypomniała sobie coś, co kierownik powiedział, kiedy zaczynała szkolenie na pracownika hotelu. Potężni goście czasem chcą się wygadać i należy im pozwalać.

Popatrzyła mężczyźnie w oczy, próbując ignorować mrowienie przebiegające jej po ciele.

– Jak to się stało – zapytała, starając się brzmieć normalnie – że dopiero w wieku piętnastu lat skorzystałeś pierwszy raz z transportu publicznego?

Odchylił się w krześle. Zastanowił się nad pytaniem, nie wiedząc, czy to właściwy moment, by zmienić temat, bez względu na to, jak łatwo mu się z nią rozmawiało. Zwykle nie dopuszczał nikogo do wiedzy o swojej przeszłości. Dorastał w pałacu, otoczony wszelkimi luksusami znanymi ludzkości.

Nienawidził każdej minuty tego okresu życia.

Mieszkał w istnej fortecy, chronionej przez wysokie mury i groźne psy. Kandydaci na wszystkie, nawet najpodrzędniejsze stanowiska byli sprawdzani przed zatrudnieniem i przepłacani, by przymykali oko na zachowanie ojca Aleka. Nawet rodzinne wakacje mijały pod znakiem obsesji bezpieczeństwa. Staruch obawiał się, że wieści o jego stylu życia przeciekną do gazet i naruszą pozory szacowności. Zatrudniał ochroniarzy, by trzymali na dystans ciekawskich, dziennikarzy i byłe kochanki. Płetwonurkowie dyskretnie sprawdzali zagraniczne nabrzeża, zanim luksusowy jacht wpływał do przystani. Dorastając, Alek nie wiedział, jak to jest nie mieć towarzystwa byczków z ochrony. W wieku piętnastu lat odszedł, pozostawiając za sobą dom i przeszłość i całkowicie z nimi zrywając. Z bajecznego bogactwa popadł w nędzę, ale przyjął nowy styl życia z ochotą. Nie był już obciążony fortuną ojca. Wszystko co miał, zarobił sam. Była to jedyna rzecz w życiu napawająca go dumą.

Zdał sobie sprawę, że kelnerka wciąż czeka na odpowiedź i nie spieszy się już, by skończyć pracę. Uśmiechnął się.

– Bo wychowałem się na greckiej wyspie, gdzie nie było żadnych pociągów i zaledwie kilka autobusów.

– Brzmi idyllicznie – skomentowała.

Przestał się uśmiechać. Cóż za szablonowe podejście. Wystarczy wspomnieć o greckiej wyspie, by wszyscy myśleli o raju, bo taką wizję im przedstawiano. Ale w raju czaiły się węże, czyż nie? Olśniewająco białe domki nad niebieskim morzem skrywały niezliczone udręczone dusze. Wszelkiego rodzaju mroczne sekrety czaiły się pod przykrywką normalnego życia. Przekonał się na własnej skórze.

– Z zewnątrz wyglądało to bardzo idyllicznie – powiedział. – Ale mało rzeczy pozostaje takimi samymi, jeśli przyjrzeć im się bliżej.

– Zapewne – przyznała, chwytając tacę drugą ręką. – Czy twoja rodzina nadal tam mieszka?

Rodzina? Nie użyłby tego słowa do opisania ludzi, którzy go wychowali. Kochanki ojca robiły co mogły, z małym skutkiem – choć oczywiście nawet to było lepsze niż w ogóle nie mieć matki. Niż matka, która od ciebie ucieka i nigdy nie próbuje się dowiedzieć, jak się miewasz.

– Nie – odpowiedział. – Wyspa została sprzedana po śmierci ojca.

– Cała wyspa? Chcesz powiedzieć, że twój ojciec miał na własność wyspę?

Gdyby powiedział, że mieszkał na Marsie, nie mogłaby wyglądać na bardziej zaskoczoną. Łatwo było zapomnieć, do jakiego wyobcowania potrafi prowadzić bogactwo, zwłaszcza wobec kogoś takiego jak ona. Jeżeli nie ma nawet samochodu, może mieć problem z wyobrażeniem sobie, że ktoś ma własną wyspę. Spojrzał na niepomalowane paznokcie dziewczyny. Pomyślał, że nie był do końca szczery, obiecując, że nie zaciągnie jej w ciemny kąt. Bardzo by tego chciał.

– Tyle czasu tam stoisz, że chyba już ci się skończyła zmiana – zauważył. – Mogłaś się jednak ze mną napić.

– Pewnie mogłam. – Ellie zawahała się. Zastanowiła się, dlaczego tak nalega. Dlatego, że odkąd pomogła małemu chłopcu, odnosił się do niej niemal przyjaźnie? A może dlatego, że mało entuzjastycznie podeszła do spędzania z miliarderem czasu, do czego nie był przyzwyczajony? Prawdopodobnie. Zastanawiała się, jak to jest być Alekiem Sarantosem – tak pewnym siebie, że nikt nigdy ci nie odmawia.

– Czego się tak boisz? Nie wierzysz, że potrafię się zachowywać jak dżentelmen?

Rozsądna Ellie pokręciłaby głową i powiedziała „nie, dziękuję”. Odniosłaby tacę do kuchni, odpięła rower i pojechała z powrotem do domu w pobliskiej wiosce. Ale światło księżyca i intensywny zapach róż sprawiały, że nie czuła się rozsądnie. Ostatni raz została zaproszona na randkę ponad rok temu. Pracowała w tak niesprzyjających życiu towarzyskiemu godzinach, że nie miewała ku temu zbyt wielu okazji.

Spojrzała Alekowi w oczy.

– Nie zastanawiałam się nad tym.

– Pomyśl. Cały tydzień mnie obsługiwałaś, więc może teraz dla odmiany ja cię obsłużę? Mam lodówkę pełną nietkniętego alkoholu. Jeśli jesteś głodna, mogę podać czekoladę lub morele. Może naleję ci kieliszek szampana?

– Dlaczego? Świętujesz coś?

Zaśmiał się.

– Świętowanie nie jest obowiązkowe. Sądziłem, że wszystkie kobiety lubią szampana.

– Nie ja. Kicham od bąbelków. Poza tym wracam rowerem. Nie chciałabym przejechać jakiegoś biednego kucyka stojącego na środku drogi. Wolałaby coś bezalkoholowego.

– Oczywiście. Usiądź. Zobaczę, co mam.

Wszedł do wolno stojącej willi zbudowanej na terenie należącym do hotelu. Usadowiła się niespokojnie na wiklinowym krześle, modląc się, by nikt jej nie zobaczył. Nie powinna siadać na werandzie gościa.

Rozejrzała się po trawniku skrytym w cieniu wielkiego dębu. Dziko rosnące kwiaty kołysały się lekko na wietrze. Hotel pozostawał jasno oświetlony. W jadalni paliły się świece, widać było ludzi siedzących nad kawą. O tej porze w kuchni personel gorączkowo zmywał, chcąc szybko wrócić do domu. Na górze pary zdejmowały czekoladki zostawione na poduszkach z egipskiej bawełny i szły do łóżek. A może korzystały z głębokich, dwuosobowych wanien, z których słynął The Hog.

Ellie wydało się, że zobaczyła coś za dębem. Instynktownie cofnęła się w cień. Zanim zorientowała się, co to było, Alek powrócił z pełną coli szklanką z matowego szkła dla niej i czymś, co wyglądało jak whisky dla siebie.

– Chyba powinienem przynieść to na tacy – powiedział.

Upiła łyk.

– I założyć fartuszek.

– Może mógłbym pożyczyć twój?

Musiałaby go zdjąć. Odłożyła szklankę, ciesząc się, że ciemność ukryła rumieniec.

– Nie mogę zostać na długo – powiedziała.

– Nie oczekiwałem, że zostaniesz. Jak cola?

– Pyszna.

Odchylił się w krześle.

– Opowiedz mi zatem, jak dwudziestoletnia kobieta…

– Mam dwadzieścia pięć lat – poprawiła.

– Dwudziestopięcioletnia. – Napił się whisky. – Trafiła do pracy w takim miejscu.

– To świetny hotel.

– Ciche miejsce.

– Podoba mi się to. Ma też słynny na cały świat program szkoleniowy.

– A co z nocnym życiem? Klubami, facetami i imprezami? Rzeczami, które lubi większość dwudziestopięciolatek?

Ellie wpatrywała się w bąbelki dookoła kostki lodu w szklance. Czy powinna wyjaśnić, że celowo zdecydowała się na spokojne życie, odmienne od chaosu charakteryzującego jej dzieciństwo? Na miejsce, gdzie mogła się skupić na pracy, bo nie chciała skończyć jak matka, której zdaniem celem kobiety powinno być zdobycie mężczyzny gotowego ją utrzymywać. Szybko się nauczyła, jak nie chce żyć. Nie zamierzała przeczesywać internetu ani szlajać się po klubach. Nigdy nie miała krótkiej spódniczki ani biustonosza push-up. Nie zamierzała spotykać się z kimś tylko ze względu na zawartość portfela.

– Skupiam się na karierze – powiedziała. – Mam ambicję podróżować i dopnę swego. Liczę, że któregoś dnia będę głównym menedżerem, jeśli nie tutaj, to w jakimś innym hotelu tej sieci. Konkurencja jest dość zaciekła, ale nie ma nic złego w mierzeniu wysoko. Tyle, jeśli chodzi o mnie. Opowiedz o sobie.

Alek zakręcił szklanką. W normalnej sytuacji zmieniłby temat, bo nie lubił mówić o sobie. Kelnerka potrafiła jednak zadawać pytania w taki sposób, że chciał odpowiedzieć. Wciąż nie rozumiał, dlaczego.

– Sam do wszystkiego doszedłem.

– Ale mówiłeś…

– Że mój ojciec był właścicielem wyspy? Owszem. Ale nie zostawił mi pieniędzy. – A nawet gdyby to zrobił, Alek rzuciłby nimi ojcu w twarz. Wolałby wziąć do ręki jadowitą żmiję niż choćby jedną drachmę z majątku starucha. – Wszystko, co mam, zarobiłem sam.

– Trudno było?

Miała hipnotyzujący głos, sprawiający wrażenie balsamu kojącego nigdy niewyleczoną do końca ranę. Takie typowe, wypić trochę za dużo whisky i zwierzać się przypadkowej kobiecie, nie mając jej więcej zobaczyć.

– To było wyzwolenie – przyznał szczerze. – Odcięcie związków z przeszłością.

Przytaknęła, tak jakby rozumiała.

– Żeby zacząć od nowa?

– Dokładnie. Żeby wiedzieć, że mogę żyć z każdą decyzją, jaką podejmę.

W tym właśnie momencie zadzwonił telefon komórkowy.

– Praca – rzucił, odbierając. Zaczął długą tyradą po grecku, a potem przeszedł na angielski, Ellie nie miała więc wyboru: słuchała. Prawdę mówiąc, słuchanie rozmowy, najwyraźniej dotyczącej dużego kontraktu z Chińczykami, było interesujące.

– Jestem na wakacjach. Wiesz, że jestem. Pomyślałem tylko, że warto najpierw skonsultować się z biurem w Nowym Jorku. – Ze zniecierpliwieniem stukał w poręcz krzesła. – Dobra. Masz rację. Dobrze.

Rozłączył się i napotkał spojrzenie dziewczyny.

– Co jest?

– Nie moja sprawa. – Wzruszyła ramionami.

– Powiedz, zaciekawiłaś mnie.

– Czy nigdy nie przestajesz pracować?

– Tak się składa, że to właśnie powiedział mój asystent. Stwierdził, że nie mogę przymuszać innych do brania urlopu, skoro sam tego nie robię. Na obecne wakacje naciskali od dawna.

– W takim razie jak to się stało, że odbierasz służbowe telefony w środku nocy?

– To była ważna rozmowa.

– Tak ważna, że nie mogła poczekać do rana?

– Tak. – Powinien być zirytowany, że dziewczyna wścibia nos w nie swoje sprawy, ale dostrzegł w tym jedynie dość rozbrajającą szczerość. Czy ludzie po to jeździli na wakacje, żeby wyjść z normalnego otoczenia i się otrząsnąć? Na co dzień nikt w rodzaju Ellie nie zbliżyłby się do biznesmena na wystarczająco długi czas, by potępić brak umiejętności wypoczynku. Zawsze otaczali go ludzie utrzymujący resztę świata w bezpiecznym oddaleniu.

Nagle warstwa ochronna życia zawodowego wydała się nieważna, wszystko skupiło się na twarzy o miękkich rysach, którą miał przed sobą. Zastanowił się, jak wyglądałyby włosy dziewczyny, gdyby je rozpuściła na poduszce. Jakie byłoby w dotyku jej ciało pod nim. Dokończył whisky i odstawił szklankę, zamierzając objąć kelnerkę.

W tej samej chwili odrzuciła opadającą na oczy grzywkę. Gwałtowny gest przywołał go do porządku. Czy naprawdę planował ją uwieść? Spojrzał na tanie buty i niepolakierowane paznokcie. Na fryzurę wyglądającą, jakby strzygła się sama. Zwariował? Była o wiele za słodka dla kogoś takiego jak on.

– Robi się późno – rzekł szorstko, wstając. – Gdzie twój rower?

– Pod wiatą.

– Chodźmy tam. Odprowadzę cię.

– Nie ma potrzeby. – Zaprzeczyła ruchem głowy. – Co noc chodzę sama. Lepiej, żeby nie widziano mnie z tobą.

– Odprowadzę cię – powtórzył. – Nie przyjmuję odmowy.

Czuł jej rozczarowanie, kiedy szli po oświetlonej światłem księżyca trawie. Wmawiał sobie, że postępuje słusznie. Mógł mieć miliony kobiet, nie powinien zbliżać się do uroczych, roztropnych kelnerek.

Dotarli do hotelu. Uśmiechnęła się z zakłopotaniem.

– Muszę się przebrać i wziąć torbę – powiedziała. – Więc już się pożegnam. Dobranoc, dziękuję za zaproszenie.

– Dobranoc, Ellie. – Pochylił się, zamierzając pocałować ją szybko w policzek, ale z jakiegoś powodu stało się inaczej. Czy to on obrócił głowę, czy ona? Dlaczego ich usta zetknęły się w pocałunku? Odruchowo przyciągnął dziewczynę i pocałował mocniej. Przestał się powstrzymywać; przesunął dłońmi po jej ciele, popchnął ją dalej w cień i przycisnął do ściany. Czy powinien włożyć rękę pod spódnicę, zsunąć majtki i wziąć ją, tak jak stali? Mało brakowało, a to właśnie by zrobił.

Cofnął się, choć miał wielką ochotę kontynuować. Zdołał zignorować własne zmysły i niemą prośbę w jej oczach. W końcu cenił reputację zbyt wysoko, by obściskiwać się z jakąś anonimową kelnerką.

Chwilę trwało, zanim zdobył się na to, by się odezwać.

– To nie powinno było się zdarzyć.

Ellie poczuła się jak oblana lodowatą wodą. Zastanowiła się, dlaczego się zatrzymał. Przecież na pewno też odczuł tę zadziwiającą chemię, tę magię. Nikt jej wcześniej tak nie pocałował. Chciała, by nie przestawał.

– Dlaczego nie? – wyrwało jej się śmiałe pytanie.

– Bo zasługujesz na więcej, niż jestem w stanie zaoferować. Potrzebujesz mężczyzny zupełnie innego rodzaju.

– Chyba sama powinnam o tym decydować?

– Wracaj do domu, Ellie. – Uśmiechnął się gorzko. – Odejdź stąd, zanim zmienię zdanie.

Rzucił coś, co zabrzmiało jak „do widzenia”, odwrócił się i poszedł z powrotem przez trawnik.

Tytuł oryginału: Carrying the Greek’s Heir

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2015

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Anna Jabłońska

© 2015 by Sharon Kendrick

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie Ekstra są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-2289-1

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.