(Nie)grzeczny seks - Kate Carlisle - ebook

(Nie)grzeczny seks ebook

Kate Carlisle

4,0

Opis

Czy kobieta może bez końca fantazjować o przystojnym, wysportowanym i bogatym szefie? A mężczyzna gapić się bezkarnie na opalone nogi atrakcyjnej zastępczyni? Ellie i Aidan nie chcą związku, ale odrobina seksu nie zaszkodzi. Spisują warunki swego romansu w umowie, którą na chłodno przedyskutowali. Jeszcze nie wiedzieli, że namiętność nie daje się ująć w paragrafy...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 155

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (55 ocen)
24
13
12
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kate Carlisle

(Nie)grzeczny seks

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Co dziś jeszcze pójdzie nie tak jak trzeba?

Aidan Sutherland wpatrywał się w ostatni mejl od szefa pobliskiej budowy i klął pod nosem. Zwykle wyluzowany, łatwo radził sobie z przeciwnościami, a narzekanie nie leżało w jego naturze. Jednak najnowszy problem był dziś już entym z kolei. A, do diabła, nawet nie nadeszła jeszcze pora lunchu. Co za dużo, to niezdrowo.

Po raz kolejny odczytał wiadomość i stwierdził, że problem, choć musi go rozwiązać w ciągu doby, nie należy do szczególnie trudnych. Więc dlaczego tak się przejmuje? Zirytowany wstał zza biurka i podszedł do panoramicznego okna. Widok z penthouse’u na malownicze tereny Alleria Resort sprawił, że powoli się uspokajał, a zdenerwowanie ustąpiło poczuciu satysfakcji.

Uśmiechając się lekko, przypomniał sobie czasy, gdy ta rajska wyspa wydawała się mrzonką. On i jego brat bliźniak Logan pragnęli w dzieciństwie upodobnić się do komiksowych superbohaterów. Być jak Iron Man albo Batman – niewyobrażalnie bogaci i potężni. Jednak przede wszystkim marzyli o zbudowaniu własnego imperium, a dla chłopaków z Kalifornii, którzy pływali, zanim nauczyli się chodzić, co mogło być lepsze od imperium na odległej tropikalnej wyspie? Prowadziliby interesy, leżąc w hamakach w cieniu palm.

Aidan obserwował wypływający z przystani katamaran. W dużej mierze udało im się zrealizować marzenia – choć na razie siedziba firmy znajdowała się nie pod palmami, lecz w kilku apartamentach kurortu Alleria. Całkiem nieźle jak na chłopaków z rodziny robotniczej, którzy głównie surfowali i imprezowali.

W ciągu kilku lat zdołali wygrać większość zawodów surfingowych i uzbierać dość pieniędzy, by wypełnić obietnicę złożoną ojcu. Z kolei jego marzeniem było, żeby skończyli studia. Ku ich zdziwieniu zostali przyjęci na jeden z najbardziej elitarnych uniwersytetów na wschodnim wybrzeżu. To w czasie studiów wygrali swój pierwszy bar w pokera. Jednocześnie świetnie się uczyli i ukończyli studia z najwyższymi ocenami. Te ostatnie fakty nie były jednak wystarczająco sensacyjne, więc większość artykułów prasowych koncentrowała się na burzliwej młodości braci Sutherlandów.

Aidan i Logan artykułami się nie przejmowali. Odnieśli oszałamiający sukces dzięki żyłce do interesów, pokerowi, filozofii surferów i naprawdę ciężkiej pracy. A także instynktowi i ogromnej dawce szczęścia. Zbudowali od podstaw Sutherland Corporation, a ich bary i ekskluzywne ośrodki wypoczynkowe można dziś było znaleźć na całym świecie. Flagowym kurortem była Alleria położona na ich prywatnej wyspie, która szybko stała się tętniącym życiem ważnym portem na Karaibach.

Aidan podszedł do biurka, by wziąć kubek i nalać sobie kawy z ekspresu. Myślał o Loganie, który po ślubie z Grace wyjechał do Europy na miesiąc miodowy. Po powrocie nowożeńców wszystko wróci do normy. Choć nie od razu, bo ich ojciec też wkrótce – za miesiąc – miał się żenić. Aidan pokręcił głową.

Oczywiście cieszył się, że tata po tylu latach życia w samotności zalegalizuje swój związek z Sally Duke. Jednak ojciec i Sally postanowili wziąć ślub na wyspie, więc musiał zająć się organizacją imprezy. Ponadto w nadchodzący weekend miał lecieć do Kalifornii, aby załatwić pewne kwestie prawne związane ze ślubem.

A niech to! Jeszcze nie zabrał się do przygotowywania dokumentów ojca. Zupełnie o tym zapomniał, a to nie było w jego stylu. Ale stracił zaufaną sekretarkę, która zakochała się i wyjechała na Jamajkę, gdzie wyszła za mąż. Akurat gdy jej najbardziej potrzebował.

Małżeńskie szczęście otaczało go ze wszystkich stron, naruszając wyraźnie równowagę rzeczy. A on zaczął tracić nad nimi kontrolę. Choć sam nigdy nie zamierzał się żenić, wokół wszyscy brali śluby. Jego starannie urządzony świat rozsypywał się jak domek z kart.

Kontrakt z Ericksonem miał zostać zawarty w ciągu najbliższych trzech tygodni. Z powodu wyjazdu Logana Aidan postanowił przekazać sprawę Ellie. Wiedział, że zostało mało czasu, ale był zajęty hotelem klasy boutique Duke’ów, który miał zostać otwarty na północnym brzegu wyspy. Duke’owie byli synami Sally i ekspertami do spraw negocjacji ze związkami zawodowymi, na razie obecnymi tu jedynie duchem.

Ellie da sobie ze wszystkim radę o wiele lepiej niż on. O ile byli z Loganem świetnymi negocjatorami, o tyle ona umiała prowadzić rozmowy, kiedy pojawiały się trudności. Bez problemu poradzi sobie z Ericksonem, a także szefami związków zawodowych i Duke’ami. Nie chciał wszystkiego na nią zwalać, ale obecnie nie mógł polegać wyłącznie na swojej pamięci.

– Puk, puk.

– O co chodzi? – spytał podniesionym głosem.

– Przyszłam nie w porę?

– Och, to ty, Ellie. – Aidan uspokoił się na widok Eleanor Sterling, swojej wicedyrektorki. – Wchodź, proszę. Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem.

– Jakieś kłopoty?

– Nic poważnego – zapewnił. – Niewielkie zamieszanie na placu budowy. Właśnie chciałem z tobą o tym porozmawiać. Ale ty pierwsza. O co chodzi?

– Mam tu listę spraw, które muszę z tobą omówić – oznajmiła, trzymając pod pachą zgrabny tablet.

– Oczywiście, że musisz. – Zaśmiał się pod nosem.

Czy zdarzyło się, by ich operatywna i przewidująca wicedyrektorka nie miała przygotowanej listy? Zawsze mógł liczyć na świetnie zorganizowaną Ellie. Była jego prawą ręką.

Teraz podeszła do biurka, a Aidan wstrzymał oddech, patrząc, jak siada naprzeciwko i zakłada nogę na nogę. Miała oszałamiająco długie nogi. A niech to, pomyślał i odwrócił wzrok. Ostatnio często mu się to zdarzało, co zrzucał na karb małżeńskiego szaleństwa, które ogarnęło wszystkich wkoło. Choć, prawdę powiedziawszy, od dawna miał na nią ochotę. Zresztą to całkiem zrozumiałe: Ellie miała nie tylko świetne nogi, ale także, o czym był głęboko przekonany, cudowne piersi. Miała również olśniewający uśmiech, piękne usta, jasnoniebieskie oczy, uroczy nosek i bujne ciemne włosy, które wiązała nisko grubą wstążką.

Po chwili odwrócił się ku niej i uśmiechnął nonszalancko. Miała na sobie sukienkę w ciepłym kolorze wiśni, krótką i bez rękawów, która podkreślała jej doskonałą figurę. Właściwie to kiedy zaczęła się tak ubierać? Zawsze była seksowna, a on zauważył to dopiero niedawno?

A teraz, gdy o tym pomyślał, zdał sobie sprawę, że Ellie rzadko wkładała sukienki. Zwykle nosiła klasyczne dopasowane garsonki i lekkie buty. Ostatnio jednak upały dawały się we znaki, dlatego zapewne włożyła sandałki na wysokich obcasach, które podkreślały opaleniznę na jej nogach. Skarcił się w myślach. Takie fantazje na temat wicedyrektorki firmy są zupełnie nie na miejscu.

Niesforne myśli wiążą się zapewne z faktem, że całe wieki nie był na porządnej randce. Natomiast Ellie, z przyczyn obiektywnych, nie wchodziła w grę. Koniec tematu. Tłumiąc pragnienia, usiadł przy biurku i uśmiechnął się z napięciem.

– Więc co mogę ci zrobić?

– Słucham? – spytała zaskoczona.

– To znaczy dla ciebie. – A niech to, pomyślał. – Przepraszam, jestem trochę rozkojarzony z powodu, no wiesz, tych związków zawodowych. Więc co jest na twojej liście?

Studiowała tekst na ekranie tabletu, a jednocześnie kręciła się na krześle i zakładała nogę na nogę. Aidan patrzył jak urzeczony, zastanawiając się, co by się stało, gdyby pchnął ją na biurko i zaczął całować jej nogi, zaczynając od kostek…

– Punkt pierwszy wiąże się z nowym centrum sportowym. Kontrakty dla firmy Paragon są wydrukowane i gotowe do podpisu – relacjonowała Ellie.

Aidan odpędził zmysłową wizję i spróbował się skoncentrować. O czym mowa? A, o dostawcy sprzętu i obsługi centrum. Aidan i Logan kumplowali się z Keithem Sandsem, dyrektorem generalnym Paragonu, który też uprawiał surfing.

– Dobra – odrzekł. – Przekażemy je wieczorem Keithowi i kończymy sprawę.

– Zrobione.

Wklepała informację do komputera, potem przygryzła dolną wargę, wpatrując się w ekran. Aidan, który z uwagą obserwował tę zmysłową czynność, przeżywał tortury. Gdy udało mu się odwrócić wzrok, przysiągł sobie, że podczas pobytu w Kalifornii zorganizuje sobie randkę. Zdecydowanie za dużo czasu minęło od jego ostatniej przygody: bez konsekwencji i zobowiązań.

– Co tam jeszcze mamy?

– Jak wiesz, nowy hotel otwiera się za dwa tygodnie.

– Tak, ale mamy opóźnienie z powodu firmy dostarczającej beton.

– Uhm, rozmawiałam z nimi – wyjaśniła Ellie. – Chyba się dogadaliśmy. Będę cię informować na bieżąco.

– Dzięki, że się tym zajęłaś. Coś jeszcze?

– Tak, to nieco bardziej złożona sprawa. – Odrzuciła włosy do tyłu i wzięła głęboki oddech. – Od dawna mam zaległy urlop i przepraszam, że tak w ostatniej chwili, ale w przyszłym miesiącu muszę wziąć trzy tygodnie wolnego, od drugiego do dwudziestego trzeciego. Rozdzieliłam już prace, więc nie będzie problemów.

Zanim zdołał coś powiedzieć, przeszła do następnego punktu.

– A teraz dobra wiadomość. Wszystkie hotelowe limuzyny zostaną za sześć tygodni wymienione na nowe. Dopięłam szczegóły: stare kupi firma z Saint-Barthélemy, ale musimy je przetransportować. Chcą zapłacić połowę kosztów, ale wolę, żebyśmy to my wszystkim się zajęli. Może to zrobić nowa duńska firma przewozowa z siedzibą w Nassau, ale muszę szybko dać im znać, czy jesteśmy zainteresowani.

– Podeślij mi ich ofertę. – Uniósł palec, by jej przerwać. – A teraz wróćmy do poprzedniego punktu.

– Kwestia betoniarki? – spytała zdziwiona.

Ani przez chwilę nie dał się nabrać na to niewinne spojrzenie i szeroko otwarte oczy.

– Nie, Ellie. Chodzi o twój urlop. Trzy tygodnie?

– Tak, ale nie martw się, to dopiero w przyszłym miesiącu.

Wziął kalendarz i policzył dni.

– Praktycznie jest koniec miesiąca, bo następny zaczyna się w przyszłym tygodniu. Co oznacza, że chcesz wyjechać za tydzień?

– Tak. Wydarzyło się coś ważnego. Przykro mi, że nie mogłam cię wcześniej o tym poinformować, ale muszę pilnie wyjechać. Mam ważne spotkanie i termin jest kluczowy.

Otworzył szeroko oczy.

– Czy dzieje się coś złego? Czy jesteś chora?

– Nie! – odparła bez wahania. – Jestem zdrowa, ale nie mogę tego przełożyć.

– Cieszę się, że to nic związanego ze zdrowiem. – Przerzucił strony kalendarza. – Ale czy nie możemy o tym porozmawiać? Wiesz, że wyjeżdżam na przedłużony weekend, a Logan wraca dopiero za dwa tygodnie. Trzeba pilnie zająć się kontraktem z Ericksonem, prowadzić dalej projekt Duke’ów, dostałem też kilkanaście zgłoszeń na stanowisko sekretarki i miałem nadzieję, że pomożesz mi przy rozmowach kwalifikacyjnych. Wiesz, że nie lubię nalegać, ale to naprawdę niedobry moment na wyjazd.

– Nie masz racji. Wszystko przygotowałam…

– Poczekaj – przerwał jej, stukając w kalendarz. – Wtedy odbywa się zjazd dostawców opakowań. To są twoi klienci, uwielbiają cię. Nie możesz wyjechać.

– Zostawiam ich w dobrych rękach. Dział sprzedaży się nimi zajmie.

– To nie to samo. – Do diabła, już nie miał sekretarki, ale jak sobie poradzi bez Ellie?

Przyjrzał jej się badawczo. O co chodzi z tym nagłym urlopem? Czy kryje się za tym jakiś facet? Choć to nie jego sprawa, nie był pewien, czy piałby z zachwytu, gdyby to mężczyzna okazał się tym powodem.

– Co może być aż tak ważne, że musisz wyjechać?

Spojrzała na niego bacznie.

– To sprawa osobista.

– Możesz mi powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi.

– Jesteś moim szefem.

– I twoim przyjacielem.

Uśmiechnęła się.

– Uwierz mi, Aidan, nie chciałbyś wiedzieć.

Położył na biurku splecione ręce i uśmiechnął się.

– Nie, tu się właśnie mylisz. Chciałbym wiedzieć. Potrzebujemy cię.

– Doceniam to, co mówisz, ale mam prawo do wakacji.

– Ależ oczywiście – potwierdził, zastanawiając się, czemu się aż tak upiera. Była ich najlepszym pracownikiem. Czy na pewno pracownikiem? Do diabła, właściwie partnerką w interesach. Oczywiście, że ma prawo do urlopu. Po prostu nie chciał, by wyjeżdżała teraz, gdy się tyle działo. Wolał nie myśleć, jak wiele rzeczy mogłoby pójść nie tak.

– Nie chodzi o sam urlop – dodał. – Do diabła, jesteś tak dobrze zorganizowana, zawsze planujesz wakacje z rocznym wyprzedzeniem. Co się stało?

– Coś mi wyskoczyło – odparła sztywno.

– Ellie, co do licha jest aż tak ważne, żeby zostawić na lodzie pięciuset uczestników kongresu? – Nie wspominając o mnie, pomyślał.

Westchnęła ostentacyjnie, a potem rzekła:

– No dobra, tylko nie mów, że cię nie ostrzegałam.

Poderwała się z krzesła i zaczęła chodzić tam i z powrotem przed jego biurkiem. Nagle przystanęła.

– Mam wizytę w klinice płodności w Atlancie. Termin jest uzależniony od cyklu owulacyjnego. Gdy dotrę na miejsce, powinnam dwa dni odpoczywać i zrelaksować się. Tydzień zajmie procedura zapłodnienia, a potem dwa tygodnie odpoczynku, no i czekania na rezultat.

Aidan otworzył szeroko oczy. Potrząsnął głową. Nagłe problemy ze słuchem? Chyba musiał się przesłyszeć. Do licha. Zapłodnienie? Spiorunował ją wzrokiem.

– O czym ty do cholery mówisz?

Z pogodnym uśmiechem usiadła z powrotem.

– Mam zamiar mieć dziecko.

No i stało się. W końcu to powiedziała. Starała się wyglądać spokojnie, nie wiercić się na krześle. Trudno, jego błąd, że tak naciskał. Nie zamierzała wtajemniczać go w swoje plany urlopowe, ale przecież Aidan nie odpuszcza.

Fakt, zwykle planowała wakacje z dużym wyprzedzeniem. Tak, była świetnie zorganizowana, nigdy nie działała pod wpływem impulsu, zawsze miała wszystko pod kontrolą. Nigdy nie robiła niczego spontanicznie. Aż dotąd.

Aidan lekko przekrzywił głowę i przechylił się do przodu, jakby nie dosłyszał.

– Powtórz, co powiedziałaś, proszę.

Westchnęła. Cudownie pracowało jej się z Aidanem. Myślała o nim jak o dobrym koledze z pracy, nawet jeśli w rzeczywistości był jej szefem oraz świetnie zbudowanym, towarzyskim, wysportowanym i opalonym facetem. Zachwycającym, przystojnym i seksownym.

Mieli dużo wspólnych zainteresowań i często odbywali razem podróże służbowe. Zawarli wiele kontraktów, a nawet zamknęli jeden czy dwa bary, gdy negocjacje okazały się trudniejsze, niż przewidywali. Właściwie to polubiła Aidana od pierwszego dnia pracy w Sutherland Corporation, a nawet niczym gimnazjalistka się w nim zadurzyła. Jednak nie miało to znaczenia, ponieważ nie zamierzała ulec swym uczuciom. Nie dość, że zniszczyłoby to ich relacje i oznaczało koniec wymarzonej pracy, ale także sprawiło, że poczułaby się największą na świecie idiotką.

Wiedziała, że pytania Aidana biorą się z życzliwości, a skoro postanowiła być z nim szczera, więc powtórzyła:

– Powiedziałam, że chcę mieć dziecko.

– W przyszłym tygodniu?

– W przyszłym tygodniu zaczynają się zabiegi.

– Nie możesz przełożyć ich o tydzień?

– Nie – odparła, próbując z całych sił zachować spokój. – Owulację miewam regularnie, więc muszę na czas dotrzeć do Atlanty.

– Stop – przerwał jej i uniósł rękę. – Zbyt dużo kobiecych szczegółów, odpadam.

– Sam pytałeś.

– Chciałem tylko dowiedzieć się, dlaczego akurat teraz?

– Bo chcę mieć dziecko, a nie robię się młodsza. – I na tym postanowiła poprzestać.

– Ale – podrapał się w głowę zakłopotany – dlaczego chcesz skorzystać z banku spermy?

– Wolę mówić o klinice płodności.

– Ale dlaczego?

– Dlaczego? – powtórzyła, podnosząc głos w miarę, jak spokój ustępował miejsca irytacji. – Poważnie chcesz wiedzieć, dlaczego jadę do banku spermy, to znaczy do kliniki płodności? Chyba wiesz, co się dzieje w takich miejscach.

– Oczywiście. Ale chodzi mi o to… dlaczego nie zrobisz tego w tradycyjny sposób? – burknął zniecierpliwiony.

– Och, o to chodzi – odparła powoli. – No więc, ponieważ…

Co powinna mu powiedzieć? Prawdę? Pewnie, wolałaby zajść w ciążę w tradycyjny sposób, z mężczyzną, którego kocha, z kimś cudownym, kto chciałby spędzić z nią resztę życia. Tak się złożyło, że ostatnio znalazł się ktoś, kto był nią zainteresowany. Przez kilka tygodni chodziła z nim na randki, ale gdy tylko poruszyła temat dzieci i rodziny, od razu się ulotnił. Nawet nie zdążyli pójść do łóżka. Po prostu nie miała szczęścia.

Jednym z problemów było to, że większość mężczyzn przyjeżdżało na Allerię, by imprezować. Nie interesował ich związek, który trwałby dłużej niż tydzień. Inna sprawa, że co prawda mężczyźni uważali ją za ładną, ale wprawiała ich w zakłopotanie. Nie chodziło o dominującą osobowość: problem Ellie polegał na tym, że górowała nad nimi intelektualnie. Miała fotograficzną pamięć i chłonęła wiedzę. Bez trudu zapamiętywała nowe informacje i chciała się nimi dzielić. Niektórzy źle to znosili. Mężczyźni są tacy dziwni.

Postanowiła, że nie będzie się tym przejmować. Na szczęście Aidan i jego brat doceniali to, że jest bystra. Zaakceptowali ją, a to dla niej znaczyło o wiele więcej niż mężczyzna, z powodu którego musiałaby udawać głupszą, niż jest. Jednak w tej sytuacji nie dysponowała też kandydatem na ojca dziecka, więc po rozważeniu za i przeciw postanowiła skorzystać z kliniki.

Miała stabilną pracę, szeroki pakiet świadczeń socjalnych i dobrze zarabiała. Samotne wychowywanie dziecka wydawało się rozsądne. Zaprzyjaźniła się z kilkoma kobietami na wyspie i wiedziała, że w razie potrzeby będzie mogła na nie liczyć. Uważała, że z dzieckiem stworzą wspaniałą niewielką rodzinę, której zawsze pragnęła. Teraz tylko musi tego dopiąć.

– Ellie, powiesz mi, dlaczego nie możesz…

– Tak, w tradycyjny sposób. – Wyprostowała plecy i uniosła głowę. – Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa.

– Pewnie masz rację. – Na jego twarzy pojawił się wyraz sarkazmu. – Ale właśnie poinformowałaś mnie o swoich cyklach, więc po co pomijać resztę?

– Och, na litość boską, przecież oboje wiemy, że to, co robię w wolnym czasie, nie powinno nikogo poza mną obchodzić.

– Oczywiście – zgodził się – ale mnie to obchodzi. Jestem twoim przyjacielem i pracodawcą, a to, co planujesz, trudno nazwać wakacjami. Zamierzasz zajść w ciążę. A co potem? Czy wrócisz i będziesz nadal pracować? I jak długo?

– Do narodzin dziecka – odparła. – Potem pójdę na trzymiesięczny urlop macierzyński, po czym wrócę do pracy.

Ośrodek zapewniał dzieciom świetną opiekę, więc Ellie nie widziała problemu. To jeszcze jedna korzyść z pracy u Sutherlandów.

– Trzy miesiące. – Podniósł się z krzesła i przez chwilę stał nieruchomo. W końcu spojrzał na nią. – Dobra, zastanowię się nad tym. A teraz porozmawiajmy na temat nadchodzących trzech tygodni.

– Tak będzie lepiej.

– Nie będę się przeciwstawiał, ale jak sobie poradzimy bez ciebie przez ten czas? Jesteśmy zawaleni robotą, a nikt nie może cię zastąpić.

Uśmiechnęła się, ponieważ znalazła rozwiązanie dzięki Serenie, swojej najlepszej przyjaciółce i menedżerce do spraw kateringu.

– Serena i jej sekretarka zgodziły się pomóc przy zjeździe dostawców opakowań. Moja sekretarka zajmie się bieżącymi sprawami biurowymi. Będę też pod telefonem, gdyby pojawiły się problemy.

Wstała i spojrzała mu prosto w twarz.

– Nie wyjeżdżałabym, gdyby na wyspie był odpowiedni lekarz, ale go nie ma, więc lecę do Atlanty.

– A jeśli przejdziesz przez to wszystko i nie… – Wydawało się, że waży słowa. Najwyraźniej postanowił jednak nie dokończyć zdania.

– Jeśli zabieg nie przyniesie efektu? – Też brała to pod uwagę. – To spróbuję znów.

Zgrzytnął zębami.

– Rozumiem, co chcesz zrobić i oczywiście nie mam prawa wpływać na twoją decyzję, ale po co ten pośpiech? Jesteś taka młoda. Ile masz lat. Dwadzieścia osiem?

– Trzydzieści.

– No właśnie – odparł. – Masz jeszcze mnóstwo czasu, żeby zrobić to…

– Tak, tak, w tradycyjny sposób. Już wspominałeś.

– Czasem warto coś powtórzyć. – stwierdził, uśmiechając się ujmująco.

Przelotnie spojrzała na swój tablet, by uniknąć tego znaczącego spojrzenia. Rozmowa na temat dzieci i „tradycyjnego sposobu poczęcia” rozbudziła jej uczucie do Aidana, które dotąd tłumiła.

– Zdajesz sobie sprawę, że to w ogóle nie powinno cię obchodzić, prawda?

– Uhm – odrzekł i miał czelność się uśmiechnąć.

– Słuchaj, nawet jeśli mam mnóstwo czasu, to brakuje mi partnera. Wiesz, kogoś z odpowiednim wyposażeniem. – Chyba nie można powiedzieć tego wyraźniej.

– Ach, tak. – Aidan przez chwilę się zastanawiał. – A co z tym facetem, z którym chodziłaś? Nadal go widujesz? Jak się nazywa?

– Świetnie wiesz, jak się nazywa – wycedziła. – Przedstawiłeś nas sobie, pamiętasz?

– No tak – odparł zgryźliwie. – Brad.

– Blake – poprawiła go, przewracając oczami. – Blake Farrell.

– Oczywiście. No więc co z tym Blakiem?

Tym razem unikała kontaktu wzrokowego.

– No dobra – rzekła zirytowana. – Jeśli musisz wiedzieć, to już się z nim nie spotykam.

Otworzył usta i je zamknął. Po chwili zaś powiedział:

– Przykro mi, że nic z tego nie wyszło.

– Nie słyszę, że naprawdę jest ci przykro.

– Fakt. – Uśmiechnął się czarująco. – Nie jest mi przykro. To nie był facet dla ciebie.

– Przecież nas sobie przedstawiłeś.

– Staliście obok siebie – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – Po prostu chciałem być uprzejmy. Nie przyszło mi do głowy, że zaczniecie się umawiać. Cieszę się, że z nim zerwałaś. Nie był ciebie wart.

– Teraz mi to mówisz! Po tym, jak go… – Przerwała, ale było już za późno.

– Poprosiłaś go, żeby został ojcem dziecka? – Spojrzał na nią, mrużąc oczy.

– Chyba ta rozmowa zaszła za daleko – podsumowała, po czym sięgnęła po tablet, zbierając się do wyjścia.

– To zabawne, bo mnie się wydaje, że dopiero zaczęliśmy. – Minął ją i stanął przed drzwiami, uniemożliwiając jej wyjście z gabinetu.

– Ellie, przedstawiłem ci Blake’a trzy tygodnie temu. I chcesz mi powiedzieć, że po trzech tygodniach zapytałaś go, czy…

– Tak. – Próbowała podejść do drzwi, ale Aidan się nie ruszył. – Nie wiem, co myślałam, ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że spotykaliśmy się w każdy weekend, świetnie się bawiliśmy i zaczynaliśmy poznawać. Pewnego wieczoru, gdy jedliśmy kolację, zapytał mnie, jak wyobrażam sobie siebie za pięć lat, więc mu odpowiedziałam.

– A co mu konkretnie powiedziałaś?

Chciała zapaść się pod ziemię. Ale zamiast tego wzięła głęboki oddech i wypaliła:

– Powiedziałam mu, że za pięć lat będę mieszkać na wyspie, pracować dla Sutherland Corporation i wychowywać moje cudowne czteroletnie dziecko.

Widziała, jak oczy Aidana otwierają się szeroko, a usta drgają. Bezskutecznie próbował zdusić śmiech.

– Czy dobrze cię rozumiem? W gruncie rzeczy oświadczyłaś facetowi, z którym chodziłaś od trzech tygodni, że spodziewasz się, że zostanie ojcem twojego dziecka?

– Nie do końca – broniła się, ale nie miało to sensu. Jego śmiech był usprawiedliwiony. – No dobra, jest ryzyko, że faktycznie mógł to tak zrozumieć.

– Naprawdę?

– Przestań się śmiać. Blake był pierwszym facetem, z którym chodziłam od trzech lat.

– Od tak dawna? – Zlustrował ją wzrokiem. – Co z tymi facetami jest nie tak?

– To nie z nimi jest problem, tylko ze mną. – O Boże. Prawdziwa ofiara losu, nie ma co.

Musi natychmiast stąd wyjść. Aidan chwycił ją tymczasem za ramiona i pochylił głowę, by spojrzeć jej w oczy.

– Słonko, uwierz. Z tobą jest wszystko w porządku. Jesteś bystra, zabawna, piękna. Każdy mężczyzna chciałby… – Urwał, zmarszczył brwi i ją puścił.

Zamrugała oczami.

– No więc, co chciałby…?

Z posępną miną ruszył w kierunku biurka.

– Po prostu uwierz mi, z tobą wszystko jest okej.

Doceniała jego słowa, choć to wcale nie jest zabawne głośno przyznać, że jest się chodzącą porażką, jeśli mowa o mężczyznach. Szczególnie przyznać to przed Aidanem, w którym durzyła się od czterech lat.

Nie żeby było w tym coś złego. Podkochiwanie się jest zdrowym objawem, prawda? Uśmiechnęła się z przymusem.

– Jeszcze raz przepraszam, że tak późno powiadomiłam cię o urlopie, ale jestem pewna, że beze mnie wszystko gładko się potoczy. Potrzebuję tylko zgody na urlop.

– Nie pozwolę, żebyś odeszła – sprzeciwił się gwałtownie.

Była mile zdziwiona jego słowami, lecz zamierzała zrealizować swój plan.

– Aidan, znasz mnie. Uwielbiam tę robotę. Kocham Allerię. Ty i Logan jesteście najlepszymi ludźmi, z którymi kiedykolwiek pracowałam. Uwierz mi, nie mam zamiaru odchodzić.

– To dobrze, bobym ci nie pozwolił. Jesteś niezbędnym pracownikiem naszej firmy.

– Dziękuję. – Nie powie tego głośno, ale okazałaby się kretynką, rzucając tę posadę. Po podwyżkach i nagrodach, które od nich otrzymała, nigdy nie znajdzie równie dobrej pracy, a już szczególnie w tak pięknym miejscu.

– Ale chcesz mieć dziecko. – Postanowił wyperswadować jej ten niedorzeczny pomysł. – A to nie jest dobry znak.

– Ale mam zamiar wychowywać dziecko tu, na wyspie, nadal pracując dla ciebie i Logana. Okej?

Patrzył na nią niezadowolony, ale wiedziała, że Aidan wie, kiedy odpuścić. W końcu przytaknął.

– No dobra.

– Dzięki – powiedziała i spontanicznie go objęła. – Naprawdę doceniam twoje zrozumienie.

– Właśnie że niczego nie rozumiem – odparł, ale zdołał się uśmiechnąć, gdy odprowadzał ją do drzwi. – Możesz mnie nazwać staromodnym, ale wierzę w kontakty męsko-damskie.

Roześmiała się beztrosko, choć w środku była spięta. Musi go jednak jakoś udobruchać.

– Dobra, masz tydzień, żeby mnie o tym przekonać.

Nie miała oczywiście zamiaru korzystać z tradycyjnego sposobu. Przemyślała wszystko i nie zmieni planów. Wiedziała, że trudny związek z mężczyzną może wywrócić życie kobiety do góry nogami i nie pozwoli, by jej się to przydarzyło. Kiedykolwiek.

Nie zrobi tego nawet dla Aidana.

Tytuł oryginału: She’s Having the Boss’s Baby

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2013

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2013 by Kathleen Beaver

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2015, 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-2905-0

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.