Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Smak włoskich lodów - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Rok wydania:
2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Smak włoskich lodów - ebook

Dante Romano, właściciel sieci restauracji, chce kupić lodziarnię „U Toniellich”. Firmą od niedawna zarządza Carenza Tonielli. Dante jest pewien, że taka rozrywkowa panienka, za jaką ją uważa, szybko zniechęci się do ciężkiej pracy. Ku jego zdumieniu Carenza nie zamierza sprzedać lodziarni, od pokoleń należącej do rodziny. Niestety, wkrótce zrozumie, że sama nie da rady…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-3245-6
Rozmiar pliku: 803 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Zdradziły ją buty.

Jej kostium był w porządku. Wyglądał poważnie i profesjonalnie, podobnie jak skórzana teczka, delikatny makijaż i włosy uczesane w prosty, elegancki kok. Ale te buty… Zbyt seksowne, na zbyt wysokim i cienkim obcasie, zbyt krzykliwe. Dante Romano od razu zauważył, że na pewno były drogie. Bardzo drogie. Na takie szpilki stać jedynie zamożne, zepsute kobiety.

Wyglądało na to, że sprawa wcale nie będzie taka trudna, jak się obawiał. Otrzymał informację, że Carenza Tonielli poważnie myśli o przejęciu rodzinnego interesu. Cóż, informatorzy czasem się mylą.

– Dziękuję za wizytę, signorina Tonielli – rzekł, unosząc się z fotela. – Napije się pani czegoś? Kawy, wody?

– Wystarczy woda.

– Proszę usiąść. – Wskazał ręką krzesło po drugiej stronie swojego biurka. Gdy usiadła, nalał wody do dwóch szklanek i sam również spoczął, nie odrywając wzroku od swojego gościa.

Carenza sięgnęła po szklankę i upiła kilka łyczków.

Piękne dłonie, pomyślał natychmiast. Cała reszta również piękna. Możliwe, że była najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widział. Ale to nie miało żadnego znaczenia. Dante miał zamiar jedynie zrobić interes z tą zepsutą księżniczką. Interes. Nic więcej.

Kłamca! – poprawiło go nagle rozbudzone libido. Od razu zacząłeś sobie wyobrażać, jak dotykasz tych dłoni. Jak całujesz te usta. Niemal pożerasz ją żywcem…

Rzeczywiście, przemknęło mu to przez myśl. Był przecież tylko mężczyzną wrażliwym na kobiecy powab i seksapil. Nie zamierzał jednak urzeczywistniać swoich fantazji. Nie miał na to czasu. Dopóki nie zadba o swój interes, jego życie towarzyskie i erotyczne będzie niczym nocny klub „zamknięty do odwołania”.

– Dlaczego pan mnie tu zaprosił? – zapytała.

Czy naprawdę ma tak pstro w głowie, żeby się niczego nie domyślać? Biedny Gino, zasmucił się Dante. Staruszek popełnił kolosalny błąd, przekazując interes wnuczce w nadziei, że dziewczyna wyjdzie na ludzi. Dziewczyna, która wyjechała z Neapolu, aby odbyć imprezowe tournée po całym świecie. Bawiła się tak dziesięć lat. Dlaczego nagle miałaby porzucić la dolce vita na rzecz ciężkiej pracy?

Dante był pewien, że Carenzę Tonielli interesują tylko pieniądze. Chciała mieć dość forsy, żeby prowadzić lekkie i przyjemne życie: pojawiać się na każdej imprezie w zupełnie nowej, drogiej kreacji, pić najdroższy szampan i jeździć najnowszymi sportowymi samochodami. To wszystko jednak znajdowało się obecnie poza zasięgiem, ponieważ sytuacja finansowa jej rodziny – czyli jej dziadków – była nie najlepsza. Owszem, mogli prowadzić spokojne, emeryckie życie, ale ich interes przestał przynosić zyski.

Dante nie chciał wykiwać Carenzy. Zagra uczciwie: poda rozsądną cenę, taką samą, jaką zaoferował jej dziadkowi. Ona dostanie do ręki pieniądze, które pozwolą jej prowadzić przez dłuższy czas rozrywkowy tryb życia, a on zdobędzie znaną markę, która wzmocni jego pozycję w świecie biznesu. Obie strony tylko skorzystają na tej transakcji. Miał nadzieję, że nie jest aż tak głupia, by tego nie pojąć.

– Jakiś czas temu prowadziłem pertraktacje z pani dziadkiem – wyjaśnił uprzejmym, rzeczowym tonem. – W sprawie zakupu sieci lodziarni U Toniellich.

– Ach…

– Rozumiem, że skoro dziadek przekazał pani pałeczkę, negocjacje powinienem prowadzić teraz właśnie z panią, prawda?

– Obawiam się, że zaszło jakieś nieporozumienie.

Zmarszczył czoło.

– Interes nie należy do pani?

– Och, oczywiście, że należy. – Skrzyżowała ręce na piersi. – Ale nie jest na sprzedaż.

Wyraz szoku odmalował się na jego twarzy. Wybałuszył oczy i rozdziawił usta. Carenza miała ochotę zachichotać, ale stłumiła ten odruch. Wprawić w bezdenne zdumienie takiego rekina biznesu jak Romano to był nie lada wyczyn. Kiedy nadal siedział oniemiały, przyjrzała mu się dokładniej. Bardzo przystojny egzemplarz mężczyzny, przyznała w myślach. Ciemne gęste włosy zaczesane do tyłu, pełne usta i piękne, mroczne oczy. Seksowny? Owszem. Nawet bardzo. Co nie zmieniało faktu, że to drapieżny biznesmen, przed którym musi się mieć na baczności. Nie miała zamiaru odsprzedawać mu rodzinnej sieci lodziarni. Ani jemu, ani nikomu innemu.

– Naprawdę planuje pani prowadzić interes dziadka?

Całkiem niedawno widziała identyczny, niedowierzający, nieco pogardliwy wyraz twarzy. Taką minę miał jej szef, gdy oświadczyła, że sama kiedyś otworzy własną galerię sztuki, a po kilku chwilach wyszła, trzaskając drzwiami i żegnając się z posadą. Nie mogła pracować z kimś, kto traktował ją jak bezmózgą idiotkę, która potrafi jedynie chichotać, odbierać telefony i malować paznokcie. Mężczyzna, naprzeciwko którego teraz siedziała, również nie posądzał jej o nadmiar inteligencji czy umiejętności. Dlaczego nikt nie traktował jej poważnie?

Bo była blondynką?

A może dlatego, że była kobietą, a Dante Romano stuprocentowym włoskim samcem pielęgnującym w sobie szowinistyczne stereotypy rodem z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku?

– Owszem, będę prowadziła tę firmę – odparła chłodnym tonem.

– Ale… jak?

Uniosła głowę i posłała mu wrogie spojrzenie.

– Proszę mnie nie obrażać.

– Signorina Tonielli, nie ma pani żadnego doświadczenia. Firma, mówiąc brutalnie, dogorywa – wyjaśnił. – Potrzebuje reanimacji, a potem restrukturyzacji. Ja dysponuję niezbędną wiedzą oraz wykwalifikowaną ekipą, aby przeprowadzić tę skomplikowaną operację.

Facet blefuje, pomyślała od razu. Sytuacja wcale nie była aż tak tragiczna. Wzruszyła ramionami i rzuciła tonem eksperta:

– Trwa kryzys gospodarczy. Wszystkim trochę gorzej się wiedzie.

– Tak, ale interes pani dziadka nie cierpi tylko z powodu światowego kryzysu. Jest żywcem wyjęty z poprzedniej epoki. A pani nie ma…

– Panie Romano – przerwała mu – nic pan o mnie nie wie. Zakłada pan, że nie jestem w stanie prowadzić interesu, który należy do mojej rodziny od pięciu pokoleń.

– Tu nie chodzi tylko o kierowanie firmą. Trzeba ją uratować znad krawędzi przepaści i pchnąć w nowy wiek.

Irytowała ją jego napuszona mowa.

– Myśli pan, że jestem na to zbyt głupia?

– Zbyt… niedoświadczona – poprawił ją.

– Dlaczego uważa pan, że jestem niedoświadczona?

Dopiero po chwili uświadomiła sobie, jak jej słowa mogły zostać odebrane. I niestety zostały. Włoch powoli przesunął wzrokiem po jej ciele. Oceniał ją okiem znawcy. Wyraźnie podobało mu się to, na co patrzy.

Carenza poczuła nagle, że oblewa się rumieńcem.

Zaklęła w duchu. Można by pomyśleć, że jest nieprzywykłym do męskich spojrzeń nieśmiałym podlotkiem, a nie dwudziestoośmioletnią kobietą, która niejedno przeżyła. Reakcja jej ciała była idiotyczna, wprost żenująca, lecz nie mogła jej powstrzymać. Co gorsza, po chwili poczuła przypływ fizycznego podniecenia. Przecież to rozmowa biznesowa, nie powinna myśleć o seksie! Im bardziej próbowała odegnać te myśli, tym mocniej pchały jej się do głowy. Naszła ją refleksja, że jeszcze rok temu by jej to nie przeszkadzało. Przeciwnie, nie wahałaby się wcielić swoich fantazji w życie. Kiedy jest się w miarę atrakcyjną, zadbaną kobietą, uwodzenie mężczyzn to, jak mawiała jej koleżanka, „bułka z masłem, rurka z kremem”.

Ale to był zamknięty rozdział. Carenza chciała wszystko zacząć od nowa.

– Czy przepracowała pani w swoim życiu choćby jeden dzień? – zapytał nagle Włoch ostrym, oskarżycielskim tonem.

Oburzenie odebrało jej mowę. Czyżby ten facet myślał, że jestem kobietą, która całe życie bawi się i baluje za pieniądze dziadków? – rozzłościła się w duchu. Cóż, to prawda… ale już dawno nieaktualna. Tak było dziesięć lat temu. Od tamtej pory Carenza zmieniła się, wydoroślała. Pracowała w prywatnej galerii sztuki w Londynie, dopóki właścicielka, Amy, nie zachorowała i nie zrezygnowała z prowadzenia interesu.

– Tak się składa, że pracowałam – odparła opanowanym tonem, choć korciło ją, aby chwycić szklankę i chlusnąć temu arogantowi wodą w twarz.

– W galerii sztuki.

Skąd on to wie? – zdziwiła się, ale na krótko. Nie spadła z choinki; trochę orientowała się w brutalnym świecie biznesu. Kiedy planujesz przejąć czyjś interes, przeprowadzasz najpierw śledztwo. Grzebiesz w życiorysach. Pewnie uzbierał na mój temat sporo informacji, pomyślała z niepokojem. Ale nie był aż tak sprytny i bystry. Przeoczył to, co najważniejsze. To, że wróciła na stałe do Neapolu i nie zamierzała nikomu sprzedawać firmy.

– Tak, w galerii sztuki – potwierdziła. – To wcale nie była łatwa praca. Bywało ciężko. Ale pan, oczywiście, nie ma o tym zielonego pojęcia.

Odpowiedział pogardliwym uśmieszkiem. Nie musiał nic mówić. I tak wiedziała, co myśli – praca w galerii nie była prawdziwą pracą, tylko miłą posadką dla zepsutej dziewczyny z zamożnej rodziny. Co było bardzo dalekie od prawdy.

– Byłam odpowiedzialna za prawidłowe funkcjonowanie galerii. Dlatego jestem w stanie pokierować interesem dziadka. Wszystkie firmy prowadzi się w podobny sposób – oświadczyła z przekonaniem.

– Doprawdy? – zapytał sceptycznie.

Uznała, że dalsza dyskusja z tym człowiekiem jest pozbawiona sensu. Nie przekona go. Zresztą wcale jej na tym nie zależało. Nie sprzeda mu firmy. Weźmie ją pod swoje skrzydła i znowu wyprowadzi na prostą. A przy okazji udowodni temu zarozumialcowi, jak bardzo się mylił co do jej osoby.

– Chyba nie mamy sobie już nic więcej do powiedzenia, signor Romano. – Wstała z krzesła i przygładziła spódnicę. – Dziękuję za rozmowę. Życzę panu miłego dnia – rzuciła tonem przeczącym słowom i wyszła z gabinetu z podniesioną głową.ROZDZIAŁ DRUGI

Wróciła do Neapolu. Tym razem na stałe. Choć w pewnym sensie zmusiły ją do tego okoliczności, Carenza czuła, że od dawna tego właśnie pragnęła.

Wyjechała stąd dziesięć lat temu. Przez dziewięć lat podróżowała po świecie, a przez ostatni rok mieszkała w Londynie. Nigdzie jednak nie czuła się tak dobrze jak tutaj. Kochała to miasto. Było ono częścią jej tożsamości i osobowości. Teraz miała wrażenie, że czas, jaki upłynął pomiędzy jej wyjazdem a powrotem, dziwnie się skurczył. Jakby poszła do kina, obejrzała dwugodzinny film o znajomej, choć trochę już obcej dziewczynie szukającej wrażeń i szczęścia w różnych zakątkach świata, a wyszła z seansu dziesięć lat starsza. I mądrzejsza? Miała nadzieję, że tak.

Cieszyła się, że znowu mieszka nad morzem, w domu z widokiem na przystań, gdzie małe łódki sąsiadowały z wielkimi jachtami. Tutaj miasto i morze żyły w idealnej harmonii, tak samo jak historia i nowoczesność. W Neapolu znajdowało się wiele ulubionych miejsc Carenzy. Na przykład zaanektowany przez zakochanych metalowy słup nieopodal zabytkowego zamku Castel dell’Ovo, na którym pary przyczepiały podpisane przez siebie kłódki jako symbol swego uczucia. Słup wyglądał jak rzeźba, zmieniająca się i rozrastająca z tygodnia na tydzień. Również ogród botaniczny Villa Comunale, w którym Carenza uwielbiała zanurzać się jak w magicznej krainie i gubić się jak w labiryncie. Kochała widok słońca zachodzącego za wyspą Ischia, barwiącego morską wodę na wszystkie odcienie różu i czerwieni. A w oddali ciemna, posępna sylwetka Wezuwiusza, który od ponad sześćdziesięciu lat spał. I oby się nigdy nie obudził…

Dopiero po powrocie do rodzinnego miasta Carenza uświadomiła sobie, jak bardzo za tym wszystkim tęskniła. Brakowało jej zapachu morskiego powietrza, widoku wąskich alejek przyozdobionych flagami i rozwieszonym praniem, smaku prawdziwej pizzy zamiast tej udawanej, wciskanej nieuświadomionym i niewybrednym mieszkańcom Londynu.

Neapol.

Dom.

To słowo co chwila pojawiało się w jej głowie. Szkopuł w tym, że… już nie było tak samo jak kiedyś. Coś się zmieniło. Bezpowrotnie, nieodwracalnie. Nie była już beztroską nastolatką. Teraz była właścicielką znanej i lubianej, lecz podupadającej firmy rodziny Toniellich. Czuła na barkach ogromny ciężar odpowiedzialności.

Ciężar, który zaczynał ją przytłaczać.

Po raz czwarty tego dnia przestudiowała długie kolumny liczb. Próbowała je dodawać, odejmować, coś z nich zrozumieć. Bezskutecznie. Rozbolała ją głowa. Rozmasowała delikatnie skronie. Ból nie ustępował, tak samo jak narastające w niej uczucie, że nie da sobie z tym wszystkim rady. Zaczynała myśleć, że Dante Romano miał chyba rację. Brakowało jej doświadczenia, żeby podołać temu zadaniu.

Co teraz?

Oczywiście, mogłaby pobiec z podwiniętym ogonem do dziadka i powiedzieć, że się do tego nie nadaje. Ale to byłby dla niego straszliwy cios. Wierzył w nią – i dlatego powierzył jej swoją ukochaną firmę. Poza tym miał już siedemdziesiąt trzy lata. Trzeba go chronić przed stresem i wysiłkiem. Najwyższy czas, by spokojnie rozkoszował się zasłużoną emeryturą, uprawianiem ogródka i spotkaniami z przyjaciółmi. Już dawno prowadziłby takie życie, gdyby rodzice Carenzy nie zginęli w wypadku samochodowym. Westchnęła cicho. Nie, zwrócenie dziadkowi firmy nie wchodziło w rachubę.

Nie mogła też prosić o pomoc Amy, swojej byłej szefowej. Właśnie przeszła kolejną chemioterapię i nie wypadało zawracać jej głowy. A może Emilio Mancuso, wieloletni menadżer lodziarni Toniellich? Nie, to zły pomysł. Na myśl o nim Carenza aż się wzdrygnęła. Nie wiedziała do końca dlaczego, ale w jego towarzystwie zawsze czuła się niekomfortowo i nieswojo. Choć odnosił się do niej z pełną kulturą, było w nim coś, co ją podskórnie niepokoiło.

Nikt z jej przyjaciół nie prowadził własnego biznesu, więc w tym przypadku nie będzie z nich pożytku. Kto jej pozostał?

Nikt.

„Nie ma pani żadnego doświadczenia. Firma dogorywa”. Dante Romano miał, niestety, rację. „Potrzebuje reanimacji, a potem restrukturyzacji”. To też była prawda. „Ja dysponuję niezbędną wiedzą…”

Odsprzedać mu firmę? To byłoby najprostsze rozwiązanie. A zarazem chyba najgorsze. Złamałaby dziadkowi serce, a przy okazji zniszczyła rodzinną tradycję. Nie, Romano całkowicie odpada!

Chyba że…

Wpadł jej do głowy pewien pomysł. Z pozoru genialny, ale i szalony. A przede wszystkim mało realny. On się na to na pewno nie zgodzi. Ale co szkodzi zapytać? – podpowiedział jej głos rozsądku. To prawda, można spróbować. Czy jednak naprawdę był aż takim specem? Może się jedynie przechwalał? Postanowiła to sprawdzić.

Odsunęła papiery na bok i na ich miejsce postawiła laptop. Wpisała imię i nazwisko aroganckiego Włocha do wyszukiwarki. O dziwo, w całym internecie nie znalazła ani jednego zdjęcia, na którym znajdowałby się w towarzystwie jakiejś pięknej kobiety. Albo mężczyzny. Zresztą taki facet jak on nie może być gejem. Była tego pewna. Pociąg fizyczny, który wczoraj do niego poczuła, był obustronny. Dostrzegła to w jego oczach, kiedy ją starannie lustrował.

Carenza nie znalazła także żadnych informacji na temat jakiegoś burzliwego romansu czy rozwodu. Wyglądało na to, że Dante Romano, choć pewnie nie unikał kobiet, trzymał się z dala od dłuższych związków i skupiał tylko na pracy.

A więc nie playboy, tylko… pracoholik?

Przeszukała główne portale biznesowe. Owszem, pracoholik, ale przede wszystkim imponujący biznesmen. W wieku trzydziestu lat był właścicielem sześciu popularnych, obsypywanych nagrodami i wyróżnieniami restauracji. Nie lada wyczyn, zważywszy na to, że zdawał się być człowiekiem znikąd. Pogrzebała głębiej, zaintrygowana tajemnicą jego sukcesu. Odkryła, że ma w zwyczaju kupować podupadające przedsiębiorstwa, a następnie zamieniać je w świetnie prosperujące, rentowne firmy. Jakiś czas temu zaczęła krążyć plotka, że Romano planuje zamienić swoją sieć restauracji w firmę franczyzową. Carenza niespecjalnie orientowała się w tej tematyce, lecz domyślała się, że oznacza to ekspansję jego biznesu, być może nawet poza granice kraju. Nic dziwnego, że nie ma czasu na romanse! – niemal wykrzyknęła na głos.

Rzecz jasna, ta sfera jego życia nie interesowała jej ani odrobinę. Nic a nic. Owszem, wpadł jej w oko. A ona jemu. I co z tego? W tej chwili nie miała ani zamiaru, ani ochoty z kimkolwiek się spotykać, a już nie daj Boże wiązać. Musiała – i chciała – skoncentrować się na rodzinnej firmie, którą trzeba nie tylko ocalić i uzdrowić, ale i zamienić w intratny interes.

A może Dante Romano, człowiek tak zajęty i zapracowany, nie będzie miał czasu jej pomóc? Istniała też druga możliwość. Będzie miał czas, ale nie będzie miał ochoty. Na pewno był na nią wściekły. Pokrzyżowała jego plany. Tacy jak on nie robią nic za darmo, z dobroci serca. Zresztą, jakiego serca? Serce tylko utrudnia, lub nawet uniemożliwia, odniesienie sukcesu w biznesie. Sama chciała być jednak wyjątkiem od tej reguły…

Wybrała numer telefonu do jego biura. Dłonie jej drżały.

– Nie bądź takim mięczakiem! – upomniała samą siebie.

Jednak z każdą sekundą jej trema przybierała na sile. Może to błąd. Może nawet nie ma prawa go pytać. Może… Jej gorączkowe rozmyślania przerwał niski, męski głos, który zabrzmiał w słuchawce.

– Dante.

Wzięła głęboki wdech.

– Pan Romano? Tu Carenza Tonielli.

– W czym mogę pani móc?

Zdawało się, że nie był zaskoczony. Czyżby spodziewał się jej telefonu? Może liczył na to, że po przejrzeniu dokumentów i ksiąg rachunkowych Carenza załamie się i zmieni zdanie. Cóż, jego nadzieje w połowie się spełniły.

– Zastanawiałam się, czy… moglibyśmy porozmawiać. To ważna sprawa – dodała dla efektu.

– Kiedy i gdzie?

Ten facet nie marnuje czasu, pomyślała, nadal lekko roztrzęsiona. Może właśnie dlatego jest tak skutecznym biznesmenem.

– W moim biurze? – zaproponowała niepewnie. – A jeśli chodzi o termin…

– Dzisiaj. Zaraz.

– Zaraz? – powtórzyła niemal piskliwym głosem. – No, dobrze. Czy wie pan, gdzie znajduje się moje biuro?

– Wiem.

Głupie pytanie. Oczywiście, że wiedział. Zapewne nieraz spotykał się tutaj z jej dziadkiem, aby nakłonić go do odsprzedania firmy.

– Wobec tego… do zobaczenia.

– Ciao.

Jej dłoń nadal drżała, gdy odkładała telefon. Odetchnęła z ulgą. Uznała, że najgorsze ma już za sobą. Bo co złego może się teraz stać? Najwyżej usłyszy z jego ust jedno wielkie „nie”. Jeśli tak się stanie, nic się nie zmieni – ani na lepsze, ani na gorsze – ale ona przynajmniej nie będzie miała wyrzutów sumienia, że nie spróbowała.

Kwadrans później, kiedy zdejmowała czajnik z ognia, usłyszała głośne pukanie do drzwi.

– Dziękuję za przyjście, signor Romano – powitała go i wpuściła do środka.

– Prego.

Przeszli do jej gabinetu.

– Napije się pan kawy?

– Tak, poproszę. Bez mleka i cukru.

Wróciła po kilku chwilach. Gdy stawiała przed nim filiżankę kawy, jej ręka nagle zadrżała. Kilka kropel skapnęło na jego garniturowe spodnie.

– Och, przepraszam! Nie chciałam…

Wzruszył szerokimi ramionami.

– Nic się nie stało. Spierze się.

Zerknęła na jego twarz. Była uprzejmą maską, lecz w oczach dostrzegła zimny błysk. Straciła całą pewność siebie, której wcześniej i tak było tyle, co kot napłakał. Po co go tu w ogóle zapraszałam? – wypominała sobie w duchu.

– Zamieniam się w słuch – ponaglił ją.

Zapomniała, że dla niego każda sekunda jest bezcenna. Bardzo ostrożnie postawiła swoją filiżankę na stole. Udało jej się nic nie rozlać. Usiadła i odpowiedziała:

– Przejrzałam księgi rachunkowe dziadka.

– I…?

– I chyba muszę przyznać panu rację. Brak mi doświadczenia, żeby wyprowadzić firmę na prostą. Ale… – wciągnęła powietrze i dokończyła cichszym głosem – gdyby został pan moim mentorem, na pewno by mi się udało.

– Mentorem?

Jego twarz nadal była nieprzenikniona. Carenza nie miała pojęcia, czy jest rozbawiony, zdziwiony czy zaciekawiony. Mógłby zrobić wielką karierę jako pokerzysta.

Skinęła głową. Romano zamilkł na dłuższą chwilę.

– Co będę z tego miał? – zapytał wreszcie.

– No, cóż. Będzie pan mógł powiedzieć „a nie mówiłem?” i utwierdzić się w przekonaniu, że jest pan nieomylny.

Wreszcie udało się jej wywołać na jego ustach lekki uśmiech. Jego piękne, lecz mroczne oczy również jakby złagodniały.

– Mówiąc poważnie, mogę panu zapłacić. Proszę powiedzieć, ile pan bierze za takie korepetycje.

Przeszył ją świdrującym spojrzeniem.

– Nie stać cię na mnie, księżniczko – rzucił nagle, bezczelnie przenosząc ich relacje na inny poziom i bez pytania przechodząc na „ty”. – Pamiętaj, że doskonale znam sytuację finansową twojej firmy.

„Księżniczko”?

Miała ochotę odciąć się, ale wiedziała, że jeśli chce od niego uzyskać pomoc, musi uważać na to, co mówi.

– Zapłacę ci – nalegała.

– W jaki sposób?

Wzięła głęboki wdech.

– Mogłabym… – Urwała, zwilżając językiem wargi. Mogłaby sprzedać swoją kolekcję biżuterii. To byłoby bolesne, zwłaszcza rozstanie się z zegarkiem, który dziadkowie podarowali jej na dwudzieste pierwsze urodziny, ale uczyniłaby to przecież dla dobra firmy.

Romano najwyraźniej źle zinterpretował jej milczenie oraz gest, który je poprzedził. Uniósł brew i oświadczył z urazą:

– Mam trzydzieści lat. Nigdy nie musiałem płacić za seks i nie mam zamiaru tego zmieniać.

– A-ale ja nie to miałam na myśli! – wyjąkała, czerwieniąc się po uszy. – Chciałam powiedzieć, że mogę sprzedać swoją biżuterię.

Za późno. W jej głowie wyświetliła się seria nieprzyzwoitych obrazów. Dante Romano, zupełnie nagi.

W jej łóżku.

W niej.

Ratunku! – zawyła w myślach. Opamiętaj się, dziewczyno. Tu chodzi o twoją firmę! Erotyczne wizje jednak nie chciały zniknąć. Szokowały ją. Oszałamiały. Podniecały.

– Dlaczego? – zapytał.

– Co dlaczego?

Nie miała pojęcia, o co pyta. Nie pamiętała nawet, o czym przed chwilą rozmawiali. Miała wrażenie, że jej mózg ma poważną awarię.

– Dlaczego chcesz, żebym był twoim doradcą?

Aha. O to mu chodzi. Przecież po to go tutaj zaprosiła. Awaria minęła.

– Bo masz doświadczenie. Jesteś znakomitym biznesmenem. – Przypomniała mu, że ostatnio odkupił i postawił na nogi trzy restauracje, które szybko stały się jednymi z najchętniej odwiedzanych lokali gastronomicznych w Neapolu.

– Widzę, że odrobiłaś pracę domową, księżniczko.

– Nie nazywaj mnie tak! – warknęła, gromiąc go wzrokiem.

Po chwili przypomniała sobie, że musi być dla niego miła.

– Mam na imię Carenza – dodała łagodniej.

– Carenza – powtórzył.

W jego ustach jej imię brzmiało niczym zmysłowa pieszczota. Siłą woli zignorowała uczucie, które wywołał w niej jego seksowny szept.

– Miałeś rację. Nie mam doświadczenia.

– Przyznajesz się do błędu? – Przechylił głowę i zatopił w niej zamyślone spojrzenie. – Interesujące. To do ciebie takie niepodobne.

– Dlaczego masz o mnie tak niskie mniemanie?

– Bo znam kobiety takie jak ty. Księżniczko – wycedził z ironicznym uśmieszkiem.

– Nie jestem księżniczką!

– Połóż nogi na biurku.

– Słucham?!

– Połóż nogi na biurku – powtórzył głośniej.

Nie miała pojęcia, o co mu chodzi, ale wykonała polecenie.

– Popatrz na swoje buty. Markowe i cholernie drogie. Kosztowały zapewne tyle, ile wynosi miesięczna pensja pracowników twojej firmy. Nadal twierdzisz, że nie jesteś księżniczką?

Zdjęła nogi z biurka.

– Sama na nie zarobiłam. W Londynie ciężko pracowałam – rzuciła na swoją obronę.

– Hmm – mruknął z powątpiewaniem.

Nadal uważał, że ta praca była dobrze płatną, łatwą i ciepłą posadką? Musiała go wreszcie wyprowadzić z błędu.

– Moja praca nie polegała na malowaniu paznokci i trzepotaniu rzęsami. Byłam osobistą asystentką Amy, właścicielki galerii. Zajmowałam się tysiącem różnych rzeczy. Wiem, na czym polega handel.

– Handel dobrami luksusowymi, ale nie jedzeniem – poprawił ją. – To zupełnie inny świat. Inna grupa docelowa klientów.

– Przecież się przyznałam, że potrzebuję pomocy! – przypomniała mu z lekką irytacją. – Co mam jeszcze powiedzieć?

– Postąp rozsądnie. Wybierz najprostsze rozwiązanie. Odsprzedaj mi firmę.

Potrząsnęła energicznie głową.

– Nie. Nie zrobię tego.

– Dlaczego?

– Ponieważ należy do rodziny Toniellich od pięciu pokoleń. Moim obowiązkiem jest się nią zająć. – Po chwili dodała przytłumionym głosem: – Gdyby moi rodzice żyli, miałabym może brata lub siostrę. Mogłabym ich obarczyć tym obowiązkiem albo wspólnie z nimi zarządzać firmą. – Westchnęła głośno. – Ale przeszłości nie da się zmienić. Nie ma sensu gdybać. Wszystko teraz zależy ode mnie i nikogo innego.

Dante słuchał jej z uwagą, a nawet z pewnym podziwem. Nie chciała odsprzedać firmy, ponieważ była częścią życia jej rodziny od kilku pokoleń. A więc mimo wszystko była lojalna wobec bliskich. Dziwne, zważywszy na to, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat we Włoszech bywała sporadycznie. Dziadkowie prawie przestali dla niej istnieć. Zamiast być przy nich, wolała prowadzić intensywne życie towarzyskie i rozrywkowe. Tak intensywne, że w ubiegłym roku straciła nad nim panowanie. I zupełnie się wykoleiła…

Jej słowa dały mu jednak do myślenia. Może Carenza Tonielli naprawdę chce teraz zacząć nowe życie? Może wcale nie jest dokładnie taką osobę, za jaką ją brał? A przede wszystkim – może wcale nie ma tak pstro w głowie. Wpadła na pomysł, aby poprosić o pomoc kogoś, kto jest dobry w te klocki. Całkiem niegłupie posunięcie.

Wybrała jego. Mógł odmówić. Chciał odmówić. Z drugiej strony, był dłużnikiem Gina. Staruszek dawno temu udzielił mu sporo cennych rad i nauczył go paru sztuczek, dzięki którym Dante wszedł przebojem do świata biznesu. Nadarzyła się więc doskonała okazja, aby wreszcie odwdzięczyć się Ginowi. Pomóc jego wnuczce i zadbać o to, aby firma nie poszła na dno.

Decyzja Dantego oczywiście nie miała nic wspólnego z faktem, że Carenza obdarzona była najpiękniejszymi ustami i najbardziej błękitnymi oczami, jakie w życiu widział. Rozmarzył się na kilka chwil. Wyobraził ją sobie w łóżku: długie blond włosy rozsypane na poduszce, słodkie wargi rozchylone, ponętne ciało wygięte pod wpływem rozkoszy, którą by jej podarował…

– Dobrze – mruknął wreszcie.

– Co „dobrze”?

Przewrócił oczami.

– Skup się, księżniczko. – Nie miał zamiaru zwracać się do niej po imieniu. To byłoby zbyt… intymne. Chciał zachować dystans w nadziei, że w ten sposób zapanuje nad swoimi fantazjami. Przywykł do sprawowania władzy absolutnej nad emocjami i myślami, a ta kobieta zaburzała jego normalne funkcjonowanie, zarówno na płaszczyźnie psychicznej, jak i fizycznej. – Zgodziłem się zostać twoim doradcą.

Carenza odetchnęła głośno z ulgą.

– Dziękuję – rzekła z cieniem uśmiechu na ustach. – Ale mówiłam poważnie o honorarium. Nie mogę przecież oczekiwać, że zrobisz to za darmo. Zabiorę ci trochę cennego czasu. Cennego w dosłownym znaczeniu. Czas to pieniądz, prawda? Zwłaszcza twój… – paplała zmieszana.

– Głupstwo – przerwał jej i machnął ręką. – Dam ci kilka rad, które nie mają nic wspólnego z wiedzą tajemną. Równie dobrze mogłabyś przeczytać kilka podręczników biznesowych. Ale nie masz na to czasu. Twoja firma wymaga natychmiastowej interwencji.

– Wiem. I jeszcze raz dziękuję – rzekła z poważną miną. – Od czego zaczniemy?

– Od ubrania. Przebierz się w coś mniej… seksownego.

Carenza miała wrażenie, że pomieszczenie nagle stało się o wiele mniejsze, stanowczo zbyt ciasne, a powietrze zbyt nagrzane i rozrzedzone.

– Co jest nie tak z moim kostiumem?

– Nic. Żakiet i spódnica są w porządku – mruknął pod nosem.

A więc co mu przeszkadzało? Bluzka? Buty? Poczuła w piersi przypływ gniewu. Kobieta, którą była jeszcze kilka miesięcy temu, zdjęłaby marynarkę, usiadła obok niego na brzegu biurka i trochę podroczyła się z jego ego i pobawiła z jego libido. Nie była już taką osobą, ale on nadal tak o niej myślał. Miał to wypisane na twarzy. Widocznie zdobył na jej temat sporo informacji, a raczej – wygrzebał dużo brudów. Nic dziwnego, że nie traktował jej serio.

Postanowiła pokazać mu, jak bardzo się myli, a przy okazji dać mu bolesną nauczkę. Wstała, zsunęła z ramion żakiet i przerzuciła go przez oparcie fotela.

– Czyżby problem tkwił w… tym? – zapytała, wskazując palcem bluzeczkę na cieniutkich ramiączkach.

Jego oczy stały się bardzo, bardzo ciemne.

– Igrasz z ogniem, księżniczko – ostrzegł ją, cedząc słowa.

– Sam zacząłeś – wytknęła. – Dlaczego nie podoba ci się moja bluzka?

Przełknął głośno.

– Przecież wiesz.

– Nie, nie wiem. Oświeć mnie.

Przeczesał dłonią gęste, lśniące włosy.

– Ta bluzka mnie… rozprasza – wydusił z siebie półgębkiem.

Ty też mnie rozpraszasz, odruchowo odparła w myślach. Być może dlatego, że dziś wieczorem jego twarz ocieniał popołudniowy zarost, który sprawiał, że wyglądał jeszcze bardziej męsko, pociągająco i zniewalająco.

– Rozprasza? Dlaczego?

– Ponieważ ten skrawek odzieży został zaprojektowany specjalnie po to, by mężczyzna odchodził od zmysłów, próbując rozgryźć, czy masz coś pod spodem.

Jego spojrzenie było wyzywające. Roziskrzone. Widziała, jak bardzo jej pragnie. Tak, to było obustronne. Ale ona umiała się opanować. Wzruszyła ramionami.

– Jest tylko jeden sposób, żeby zaspokoić twoją ciekawość.

Oddychał szybko i płytko. Tak samo jak ona.

– Pokaż – wychrypiał.

Graj dalej, napomniała się w myślach, ale w odpowiednim momencie przestań. Rozpal go do czerwoności, a potem wylej mu na głowę wiadro zimnej wody. Zsunęła jedno cieniutkie ramiączko. A potem drugie. Adrenalina pulsowała jej w żyłach. Powoli, powoli. Im wolniej to robisz, tym szybciej podnosisz napięcie, instruowała się w duchu.

Dante siedział w bezruchu, nie spuszczając z niej wzroku.

– Pokaż – powtórzył.

W tym momencie powinna się na chwilę zatrzymać. Powinna poczekać, aż on wstanie i do niej podejdzie. A potem, kiedy spróbuje jej dotknąć, ona odsunie się gwałtownie i zapyta: „Zdecyduj się wreszcie – księżniczka czy ladacznica?”. Wyjaśni mu, że posiada nieaktualne informacje. W przeszłości popełniła sporo głupstw, ale to były tylko błędy młodości. Teraz jest starsza i mądrzejsza.

I zasługuje na to, żeby traktował ją poważnie.

Szkopuł w tym, że jej ciało wyłamało się spod władzy umysłu. Dłoń nie zamarła, tylko dalej opuszczała cienką, obcisłą bluzeczkę. Kawałek po kawałeczku. Każdy odkryty milimetr skóry sprawiał wrażenie niesłychanie wrażliwego. Carenza, coraz bardziej podniecona, pragnęła poczuć dłonie Dantego na swojej nagiej skórze. Nie potrafiła się powstrzymać. Po kilku chwilach bluzka wylądowała wokół jej talii, odsłaniając stanik. Czarny, koronkowy, bez ramiączek.

– Teraz już wiesz – powiedziała drżącym głosem.

– Tak. – Oblizał wargi, wpatrując się w nią niemal czarnymi oczami.

Erotyczne napięcie, które docierało do każdego zakończenia nerwowego w jej ciele, stało się już nie do wytrzymania. Miała wrażenie, że jeśli Dante za chwilę jej nie dotknie, to zwariuje. Eksploduje.

– Dante – wyszeptała. – Proszę cię…

W ułamku sekundy znalazł się przy niej. Gwałtownym ruchem przyciągnął ją do sobie. Wpił się ustami w jej usta, pozbawiając ją tchu. Pasja, z jaką to zrobił, graniczyła z agresją. Jego palce sprawnie poradziły sobie z zapięciem stanika, który spadł na podłogę. Carenza wydała z siebie głośny jęk, gdy Dante przyłożył dłonie do jej nabrzmiałych piersi. Dłonie silne, a zarazem delikatne. Jego dotyk przeniósł ją w inny wymiar percepcji i emocji. Zalała ją paląca, gorąca jak lawa potrzeba, by Dante posunął się jeszcze dalej. Do końca. Nachylił się do jej prawej piersi i wziął różowy sutek do ust. Tak, tego właśnie pragnęła; na chwilę jej pożądanie zostało zaspokojone, ale tylko po to, by znów wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Zanurzyła dłonie w jego gęstych, miękkich włosach. Nie przerywaj, nie przestawaj – prosiła go w myślach.

A potem poczuła, jak jego ręce wdzierają się pod jej spódnicę. Zmieniła nieco pozycję, by ułatwić mu zadanie. By szybciej dotarł do celu. Tak nieziemsko tego pragnęła. Zadrżała spazmatycznie, kiedy położył dłoń pomiędzy jej udami. Cienka bariera materiału bielizny irytowała ją. Pragnęła poczuć, jak jego skóra styka się z jej skórą.

Dante, jakby czytając w jej myślach, wsunął dłoń pod materiał i nareszcie dotknął jej najczulszego miejsca, które pulsowało i płonęło, stając się centrum jej istoty. Po chwili łagodnie zatopił w niej palec. Usta Carenzy ułożyły się w uśmiech, a potem wypuściły stłumiony okrzyk radości i rozkoszy. Dante przywarł wargami do jej warg. Odpowiedziała na pocałunek z dziką pasją.

Szybowała ku ekstazie szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.

Nagle wszystko wybuchło.

Znikło i ucichło.

Dopiero po dłuższej chwili uprzytomniła sobie, gdzie się znajduje. Stała oparta o swoje biurko. Jej bluzka i spódnica zwinęły się w jeden rulon na wysokości talii. Dante trzymał dłoń na jej udzie. Był całkiem ubrany. Ani jeden guziczek nieodpięty. Wyglądał na zupełnie niewzruszonego, podczas gdy ona była w rozsypce.

Przymknęła powieki. Ciche jak oddech słowa uleciały z jej drżących ust.

– O, Boże…

– Co się stało, księżniczko? – wyszeptał prosto do jej ucha, muskając je gorącymi wargami.

Księżniczka? Nie, jednak ladacznica, pomyślała z niesmakiem.

– Przecież wiesz.

– Nie potrafię czytać w myślach. – W jego oczach zamigotały iskierki rozbawienia. – Musisz wyrażać się precyzyjniej.

– Czuję się niezręcznie. Jesteś ubrany, a ja…

Praktycznie naga, dokończyła w myślach.

– W tym stanie przedstawiasz sobą wspaniały widok. – Pocałował ją w usta, nie dopuszczając do słowa. – Ale masz rację. Nie na tym miał polegać nasz układ.

Dzięki jego pomocy po kilku sekundach bluzka i spódnica wróciły na swoje miejsce. Carenza czym prędzej włożyła żakiet, jakby chciała zakryć każdy kawałek swojej nadal rozpalonej skóry. Zerknęła na Dantego. Uśmiechał się bezczelnie. Posłała mu gromiące spojrzenie.

– Nie śmiej się ze mnie.

– Nie śmieję – zaprzeczył, szczerząc zęby. – No, dobrze. Trochę się śmieję. Nawet jeśli włożysz teraz na siebie żelazną zbroję, i tak nie zapomnę, jak wyglądasz półnaga, księżniczko.

– Następnym razem ubiorę się jak strach na wróble – burknęła, poprawiając włosy. – Dzięki temu oboje będziemy mogli skupić się na pracy.

– Jasne – rzucił sceptycznie. Po chwili, odzyskując powagę, dorzucił: – Przyjdź jutro do mojego biura o ósmej wieczorem. Podasz mi swój adres mejlowy?

Jej mózg wciąż spowijała czerwona mgiełka przeżytej rozkoszy, lecz zdołała wygrzebać z niego potrzebną informację. Dante zapisał adres na kartce papieru.

– Prześlę ci kilka rzeczy, nad którymi będziesz musiała popracować przed naszym spotkaniem – oznajmił i wyszedł.

Teraz jeszcze bardziej poczuła się jak tania panienka. I skończona idiotka. Chciała pokazać mu, że ma o niej złe wyobrażenie, a zamiast tego zrobiła dla niego striptiz. A potem… Runęła na fotel. Boże, co mi strzeliło do głowy? – zawyła w duchu.

To był błąd. Gigantyczny błąd. Niczego się nie nauczyła. Dante Romano nawet nie był w jej typie! Zazwyczaj pociągali ją wyrafinowani intelektualiści z artystycznym zacięciem, a nie ociekający testosteronem samce alfa. Fakt, był przystojny. Przystojny i seksowny jak diabli. Lecz to jej nie usprawiedliwiało. Nie miała żadnej wymówki. Nie tłumaczyło jej nawet to, że od roku z nikim się nie umawiała, przez co była nieco wygłodniała, złakniona bliskości mężczyzny. Nawet tak przelotnej. Kompromitującej.

Zakryła dłońmi twarz. Jutro, zanim zjawi się w jego biurze, weźmie zimny prysznic. Nie, lepiej lodowaty. Może w ten sposób zapanuje nad emocjami i wybije sobie z głowy głupoty.

I wreszcie zacznie ratować firmę dziadka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: