Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na weekend czy na zawsze? - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
26 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Na weekend czy na zawsze? - ebook

 

Rodzice Kelli marzą, by została żoną pewnego miłego i dobrze ustawionego prawnika. Wbrew jej woli ma on towarzyszyć jej na zbliżającym się ślubie brata. Na szczęście przełożony Kelli, doktor Mac Taylor, proponuje, że pojedzie z nią na ślub jako jej narzeczony. Między obojgiem od pewnego czasu iskrzy. Podczas trwającej trzy dni uroczystości na pięknej nowozelandzkiej wyspie Mac i Kelli przeżywają szalony romans. Kelli zakochuje się w Macu, ma wrażenie, że on dla niej także stracił głowę. Ale po powrocie do Auckland Mac zachowuje się tak, jakby nic się nie wydarzyło...

 

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-4023-9
Rozmiar pliku: 983 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kelli Barnett skrzywiła się, choć jej najbliższa przyjaciółka nie mogła tego w telefonie widzieć.

– W żadnym wypadku. I guzik mnie obchodzi, jakim się cieszy poważaniem.

– No to z kim pojedziesz na ślub Billy’ego? Musisz kogoś znaleźć. I to migiem.

Słyszała frustrację w głosie Tamary. Ale to już przerabiała. Cała jej rodzina również była sfrustrowana.

Ślub brata zmieniał się w koszmar.

– Pojadę sama.

Gdyby to było takie proste!

– Wiesz, że matka posadzi przy tobie Jasona, jeśli nie przyprowadzisz chłopa?

Jasna cholera…

– Może udam, że mam jakiś wirus żołądkowy, którym mogłabym pozarażać gości?

Albo zanurkuje z mola na tej wysepce, gdzie za tydzień mają odbyć się uroczystości, i wróci wpław do Auckland. Nie może jednak zepsuć bratu jego wielkiego dnia!

– Czemu jesteś uparta jak osioł? Facet jest odjazdowy, tylko nie chcesz tego przyznać.

– Spotkałaś Jasona, to chyba wiesz. – Denerwował ją tępy śmiech Tamary.

– Jest wziętym prawnikiem, ma własny dom i superbrykę. Świetny materiał na męża.

– Nie dla mnie.

– Tylko sprawdzam. Dlaczego ciągle go olewasz?

Od czasu, gdy Tamara znalazła miłość swojego życia, nalegała do znużenia, by Kelli również się z kimś związała.

– Jest nudny jak flaki z olejem.

– Nie rozbudza w tobie namiętności?

– Z klocka drewna dałoby się więcej wykrzesać.

– A Mac Taylor rozpalił cię do białości?

Telefon wysunął się z zesztywniałych palców Kelli.

– A żeby cię pokręciło – mruknęła, ale na tyle cicho, że mikrofon w telefonie leżącym na trawniku przed Auckland Central Hospital nie mógł tego zarejestrować. Tamara była kumpelą, ale czasami…

Podniosła aparat i spojrzała na zegarek.

– Muszę kończyć – oświadczyła stanowczym głosem. – Idę do kadr podpisać nową umowę, a potem zaczynam dyżur. – Rozłączyła się, zanim Tamara miała okazję wygłosić kolejną głupotę. Telefon zadzwonił niemal natychmiast. Nie miała serca odrzucić połączenia. – Albo powiesz coś sensownego, albo się rozłączę – zagroziła.

Usłyszała chichot Tamary.

– Zaproś Maca. A zanim zrujnujesz naszą przyjaźń, przynajmniej się zastanów. Na moim weselu lecieliście na siebie. Widziałam, jak z nim tańczyłaś.

Kelly stanęła jak słup przed wejściem do szpitala.

– Oszalałaś? – wrzasnęła do słuchawki.

Dopiero wróciła z sześciotygodniowego turnusu na Fidżi w ramach wymiany personelu ze szpitalem w Suvie. Jeżeli te półtora miesiąca nie ostudziło jej relacji z Makiem, to znaczy, że siedzi po uszy w tarapatach. Zwłaszcza że przesunięto ją na późne dyżury – czyli do zespołu Maca! – bo jedna z pielęgniarek musiała zacząć wcześniej urlop macierzyński z powodu nadciśnienia.

– Martwię się o ciebie…

Kelli miała łzy w oczach.

Dziękuję, przyjaciółko, pomyślała. Dobrze byłoby zakosztować twojego szczęścia, ale nie mam na to szans. Jeszcze nie mam na to odwagi…

Przejechała dłonią po twarzy i pociągnęła nosem.

– Dlaczego ludzie, którzy znaleźli szczęście w miłości, udzielają innym dobrych rad, jak to zrobić?

Potrącali ją wchodzący i wychodzący ze szpitala. Faktycznie robiło się późno. Może zamiast iść do kadr, prościej byłoby pójść do supermarketu i spytać o możliwość pracy w charakterze kasjerki? Tam nie spotykałaby Maca.

– Bo miłość jest cudowna. A życzę ci szczęścia – Tamara ćwierkała do telefonu.

– I myślisz, że znajdę je z Makiem? – Chciałabym, pomyślała. Wcale nie, zaprzeczyła sobie natychmiast. Tamara i jej głupie pomysły! – Z doktorem Taylorem nie pokażę się nawet w stołówce, a co dopiero na takiej uroczystości.

Serce Kelli zamarło na moment, gdy wchodziła na SOR, szpitalny oddział ratunkowy. Wyprostowała plecy, opuściła swobodnie ręce, ale w środku była jak galareta.

Gdzie on jest? Gdzieś tu musi krążyć. Nigdy nie spóźniał się na dyżury, a teraz, po promocji na szefa zespołu, najprawdopodobniej zjawia się dobrze przed czasem.

Powinna była zostać na Fidżi. Zwiać, póki miała szanse. Oddelegowano ją, by zastąpiła pielęgniarkę, która przyjechała do Auckland podnieść kwalifikacje, ale pewnie nikt nie starałby się jej wytropić i ściągnąć z powrotem, gdyby dała nogę i nie wróciła.

Za późno, kochaniutka, mruknęła do siebie. Jesteś tu i właśnie podpisałaś nową umowę.

Gdzie on jest?

– Cześć, Kelli.

Bach! Jak na zawołanie! Jakby ją ktoś nożem dźgnął pod żebra. Jego niski chropowaty głos przywołał wspomnienia gorącej nocy w Sydney po ślubie Tamary i Conora. Zazwyczaj przez skórę wyczuwała jego obecność. Ba! Wręcz zalazł jej za skórę. Ale tym razem jej czujniki musiały być chwilowo wyłączone. Nie zarejestrowała żadnej zmiany napięcia do momentu, kiedy się odezwał.

Zebrała się w sobie.

– Cześć, Mac. Jak leci?

Szedł w jej kierunku, wyprostowany, z podniesioną głową.

– Po staremu. – Wzruszył ramionami, jakby życie było nudne.

Zauważyła, że stara się zachowywać swobodnie, by podkreślić, że jej obecność go nie krępuje, ale mięśnie pod bluzą miał wyraźnie napięte.

– Ten dyżur zaczyna się o trzeciej, a nie piętnaście po.

– Nie prosiłam o przeniesienie do popołudniowego zespołu – odparowała.

Lekko kiwnął głową.

– Wiem. – Czy usłyszała pojednawczą nutę? Lepiej by jej nie było. Wrogość spowoduje, że będą trzymać się z daleka. – Nie mieliśmy wyboru – kontynuował chyba bardziej z irytacją niż w duchu pojednania. – Żadna pielęgniarka nie chciała wziąć tych dyżurów, a twój powrót z Suvy zbiegł się z odejściem najbardziej doświadczonej na urlop okolicznościowy.

– Powiedziano mi to w piątek przez telefon.

Nie obwiniała Maca o zmianę grafiku. Był odpowiedzialny za zespół, ale miał związane ręce i wyglądało na to, że jest równie rozdrażniony sytuacją jak ona.

– Dowiedziałaś się dopiero w piątek? – Wydawał się zbulwersowany, co należało zapisać mu na plus. – Prosiłem kadry tydzień temu, żeby się z tobą skontaktowały.

– Nie pomyślałeś, żeby samemu do mnie zadzwonić?

– Pomyślałem. – Zauważyła, że przełknął ślinę przez ściśnięte gardło.

– Ale nie zadzwoniłeś. – Ich stosunki zawodowe, odnotowała, nie zaczynają się dobrze. Nawet na telefon się nie zdobył. Co tylko dowodzi, jak niewiele znaczą dla niego tamte pocałunki.

Całował ją tak, że dała się nabrać. Wyobraziła sobie, że go pociąga. Ale w głębi serca wiedziała, że to iluzja. Seksowni, atletycznie zbudowani faceci nie lecieli na nią.

W szkole dręczono ją docinkami, że przypomina słonia. Wcale nie ze względu na fenomenalną pamięć. Zdołała zapomnieć o tych złośliwościach do czasu, gdy w jej życiu pojawił się Steve, chirurg plastyczny, obecnie były narzeczony. Wszystko układało się idealnie do momentu, gdy zaproponował jej darmową redukcję piersi i pośladków.

A teraz ta historia z Makiem! Facetem, który wszystkich trzyma na odległość. Kiedy jedna z pielęgniarek zapytała go, czy jest kawalerem, nie przerywając pracy warknął „owszem” tak szorstkim tonem, że nikt nie odważył się zadać mu dalszych pytań. Lecz tej jednej nocy, na weselnym przyjęciu bliskiego przyjaciela, zachowywał się inaczej. Był zabawny, zrelaksowany. Czuła jego bliskość, była zahipnotyzowana. Za łatwo mu uległa, zwłaszcza po poniżeniu, jakiego doznała od Steve’a.

Dlatego teraz ich stosunki muszą być profesjonalne, postanowiła. Nie da się ponownie upokorzyć.

Wyprostowała się i mruknęła:

– Jakoś będziemy musieli z sobą pracować.

Zrobi wszystko, by nie wspominać tej parnej nocy w Sydney za każdym razem, gdy znajdą się obok siebie.

– Kelli. – Mac delikatnie dotknął jej ramienia. – Przepraszam. Powinienem był ci powiedzieć o zmianie grafiku, nawet jeśli jest to obowiązkiem kadr.

– Powinieneś – odparła przez zęby. – Zasługujemy na lepsze traktowanie.

Nachmurzył się, dotknięty tą wymówką. Próbowała się rozluźnić. Nie było jej celem całkiem go zantagonizować. Praca na oddziale ratunkowym była jej marzeniem i gotowa była na wszystko, by jej nie stracić.

Wszystko? Miałaby go unikać? Po tych pocałunkach i najwspanialszej nocy, jaką spędziła z mężczyzną, i to bez seksu?

Mac pożegnał ją pod drzwiami jej hotelowego pokoju, skazując na domysły, co spowodowało tę nagłą zmianę nastroju. Do tego momentu ewidentnie kipiał namiętnością. W jakiejś mierze odczuła ulgę. Wszystko działo się tak szybko, pocałunki były tak elektryzujące, że nie było chwili, by pomyśleć o konsekwencjach. Ani o tym, jak zareaguje, gdy zobaczy ją nagą.

Rozbudzonych zmysłów nie dawało się jednak łatwo zdusić. Do Suvy wyjechała głównie po to, by być daleko od Maca i nie widzieć jego nieprzeniknionej twarzy. Zachowywał się, jakby żałował tych tańców i pocałunków. To bolało. Nie mogła zapomnieć ani jego ust, ani dotyku, ani uczucia rozdarcia, kiedy odszedł w momencie, gdy była przekonana, że za chwilę znajdą się jej wielkim hotelowym łóżku. To doświadczenie powinno było położyć kres pragnieniom, które odczuwała, gdy pojawiał się w pobliżu. Jednak nie położyło…

Może dlatego tak trudno było jej wrócić do poprzedniego ja, kobiety, która wolała się nie wychylać i była dla wszystkich miła, by nikt nie miał jej nic do zarzucenia. Tamtej nocy była inna, a i tak ją odrzucił. Czemu zatem nie jest na niego wściekła? Dlaczego jego obecność wciąż ją rozpala?

Na Fidżi uznała, że czas pożegnać dawną „siebie”. Pora chodzić z podniesioną głową i patrzeć wszystkim prosto w oczy, przestać się nad sobą użalać i zacząć podejmować ryzyko. Może znów zostanie zraniona, może znajdzie miłość, ale przynajmniej będzie czuć, że żyje. Czy zmieniła się, gdyż dzięki niemu uzmysłowiła sobie, czego chce? Życia na gorąco, a może czegoś więcej, czegoś głębszego?

Mimo zmiany podejścia do życia – nad czym nadal pracowała – sugestia Tamary całkiem wytrąciła ją z równowagi.

„Zaproś Maca…”.

Gdyby tylko potrafiła… A jeżeli on roześmieje się jej w twarz? Zareaguje tak, że poczuje się malutka? Oczywiście tylko w duchu, fizycznie nigdy nie była mała. „Słoń, słoń”. Od czasu tego numeru ze Steve’em dawne szyderstwa nie dawały jej spokoju.

Świetnie mierzysz się z życiem, powiedziała sobie.

– Wszystko w porządku? – dotarł do niej głos mężczyzny, który wywołał w jej głowie zamęt.

– Tak. – Spojrzała na niego. Poczuła ucisk w brzuchu, a serce zaczęło walić jak szalone. Wyglądał superseksownie. Na widok jego torsu opiętego bluzą chirurgiczną zwinęły się jej palce u stóp. Ręce aż ją świerzbiły, by przejechać po skórze pod tą bluzą. Miała sucho w ustach.

Poradzę sobie. Muszę, myślała. Nowy rozdział w mojej karierze zawodowej zapowiada się odjazdowo.

– Kogo mamy w zespole? – zapytała.

– Dołączył Michael. Uznał, że bez Conora poranne dyżury są o wiele mniej podniecające. – Ruszył w stronę centralnego stanowiska na oddziale. – Poza tym bez zmian.

– Świetnie, lubię pracować w Michaelem.

Rozejrzała się. Chciała mieć poczucie, że wraca na stare śmieci. Ale w obecności Maca było to niemożliwe. Koniuszki jej palców wciąż reagowały na wspomnienie ciepłej skóry i twardych mięśni. I to wyłącznie na barkach i ramionach. Wciągnęła haust powietrza.

Uspokój się, nakazała sobie.

– Każdy lubi pracować z Michaelem – burknął.

Podniosłą głowę. Czyżby przemawiała przez niego zazdrość? Nie, nie zobaczyła jej w jego lśniących zielonych oczach. Jedynie ostrzeżenie, że nie jest nikim szczególnym ani dla niego, ani w ogóle.

– Jak radziła sobie moja zmienniczka z Fidżi?

– Na początku sytuacja ją przerastała, ale po kilku dniach zaczęła panować nad strumieniem pacjentów. Wchłaniała wiedzę szybciej niż gąbka wodę. Nie chciała wracać.

– To akurat rozumiem.

– Też nie chciałaś wracać? – Głos Maca był poważny. – Do Auckland czy na SOR na późne dyżury?

Nie spytał wprost, czy może do pracy z nim, ale oboje rozumieli, o co chodzi.

Postanowiła zrobić unik. Temat był zbyt gorący. Gorący? Stał obok, można było się poparzyć!

– Trudno wracać do Auckland jesienią i zostawiać ciepłe morze, no i te cudowne plaże.

Czy w ogóle za mną tęskniłeś? – chciała zapytać.

– Rozmawiałaś ostatnio z Tamarą? – zmienił temat. Wniosek, że odpowiedź na jej pytanie byłaby negatywna.

– Przed niespełna godziną. – Tamara, przyjaciółka, której ślub wzniecił całe to zarzewie! – Jest w ciąży i ledwie żyje.

– Conor mówi, że nie może sobie znaleźć miejsca.

Czyli nie będą mówić o sobie. Niech tak będzie. Z pewnością to bezpieczniejszy wybór, choć trochę smutno, zważywszy, jak lgnęli do siebie w Sydney. Tęskniłam za tobą tak bardzo, że nie mogłam nocami zmrużyć oka, chciała mu powiedzieć. Ale bezpieczny wybór to był jej sposób na życie. Najlepiej mieć cały ten kram za sobą, uznała.

Poczuła w kieszeni drganie telefonu. Esemes. Przypuszczalnie od matki. Nie będzie go czytać, a już na pewno nie odpowie. W żadnym wypadku nie będzie siedzieć na weselu z Jasonem niezależnie od tego, jak jest miły, wzięty i szanowany. Dziś jest poniedziałek. Ma czas do piątku, by kogoś sobie znaleźć.

„Zaproś Maca na ślub”.

Odwal się, Tamara! Zresztą Mac nie pojechałby na uroczystość, gdzie jedyną znajomą osobą byłaby ona.

Na moim ślubie oboje znaliście tylko mnie i pana młodego, słyszała w głowie odpowiedź Tamary.

To co innego. To było małe przyjęcie, a irlandzka rodzina Conora nie zasypywała ich pytaniami, co ich łączy. Na ślubie Billy’ego matka by im nie odpuściła.

– Kelli, dobrze cię znów widzieć. – Stephanie, pielęgniarka oddziałowa, wyrosła jak spod ziemi, witając ją autentycznie szczerym uśmiechem.

– Cieszę się, że wzięłam te dyżury. Naprawdę – dodała, by zabrzmiało bardziej przekonywująco. Faktycznie, byłaby zadowolona, gdyby nie oznaczało to pracy z Makiem. – Będę miała rano czas na swoje zajęcia.

– Na przykład? – zaśmiała się Stephanie. – Odsypianie?

– Projektowanie sukien. – Obok pielęgniarstwa to była jej druga pasja. Czemu słowo „pasja” kojarzy się jej z Makiem?

– Zapomniałam o twoich designerskich sukcesach – pytlowała Stephanie, nieświadoma zamętu, jaki w Kelli wywołuje obecność ich wspólnego przełożonego. – Musimy cię tu dobrze traktować, bo inaczej odejdziesz do świata mody. – Sięgnęła po kartę pacjenta leżącą na konsoli.

– Nie ma mowy. Pielęgniarstwo to moja pierwsza miłość. – Kelly wyciągnęła rękę po kartę. – Kto to?

– Siedmiolatek, wywrócił się na deskorolce, przypuszczalnie ma pęknięcie kości łokciowej.

– Dzięki. – Kelli ruszyła do izby przyjęć po swojego pierwszego pacjenta. Potknęła się o własne stopy. To powinna być łatwizna. Gdyby nie Mac.

Jej wewnętrzny radar zarejestrował go kilka miesięcy wcześniej, gdy po raz pierwszy pojawił się na oddziale ratunkowym w Auckland Central. Ale dopiero te pocałunki w Sydney wywołały burzę hormonów.

Skup się na pracy, powiedziała sobie.

– Davy Roughton?

– To my. – Młoda, wyraźnie zmartwiona kobieta podniosła się i pomogła wstać towarzyszącemu jej chłopcu.

Kelli podeszła do nich i pochyliła się nad maluchem.

– Cześć, jestem Kelli. Podobno miałeś wypadek na deskorolce.

Chłopiec przygryzł górną wargę. Lewą rękę trzymał niezdarnie przyciśniętą do klatki piersiowej.

– Jechała za szybko.

Kelli uśmiechnęła się.

– Czasami tak bywa. Trzeba je wytresować, żeby były posłuszne. – Wyprostowała się. – Chodźmy. Zaraz cię zreperujemy.

– Pielęgniarka pierwszego kontaktu podejrzewa złamanie ręki – oświadczyła matka.

– Zawieziemy Davy’a na radiologię i prześwietlimy rękę. Jeśli jest złamana, założymy opatrunek gipsowy, dostanie środki przeciwbólowe i będziecie mogli pójść do domu. – Spojrzała na chłopca. – Bardzo jest dzielny. Nawet nie płacze.

– Trochę płakał na początku. Ale jest jak ojciec. Nic go nie rusza. – Matka wydawała się bliższa łez niż syn.

– Chce pani kawy lub herbaty? To trochę potrwa.

– Herbaty, jeżeli można. Z mlekiem i łyżeczką cukru.

W gabinecie zabiegowym Kelli pomogła chłopcu położyć się na leżance i zmierzyła mu temperaturę.

– Wszystko w porządku. Poproszę, żeby przyniesiono pani herbatę i poinformuję lekarza, że tu jesteście.

Gdy wróciła, Mac stał obok kozetki.

– Proszę powiedzieć salowemu, żeby przewiózł Davy’a na prześwietlenie – zwrócił się do Kelli.

– Tak, panie doktorze – wydusiła ze złością.

Odkąd to przyjęli taki oficjalny ton? Olśniło ją. Kiedy są razem, Mac ma to samo poczucie dyskomfortu co ona. Patrząc na niego, słysząc jego głos, wdychając jego feromony z dodatkiem jodłowej wody po goleniu, niemal czuła, jak burzy się w niej krew.

Spiorunował ją wzrokiem.

– Możemy to załatwić natychmiast?

Załatwić co? Jasne. Salowy. Nie tamte rzeczy. Zadzwoniła po salowego i poszła do głównego stanowiska po kartę następnego pacjenta.

– Coś cię dręczy, Kelli? Wydajesz się rozkojarzona. – Powód jej rozkojarzenia zjawił się po drugiej stronie konsoli.

– Wszystko w porządku. Na nowo się wdrażam – odburknęła.

Miała poczucie winy. Skupiała się bardziej na jego obecności niż na pracy. Po sześciu tygodniach powinno było jej przejść. Ale jej zmysły nie dawały się przekonać.

– Kiedy przyleciałaś z Fidżi?

– W sobotę wieczorem. Lotnisko w Suvie było zamknięte od piątku na dwadzieścia cztery godziny z powodu burzy tropikalnej, więc byłam uziemiona.

– Czyli miałaś tylko półtora dnia, żeby się rozpakować i dojść do siebie.

– Więcej nie potrzebuję. – Starczyło nawet czasu na kolację z rodziną w niedzielę, podczas której nękano ją, by pojechała na ślub z Jasonem. – Zrobiłam zakupy i pranie. Współlokatorzy nie zrujnowali mieszkania pod moją nieobecność. To było sześć tygodni, a nie rok.

Wyjechać na rok… To jest pomysł. Przez dwanaście miesięcy z pewnością wyleczyłaby się z tej obsesji. Ale problem, z kim ma jechać na ślub, pozostawał nierozwiązany.

Gdyby tylko rodzina nie była taka nadopiekuńcza… Zgoda, jej narzeczeństwo ze Steve’em okazało się wielką klapą i wpędziło ją w depresję, ale teraz jest gotowa znów spotykać się z mężczyznami i chce, by odbywało się to na jej warunkach.

Telefon znów zawibrował. To musi być matka. Przyjaciółki nie wysyłały do niej wiadomości w godzinach pracy. Wiedziały, że nie odpowie. Ale mama ignorowała tę zasadę.

Widziała, że Mac ją pilnie obserwuje. Wcale nie była pewna, czy nie potrafi czytać w myślach.

Potrafił wszystko inne.

– Co?

– Nic.

– Zajmę się następnym pacjentem.

Podszedł do niej. Wyglądał, jakby chciał coś jej powiedzieć, ale nie wiedział co.

– To na jakiej imprezie nie chcesz się ze mną pokazać?

– Skąd…? – Podłoga zakołysała się jej pod nogami. Oparła się o biurko i głęboko odetchnęła. – Czy dzwoniła do ciebie Tamara? – Natychmiast pożałowała tego pytania. Tamara mogła się z nią przekomarzać, ale nie skontaktowałaby się z Makiem za jej plecami. – Nie, to nie ona. Nie rozumiem…

– To z nią rozmawiałaś, blokując wejście do szpitala? – spytał z posępnym uśmiechem. Zupełnie nie było w nim ciepła.

To nie jego interes, nawet jeśli padło jego nazwisko. Ale nie znosiła sytuacji, gdy ktoś o niej mówi, a potem odwraca wzrok, zdając sobie sprawę, że usłyszała. To tylko rodzi wątpliwości i podejrzenia. Powinna odpowiedzieć na jego pytanie.

Udawaj, że to żadna wielka rzecz, powiedziała sobie. Matka i tak już załatwiła ci towarzysza.

– Potrzebuję faceta na ślub brata w najbliższy weekend.

Dodaj, nakłaniała się w myślach, że sprawa jest już załatwiona. Ale słowa jakoś nie przeszły jej przez gardło.

– I pomyślałaś, żeby mnie zaprosić?

Nie, nie ja, Tamara to wymyśliła. Ale może bym pomyślała, przemknęło jej przez głowę, gdybym miała więcej odwagi…

– To tylko luźny pomysł. Wiem, że jesteś zapracowany. Poza tym tylko byś się wynudził, bo nikogo nie znasz, a dla obcych śluby potrafią być nużące. – Przełknęła ślinę. – Przykro mi, że to usłyszałeś. To były tylko takie tam babskie pogaduchy.

– Pojadę z tobą. – Zadeklarował to takim tonem, jakby bardziej go pociągała perspektywa taplania się w błocie na biwaku.

– Nie musisz. – Właściwie to go nawet nie zaprosiła. Nie chciała, by pojechał z nią z litości, bo jest singielką. – Chyba sobie tego nie przemyślałeś.

– Masz kłopot ze znalezieniem faceta, nie?

– Z własnego wyboru, tak.

– A nie z własnego?

– Ten nie wchodzi w rachubę.

Ciarki przeszły jej po grzbiecie. Stojący przed nią facet, patrzący na nią ze zdumieniem, był najbardziej ekscytującą propozycją na ten wyjazd. Może właśnie dlatego powinna zdecydować się na Jasona?

Zaraz, zaraz, chyba postanowiłaś, że przestaniesz być ostrożna, wypomniała sobie.

– No to masz mnie – oświadczył. Wyraz zasępienia na jego twarzy zastąpiło rozbawienie. – Nie zostawiłaś sobie dużo czasu na poszukiwania…

– Nie było mnie tu sześć tygodni – przypomniała mu na wypadek, gdyby nie był tego świadomy.

– Myślisz, że nie zauważyłem? – Rozbawienie zastąpiła konsternacja. – To znaczy… Właściwie nie wiem, co chcę powiedzieć.

Czyżby unikał powiedzenia wprost, że mu jej brakowało? Ale to jeszcze nie powód, by się podniecać, zwłaszcza że oboje nie chcieli spojrzeć prawdzie w oczy.

– Możesz się jeszcze wycofać. Nie będę się dąsać przez cały dyżur. – W każdym razie nie na głos, dodała w myślach.

– Chyba mnie dobrze nie znasz, Kelli. – Oparł biodro o biurko i skrzyżował ręce na piersiach. – A więc sobota. O której jest ślub?

Wrócił ucisk w brzuchu. Drżały jej palce. Mózg przestał pracować. Nie była w stanie ułożyć zdania w głowie, nie mówiąc już o utracie zdolności mowy.

– Kelli? – Patrzył na nią wyczekująco.

Ponownie przełknęła ślinę.

– Ślub jest o czwartej. W kurorcie na wyspie Waiheke. Ale uroczystości mają trwać cały weekend, od kolacji w piątek dla członków obu rodzin.

Miesiące temu złożyła podanie o urlop na te kilka dni.

– Rozumiem.

Nic nie rozumiesz, chciała mu powiedzieć.

– Rodzice zamówili mi apartament w hotelu. Jeżeli masz być moim partnerem… – Zawiesiła głos.

– To miałbym tam nocować – dokończył po chwili milczenia. – Miał tam spać ten drugi facet?

– Nie, on ma osobny pokój.

– To ja też zarezerwuję sobie pokój.

Pokręciła głową.

– W całym kurorcie nie ma ani jednego wolnego miejsca w hotelach.

– Czyli jeśli będę nocował w twoim apartamencie, tamten gość dostanie sygnał, że nie jesteś nim zainteresowana. – Wzrok mu ściemniał. – A jesteś?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: