Gorące serca. Część druga (Gwiazdy Romansu) - Diana Palmer - ebook

Gorące serca. Część druga (Gwiazdy Romansu) ebook

Diana Palmer

4,1

Opis

Chociaż John i Sunny są sobą zafascynowani, oboje zgadzają się pozostać jedynie przyjaciółmi. Coraz trudniej im wytrwać w tym postanowieniu, a jednak z uporem powtarzają, że nie mogą zaangażować się w poważny związek, bo ich życie jest wystarczająco skomplikowane. John nie zdradził, że ma syna, w dodatku nie ma pojęcia, że Tonio wpakował się w poważne kłopoty, a jego powiernicą stała się właśnie Sunny. Ona nie uporała się z przeszłością, nie wie też, że chłopiec, któremu pomaga, jest synem Johna. Takie sekrety mogą z najbliższych przyjaciół uczynić wrogów. Sunny i John wyjdą z tej próby zwycięsko, tylko jeśli zapomną o urazach i zjednoczą siły w walce ze wspólnym wrogiem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 160

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (86 ocen)
43
20
10
11
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Erristen

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




Diana Palmer

Gorące SercaCzęść druga

Tłumaczenie:Maria Brzezicka

Rozdział ósmy

Hayes Carson rozmawiał przez telefon, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Na progu gabinetu stanął John Ruiz. Nie przerywając rozmowy, szeryf wskazał mu krzesło naprzeciwko biurka.

– Guzik mnie obchodzi, kogo zna w Waszyngtonie – wrzeszczał Hayes do słuchawki. – Tak, mam świadomość, że sygnalizacja świetlna nie działa. Już wezwałem monterów. Przyjadą, kiedy uporają się z innymi awariami, a w mieście jest ich w tej chwili około dwudziestu, również w tutejszym szpitalu. A tak przy okazji nadmienię że Copper Coltrain zaczyna tracić cierpliwość. Uważa, że przywrócenie zasilania w szpitalu powinno mieć priorytet i trudno z tym polemizować. – Uśmiechnął się złośliwie. – Wiesz co? Powiedz temu bubkowi, że sygnalizacja nie działa bo doktor Copper Coltrain zażądał, by w pierwszym rzędzie usunięto awarię w szpitalu. Niech wylewa swoje żale bezpośrednio przed panem doktorem. Tak, jestem pewien, że to świetny pomysł. – Zaśmiał się. – Właśnie tak mu powiedz.

Rozłączył się i spojrzał na Johna, który opierał się o drzwi.

– Ktoś się wkurzył? – domyślił się John.

– Tak, facet, który niedawno kupił ranczo w okolicy. Nie zatrzymał się przed światłami, ale czy to moja wina, że nie umie hamować na lekko ośnieżonej jezdni? Właśnie wrzeszczy na mojego zastępcę.

– A ty go odesłałeś do doktora Coltarina. – John potrząsnął głową. – Cóż za niespotykany przejaw okrucieństwa i chyba zbyt surowa kara. Cooper pożre go na lunch.

– Na chrupiącej grzance – rozmarzył się Hayes.

– Nie ma w tobie litości.

– To facet z Nowego Jorku – roześmiał się Hayes. Kupił ranczo od lokalnego pośrednika, ze stadem bydła rasy holsztyno-fryzyjskiej. Planuje sprzedaż mięsa na skalę międzynarodową.

– Przecież to typowo mleczna rasa – zdziwił się John.

– Widocznie naoglądał się kiepskich filmików na Youtubie i uznał, że dzięki temu już wie, jak prowadzić ranczo. Niedługo zapewne zbankrutuje i ranczo trafi w ręce nowego właściciela, który będzie miał pojęcie, jak prowadzić taki interes.

John roześmiał się. I Hayes, i on mieli hodowlane rancza. Nikt rozsądny nie planowałby produkcji mięsa w oparciu o rasę hodowaną dla mleka.

– Z czym do mnie przychodzisz? – spytał szeryf.

– Chyba powinieneś mi zadać kilka pytań, bo to ja znalazłem ciało na terenie twojej jurysdykcji.

– Dawno nie widziałem takiej jatki – skrzywił się Hayes.- Morderca działał pod wpływem wielkich emocji. Twarz ofiary jest dosłownie zmasakrowana, wyglądała jak krwawa miazga. Paskudna sprawa. Masz może pojęcie, kto miał motyw, żeby tak okrutnie potraktować tę kobietę?

– Może i mam. Wiesz, że Colter Banks pracuje nad starymi, nierozwiązanymi sprawami. Pamiętasz, jak skończyła Melinda McCarthy?

– Jasne, pamiętam. Nigdy nie wierzyłem w oficjalną wersję o samobójstwie.

– To już nie jest oficjalna wersja – poinformował go John. – Ta zabita kobieta była ważnym świadkiem. Zadzwoniła na policję, by powiedzieć, że jej chłopak maczał palce w morderstwie Melindy. Córka senatora miała podobno ważne informacje na temat wysoko postawionego informatora mafii. Zabili ją, żeby ukręcić łeb sprawie.

– A udało się namierzyć jej chłopaka?

– Tak, wczoraj znaleźliśmy go w bocznej alejce w San Antonio. Martwego.

– Cholera, co to za epidemia – zdenerwował się Hayes. – Dwa morderstwa powiązane ze starą sprawą. Ludzie zaczną zadawać pytania.

– Już zaczęli, na przykład ja. Kuzyn Casha jest prokuratorem stanowym. Jeżeli otrzymamy sygnały, że powinniśmy przestać zajmować się sprawą, Cash poprosi Simona Harta o interwencję. Z tego co wiem, Cash jest również spokrewniony z senatorem.

– Tak, z Calhounem Ballengerem – potwierdził Hayes. _ Próbowało mu się dobrać do skóry kilku skorumpowanych polityków powiązanych z narkotykowymi baronami. A potem była seria tajemniczych wybuchów i wielu z tych bossów wyleciało w powietrze. Niektórzy ocaleli. – Szeryf uśmiechnął się kpiąco. – Na przykład mój ojczym. Skorumpowani politycy zostali aresztowani, a Calhoun ponownie wygrał wybory do senatu.

– Obaj z Cashem macie niezwykle interesujące powiązania rodzinne.

– Tak, w dodatku niezwykle przydatne. Inny senator z Teksasu, Fowler jest ojcem męża Alice – przypomniał szeryf.

– No jasne, Alice Mayfield Fowler- westchnął John. – Bez niej nie rozwiązalibyśmy żadnej sprawy.

– A żebyś wiedział. Zadzwoniłem do niej, kiedy tylko dostałem informację od zastępcy, że chodzi o morderstwo. Przyjechała z San Antonio zaraz po koronerze i znalazła kilka ciekawych rzeczy. Zaraz ci wszystko pokażę. – Hayes poprowadził Johna do magazynka z dowodami. Wręczył mu skrawek zapisanego papieru.

– Widziałem coś podobnego przy zwłokach byłego chłopaka tej zamordowanej kobiety – zauważył od razu John. – Też znaleźliśmy przy nim notkę, na takim samym papierze.

– Niestety nie sposób nic odczytać – westchnął szeryf.

– Jeśli mi zaufasz i przekażesz ten dowód, zawiozę go do laboratorium kryminalistycznego. Longfellow pracuje nad notką z San Antonio, a idę o zakład, że to był ten sam charakter pisma.

– Dobra, podpisz tylko, że to zabierasz, ale kiedy skończycie badania, chce to dostać z powrotem.

– Oczywiście – obiecał John. – Oby tylko te bazgroły okazały się przydatne i pozwoliły nam popchnąć sprawę do przodu.

– Alice znalazła coś jeszcze, zwierzęcą sierść. Niewielką ilość, ale to też dowód.

– Morderca, który jest miłośnikiem zwierzątek domowych? – mruknął John.

– Nigdy nie wiadomo. W jadalni znalazła też odcisk buta, ktoś wdepnął w krew. Morderca lub mordercy prawdopodobnie nachylali się nad ofiarą, która była przywiązana do krzesła, Odcisk buta był pod krzesłem, najwidoczniej go nie zauważyli.

– Na nasze szczęście.

– Właśnie.

– Jestem niemal pewny, że ślady doprowadzą nas do gangów z San Antonio. W mieście właśnie toczy się walka o wpływy. Szykuje się wojna, zupełnie jak w czasach, gdy zamordowano Melindę. W zeszłym miesiącu policja z San Antonio poprosiła Departament Bezpieczeństwa o wsparcie. Sporo osób wylądowało w areszcie, ale nadal mamy problem z młodocianymi gangami. Kapitan Hollister powołał specjalny zespół. Nie ma co ukrywać, jest gorzej niż źle.

– A skoro już mowa o Melindzie – zaczął Hayes z namysłem. – W tym samym czasie zginął też młody facet. Pamiętasz? Znaleziono go blisko mieszkania Melindy. Uznano, że przedawkował, ale rodzina upierała się, że nigdy nic nie brał.

– Świetna pamięć – pochwalił go John. Wyjął komórkę, by sprawdzić notatki. – Chłopak nazywał się Harry Lopez. Miał na ramieniu tatuaż w kształcie głowy wilka. – Zawahał się. – To nazwisko brzmi znajomo.

– W San Antonio są zapewne setki ludzi o tym nazwisku – zauważył Hayes.

– Pewnie tak. W każdym razie Lopez miał siostrę i brata, warto ich przesłuchać. Skontaktuję się w tej sprawie z Banksem.

– Świetnie, informuj mnie na bieżąco, co udało się wam ustalić. I błagam, nie zgub tego świstka.

– Jeszcze nigdy nie zgubiłem żadnego dowodu – zaśmiał się John.

Potem podsumował ich dotychczasowe ustalenia i z podziwem patrzył na śmigające po klawiaturze palce szeryfa, który wprowadzał nowe dane.

– Jesteś o wiele szybszy ode mnie o zauważył.

– I właśnie dlatego wolę zrobić to sam – zaśmiał się szeryf.

Kiedy skończyli, odwrócił monitor w stronę Johna. Czytając notatki hayesa, John naniósł jeszcze kilka poprawek. Potem Hayes wydrukował notatkę i podsunął Johnowi do podpisu.

– Hej, Fred, chodź tu, musisz coś poświadczyć – zawołał do zastępcy.

– Robię się ważny – oświadczył Fred z pozorną powagą, ale zdradził go wesoły błysk w oczach. – Przecież jestem notariuszem – mruknął i przystawił na dokumencie pieczątkę.

– Dzięki, że wpadłeś – zwrócił się szeryf do Johna. – Tym razem mamy do czynienia z naprawdę brutalnym morderstwem.

– A za brutalnym morderstwem zawsze kryje się osobista zemsta – odparł John. – Będziemy w kontakcie. Dam ci znać, gdy tylko odkryjemy coś nowego. Dzięki, że podzieliłeś się ze mną informacjami.

– I nadal będę się dzielił – obiecał John. – Może raport z kryminalistyki rzuci więcej światła na tę sprawę. Będziesz przy autopsji?

– Tak.

– Chyba wyśle tam jednego z moich zastępców – powiedział Hayes, zerkając na Freda.

– Nie licz na mnie – krzyknął szybko Fred. – Mam w tym czasie bardzo ważne spotkanie.

– To taki wrażliwy facet – zwrócił się Hayes do Johna.

– Nic podobnego – bronił się Fred. – Kiedy musze patrzeć na sekcję zwłok , od razu dostaję jakiegoś uczulenia. Serio.

– W takim razie poślę Marlowa, nasz nowy nabytek. On się niczego nie boi, służył przedtem w piechocie morskiej.

– A ja na to jak na lato – rozpromienił się Fred. – Dzięki, szeryfie. Właśnie dlatego uwielbiamy z nim pracować – wyjaśnił Johnowi. – Ma miękkie serce.

– Nie wtedy, kiedy do niego celujesz – mruknął John i uśmiechnął się znacząco.

– Będę o tym pamiętał – odparł Fred.

Hayes Carson podczas pełnienia funkcji szeryfa brał udział w dwóch poważnych strzelaninach. Trzy razy został ranny. Po raz trzeci podczas nieudanego zamachu na jego osobę. Hayes nadal uważał, że nie należy rozwiązywać konfliktów, używając broni, co jednak nie przeszkadzało mu świetnie wywiązywać się z obowiązków. Miał nerwy jak ze stali.

– Nie musisz nikogo posyłać – powiedział John na pożegnanie. – Dopilnuję, żebyś dostał pełny raport. Dobrze, że Alice przynajmniej znalazła tę sierść.

– Łut szczęścia.

– Tak, i trzeba go dobrze wykorzystać. Dobra, wracam, do pracy. Zobaczę, co uda mi się ustalić o ofiarach obu morderstw. Do zobaczenia. Hayes.

– Uważaj na dowód, który ci przekazałem.

– Obiecuję.

W drodze do San Antonio Johnowi nie dawała spokoju myśl, że morderstwa zostały dokonane z wyjątkową brutalnością. Profilerzy z FBI często zwracali uwagę, że im bardziej osobiste motywy zbrodni, tym większa bezwzględność. Pierwszym podejrzanym był Rado, ale właściwie nie miał powodów, by mieszać się akurat do tej sprawy, nic go z nią nie łączyło. Przynajmniej na razie nie udało się takich powiązań odnaleźć.

John zostawił notkę, którą dostał od szeryfa, w laboratorium. Jeden z techników pokwitował odbiór i poinformował, że Longfellow co prawda nie ma, ale jutra wraca do pracy.

Potem John pojechał do biura i od razu zapukał do drzwi pułkownika.

– Coś nowego? – spytał pułkownik Gadsen Avery, marszcząc krzaczaste ciemne brwi.

– Tak. Chodzi o notkę, którą znaleźliśmy przy ciele denata. To prawdopodobnie pismo jego byłej dziewczyny, która został znaleziona martwa w pobliżu Jacobsville. Ją tez zamordowano. – John opadł ciężko na krzesło stojące naprzeciwko biurka pułkownika. – Poprosiła byłego chłopaka o pilne spotkanie i wspomniała o zeznaniach, które złożyła na policji. Teraz mamy kolejną notkę, z pewnością pisana przez tę sama osobę. Podrzuciłem ją już do laboratorium. Longfellow zbada ja jutro, bo dzisiaj jest na zwolnieniu.

– Ależ to wszystko razem splątane – westchnął ponuro Avery, poprawił się w fotelu i wyciągnął nogi na biurku. Założył ręce za głowę i uważnie przypatrzył się Johnowi, mrużąc oczy. Były w kolorze stali i odcinały się ostro od śniadej cery. – Jeżeli melinda McCarthy została zamordowana, a według mnie tak właśnie było, być może ktoś na wysokim szczeblu spróbuje nam przeszkodzić w śledztwie.

– Możemy się spodziewać nacisków od polityków.

– Niech próbują – uśmiechnął się Avery. – My też mamy znajomości. Dopadniemy winnego, nawet jeśli to agent DEA. – Gdyby zawiodły zwyczajne procedury, poprosimy o wstawiennictwo Casha Griera.

– Tak, Grier jest mistrzem polemik, nigdy nie zapomina języka w gębie i bardzo twórczo podchodzi do tworzenia nowych przekleństw – roześmiał się John.

– On właściwie w niektórych sytuacjach nawet nie musi otwierać ust. Kiedyś zatrzymał mojego znajomego za przekroczenie prędkości. Grier spojrzał na niego tak, że słowa były zasadzie niepotrzebne. Facet tak się przestraszył, że od razu pojechał zapłacić mandat. Ilekroć teraz przejeżdża w pobliżu Jacobsville, nie spuszcza oka z szybkościomierza.

– O Grierze krąży wiele legend.

– A większość z nich jest prawdziwa – mruknął pułkownik. – No dobrze, to co teraz robimy?

– Pogadam z Marquezem z miejscowej policji. Może udało im się sporządzić listę kontaktów obu ofiar i znaleźli coś ciekawego.

– Mogę coś doradzić?

– Każda pomoc mile widziana.

– Lepiej pogadaj z Calem Hollisterem.

– Bo zajmuje się gangami? – spytał John, który nie przepadał za Calem.

– Nie, chodzi o coś innego. Hollister dobrze zna księdza, który kiedyś był najemnikiem, a ten ksiądz prowadzi ośrodek na terytorium gangu Los Diablos Lobitos. Te łobuzy nigdy go nie zaczepiają, bo dobrze wiedzą, kim był w przeszłości. Podobno ten ksiądz chodzi nawet nocą po najbardziej niebezpiecznych uliczkach i nikt jeszcze nie odważył się go tknąć. Również dlatego, że przyjaźni się z przywódcą gangu Los Serpientes. Gdyby ktoś z Los Diablos wyrządził mu krzywdę, naraziłby się nie tylko gangowi Los Serpientes, ale także byłym kumplom księdza.

– Słyszałem o tym księdzu, ale nigdy go nie poznałem.

Poproś Hollistera, żeby was sobie przedstawi – poradził Avery. – Oczywiście obowiązuje go tajemnica spowiedzi, pewnie również dlatego na razie nie spadł mu włos z głowy. Warto z nim pogadać, bo może będzie miał coś ciekawego do powiedzenia o ofiarach albo ich znajomych. Zna też członków Los Lobitos, a jedna z naszych ofiar należała do tego gangu.

– Może naprowadzi nas na trop, a przydałby się przełom w śledztwie. Dzięki za radę, pułkowniku – powiedział John.

Pułkownik zamierzał coś odpowiedzieć, ale na jego biurku zadzwonił telefon. Słuchał przez chwilę a potem zwrócił się do Johna:

– Mam teraz pilną sprawę, pogadamy później.

John skinął głową i wyszedł z gabinetu.

Był zły, że musi poprosić o pomoc Hollistera. Denerwowało go, że ten facet wie o Sunny więcej niż on i zna ją o wiele dłużej. Dobrze przynajmniej, że nie uległa urokowi przystojnego policjanta. Może i marna pociecha, jednak dzięki temu rozmowa z Hollisterem będzie na pewno łatwiejsza do zniesienia.

– W czym mogę ci pomóc? – zapytał Hollister, uśmiechając się lekko.

– Chcę, żebyś mnie komuś przedstawił – odparł John.

– Czy Sunny wie, że marzysz o poznaniu nowej dziewczyny? – zażartował Hollister.- Chodzi o księdza – wyjaśnił John, łypiąc groźnie na rozmówce.

– Och, robi się coraz ciekawiej.

– To służbowe sprawy. Mamy dwa powiązane z sobą morderstwa i…

– Wiem – Hollister natychmiast spoważniał. – Jedno na terenie hrabstwa Jacobsvillr. Druga ofiara to członek gangu Los Diablos Lobitos. Zwłoki znaleziono w San Antonio. Moi ludzie próbują ustalić wszystkie kontakty obu ofiar – znajomych, krewnych, partnerów. Patrole chodzą od drzwi do drzwi, szukając ewentualnych świadków zdarzenia.

– Świetnie.

– Musimy skoordynować działania. Tylko w ten sposób rozprawimy się z gangami. O którego księdza ci chodzi?

– Tego, który był najemnikiem.

Hollister zacisnął usta i zmrużył oczy.

John wiedział, jak bardzo policjant nie lubi rozmawiać o swojej przeszłości. Nie opowiadał na prawo i lewo, że on też był najemnikiem.

– Prowadzi przytułek na terenie gangu Los Diablos, poza tym dobrze zna przywódcę Serpietnes, konkurencyjnego gangu. Nie musisz ze mną iść, napisz tylko kilka słów, żeby w ogóle chciał ze mną gadać albo powiedz, jak się z nim skontaktować – poprosił John.

Hollister ponownie zacisnął usta, westchnął ciężko, a potem otworzył szufladę i wyjął kartkę Napisał kilka słów, włożył liścik do koperty, którą zaadresował: Ojciec Eduardo Perez. Katedra Najświętszej Panny Marii.

Wręczył kopertę Johnowi i podyktował mu dokładny adres, który John zapisał w komórce.

– Posłuchaj – zaczął John cicho. – Wiem, jak bardzo nie lubisz wracać do przeszłości. Rozumiem to i szanuję. Ale mamy trzy zabójstwa i dwóch rannych dzieciaków, a te wydarzenia wiążą się ze starą sprawą, morderstwem córki senatora. Być może dzięki rozmowie z tym księdzem uda mi się zapobiec kolejnemu rozlewowi krwi. Obiecuję dzielić się z tobą informacjami, będziemy w kontakcie.

– Tak, rzeczywiście nie lubię wracać do przeszłości – przyznał Hollister, już trochę rozluźniony.

– Każdy z nas przeżył coś, o czym wolałby zapomnieć. Czas niby leczy rany, jednak czasami bolesne wspomnienia wracają.

– Ja straciłem wszystko – powiedział Hollister ponuro. – Również kobietę, za którą oddałbym życie.

John zerknał na niego ciekawie, ale milczał.

– Nie chodzi o Sunny – wyjaśnił szybko Hollister.

– Tak łatwo mnie rozszyfrować? – roześmiał się John.

– To miła dziewczyna, a ja rzeczywiście lubię blondynki, ale między nami nigdy nie iskrzyło. Rozumiesz? Po prostu… trochę mi przypomina kogoś, kogo bezpowrotnie utraciłem.

John przypomniał sobie, że Hollister jest wdowcem. Zapewne teraz miał na myśłi zmarłą żonę.

– W porządku – odparł.

– Sunny ostatnio częściej się uśmiecha – stwierdził Hollister. – Wydaje się szczęśliwa. Zanim cię poznała, była chyba najsmutniejszą dziewczyną, jaką widziałem.

– Ja też jestem szczęśliwszy, odkąd ją poznałem – przyznał John. – Świetnie się czuję w jej towarzystwie.

– Daj mi znać, jeśli wpadniesz na jakiś interesujący trop.

– Jasne. – John wstał, szykując się do wyjścia. – Mój szef uważa, że ojciec Eduardo może rzucić trochę światła na sprawę.

– Żaden z członków Los Lobitos nie odważy się wejść samotnie do kościoła – wyjaśnił Hollister. – Kiedy ojciec Eduardo objął parafię, zaczął bardzo aktywnie interesować się ofiarami ulicznych porachunków. Los Lobitos uznali, że jest policyjną wtyczką i postanowili go wykurzyć z tego terenu. Weszli do kościoła z nabitą bronią, a potem wszyscy trafili na izbę przyjęć. -Dosłownie wszyscy . – Hollister zagwizdał cicho. – Ojciec Eduardo był przy nich, gdy ich opatrywano. Poradził, by w przyszłości zostawili w spokoju jego parafian. Rozumiesz? Sam dał radę siedmiu uzbrojonym oprychom. Do dziś o tym wydarzeniu krążą legendy.

– Teraz to jeszcze bardziej chciałbym poznać ojca Eduarda – zaśmiał się John.

– Warto, bo to wyjątkowy człowiek.

– Jeszcze raz dziękuję. Przykro mi, że musiałem prosić o taka przysługę. – John potrząsnął kopertą.

– W przeszłości zrobiłem rzeczy, których do dzisiaj żałuję, ale nie sposób cofnąć czasu. Uważam Eduarda za przyjaciela, na pewno ci pomoże. Nie boi się Los Diablos, prędzej to oni obawiają się jego. Powiedz mu, że większość piątkowych wieczorów mam wolnych, gdyby chciał się spotkać w lokalu Fernanda i popatrzeć, jak goście tańczą tango.

– Jasne.

Ojciec Eduardo był wysokim, potężnie zbudowanym mężczyzną o czarnych włosach i bardzo ciemnych oczach. Jego twarz szpeciły liczne blizny. Wyglądał jak facet, któremu lepiej nie wchodzić w drogę. Tak, on rzeczywiście mógł sobie poradzić z siemioma uzbrojonymi członkami gangu.

– W czym mogę pomóc? – spytał cicho, zerkając ciekawie na Johna.

John podał mu kopertę.

Zdziwiony ksiądz uniósł brwi, a potem dokładnie przeczytał notatkę od Hollistera.

– Aha, czyli to prośba od Cala – mruknął.

– Prosił, żeby powtórzyć, że w piątek chętnie zaprosi ojca na kolację u Fernanda. Mógłby ojciec popatrzeć, jak goście tańczą tango.

– Amatorzy – roześmiał się ksiądz. – Do tanga trzeba gorącego serca i siły charakteru.

– Wiem, moja rodzina pochodzi z Argentyny.

– Tak jak moja – ucieszył się ksiądz. – Kim pan właściwie jest?

– John Ruiz, Strażnik Teksasu. Zajmuje się dochodzeniem, w które są zamieszanie miejscowe gangi.

– Wiem, ile złego robią – przyznał ojciec Eduardo ze smutkiem. – Spowiadam ich ofiary. Marzę, żeby stąd zniknęli, ale to chyba tylko pobożne życzenia.

– Obawiam się, że tak.

– Chodźmy do zakrystii, tak można spokojnie porozmawiać.

Ruszył przez katedrę, mijając kilu wiernych, którzy zapalali świeczki, by upamiętnić zmarłych.

– Niedawno tak samo zapalałem świeczki w kościele św. Franciszka – szepnął John.

– Stracił pan kogoś bliskiego?

– Tak, trzy lata temu żona umarła na atak serca.

– Współczuję. – Ojciec Eduardo otworzył drzwi do zakrystii i spojrzał ze smutkiem na Johna. – Ja straciłem żonę i dwóch synów. To było w poprzednim życiu. Zastrzelił ich na moich oczach facet, któremu zabiłem brata. Przedtem mnie związał, nie mogłem nic zrobić. Zaraz po tym strasznym zdarzeniu wstąpiłem do seminarium – powiedział, spoglądając niepewnie na Johna.

– Ja też ojcu współczuję. Wiem od mojego szefa, kim ojciec był w przeszłości – przyznał John. – Wiem też od Hollistera. Ojciec przeciwko siedmiu uzbrojonym bandziorom. Nie do wiary.

– Tak, myśleli, że łatwo mnie stąd wykurzą. – Ojciec Eduardo wyraźnie się ożywił. Nie mieli pojęcia, czym zajmowałem się w przeszłości. Dwóch z nich zaczęło regularnie uczęszczać na msze.

– Nic dziwnego, ojciec ma potężnego sojusznika. Tam w górze. – John wzniósł oczy.

– Owszem – zgodził się ojciec Eduardo z szerokim uśmiechem. – Robię co w mojej mocy dla parafian, ale większość z nich to biedacy. – Potrząsnął głową. – To dla mnie wysoce zastanawiające, że w tak bogatym kraju są rzesze ludzi, który prawie przymierają głodem. Wydajemy grube miliardy na broń, na przykład biologiczną, której prawdopodobnie nigdy nie użyjemy. Mam niewielkie fundusze, nie wszystkim mogę pomóc – powiedział ze smutkiem. – Na przykład znalazłem sponsora dla ośmioosobowej rodziny. Kupuje im ubrania i pomógł znaleźć pracę ojcu. – Uśmiechnął się łagodnie. – Anioły są wśród nas, tylko nie mają skrzydeł.

– W mieście rzeczywiście sporo osób udziela się na rzecz tych, dla których los był mniej łaskawy – zgodził się John.

– O czym konkretnie chciał pan porozmawiać? – Ojciec Eduardo wskazał Johnowi krzesło przy biurku. – Byłbym wdzięczny, gdyby ojciec zerknął na kilka fotografii i powiedział, czy zna lub widział którąś z tych osób. – Podał księdzu komórkę. W folderze były zdjęcia z miejsca zbrodni w hrabstwie Jacobsville, zdjęcie dobrze ubranego mężczyzny zamordowanego w San Antonio, a także zdjęcie zabitego chłopaka z gangu Serpientes.

– Jak można zrobić coś takiego kobiecie? – Ksiądz był wyraźnie poruszony.

John zdawał sobie sprawę, jak okropny musiał być widok zmasakrowanych zwłok, zwłaszcza dla kogoś, czyja żona również została zamordowana. Jednak nie miał wyboru, musiał pokazać tę fotografię, jeśli chciał dopaść mordercę.

Ojciec Eduardo zaczął się intensywnie wpatrywać w zdjęcie zamordowanego mężczyzny.

– Ten wydaje mi się znajomy – stwierdził po chwili, a puls Johna natychmiast przyspieszył. – jego matka jest moją parafianką. Biedna kobieta, nieustannie zamartwiała się o syna. Był dla niej dobry, ale handlował narkotykami i należał do gangu Lobitos. Tak, to na pewno Alberto Fuentes. – Podczas gdy John robił szybko notatki, ksiądz wpatrywał się w zdjęcie trzeciej ofiary. – Ten rysunek kredą przy głowie ofiary… To znak rozpoznawczy Lobitos, zawsze taki zostawiają na miejscu przestępstwa. Zabili chłopaka z gangu? – wykrzyknął.

– Tak – przytaknął John. – Domyślam się, kto za tym stoi, ale brakuje mi dowodów.

– Rado – powiedział ojciec Eduardo, nie kryjąc złości i pogardy. – Marzę, by wreszcie trafił do więzienia i przestał wszystkich terroryzować. Zawsze istniały gangi, ale nigdy nie było aż takiego rozlewu krwi. Rado uwielbia sprawiać ból, według mnie to psychopata, który zabija, bo to lubi.

– Jestem tego samego zdania. Złamał rękę jednemu dzieciakowi, bo…

– Tak, Davidowi Lopezowi – przerwał mu ojciec Eduardo. – Zaraz, coś mi nie daje spokoju… John wstrzymał oddech, a potem zaczął szybko mówić:.

– Lopez… Znam to nazwisko. Chodzi o Harry’ego Lopeza. Zmarł na skutek przedawkowania w tym samym czasie, kiedy z tego samego powodu zmarła Melissa, córka senatora McCarthy’ego. Jednak podobno żadne z nich nie zażywało narkotyków. Melinda właśnie wróciła z odwyku i zamierzała rozpocząć nowe życie. A co do Harry’ego, wszyscy jego kumple zgodnie twierdzili, że nigdy nic nie brał.

– Harry to był naprawdę dobry dzieciak – westchnął ojciec Eduardo. – Owszem, należał do gangu, ale dobrze opiekował się siostrą i młodszym bratem. Niestety utrzymywał ich dzięki nielegalnie zarobionym pieniądzom. Kiedy został zabity, jego rodzeństwem zainteresował się Rado. Wysłał Tinę na ulicę, gdzie zarabia jako prostytutka. Wiem, bo przychodzi do mnie do spowiedzi. – Jego rysy nagle stwardniały. – Oczywiście obowiązuje mnie tajemnica spowiedzi. Nie ma pan pojęcia, jakich strasznych opowieści wysłuchuję.

– Mogę sobie wyobrazić. – Skupiony John wpatrywał się intensywnie w podłogę. – Lopez… Jest coś jeszcze oprócz sprawy, o której ojcu wspomniałem. To dotyczy Tiny Lopez, ale to nie ja prowadziłem śledztwo, gdy zabito jej brata. Tym zajmował się Banks. – Nagle zastygł na moment i zmarszczył czoło. – Tina jest prostytutką?

– Tak, potwornie boi się Rada. Robi wszystko, co on jej każe, bo nie chce, by skrzywdził jej młodszego brata. Podobno ilekroć chłopiec próbuje bronić siostry, Rado daje mu bolesną nauczkę.

– I jej młodszym bratem jest na pewno David Lopez?

– Tak, chłopak stwarza problemy, dlatego wylądował w szkole o zaostrzonym rygorze. Może by go tam trochę wyprostowali, ale skoro tak często ma do czynienia z Radem, pewnie nic z tego nie będzie. – Westchnął ciężko. – Policjanci i duchowni muszą żyć ze świadomością, że na świecie jest wiele zła. Tak jak najemnicy, którzy widzą to, co najgorsze.

– Ale nie wszystko jest czarne – zaprotestował John. – Czasami trzeba użyć broni w sprawiedliwej walce, w obronie tego, co najcenniejsze.

– Dziękuje za te słowa – ojciec Eduardo uśmiechnął się z wdzięcznością.

– Czy sądzi ojciec, że Tina Zgodzi się ze mną porozmawiać?

– Równie dobrze mógłby pan nauczyć krokodyla mówić po angielsku. Już samo spotkanie z panem byłoby dla niej zbyt ryzykowne. Rado może nic by jej nie zrobił, ale na pewno w odwecie skatowałby Davida. Mnie Rado nie ruszy, bo wie, że nigdy nie złamię tajemnicy spowiedzi.

– Kiepsko to wszystko wygląda.

– Może jednak jest sposób, by Rado wreszcie wylądował, gdzie jego miejsce. Proszę porozmawiać z matką panią Lupitą. Kiedy przyjdzie do spowiedzi, poproszę, by poczekała na pana w zakrystii.

– W porządku, ale z góry uprzedzam, że przyjdę w roboczych ciuchach, bo nawet w niedzielę mam dużo pracy. Jestem właścicielem dużego rancza w Jacobsville. Mogę nawet zostać potem na mszy.

– Jest pan katolikiem?

– Od chwili narodzin – zaśmiał się John. – Jak ma na nazwisko pani Lupita?

– Fuentes, tak jak jej biedny syn Alberto. Mówili na niego Al.

– Kryminaliści też mają rodziców – mruknął John. – Kiedy dziecko popełni zbrodnię, często zwala się winę na rodziców albo trudne dzieciństwo, ale to nie takie proste. Czasami wyłazisz ze skóry, starasz się, a twój dzieciak i tak ląduje w szkole o zaostrzonym rygorze – stwierdził John tonem przesiąkniętym goryczą.

– Rozumiem pana punkt widzenia – odparł ojciec Eduardo i rzeczywiście zrozumiał o wiele więcej, niż Johnowi się wydawało.

– Czy pani Fuentes przyjdzie w niedzielę do spowiedzi?

– Na pewno, ale jeśli wolałby pan spotkać się z nia w sobotę…

– Niestety nie mogę. W sobotę mój szef urządza przyjęcie. Wybieram się tam z przyjaciółką, która jeszcze o tym nie wie.

– To zapewne jakaś sympatyczna dziewczyna.

Nawet bardzo. Pielęgniarka o złotym sercu. Równie szczera i życzliwa, jak moja zmarła żona.

– Pielęgniarka… Cóż tego zawodu nie wybiera się z chęci zysku, a to samo odnosi się również do pana i do mnie, prawda? – zaśmiał się ojciec Eduardo.

– Tak. Ona pracuje w szpitalu dziecięcym.

– Musi mieć złote serce.

– Tak, jest słodka i niewinna. – Nagle John zacisnął zęby. – Przed laty zaprosiłem do domu koleżankę z pracy. Syn był wściekły i uciekł, a kiedy go odnalazłem, zagroził, że jeśli znów się z kimś umówię, zrobi to ponownie i wstąpi do gangu. O mój Boże! – John poderwał się z krzesła, jakby poraził go prąd.

– Co się stało?

– Kiedy uciekł, zaczął się spotykać z członkami Los Diablos Lobitos, a mieszkał u Tiny Lopez!

Tytuł oryginału: Unbridled

Pierwsze wydanie: Harlequin Books, 2018

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2018 by Diana Palmer

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327647818