Na fali uczuć - Cathy Williams - ebook

Na fali uczuć ebook

Cathy Williams

3,9

Opis

Cordelia uratowała życie mężczyźnie dryfującemu na łodzi u wybrzeży Kornwalii. Gdy Luca odzyskuje przytomność, Cordelia ulega fascynacji przystojnym Włochem. Ich romans kończy się wraz z jego wyjazdem. Wkrótce Cordelia odkrywa, że jest w ciąży. Postanawia powiadomić Lucę, że zostanie ojcem. Odnajduje winnicę, w której – jak sądzi – Luca pracuje, i uświadamia sobie, że ta winnica to jedyna prawda, jaką jej o sobie powiedział…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 146

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (20 ocen)
7
5
6
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Cathy Williams

Na fali uczuć

Tłumaczenie: Zbigniew Mach

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: Expecting His Billion-Dollar Scandal

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2020 by Cathy Williams

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7636-8

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Gdzie ja jestem?

Cordelia spojrzała na leżącego na łóżku mężczyznę. Od trzech dni nie wypowiedział ani słowa. Budził się i znowu zasypiał, tak jak przewidział doktor Greenway. Otwierał oczy i rozglądał się wokół nic niewidzącym wzrokiem.

– Proszę podawać mu płyny. Pomoże mu pani tak samo jak szpital, a nawet lepiej. Swoją drogą musi być silny jak wół, bo przeżył bez uszczerbku na zdrowiu – powiedział Greenway.

Ułożyła nieznajomego w jednej w sypialni dla gości w pełnym zakamarków starym domu, w którym mieszkała wspólnie z ojcem. Na zmianę opiekowali się tajemniczym mężczyzną. Doktor przychodził dwa razy dziennie, by sprawdzić, czy nie nastąpił niespodziewany kryzys. W ciągu ostatniej doby nieznajomy przyjął już dwa lekkie posiłki. Ojciec Cordelii dał mu swoje ubranie.

Luca. Tak miał na imię powoli dochodzący do siebie mężczyzna. Luca Baresi. Dowiedziała się tego z dowodu, który znalazła w przemoczonym portfelu spoczywającym w kieszeni jego spodni. Nic więcej. Ocean pochłonął też pewnie telefon komórkowy nieznajomego.

Spojrzała na Lucę i po raz kolejny serce zabiło jej mocniej. Z widocznym wysiłkiem uniósł się na łokciu. Patrzył na nią spod przymrużonych powiek. Półprzytomny musiał się długo unosić na falach, trzymając się brzegu łodzi.

Podeszła bliżej.

Już na początku, gdy leżał nieprzytomny, podziwiała jego wygląd. Nigdy nie widziała tak przystojnego mężczyzny. Teraz po raz pierwszy napotkała świdrujące spojrzenie jego zielonych oczu, które wprost zdawały się żądać odpowiedzi na pytanie.

– Jesteś w domu mojego ojca. – Przysiadła ostrożnie na brzegu łóżka.

Ma oczy zielone jak toń oceanu oświetlanego słońcem, pomyślała. Ciemnobrązowa karnacja świadczyła, że nie dorastał na wybrzeżu Kornwalii. Mężczyźni, których znała – rybacy jak jej ojciec – byli przy Luce bladzi.

– Co tu robię? – zapytał.

– Nic nie pamiętasz? – odparła pytaniem na pytanie.

– Pamiętam, że płynąłem swoją żaglówką. – Zmarszczył brwi. – Świeciło słońce, ale w jednej chwili niebo poczerniało i zerwał się sztorm…

Kiwnęła głową ze współczuciem, ale jej uwagę przyciągnął przede wszystkim głos mężczyzny. Głęboki i zmysłowy. Tembr tego głosu nie dawał jej spokoju.

Rzadko bywała tak rozkojarzona.

– Taką mamy tu aurę – mruknęła pod nosem. – Zwłaszcza o tej porze roku. Latem sztorm może zerwać się w jednej chwili…

Spojrzała na jego dłoń. Masował sobie kark, próbując zebrać myśli. Nic dziwnego po tym, co przeszedł. Był mężczyzną o szlachetnych i idealnie wyrzeźbionych rysach, świetnie pasujących do oliwkowej cery i kruczoczarnych włosów. Bezwiednie wstrzymywała oddech.

Dlaczego? Może w wieku dwudziestu czterech lat, żyjąc życiem tak samo przewidywalnym, jak codzienne wschody i zachody słońca, Cordelii po prostu imponował ktoś z zupełnie innego świata. Nie tego, w którym tkwiła do dziecka.

Patrzyła na nieznajomego spod przymrużonych powiek. Jak bardzo różnił się od mężczyzn, których znała. W miarę przyzwoitych ludzi pokroju Johna, z którym spotykała się przez osiem miesięcy, by w końcu dojść do wniosku, że chodzi mu tylko o łóżko. Romantyczne uczucia nigdy nie zajmowały mu głowy. Wręczana bez śladu uczucia wiecheć podwiędłych kwiatów czy wieczorne kino – to wszystko, na co było stać tego nieodrodnego syna surowych wybrzeży Kornwalii.

Nic dziwnego, że nie udało mu się jej uwieść.

– Pewnie taka nagła zmiana ci się przytrafiła. – Otrząsnęła się ze wspomnień i wróciła do rozmowy.

Ani na chwilę nie spuszczał z niej wzroku.

– Trzy dni temu przed wypłynięciem powinieneś sprawdzić prognozę pogody. Wszyscy tak robią, bo wiedzą jak podstępna bywa tu aura. Ale chyba nie jesteś stąd?

– Co tutaj robisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

Spojrzała na niego zaskoczona.

– Nie rozumiem?

– Jesteś pielęgniarką?

– Skąd! Pewnie się dziwisz, dlaczego nie jesteś w szpitalu, ale nasz lekarz, którego wezwałam, gdy wyciągnęłam cię z wody, uznał, że nie ma takiej potrzeby. U nas równie szybko odzyskasz zdrowie.

– Wyciągnęłaś…? – spytał z niedowierzaniem w głosie.

– Wyglądałam właśnie przez okno mojej sypialni…

Lubiła wpatrywać się w dal i marzyć o leżącym za horyzontom wielkim, nieznanym świecie… O przygodach i ludziach innych niż ci, których znała od szkoły podstawowej i codziennie spotykała na wąskich uliczkach miasteczka… O świecie, gdzie wszystko nabiera ekscytujących barw, a smutek i poczucie marnowanych szans nie są jedynymi towarzyszami jej losu…

Zarumieniła się, bo nagle doznała dziwnego uczucia, że Luca zna na wylot jej myśli…

Skąd?

– Z tej odległości twoja żaglówka wyglądała jak czarna kropka rzucana na wszystkie strony przez rozszalałe fale Atlantyku. Ojca nie było w domu. Wszyscy tu znamy ocean jak własną kieszeń…

Nie wiedziała nic o leżącym na łóżku nieznajomym, ale z samej bijącej z niego pewności siebie i jego oszałamiającego wyglądu domyślała się, że ten mężczyzna nigdy nie narzekał na brak zainteresowania ze strony kobiet.

Chociaż w ten rejs wyruszył sam…

– Naprawdę?

– Licencję kapitana zdobyłam, gdy miałam osiemnaście lat. – Wzruszyła ramionami, jakby mówiła o czymś oczywistym. – Mam wszystkie zezwolenia potrzebne do połowów na pełnym morzu. Wiem wszystko o tym, jak przeżyć na oceanie. Jak gasić pożar na trawlerze i jak udzielać pierwszej pomocy…

– Uratowałaś mnie, bo byłem na tyle głupi, że nie sprawdziłem prognozy… Jak to zrobiłaś?

– Wzięłam najszybszą rybacką motorówkę ojca. Nie prosiłam nikogo o pomoc, bo nie było czasu. Wiedziałam, że jeśli ktoś jest w tonącej łodzi, trzeba natychmiast ruszyć w jego stronę.

– Nawet ci nie podziękowałem. Pamiętam tylko, jak wypływałem i chwilę, gdy nadszedł sztorm… Nic więcej…

– Gdy dopłynęłam do ciebie, wisiałeś uczepiony rękami brzegu żaglówki. Byłeś półprzytomny…

– Mimo to udało ci się doholować mnie do swojej motorówki. Jestem ci wdzięczny.

Cordelia pomyślała o wiotkich, drobnych i beztroskich dziewczętach, delikatnych i kruchych. Wprost żądających adoracji i uwagi ze strony chłopców, którzy genetycznie niemal czuli się w obowiązku je chronić, gdy tylko znaleźli się w ich pobliżu.

Zawsze chciała być jedną z nich, ale nigdy nie była. Miała prawie metr osiemdziesiąt. Była smukła. Miała ładnie wyrzeźbione ciało sportsmenki. Pływała jak ryba i żeglowała lepiej od wielu miejscowych. Mówiła o tym jej mocna i zgrabna sylwetka.

– Nie byłeś zupełnie nieprzytomny, więc trochę mi pomogłeś. Najtrudniej było wrócić do brzegu, bo sztorm przybierał na sile. Fale sięgały wysokości pierwszego piętra.

– Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie… Co tu robisz?

Spojrzała na niego zmieszana.

– Mówiłam. Pracuję razem z ojcem. Pomagam mu prowadzić rodzinny interes. Ma osiem łodzi rybackich. Ale na wakacje wynajmuje też część domu, by załatać budżet.

– Dla młodej dziewczyny takie życie to wyzwanie… – Patrzył na nią z oceniającym, ale i pełnym ciekawości wzrokiem.

Wiedziała, dlaczego. Pewnie myślał, co ona robi na tej prowincji zamiast przenieść się do miasta. Chodzić z chłopakiem na imprezy i do klubów. Robić szalone rzeczy, jakie robią dziewczyny w jej wieku. Żyć pełnią życia. Prawie wszystkie jej przyjaciółki wyjechały studiować. Te, które wracały, przywoziły swoich partnerów. Wychodziły za mąż i rodziły dzieci. Poznały kawałek świata, wyszalały się i wróciły do miasteczka, bo je kochały. Chciały w nim mieszkać.

Cordelia nie miała takiej szansy. Dlatego tak ją pociągał wielki świat na zewnątrz. Krył tyle możliwości, których sama może nigdy nie odkryje, ale nie przestawała za nimi tęsknić. Był jak otwarta księga.

Przyjęła tę śmiałą uwagę ze zrozumieniem, bo nieznajomy z pewnością nie wiedział, że uderzył w jej czułą strunę. Jej życie nie było jego życiem.

– Ocean stanowi wyzwanie – odparła. – Ale daje też mnóstwo satysfakcji.

Przyjął jej słowa wymownym milczeniem.

– Powinienem się przedstawić – powiedział po chwili.

– Nie musisz. Wiem, kim jesteś.

– Wiesz… – Popatrzył na nią zdziwionymi oczyma.

Zauważyła wyraz napięcia na jego twarzy. Pociemniały mu oczy. Nie wiedziała, o czym myśli. Uśmiechnęła się, chcąc uśmierzyć zapadłe między nimi niepokojące milczenie.

– Luca. Luca Baresi. Przepraszam, ale gdy badał cię nasz doktor, pomyślałam, że poszukam twojego dowodu, by zawiadomić twoich bliskich.

– Przeglądałaś moje rzeczy…

– Nie miałeś żadnych rzeczy – odparła szybko. – Tylko przemoczony portfel. Wszystko w środku było zawilgocone. Twoje nazwisko odczytałam z plastikowego dowodu. Jeśli chcesz zadzwonić do rodziny, przyniosę telefon. Na pewno się martwią. Gdzie mieszkasz?

– Nie w pobliżu…

– Gdzieś dalej? – Skinęła w zamyśleniu głową. – W lecie przyjeżdża tu mnóstwo turystów z Londynu. Wielu ma swoje domy letniskowe w większych miastach Kornwalii. Nie mogą żyć bez eleganckich restauracji i pubów z wykwintnym jedzeniem.

– Nie lubisz tych ludzi?

– To nie moja bajka. Nie mam nic przeciwko turystom. Wynajmują nasze łodzie. Ale jestem chyba jedyną osobą w miasteczku, która za nimi nie przepada. Jeśli mieszkasz gdzieś blisko, ojciec odwiezie cię do żony i dzieci…

– Skąd myśl, że jestem żonaty? – spytał zdziwionym głosem.

– Hm… Nie wiem… Tak mi się wydało… – odparła zmieszana.

– Jesteś zamężna?

– Nie.

– Dziwne, wydało mi się, że jesteś… – powiedział z uśmiechem.

– Dlaczego?

Czuła ciepłe mrowienie na skórze. Jej wzrok szukał jego wzroku, ale gdy tylko go znalazł, odwracała oczy. Broniła się przed myślą, że Luca uzna ją za zwykłą wiejską prowincjuszkę, bo przy jego wspaniałej prezencji tak właśnie się czuła.

By uniknąć spojrzenia nieznajomego, rzuciła okiem za okno sypialni. Na niebie kłębiły się czarne chmury. Od czasu, gdy go uratowała z morskiej topieli, wciąż panowała mżawka. Lato nagle znikło. Tak się często zdarza w tej części świata.

– Jesteś młoda i atrakcyjna. Dlaczego jeszcze nie porwał cię któryś z tutejszych kawalerów? Wróciłaś właśnie ze studiów? Wciąż szukasz swojego miejsca w domu?

– Nie każdy może wyjechać na studia. – Zniżyła glos i spojrzała na niego smutnym wzrokiem.

Miała swoje plany i marzenia, ale życie i los stanęły na drodze ich spełnienia.

Często myślała, czy wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby jej matka nie zginęła w wypadku, gdy Cordelia była jeszcze dzieckiem. Matkę potrącił samochód na ulicy w Londynie podczas jednej z jej niezwykle rzadkich wizyt w stolicy po zakupy. Po tej śmierci ojciec Cordelli zamknął się w sobie. Bezpieczeństwo córki stało się jego obsesją. Rzadko pozwalał jej na wyjazdy z miasteczka. Gdy wyjeżdżała, czekał na nią niecierpliwie, w każdej wolnej chwili wyglądając przez okno – nawet wtedy, gdy w wieku dziesięciu lat córka wyjechała na wycieczkę z rodzicami przyjaciółki. Szkolne wycieczki stały się dla niej koszmarem, bo wiedziała, że ojciec czeka w domu prawie nieprzytomny z lęku. Gdy miała czternaście puścił ją na narty, ale gdy w jego oczach zobaczyła bezbrzeżne przerażenie, sama zrezygnowała z wyjazdu. Nauczyła się wspierać ojca, ale przez to dźwigała na ramionach ból ich obojga.

Mimo to wciąż myślała o uniwersytecie. Pragnęła tego wyjazdu. Wiedziała też, że jest on potrzebny i jej, i ojcu. Że muszą się chociaż na jakiś czas rozdzielić.

Gdy miała siedemnaście lat przyjęto ją na uniwersytet w Exeter. Przekonała ojca, że rozstanie posłuży im obojgu. Że będzie często przyjeżdżać. Plany Cordelii brutalnie zniszczyła wtedy śmierć jej brata bliźniaka, Alexa. Chłopak był jej podporą. Instynktownie rozumieli swoje uczucia. Alex rozumiał ją, a ona jego. Po śmierci matki rodzeństwo wspierało się nawzajem. Brat wzmacniał ją, dodawał odwagi i bronił przed inwazyjnym lękiem ze strony ojca, który uważał, że o syna nie musi się martwić, bo ten sam da sobie radę.

Alex nie myślał o studiach. Marzył o przejęciu rodzinnego interesu. Rybactwo miał we krwi. Gdy zmarł, wszystkie marzenia Cordelii rozpadły się jak domek z kart. Musiała zająć miejsce brata. Czasem miała poczucie, że życie się na nią uwzięło. Straciła dwie ukochane osoby. Ledwie mogła udźwignąć ten ciężar. Nie miała nikogo, komu mogłaby się zwierzyć ze swego bólu. Nigdy nie poznała, co znaczy być beztroską nastolatką i dziewczyną jak inne. Weszła w młodość jako kobieta przedwcześnie dojrzała.

I z głęboko skrywanym smutkiem w sercu.

Każdego dnia myślała o tym, dlaczego i jak jej przyszłość obróciła się w popiół, zanim jeszcze się zaczęła. Wzięła się jednak w garść i poświęciła rodzinnej firmie. Wyrosła na świetnego kapitana rybackiego trawlera. Wypływała na połowy i kierowała męską załogą. Woda stała się jej żywiołem. Przyniosła jej tak upragniony spokój duszy. Na otwartym oceanie pozwalała swoim myślom swobodnie płynąć. I marzyła, jakby to było zobaczyć inny świat. Samo pływanie okazało się cudowną ucieczką od przygnębienia i frustracji.

Co ten śniady nieznajomy by sobie pomyślał, gdyby mu zaufała i wyznała prawdę?

– Nigdy nie zależało mi na miejscowych kawalerach – wróciła do rozmowy.

Luca uśmiechnął się, a ten uśmiech nagle wzbudził w niej dreszczyk podniecenia, który przenikał całe jej ciało, porywając wszystko po drodze. Ta czysto zmysłowa reakcja była tak nagła i tak fizyczna, że Cordelia przeżyła prawdziwy wstrząs.

Siedziała z szeroko otwartymi oczyma. W jednej chwili poczuła pustkę w głowie. Przez kilka sekund patrzyła na niego w panice, oszołomiona niespodziewaną reakcją własnego ciała.

Nigdy czegoś takiego nie przeżywała.

Oparł się wyżej na łokciu. Kątem oka dojrzała jego szerokie ramiona i umięśniony brzuch. Ten mężczyzna emanował nagą i dziką zmysłowością.

Niemal zerwała się z brzegu jego łóżka. Pierwszy raz w życiu tak boleśnie uświadamiała sobie swój wygląd.

Wytarte dżinsy i stary szary sweterek. Sięgające pasa blond włosy spięte w przekrzywiony koński ogon. Jak zwykle nie miała makijażu. Jej twarz latem zawsze pokrywała opalenizna. Cordelia była na bosaka, bo tak zawsze chodziła po domu. Wstydliwie schowała za siebie zniszczone dłonie nawykłe do sznurowanych sieci i morskiej wody.

– Dokąd idziesz? – zapytał.

– Mam robotę. Wpadłam tylko zobaczyć, jak się czujesz.

– Wspomniałaś o telefonie…

Cordelia szła właśnie w kierunku drzwi, zastanawiając się, dlaczego jest tak zdenerwowana.

– Muszę użyć twojego, by skontaktować się z moim ojcem – dodał Luca.

– Wiem. Pewnie zamartwia się o ciebie – powiedziała.

– Nie sądzę… Żyję inaczej, niż…

– Chciałam zawiadomić twoją rodzinę… – Cordelia weszła mu słowo – ale w twoim portfelu nie znalazłam żadnych numerów. Nie chciałam w nim szperać.

Dłuższą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.

Niezwykła kobieta, pomyślał. Oszałamiająca. I – co wydało mu się niemożliwe – zupełnie nieświadoma własnych zalet. Była wysoka. Miała niezwykle zgrabną sylwetkę. Jakże inną od sylwetek drobnych, super kobiecych kobiet, które zawsze go pociągały. Cordelia nie była w jego typie, a jednak… Jej długie nogi w wytartych dżinsach… Rysujące się pod sweterkiem pełne i krągłe piersi… Luca nigdy nie widział kobiety tak udanie skrywającej wszystkie oznaki kobiecości. Ukrywa je świadomie? Może tak wypada w tym prowincjonalnym miasteczku?

Wzrok Luki poszybował w stronę idealnego owalu jej twarzy. Pełne usta i krótki, prosty nosek. Oczy o fiołkowym odcieniu, jakiego nigdy nie widział. I te włosy…

Pomyślał o kobietach, które pojawiały się w jego życiu. Zawsze uczesane jak od fryzjera. Cordelia była zupełnie inna, a jej włosy… mówiły wszystko. Związała je w koński ogon, który zdawał się nie wiedzieć, na którą stronę opaść. I ich wibrujące w świetle dnia kolory, od których nie mógł oderwać oczu. Wszystkie odcienie blond – poprzez platynę i jasny miód do koloru toffi. Tak wygląda burza włosów kobiety, która dużą cześć życia spędziła na słońcu i na połowach na pełnym morzu. A także wyciągając z wody głupców, którym nie chciało się sprawdzić prognozy pogody.

Luca uśmiechnął się do siebie i otrząsnął z dziwacznych myśli o tym, jak Cordelia wygląda nago, które nagle wpadły mu do głowy z szybkością błyskawicy. Jak zareagowałoby jej ciało na dotyk jego dłoni?

– Oczywiście zapłacę za połączenie – powiedział, chcąc uciec od własnych myśli.

– Dlaczego? – spytała zaskoczona.

Myśli, że ona chce zażądać opłaty za pobyt? Pieniędzy? Że za wszystko będzie musiał zapłacić?

– Nie jesteśmy ludźmi, którzy policzą ci za telefon – dodała stanowczym i chłodnym głosem. – Uratowałam cię, ale nie sprowadziłam tu, by wyciągnąć pieniądze za twój pobyt.

– To telefon do Włoch – odparł oschłym tonem.

– Włoch?

Jest Włochem. Powinna się była domyśleć. Choćby z samego nazwiska. W jej miasteczku w szczycie sezonu bardzo rzadko spotykało się cudzoziemców. Mimo to poczuła dreszcz ekscytacji, a jej wyobraźnia nagle poszybowała w nieznane.

Włochy!

Samo słowo smakowało inaczej.

– Tam mieszkam. – Luca patrzył na nią uważnie spod długich rzęs.

Czy ona się domyśla, komu uratowała życie? We Włoszech wszyscy wiedzieli, kim jest. Nawet tu, w Kornwalii, wielu słyszało o jego arystokratycznym rodzie. Choćby z racji produkowanego przezeń i eksportowanego na wszystkie kontynenty znakomitego wina. Winiarski „Dom Baresi” był taką samą legendą, jak bajkowe bogactwo samej rodziny. Od urodzenia Luca żył w świetle arystokratycznego pochodzenia rodu. Obracał się w świecie europejskiej śmietanki towarzyskiej wyraźnie oddzielonej murem obronnym od świata na zewnątrz. Zwykli śmiertelnicy rzadko mieli okazję przekroczyć ten mur. Nawet jeśli czasem Luca pragnął wyjść poza swój świat, poczucie obowiązku szybko nakazywało mu doń wrócić.

Był arystokratą z krwi i kości.

Przyjaciele i członkowie jego licznej wielopokoleniowej rodziny również należeli do lepszego świata. Jedyną zwykłą osobą, która wkroczyła w ten ściśle strzeżony krąg, była jego matka. Ale jej historia nie miała szczęśliwego zakończenia.

Dlatego, jak tylko mógł, zawsze unikał wspomnień.

– W Toskanii – wrócił do rozmowy. – Byłaś tam?

– Niezbyt często wyjeżdżam z Kornwalii – odparła i skrzywiła się, widząc wyraz niedowierzania na jego twarzy.

Tak niewielu ludzi spotkała. Jej życie było do bólu przewidywalne. Ale wciąż była młoda. Raptem niewiele ponad dwudziestkę! Powinna cieszyć się każdym nowym doświadczeniem. Zmieniać swoje życie. Wszyscy w miasteczku znali jej historię, ale Cordelia czuła przemożne pragnienie, by opowiedzieć ją komuś innemu, przybywającemu z dalekiego i egzotycznego miejsca. Kto już nigdy, a przynajmniej w bliskiej przyszłości, nie zawita do jej zapyziałego miasteczka.

– Dlaczego? – zapytał.

Popatrzyła na niego w milczeniu, bo nagle poczuła ogromny smutek. Pomyślała o wszystkim, co się jej w życiu przydarzyło. O tym, co przykuło ją do tego miejsca, gdzie czuła się jak ptak w klatce. Jak pozbierać wszystkie te małe odpryski przeszłości i ubrać je w kilka luźnych i zdawkowych zdań? Szaleństwo. Zapomnij o swoich głupich marzeniach!

Ledwie znała na wpół leżącego na łóżku mężczyznę.

Nie wiedziała nawet, jak zacząć odpowiedź na jego proste pytanie.

Luca przeciągnął się, usiadł i w jednej chwili spuścił nogi na ziemię.

– Muszę trochę pochodzić – rzucił przez ramię. – I założyć swoje ubranie.

Milcząco skinęła głową. Ani na chwilę nie spuszczała z niego wzroku. Był silny. Jeszcze dwa dni temu, by dojść do łazienki, musiał się oprzeć na ramieniu jej ojca. Teraz stał już o własnych siłach. Za chwilę całkowicie odzyska zdrowie.

Bezwiednie szeroko otworzyła usta, gdy odwrócony tyłem Luca bez ostrzeżenia i bez żadnego skrępowania zaczął się rozbierać.

Odwróciła wzrok i poczuła, jak jej policzki zalewa rumieniec.

– Możesz patrzeć – powiedział rozbawionym głosem.

Wciąż zarumieniona spojrzała w jego stronę.

Język jej ciała mówił, jak bardzo jest onieśmielona i skrępowana. Luca nigdy nie wiedział takiej reakcji. Czy kiedykolwiek jakaś kobieta, widząc jego półnagie ciało, zachowywała się tak, jakby za chwilę miała zapaść się pod ziemię? Cordelia zaciekawiała go coraz bardziej. Jest piękna, ale czy tak niewinna, na jaką wygląda?

– Ile masz lat? – zapytał nagle.

– Dwadzieścia cztery. Dlaczego pytasz?

Wzruszył ramionami.

– Mówiłaś, że rzadko wyjeżdżasz.

– Bo to piękny zakątek, a Atlantyk to nasze życie i miłość. Tu się rodzimy i umieramy. Zdziwiłbyś się, jak wielu żyjących tu ludzi nie lubi wyjeżdżać.

Ale nie ja, pomyślała. Nie ja! Coś jednak kazało jej bronić się przed jego ciekawością.

Luca najwyraźniej puścił mimo uszu jej odpowiedź, która nie była odpowiedzią. Po raz pierwszy uważnie rozejrzał się wokół. Nie pamiętał, jak znalazł się w tym domu. Patrzył teraz za okno i widział bezmierne szare fale oceanu. Wstęgę pustej drogi w dali i otaczającą ją plątaninę zieleni schodzącą w dół aż do brzegu. Wszystko otaczała lekka mgiełka mżawki. Pozostałość sztormu, który przewrócił do góry dnem jego łódź.

Rzadko zwracał uwagę na własne otoczenie. Zwłaszcza na pałacową rezydencję, gdzie mieszkał, i inne należące do niego drogie nieruchomości. Wszystkie były równie okazałe, co nieprzyzwoicie drogie i pełne przepychu. Ale jeśli od dziecka otacza nas bajkowe bogactwo, uodparniamy się na jego wpływ na nasze życie. Luca nie zwracał więc uwagi także na wille swoich przyjaciół i członków rodziny. Jedne były bardziej wytworne, inne – mniej. Apartamenty i miejskie rezydencje, gdzie mieszkały jego kolejne kochanki, kosztowały krocie. Ale były to pieniądze ich bogatych rodziców.

Takimi torami biegło jego życie.

Pokój, w którym teraz spał, był więcej niż skromny. Duży i z drewnianą podłogą, na której leżał mocno już podniszczony perski dywan bez powodzenia próbujący nadać pomieszczeniu choćby pozór luksusu. Stare meble lśniły czystością, ale ściany wymagały świeżej farby. Łóżko było duże i bardzo wygodne. Mimo skromnego urządzenia pokój miał w sobie coś ciepłego i przytulnego.

– Pokażesz mi dom? Muszę rozprostować nogi. Mam poczucie, że całe lata leżałem bez ruchu.

– A telefon? – spytała.

– Ach… zapomniałem… – Spojrzał na nią swoimi głęboko zielonymi oczyma.

Uśmiechnął się. Rzadko zdarzało mu się bywać w towarzystwie kobiet, które nie znały skali jego bogactwa. Przy Cordelii doznawał więc dziwnego poczucia wyzwolenia. Mógł być sobą. Nie szefem ogromnego rodzinnego biznesu, który teraz prowadził, a który niemal zbankrutował przez złe decyzje ojca Luki. Ani arystokratą, który, gdy tylko zjawiał się na przyjęciu, natychmiast przyciągał zachłanne spojrzenia wysoko urodzonych kobiet.

Tu był tylko rozbitkiem. Człowiekiem z nieokreśloną jeszcze przyszłością.

Nie bardzo zresztą wiedział, kim jest, bo w tym skromnym domu otaczająca go całe życie otoczka nagle rozpłynęła się jak dym na wietrze. Miał dziwne poczucie wolności. Czuł się nagi, ale z chęcią poddawał się losowi.

Zwłaszcza w towarzystwie kobiety tak pociągającej jak ta, która teraz patrzyła mu prosto w oczy.

– Jak mówiłem… – mruknął – nikt z mojej rodziny i znajomych nie zawiadamiał jeszcze policji.

Wypływając w krótki rejs, zażądał od pracowników całkowitej swobody ruchów. Mają się o niego nie martwić. Osobistej sekretarce przekazał, że nie będzie go kilka dni. Ile? Nie powiedział. Musiała odwołać wszystkie jego zaplanowane spotkania. Nawet ojciec nie wiedział, kiedy syn wróci. Zresztą obaj nigdy nie ingerowali w swoje życie prywatne. Zawsze byli niezależni od siebie. A inni…?

Jacy inni? Był jedynym dzieckiem i zawsze – bez względu na wszystkich – robił, co chciał. Nie wierzył w pracę zespołową. Polegał tylko na sobie. Ta strategia zawsze znakomicie mu służyła.

Teraz jednak odczuwał dotkliwą niepewność, bo wiedział, że w tej sytuacji musi polegać na innych.

Niecierpliwie potrząsnął głową.

– Pokażesz mi dom? – szorstkim głosem powtórzył pytanie.

– Jeśli opowiesz mi o swoim życiu we Włoszech – odparła zdziwiona własną ciekawością i śmiałością.

Odetchnął z ulgą. O swoim kraju mógł opowiadać bez końca. Pejzaż łagodnych wzgórz Toskanii. Piękno Alp i majestat Apenin. Panujący między tymi górami cudowny klimat, który tak sprzyja uprawom najlepszych szczepów winogron i produkcji najbardziej wykwintnego wina w całych Włoszech. Mógłby opowiedzieć Cordelii o maleńkich miasteczkach otaczających jego winnice i ich mieszkańcach, których od pokoleń zatrudnia jego rodzina.

Oczywiście nie zdradziłby, kim jest naprawdę i jak ogromne wpływy daje mu jego pozycja w regionie.

Wyszli z pokoju i przeszli korytarzem, zaglądając po drodze do innych sypialni dla gości. Drewnianymi schodami zeszli na dół. Patrzył na jej prężne ruchy, wyobrażając sobie, jak wyglądałyby jej rozpuszczone włosy. Tak długich nigdy nie widział u żadnej kobiety.

Stanęli w przestronnym holu z podłogą ze zwykłej biało-czarnej kamiennej mozaiki.

– Opowiem ci, co chcesz o moim kraju… – powiedział miękkim głosem –pod warunkiem, że powiesz mi, dlaczego stąd nie wyjeżdżasz.

– Uczciwy układ. Zgoda. – Uśmiechnęła się z lekkim wahaniem i od niechcenia przerzuciła koński ogon przez ramię. Chciała mu zadać tyle pytań, a nie wiedziała, od którego zacząć.

Mogła też wiele powiedzieć mu o sobie. Czemu nie? Ojciec wypłynął na połów i wróci dopiero za kilka godzin, a ten mężczyzna, który nagle znikąd zjawił się w jej przewidywalnym świecie, przyciągał ją jak magnes.

Co złego w rozmowie? Nie zabawi tu długo, a Cordelia tak dawno nie rozmawiała z mężczyzną. Rozmawiała naprawdę, a nie trajkotała o bzdurach i plotkach z miejscowymi rybakami.

Ostatni raz z bratem. Tak dawano temu! Przez tyle lat żyła cichym i skrytym życiem, robiąc to, co do niej należało.

Nie dzieląc się z nikim swoją samotnością.

Co może być złego w tym, że otworzy się przed nieznajomym?

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY